Skip to main content

Full text of "Rozprawy"

See other formats


Google 


This  is  a  digital  copy  of  a  book  that  was  prcscrvod  for  gcncrations  on  library  shclvcs  bcforc  it  was  carcfully  scannod  by  Google  as  part  of  a  projcct 

to  make  the  world's  books  discoverablc  onlinc. 

It  has  survived  long  enough  for  the  copyright  to  cxpirc  and  thc  book  to  cntcr  thc  public  domain.  A  public  domain  book  is  one  that  was  never  subjcct 

to  copyright  or  whose  legał  copyright  term  has  expircd.  Whcthcr  a  book  is  in  thc  public  domain  may  vary  country  to  country.  Public  domain  books 

are  our  gateways  to  the  past,  representing  a  wealth  of  history,  cultuie  and  knowledge  that's  often  difficult  to  discovcr. 

Marks,  notations  and  other  maiginalia  present  in  the  original  volume  will  appear  in  this  file  -  a  reminder  of  this  book's  long  journcy  from  thc 

publishcr  to  a  library  and  finally  to  you. 

Usage  guidelines 

Google  is  proud  to  partner  with  libraries  to  digitize  public  domain  materials  and  make  them  widely  accessible.  Public  domain  books  belong  to  the 
public  and  we  are  merely  their  custodians.  Nevertheless,  this  work  is  expensive,  so  in  order  to  keep  providing  this  resource,  we  have  taken  steps  to 
prevent  abuse  by  commercial  partics,  including  placing  technical  rcstrictions  on  automatcd  querying. 
We  also  ask  that  you: 

+  Make  non-commercial  use  ofthefiles  We  designcd  Google  Book  Search  for  use  by  individuals,  and  we  request  that  you  use  these  files  for 
person  al,  non-commercial  purposes. 

+  Refrainfrom  automated  ąuerying  Do  not  send  automatcd  queries  of  any  sort  to  Google's  system:  If  you  are  conducting  rcsearch  on  machinę 
translation,  optical  character  recognition  or  other  areas  where  access  to  a  laigc  amount  of  text  is  hclpful,  pleasc  contact  us.  We  cncourage  the 
use  of  public  domain  materials  for  these  purposes  and  may  be  able  to  help. 

+  Maintain  attributłonTht  Goog^s  "watermark"  you  see  on  each  file  is  essential  for  in  forming  peopleabout  this  project  andhelping  them  lind 
additional  materials  through  Google  Book  Search.  Please  do  not  remove  it. 

+  Keep  it  legał  WhatCYcr  your  use,  remember  that  you  are  responsible  for  ensuring  that  what  you  are  doing  is  legał.  Do  not  assumc  that  just 
becausc  we  believc  a  book  is  in  the  public  domain  for  users  in  the  United  States,  that  the  work  is  also  in  the  public  domain  for  users  in  other 
countries.  Whcthcr  a  book  is  still  in  copyright  varies  from  country  to  country,  and  we  can'l  offcr  guidancc  on  whcthcr  any  specific  use  of 
any  specific  book  is  allowed.  Please  do  not  assume  that  a  book's  appearance  in  Google  Book  Search  means  it  can  be  used  in  any  manner 
anywhere  in  the  world.  Copyright  infringement  liabili^  can  be  quite  severe. 

About  Google  Book  Search 

Google's  mission  is  to  organize  the  world's  information  and  to  make  it  universally  accessible  and  useful.   Google  Book  Search  helps  rcaders 
discoYcr  the  world's  books  while  helping  authors  and  publishers  reach  new  audiences.  You  can  search  through  the  fuli  icxi  of  this  book  on  the  web 

at|http  :  //books  .  google  .  com/| 


Google 


Jest  to  cyfrowa  wersja  książki,  która  przez  pokolenia  przechowywana  była  na  bibliotecznydi  pólkach,  zanim  została  troskliwie  zeska^ 

nowana  przez  Google  w  ramach  projektu  światowej  bibhoteki  sieciowej. 

Prawa  autorskie  do  niej  zdążyły  już  wygasnąć  i  książka  stalą  się  częścią  powszechnego  dziedzictwa.  Książka  należąca  do  powszechnego 

dziedzictwa  to  książka  nigdy  nie  objęta  prawami  autorskimi  lub  do  której  prawa  te  wygasły.    Zaliczenie  książki  do  powszechnego 

dziedzictwa  zależy  od  kraju.    Książki  należące  do  powszechnego  dziedzictwa  to  nasze  wrota  do  przeszłości.    Stanowią  nieoceniony 

dorobek  historyczny  i  kulturowy  oraz  źródło  cennej  wiedzy. 

Uwagi,  notatki  i  inne  zapisy  na  marginesach,  obecne  w  oryginalnym  wolumenie,  znajdują  się  również  w  tym  pliku  -  przypominając 

długą  podróż  tej  książki  od  wydawcy  do  bibhoteki,  a  wreszcie  do  Ciebie. 

Zasady  uźytkowEinia 

Google  szczyci  się  współpracą  z  bibliotekami  w  ramach  projektu  digitalizacji  materiałów  będących  powszechnym  dziedzictwem  oraz  ich 
upubliczniania.  Książki  będące  takim  dziedzictwem  stanowią  własność  publiczną,  a  my  po  prostu  staramy  się  je  zachować  dla  przyszłych 
pokoleń.  Niemniej  jednak,  prEice  takie  są  kosztowne.  W  związku  z  tym,  aby  nadal  móc  dostEu^czać  te  materiały,  podjęliśmy  środki, 
takie  jak  np.  ograniczenia  techniczne  zapobiegające  automatyzacji  zapytań  po  to,  aby  zapobiegać  nadużyciom  ze  strony  podmiotów 
komercyjnych. 
Prosimy  również  o; 

•  Wykorzystywanie  tych  phków  jedynie  w  celach  niekomercyjnych 

Google  Book  Search  to  usługa  przeznaczona  dla  osób  prywatnych,  prosimy  o  korzystanie  z  tych  plików  jedynie  w  nickomcrcyjnycti 
celach  prywatnych. 

•  Nieautomatyzowanie  zapytań 

Prosimy  o  niewysylanie  zautomatyzowanych  zapytań  jakiegokolwiek  rodzaju  do  systemu  Google.  W  przypadku  prowadzenia 
badań  nad  tlumaczeniEimi  maszynowymi,  optycznym  rozpoznawaniem  znaków  łub  innymi  dziedzinami,  w  których  przydatny  jest 
dostęp  do  dużych  ilości  telfstu,  prosimy  o  kontakt  z  nami.  Zachęcamy  do  korzystania  z  materiałów  będących  powszechnym 
dziedzictwem  do  takich  celów.  Możemy  być  w  tym  pomocni. 

•  Zachowywanie  przypisań 

Znak  wodny"Googłe  w  łsażdym  pliku  jest  niezbędny  do  informowania  o  tym  projekcie  i  ułatwiania  znajdowania  dodatkowyeti 
materiałów  za  pośrednictwem  Google  Book  Search.  Prosimy  go  nie  usuwać. 


Hganie  prawa 

W  ItEiżdym  przypadku  użytkownik  ponosi  odpowiedzialność  za  zgodność  swoich  działań  z  prawem.  Nie  wolno  przyjmować,  że 
skoro  dana  łisiążka  została  uznana  za  część  powszecłmego  dziedzictwa  w  Stanach  Zjednoczonych,  to  dzieło  to  jest  w  ten  sam 
sposób  tralrtowane  w  innych  krajach.  Ochrona  praw  autorskich  do  danej  książki  zależy  od  przepisów  poszczególnych  lirajów,  a 
my  nie  możemy  ręczyć,  czy  dany  sposób  użytkowania  którejkolwiek  książki  jest  dozwolony.  Prosimy  nie  przyjmować,  że  dostępność 
jakiejkolwiek  książki  w  Google  Book  Search  oznacza,  że  można  jej  użj'wać  w  dowolny  sposób,  w  każdym  miejscu  świata.  Kary  za 
naruszenie  praw  autorskich  mogą  być  bardzo  dotkliwe. 

Informacje  o  usłudze  Google  Book  Search 

Misją  Google  jest  uporządkowanie  światowych  zasobów  informacji,  aby  stały  się  powszechnie  dostępne  i  użyteczne.  Google  Book 
Search  ułatwia  czytelnikom  znajdowanie  książek  z  całego  świata,  a  autorom  i  wydawcom  dotarcie  do  nowych  czytelników.  Cały  tekst 
tej  książki  można  przeszukiwać  w  Internecie  pod  adresem  [http :  //books .  google .  comT] 


^  VV-#^Vr^»^/*  r.-?/      /,. 

L  Soc  sys-/.  /^-J^~ 


/^ 

1 

mM 

SMiA^^^I 

BHśta 

li 

ws 

It)aiUarti  CoHcgi:  ILiljraru 

<  'II  Al.'  1. 

-:s    M  I  \  (  )']■ 

\ 


ROZPRAWY 

AKADEMII  UMIEJĘTNOŚCI. 

WYDZIAŁ 

HISTORYCZNO-FILOZOFICZNY. 


Serya  II.  Tom  XV. 


Ogólnego    sbiora    tom    czterdziesty. 
(Z  liedmioma  Dulami). 


w  KRAKOWIE. 

NAKŁADEM  AEADEMn  lUlEJt^lłOŚCL 

BKLiD  OŁitynn  w  khi^o^rni  spółki  WIDAWNIOZU  POŁSKJB). 

1901. 


Kraków,  1901.  —  Drakamia  Uniwersytetu  Jagiellońskiego,  pod  zarządem  J.  Filipowskiego. 


TREŚĆ. 


Strona 

1.  W.  Kętiizy*0Ki:   O  ^owianmch,  mieszkających  niegdyś  międsy  Benem 

a  Łabą,  Salą  i  cseską  granicą 1—142  ^ 

2.  W.  Nowodworski:  Lata  sskolne  Jana  Zamoyskiego 143 — 173 

3.  O.  Bałsib:  W  sprawie  sankcyi  statnta  masowieckiego  pierwsiego  ■  rokn 

1632 174—267*^ 

4.  F.  Bujak:  Kalimach  i   inajomofó  państwa  tureckiego  w  Polsce  ok<^o 

pocsątka  KYI  wieka 268—288  ^ 

5.  S.  Kutrssba:   Sądy  aiemskie  i  grodzkie  w  wiekach  średnich.  1.  Woje-  y 

w6d»two  Krakowskie  (1374-1601) 289-411  ^ 


-«F^ 


o  Słowianach  mieszkających  niegdyś  między  Renem  a  Łabą. 

Salą  i  czeską  granicą. 

Napieal 

Dr  Wojciech   Kętrzyński. 

PRZEDMOWA. 

Podejmując  na  nowo  sprawę  poruszoną  przezemnie  r.  1868  w  mojej 
książce  ^Die  Lygier^,  znalazłem  się  w  bardzo  trudnem  położeniu,  gdyż 
miejscowe  biblioteki  w  sposób  bardzo  niedostateczny  są  zaopatrzone 
w  dzieła  odnoszące  się  do  mego  przedmiotu;  wiele  trzeba  było  dopiero 
kupić,  wiele  sprowadzić  z  bibliotek  zakrajowycL  Wskutek  tego  nie 
korzystałem  z  całego  materyału,  w  którym  mógłbym  znaleść  jeszcze 
nowe  szczegóły;  pomimo  tego  sądzę,  że  i  tak  zapas  wiadomości  zebranych 
jest  tak  obfity,  że  wystarczy  zupełnie  do  przeprowadzenia  zamierzonego 
dowodu.  Że  w  kwestyach  mniej  ważnych  pozostaną  jeszcze  wątpliwości, 
jest  niestety  prawdą;  na  usunięcie  ich  niema  innej  rady,  jak  szczegó- 
łowe opracowanie  i  monografie  niektórych  narodów  słowiańskich,  jak 
n.  p.  Markomanów,  oraz  badanie  dokładne  początkowej  przynajmniej 
Łistoryi  plemion  skandynawskich  i  germańskich,  jak  Franków,  Saksoń- 
czyków,  Alamanów,  Szwabów,  Bawarczyków,  Gotów,  Wandalów,  Lon- 
gobardów  itp.,  których  dzieje  nauka  niemiecka,  wychodząc  z  mylnego 
zupełnie  założenia,  prędzej  zaciemniła  aniżeli  objaśniła. 

Życzyćby  należało,  ażeby  uczeni  czescy,  łużyccy  i  słowieńscy, 
starali  się  zebrać  przechowane  w  ich  mowach,  słowiańskie  nazwy  tych 
miejscowości  w  krajach  sąsiednich,  które  znane  są  dotąd  tylko  w  for- 
mie niemieckiej  lub  w  formie  zniemczonej,   a   mianowicie  nazwy  rzek 

Bosprawy  Wjdz.  biit.-flloz.  T.  XŁ.  1 


2  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

i  gór,  które  ze  wszystkich  są  najciekawsze  i  najważniejsze.  Wiedząc  n.  p. 
jak  niektóre  zniemczone  miejscowości  nazywają  się  rzeczywiście  po 
słowiańska,  będzie  można  dopiero  wyrobić  sobie  zdanie,  jakim  zmianom 
uległy  owe  nazwy  i  według  jakich  prawideł  odbywały  się  te  zmiany. 
Tak  postępując  uda  nam  się  może  odtworzyć  na  nowo  zaginiony 
świat  zachodnio-słowiański  i  poznać  bliżej  charakter  jego  języka  i  przy- 
należność szczepową. 

Lwów  w  kwietniu  r.  1899. 


Do  niedawna  mniemano,  że  najdalszą  ku  zachodowi  granicę  Sło- 
wian stanowiły  Łaba  i  jej  dopływ  Sala,  oraz  kresy  czesko-bawarskie. 
Wiedziano  jednak  o  tem,  że  i  poza  Łabą  i  Salą  i  poza  górami  cze- 
skiemi  Słowianie  mieszkali  na  dalszym  zachodzie;  zastanawiano  się 
nawet  nieraz  nad  tem,  ale  opierając  się  zwykle  na  szczuj^ej  liczbie 
faktów  lub  kierując  się  uprzedzeniami  i  teoryami  z  góry  przyjętemi, 
przychodzono  do  rezultatów,  które  się  nie  liczyły  z  rzeczywistym  sta- 
nem rzeczy,  bo  objaśniano  istnienie  Słowian  w  tamtych  stronach  zwykle 
tem,  że  św.  Bonifacy  i  Karol  Wielki  mieli  ich  osiedlić  w  Niemczech 
południowych  i),  a  do  środkowych  i  północnych  okolic  Słowianie  mieli 
wtargnąć  po  upadku  państwa  turyngskiego.  I  jak  to  mogłoby  być 
inaczej,  skoro  nad  Ogrzą  w  ziemi  chebskiej,  jak  przypuszczają,  od 
prawieków  mieszkać  mieli  Germanie. 

Sądząc,  że  kwestya  osiedlenia  Słowian  w  dzierżawach,  uważanych 
obecnie  za  pierwotnie  i  wyłącznie  niemieckie,  jest  zbyt  ważna,  aby  ją, 
jak  dotychczas,  traktować  mimochodem,  postanowiłem  ją  rozebrać  sy- 
stematycznie i  gruntownie,  korzystając  z  całego  materyału  obejmują- 
cego przestrzenie  od  Alp  aż  do  morza  niemieckiego,  którego  nam  do- 
starczają mapy  sztabowe  państw  niemieckiego  i  austryackiego,  oraz  różne 
kroniki  i  dokumenta.  Czynimy  to  zaś  w  przekonaniu,  że  wyjaśnienie 
bytu  Słowian  na  ziemiach  niby  czysto  niemieckich  przyczyni  się  do 
rozjaśnienia  innej  kwestyi  nader  ciemnej,  do  rozwiązania  zagadki  dzie- 
jowej, kiedy  Słowianie  przybyli  właściwie  do  swoich  siedzib  historycznie 
znanych,  bo  dotychczas  uczeni  niemieccy  utrzymują,  że  całą  środkową 
Europę  aż  daleko  za  Wisłę  zajmowały  pierwotnie  narody  germańskie 
i  że  Słowianie  dopiero  wtedy  posunęli  się  naprzód  aż  do  Łaby  i  Sali, 
gdy  Germanowie  wynieśli  się  stamtąd  na  południe  i  zachód. 


O  Sepp:   Ansiedelang  kriegsgefangener  Slayen  oder  Sklaven  in  Altbayern,  sir. 
2,  16,  70. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY   RENEM   A   ŁABĄ   I    T.    D.  O 

Przeciw  takiemu  nmiemanin  dziś  silniej  niż  kiedykolwiek  przedtem 
nie  tylko  wśród  Niemców,  ale  i  wśród  Słowian  rozpowszechnionemu, 
wystąpiło  od  czasów  Szafarzyka  wielu  uczonych  słowiańskich,  miano- 
wicie czeskich  i  polskich,  lecz  bez  wyraźnego  skutku;  bo  zdanie  stoi 
-ciągle  jeszcze  przeciw  zdaniu;  dotąd  nie  nastąpiło  ani  zbliżenie  ani 
pojednanie.  Mamy  nadzieję,  że  drogą,  którą  obecnie  kroczyć  zamierza- 
my, zdołamy  rozwiązać  i  tę  pierwszorzędną  dla  dziejów  całego  świata 
kwestyę. 

I. 

Siady  słowiańskie  na  ziemi  zachodnio-niemieckiej. 

a.  Uwagi  wstępne, 

Wenn  die  Ydlker  Łeben,  Namen  and  Spra- 
che  verioren  haben,  so  sprecben  sie  doch  noch 
in  ihren  Ortsnamen  fort.  8ieuh, 

Gdy,  jak  Steub  powiada,  narody  zaginione  prowadzą  życie  jeszcze 
pozagrobowe  w  swych  nazwach  miejscowych,  to  trzeba  przedewszyst- 
kiem,  skoro  mówić  chcemy  o  Słowianach  i  śladach  ich  istnienia  na 
ziemi  niemieckiej,  zastanowić  się  nad  tem,  po  czem  właściwie  poznać 
nazwy  słowiańskie  i  czem  się  różnią  od  niemieckich. 

Zgadzają  się  wszyscy  —  nie  wyjąwszy  uczonych  niemieckich  — 
że  nazwy  miejscowe,  zakończone  na  „itz^,  są  pochodzenia  słowiańskiego, 
bo  7,itz^  zastępuje  albo  patronimiczne  „ici,  ice^  albo  zdrobniałą  formę 
„ica^.  Ponieważ  zatem,  co  się  tyczy  tego  zakończenia,  jest  zgoda  po- 
wszechna, przeto  przyjęliśmy  je  za  główną  podstawę  naszych  poszuki- 
wań, wyłączając  z  tego  szeregu  wszystkie  te  nazwy,  w  których  tkwić 
może  pierwiastek  niemiecki,  jak  „fritz^,  „spitz^,  „schlitz^,  „kibitz^  itp. 
Sądzimy,  że  głównie  na  nich  polegając,  nie  popełnimy  wiele  błędów, 
choć  i  takie  tu  i  ówdzie  zdarzyć  się  mogą,  lecz  z  pewnością  nie  często. 

Tak  samo  zgoda  istnieje  co  do  nazw  miejscowych  na  ^^gast^  ^), 
po  polsku  „goszcz^. 

Z  nazw  miejscowych,  zakończonych  na  „aha,  affa,  apa,  owe,  dzi- 
siaj au^,  które  odpowiadają  słowiańskim  końcówkom  „ów,  owa,  owo 
lub  awa^,  korzystamy  tylko  w  rzadkich  wypadkach,  gdzie,  jak  na 
kresach  północnych  i  we  Frankonii  górnej  potężniej  rozwinęło  się  życie 


O  Wyjątek  stanowią  tylko  naswy  miejscowe  na  „^ast"  napotykane  nad  morsem 
p^Inocnem,  mianowicie  we  Fryzji,  gdzie „  gast**  stoi  zamiast  ngest**,  „geist**,  co  oznacza 
jH)le  wyiej  poloione,  snchsze  i  nmiej  urodzajne. 


4  WOJCIBGH   KĘTRZYŃSKI. 

słowiańskie  i  dłnżej  trwało  jak  gdzieindziej.  Wogóle  nazwy  na  „au*^- 
bywają  częste  zwykle  w  okolicach,  gdzie  i  tak  nie  brak  nazw  słowian-^ 
skich;  w  stronach  od  dawien  dawna  już  gruntownie  zgermanizowanych^ 
zakończenie  „au"  należy  do  wyjątków. 

W  Pomeranii  licznemi  są  bardzo  nazwy  miejscowe  na  „tin  =  cin" 
a  w  Polsce  na  „in";  powtarzają  się  one  także  w  t.  zw.  marchii  wendyjskiej 
nad  dolną  Łabą;  wyliczymy  je  wszystkie  jako  niewątpliwie  słowiańskie. 

Uwzględniliśmy  także  niektóre  inne  nazwy,  co  do  których,  zda- 
niem naszem,  nie  zachodzi  żadna  wątpliwość,  że  są  słowiańskie,  jak 
n.  p.  Belgrad,  Gród,  Prag,  Premeusel  (Przemyśl),  Culm  lub  Kulm  i  tym 
podobne  nazwy  złożone,  przerobione  z  słowiańskiego  „chłum,  chełm"  itp. 
Ich  liczba  jednak  jest  tak  mała^  że  o  wyniku  rozprawy  stanowić 
nie  może. 

Na  drugą  kategoryę  nazw  oznaczających  bez  zaprzeczenia  ludność 
słowiańską,  składają  się  miejscowości  nazwane  „Winden,  Wind,  Wen- 
den^  i  niektóre  od  nich  pochodne;  za  kolonie  słowiańskie  uważają  je 
Forsteman^),  Krieger*),  Meitzen*)  i  inni.  Tego  samego  znaczenia  jest 
przymiotnik  „Windisch"  dodany  innym  nazwom. 

O  trzeciej  kategoryi  podają  nam  wiadomość  dokumenta,  budowa 
wsi  słowiańska  i  nazwy  pól  słowiańskie,  przechowane  w  wielu  miej- 
scach do  dziś  dnia;  są  to  miejscowości  z  nazwami  niemieckiemi,  w  któ- 
rych pomimo  to  mieszkała  niegdyś  ludność  słowiańska.  Na  mapach  do 
niniejszego  dzieła  dodanych  uwzględniliśmy  tylko  te  miejscowości, 
w  których  według  dokumentów  mieszkali  Słowianie.  Inne  opuściliśmy, 
gdyż  i  tak  nazwy  zbyt  gęsto  stoją  jedne  obok  drugich. 

Gromadząc  nazwy  słowiańskie,  do  dziś  dnia  istniejące,  korzysta- 
liśmy przedewszystkiem  z  map  sztabów  generalnych  niemieckiego  i  au- 
stryackiego,  a  gdzie  pierwszych  jeszcze  brak,  z  dawniejszych  map 
sztabów  generalnych  pruskiego  i  hanowerskiego,  oraz  z  dzi^  następu- 
jących: Grtlbel:  Statistisches  Orts-Lexicon  des  Kónigreiches  Baiem. 
Ansbach  1896.  —  Krieger:  Topographisches  W5rterbuch  des  Grossher- 
zogthums  Baden.   Heidelberg  1898.  —  Julius  Studer:  Schweizer  Orts- 


^)  Althochdeutsohes  Namenbach :  II,  1617 — 1618.  Yinid.  Im  gansen  deuten  die 
folgenden  Namen  anf  wendische  Ansiedlangen ;  htSchst  eelten  kOnnte  man  yersacht  seiiiy 
an  ahd.  V7enti,  nhd.  wende,  grenze  za  denken. 

')  Topographisches  Wdrterbuch  des  Orossherzogthams  Baden  str.  904:  Winden 
=  Boi  den  Wenden ;  womit  eine  Kolonie  kriegsgefangener  Slaven  gemeint  sein  dUrfte. 

^  Meitzen:  Siedelang  and  Agrarwesen  II,  iOd; — 405.  Wyliczywszy  cały  szereg 
nazw  jak  Winden,  Reinswinden,  Geroldswind  itp.  powiada:  Es  enstanden  also  d3  an- 
zweifelhaft  Ton  Slawen  bewohnte  Ortschaften  diesseits  des  Limes  bis  weit  nach  We- 
sten  etc. 


o   SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENSM   A   ŁABĄ    I    T.    D.  O 

namen.  Ztińch  1896.  —  Dr.  Heinrich  Boettger:  Diocesan  und  Gau- 
grenzen  Norddeutschlands.  Halle  1875 — 1876.  4  tomy.  —  Dr.  A.  Bruck- 
ner: Die  Blayifichen  Ansiedlongen  in  der  Altmark  and  im  Magdebur- 
gischen.  Łeipzig  1879. 

b.  Słowiańskie  nazwy  miejscowe  w  Niemczech  południowych 

i  w  krajach  alpejskich. 

O  Słowianach  bawarskich  pisali  już  przed  wielu  laty  Holle^) 
i  Haas^);  nad  nimi  zastanowił  się  Zeuss  w  swem  dziele:  Die  Deut- 
Bchen  und  ihre  Nachbarstftmme,  oraz  Szafarzyk  w  swoich  Staro- 
Ź3rtnościach  słowiańskich.  Poświęcił  im  uwagę  także  August  Mei- 
tzen  w  swem  pod  każdym  względem  znakomitem  dziele:  Siedelung 
und  Agrarwesen  der  Westgermanen  und  Ostgermanen,  der  Kelten, 
Bomer,  Finnen  und  Slawen,  t.  II,  str.  402  itd.  Niedawno  temu  ogłosił 
o  nich  rozprawę  profesor  O.  Sepp  w  Monachium:  Ansiedlung  kriegsge- 
fangener  Slayen  oder  Sclayen  in  Altbayem  und  ihre  letzten  Spuren. 
1897.  Jest  to  pismo,  które  robi  wrażenie  nie  rozprawy  poważnego 
uczonego,  lecz  raczej  broszury  napisanej  w  duchu  hakatystycznym. 

Chcąc  dać  obraz  osiedlenia  słowiańskiego  w  Bawaryi,  podajemy 
tu  spis  miejscowości,  idąc  od  północy  ku  południowi;  nie  ręczymy  je- 
dnak, żeśmy  nie  opuścili  żadnego  nazwiska. 

Północnym  zakątkiem  Bawaryi,  przytykającym  do  Czech,  jest 
górna  Frankonia;  tam  znajdujemy: 

Pod  miastem  Hof:  Deberlitz,  Feilitsch,  Joditz,  Koditz,  Łanitz, 
Lanitz-Mllhle,  Łeimitz,  Neu-Tauperlitz,  Quellitz,  Quellitz-Mtihle,  Tau- 
perlitz,  UUitz,  Weinzlitz,  Zedwitz. 

Pod  Najłą:  Culmitz,  Selbitz  (Silewice •),  Selbitz-Muhle,  Thiemitz, 
Windisch-Grtin. 

Pod  Teuschnitz:  Kremnitz-Muhle,  Teuschnitz,  Welitsch. 

Pod  Behanem:  Martinlamitz,  Yielitz,  Wurlitz. 

Pod  Kronachem  (Crana^):  Mitwitz,  Redwitz-Hoh,  Remschlitz, 
Thiemitz,  Ttlschnitz,  Ktlps  (Cupce,  Chubitz*). 

Pod  Mttnchbergiem:  Fleischnitz,  Fdmitz.  Gr.  Łossnitz,  KI. 
Liossnitz,  Gundlitz,  MOdlitz,  OUschnitz,  Pullschnitz,  Pullschnitz-Berg, 
Seubitza,  WUstenselbitz. 


^)  Die  8laven  in  Oberfranken. 

*)  Gescbichte  des  SlayenlaodeB  an  der  Aiach  and  dem  EbrachflOischen.  Hollogo 
i  Haasa  nie  miałem  w  ręka. 

*)  Zeoss :  Die  Deatichen  a.  ihre  Kaohbant&mme.  str.  649.  —  ^)  Zeass  str.  650. 


b  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

Pod  Stadtsteinachem:  Marekt  Lengast  (Lubegast ^),  Premeu- 
sel  (t.  j.  Przemyśl),  Zegast,  Zegast-Mtlhle,  2fettlitz. 

Pod  Berneckiem:  Cremitz,  Labnitz,  Markt  Schorgast,  PollitZy 
Zettlitz. 

Pod  Wunsiedlem:  Grunitz-Mllhle,  Kirchenlamitz,  Niederlamitz^ 
Ober  Redwitas,  Oschwitz,  Redwitz,  Wendenhammer. 

Pod  Hochstadtem:  Poppenwind. 

Pod  Lichtenfelsem:  Graitz  (Grodeze ,  Grodiz '),  Bedwitz^ 
Schwttrbitz,  TheKtz,  Trebitas-Mtlhle,  Weidnitz,  Zettlitz,  Zeublitz. 

Pod  Kulmbachem:  Kulmbach  (Chulmina 3),  Dollnitz,  Follsch- 
nitz,  Kemeritz,  Kodnitz,  Kodnitzer-Berg,  Ober  Zettlitz,  Porbitsch,  Treb- 
gast,  Unter  Zettlitz,  Windischen-Haig,  Unitz. 

Pod  Staffel Steinem:  Medlitz,  Ptlchitz,  Unter  Zettlitz,  Win*- 
discb  Letten,  (Gerhartiswindin,  Kotzenwinden  *). 

Pod  Bambergiem:  Kolmsdorf ,  Schesslitz. 

Pod  Barutami  (Bayreuth):  Colmdorf,  Culm,  Culmberg,  Dobitsch^ 
GSrschnitz,  Dobersehtltz ,  Kolmreuth,  Nairitz,  Ober-ÓUschnitz ,  Ober- 
Preuschnitz,  Seulbitz,  Unter-OUschnitz ,  Windischen-Laibach ,  Zettlitz, 
Kragnitz-Holz. 

Pod  Ebermannstadtem:  Kolmhof,  Kolmreuth,  Lohlitz,  Meu- 
schlitz,  Siegritz,  Siegritz-Berg,  Treunitz,  Windischen  Gallenreuth,  Ze*- 
dersitz. 

Pod  Forchheimem:  Dormitz,  Gtornitz,  Schossaritz. 

Pod  Paganicą  (Pegnitz):  Adlitz,  Moggast,  Pegnitz,  PrebitĄ 
Seidwitz,  Windischen  Hof,  Creussen  (Crusni,  Chrusin^ Kruszyn^). 

Doliczmy  do  tego  szeregu  jeszcze  następujące  miejscowości,  któ- 
rych nazwy  uważam  także  za  niewątpliwie  słowiańskie,  a  mianowicie: 
Bug,  co  pięć  razy  się  powtarza,  Tschim  pod  Teuschnitz,  góry  G5ss- 
mitz  i  Hohe  Asslitz  pod  Lichtenfelsem,  Dobra  t.  j.  Dobra,  Pinzig= Pińsk 
pod  Najłą;  Gohren  (Góry)  pod  Berneckiem  i  Najłą,  Gorau  (Górowo) 
pod  Barutami,  Osseck  t.  j.  Osiek  pod  Hofem  i  Rehanem,  Woja  pod 
Rehanem,  Bojendorf  pod  Bambergiem,  Modschiedel  t.  j.  Moczydło  pod 
Lichtenfelsem,  oraz  rzeki  jak  Regnitz,  dopływ  Menu  i  strumyki  jak 
Schwesnitz,  Regnitz,  Flernitz,  Lausnitz,  Gimitz,  Gomitz,  Leimnitz, 
Quellitz,  Proschnitz,  Pamitz,  Lamnitz,  Loquitz,  Olschnitz,  Selbitz,  Treb- 
gast,  Schorgast-Bach,  Kremnitz,  Culmitz,  oraz  Tyzwiz,  Taetin,  Chletiz  ^ 
i  t.  p.,  a  zaprzeczyć  nie  będziemy  mogli,  że  ślady  osiedlenia  Słowian 
w  górnej  Frankonii  są  dosyć  jeszcze  liczne. 


')  Zeusa  Btr.  64:9.  —  *)  Zeuss  str.  649.  —  ^  Zeusa  atr.  650.  —  ')  Nie  iatnieji)  }vA. 
ZeuBS  Btr.  647.  —  ^)  ZeuB  str.  650.  —  ^  Ostatnie  trzy  nazwy  nieznane  mi.  Zeuss  str.  650. 


o  SŁOWIANACH  lOĘDZT  RENBM  A  ŁABĄ  I  T.  D.  7 

Mniej  śladów  pozostawili  po  sobie  Słowianie  we  Frankonii  dolnej 
i  środkowej;  we  Frankonii  dolnej  znajdujemy  bowiem: 

Pod  Mellrichstadtem  nad  północną  granicą  Bawaryi:  Kti- 
denscbwinden. 

Pod  Kisicami  (Eissingen):  Garitz,  Kjssingen  (Chyzicej  Chizziche 
i  t  p.^),  Winido-Hoheim  (dziś  Windheim^). 

Pod  Hofheimem:  Ditterswind. 

Pod  Ebern:  Voccawind,  Greroldswind,  Bischwind,  Kurzewind. 

Pod  Gerolzhofen:  Yognitz,  V5gnitz-Mtłlile,  Abtswind. 

Pod  WUrzburgiem :  Moskau. 

Pod  Eitzingen:  Segnitz. 

Pod  Miltenberg:  Windischbuch. 

W  Frankonii  środkowej  znachodzimy: 

Pod  Neustadtem  nad  Iską  (Aisch):  Neidhardswinden ,  Wal- 
bnrgswinden. 

Pod  Erlangen:  Adlitz. 

Pod  Rotbenburgiem:  Morlitzwinden,  Ober-Womitz,  Unter- 
Womitz,  Schweigartswinden,  Hermwinde. 

Pod  Ansbacbem:  Colmberg,  Winden,  Meinbardswinden,  Bern- 
Iiardswinden,  Dautenwinden,  Brodswinden,  Ratzenwinden,  Wolfartswin- 
den,  Eglofswinden,  Wendsdorf. 

Pod  Fencbtwangen:  Grabenwinden,  Grimmschwinden,  Winds- 
Łofen. 

Pod  Hippoltsteinem:  Tautenwind. 

Pod  Dinkelsbtihlem:  Alten  Treswitz,  Windisch-Brachbach, 
Winden,  Ehrenschwinden,  Windsfeldj  Windsdorf. 

Pod  Gunzenbausen:  Windiscbbaasen. 

Pod  Eichstattem:  Bitz,  Gohren  (Góry). 

Uwzględnić  należy  tutaj  jeszcze  rzeki  Regnitz  i  Rednitz,  oraz 
Womitz. 

W  palatynacie  górnym  spotykamy  następujące  nazwy  słowiańskie: 

Pod  Tirschenreuthem:  Tirschnitz,  Pemów  (Barnau). 

Pod  Kemnathem:  Eaibitz,  Kodlitz,  Koglitz,  LćSscbwitz,  Selbitz, 
Siegritz. 

Pod  Eschenbacbem:  Dollnitz,  Naslitz,  Nasnitz,  Trabitz, 
Zettlitz. 


*)  Dr.  H.  Bł5ttger:  DiScesan  n.  Gaugrenzen  Norddeatschlands  I,  232  etc.  Dronke: 
X)odez  dipl.  FnldensiB  Nr.  531. 

*)  Schannat:  Corpos  traditionam  Foldensiom.  Bachonia  yetaB.  p.  430.  Sepp  4f2. 


8  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Pcd  Neustadtem  nad  rzeką  Waldnab:  Calm,  góra,  Gfómitz, 
ScŁirmitz,  Sogritz,  Windisch  Eschenbach. 

Pod  YoheiistrauBsem:  Bohmisch  Bruck,  Burg  Treswitz,  Doll- 
nitz,  Pollitz-Mtlhle. 

Pod  Ambergiem:  K5dritz,  Seugast,  Windiscbbacli,  Kulm  góra. 

Pod  Nabburgiem:  Dollnitz,  Dosswitz,  Girnitz,  Kottlitz,  Ober- 
K5blitz,  SsUitz,  Transnitz,  Trefnitz,  Hohentreswitz,  Unter-Koblitz,  Na- 
bawinida^)  dziś  Wenedig  w  Nabburgu. 

Pod  Neuenburgiem:  Girnitz,  Gleiritscb,  Kolmhof,  Kroblitz, 
Weislitz. 

Pod  Mnicbowem  leśnym  (WaldmUnchen):  Bród  (Fnrth),  Osi 
(Eschken),  Waców,   Stachów,  Premeischel   (Przemyśl),  R5tz  (Eetsitz^). 

Pod  Cbamem:  Belnitz,  Grabitz,  Kobritz,  Eolmberg,  Langwitz, 
Windisch  Bergerdorf. 

Pod  Bodingiem:   AUetswind,  Eolmberg,  Windisch  BachmUhl. 

Pod  Burglengenfeldem:  Girnitz,  Eoblitz,  Loisnitz,  Loisnitz. 

Pod  Batysboną:  Abbatiswinidun,  dziś  Appertzwing ^). 

Pod  Beilengriesem:  Winden. 

Do  nich  należy  zaliczyć  jeszcze  jako  niewątpliwie  słowiańskie:  Cham 
(porównaj  Chamiec),  Krain  pod  Burglengenfeldem,  Perschen  (pierścień), 
Piehl  t.  j.  piła  pod  Ratysboną,  Piehlmiihle  t.  j.  Silgemtthle,  Badschin, 
Thurau  (Turowo)  pod  Neuburgiem,  oraz  strumyki:  Flesnitz,  Lausnitz, 
Odrawa  (Wondreb). 

W  palatynacie  zareńskim:  Winden  na  południe  od  Landau  i  Stein- 
wenden  pod  Kaiserslautern. 

W  Bawaryi  dolnej  po  obu  brzegach  Dunaju  i  nad  Izarą  prze- 
chowały się  do  dziś  dnia  następujące  nazwy,  świadczące  o  wygasłej 
tam  ludności  słowiańskiej: 

Pod  Eótzingiem:  Eolmitz,  Eolmstein,  Jawor  (Arber,  góra).  Jeż. 

Pod  Yiechtachem:  Piflitz. 

Pod  Reganem  (Regen):  Flanitz,  Laipflitz,  Sallitz,  Śwetla  (Zwiesel). 

Pod  Grafenauem:   Bokle  (góra  Rachel),  Luźny   (góra  Lusen). 

Pod  Waldkirchen:  góra  Windisch-Berg,  Trojstoliczny  (Drei- 
sesselberg). 

Pod  Poganą  (Bogen):  Eolmberg. 

Pod  Deggendorfem:  Eieflitz. 

Pod  Passau:  Prag. 


*)  Nabawinida  yilla  iaxta  rirulom  Frebinam.   Mon.  Boioa  XI.   Monnmenta  Ni- 
deraltachensia  p.  121.  Ob.  Sepp:  Ansiedlang  kriegsgefangener  Slayen  etc.  p.  4f7. 
')  Meitzen  II,  417.  —  *)  Sepp  str.  47. 


o    SŁOWIANACH   MIEDZY   BBNBM    A   ŁABĄ    I    T.    D.  9 

Pod  Yilshofen:  Piflitz. 

Pod  Landa  u  nad  Izarą:  Granitz. 

Pod  Dingolfingen:  Granitz. 

Pod  Rottenburgiem:  Giebitz,  Kuhnod. 

Pod  Landsbutem:  Kolmhub,  Trausnitz,  Winden,  Windten. 

Pod  Vilsbiburg:  Schibitz. 

Pod  Eggenfelden:  Kolmod. 

Za  słowiańskie  uważać  można  i  następujące  nazwy  miejscowe: 
"SdzsL  pod  Viechbachem,  Piehl  (piła)  pod  Rottenburgiem,  Piehlmtlhle 
pod  Poganą,  Prom  pod  Mallersdorfem,  Tabor  pod  Pfarrkirchen,  Woka 
pod  Dingolfingiem,  Pretz  i  Wollaberg  pod  Passau. 

Jeszcze  mniej  śladów  przechowało  się  w  Bawaryi  górnej: 

Pod  Ingolstadtem:  Winden, 

Pod  P  f  a  f  f  e  n  h  o  f  e  n :  G^isenfeldwinden,  Kolmhof,  Lobwinden, 
Winden  pod  Scheyem,  Winden  nad  rzeką  Aign. 

Pod  Aicbacb:  Winden,  Windten. 

Pod  Freisingiem:  Pełka,  Winidun  dziś  Hachingen^),góraSchildlitz. 

Pod  Dacbowem  (Dachau):  Oberwinden,  Piflitz  (cf.  Poblice,  Pi- 
▼elicz,  Bifliz^). 

Pod  Erdingiem:  Pitz. 

Pod  Muhldorfem:  Wendenham. 

Pod  Alt-Óttingiem:  Kolmbach. 

Pod  Wasserburgiem :  Winden,  Gars  (Gariza®). 

Pod  Rosenheimem:  Windinhule,  dziś  Holi*). 

Pod  Laufen:  Winden. 

Pod  Miesbachem:  Kolmberg. 

Nad  Izarą:  Tolz  (Tollnitz,  Tolenze,  Toliz^),  Gr6tzer-Holz,  Ri- 
bisch;  po  lewym  zaś  brzegu:  Wynidawa  740  (Wendenau^. 

Nad  górnym  brzegiem  rzeki  Loisach:  Gomiwice  dziś  Garmisch^ 
i  góra  Schleinitz. 

Pod  Weilheimem:  Bitz. 

Dodać  można  jeszcze  Brodfurth  pod  Mtthldorfem,  gdzie  „furth^ 
jest  tylko  przekładem  wyrazu  „bród".  Glon  pod  Friedbergiem,  Glonn 
pod  Ebersbergiem  (glon  —  kawał  chleba  albo  —  glina),  Gritschen  pod 
Rosenheimem,  Roja  pod  Ambergiem  i  Spirka  pod  Trauensteinem,  oraz 
rzeka  Womitz,  która  wpada  do  Dunaju  pod  Donauwórthem. 

W  Szwabii  bawarskiej  pozostało  już  bardzo  mało  śladów,  które 
po  większej  części   skupiają  się  około  kostnickiego  jeziora,   i  dla  tego 


*)  Sepp  itr.  48.  —  ')  Sepp  Btr.  24.  —  ■)  Sepp  str.  41.  —  *)  Sepp  atr.  60.  — 
*)  Sepp  str.  88  i  59.  —  ^  Sepp  str.  60.  —  ^  Sepp  str.  87. 


10  WOJCIECH   K^ITRZTI^SKI. 

też  wyliczymy  je  dopiero  razem  z  miejscowościami  alpejskiemi  i  szwaj- 
carskiemi. 

Pod  Memmingen  tylko,  niedaleko  wllrtemberskiej  granicy,  leżą 
Wineden  i  Winedenberg.  Czy  zaś  Leitfritz,  Leutfritz  oraz  FleschUtzen 
pod  Kempten  za  słowiańskie  uważać  można,  nie  umiem  rozstrzygnąć 
i  dla  tego  ich  nie  uwzględniam. 

W  królestwie  wtlrtembergskiem  znajdujemy: 

Pod  Rayensburgiem:  AUewinden,  Witschwende. 

Pod  Biberach:  Grodt. 

Pod  Laupheim:  Boflitz. 

Pod  Waldsee:  GrOritz,  Winnenden,  Wendenreuthe,  Michaelwi- 
neden  dziś  Michelwinnaden  ^). 

Pod  Calwem:  Winden. 

Pod  Goppingen:  B5hmenkirch. 

Pod  Gmttndem:  Winnenden,  Winnenthal. 

Pod  Ellwangen:  Elberschwenden,  Wendenhof,  Niesitz. 

Pod  Crailsheimem:  Windisch - Bracbbach ,  Winden ,  Heufel- 
winden,  Windisch-Bockenfeld,  Zwerg  Womitz. 

Pod  Heilbronnem:  Windischenbacb. 

Pod  Ingelfingen  nad  północną  granicą:  Wendischenhof. 

Słowiańskiemi  są  niewątpliwie  jeszcze  Osch  (Oś  lub  Osie)  pod 
Memmingen,  Opitzbach,  strumyk,  oraz  Calw  i  może  także  Brenz  (Bre- 
nica,  Branica)  i  Elsenz  (Olszanica).  Rzeka  Kocher  nazywała  się  dawniej 
Kochaną  a  Tauber  Dubrą  czyli  Dobrą. 

Miejscowości  położone  nad  jeziorem  kostnickiem  wyliczymy  do- 
piero później. 

W  wielkiem  księstwie  badeńskiem  spotykamy  znów  nieco  więcej 
nazw  słowiańskich: 

Pod  Tauberbischofsheimem:  Windischbuch. 

Pod  Wertheimem:  Winden. 

Między  Philippsburgiem  a  Bruchsalem  Winden,  która  to 
miejscowość  już  nie  istnieje. 

Pod  Waldkirchem:  Winden. 

Pod  Mtlhlenbachem :  Windenbach. 

Pod  Emmendingen:  Windenreuthe ,  Ober  -Winden ,  Unter- 
Winden. 

Pod  MnUheimem:  Simitz,  Wendenhof. 

Pod  Villingen:  Bregnitz. 

Skoro  zaś    Bregnitz   jest    słowiańskie,   to  musi   niem  być  także 


^)  Mon.  6er.  hist.  Necrologia  Germ.  I.  Ob.  indeks. 


o    SŁOWIANACH   MIEDZY    REKSM   A   ŁABĄ    I    T.    D.  11 

jedno  ze  źródeł  Dunaju,  a  mianowicie  Breg,  może  także  Brigach  po- 
mimo końcówki  niemieckiej. 

Do  Renu  wpada  pod  miastem  KeU  rzeka  Renitz  *).  Unditz  nazy- 
wa} się  dawniej  strumyk  Ettenbach,  wpadający  pod  Kappel  do  rzeczki 
uchodzącej  do  rzeki  Elz. 

Inny  strumyk  Unditz  jest  dopływem  rzeczki  Schutter  i  wpada 
do  niej  pod  młynem  Dunderheimskim.  Słowiańskiemi  mogą  być  jeszcze 
Belna  1352,  dziś  BoUen  (porównaj  Belno  pod  Świeciem),  Brizzina  1267 
w  dolinie  Mtlnster  (Brzezina),  dziś  Briznach,  Wamow  1360,  dziś  Far- 
nau  w  powiecie  berońskim,  Eandem  (Kędrzyn),  Eambiz  pod  Lorrach 
1086,  dziś  E3.  Kems,  Lugotten  1351  (por.  Lgota),  dziś  Lugden  pod 
Elisweiler  *). 

W  okolicach,  gdzie  dziś  niema  już  ludności  słowiańskiej,  około 
Lienz  przy  źródłach  Drawy  znajdujemy  cały  szereg  gór,  dolin  i  innych 
miejscowości  z  nazwami  słowiańskiemi,  a  mianowicie  wsie  i  miasta: 
Windisch  Matrei,  Mallitz,  Losnitz,  Feistritz,  Karli tsch;  doliny:  Gossnitz, 
Wangenitz,  Mullitz;  dalej  zaś  na  północ  od  rzeki  Salzach  góry  Mallitz 
i  Aritz. 

Nad  granicą  bawarską  zaś,  po  prawym  brzegu  rzeki  Inn,  leżą 
wioski:  EOndlitz  i  Gritschen;  po  lewym  zaś  brzegu,  w  kierunku  ku 
Innsbruck:  Trausnitz,  Loditz  i  Schamitz  (Czamica)  nad  Izarą. 

Od  Czamicy  ciągną  się  wzdłuż  granicy:  dolina  Schamitz  (Czar- 
nica),  góry  Schleinitz  i  Tamitz,  nad  rzeką  Lech  góra  Kitz,  a  nad  rzeką 
lUer  Wengeritz  albo  Wagneritz. 

Od  Wengeritz  na  zachód  ku  kostnickiemu  jezioru  leżą  miejsco- 
wości Ruppenmauklitz,  Schreckenmancklitz,  Edelitz,  Goritz,  Engelitz, 
Hugelitz,  Elitz,  Regnitz,  DoUen  (Doły),  Gohren  (Gt5ry),  dalej  Altwinden  »), 
Gród  i  Belgrad,  wszystko  w  pobliżu  miasta  Lindan;  nieco  dalej  na 
zachód,  niedaleko  Friedrichshafen,  leży  góra  Gohren  czyli  Gohrenberg, 
oraz  wsie  Sederlitz  i  AUewinden.  Na  południowym  brzegu  jeziora  leży 
sławne  z  odbytego  tam  soboru  i  śmierci  tragicznej  Husa  miasto  Kost^ 
nica  (Kostnitz,  dziś  zwykle  Constanz).  Jezioro  to  nazywali  Rzymianie 
słusznie  „lacus  Venetus"^). 

Na  południe  od  Innsbrucku  leżą:  Layitz,  dolina  Gschnitz,  Birgitz, 
Pafiiitz,  dolina  Pitz;  na  lewym  brzegu  rzeki  Inn:  Rietz,  Dormitz,  góra 
Visnitz,  strumyk  Litz,  Schlewiz-Alpe  pod  Vaduz. 

')  Barthold:  Geschichte  Pommerns  I,  267:  mUndet  unterhalb  Kehl  eine  Benitz^ 
fUesBt  eine  SimitsB  im  gepriesenen  allemannischen  Baden. 

*)  Według  Kńegera  Topographisches  W5rterbuch  etc. 

*)  Schwab:  Der  Bodensee  str.  400.  Na  mapach  tej  miejscowości  nie  zauważyłem.. 

*)  Pomponins  Mela  III,  2. 


12  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

W  Szwaj caryi  znajdujemy  nad  Orlą  (Amla,  dziś  w  przekładzie 
niemieckim  Aar),  tam  gdzie  z  nią  się  łączą  Limmat  i  Reuss,  starożytną 
osadę  Windisch,  za  rzymskich  czasów  z  celtycka  zwaną  „Yindonissa^, 
która  dziś  się  nazywa  Eonigsfeldem. 

Pomiędzy  Sanem  (Saane)  a  Orlą  znachodzimy  pod  Bemem  staro- 
żytne miejscowości  Eonitz  (Chunitz  1228^),  Ulmitz,  BUmplitz,  dalej 
Urgitz,  a  nad  jeziorem  neuchatelskiem  Galmitz. 

Nad  Rodanem  leżą  Gradetz,  dziś  Granges  po  francuskn,  Brieg 
(brzeg)j  Bister,  oraz  góra  Eritz.  Nad  rzeką  Inn  Oemetz  (1161  Zamez, 
1288  Zemetz  ^)  t.  j.  Czerniec,  Ardetz  i  Lngnetz.  Mons  Penninns  na  połu- 
dnie od  Rodanu  przypomina  nasze  Pieniny. 

W  górach  między  źródłami  Orli  i  Reuss  mieści  się  do  dziś  dnia 
jeszcze  „Wendenthal^,  dolina  słowiańska. 

I  nazwa  Culm  powtarza  się  kilka  razy,  jak  n.  p.  nad  jeziorem 
Zug  obok  góry  Rigi  i  na  południe  od  Aarau. 

Eschenz  w  Thurgau  nazywał  się  dawniej  Eschnicz  (Ośnica) 
a  Bellinzona  jeszcze  r.  1422  Belnicz  ^). 

Gerisouw  dziś  Gersau  nad  Yierwaldstattersee  ma  również  brzmie- 
nie słowiańskie,  może  Jaryszów?*) 

c.  Słowiańskie  nazwy  miejscowe  w  Niemczech  północnych 

i  środkowych. 

Równie  obfite,  jak  w  górnej  Frankonii,  rozrzucone  są  nazwy  sło- 
wiańskie i  w  Niemczech  północnych  i  środkowych,  mianowicie  w  po- 
bliżu Łaby  i  Sali. 

Tak  znajdujemy  w  Kehdingen  nad  dolną  Łabą  Oppeln  (Oppeln 
—  Opole  na  Szląsku)  i  Billkau  (Bulkowo  w  Królestwie). 

Pod  Bremervorde:  Brest  (Brześó). 

Pod  Verden  wpada  do  rzeki  AUer  rzeka  B5hme,  której  dopływy 
są  Wamau  i  Bomlitz. 

Pod  Nienburgiem  nad  Wizerą:  Wenden,  Wendenborstel,  Glis- 
sen  (Glisno). 

Pod  Łuną  (Lttneburg):  Wendewisch,  Radegast,  Garze,  Alt-Wen- 
dischthum,  Breetze,  Neetze,  Wendhausen,  Wendisch  Evem.; 

Pod  Dannenbergiem  na  lewym  brzegu  rzeki  Jasna  (Jeetzet): 
Dachau,   Calemin,   Glienitz,   Yentschau,   Drethem,   Darzau,   Sammatz, 


^)  Jalias  Stader:  Schweizer  OrŁsnamen. 

■)  Necrologia  Geim.  I,  etr.  376—377. 

*)  Oaellen  zur  Schweiser  Geschichte  III  t.  Acta  Marensia  p.  80. 


o    SŁOWTANAOH    MIĘDZY   RSNBM    A    ŁABĄ    I   T.    D.  IS 

Koyahl,  Nfldlitz,  Wietzetze,  Meudelfitz,  Pommoissel  (Pomyśl),  Nieperfitz, 
Gt>yelm,  Zienitz,  Breese,  Pudripp,  Sellin,  Zernin,  Beddin,  Timmeitz, 
Glieneitz,  Retzien,  Middefeitz,  Prepow,  Polau,  Zarentin,  Yolfien,  Wittfei- 
tzen,  Dommatzen,  Marlin,  Saggrian,  Witzetze  w  Drawehn,  Sareitz, 
Sallahn,  Mehlfien,  Wrechau,  Schmardau,  Schmessan,  Sarenseck,  Kiskan^ 
Streetz,  Lllggau,  Schmarsau,  Lebbien,  Carwitz,  Riekan,  Carmitz,  Grra- 
bow,  Soyen,  Liepe. 

Po  prawym  brzegu  Jasnej:  Grabau,  Predohl,  Dambeck  (Dąbek), 
Penkefitz,  Bamitz,  Dammatz,  Sipnitz,  Cacherin,  Btickan,  Weitsche,  See- 
ran,  Banzan,  Liepe,  Pamiecke,  Gedelitz,  Cupernitz,  Derwatschen,  Dul 
las,  2^drau,  Pretzetze. 

PodŁozdami  (Saltzwedel):  Tarmitz,  Yasenthien,  Breese,  Thurau, 
Beddebeitz,  Puttbal,  Schweskau,  Witzeetse,  Criwitz,  Predohl,  Criwitz^ 
Cbtlden,  Bitze,  Jebel,  Biebau,  Prezier^),  El.  Garz,  Buchwitz,  Sienau, 
Brewitz,  Dambek,  Bademin,  Vietzke,  Wopel,  Valfitz,  Quaden-Dambek,. 
Sallenthin,  Zierau,  Wendisch  Langenbeck,  Leetze,  Zielenitz,  Kemnitz, 
Wieblitz,  Gieseritz,  Scbmolau,  Thielitz,  Gielau,  Wendisch  Horst,  Bombek, 
Bockenthin,  Belau,  Banzau,  Warpke,  Eulitz,  Proitze,  Loitze,  Llltenthien, 
Solkau,  Satkau,  Hohen  Wedderin,  Dickfeitzen,  Waddeweitz,  Guhreitzen, 
Clentze,  Dalitz,  Cassau,  Darsekow,  Cussebode,  Btlhlitz,  Sachau,  Zeetze, 
Mammoissel,  Bussau,  Salderatzen,  Zebelin,  Góttin,  Belitz,  Beitze,  GoUau, 
Naulitz,  Gtlhlitz,  Ltichow,  Dolgow,  Wendisch  Wustrow  (1361),  Wendisch 
Apenburg  (1363),  Wendisch  Bierstedt  (1420) «),  Gtlstritz,  Klennow,  Sa- 
temin,  Seerau  w  Drewahn,  Jabel,  Schwiepke,  Cremlin,  Luckau,  Brietz, 
Chmtlitz. 

Pod  Seehausen:  PoUitz,  Natewisch,  Wegenitz,  Bulow,  Dtlsedau, 
Garz,  Jeggel,  Drtlsedau,  Krumke,  Zedau,  Mockem,  Bretsch,  Dewitz, 
Gagel,  Leppin,  Gontzin,  Grestien,  Cossebau,  Gladigau,  Schmersau,  Ker- 
kan,  Schemikau,  Sannen,  Bademin,  Molitz,  Nemitz,  Lomitz,  Schmarsau 
Kaulitz,  Mechau,  Bomenzien. 

Pod  Wierzbiną  (Werben):  Kftcklitz - Kirche,  Polkritz-Kirche, 
Wendemark. 

Pod  Gardelegen:  Dobberkau,  Grftwenitz,  Polkau,  Bochau, 
Schartau,  Btllitz,  Grassau,  Damewitz,  Schemikau,  Belkau,  Thtiritz, 
Dolchau,  Gtólitz,  Calbe,  Mehrin,  Carritz,  Poritz,  DoUnitz,  Laatsche,  We- 
teritz,  Zienau,  Javenitz,  Cassiek,  Kremkau,  Berkau,  Schftplitz,  Tomau, 
D5bbelin,  Gk)hre,  Htlselitz,  Llideritz,  BSrgitz,  Polnischer  Berg  pod  Bor- 
gitz,  Windisch  Bistedt,  Windisch  Brome. 


*)  Jest  wie4  Deatsch-Prezier,  z  czego  wynika,  że  było  i  Windiftch-Prezier. 

^  BrUckner :  Die  Blarischen  Ansiedelungen  in  der  Altmark  eto.  Btr.  24,  25,  56. 


14  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Pod  Stendalem:  Polkritz,  Niedergome,  Dalchau,  Beelitz,  Jar- 
chau,  Sannę,  Scłdeuss  (dawniej  Slautitz). 

Pod  Neuhaldensleben:  Steglitz,  Schemebeck,  DoUe,  Rogatz, 
Loitschcj  Zielitz,  Biederitzer-Forst,  Colbitz,  Zobbenitz,  Potzehne,  Polkwi- 
tzer-Holzer,  PoUwitz,  Grieben,  Bittkau,  Cobbel,  Briest. 

Pod  Międzyborzem  (Magdeburg):  Bukau,  Salbke,  Schleibnitz. 

Pod  Goslarem:  B.eddeber  (Radybor?). 

Pod  Bernburgiem:  Stinitz,  UUnitz,  Roschwitz,  Lobnitz,  MadKtz, 
Tomitz,  Werkleitz,  rzeka  Wipper  (Wieprz). 

Pod  Brunświkiem:  Wendeburg,  Wenden. 

Pod  Osterode  Wenden-Berg. 

Pod  Getyngą:  Weende  (Winnithi),  Potzwenden;  rzeki  Oder 
(Odra)  i  Wipper  (Wieprz). 

Pod  Heiligenstadtem:  Thalwenden  (Dalewinethum ^). 

Pod  Ballenstedtem:  Molwerswende,  Brannnschwende,  Boden- 
flchwende,  Horla  (Orla). 

Pod  Eiflleben:  Plotzkau,  Dresewitz,  Ihlewitz,  Zellewitz,  Zicke- 
ritz,  Lochwitz,  Zabitz,  Freist,  Reidewitz,  Closchwitz,  Trebitz,  Zaschwitz, 
Zć3mitz,  Godewitz,  Schochwitz,  Elbitz,  Volkmaritz,  Hllbitz. 

Pod  Bleichrode:  Wenden,  Worbis  (Worbizi^). 

Pod  Sondersbausen:  Windehausen. 

Pod  Querfurtem:  Clobikau,  Óchlitz,  Stobnitz,  Wenden,  Gleina 
(Glina),  Gt)ritz,  G5hrendorf,  Schwaplau,  DScklitz,  Nansitz  im  Thal, 
Prettitz,  Golbitz. 

Pod  Halą:  Gimritz,  Granan,  Zscberben,  Baran,  Benchlitz,  Ropzig, 
Dolitz  am  Berge,  Dorstewitz,  Schkopau,  Milzau,  Netzschkau,  Krakau, 
Raschwitz,  El.  Elobikau,  Zscherben  pod  Merseburgiem,  Reipisch,  E5tz- 
Bchen,  Góhlitzsch,  Daspig,  Gr5llwitz,  Craslau,  G^iselrolitz,  Eameritz. 

Pod  Eschenwege  nad  Werrą:  Schierschwende,  PfaflFsohwende. 

Pod  Mlihlhausen:  Wolferschwende  (Wolfhareswinidon ^);  pagus 
Winidon. 

Pod  Sommerdą:  Herrnschwende,  Burgwenden,  Ostramondra. 

Pod  Naumburg  nad  Salą:  Weischtłtz,  Zscheiplitz,  Dobichau, 
Pl5ssnitz,  Nissmitz,  Gr5snitz,  Elalbitz,  Pommnitz,  Taugwitz,  Poppel, 
Gt5ssnitz,  Kodderitzsch,  Eosnitz,  Stiebritz,  Zeitz,  Uchteritz,  Lobitsch^ 
Oeblitz,  Schelsitz,  Dobichan,  MarkrOblitz.  \ 

Pod  Eisenachem:  Wartha,  Etterwinden.  \ 

')  Gudenai:  Codez  dlplomatlcas  881— IdOO.  Nr.  12. 

')  ZeusB  Btr.  64:8. 

")  Forstemann:  AltdeuUches  Namenbnch  II,  1618. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY   RENEM    A   ŁABĄ   I    T.    D.  15 

Pod  Gothą:  Grossen-Lupnitz,  Wenigen-Lupnitz. 

Pod  Erfurtem:  Windeberg,  Windisch  Holzhausen,  Branchewinde, 
Kohra,  Ober  Nissa,  Unter  Nissa,  Rettwitz,  Milbitz,  Kl5switz,  Nahwinden, 
Silva,  que  Grebenicze  Yulgariter  nuncupatur,  inter  terminos  castrormn 
Tundorf  et  Berka.  1304  ^).  Rzeka  Wipfra  —  Wieprz. 

Pod  Jena:  Stiebritz,  Nerkwitz^  Closewitz,  Gospeda,  Kotscbaa, 
Dobritschen,  WaUnitz,  Goscbwitz^  Ossmaritz,  Sollnitz,  Tromlitz,  Loss- 
nitz,  Zimmritz,  Kr5bitz,  Schimewitz,  Gleina,  Zwabitz,  B3ttelmisch,  Gen- 
nitz,  Drossnitz,  Orla  rzeka,  Zentsch,  Róbschtltz,  Rodelwitz. 

Pod  Geisą:  Mebritz,  Fohiritz,  Langwinden,  Rlidenscbwinden, 
Sintzwinden,  Meereschwinden. 

Pod  Ilmenau:  Groschwitz,  Gohlitz,  Leutnitz,  Milbitz,  Fróbitz, 
Beulwitz,  Sorbitz  strumyk,  Doschnitz,  Qaelitz,  Golitz,  Creunitz,  Bóditz, 
Pennewitz,  Garsitz,  Drobischaa,  POrlitz. 

Pod  Radolstadtem;  Remscbtltz,  Graba,  Beschwitz,  Weischwitz, 
Bretemitz,  Lositz,  Loąnitz,  Dohlen,  Ober  Lognitz,  Markt  Gt)litz,  Kol- 
ditz,  Zopten,  Munschwitz,  Burglemnitz,  Drognitz,  Liebscbtltz,  Bóppisch. 

Pod  Meiningen:  Mehlis  (Milizza). 

Pod  Hildburghausen:  Milz  (Miliza),  Siegńtz,  Kftsselitz. 

Pod  Koburgiem:  Belzig  (Bielsk),  Oslau,  Meilscbnitz,  Ottowind, 
Miirsclmitz,  Greidlitz,  Crock  (Krok),  Herbartswind,  Rtickerswind,  Al- 
merswind,  Modlitz,  Eichitz,  Foritz,  Scbiersehnitz. 

Pod  Lobensteinem:  Unter  Lamnitz,  Poritsch,  Zoppothen,  Colm 
góra,  strumyki  Moschwitz  i  Sormitz. 

W  zachodniej  części  zaś  Niemiec  znajdują  się: 

Pod  Aurichem:  Forlitz  i  rzeka  Abelitz. 

Pod  Essenzem:  Heglitz. 

Na  północ  od  Paderbornu:  Kaunitz. 

Pod  Dortmundem:  Kamen  (Kamień),  Bork  (Borki  lub  Borek), 
Tzeka  Lippe  (Lipa). 

Pod  Fritzlarem:  Giflitz. 

Pod  Dillenburgiem:  Lippe  (Lipa). 

Pod  Elberfeldem:  Kray. 

Pod  Si  eg  en  nad  Siginą:  Winden. 

Pod  Marburgiem:  Samau  (Sarnowo)  nad  Łoganą. 

Pod  Giessen  nad  Łoganą  Girmes  (Gtermice,  Germetium*);  nie- 
daleko Weilburga  tamże  Winden,  Winden  także  pod  Dietz. 

Pod  Hanau:  Geislitz  nad  rzeką  Kińsk  (Kinzig). 


^)  Schannat:  Yindemiae  literariae.  CoUectlo  II  str.  15. 

*)  B5ttger  I,  146.  MilUenhoff  II,  207  awaia  miejfcowoftó  tę  za  „nndeatsch**. 


16  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

Pod  Wiesbadenem:  Orlen. 

Poniżej  Darmstadtu  wpada  do  Benu  rzeka  Weschnitz  niedaleka 
Wormacyi;  nad  rzeką  Weschnitz  leżą  Weschnitz,  Kolmbach  i  Weschnitz. 

Na  lewym  brzega  Benu  znajdujemy  Wemitza  (Worms^),  Urmitz 
pod  Koblencyą  i  Kraków  (1480  Kraiokauwe,  1493  Krakau,  1498  Kra- 
ckauawe,  1541  Krackauwe,  1579  Kracow,  Cracow,  1694  Craeckouw, 
Crackouwj  1598  Cracouwe*)  niedaleko  ujścia  Rury  do  Renu. 

Istnieje  jeszcze  w  dokumentach  cały  szereg  nazw  słowiańskich 
na  itz,  oraz  Winden,  ale  położenie  miejscowości,  do  których  się  te 
nazwy  odnoszą,  dziś  nie  jest  znane;  pomijam  je  tutaj,  gdyż  kilkanaście 
nazw  więcej  lub  mniej  już  nie  wchodzi  w  rachubę^). 

d.  Hipotezy  niemieckie  o  nazwach  słowiańskich. 

Rzut  oka  zatem  na  mapę  przekonywa,  że  nazwy  słowiańskie  roz- 
rzucone są  po  całych  Niemczech  i  Alpach  od  Rodanu  począwszy  aż 
do  brzegu  morza  północnego,  od  czeskiej  granicy,  Sali  i  Łaby  aż  po 
za  Ren,  jak  tego  miejscowości  Wenden,  Urmitz  i  Kraków  dowodzą. 

O  ogromie  tych  nazw  Niemcy  nie  mieli  dotychczas  jasnego  wy- 
obrażenia; Meitzen,  który  woale  trafnie  scharakteryzował  ślady  Słowian 
w  Bawaryi,  przytacza,  mówiąc  o  siedzibach  najbardziej  na  zachód  po- 
suniętych, jako  fakt  uwagi  godny  okoliczność,  że  mają  nazwy  niemie- 
ckie wyrażające,  że  były  w  posiadaniu  tamtejszych  panów,  oraz  że 
obok  nich  już  niema  nazw  słowiańskich^).  Pod  tym  względem  Meitzen 
jednak  się  myli,  bo  nazwy  czysto  słowiańskie  ciągną  się  dalej  aż  do 
Renu  i  do  Szwajcaryi, 

Nazwy  słowiańskie  dotychczas  znane  zastanawiały  już  dawno 
uczonych  niemieckich,  bo  jest  to  zjawisko  nie  zgadzające  się  bardzo 
z  teoryą  dziś  powszechnie  przyjętą,  według  której  Słowian  w  tamtych 
stronach  nigdy  nie  było.  Są  to  bowiem  kraje  w  pojęciu  Niemców  od- 
wiecznie niemieckie,  a  pomimo  to  tyle  nazw  słowiańskich! 

Ponieważ  każdy  fakt  historyczny  należy  objaśnić,  więc  i  tego 
próbowano;  twierdzą  bowiem,  że  Niemcy  tak  kochają  się  w  nazwach 
słowiańskich,    że  każde   miano  stare  ze  szczegółu]^  pietyzmem  przez 


^)  Lange:  Nord-  and  Deutsche  Heldensagen  (Yllkinasage)  Btr.  227. 

')  Lacomblet:  Urkondenbuch  fUr  die  Oeschichte  des  Niederrhein  lY,  458,  480, 
541,  582,  593,  597. 

*)  Nie  śledzę  śladów  słowiańskich  spotykanych  na  lewym  brsegu  Renu;  aby 
iść  pewn^  drogą,  trzeba  uwzględnić,  jak  języki  holenderski,  flamandzki  i  francuski 
obchodzą  się  z  dawnemi  nazwami,  co  wymaga  osobnego  studyum. 

*)  U,  405. 


r 


O    SŁOWIANACH   Ml^ZT   REMEM    A   ŁABĄ    I   T.    D.  17 

nich  zostało  zachowane.  Mówi  Meitzen  I,  541  wyraźnie:  Erst  in  der 
Ebne  und  im  offenen  Thale  finden  sich  die  alten  Orte...  Aber  der 
fremde  Name  ist  geblieben,  wie  es  bei  den  Deutschen  llberall,  anch 
spftter  im  Slayenlande  mit  Vorliebe  geschehen  ist.  —  II,  390:  Die 
Deutschen  dagegen  behalten  mit  Yorliebe  jeden  fremden  Localna- 
men  bei  oder  machen  ihn  sich  nur  soweit  mnndgerecht,  dass  es  in  der 
Begel  noch  erkennbar  bleibt,  ja  sie  haben  sich  selbst  fremde,  namen- 
tlich  slayische  Personen  und  Familiennamen  gegeben.  —  II,  402:  Da 
es  deutsche  Sitte  war  mit  einer  gewissen  Yorliebe  die  fremden 
Namen  bestehen  zu  lassen,  geben  die  slawischen  Ortsnamen  den  ziem- 
lich  sichem  Anhalt  fttr  die  Yerbreitung  der  Ansiedelungen  der  Wen- 
den  i  t.  d. 

Racyę  ma  Meitzen  niewątpliwie,  że  nazwy  słowiańskie  są  dowo- 
dem osiedlenia  słowiańskiego;  czy  zaś  Niemcy  „mit  Yorliebe^  zacho- 
wali nazwy  słowiańskie,  jest  rzeczą  więcej  jak  wątpliwą.  Wobec  nazw 
rzymskich  twierdzenie  owo  daltoby  się  jakoś  uzasadnić;  przypuszczenie 
zaś  takie  co  do  nazw  słowiańskich  jest  już  z  tego  powodu  nie  bardzo 
możliwe,  że  wymawianie  słów  słowiańskich  sprawia  poważne  trudności 
Niemcowi,  nieobeznanemu  od  młodości  z  mową  słowiańską.  Ale  nie  ten 
wzgląd  jest  tutaj  rozstrzygający,  lecz  przeciwnie  nie  o  kochaniu  się 
w  nazwach  słowiańskich,  nie  o  szanowaniu  ich  może  być  mowa  tam, 
gdzie  tępienie  ich  praktykowało  się  od  wieków,  choć  pod  rozmaitemi 
formami. 

Kto  się  chce  dowiedzieć,  co  się  dzieje  w  dzisiejszych,  niby  ucy- 
wilizowanych czasach,  gdzie  ustawy  ogłaszają  równość  praw  i  obo- 
wiązków wszystkich  obywateli  bez  względu  na  narodowość  i  wyznanie, 
niech  zwróci  uwagę  na  Prusy,  gdzie  od  lat  40  systematycznie  usuwają 
nazwy  polskie  ^),  zastępując  je  nieraz  niedorzecznemi,  byle  niemieokiemi. 
I  na  Szląsku^)  tępiono  i  germanizowano  nazwy  miejscowe;  to  samo 
robiono  w  Czechach  i  Łużycach;  tak  samo  działo  się  w  Prusach  za- 
chodnich za  czasów  krzyżackich,  choć  Polacy  wcale  nie  byli  narodem 


*)  Wjkaz  miejscowości,  których  nazwiska  polskie  do  roka  1874  na  niemieckie 
zmienione  soitaty.  Poznań  1876,  str.  52.  Zmian/  zasrie  od  owego  czasu  zajęłyby  za- 
pewne nowy  tomik.  —  Kętrzyński:  Nazwy  miejscowe  polskie  Prus  zachodnich,  wscho- 
dnich i  Pomorza  wraz  z  przezwiskami  niemieckiemi.  Lwów  1879,  str.  20,  kolaom  286, 
str.  LXXXIV. 

*)  I.  G.  Knie:  Alphabotisch  -  statistisch  -  topographische  ti^bersicht  der  DOrfer, 
Flecken,  8t&dtę  and  anderer  Orte  der  kOnigl.  Preuss.  Provinz  Schlesien.  Breslau  1846.  — 
Konstantin  Damroth:  Die  &1teren  Ortsnamen  Schlesiens,  ihre  Entstehang  und  Bedeo- 
tang.  Bsuthen  1896.  —  Stan.  Drzaidzyński :  Die  slawischen  Ortsnamen  des  Kreises 
ŁeobBchntK.  Leobschtttz  1898,  4^ 

Sosprawy  Wydz.  hiit.-filos.  T.  XŁ.  2 


18  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

podbitym,  bo  używali  tych  samych  praw  co  i  Niemcy,  ale  zdziałał  to 
sam  język  niemiecki  jako  urzędowy,  do  którego  wszystko,  co  było 
obce,  stosować  się  musiało.  Ponieważ  sam  o  tamtych  stosunkach  pisa- 
łem^), podaję  tu  w  skróceniu  najważniejsze  zmiany,  które  pod  wpły- 
wem języka  niemieckiego  zaszły  w  nazwach  polskich,  bo  przykłady 
zawsze  są  pouczające. 

Ponieważ  zakończenie   „ów,  owa,  owo"    odpowiada  niemieckiemu 
„au,  en,  e",  więc  bj'^a  przez  nie  zastąpione  n.  p.: 

Piątkowo  —  Pyntkau. 

Gronowo  —  Grunau,  Grune. 

Głuchowo  —  Glauchau,  Glauchen. 

Daszkowo  —  Daschken. 
Zakończenia    „}'ca,  ica,  yce,  ice   i  ycz,  icz"    przerabiają   Niemcy 
na  „itz"  a  „ieniec"  oraz  „ica,  ice",  gdy  je  poprzedza  „n",  na  „enz",  np. 

Piwnice  —  Piffnitz,  Piwenz. 

Rybieniec  —  Ribenz,  Beibnitz. 
Z  zakończenia  „ożno"  powstaje  „husen,  hausen",  n.  p.: 

Rogoźno  —  Roghusen,  Roggenhausen. 
Polskie  „in,  yn,  yny,  iny  i  no"  zastępuje  niemieckie  „en,  innen, 
ingen",  n.  p.:       Radzyń  —  Rehden. 

Goryń  pod  Radzynem  —  Gorinnen. 

Goryń  pod  Biskupcem  —  Guhringen. 

Stolno  —  Stolen. 
Zakończenia  „sk  i  sko"    zamieniają  się   zwykle   na  „sch",  n.  p.: 

Ryńsk  —  Reinischdorf,  Ranis,  Renitz. 

Targowisko  —  Targewisch,  Therwisch, 
albo  jak  i  „ck"  na  „zig",  n.  p.: 

Gdańsk  —  Danzig. 

Puck  —  Putzig. 
Jeżeli  nazwa  jakaś  zaczyna  się   od  dwóch   spółgłosek,   które  dla 
Niemców  trudne  były  do  wymówienia,  to  się  pierwszą  zwykle  odrzuca, 
a  mianowicie  gdy  nią  jest  „G,  M  lub  W",  n.  p.: 

Gdańsk  —  Danzig, 

Mlewo  —  Lewen, 

Wrocławki  —  Ratzlawsdorf; 
czasem  zaś  nasuwa  się  na  początku  spółgłoskę  lub  samogłoskę,  gdzie 
w  polskiem  jej  nie  ma,  n.  p.: 

Osiek  —  Mossek. 


^)  Kętrzyński:    O  ludności  polskiej  w  Prusiech   niegdjfi  krzyżackich.    Z  traBema 
mapami.  Lwów  1882. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY    RENEM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  19 

Osetno  —  Mossetten. 
Zrzeszło  —  Iserlo. 
Bównym  zmianom  podlegają  także  spółgłoski  początkowe  i  środ- 
kowe „dzj  dź",  które  się  zamieniają  zwykle   na  „z,  s  lub  sch",  n.  p.: 

Działowo  —  Salendorf,  Zalendorf. 
Dźwierzno  —  Schwirsen. 
Wądzyn  —  Wansen. 
„Cz"  przechodzi  również  na  „sch  lub  sz",  n.  p. 
Czaple  —  Szepil. 
Czeczewo  —  Schotzau; 
a  „t"  łatwo  w  „d",  n.  p.: 

Tytlewo  —  Diedlef. 
„W"  zamienia  się  w  „B"  a  „B"  w  „F",  n.  p.: 
Watlewo  —  Batel,  Batelfitz. 
Gawłowice  —  Gabelndorf,  Gobelindorf. 
Browina  —  Frobina. 
Połączenie  liter   „sl",    które   było   nieznane   językom,   greckiemu 
i  łacińskiemu,   sprawiało  i  Niemcom  nieraz  trudności,   stąd  formy  jak 
Czolschau,  Scbalschow  obok  Schloszewo  =  Słoszewo. 

Zachodzą  jednak  inne  jeszcze  zmiany,  które  istotę  nazwy  pier- 
wotnej nadwerężając,  nadają  jej  pozór  niemiecki.  Dzieje  to  się  w  ten 
sposób,  że  odrzuciwszy  zakończenie,  zwykle  „owo,  owice,  ewice"  doda- 
wano do  pozostałego  imienia  wyraz  „dorf  i  t.  p.,  przyczem  imię  przy- 
biera końcówkę  drugiego  przypadku,  n.  p.: 

Gawłowice  —  Gabelndorf, 
Pilewice  —  Pfeilsdorf. 
Działowo  —  Salendorf. 
Piotrowo  —  Peterndorf. 
Nareszcie  tłumaczy  język  niemiecki  wszystko,  co  się  da  tłumaczyć, 
n.  p.:  Niedźwiedź  —  Berenwalde,  Bahrendorf. 

Czystochleb  —  Schonbrot. 
Eielbasin  —  Wurst. 
Sędzice  —  Landrichter. 
Najczęściej  jednak  nadają  polskiej  osadzie  nowe  zupełnie  nazwi- 
ska, n.  p.:  Pokrzywno  —  Engelsburg. 

Mgowo  —  Logindorf. 
Strzemocin  —  Preybuth  i  t.  p. 
W  krajach  nadłabskich  i  nadmeńskich  obchodzono  się  w  ten  sam 
sposób   z  nazwami   słowiańskiemi ,   choć  wszystkich  zmian  niepodobna 
•dziś  śledzić.  Przytaczamy  na  dowód  kilka  przykładów: 

2» 


20  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Necrologium  monasterii  s.  Michaelis  Loneburgensis  ^)  donosi  pod 
dniem  30  grudnia:  Obiit  Fiibiszlaus  frater  noster,  princeps  Slayorum^ 
qui  primns  procerum  Slayie  factus  est  Christianns,  pro  qQO  filius  eins 
BoreyinuB  dedit  s.  Michaeli  in  Slayia  yillam  Szizzimoue,  quae  nunc 
dicitur  Mons  s.  Michaelis. 

Soku  954  nadaje  Otto  I  zakonnicom  kwedlinburskim:  yillam 
Spileberg  yocatam,  que  etiam  alio  nomine  Sibrouici  dicitur^). 

Roku  978  czytamy  w  przywileju  Ottona  II:  in  castello  quodam 
sclayonice  quondam  Budizco,  nunc  autem  Theutonice  Grimmersloyo^). 

Bottger:  DiQcesan  und  Gaugrenzen  II,  241  przytacza  miejsce:  in 
dieto  loco  quondam  TzellenseU;  nunc  autem  Medinghe  nuncupato* 
pod  Luneburgiem,  gdzie  już  początkowe  ;,Tz^  wskazuje  nazwę  sło- 
wiańską. 

Charakterystycznym  jest  i  następujący  ustęp  odnoszący  się  do 
klasztoru  fuldejskiego: 

Ezzilo  comes  tradidit  s.  Bonifatio  in  loco  Hohenstat,  qui  situs  est 
iuxta  ripam  fluminis  Eisga  et  iuxta  Medebach,  quicquid  proprietatis 
habeat  maxime  autem  mancipia  30  ad  censum  annuatim  solyendum. 
Idem  comes  tradidit  in  eadem  Slayorum  regione  yillas  has  Tu- 
enstete,  Lonrestat,  Wachenrode,  Sampach  simul  cum  inhabitanti- 
bus  Slayis,  qui  singulis  annis  censum  reddere  debent  Fuldensi  mo- 
nasterio  *). 

Jest  ;,regio  Slayorum^,  są  wsie  zamieszkałe  przez  Słowian,  a  po- 
mimo to  nazwy  niemieckie,  które,  skoro  od  Słowian  pochodzić  nie 
mogą,  narzucone  zostały  przez  panów  niemieckich. 

Zasługuje  także  na  uwagę,  co  Meitzen  II,  390  przytacza,  że  liczne 
nazwy  niemieckie  na  „ing^  są  tylko  przeróbką  słowiańskich  na  ,,ica 
lub  ik".  Przeróbka  ta  miała,  według  niego,  na  celu  zachowanie  pier- 
wotnych nazwisk,  choć  w  szacie  niemieckiej.  Tak  mówiono  „Liesing*^ 
za  „Lieznicha^  „Jassing^  za  „Jasnica",  „Sommering^  za  „Semmemik^; 
tak  samo  przerobiono  „Poniwka"  na  „Ponigl",  „Dobrina"  na  „Tober*^, 
„Trebina"  na  TreflFen",  „Scremesnitz"  na  „Schrems"  i  t.  p. 

W  podobny  sposób  zamieniano  patronymiczne  „ici,  ice^  na  nie- 
mieckie „ingen";  „Kissingen^  n.  p.  w  Bawaryi,  znane  miejsce  kąpie- 
lowe, nazywało  się  pierwotnie  „Chizice"  ^);  nad  dolną  Łabą  jest  miej- 
scowość LUffingen,  której  nazwa  słowiańska  nie  została  przechowana;. 


*)  Noten  BU  einigen  Geschichtsschreibem  dat  deotechen  Mittelalten.  T.  HI. 

*)  Mon.  Ger.  Hist.  Dipl.  reg.  I.  Otto  I,  Nr.  172. 

^  Tamże  str.  198. 

*)  Dronke:  Traditiones  et  Antiąuitates  Foldenses  cap.  4,  124. 

^)  Sepp  42. 


o   SŁOWIANACH   HIĘDZT    RENEM   A   ŁABĄ    I   T.    D.  21 

jeżeli  zaś  uwzględnimy,  że  dziś  jedno  z  pól  tamże  nazywa  się  „Lo- 
witz",  to  nie  będzie  można  zaprzeczyć,  że  „Ltlffingen"  *)  jest  tylko 
przeróbką  z  „Łowice",  któremu  wyrazowi  odjęto  zakończenie  słowiań- 
skie i  dodano  niemieckie. 

Podobnie  ma  się  rzecz  z  nazwą  „Bezzinizzi^  spotykaną  w  doku- 
mentach, której  w  tej  formie  dzisiaj  już  niema;  zamieniła  się  nie- 
wątpliwie na  „Bessingen". 

W  południowych  Niemczech  istnieje  olbrzymia  liczba  nazw  pa- 
tronymicznych  na  „ingen",  z  których  niejedna  niewątpliwie  jest  po- 
i^hodzenia  słowiańskiego,  choć  tego  dowodnie  wykazać  nie  można,  jak 
n.  p.  Balingen,  Jesingen,  Bellingen,  które  odpowiadają  nazwom  Balice, 
Jeżyce,  Bielice  i  t.  p. 

Zakończenie  zaś  „ica^  z  poprzedzającą  spółgłoską  „n^  przechodzi 
^w  niemieckim  języku  na  ^jince,  enze^  i  t.  p.,  o  czem  obszerniej  mówić 
będziemy  poniżej. 

Rozpatrując  się  w  nomenklaturze  nazw  miejscowych  pruskich  za 
czasów  krzyżackich  można  nieomal  nmiemać,  jakoby  cały  kraj  był 
czysto  niemiecki,  a  do  niedawna  tak  rzeczywiście  sądzono;  na  szczęście 
dzierżawy  pruskie  powróciły  na  nowo  pod  berło  polskie,  a  odwieczne 
nazwy  miejscowe  odzyski^y  swoje  prawo  bytu,  podczas  gdy  niemieckie 
po  części  przepadły,  choć  ludność  niemiecka  nie  została  wytępiona. 

Jeżeli  w  Prusiech  Zachodnich,  na  Szląsku,  w  Czechach  i  Łuży- 
<»ch  kontrolować  i  objaśnić  można  tamtejsze  nazwy  niemieckie  za  po- 
mocą żyjącego  języka  słowiańskiego  i  miejscowej  tradycyi,  to  o  wiele 
trudniejszem  jest  rozpoznanie,  co  było  słowiańskie,  w  krajach,  gdzie 
njarzmiona  ludność  słowiańska  została  wyniszczona  lub  zgermanizo- 
wana.  Tam  tylko  w  rzadkich  razach  da  się  na  pewno  stwierdzić,  jaka 
Jbyła  forma  pierwotna. 

Z  tego  wszystkiego  wynika,  że  żadną  miarą  nie  można  Niemców 
posądzić  o  kochanie  się  w  nazwach  słowiańskich,  o  szanowanie  ich; 
oni  je  tępili,  gdzie  tylko  mogli,  a  jeżeli  pomimo  to  spora  liczba  się 
przechowała  do  dziś  dnia,  to  stało  się  to  wbrew  ich  woli. 

Ciekawy  też  jest  sposób,  w  jaki  uczeni  niemieccy,  mianowicie 
germaniści,  obchodzą  się  z  nazwami  słowiańskiemi.  Zanadto  światli, 
aby  nie  wiedzieli  jako  tako,  co  jest  słowiańskie,  stosują  swoje  zapa- 
trywanie tylko  do  pewnej  granicy  n.  p.  do  t.  zw.  limes  Sorabicus 
czyli  limes  Karola  Wielkiego  Co  na  wschód  od  niego  leży,  uważają 
za  słowiańskie   i  przyznają  to;  jeżeli  zaś   to  samo  nazwisko,   to  samo 


*)  A.  Bnlckner:   Die  Blayiachen   Aneiedlaogen   in  der  AItmark  and    im  Magdę 
borgischeiL  Btr.  -41. 


22  WOJdBCH   K^RZYi^SKI. 

zakończenie  powtarza  się  jeszcze  i  poza  granicą  owej  linii,  która  jest 
wyrazem  jednej  tylko  chwili,  wtedy  szowinizm  już  nie  pozwala  tego 
uważać  za  słowiańskie,  lecz  koniecznie  musi  i  ma  być  to  niemieckiem. 

Calbe  (Calvo,  Calva)  nad  Łabą,  ma  być  nazwą  słowiańską,  Calw 
zaś  w  Wttrtenbergii  ma  być  niemieckie.  Tiitaj  jednak  zachodzić  może 
wątpliwość,  bo  pierwiastek  nie  jest  zupełnie  jasny.  Ale  co  powiedzieć 
na  to,  że  i  nazwy  na  „itz^  in^ją  być  niemi eckiemi,  skoro  leżą  na  za- 
chód od  limes  Sorabicus.  Tak  powiada  Meitzen  II,  244:  Abgesehen 
davon,  dass  es  auch  einzelne  echtdeutsche  Namen  auf  „schtttz"  und 
„itz"  giebt,  jak  n.  p.  Forlitz,  Heglitz  in  Ostfriesland,  Giflitz  in  West- 
phalen,  Yorschtltz,  Geislitz,  Sterbfritz  in  Hessen,  Boflitz,  Burgelitz, 
Geifitze,  Spitz,  Niesitz,  Sederlitz  in  Wtirtenberg,  Engelitz  in  Hohenzol- 
lern etc. 

Przyznajemy,  że  Vorschtttz,  Sterbfritz,  Spitz  mogą  być  nazwami 
niemieckiemi,  bo  schtitz= strzelec,  Fritz  =  Fryderyk,  Spitz  =  koniec  ostry 
noża,  góry  it.  p.  są  rzeczywiście  wyrazami  niemieckimi;  co  do  innych 
jednak  nie  ta  okoliczność  stanowi  o  ich  charakterze  słowiańskim  lub 
niemieckim,  że  jedne  leżą  na  wschód,  drugie  na  zachód  od  limesu 
Karolo wego,  albowiem  rzut  oka  na  mapę  już  przekonywa,  że  nazwy 
owe  nie  stoją  oderwane  od  innych  słowiańskich,  lecz  że  mają  takowe 
jeszcze  z  obu  stron  koło  siebie. 

Ten  sam  uczony  mówi  na  innem  miejscu^):  Weder  Pegnitz  noch 
Regnitz  sind  slawische  Worte.  Es  folgten  sich  yielmehr  (nach  Menke^s 
Gaukarten  IV — VI  in  Spruners  Historischem  Atlas)  in  der  Karolinger- 
Zeit  auf  der  linken  Seite  der  Donau  von  Gttnzburg  abw£lrts:  Brenza 
mit  der  Ortschaft  Prenza  im  Brenzgau  (heut  Brenz),  Werinza  mit  Agira 
in  Retiarezi  (heut  WOmitz)  beide  noch  innerhalb  des  rhfttischen  Limes; 
dann  jenseits  der  Altmona  (Altmtthl)  Kethratenza  in  Rangau  (jetzt 
Rezat  und  Regnitz),  Solenza  in  Solzgowe  (jetzt  die  bei  Beilngries  zur 
Altmtthl  mttndende  Sulz),  endlich  die  Pagenza,  jetzt  Pegnitz.  Alle  diese 
Flussnamen  zeigen  das  althochdeutsche,  bei  Orts-  und  Personennamen 
h^uffige  Suffix  „nz,  enza,  inza.  Dasselbe  kommt  yorzugsweise 
bei  lateinischen  Namen  vor,ist  aber  hier  an  wahrschein- 
lich  keltische  Namen  angehangen,  wie  sie  den  Namen  der 
tibrigen  Flttsse  dieser  Gegend  zu  Grunde  liegen.  Eger  (Agira)  und 
Saale  sind  deutsch. 

Dziwna  w  tem  zdaniu  logika.  Pegnitz  i  Regnitz  to  wyrazy  nie 
słowiańskie,  gdyż  zakończenie  „enza,  inza"  jest  niemieckie,  choć  przy- 
czepione  do  wyrazów  łacińskich   i  celtyckich.    Czy  przez  zakończenie 


')  Meitaen  II,  40.3-404;.  cf.  MUlIenhoff  II,  233. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY    RENEM   A   ŁABĄ    I    T.    D.  23 

niemieckie  wyrazy  łacińskie  i  celtyckie  stają  się  niemieckimi  ?  Zakoń- 
czenie „au"  jest  niewątpliwie  niemieckie,  choć  przeważnie  go  się  używa 
w  wyrazach  słowiańskich,  czy  zaś  dlatego  „Warschau"  jest  wyrazem 
niemieckim  a  Warszawa  miastem  niemieckiem?^). 

Jeżeli  Niemcy  mogli  zakończenia  łacińskie  ,,antia,  entia"  i  odpo- 
więdnie  celtyckie  przerobić  na  ^jinze,  enze",  to  nie  widzę  żadnej  przy- 
czyny, dlaczegoby  tego  sposób  a  nie  miano  stosować  także  do  zakończeń 
słowiańskich,  a  mianowicie  do  końcówek  „eniec  i  n-ica".  I  rzeczywiście 
tak  było,  bo  jeszcze  w  XIII  i  XIV  wieku  przerabiano  w  ten  sposób 
polskie  nazwy  w  kraju,  gdzie  nigdy  ani  Rzymianie  ani  Celtowie  nie 
przebywali.  Stało  to  się  w  Prusiech  krzyżackich  i  już  powyżej  przyto- 
czyliśmy przykład,  że  z  polskiego  „Piwnice'^  powstało  niemieckie  „Pi- 
wenz"  i  „Piffnitz",  a  z  „Rybieniec"   „Ribenz"  i  „Reibnitz". 

W  Krainie*)  istnieje  tego  rodzaju  przeróbek  czysto  słowiańskich 
nazw  jeszcze  dosyć  sporo,  n.  p.: 

Koritenze  —  Koritnica. 

Tscheschenza  —  ćeSnijca. 

Kremenza  —  Kremenica. 

Studenz  —  Studenec. 

Ledinza  —  Lediniza. 

Roschanze  —  Rożanice. 

Lipenza  —  Lipnica. 

Radenz  —  Radenice. 

Bratenze  —  Bratnice. 
Jak  więc   zakończenie   „au"    z  Warszawy   (Warschau)   nie  czyni 


*)  Podobnymi  argamentami  posługuje  aię  Theodor  von  Gńłnberger  w  swojej 
rozprawce:  Zar  Kande  der  oesterreichischan  Ortsnamen  (Mittheilungen  des  Instituts 
f&r  owterreichische  Geschichtsforschimg.  T.  XIX,  str.  520 — 534:)  i  nic  dziwnego,  ie 
asa  pomocą  form  gockich,  staroniemieckich,  byłych  i  nie  byłych,  ale  mogących  być 
i  t.  p.  zawsze  kaidą  nazwę  z  niemiecka  potrafi  wytłumaczyć ;  ale  o  samo  tłumaczenie 
nie  chodzi,  chodzi  głównie  o  to,  czy  słowiańskie  zakończenie  jest  starsse,  czyli  teŁ 
niemieckie,  bo  od  tego  zależy,  jak  który  wyraz  tłumaczyć.  Na  wszystkie  tego  rodzaju 
sztuki  lingwistyczne  niema  lepszego  argumentu,  jak  zdanie  p.  Seppa  str.  39  wypo- 
wiedziane :  „Bei  gutem  Willen  kann  man  selb  t  Mekka  and  Medina  ohne  viel  Scharf- 
sinn  fiir  slarisch  erkl&ren,  ilussert  Miklosich  (Die  slawischen  Ortsnamen  72),  obwohl 
selbst  81avi8t.  Dasselbe  gilt  yon  oft  beliebten  keltiflchen  oder  romanischen  (dodać 
można  „und  deutschen'')  Deutungen.  Die  Deutschen  mach  ten  aus  Chotubanz  in  Me- 
cklenburg  „Kuhschwanz". 

Kohschwanz  jest  bez  wątpienia  wyrazem  niemieckim,  do  tłumaczenia  którego 
nie  potrzeba  ani  gockiego  ani  staroniemieckiego  języka  ani  innych  narzeczy;  pomimo 
to  błądziłby,  ktoby  stąd  wyprowadził  wniosek,  te  Knhschwanz  jest  pierwotną  nazwą, 
m  owa  wieś  praniemiecką  osadą. 

*)  Orts-Kepertorinm  des  Herzogthums  Krain.  Laibach  1874;. 


24  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

ani  wyrazu  ani  miasta  niemieckiego,  tak  samo  zakończenie  ^^inza,  enza^ 
nie  przerabia  słów  ani  łacińskich  ani  celtyckich  ani  słowiańskich  na 
niemieckie.  Może  nawet  zachodzić  wątpliwość,  czy  owe  zakończenia 
zastosowywane  były  do  wyrazów  celtyckich,  bo  niemal  wszędzie, 
gdzie  Niemcy  dla  nieznajomości  słowiańskich  języków  przypuszczają 
pierwiastek  celtycki,  pokazuje  się  zwykle  wyraz  czysto  słowiański. 

Znaną  jest  miejscowość  Gzamica  (Schamitz^)  nad  Izarą,  która 
z  niemiecka  nazywa  się  „Scerenze  i  Scarinze^,  a  r.  764  nawet  po  ła- 
cinie „Scarantia^;  obok  tych  form  „Scamiza^  wskazuje  słowiańską; 
że  wszystkie  te  waryanty  oznaczają  tylko  pierwotnie  słowiański  wyraz, 
przyznaje  i  Sepp  str.  11. 

Tak  samo  ma  się  rzecz  z  Kostnicą  nad  kostnickiem  jeziorem, 
którą  Rzymianie  nazywali  „Constantia"  a  Niemcy  Kostnitz,  Gostanz^), 
dziś  Constanz.  Miasto  to  nazywało  się  roku  1251  Gostinze  i  Ghostanze, 
1271  Gostenze,  1327  Eostentze,  1353  Kostnitz ")  i  tak  do  niedawna 
powszechnie.  Za  moich  młodych  lat  mówiły  niemieckie  podręczniki 
szkolne  tylko  o  soborze  kostnickim  —  Das  Goncil  zu  Gostnitz. 

Stąd  wynika  niewątpliwie,  że  Niemcy  przez  „inze,  enza^  zastę- 
pują słowiańskie  „ica,  eniec",  również  jak  niemieckie  „au"  jest  ekwi- 
walentem słowiańskiego  „owo"  i  t.  p. 

Brenza  zatem  nie  jest  koniecznie  wyrazem  niemieckim,  lecz  może 
być  przerobieniem  słowiańskiego  „Branica,  Brenitz";  Werinza  stoi  za 
Wemitz,  Solenza  za  Solnitz  (Solnica),  Pagenza  za  Pagnitz,  Pegnitz, 
Beehtratenza  za  rechte  Bednitz;  słusznie  zatem  można  uważać  za  sło- 
wiańskie także  wszystkie  inne  wyrazy  na  „enz"  jak  n.  p.  Bregenz« 
Bregnitz  (of.  Bregnitz  w  Wirtembergii),  Bludenz  =  Bludnitz,  Sermenz«» 
Sermitz,  Elsenz  =  01schnitz  (Oleśnica),  D5rrmentz=Dormitz  i  t.  p.  Tak 
samo  Eger  (Agira)  może  być  nazwą  niemiecką  mającą  niendeckie  zna- 
czenie, co  nie  wyklucza,  że  jak  czeska  Ogrza  jest  nazwą  słowiańską 
a  Eger  jej  przeróbą. 

I  Sala  ma  być  koniecznie  wyrazem  niemieckim! 

MuUenhoffowi  ^)   zdaje  się  nazwa  rzeki  Sala  raczej  być  celtycką 


^)  Dahn:  Urgoschichte  der  germanischen  and  romanischen  YOlker  lY,  133  ma 
Scharnitz  za  wyraz  celtycki! 

*)  Tak  pisze  jeszcze  w  naazym  wieka  Johannes  Mttller,  aator  der  Geschichten 
Schweizerischer  Eidgenos^enschaft. 

')  Krieger:  Topographisches  W5r terbach  des  Grossherzogsthums  Baden  str.  347. 
Daty  powyższe  dowodzą,  że  nazwa  Kostnica  nie  pochodzi  od  Czechów,  którzy  —  zda- 
niem Seppa  —  z  powoda  śmierci  Husa  wyrządzili  Niemcom  te  krzywdę,  że  czysto 
niemieckie  miasto  przezwali  po  słowiańska. 

*)  Deatoche  Alterthamskande  II,  213—214. 


o    SŁOWIANACH    HIĘDZT   RENEM   A   ŁABĄ    I    T.    D.  25 

aniżeli  niemiecką  i  wskazywać  starsze  osiedlenie  Celtów  między 
Wizerą  a  Łabą.  Ale  źe  to  według  jego  teoryi  nie  jest  możliwem,  woli 
przypuścić^  że  Sala  jest  właściwą  nazwą  niemiecką  rzeki  słonej,  której 
pierwiastek  zaginął  w  językach  germańskich.  Nazwę  tę  mieli  Niemcy 
zanieść  także  w  kraje  naddunajskie,  bo  oprócz  dopływów  Łaby  i  Ła- 
giny  istnieje  jeszcze  Sala  frankońska,  reichenhalska  i  panońska  i  do- 
pływ Regany.  Wszystkie  te  rzeki  p/yną  w  krajach  pierwotnie  słowiań- 
skich; stąd  wnieść  należy,  że  Sala  nie  jest  wyrazem  ani  celtyckim  ani 
niemieckim,  lecz  słowiańskim.  Przypuszczenie  takie  jednak  nie  mogło 
nasunąć  się  Mtlllenhoffowi,  który  jako  germanista  zna  tylko  języki 
niemiecki  i  celtycki.  A  jednak  źródła  niemieckie,  mianowicie  thuryng- 
skie,  jak  Annales  Reinhardsbrunnenses  w  ThUringische  Geschichts- 
quellen  I,  str.  63  świadczą  wyraźnie,  że  Sala  jest  nazwą  słowiańską, 
mówiąc:  Sicque  in  orientalem  Saxoniam  provectus  super  ripam  fluminis, 
quod  Slayica  lingua  Sale  dicitur,  ad  urbem  Camburg  etc.  Jedno 
takie  świadectwo  charakteryzuje  dostatecznie,  jak  mi  się  zdaje,  postę- 
powanie germanistów. 

Niedorzecznem  wprost  jest  mniemanie  profesora  Seppa^):  Den 
Fluss  Bac,  welchen  der  G-eograph  yon  Rayenna  irrthUmlich  zur  Donau 
laufen  Iftsst,  haben  diese  Slayen  in  Pegnitz  umgetauft,  auch  den  deu- 
tschen  Namen  Wisgoz  in  Weschnitz. 

Około  rzeki  Paganicy  (Pegnitz)  mieszkali  Słowianie,  mieszkali 
i  Niemcy;  jedni  mogli  ją  nazywać  Bac  a  drudzy  Paganicą  (Pegnitz), 
tak  samo  jak  Polacy  mówią  „Wisła"  a  Niemcy  „Weichsel".  Chodziłoby 
tylko  o  to,  która  nazwa  jest  starsza.  Ale  jak  Słowianie  mogli  staro- 
niemieckie nazwisko  rzeki  Wisgoz,  wpadającej  niedaleko  Wormacyi 
do  Renu,  wyrugować  a  Niemcom  narzucić  formę  Weschnitz,  tego  nikt 
nie  rozumie,  który  z  panem  Sepp  przypuszcza,  że  Słowian  nad  Renem 
nie  było. 

Cała  Francya  nazywa  Warszawę  Varsovie,  Niemcy  zaś  Warschau, 
pomimo  to  Polakom  wcale  nie  przychodzi  na  myśl  stosować  się  do 
tych  obcych  wyrażeń  i  dla  tego  Warszawa  jeszcze  długo  zostanie 
Warszawą.  Wisgoz  jest  niewątpliwie  nazwą  niemiecką  rzeki  Weschnitz; 
jeżeli  zaś  ta  nazwa,  poniekąd  urzędowa,  bo  zachodzi  w  dokumentach, 
nie  utrzymała  się,  jeżeli  górę  wzięła  inna,  słowiańska,  to  ostatnia  mu- 
«iata  być  ludową,  a  lud  zatem  pierwotnie  słowiańskim.  Inaczej  taka 
zmiana  nie  dałaby  się  wcale  wytłumaczyć.  Że  zaś  w  owej  okolicy 
mieszkali  niegdyś  Słowianie,  tego  dowodem  nie  tylko  rzeka  Weschnitz 
oraz  dwie  wsie  tegoż  nazwiska  i  wieś  Kolmbach,  ale  i  ta  okoliczność, 


>)  Sepp  8tr.  3. 


26  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Że  doknmenta  znają  nad  rzeką  Wisgoz  Słowian,  jak  to  wynika  z  Do- 
natio  Liatheri  in  Husen,  Sahssenheim  et  in  ałiis  locis  dnia  1  paździer- 
nika 877  zdziałanej,  według  której  nadaje  klasztorowi  w  Lorscb...  et 
ubi  Sclayi  habitant,  hubas  senniles  tres...  et  illum  locam,  ubi  Sclavi 
habitant,  cum  ipsis^). 

Więc  i  ten  zarzut,  jakoby  nazwy  słowiańskie  były  tylko  przero- 
bione z  niemieckich  lub  celtyckich,  nie  ma  żadnego  uzasadnienia, 
a  zakończenie  „itz",  czy  z  tej  czy  z  tamtej  strony  limesu  Karolowego, 
zawsze  jest  dowodem,  że  tam,  gdzie  takie  nazwy  znajdujemy,  mieszkali 
także  Słowianie. 

Inni  znów,  którzy  z  powodu  przewrotnej  teoryi  nie  mogą  rozu- 
mieć właściwego  znaczenia  osad  słowiańskich,  tłumaczą  ich  powstanie 
w  ten  sposób,  jakoby  to  były  osady  jeńców  słowiańskich^). 

Nad  kwestyą  jeńców  i  niewolników  jako  kolonistów  ziemi  nie- 
mieckiej należy  tu  się  zastanowić. 

Jeniec  wzięty  w  niewolę  wśród  bitwy  albo  wśród  wyprawy  wo- 
jennej był  przedewszystkiem  wojakiem,  który  stał  się  zdobyczą  albo 
wodza  nieprzyjacielskiego  albo  jego  rycerzy  biorących  udział  w  wypra- 
wie. Stosownie  do  potrzeby  właściciel  jeńca  albo  go  umieszczał  w  swojej 
wsi,  gdzie  z  innymi  musiał  dla  niego  pracować  albo  odstępował  go  han- 
dlarzom, którzy  go  sprzedawali  w  kraje  obce  a  nawet  muzułmańskie.  Sły- 
nęło z  takiego  niecnego  handlu  eunuchami  słowiańskimi  miasto  Verdun  ^). 

Jeńcy  byli  naturalnie  bez  żon,  które  zostały  w  domu;  jeżeli  w  nie- 
woli żenili  się,  pobierali  Niemki  za  żony,  bo  kraj  był  w  zrozumieniu 
uczonych  niemieckich  czysto  niemieckim,  a  choćby  takich  jeńców  było 
kilku  lub  kilkunastu  nawet  w  jednej  posiadłości  położonej  w  kraju 
niemieckim  wśród  samych  Niemców,  to  nic  to  nie  stanowi,  z  jeńców 
wojennych  nie  mogła  powstać  kolonia  słowiańska  z  nazwą  słowiańską, 
bo  jeńcy  nie  mogli  tworzyć  rodzin  słowiańskich. 

Co  innego  z  ludnością  miejscową,  jeżeli  ją  uprowadzali  w  nie- 
wolę. Przy  każdej  okupacyi  ziemi  słowiańskiej  górna  warstwa  ludności 
t.  j.  możni  panowie  i  przywódcy  narodu  padali  ofiarą,  bo  albo  ginęli 
w  walce  albo  dostawali  się  do  niewoli  albo  uciekali,  a  utrzymali  się  na 
miejscu  chyba  tylko  ci,  którzy  sprzyjali  Niemcom  i  z  nimi  byli  w  zmo- 
wie; takich  wypadków  nie  zdarzało  się  jednak  wiele.  Majątki  panów 
przechodziły  zazwyczaj  w  ręce  panów  niemieckich  lub  instytucyj  ko- 
ścielnych;  ludności  zaś  wiejskiej,   skoro   stała  się  poddaną,   nie  miano 


')  Mon.  Ger.  Kist.  SS.  XXI,  str.  37H— 374 

«)  Meiuen  U,  406,  478. 

^)  Waitz:  Deutsche  yerfassungsgeschichte  V,  207. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RBNBM    A    ŁABĄ    I   T.    D.  27 

powodu  ruszać    z  miejsca,  bo  i  panowie  niemieccy  potrzebowali  siły 
roboczej  *). 

Rodzin  pańskich  nie  osiedlano  z  pewnością  w  pobliżu  granicy 
i  w  sąsiedztwie  siedzib  rodzinnych,  bo  mogły  porozumiewać  się  ze  współ- 
ziomkami i  wzniecać  powstania,  któreby  mogły  być  niebezpieczne  dla 
panów  niemieckich.  Jeżeli  takie  rodziny  uprowadzano,  to  osiedlano  je 
albo  jako  coloni  w  dalekich  stronach  i  to  pojedynczo  albo  jako  man- 
cipia  w  dworach  niemieckich,  gdzie  niewolnik  pozbawiony  wszelkich 
praw  nie  mógł  wywierać  żadnego  wpływu  na  otoczenie  niemieckie. 

Ale  przypuśćmy  nawet,  że  z  jakiejkolwiek  przyczyny  upro- 
wadzono Słowian  z  ich  siedzib  tysiącami,  choć  o  czemś  podobnem 
źródła  nie  wspominają,  to  już  dla  własnego  interesu  i  bezpieczeństwa 
musianoby  ich  rozdzielić  na  drobne  hufce  i  rozrzucić  po  całym  obszarze 
państwa,  jak  to  roku  804  uczynił  Karol  Wielki  z  10.000  Saksonów, 
których,  mężczyzn,  kobiety  i  dzieci  rozmieszczono  po  całcm  państwie 
frankońskiem  i  Gallii'). 

Ale  jednak  zdarzyć  się  mogło,  że  rodzin  kilkanaście  lub  kilka- 
dziesiąt chciano  razem  osiedlić,  w  takim  razie  wybrano  albo  miejsce 
spastoszałe,  które  jako  takie  miało  już  nazwę,  albo  kazali  im  wykar- 
ezować  las  pod  nową  osadę,  a  wtedy  nazwę  nadał  pan,  do  którego 
grant  należał,  albo  otoczenie,  a  skoro  otoczenie  było  niemieckie,  i  uazwa 
musiała  nią  być,  bo  ludność  niemiecka,  nie  znająca  języków  słowiań- 
skich, posługiwać  się  nimi  nie  mogła. 

Że  tak  a  nie  inaczej  się  działo,  tego  dowodem  dokument  króla 
Dagoberta  III  z  dnia  1  marca  r.  706,  który  wprawdzie  jest  podro- 
biony, ale  pomimo  to  faktu  nas  interesującego  nie  miał  żadnej  przy- 
czyny zmyślić.  W  tym  dokumencie  nadaje  Dagobert  klasztorowi  św. 
Piotra  in  villa  Merovegesburg  in  Thuringia...  czyli  Petri  Mons...  sil- 
vam,  quae  ob  numerositatem  ceryorum  Hirzbruil  yocatur,  a  meridiana 
plaga  urbis  yersus  orientem  usque  ad  terminos  regionis  Orlaa...  dedi 
nihilominus  ad  supradictum  cenobium  yillas  a  Sclavis  in  eadem 
silva  factas  scilicet  Tunecdorf,  Tagebrechtisstete,  Tutel- 
stete,  Neuchenrod,  Hochdorf  et  alias  plures  et  aquam  Ge- 
ram  etc.'). 

Inny  przykład  podaje  Zeuss  str.  649,  gdzie  „locus,  ubi  Gluzo 
Sclayus  habitare...  coepit",   nazywa  się  z  niemiecka  „Gluzengisazi"  *;. 


*)  Meitaen  II,  299,  368,  426,  463—474, 

«)  Waite  IV,  str.  184. 

^)  M.  O.  H.  Diplomatam  imperii  Tomue  I  Nr.  83. 

^)  Nib  moina  przeciw  moim  wywodom  przytoczyć  okoliczności,  że  niektóre  osady 


28  WOJCIECH    KĘTRZYŃ'SKI. 

Jest  jednak  jeszcze  jedna  okoliczność,  na  którą  należy  zwrócić 
uwagę.  Wśród  Indności  niemieckiej  osada  słowiańska  musi  mieć,  jak 
widzieliśmy,  nazwę  niemiecką;  ta  nazwa  jednak,  mianowicie  w  dawniej- 
szych czasach,  gdy  otoczenie  pod  tym  względem  było  czynnikiem  de- 
cydującym, mogła  mieć  związek  z  ludnością  tam  mieszkającą.  To 
znaczy,  że  ludność  otaczająca  nazywa  swoich  sąsiadów  innoplemiennych 
ich  imieniem,  t.  j.  Winden,  Wenden.  Z  wyliczonych  przez  nas  wsi 
jedna  i  druga  może  mieć  takie  pochodzenie;  nie  ulega  to  żadnej  wąt- 
pliwości, ale  okoliczność  ta  wcale  nie  jest  jeszcze  dowodem,  aby  wszyst- 
kie wsie  tegoż  nazwiska  były  koloniami  późniejszemi.  Starożytne  bo- 
wiem osady  słowiańskie,  które  mianowicie  w  południowych  Niemczech 
przetrwały  ladoruchy,  były  z  pewnością  nie  liczne;  gdy  zaś  naokoło 
nich  zjawili  się  osadnicy  niemieccy,  pierwotna  nazwa  słowiańska  po- 
szła w  zapomnienie,  a  nowi  przybysze  nazywali  owych  starych  roki- 
ków  tylko  Winden,  Wenden. 

Wielka  ilość  osad  słowiańskich  dostała  się  przy  okupacyi  skarbowi 
cesarskiemu,  a  z  nich  korzystał  panujący,  aby  wyposażyć  kościoły 
i  klasztory,  albo  wynagrodzić  zadugi  swoich  wiernych  wasalów.  Jeżeli 
zatem  cesarz  lub  król  podarowi^  kilkudziesiąt,  kilkunastu  lub  choćby 
jednego  słowianina  opatowi  lub  rycerzowi,  osady  otrzymały  nowe  na- 
zwiska jak  Abbatis  Winidi  czyli  Abtswinden,  Wolfhares winden,  Niet- 
hartswinden,  Herbartswind,  Almerswind  i  t.  p.,  gdzie  imię  właściciela 
stoi  w  drugim  przypadku.  Nazw  takich  jest  wielka  liczba  i  pomimo 
ich  formy  niemieckiej  mogą  to  być  osady  istniejące  już  dawno  przed 
przybyciem  plemion  niemieckich. 

Osiedlenie  zatem  kolonistów  słowiańskich,  o  ile  to  rzeczywiście 
miało  miejsce,  nie  mogło  zmienić  niemieckiego  charakteru  kraju,  gdyby 
takim  był  istotnie,  a  ludność  nie  wolna,  rozrzucona  po  kraju,  nie  mogła 
narzucić  narodowi  panującemu  ani  swej  woli  ani  swego  sposobu  mó- 
wienia. Przyznał,  że  tak  jest,  a  inaczej  być  nie  może,  przed  wielu  laty 
już  Landau,  który  o  tern  tak  pisze:  Yereinzelte  Colonisten  und  noch 
-dazu  Hórige  yermogen  aber  niemals  einen  solchen  Einfluss  auf  das 
bestehende  Yolksthum  zu  tlben,  wie  wir  dies  doch  in  Thtlringen  an- 
nehmen  mtlssten.  Sie  yermogen  am  wenigsten  die  Form  der  Dorfer 
<zu  bestimmen,  Stftdte  und  Burgen  zu  bauen,  weiten  Landstrecken  und 


niemieckie  w  Polsce  miały  niemieckie  nazwy.  Owi  koloniści  niemieccy  nie  byli  nie- 
wolnikami, lecz  gośćmi  uproszonymi,  których  dobrowolnie  obdarziJo  się  ziemia  i  przy- 
wilejami, a  którym  przyznawano  i  prawo  niemieckie  i  język  niemiecki.  Nazwa  nie- 
miecka zaś  powstała  w  zgodzie  z  władzą  państwową,  która  jn  zwykle  nmieszozała 
jnż  w  przywileju  fundacyjnym. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY   RBNEM   A    ŁABĄ    I   T.    D.  2& 

G^birgen  ilirer  Sprache  entnommene  Namen  zu  geben;  sie  sitzen  auch 
nicht  in  zu  diehter  Masse  beisammen . . .  und  haben  tlberhaupt  keine 
politischen  Rechte^). 

Szkoda,  że  rozamne  te  słowa  przebrzmiały  nie  znalazłszy  żadnego 
odgłoso  wśród  Niemców. 

e.  Znaczenie  nazw  słowiańskich.  Osiedlenie  się  Słowian. 

Liczne  nazwy  słowiańskie  przez  nas  wyliczone  są  dowodem,  że 
Słowianie  byli  tu  autochtonami,  skoro,  jak  wiadomo,  Niemcy  a  przed 
nimi  Rzymianie  i  Celtowie  byli  w  tych  stronach  tylko  zdobywcami,^ 
tylko  przybyszami.  Że  pomimo  wielowiekowej  niewoli  i  tępienia  przez 
tyle  set  lat  żywioł  słowiański  jeszcze  w  wielu  miejscach  utrzymał  się 
w  gęstych  masach,  o  tem  świadczą  następujące  wiadomości: 

Św.  Bonifacy,  apostcJ  Niemców,  zi^ożył  dwa  biskupstwa:  eich- 
stadtskie  i  wtlrcburgskie;  pierwsze  powierzył  Willibaldowi,  a  drugie 
„Purchardo  vero  (746 — 752)  in  loco,  qui  appellatur  Wirzaburch  digni- 
tatis  officium  delegayit  et  aecdesias  in  confinibus  Franchorum  et  Sa- 
xonum  atque  Sdayorum  suo  officio  deputayit^  ^. 

Przy  założeniu  biskupstwo  nie  mogło  sięgać  dalej  na  wschód  aż 
do  Reganicy  i  Ratanicy,  bo  górna  Frankonia  i  kresy  nad  czeską  gra- 
nicą dopiero  r.  805  zostały  wcielone  do  państwa  Karola  Wielkiego. 

Jeżeli  zatem  biskup  Wolfgerius  (810—832)  między  latami  826 — 830 
twierdził,  że  Karol  Wielki  „antecessoribus  suis  illis  et  illis  (a  według 
innych  odpisów  Berewelfowi  785 — 800,  Ludrydowi  801 — 804,  Egilwar- 
dowi  804 — 810)  episcopis  praecepisset,  ut  in  terra  Sclavorum,  qui  se- 
dent  inter  Moinum  et  Radentiam  fluyios,  qui  yocantur  Moinyinidi  et 
Batanzwinidi  una  cum  comitibus,  qui  super  eosdem  Slavos  constituti 
erant,  procurassent,  ut  inibi,  sicut  in  ceteris  christianorum  locis,  ecclesie 
construentur . . .  adserit ...  et  ecclesias  14  ibi  fuisse  constructas"  ^)  — 
to  należy  rozumieć,  że  Słowianie  nadmeńscy  i  nadrateńscy  są  właśnie 
mieszkańcami  okolic  położonych  na  południowym  brzegu  Menu  i  za- 
chodnim Reganicy  i  Ratanicy,  bo  gdyby  wiadomość  biskupa  Wolfgera 
ściągała  się  tylko  do  górnej  Frankonii  zdobytej  około  r.  805,  nie  by- 
łoby potrzeby  mówić  o  „antecessores^,  bo  wystarczyłaby  wzmianka 
o  poprzedniku  Egilwardzie  (804 — 810). 


')  L  Landaa:  Der  Baaemhof  in  ThUringen  und  iwischen  der  Saale  u.  Schlesien^ 
cf.  Sembera:  Zapadni  SloYanć  w  pravćku  str.  300. 

*)  Willlbaldi  Vita  b.  Bonifatii  w  Ja£fć:  Bibliotheca  rer.  Germ.  III,  str.  461. 
")  Mon.  Ger.  Hist.  Legom  Sectio  Y:  Formalae  imp.  Nr.  40,  str.  317—318. 


30  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Z  całego  opisu  wynika,  że  to  był  nie  mały  szmat  ziemi  słowiań- 
skiej podległej  Niemcom,  bo  pod  władzą  hrabiów  cesarskich,  skoro  na 
niej  założono  14  kościołów. 

I  za  Henryka  II  trzymała  sig  w  tych  stronach  jeszcze  ludność 
słowiańska  w  zbitej  masie;  świadczy  o  tem  notitia  de  synodo  Franco- 
furtensi  z  roku  1007  *): 

„Rex  Heinricus . . .  episcopatum . . .  in  ąuodam  suae  patemae  here- 
ditatis  loco  Babenberg  dieto  ex  omnibus  suis  rebus  hereditariis  con- 
strueret,  ut  et  paganismus  Slavorum  destrueretur . . .  Sed  dum  parro- 
chiam  ad  eundem  locum  respicientum  non  haberet  et  sanctam  pente- 
costen  in  eodem  sui  regni  anno  6  Mogontiae  celebraret,  quandam  partem 
Wirceburgensis  dioceseos,  comitatum  yidelicet  Ratenzgowi  dictum  et 
ąuandam  partem  pagi  Volcfelt  dicti  inter  fluyios  Uraha  et  Rathenza 
sitam  ab  Heinrico  Wirceburgensi  episcopo  firma  ac  legali  commuta- 
tione  acquisivit..." 

Ziemie  wspomniane,  poratańska  (Ratenzgowi)  i  Volcfelt,  leżą  po 
lewym  brzegu  Reganicy  i  Ratanicy,  a  rzeka  Uraha  także  od  zachodu 
wpada  do  Reganicy*). 

Mniej  więcej  to  samo  wyraża  list  biskupa  Arnolda  halberstadz- 
kiego  do  tegoż  Henryka,  biskupa  wircburskiego,  pisany:  „Nonne  re- 
cordaris,  quod  in  priore  anno  ad  eundem  locum  B(abenbergensem) 
nobis  eąuitantibus ,  me  adyocato  ad  te,  huiuscemodi  sermonem,  quasi 
praescires,  habere  cepisti:  si  rex  ibi  facere  vellet  episcopatum,  facile 
illum  ecclesiae  tuae,  quod  tibi  utilius  esset,  posset  tribuere;  te  panrum 
inde  fructum  habere;  totam  illam  terram  pene  silyam  esse;  Sclavos 
ibi  habitare;  te  in  illa  longinqua  vel  nunquam  vel  raro  venisse...^) 

Wszędzie  tu  mowa  o  stałej  ludności,  a  nie  o  rozrzuconych  ko- 
loniach. 

W  dokumentach  także  okolica  na  lewym  brzegu  Reganicy  i  Ra- 
tanicy występuje  wszędzie  jako  „regio  Slavorum"  *),  w  której  znajdują 
się  liczne  „Sclaviena  oppida"  (911)  ^). 

Bory  Św.  Wawrzyńca,  położone  między  Norymbergią  a  Altdorfem, 
były  jeszcze  w  VI  wieku  w  ręku  Słowian  % 


*)  Mon.  Ger.  Hist.  S3.  IV,  str.  795. 

*)  Menke :  Deatschlands  Gaue.  lY,  w  Spruner-Menke  Handatlas  fUr  die  Ge- 
schichte  deB  Mittelalters  u.  der  neaeren  Zeit.  1880. 

»)  Jaff^:  Bibliotheca  rer.  Gorm.  V,  gtr.  477. 

^)  Dronke:  Codez  tradlt.  Fold.  Nr.  353.  Dronke:  Traditiones  et  Antiquitate8 
4,  129. 

*)  Mon.  Ger.  Hist.  Dipl.  I,  str.  1. 

^  Meitzen  I,  4:79. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   RENSM    A   ŁABĄ    I    T.    D.  31 

Nie  O  koloniach  słowiańskich,  lecz  o  krajach  zamieszkałych  przez 
Słowian  mówi  podróżnik  Qazwini,  wspominając,  że  Soest  jest  grodem 
w  kraju  Słowian,  a  Paderborn  mocnym  grodem  w  ziemi  słowiańskiej  ^). 

Opat  Stnrm,  który  około  r.  744  założył  klasztor  fuldejski,  szu- 
kając dla  niego  miejsca  około  rzeki  Wltawy  (Fulda),  „tunc  quadam 
die  dum  pergeret,  peryenit  ad  viam,  que  a  Turingorum  regione  mer- 
candi  causa  ad  Mogontiam  pergentes  ducit;  ubi  platea  illa  super  flumen 
Fuldam  yadit,  ibi  magnam  Sclavorum  multitudinem  reperit  eiusdem 
fluminis  alreo  natantes,  layandis  corporibus  se  immersisse,  quorum 
nuda  corpora  animal,  cui  praesidebat,  pertimescens,  tremere  coepit;  et 
ipse  vir  Dei  eorum  foe torem  exhorruit,  qui  morę  gentilium  semim 
Domini  subsannabant  et  cum  eum  ludere  yoluissent,  diyina  potentia 
compressi  et  prohibiti  sunt  etc.  2). 

Słowianie  owi,  kąpiący  się  we  Wltawie,  stanowili  niewątpliwie 
miejscową  ludność,  będącą  jeszcze  pogańską;  nie  byli  to  także  koloniści 
zależni  od  panów  niemieckich,  bo  obchodziliby  się  inaczej  z  duchownym, 
który  zarazem  był  Niemcem. 

Skoro  to  wszędzie  ziemie  odwiecznie  słowiańskie,  wi(^c  jakie  zna- 
czenie mają  nazwy  słowiańskie?  bo  przedtem  już  przekonaliśmy  się, 
że  rozmaite  domysły  uczonych  niemieckich  nie  objaśniły  wcale  ich 
natury. 

W  czasach  najdawniejszych,  gdy  ludność  pierwotna  oddawała  się 
jeszcze  pasterstwu,  nazw  przywiązanych  do  miejsc  nie  mogło  być  wiele, 
ale  zawsze  były,  bo  i  pasterz  bez  nich  obchodzić  się  nie  może.  Każda 
rzeka,  wielka  czy  mała,  każda  woda,  wszystkie  góry  i  lasy,  wszystkie 
doliny  i  polany  musiały  już  od  naj dawniej szydh  czasów  posiadać  wła- 
sne nazwy,  bo  bez  nich  nie  byłoby  możliwem  porozumienie,  nie  wie- 
dzianoby,  gdzie  kto  poszedł,  gdzie  go  szukać.  Tego  rodzaju  nazwy  na- 
leżą niewątpliwie  do  najdawniejszych  utworów  mowy  ludzkiej. 

Ze  stanu  pasterskiego  żaden  naród  bezpośrednio  nie  przechodzi 
do  uprawy  roli;  wykazał  to  bez  zaprzeczenia  Meitzen  w  swem  znako- 
mitem  dziele:  Siedlung  und  Agrarwesen  der  Westgermanen  und  Ost- 
germanen,  der  Kelten,  Romer,  Finnen  und  Slawen.  I  u  Słowian  tak  było. 

Gdy  przyszła  chwila,  że  samo  hodowanie  bydła  nie  zaspakajało 
już  wszelkich  wymagań,  potrzeba  ta  dawała  się  uczuć  przedewszyst- 
kiem  bogatszym  ludziom,  posiadaczom  licznych  stad  i  trzód.  Ci  zaś 
osadzali  pojedyncze  rodziny  na  roli,  powierzając  głowie  jej  cały  kierunek 


')  Georg  Jacob:  £In  arabischer  Beńchterstatter  aus  dem  X  Jahrhandert.  Wjd. 
lU.  1896.  Berlin,  str.  45  i  47. 

*)  Eigilis  Yita  b.  Starmi.  Mon.  Germ.  Hist.  SS.  II,  str.  369. 


32  WOJCIECH    KORZYŃSKI. 

i  odpowiedzialność  za  gospodarstwo,  z  czego  rozwinęła  się  t.  zw.  za- 
druga  słowiańska,  czyli  jak  Niemcy  mówią  ^die  Hauscommunion  der 
Slaven  ^).  Ponieważ  taka  nowa  osada,  jako  miejsce  ważne  dla  ówcze- 
snego gospodarstwa,  nie  mogła  zostać  bez  nazwy,  więc  przyzwyczajano 
się  nazywać  ją  według  głowy  rodziny,  która  kierowała  osadą,  ale  w  ten 
sposób,  że  tą  nazwą  objęto  nie  tylko  ową  głowę  rodziny,  lecz  i  rodzinę 
samą,  t.  j.  w  sposób  patronymiczny.  Jeżeli  n.  p.  głowa  rodziny  osiadłej 
nazywała  się  Jeż,  Dalech,  Bolech,  to  osady  ich  musiały  się  nazywać 
Jeżyce,  Daleszyce,  Boleszyce  lub  Bolechowice. 

Zauważyć  należy,  że  nazwy  takie  nie  były  wówczas  nadawane 
z  góry;  aby  osada  taka  otrzymała  nazwę  słowiańską,  musiało  koniecznie 
istnieć  otoczenie  słowiańskie,  którem  w  tym  względzie  kierował  duch 
języka. 

Z  tego,  co  się  mówiło,  nie  wynika  bynajnmiej,  aby  wszystkie 
miejscowości  na  „ice^  były  pierwotnie  zamieszkane  przez  ludność  za- 
leżną; osady  takie  tworzyć  mogły  naturalnie  i  mniej  zamożne  rodziny 
lub  rody  wolne,  przechodząc  ze  stanu  pasterskiego  do  uprawy  roli. 

Bogatsze  rodziny,  posiadające  już  osady  rolnicze  i  liczne  stada, 
oddane  pod  opiekę  ludzi  zależnych,  zakładały  także  sobie  stałe  siedziby^ 
z  którychby  mogły  pokierować  obszemem  swem  gospodarstwem  rolni- 
czem  i  pasterskiem.  Te  siedziby  jednak  różniły  się  niewątpliwie  od 
owych  osad  rolniczych,  bo  nazywano  je  dworem  lub  grodem,  dworem, 
jeżeli  to  tylko  było  mieszkaniem  zwyczaj  nem,  grodem  zaś,  jeżeli  miej- 
sce było  ogrodzone  płotem  lub  czemś  podobnem,  coby  mogło  przynaj- 
mniej chwilowo  zabezpieczyć  i  właściciela  i  jego  ludzi  przed  niespo- 
dziewanym napadem. 

Takie  dwory  lub  grody  nazywano  według  imienia  założyciela  lub 
właściciela;  jeżeli  nim  był  jakiś  Przemysł,  Poznań,  Orzeł,  Grab,  Łeb, 
to  ich  dworki  i  grody  otrzymały  odpowiednie  nazwy  przymiotnikowe: 
„dwór  Przemyśl",  „gród  Poznań",  „gród  Orłów",  „dwór  Grabów", 
„dwór  Łebin"  i  t.  p.,  a  że  każdy  wiedział,  o  co  chodzi,  więc  opuszczano 
wyraz  „dwór,  gród"  i  mówiono  krótko:  „Przemyśl,  do  Poznania,  w  Or- 
łowie, Grabowie,  Łebinie"  i  t.  d. 

Przypuścić  należy,  że  nazwy  patronymiczne  osad  rolnych  od  po- 
czątku były  mniej  więcej  stałe,  bo  choć  pierwsza  głowa  rodziny  na 
roli  osiadłej  zmarła  i  nowa  została  obrana,  to  była  to  jednak  zawsze 
ta  sama  rodzina^  ten  sam  ród.  Zmiana  nastąpiła  niewątpliwie,  gdy  po 
wymarciu  całego  rodu  nowa  rodzina  zajęła  starą  siedzibę. 

Mniej  stałe  były  zapewne   nazwy  pierwszych  dworów   i  grodów,. 


')  Meitwjn  U,  213—270. 


o    bŁOWlANACH    MIĘDZY    KEMEM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  33 

zbyt  związane  z  osobistością  posiadacza,  ale  z  biegiem  czasu  przyzwy* 
czaj  ono  się  i  tu  niewątpliwie  do  pewnej  nazwy  i  zapomniano,  źe  nie 
stosuje  się  ściśle  już  do  rzeczywistego  stanu. 

Stan  przejściowy  z  pasterstwa  do  rolnictwa  trwał  pewnie  wieki 
całe,  a  tworzenie  podobnych  nazw  nie  ustało  tak  prędko,  bo  po  zanie- 
chaniu pasterstwa,  które  potrzebowało  wielkich  obszarów,  rolnictwo  na 
nich  mogło  spokojnie  się  rozwijać  i  zakładać  osadę  po  osadzie. 

Owe  pierwotne  osady  miały  kształt  dwojaki;  tworzyły  albo  pod- 
kowę otwartą  tylko  z  jednej  strony;  plac  w  środku  zwał  się  zapewne 
rynkiem  i)  i  dla  tego  sądziłbym,  żeby  tego  rodzaju  wsie  nazywać  ryn- 
kowemi;  albo  stanowiły  ulicę  prostą,  zabudowaną  z  jednej  i  z  drugiej 
strony;  są  to  t.  zw.  wsie  ulicowe.  Wsie  rynkowe  przeważają  głównie 
na  zachodzie,  ulicowe  zaś  na  wschodzie;  pierwsze  były  zwykle  nie  wiel- 
kie, drugie  większe.  Wsie  ustroju  niemieckiego  różnią  się  stanowczo 
od  słowiańskich,  bo  są  zwykle  wielkie  a  gospodarstwa  rozrzucone 
w  nieładzie  (Haufendorfer). 

Gdzie  wszystko  idzie  trybem  normalnym,  trudno  będzie  oznaczyć, 
kiedy  ostatnie  założono  wsie  patronymiczne,  o  które  nam  tutaj  przede- 
wBzystkiem  chodzi,  bo  gdy  stosunki  się  zmienią,  działa  dalej  analogia. 

Jeżeli  w  krajach,  które  są  przedmiotem  niniejszej  rozprawy,  żadną 
miarą  domyśleć  się  nie  możemy,  kiedy  zaczęto  zakładać  pierwsze  osady 
rolnicze,  to  nie  tak  trudno  znów  określić  czas,  kiedy  przestano  zakła- 
dać nowe.  Chwila  ta  nastąpiła,  gdy  Niemcy  stali  się  panami  kraju 
i  całą  ludność  słowiańską  obrócili  w  niewolników. 

Z  map  załączonych  przekonać  się  możemy,  jaka  granica  była 
r.  805.  Ale  pogranicze  czeskie  już  tegoż  roku  lub  krótko  potem  do- 
stało się  pod  panowanie  niemieckie;  pobrzeże  Łaby  środkowej  i  Sali 
należało  już  w  V  wieku  do  państwa  turyngskiego,  a  po  jego  upadku 
r.  531  do  królów  frankońskich;  tylko  w  t.  zw.  marchii  wendyjskiej 
nad  dolną  Łabą  trwały  pomyślniej sze  stosunki  nieco  dłużej. 

Osady  słowiańskie  na  pograniczu  czeskiem  istniejące  powstać 
musiały  niewątpliwie  przed  rokiem  805,  a  położone  w  obrębie  państwa 
turyngskiego  nawet  przed  wiekiem  piątym. 

Starają  się  wprawdzie  niektórzy  dowieść,  że  Słowianie  wtargnąwszy 


*)  Rjnki  aasywają  się  w  miMtach  niemieckich,  saloftonych  w  Eiemiach  słowian- 
•kich,  po  niemiecku  nKing" ;  zwykle  przypuszcza  się,  że  nasz  rynek  jest  po  prostu 
ivyraxem  zapożyczonym  z  niemieckiego;  to  jednak  nie  wydaje  mi  się  bardzo  prawdo- 
podobuem,  albowiem  rynki  s^  czworoboczne,  a  ring » pierścień,  okrijgły.  Wyraz  „rynek** 
był  niegdyś  bardzo  poFpoliŁy,  j«ik  tego  dowodzą  nazwy  miejscowe,  jak  Rynek,  Ryn- 
kowa, Kynkowco,  Rynkowek,  Kynkówka  i  t.  p.  Rynek  oznaczał  niewątpliwie  pierwotnie 
plac  w  środku  osady,  a  Niemcy  przejęli  nazwę  tę  od  nas,  zamieniając  ją  na  „Ring**. 

Bosprawy  Wydx.  hiit..filos.  T.  XŁ.  3 


34  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

W  kraje  załabskie  mogliby  korzystać  z  chwili  sposobnej,  aby  tam  się 
usadowić,  ale  jak  się  rzekło  już  przedtem,  nadawanie  nazw  osadom 
zależało  w  owych  czasach  nie  tak  od  założyciela,  jak  od  otoczenia; 
jeżeli  było  otoczenie  niemieckie,  to  nie  było  nazwy  słowiańskiej. 

Ale  ze  źródła  wiarogodnego  wiemy,  że  te  wyprawy  słowiańskie 
w  kraje  turyngskie  odbiły  się  głównie  na  ludności  słowiańskiej,  mie- 
szkającej w  otwartych  miejscach  a  podległej  Niemcom,  jak  tego  do- 
wodzą Annales  Fuldenses  pod  r.  880:  „Sclavi,  qui  vocantur  Dalmatii 
et  Behemi  atque  Sorabi  caeteriąue  circum  circa  vicini,  audientes  stra- 
gem  Saxonum  a  Nordmannis  factam.  pariter  conglobati  Thuringios 
inyadere  nituntur  et  in  Sclavis  circa  Salam  fluvium  Thurin- 
giis  fidelibus  praedas  et  incendia  exercent.  Quibus  Boppo  comes 
et  dux  Sorabi  ci  limitis  (cum  Thuringiis)  occurrit  et  Dei  auxilio  fretus 
ita  eos  prostravit,  ut  nuUus  de  tanta  multitudine  remaneret". 

O  wiele  wcześniej  szemi  musiały  być  osady  oraz  nazwy  rzek, 
które  przechowały  się  w  okolicach  nadreńskich  i  naddunajskich,  tu- 
dzież w  Niemczech  środkowych;  o  istnieniu  wolnych  Słowian  w  tam- 
tych stronach  prawie  nic  nie  wiemy;  wiemy  mniej  więcej,  kiedy  owymi 
krajami  zawładnęli  Rzymianie  i  Niemcy,  a  uczeni  twierdzą,  że  przed 
tamtymi  siedzieli  jeszcze  Celtowie,  ale  o  Słowianach  ani  słychu;  widać^ 
że  albo  owi  rzekomi  Celtowie  byli  Słowianami,  albo  że  Słowianie  i  przed 
Celtami  już  tam  mieszkali;  była  zatem  chwila,  gdzie  samotne  dziś  na- 
zwy słowiańskie  otoczone  były  wieńcem  mniejszych  lub  większych 
osad,  rojących  się  życiem  słowiańskiem ,  zatopionych  dziś  w  morzu 
niemieckiem,  co  je  zalało. 

Niemcy  przybywając  do  tych  stron  zastali  je  już;  jeżeli  pomimo 
praktyk  niemieckich  przechowały  się  do  dziś  dnia,  to  nie  stało  się  to 
dzięki  jakiejś  ich  wyrozumiałości,  lecz  dla  tego,  że  ludność  słowiańska 
niemczejąc  powoli,  uratowała  je  od  zapomnienia  i  to  mimo  woli,  a  na- 
wet wbrew  woli  Niemców. 

f.  Nazwy  wsi  niemieckie  a  ludność  słowiańska. 

Mieszkały  więc  niegdyś  ludy  słowiańskie  nad  Renem,  nad  Du- 
najem i  w  Alpach  i  łączyły  się  ze  Słowianami  mieszkającymi  nad  Łabą 
i  Salą  i  nad  czeską  granicą,  oraz  z  bracią  przebywającą  hen  daleko 
na  wschodzie. 

Jeżeli  zaś  Słowianie  stanowili  niegdyś  stałą  i  ciągłą  ludność  kra- 
jów dzisiaj  niemieckich,  to  oprócz  nazw  miejscowych,  przechowanych 
do  dziś  dnia,  powinny  znaleść  się  jeszcze  inne  ślady,  potwierdzające 
nasz  wywód  powyższy. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   RENEM   A    ŁABĄ   I   T.    D.  35 

Znając  jnź  zwyczaj  niemiecki  tępienia  nazw  słowiańskich,  a  za- 
stępowania ich  niemieckiemi,  należy  przypuścić,  że  w  krajach  tu  w  mo- 
wie będących  znajdziemy  wsie  z  ludnością  słowiańską,  choć  nazwy 
będą  niemieckie.  Wsie  te  mogą  posiadać  ludność  czysto  słowiańską  lub 
mieszaną,  bo  pod  panowaniem  Niemców  zaludnienie  było  już  zależnem 
od  woli  i  interesu  panów  niemieckich.  Rozumie  się  samo  przez  się,  że 
nikt  nie  ułożył  umyślnie  list  i  spisów  ludności  słowiańskiej;  jeżeli  wo- 
gole  coś  o  tern  wiemy,  jest  to  czysty  przypadek;  dla  tego  też  ilość 
wzmianek  nie  daje  jeszcze  bynajmniej  ani  w  przybliżeniu  obrazu  rze- 
czywistego stanu  tejże  ludności. 

Najwięcej  ciekawych  wiadomości  przekazał  nam  klasztor  fuldejski, 
.założony  przez  św.  Bonifacego  roku  744  w  okolicy  wówczas  jeszcze 
przeważnie  słowiańskiej,  w  okolicy  zwanej  później  dopiero  „Buchonia"^). 

Klasztor  ten  otrzymał  roku  795:  terciam  partem  in  Slayis:  in 
Heidn  et  in  Trocknesteti  terciam  partem*).  Heidn  jest  dzisiejszy  Heid 
położony  w  kącie  utworzonym  przez  Men  w  tem  miejscu,  gdzie  do 
niego  wpada  Reganica.  Trocknesteti  nie  mogę  znaleść  na  mapie. 

Roku  824  nadał  Nidgoz  ^)  temuż  klasztorowi:  quidquid  proprietatis 
habeo  in  yilla,  quae  yocatur  Turphilun  iuxta  ripam  fluminis  Moin  in 
regione  Slaviorum.  Thurphilun  dziś  Dorfleins  na  północ  od  Bam- 
berga. 

Roku  953  dostaje  Fulda  w  zamian  od  Ottona  I*)  „Winidsazin 
et  in  tribus  villis  Sclavorum  et  Winidon  in  pago  Salagowe,  położonym 
nad  Salą  frankońską;  nie  wiadomo  mi,  do  których  miejscowości  od- 
noszą się  owe  nazwy. 

973  r.  zaś  czytamy:  Item  e  contra  de  possessionibus  s.  Bonifatii 
martyris...  pari  mutuatione  concambii  dedit  in  ius  et  proprietatem 
8.  Mauritii  martyris  quicquid  in  Freckenleben  et  Scekkensteti,  Ameri, 
Lembeki  et  Fasceresrod,  Kerlingorod,  Mannesfeld,  Duddondorf,  Rodon- 
valli,  Nienstedi,  Purtin  et  Elesleba  aliisque  villis  vel  yillarum  partibus, 
quas  Sclavanicae  familiae  inhabitant  ^). 

Są  to  miejscowości  Frecklebcn,  Schekstedt,  Leimbach,  Yaterrode, 


')  In  ea  parte   Germaniae,    qaam   Franci,    qui    dicuntur   orientales,    inhabitant 
locus  est  ex  nomine  ▼icini  flaminis  Yulda  vocatas,  sitns  in  saltu  magno,  qai  modern  o 
tempore  ab  incolis  illarom  regionum  Bochonia  appellator.    Ob.  Miracula   sanctorum 
.in  Faldenses  ecclesias  tranBlatorum.  AucŁore  Kadolfo  (835 — 838)  Mon.  Ger.  H.  SS.  XV 
»tr.  329. 

')  Schannat:  CorpuB  traditionum  Fuldensium  Nr.  105. 

•)  Tamie  Nr.  353. 

*)  Mon.  Ger.  Uist.  Dipl.  I.  Otto  1  Nr.  160. 

')  Schannat:  Corpns  trąd.  Fałd.  Nr.  588. 

3* 


bo  "WOJCIBCII    KĘTRZYŃSKI. 

Mansfeld,  Thondorf  i  Eisloben  położone  między  Halą  a  Kwedlinbur- 
giera.  Nie  zdołałem  odszukać  Arneri,  Kerlingorod,  Rodonvalli  i  Partin; 
Niensteti  jest  prawdopodobnie  Neinstedt  pod  Kwedlinburgiem. 

W  Traditiones  et  Antiąuitates  Fnldenses  wydanych  r.  1844  przez 
Dronke'go  znajdujemy  następujące  wiadomości: 

4,  115:  Adahart  comes  tradidit  s.  Bonifatio  tria  loca  Gremistorf, 
Hoehstete,  Ernesteswiniden,  cum  familiis  et  omnibus  appendiciis.  Er- 
nesteswinden  leży  na  prawym  brzegu  rzeki  Iska  niedaleko  H5clistadt; 
czy  Gremistorf  zaliczyć  także  do  słowiańskich  osad,  niewiadomo. 

4,  129.  Ezzilo  comes  tradidit  s.  Bonifatio  in  loco  Hohenstat, 
qui  situs  est  iuxta  ripam  fluminis  Eisga  et  iuxta  Medebach,  quicquid 
proprietatis  habuit,  maxime  autem  mancipia  30  ad  censum  annuatim 
solyendum.  Ezzilo  comes  tradidit  s.  Bonifatio  in  eadem  Slayorum 
region e  vilias  has:  Tutenstete,  Łonrestat,  Wachenrode,  Sampach  et 
Stetebaeh  simul  cum  inhabitantibus  Slayis,  qui  singulis  annis 
censum  reddere  debent  Fuldensi  monasteńo. 

Wyrażenie  „in  eadem  Slayorum  regione"  wskazuje,  że  i  Hohen- 
stat  i  Medebach  do  niej  należą.  Wymienione  miejscowości  leżą  prze- 
ważnie nad  rzeką  Iską  (Eisga«  Aisch),  dopływem  Reganicy  z  lewej 
strony  i  nazywają  się  dziś:  Hochstadt,  Medbach,  Guttenstatten.  Lon> 
nerstadt,  Wachenroth  i  Sampach  nad  rzeką  Reiche  Ebrach. 

4,  133.  Nithard  presbyter  tradidit  s.  Bonifatio  iuxta  ripam  fluminis 
Eisge...  in  yilla  autem,  quae  dicitur  Medebach,  11  mansi  de  Slayis 
censum  singulis  annis  reddere  debent  s.  Bonifatio,  in  altera  autem 
yilla,  quae  Eberenesbrunno  dicitur,  30  mansi  sunt  censum  reddentes. 

8.  36.  In  Zucestete  tradiderunt  fideles  7,  in  Binichestorf  4,  in 
Meisgetorf  7;  in  Sulzbach  Sclayi  dederunt  18,  in  Romstat  7,  in  Rot- 
dorf  7,  in  Thumifelt  7,  in  Engride  27,  in  Cale  9,  in  Nortfanere  iugera  40. 

Sulzbach  leży  pod  Weimarem  niedaleko  rzeki  Hm. 

Najwięcej  jednak  wiadomości  ciekawych  zawiera  rozdział  43-ci, 
którego  napis  jest  następujący: 

Determinatis  atque  congestis  Fuldensis  huius  monaeterii  prediis, 
que  yel  traditionibus  fidelium  seu  oblationibus  yel  concambiis  collata 
sunt,  nunc  de  reditibus  eorum  prediorum,  que  abbati  et  fratribus  ser- 
yiunt,  pertractemus. 

Z  niego  wyjmujemy  następujące  zapiski: 

1)  In  Radisdorfi)  territoria  II.  In  Falmaresdorf^)  et  Haselaho'); 
in  his  tribus   terram   exercere   et  arare  debent  XXini   lidi  pleni  — 


')  Kasdorf  pod  Hiinfeldem.  —  *)  Folmareadorf  podobno  w  Grabfeldsie.  —  *)  Dziś' 
Kirchhasel  na  północ  od  Hiinfeldu. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY   RENEM   A   ŁABĄ   I    T.    D.  87 

lidi  yero  dimidii  alii  24,  quorum  nnusąuisąae  similiter  in  anno  tribus 
horis  28  agros  arat;  tridaani;  20  Sclavorum  unusąaisąue,  40  libe- 
ronim  ąuisąue,  20  meldatorum  qaisqne  13... 

In  Engelmarestat  ^)  noyalia  4,  lidi  pleni  2,  tridaani  7,  S  cl  a  vi  4, 
liberi  7,  mola  1. 

2)  In  Sulaha^  lidi  2,  tridaani  15,  ąaorum  9  tres  dies,  alii  autem 
-2  dies  seryiunt  et  10  denarios  solyant;  liberorum  unasquisqae  5. 
Sclayoram  qui8qae  28... 

4)  In  Sulaho  terre  agrorum  160,  lidus  1,  seryitorum  14....  ser- 
yientes  Sclayi  35;  yillicas  1  dimidium  mansum  et  1  Sclayum 
faabens . . . 

5)  In  Esgenebach ^) . . .  et  duo  Sclayi  cum  suo  debito. 

8)  In  Geysaha *) . . .  Sclayi  55,  ex  qaibas  43  cum  lino  12  libra- 
ram  aut  cum  phałta  reddunt... 

10)  In  Salzungen  ^) . . .  Sclayi  24  cum  lino  reddunt.  Omnes  yero 
Sclayi  singuli  gallinam  unam  et  10  oya  debent. 

11)  In  Lupenzo **) . . .  Sclayi  yero  50  cum  suo  debito;  insuper 
28  Sclayi  kozzos  reddunt  et  alii  55  Franci  similiter  reddunt. 

12)  Ad  Hagen')...  Sclayi  120  singulas  libras  lini  singulosque 
lodices  duplices  et  unum  modium  ayene  et  unam  gallinam...  Ad  hec 
predicti  Sclayi  primo  anno  decem  porcos  et  9  lodices,  in  secundo 
anno  10  lodices  et  9  porcos  et  totidem  arietes  in  mensę  maio. 

13)  In  Sumerde^)...  Sclayi  13,  quorum  anusquisque  unam 
libram  lini  debet  et  duas  phaltenas. 

15)  In  Bezzingen  ^) . . .  Sclayi  28,  quorum  quisque  1  lodicem 
dupliccm,  exceptis  6,  qui  dant  12  lodices  et  lini  ad  4  et  dimidium 
pannum,  20  modios  frumenti  et  20  oyes  et  20  arietes  et  bracium  ad 
5  eereyisias. 

16)  In  Yargelaha ^**) . . .  Sclayi  13  singulos  lodices  debent.  Et 
septem  ecciesie,  cum  duabus  hubis  singule ...  Sclayi  sunt  9,  qui  sin- 
gulos lodices  duplices  debent. 

17)  In  Sconerstete ^1) . . .  Sclayi  13  singulos  lodices  debent. 

18)  In  Salzaha  ^^) . . .  Sclayi  13  singulos  lodices  cum  lino  debent. 

19)  Sulaha*^)  1  territorium,  4  hubae:  Sclayi  27,  quorum  18 
plenam  libram  lini  et  1  phaltam   et  1  gallinam   et  2  modios  ayene  et 


1)  Niewiadomo  gdzie.  —  ')  Marksahl  niedaleko  Heringen.  ~  *)  Eschenbach  nad 
«Sal^  frankońska.  —  *)  Geisa  niedaleko  Httnfeldu.  —  *)  Salaungen  sad  Werrą.  — 
^  Lupnit/.^  Lipnica,  niedaleko  Eisenachn.  —  ^)  Halna  między  Eisenachem  a  Gothą.  — 
«)  Sammerda  nad  Niestrndą  (Unatrut).  —  ^  Prawdopodobnie  Abłabeasingen  miedz/ 
Wieprzem  a  Niestruda.  —  ^")  Vargala  nad  Niestrudą.  —  *»)  SchOnftedt  pod  Langen- 
aalza.  —  ^'/  Langensalza?  —  *")  Obacz  przyp.  2. 


<5 


8  WOJGIBCH   KĘTRZYŃSKI. 


qai  Bupersunt  8,  debent  singuli  tantum  lini,  ąuantum  safficiat  ad  pan- 
nnm  et  dimidiam  paltenam.  Insnper  18  Sclavi,  qm  reddunt  cum^ 
denario. 

21)  In  Westera^)...  Sclavi  2  linum  et  ayenam,  gallinam  et  ova. 

22)  In  Cruciburc *) . . .  Sclavi  6  linum  et  łanam  reddunt. 

23)  In  Gerstungen  *) . . .  Insuper  55  Sc  la  vi  singulos  porcos  sin- 
gula8que  phaltas  et  3  gallinas  cum  oyis;  ad  hec  23  Sclavi  singulo» 
porcos,  insuper  95  Sc  la  vi,  ex  quibus  150  librę  lini  debentur  singuleque' 
paltene. 

24)  In  Heringen  *) . . .  Sc  la  vi  50  unusquisque  linum  ad  2  panno^^ 
et  unam  victimam  porcinam  et  1  paltenam  et  avene  ad  7  cervisie  car- 
radas.  Insuper  23  Sclavi  singuli  linum  ad  unum  pannum  et  4  mo- 
dios  avene  et  dimidiam  paltenam. 

26)  In  Stetifelt *) . . .  Sclavi  vero  7  linum  reddunt. 

27)  In  Agecella^)  Sclavi  37,  quorum  quisque  ad  duas  camisiales 
linum  dat  et  1  paltenam  et  5  modios  avene...  Beneficii  sunt  24  hubę 
et  una  de  Sclavis. 

29)  . . .  Steinbach  ^  hubę  5,  Sc  la  vi  33,  coloni  9... 

33)  In  Łuterenbach  ^) . . .   Sc  la  vi  21  singuli  linum  ad  2  pannos. 

34)  In  Spanelo^)...  Sclavi  76  singuli  ad  pannum  linum  et  27 
paltenas  et  avene  ad  27  carradas  cenrisie;  adhec  10  linum  et  denarium 
reddunt. 

47)  In  Biberahaio)  lidi  6,  S  cl  a  vi  36,  servitores  37,  tributarii  12, 
qui  unam  victimam  solvunt. 

48)  In  Nuenburc  ")  lidi  16,  servitores  50,  4  S  cl  a  vi,  tributarii  7, 
huba  una,  de  qua  ferri  massa  solvitur. 

49)  In  Weitaha**)  lidi  6,  servitores  20,  S  cl  a  vi  13.  luniorea 
eorum  5,  senritores  20,  coloni  48,  tributarii  7. 

50)  In  Bora»8)  lidi  8,  senritores  78,  Saxones  18,  Sclavi  75r 
coloni  30,  tributarii  39. 

In  Hamphestat  1*)  senritores  20,  S  cl  a  vi  31. 

51)  Ad  Hunifelt  ^5) . . .  S  cl  a  vi  35  cum  suo  debito  solvunt  libras 
totidem  lini. 


^)  Yesra  pod  Schleusingen.  —  ')  Creuzbarg  nad  Werrą.  —  *)  Oerstangen  nad 
Werrą,  niedaleko  Eisenachu.  —  ^)  Heringen  nad  Werrą  na  poładnie  od  Gerstungen.  — 
'^')  Stftdtefeld  pod  Eisenachem.  —  ^  Dzi6  ArzeU  niedaleko  Herafeldn.  —  ^  Niewiadomo 
gdzie.  —  ^  Lantersbach  niedaleko  od  Gr.  Luder.  —  ^  Dzi6  Spahl  między  Httnfeldem. 
a  Geiz^  —  ^^  Dziś  Bibra  między  górną  Werrą  a  Salą  frankońską.  —  ^^)  Neuęnberg^ 
pod  Fuldą.  —  ^*)  Weida  na  poładnie  od  Kaltennordheim.  —  ^')  Rohr  nad  górną  Werrą.  — 
^*)  Niewiadomo  mi  gdzie.  —  ^^)  Htinfeld  na  północ  od  Fnldy. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY    RENSM   A    ŁABĄ    I    T.    D.  39 

57)  In  Nithartesbufien  ^) . . .  Sciayi  5  cum  sao  debito. 

58)  In  Goltbach  *)  et  circamiacentdbus  locis  2  territoria,  39  hubę 
singule  singułas  oves  cum  tńduano  seryicio;  Sciayi  5  cum  suo  de- 
bito, beneficia  7,  hubę  11,  coloni  4. 

59)  In  Richenbahc *) . . .  18  Sciayi... 

62)  In  Abbetesrode ^) . . .  Sciayi  23  cum  lino  et  ayena  reddentes. 
Insuper  sunt  6  hubę,  quarum  5  siclos  10  et  denarios  30  debent.  Scia- 
yi 30,  ex  his  ad  70  camiaialea  debent. 

63)  In  Ugesberge ^) . . .  Sciayi  9  singuli  1  libram  lini  et  unam 
paltenam,  unam  gaUinam  cum  5  oyis.  Sunt  alii  Sciayi  coloni  singulos 
porcos,  singułas  oyes  debentes,  exceptis  tribus,  quorum  quisque  duos 
porcos  et  2  oyes  debent.  Decem  yiń  singuli  singułas  situlas  mellis  de- 
bent et  28  denarios. 

69)  In  Ludera^)...  Sciayi  cum  pleno  beneficio  11,  cum  dimidio 
beneficio  4. 

70)  In  Engelmarestat '')  liberorum  17  unusqui8que  plenam  yicti- 
mam  dat,  quod  nos  dicimus  £riscinge  3;  duo  molendina  persolyunt 
statutum  censum.  Quidam  liberorum  id  est  Sclayorum  cum  libra 
lini  et  una  oye  et  uno  panno  solyunt,  alii  frumentum  dant  id  est  3 
modios  ayene,  1  modium  siliginis  et  dimidium  tritici.  Triduani  sunt  8, 
Sciayi  9. 

71)  In  Sulaha^)  sunt  coloni  triduani  13,  Sciayi  38  solyentes 
linum,  ayenam,  triticum,  gallinas  et  oya  et  pannos. 

76)  In  Otricheshusen ^)  Sciayi  sunt  11,  unusquisque  persolyit 
siclos  2.  Et  sunt  dimidie  hubę  3  singulae,  unciam  1;  noyelli  4,  quisque 
carratam  frumenti  et  dimidiam. 

cap.  45. 

7)  In  Hagen  ^^)  summa  porcorum  de  lidis  45  et  10  yictime.  Prae- 
ter  hunc  numerum  Sciayi  19  porcos  et  20  yictimas. 

24)  De  Breitenbach ^^) . . .  de  Sclayis  ibidem  commorantibus  9 
libre  lini  et  totidem  modii  ayene  et  paltene  totidem  solyuntur  et  insu- 
per  5  sieli  pro  hiemali  operę  mulierum  redduntur. 

O  wiele  nmiej  od  Fuldy  dostarcza  nam  wiadomości  sąsiedni  klasztor 
hersfeldzki.  Według  „Breyiarium  s.  Lulli"  ^*)  pochodzącego  jeszcze  z  VIII 
wieku,  posiadał  Hersfeld  następujące  włości  z  ludnością  słowiańską: 


^}  Neidhartshaasen  niedaleko  Geiey.  —  *)  Goldbach  pod  Oothą.  —  *)  Beichen- 
bach  niedaleko  ^^alsangen.  —  *)  Abterode  niedaleko  Sooden.  —  ')  Ugesberg  pod  Fał- 
dą. —  •)  Gr.  Liłder  na  lewym  bnegu  Fuldy,  —  ^  Niewiadomo  gdzie.  —  *)  Marksuhl 
niedaleko  Heringen.  —  ")  Utterahaaeen  pod  Fńialarem.  —  '^  Uaina  międsy  Eisena- 
chem  a  Gotfaą.  —  '*)  Breidenbach  pod  Brttckenaa.  —  ^*)  Wenck:  HeBsische  Lande§- 
^eschichte.  Urkandenbach  znm  II  Band  Nr.  XII. 


40  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

yillam,  quae  dieitur  Biscofeshusun  i)  et  sunt  ibi  hubę  30  et  ma- 
nent  Sola  vi. 

In  Mulnhusun '-)  et  Remmidi »)  et  Rudolfestatt  *)  hubę  7  et  S  c  1  a  v  i 
habitant. 

In  Guntestatt^)  et  Dungede^)  et  Suabeshusun  ^  hubas  12  et 
S  cl  a  vi  habitant  ibi. 

In  Rodestein®)  hubę  14  et  Sclavi  manent  ibi. 

In  Weiminge^)  hubę  30  et  ibi  Selavi  manent. 

In  Balgestat^^)  hubę  3  de  Sclavi8  manentibus. 

In  Zalesdorfi^)  hubę  4  de  Sclavi8  manentibus. 

In  Lizichesdorf^^)  hubę  3  de  Sclavi8  manentibus. 

In  Rundunesdorf  18)  hubę  2  de  Sclavi8  manentibus. 

In  Rimuchesdorf ^3)  hubę  4  de  Sclavi8  manentibus. 

In  Unisa^^)  hubę  3  Sclavis  manentibus. 

Klasztorowi  św.  Gundberta  w  Ansbachu  nadaje  Konrad  i*)  r.  911: 
quicquid  in  loco  Fihuriod  nuncupato  ad  regiae  serenitatis  autoritatem 
pertinere  videtur  una  cum  caeteris  Sclavienis  oppidis  illuc 
iuste  conspicientibus. 

Mowa  tutaj  o  miejscowości  Viereth,  położonej  na  lewym  brzegu 
Menu  w  sąsiedztwie  Heid  i  Dorfleins.  Yiereth,  widaó,  byl  stolicą  oko- 
licy czysto  słowiańskiej,  skoro  do  niego  jeszcze  inne  miasta  słowiań- 
skie należały,  choó  na  około  niego  niema  dziś  ani  jednej  nazwy  sło- 
wiańskiej. 

Klasztorowi  św.  Piotra  w  Mons  Petri  nadał  Dagobert  III*^)... 
villas  a  Sclavis  in  eadem  silva  factas  scilicet  Tunecdorf  ^*'),  Tagebreeh- 
testete^^,  Tutelstete  ^^),  Neuchenrod  i^),  Hochdorf*<>)  et  alias  plures  et 
aquam  Greram. 

Zakonnicom  w  Kwedlinburgu  nadał  Otto  1*^)  r.  937  „in  loci 
marca,  qui  Smeon^*)  dieitur,...  XII  familias  Sełavorum  cum  territoriis 
quae  ipsi  possident. 

Klasztor  korbejski^^)   posiadał  około  roku  1120  we  wsi  Sertisle- 


*)  Bischlinusen  nad  Werrji.  —  ')  Milhlhausen  pod  Fritzlarem.  —  ^  Kemda  uie- 
daleko  Rudolstadtu.  —  *)  Rudolstadt  nad  Salą.  —  *)  Gunthersleben  pod  GothR  ?  — 
^  TUngeda  pod  Langensalza.  —  ^  Schwabhaasen  pod  Gothn.  —  ^  Rothenstein  nad 
Sala.  —  ")  Niewiadomo  mi  gdzie.  —  *°)  Balgestftdt  pod  Naumbiirgiem.  —  ")  Niewia- 
domo gdzie.  —  ^^  Lissdorf  między  Sttramerdą  a  Naambargiem.  —  ^')  Niewiadomo 
gdzie.  —  ^*)  Mon.  6er.  Hist.  Dipl.  I,  str.  1.  —  ^^)  Mon.  Ger.  Hiat.  Diplomatam  im- 
perii  Tomus  I  1872,  Nr.  83.  —  ^^)  Tonndorf  nad  lima.  —  ^')  Niewiadomo  gdzie.  — 
^^)  Tottelstadt  na  północ  od  Erfarta.  —  ^^  Neuroda  nad  Gerc.  —  '°)  Niewiadomo 
gdzie.  —  *')  Mon.  Ger.  Hist.  Dipl.  reg.  et  imp.  Otto  I,  Nr.  18.  —  ^^)  Hchmon  pod 
Qaerfurthem.  —  ")  Waitz:  Deutsche  yerfassungsgeBchichte  Y,   157.   Meitzen  II,  241. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   RKKEM   A   ŁABĄ   I    T.    D.  41 

ven  pod  Gbslarem  włók  „30  a  latis  Theutonicis.  12  a  Tuiurdis  (ma  l^yć 
Smurdis)  et  9  a  SlayoBicis  militibus^  zajętych. 

Roku  1123  Otto^),  biskup  halberstadzki ,  wydał  rozporządzenie 
co  do  dziesięcin  płacić  się  mających  przez  Słowian  i  Niemców  w  Unter 
Wiederstedt  „de  omni  novali  tam  a  Selavis  quam  a  Saxonibus  in  ea- 
dem  parochia  deinceps  exstirpando . . .  Si  autem  in  eadem  parochia  id 
eyenerit,  quod  Sclayi  terram  illam  iam  prius  cułtam  deserentes,  sicut 
Warwize  in  villa  Sciayonica  contigit,  ałiqua  necessitate  cogente,  inde 
discesserint  et  Saxones  ad  eandem  terram  colendam  subierint... 

Roku  1189  zatwierdza  Dytryk*),  biskup  halberstadzki,  posiadłości 
klasztoru  kaltenbomskiego  a  między  innemi  „in  Yamstede^)  de  uno 
litonis  manso  et  de  uno  Slayi  manso^. 

Biskup  zaś  Gardolf  *)  uwalnia  klasztor  powyższy  od  dziesięciny 
Słowiańskiej  „decima  a  Sclavis  de  Deusen"  t.  j.  dziś  Deutschenthal 
pod  Halą. 

Klasztor  św.  Piotra  w  Erfurcie  posiadał  wsie  Bechstedt  i  Erm- 
stedt  w  pobliżu  miasta  położone;  w  pierwszej  wsi  zapisał  im  jakiś 
Sygfryd  r.  1136  „3  mansos...  pro  quo  praedio  suscipiendo  ad  inco- 
lendum  dederunt  pro  oblatione  unum  mensum  haereditarii  praedii 
iaeentes  iuxta  praedictam  yillam  quatuor  Slayi  de  saepenominata 
yillula,  hospites  Ludoyici  comitis"  etc.*).  Z  drugą  wsią  klasztor  miał 
spór  r.  1227,  przy  której  sposobności  wspomina  się  o  mieszkańcach 
słowiańskich  „quod  supra  causa  diu  coram  nobis  yentilata  ex  parte 
yenerabilis  domini  Henrici  abbatis  et  capituli  s.  Petri  in  Erfordia  ex 
una  et  rusticos  Slayos  in  Ermstete  ex  parte  altera  pro  quadam  decima 
iam  dictae  ecclesiae  talis  transactio  coram  nobis  est  habita^  etc.  ^'). 

Że  okolica  erfurcka  była  przeważnie  słowiańska,  wynika  także 
z  Annales  Reinhardsbrunnenses  ^,  gdzie  autor  pod  r.  1190  opowiada 
cud,  który  się  stał  właśnie  w  Bechstedzie:  Nemper  in  partibus  Tliu- 
ringiae  circa  Erfordiam  in  yilla  Bechstede,  yirginem  quandam  egrotare 
contigit...  przy  czem  daje  takie  objaśnienie:  Est  autem  error  fidei 
Slayice  gentis,  ut  indubitanter  asserant,  hominem  sue  gentis  aut  generis 
in  egritudine   quavis   laborantem  periculum  mortis   non  posse  eyadere, 


*)  Heinemann :  Cod.  dipl.  Anhaltinus  Nr.  194. 

*)  Schmidt:   Urknndenbueh  dea  Hochstiftea   Halberstadt  und  seiner  Bischole  I, 
Nr.  327. 

^  Wamstedt  pod  Kwodlinburgiem. 

*)  i^ch^lidt:  Urkundenbuch  etc.  Nr.  ^07. 

')  Schanuat:  Tindemiae  literariae.  Collectio  II  str.  2 — H. 

^  Schannat  tamże  str.  121  Nr.  Xiy. 

'')  Thiiriiigische  GeBchichtsąuellen.  Tom  I:  Annales  Reinhard&brunnenses  str.  65. 


42  WOJCIECH    KĘTRZTli^SKI. 

si  sacramentis  ecclesiasticis  id  est  unctionem  et  eucharistiam  commu- 
nicare  contigit.  Unde  et  femina...  przyj ąwszy  komunią  —  periculum 
mortis  eyasit 

Stąd  wynika,  że  i  owa  chora  dziewczyna  była  słowianką,  jak 
cała  okolica  słowiańską. 

Kolegiacie  northeńskiej  nadał  r.  1055  Lupold,  arcybiskup  mo- 
guncki  ^),  pomiędzy  innemi  ^in  Dalewinethum  decem  mansos  Slavonico& 
dimidios''.  Dalewinethun  dziś  Thalwenden  między  Werrą  a  Łaginą  na 
południe  od  Getyngi. 

Z  rozprawy  zaś  profesora  Dra  Aleksandra  Brtlcknera  w  Berlinie, 
uwieńczonej  nagrodą  przez  towarzystwo  im.  Jabłonowskich  w  Lipsku 
^Die  Slayischen  Ansiedelungen  in  der  Altmark  und  im  Magdeburgi- 
schen"  wyjmujemy  następujące  szczegóły,  odnoszące  się  do  sprawy 
w  mowie  będącej: 

Abbendorf  pod  Salzwedlem:  incolae  adhuc  Sclayi  erant.  1160. 

Ameburg  w  powiecie  stendalskim:  Die  Wende  to  Ameborch.  1441. 

Barby  pod  Kalbem:  decimam,  quam  Sciayani  persolyere  debent, 
ad  Barbogi  ciyitatem  pertinentes. 

Baudisin  niegdyś   w  powiecie  osterburgskim:   yilla  Slayica  1208» 

Bergmoor,  wieś  przez  ^owian  zamieszkała  1160,  pod  Salzwedlem. 

Biere  pod  Kalbem:  Slayicum  Byere  totum  X  scilicet  mansos  1016. 

Buddenstadt:  1160  mieszkali  tam  Słowianie. 

W  Brunświku:  platea  Slayorum  1268;  yalya  Slayorum  1254; 
tamże  także  Wendengraben,  Wendenthurm  i  Wendenmtlhle. 

Buckau  koło  Wanzleben:  937  XII  familias  Sdayorum  in  Buchow. 

Burgstadt  (nie  istnieje  już):  Slayica  yilla  Burchstede  1208. 

Dolsleben  pod  Salzwedlem:  yilla  Slayicalis  1367. 

Donnstad  pod  Neuhaldensleben:  Slayica  Donstede  1311. 

EUenberg  pod  Salzwedlem;    1160  mieszkali  tam  Słowianie. 

Fahrendorf  pod  Salzwedlem;  1160  mieszkali  tam  Słowianie. 

Fermersleben  pod  Wanzleben:  in  Friedemaresleben  in  pago  Nord- 
duringa  LVI  familias  Sdayorum  939. 

Flechtingen  pod  Gardelegen:  decimam  in  Wendeschen  Vlech- 
tinge  1311. 

Frohse  pod  Kalbem:  in  Yraso  familias  Sclayonicas  XV.  937. 

Germersleben  pod  Wanzleben:  im  Grimhereslebn  XV  familias 
Slayorum  937. 


^)  Guddnus:  Codez  diplomaticaB  ezhibens  anecdota  ab  anno  881  ad  1300.  GOt- 
tingen  1743.  Nr.  12:  Fundatio  ecclesiae  collegialis  in  NSrthen. 


o    SŁOWIANACH    MIEDZY    KENICH   A    ŁABĄ    I   T.    D.  43 

Gestien  pod  Osterburgiem:   ecclesie  in  Amease  proprietatem  yille 
Slavicalia,  que  Gntzin  yocatnr  1253. 

Giachan  pod  Salzwedłem:  in  Slayicali  Gyschoye  1344 

GrabenaUldt  pod  Salzwedłem:  wendiachen  Grayenstede  1458. 

Honlege  —  niewiadomo  gdzie  —  Słowianie  1245. 

ChUden  pod  Salzwedłem:  in  Slayicali  yilla  Chudene  yocata  1282. 

Jeeze  pod  Salzwedłem:  Slayi  de  Jezne  1313. 

Insel  pod  Stendalem:  in  Inaula  yilla  Slayica  1238. 

Ealbe  nad  Salą:  In  Uraso  familiaa  Sclayonicaa  XV  et  totidem 
in  Calyo  936;  Sclayomm  ad  ciyitatem,  que  dicitur  Calyo,  pertinen- 
tiam  961. 

Earlbau  pod  Stendalem:  Wenddorf  za  Colbau  1375. 

Kleyn  pod  Stendalem:  in  locia  aclayonice  Clenobie,  tentonice  Se- 
werowinkel  noncupatia  983. 

Cnzeresdorp  niegdyś  podobno  pod  Salzwedłem:  1245  mieazkali 
tam  Słowianie. 

Magdeburg:  Scłayani  ad  urbem  Magdeburg  pertinentea  961. 

Meteme  pod  Leitzkau:  1173  mieszkali  tam  Słowianie. 

Modenborg,  dziś  nie  istnieje  już:   1235   mieazkali  tam  Powianie.. 

MOliringen  —  Morungen  prope  Stendal  Slayitica  yilla  postea  de- 
serta  facta  1201. 

Mose  na  północ  od  Wolmirstadt:  yilla  Mose  partim  Sclayomm 
yomere  subigebatur  1145. 

MtJilingen  pod  Ealbe:  in  yilla  Mulinge  Slayorum  hubas  VI.  1016^ 

Neuendorf  pod  Warpką  w  powiecie  aalzwedelskim:  medietaa  Nien- 
dorpe  yille  Slayicalis  1304. 

Neulingen  w  powiecie  osterburgakim:  in  yilla  Neylingbe  de  campo 
Slayicali^  qui  Stigreyelde  in  yolgari  teutonico  nuncupatur  1271. 

Noyden  pod  Arendaee,  nie  iatnieje  już:  Slayica  yilla  1208. 

Paris  w  powiecie  osterburgskim,  dawniej  Pariswendenmark. 

Peckensen  pod  Salzwedłem:  1160  mieszkali  tam  Słowianie. 

Ritze  pod  Salzwedłem:  yilla  Slayicalis  Bicze  1367. 

Bothenfórde  pod  Osterburgiem,  nie  istnieje  już:  Slayica  yilla 
Sodenyort  1238. 

Rustenbeck  pod  Salzwedłem:  totam  yillam  Słayicalem  Rusten- 
bekę  1350. 

Salbke  pod  Wanzleben:  in  loco  Winediscunaałebizi  in  page  Nort- 
uringun  1036. 

Schelldorf  pod  Stendalem:  alayicalemgue  yillam  dictam  Schel- 
dorp  1339. 


44  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Tillhorn  —  nie  istnieje  już:  due  ville  Slavice  inxta  Osterborgh, 
una  Yocatur  Tilhorn  et  alia  Rodenvort  1238. 

Wadekath  pod  Salzwedlem:  1160  mieszkali  tu  Słowianie. 

Winkelstaedt  pod  Salzwedlem:  in  villa  Winkelstede  duos  Slavo8 
1319. 

Volgfelde  pod  Gardelegen:  duos  mansos  in  Folckfelde  a  temporibus 
Slavorum  eeclesie  in  Luttera  (Konigslutter)  cum  omni  iure  attinuisse 
1191. 

Vuiterihhesdorp  niegdyś  pod  Magdeburgiem:  in  Yuiterihliesdorp 
(in  page  Nordduringa)  XXIII  familias  Sclavorum  939. 

Zienau  pod  Gardelegen:  slavicalem  yillam  Sinow  iuxta  Gardele- 
gen 1279. 

Według  Meitzena  II,  492  były  wsiami  pierwotnie  słowiańskiemi 
pod  Stendalem  jeszcze  Voltwich,  Locece,  Setoch;  ostatnie  dwie  nazy- 
wają się  także  Lotsche  i  Saethen. 

Także  Calbe  pod  Tangermtlndem  miało  1375  jeszcze  ludność  sło- 
wiańską: ibi  non  snnt  mansi,  sed  Slayi  morantur  ibi  et  nutńuntur  de 
piscatione. 

Ale  i  poza  granicami  starej  marchii  i  poza  limesem  Karolowym 
z  r.  805  znachodzimy  wsie  słowiańskie  w  wielkiej  ilości,  pismo  bowiem: 
Quae  praedia  Kaminatensia  Juditha  abbatissa  deiecta  distribuerit  ^) 
(1146 — 1148)  podaje  następujący  szczegół  ciekawy: 

In  curia  Wichmannesburc  (dziś  Wichmannsbnrg  na  południe  od 
Łuny  «•  LUneburg)  dedit  in  beneficio  29  mansos  et  de  indominicata 
terra  12  mansos  cum  3  domibus  et  curtibus  earum.  Dedit  insuper  20 
yillas  Slayicas  ad  eandem  curiam  pertinentes. 

In  Badenhusen  et  Sutherburg  (dziś  Suderburg  niedaleko  Ulzen) 
dedit  ?5  mansos  et  de  indominicata  terra  8  mansos  cum  duabus  do- 
mibus et  curtibus  earum  et  yillas  Slayicas  13  et  unam  dimidiam. 

Ponieważ  dziś  naokoło  Wichmannsburga  i  Suderburga  niema  ża- 
dnych nazw  słowiańskich,  owe  ^yillae  Slayicae"  posiadały  zapewne  już 
wówczas  nazwy  niemieckie. 

Grtlnhagen,  wieś  ulicowa  na  prawym  brzegu  Ilmenau  pod  Bie- 
nenbtlttel  nazywała  się  r.  1324  „olim  yilla  Slayica  Boyteldorp  *). 

Ktihstorf,  Mahnburg  i  Hanlage  pod  Wittingen  były  roku  1235 
jeszcze  pogańskie,  a  więc  słowiańskie;  również  Trebel,  Sienander,  Tra- 
buhu,  Lipe^). 


^)  Epistolae    Wilibaldi    w  Jaffe  BiblioŁheca  rerum  Germanicarum.    T.  I:  Mona- 
men  ta  Corbeiensia  1.  82. 

^  Aleitzeii  II,  ^82.  »)  Tamże  Btr.  ^83,  487. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENEM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  45 

O  Słowianach,  żyjących  jeszcze  w  dwóch  wioskach  szwajcarskich, 
AlthUusem  i  Birri,  około  XII  wieku  podają  następującą  wiadomość 
t.  zw.  Acta  Murensia^):  „Althusem  primitus  silya  fuit,  sed  extirpata 
est  ab  hominibus,  qui  yocantur  Winda  et  sub  Gotfrido  preposito 
in  curtem  ordinata  est,  abi  sunt  Xliii  diumales  servientes  et  duo 
mansi,  onus  et  dimidius  in  ipsa  yilla  et  dimidius  ad  Gerute.  Similiter 
et  Birchi  exculta  ab  ipsis  hominibus  et  sub  prefato  preposito  in  curtem 
conposita  est,  ubi  habentur  XII  diumales  seryientes,  sex  in  yilluła  et 
8ex  ad  Ttirmulon  et  unus  mansus^. 

Wsie  pierwotnie  słowiańskie  różniły  się  swoją  budową  i  kształtem 
od  niemieckich;  stawiano  je  bowiem  w  tamtych  stronach  na  kształt 
podkowy,  otwartej  tylko  z  jednej  strony;  nazwaliśmy  je  rynkowemi; 
inne  wsie  słowiańskie  stanowią  prostą  ulicę  zabudowsmą  z  obu  stron. 
Brfickner  w  swojej  rozprawie  powyżej  przytoczonej,  która  i  tutaj  jest 
dla  nas  głównem  źródłem,  uwzględnia  przeważnie  tylko  rynkowe;  z  nich 
wypisujemy  tylko  te,  które  mają  nazwy  czysto  niemieckie  lub  bardzo 
zniemczone,  tak  że  pochodzenie  ich  może  być  wątpliwem. 

Inną  wskazówką  znów  pochodzenia  słowiańskiego,  pomimo  nazw 
niemieckich,  są  nazwy  polne  słowiańskie;  rozumie  się  bowiem  samo 
przez  się,  że  właściciel  Niemiec  nazywałby  pola  i  role  po  niemiecku 
a  nie  po  słowiańsku;  dla  starej  Marchii  i  ziemi  magdeburgskiej  zesta- 
wił je  również  Brttckner. 

Budowy  słowiańskiej  były  lub  są  do  dziś  dnia: 

Pod  Salzwedlem:  Andorf,  Audorf,  Bombeck,  Bomsen,  Dars- 
kan,  Dulseberg,  Ebersdorf,  Eichhorst,  Ferchau,  Gerstttdt,  Cheine,  Hei- 
mingen,  Hestftdt,  Holzhausen,  Jahrst^ldt,  Immekath,  Kleistau,  Korten- 
beck,  Marckau,  Maxdorf,  Mehmke,  Mosentin,  Neuendorf,  Poppau,  Red- 
digau,  Bockentin,  Sehieben.  Tangeln,  Hohen-Tramm,  Sieden-Tramm, 
Winkelstadt,  Wiersdorf,  WistJldt.  Vitzke,  Wiewohl,  Unglingen. 

Pod  Osterburgiem:  BOmenzien,  Einwinkel,  Gagel,  Genzin, 
Giillensdorf,  Hindenburg,  Iden,  Polkau,  Rathsleben,  Schrampe,  Klein 
Wanzer,  Zehren. 

Pod  Gardelegen:  Ackendorf,  Brttchau,  Dannefeld,  Ettingen, 
Grayingen,  Jeggau,  Jesehel,  Eusey,  Latzke,  Mannhausen,  Miest,  Potzfihne, 
Qnamebeck,  Raxfórde,  Sachau,  Schwiesau,  Trippleben,  Wannefeld, 
Winkelstadt. 

Pod  Stendalem:  Baumgarten,  Buchholz,  Dahrenstiidt,  Evers- 
dorf,  Grassau,  KOckte,  Linddorf,  Steinfeld. 

*)  Quellen  zitr  Schweizur  Geschichto  Ul.  Basel  1883.  Mari:  AcU  fandationis 
str.  72,  roKdz.  2Ł 


46  wojcnscH  kętrzyński. 

Pod  Neuhaldensleben:  Bttlstringen,  Parleib. 

Pod  Wolmirstadtem:  Lanken,  Loitsche,  Sandbeiendorf. 

Wsie,  w  których  zachodzą  nazwy  pól  słowiańskie: 

Pod  Salzwedlem:  Bombeck,  Bonese,  D()hre,  Dahrendorf,  Dar- 
nebeck,  Darsekau,  Dulseberg,  Ebersdorf,  Germenau,  Gerstndt,  Gladder- 
stadt,  Gniningen,  Hanum,  Haselhorst,  Heine,  Henningen,  Hestadt,  Holz- 
hausen,  Jeggeleben,  Immekath,  Kahrstfldt,  Kleistan,  Klotze,  Kcmigstttdt, 
Kortenbeck,  Liesten,  Maxdorf,  Mellin,  Netgau,  Peerz,  Ptlggen,  Riebau, 
Rockentin,  Schmolau,  Seeben,  Steimcke,  Tilsen,  Tramm,  Wallstawe, 
Winkelstttdt,  Wiewohl,  WtlUmersen,  Zethlingen. 

Pod  Osterbnrgiem:  Dewitz,  Ellingen,  GoUensdorf,  Kleinau, 
Priemern,  Rathsleben,  Sehemikau,  Schrampe,  Seehausen,  Ziemendorf. 

Pod  Gardelegen:  Brlichau,  Estadt,  Faulenhorst,  Jerchel,  Klti- 
den,  Lockstadt,  Ltiffingen,  Potzahne,  Quarnebeck,  Rozfi^rde,   Zichtau. 

Pod  Stendalem:  Dahłen,  Grassau,  Kockte,  Lindstadt,  Sannę, 
Tornau. 

Pod  Neuhaldensleben:  Bulstringen,  Satuelle. 

Pod  K  a  1  b  e  m :  Forderstadt,  Rosenburg, 

Pod  Wollmirstftdtem:  Lanken,  Loitsche,  Rogatz. 

W  tak  zwanej  ziemi  wendyjskiej  ^)  (Wendland)  były  również  wsie 
rynkowe  i  ulicowe  z  nazwami  niemieckiemi  jak  n.  p.  Kettelsdorf  (972 
Caselendorf)  i  Wesse  (Vuestide)  pod  Bevensen  na  lewym  brzegu  rzeki 
Ilmenau,  Masendorf  i  Ripteich  pod  Oldenstadtem ,  Ostedt  (Gustide) 
i  Suhlendorf  (Ziulendorf),  Yolzendorf  pod  Wostrowem,  Ltissen,  Gr. 
JBreese,  Lichtenberg  pod  Ltichowem,  Laasche  i  Pevesdorf  pod  Garto- 
wem,  Mahnburg  pod  Wittingen  (1246  Modenberg),  Suttorf,  Schliekau 
(1289  Sliekowe),  Molzen  (1289  Multzau)  pod  Oldenstadtem,  Clentze 
(1289  Poklenze),  Kiefen  (1289  Kieve),  Bergen  pod  Clentze,  Jeetzel  pod 
Ltichowem,  Trebel,  Klennow,  Tttschau,  Saggrian  i  t.  p.  2). 

W  Diahren  pod  Ltichowem  znachodzą  się  słowiańskie  nazwy 
polne. 

W  Niemczech  południowych  wsie  rynkowe  nie  są  tak  częste  jak 
na  północy,  co  może  stąd  pochodzi,  że  ich  dotąd  nie  zbadano  dokładnie. 

Rynkowemi  były  n.  p.  Posseck  pod  Kronachem,  pod  Kruszynem 
(Creussen)  Prebitz,  iSeidwitz,  Nairitz,  a  pod  Pretsatem  nad  Nabą  stepową 
Zodlitz,  Dollnitz,  Preisach  i  Riggau^). 

Według  Seppa  *)  ma  kształt  podkowy  wieś  Ochsenfeld  pod  Eich- 
stadtem,  oraz  Konigsdorf  pod  Monachium. 


O  Meitzen  U,  481.  —    «)  Meitzen  II,   485.  —    ')  Meitzon  II,   412.  —    *)  Sepp 
i.  o.  8tr.  53. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENEM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  47 

Widzieliśmy  więc.  źe  nie  tj^lko  nazwy  słowiańskie  wskazują  lu- 
dność słowiańską,  lecz  że  także  nazwy  niemieckie  wcale  nie  są  dowo- 
dem pierwotnego  osiedlenia  Niemców,  bo  ludność  słowiańska  w  takich 
wsiach  mieszkająca,  kształt  i  budowa  wsi,  tudzież  nazwy  polne  sło- 
wiańskie przekonywają,  że  przed  powstaniem  nazw  niemieckich, 
t.  j.  przed  okupacyą  niemiecką  nazwy  były  ieszcze  słowiańskie,  że 
wsz(;^dzie  tam  bujało  życie  słowiańskie. 

Nie  ulega  wątpliwości,  że  liczba  nazw  niemieckich,  zakrywających 
dziś  słowiańskie  pochodzenie  osad,  kt<5re  wyliczyliśmy  powyżej,  przed- 
stawia tylko  mały  procent,  że  o  większej  części  miejscowości,  które 
były  słowiańskie,  nie  mamy  dziś  żadnych  wiadomości. 

Jeżeli  jeszcze  uwzględnimy,  że  na  kresach  wschodnich  wszystkie 
wsie  słowiańskie  leżą  albo  w  dolinach  urodzajnych,  podczas  gdy  osady 
niemieckie  zajmują  mniej  urodzajne  wyżyny,  to  nie  może  ulegać  wąt- 
pliwości, co  zresztą  i  Meitzen  przyznaje,  że  osady  słowiańskie  są  starsze 
od  niemieckich  ^). 

Inaczej  ma  się  rzecz  z  większą  częścią  osad  nadreńskich  lub  nad- 
dnnajskich,  które  leżą  w  górach  mało  dostępnych;  szczegół  ten  nie  jest 
dowodem,  jakoby  owe  osady  były  późniejsze  od  Niemców,  lecz  że  tu 
schroniły  się  rozbitki  ^owian,  których  ludoruchy,  toczące  się  wzdłuż 
Dunaju  i  przez  górny  Ren,  spłoszyły  z  siedzib  pierwotnych. 

Ze  zaś  w  tych  stronach,  a  mianowicie  w  Alpach,  przechowały  się 
nie  tak  nazwy  wsi  słowiańskie,  jak  raczej  nazwy  rzek  i  gór,  to  do- 
wodzi, że  tutaj  mieszkali  pierwotnie  Powianie;  nazwę  wsi  mógł  zmienić 
swym  rozkazem  nowy  właściciel,  lecz  nazwy  rzek  i  gór  utrzymały  się 
dłużej  i  zniemczały  tylko  wraz  z  całą  ludnością. 

Na  podstawie  dotychczasowych  rezultatów  twierdzić  należy,  że 
Powianie  stanowili  pierwotną  ludność  między  Łabą,  Salą,  czeską  gra- 
nicą a  Renem,  między  Alpami  a  morzem  północnem. 

g.  Rzekomi  Celtowie  między  Renem  a  Wizerą. 

Według  teoryi  uczonych  niemieckich  należałoby  przypuścić,  że 
kraje,  położone  między  Renem  a  Wizerą  i  Menem,  są  kolebką  narodu 
niemieckiego,  że  tu  znajduje  się  ich  praojczyzna,  że  przed  nimi  żaden 
Jnny  naród  tutaj  nie  siedział;  tymczasem  rzecz  ma  się  zupełnie  inaczej. 
Wykazał  to  najsławniejszy  z  germanistów  niemieckich,  Karol  Mtlllen- 
lioff,  którego  dzieła  są  wyrocznią  dla  starszego  i  młodszego  pokolenia 
niemieckiego.    Uznając  wielką  wiedzę  MtillenhoflFa,   nie  jestem  pomimo 


*)  Meitzen  II,  404. 


48  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

teg)  zwolennikiem  jego  teoryi,  nie  wierzę  we  wszystkie  jego  hipotezy, 
ale  tara,  gdzie  twierdzi,  źe  coś  nie  jest  niemieckie,  bezwarunkowo  pod- 
daję się  jego  powadze,  bo  najlepszy  znawca  języków  germańskich  wie- 
dzieć musi  koniecznie,  czy  wyraz  jakiś  jest  niemiecki  lub  obcy. 

Nie  tylko  między  Łabą  a  Wizerą.  ale  także  między  ostatnią  rzeką 
a  Renem,   znajduje  MuUenhoff  wiele  nazw,   uważanych  przez  siebie  za 
celtyckie,   na  podstawie  których  widzi  się  zniewolonym  przypuścić,  że 
w  owej  krainie  przed  Niemcami  mieszkali  Celtowie. 
Tok  jego  wywodów  jest  następujący: 

Zanim  Aryowist  roku  72  przed  Chrystusem  przeszedłszy  ze  Swe- 
wami  Ren,  zawładnął  pobrzeżem  od  Wormacyi  do  Bazylei,  zamieszki- 
wali Galio  wie  cały  lewy  brzeg  rzeki  od  Alp  aż  do  morza;  panowali 
także,  zanim  Markomanowie  i  ich  towarzysze  usadowili  się  na  południe 
od  lasu  hercyńskiego,  nad  prawym  brzegiem  Renu  aż  do  Menu,  tudzież 
nad  górnym  Dunajem.  Gallowie  poznali  niewątpliwie  Ren  prędzej  od 
Germanów  i  nadali  mu  nazwę  ^Rin",  którą  zatem  Germanie  od  nich 
przejęli  i). 

Jeżeli  zatem  Ren  od  Gallów  otrzymał  nazwisko,  a  Germanowie 
później  od  nich  zjawili  się  nad  tą  rzeką,  stąd  wynika,  że  Gallowie 
przed  Germanami  wzi<jli  w  posiadanie  nie  tylko  oba  brzegi  górnego 
Renu,  lecz  i  dolnego,  do  którego  Niemcy  naprzód  przybyli. 

Menapiów,  którzy  za  Cezara  mieszkali  w  Uamalande,  należy  uwa- 
żać za  szczątki  ostatnie  zaludnienia  celtyckiego  z  tej  strony  rzeki '). 

Celtycką  nazwę  ma  także  Men.  tudzież,  z  wyjątkiem  Sali  fran- 
końskiej, dopływy  jego  Nidda  i  Tauber,  Nida  i  Dubra  u  kosmografa 
z  Rawenny^). 

Co  się  tyczy  rzeki  Lahn,  Logna  u  kosmografa,  po  staroniemiecku 
Łiogana,  Loganaha,  to  nazwa  ta  nie  da  się  przyczepić  do  żadnego  wy- 
razu niemieckiego,  niestety  także  do  żadnego  celtyckiego.  W  ziemi 
nadłogańskiej  zachodzą  jeszcze  rzeki  jak  Aar  (Arda),  Iser,  Elbę  i  Ems 
(Emisa,  Amisa,  Amisia).  Źródła  uzdrawiające  nad  dolną  Łoganą  nazy- 
wają się  880  Aumenza,  959  Guminci*). 

Sieg  pozwala  wprawdzie  na  tłumaczenie  niemieckie,  ale  formy 
dawne  „Siginna,  Sigana,  Sigona,  Sigunna^  są  niemiecką  przeróbką  na- 
zwy „Sequana^  *). 

Wipper  czyli  Wupper  uchodzi  u  MtlUenhoffa  za  wyraz  niemiecki  ^); 
pomimo  to  jednak  tak  się  wyraża:  Bardzo  podejrzaną  jest  nazwa  Wipper,. 
którą  trzy  razy  spotykamy  w  Altthtiringen,  jako  nazwę  dopływu  Sali, 

1)  Mtillenhoflf  U,  218.  —  *)  MUllenhoff  11,  219.  —  «)  MiillenhoflF  II,  220.  — 
*)  Mttllenhoff  U,  220—221.  —  *)  MttUenhoff  II,  221—222.  —  ")  Mailenhoff  II,  222. 


o    SŁOWIANACH    HnSjDZT    RBNEM    A    ŁABĄ    I   T.   D.  49 

Uiestrudy  i  Gery.  Wipper  jest  także  dopływem  Renu.  Lecz  gdzie  znajdzie 
się  u  Celtów  nazwa  podobna,  z  którąby  Wipper  porównać  można? 
Cytaty  Furstemsuina  nie  sięgają  dosyć  daleko  wstecz,  aby  rozstrzygnąć, 
czy  Wipper  ntracił  na  czele  „h".  Jonsson  jednak  i  Haldorsen  poświad- 
czają formę  podwójną  „hvipp"  i  „vipp"  i  tak  może  Wippra  brzmieć 
po  łacinie  „Yibria,  Vibra",  co  oznaczałoby  rzekę  „skaczącą'^  ^). 

Rohr,  w  VIII  wieku  Rura  lub  Rurinna,  nie  pochodzi  ani  od 
„hror"=»agilis  „hrorjan^^^rtihren  ani  od  „raus,  ror"=arundo.  Nazwa 
zdaje  się  być  celtycką,  skoro  tak  się  nazywa  i  dopływ  Mozy  <). 

Rzeka  Embscher,  w  wieku  X  Embiscara,  również  ma  nazwisko 
celtyckie. 

Rzeka  Lippe  nazywa  się  u  starożytnych  autorów  Lupia;  wyraz 
to  obcy  i  niezrozumiały  dla  Niemców');  formę  „Lippa",  powszechną 
od  Viii  wieku  począwszy,  znalazł  kosmograf  z  Rawenny  już  na  swojej 
mapie  pochodzącej  z  końca  V  wieku.  Dopływem  rzeki  Lippe,  Elison, 
nad  którym  leżał  niegdyś  gród  Aliso,  znany  z  wojen  rzymskich,  jest 
prawdopodobnie  rzeka  Olme,  bo  przy  jej  ujściu  leży  miejscowość  Elsen. 

Drugim  doj^ywem  Lippe  jest  Pader,  dawniej  Pathra,  pod  Pader- 
bomem,  wyraz  nie  niemiecki  już  dla  „p"  początkowego.  Podrebeki 
czyli  Patherbeki,  dziś  Porbek  nad  Rurą,  zdaje  się  zawierać  ten  sam 
pierwiastek  *). 

Rzeka  Ase  pod  Hammem,  w  XV  wieku  Arsene  lub  Orsene,  rów- 
nież nie  posiada  nazwy  niemieckiej  ^). 

Uwagi  swoje  zamyka  MllUenhoff  zdaniem  następującem  ^:  jeżeli 
Main,  Lahn,  Sieg,  Ruhr,  Embscher,  Lippe  nie  są  nazwami  niemieckiemi, 
lecz  pierwotnie  celtyckiemi,  to  Celtowie  musieli  przed  Germanami  mie- 
szkać po  prawym  brzegu  Renu,  gdzie  ich  siedziby  sięgały  przynajmniej 
do  miejsc,  kędy  rozchodzą  się  dopływy  Renu  i  Wizery;  a  uwzględniając 
dalszą  nomenklaturę  dochodzi  do  wnioskuj,  że  góry  harceńskie,  tu- 
ryngskie  i  wzgórza  na  dalszym  wschodzie  położone,  stanowiły  niegdyś 
ową  puszczę,  która  dzieliła  Celtów  i  Germanów  tak,  że  tylko  na  rów- 
ninach więcej  ku  północy  położonych,  stykać  się  mogli. 

Czy  wszystkie  powyżej  przytoczone  nazwy  są  celtyckie,  jak  Mtll- 
lenhoff  twierdzi,  o  tem  należy  wątpić;  co  do  niektórych  przynajmniej 
z  wszelką  stanowczością  da  się  udowodnić,  że  nie  są  ani  niemieckie 
ani  celtyckie,  lecz  słowiańskie  i  to  nie  na  podstawie  etymologii,  która 


*)  MtUlenhoff  II,  214—215.  —  *)  Mttllenhoff  n,  222.  —  *)  Mttllenhoff  H,  223— 
224.  —  *)  Mllllenhoff  U,  226.  —  »)  Mtillenhoff  II,  226.  —  «)  MtUlenhoff  H,  226-227.  — 
*)  MHUenhoff  U,  236. 

BMpnwj  Wjdi.  hlat-fllos.  T.  ZŁ.  4e 


50  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

jest  gruntem   bardzo   zwodiiiczyin,    lecz   na  tej  podstawie,   że   większa 
częjó  ich  znachodzi  się  także  na  ziemiach  czysto  słowiańskich. 

Ben  jest  według  MtiUenhoffa  nazwą  celtycką;  jeżeli  jednak  Bar- 
thold:  Geschichte  Pommerns  I,  267  nie  myli  się  twierdząc,  że  „dem 
Nibelungen  Worms  gegenliber  ergiesst  sich  von  Colmach  (Golm)  liber 
die  Bergstrasse  kommend,  an  Weinheim  yortiberziehend  eine  Weschnitz 
in  den  Bhein,  mUndet  unterhalb  Kehl  eine  Renitz  und  fliesst  eine  Sir- 
nitz  im  gepriesenen  allemannischen  Baden^,  jeżeli  Kyńsk  na  ziemi 
chełmińskiej  zwał  się  kiedyś  z  niemiecka  „Renitz^,  to  Ben  musi  być 
wyrazem  sło\nańskim,  albowiem  Benitz  jest  jego  zdrobniałą  formą  lub 
przeróbką. 

Nazwy  miejscowe  przytoczone  na  str.  219  przez  MtiUenhoffa  jak 
Bhinbach  pod  Bemterode  nad  Wieprzem  niedaleko  Worbis,  rzeka  Bhein 
pod  Bitterfeldem.  Bhin  pod  Fehrbellinem  i  Bhinow,  dopływ  Hawoli. 
leżą  wszystkie  w  obrębie  dawnej  Słowiańszczyzny  i  mogą  być  uważane 
tylko  za  słowiańskie;  ale  i  na  ziemi  polskiej  spotykamy  niemało  nazw 
pochodzących  od  owego  pierwiastku,  n.  p.  Byń,  folwark  w  nieszaw- 
skiem,  Bynie,  rzeczki  w  radzymińskiem  i  wileńskiem,  Bynowo  w  mław- 
skiem,  Byńsk  w  ziemi  chełmińskiej  i  Beńsko  po4  Szmiglem  w  wiel- 
kiom  księstwie  poznańskiem. 

Men  ma  prawdopodobnie  celtycką  nazwę;  Czesi  nazywają  go 
Mohan  czyli  pierwotnie  Mogan,  z  którym  to  wyrazem  stoi  w  ścisłym 
związku  Moguntia,  znana  już  Bzymianom.  Nazwa  czeska  dowodzi,  że 
ulubione  na  zachodzie  końcówki  „an,  ana^,  jak  Began,  Kochana  (Ko- 
cher), Łogana  itp.  są  pierwotnie  słowiańskie.  Z  dopływów  Menu  mają 
słowiańskie  nazwy  Dobra  (Dubra,  Tauber)  i  Nida;  nazwy  te  są  dość 
pospolite  w  Polsce;  potok  Dobra  wpada  do  Gniłej  Lipy,  Nida  pod  Kor- 
czynem  do  Wisły,  druga  zaś  pod  Troszynem  w  powiecie  gębińskim; 
Nida  alias  Grnida  jest  dopływem  Neru,  a  Nida  czarna  dopływem  Nidy 
małopolskiej.  Nidą  nazywano  także  Działdówkę  mającą  swoje  źródło 
w  Prusiech. 

Wyrazu  Logana  nie  umiem  objaśnić;  przypomina  go  jednak  wieś 
Łaganów;  rzeka  Iser  powtarza  się  w  Czechach,  gdzie  uchodzi  do  Łaby; 
po  czesku  nazywa  się  lizera.  Elbę  jest  niewątpliwie  to  samo  nazwisko 
co  Łaba  wielka,  a  z  toku  naszej  rozprawy  wynika,  że  Elbę  jest  prze- 
róbką Łaby,  a  nie  odwrotnie.  Ems,  Emisa,  Amisa,  Amisia  może  być 
także  wyrazem  słowiańskim.  Przypuśćmy,  że  „a"  początkowe  jest  tylko 
przy  dawką  ułatwiającą  wymowę  jak  n.  p.  w  Krainie  z  słowieńskiego 
„Beżise"    powstało    niemieckie    „Arschische"  i),    w  takim   razie  Misia, 


^)  Ortsrepertorium  des  Herzogthums  Krain  str.  55. 


o    SŁOWIASACB   MIĘDZY   BENEM   A   ŁABĄ   I   T.    D.  51 

Misa   odpowiadałaby    zupełnie    nazwie    rzeki   Mieś,    po    czeska    Mźe^ 
t.  j.  Mża. 

Aumenza  880,  Ouminzi  959,  odpowiada  słowiańskiej  nazwie 
^Umnica". 

Bzeka  Sieg,  Sigina,  Sigana,  Sigona,  Sigunna;  formy  Sigana,  Si- 
gona  przypominają  śląską  miejscowość  Żegan. 

Rzekę  Wipper,  która  uchodzi  do  Renn  na  północ  od  Kolonii 
i  trzy  razy  powtarza  się  jeszcze  w  krajach  nadłabskich,  znajdujemy 
także  w  Pomeranii,  gdzie  pod  Rtlgenwalde  wpada  do  morza  bałtyckiego; 
po  polsku  nazywa  się  do  dziś  dnia  Wieprzem^). 

Wieprz  jest  także  dopływem  Wisły  z  prawej  strony.  Stąd  wynika, 
że  Wippery  nadreński  i  nadłabskie  powinny  się  nazywać  po  słowiań- 
ska Vepf,  Wieprz. 

Buhr,  Rura  lub  Rurinna  pomimo  wyglądu  niemieckiego  nie  jest 
jednak  wyrazem  ani  niemieckim  ani  celtyckim,  lecz  czysto  słowiańskim. 
Poświadcza  to  jak  najwyraźniej  pochodząca  z  drugiej  połowy  XIII  lub 
a  początku  XIV  wieku  „Fundatio  monasterii  Waldsassensis" ')  w  ra- 
tyspońskiej  dyecezyi,  gdzie  w  pierwszym  rozdziale  czytamy:  „Quidam 
torrens  est  in  partibus  Westfalie,  qui  yulgariter  Rura  australis  seu 
Slayica  nuncupatur...  Sciendum,  quod  idem  iuxta  quoddam  oppidum, 
Pispergium  nomine,  in  Beni  alyeum  deriyatur^. 

Zwrócić  należy  uwagę  na  to,  że  „australis^  używa  się  tu  w  zna- 
czeniu „wschodni^  jako  przymiotnik  od  „Austri,  Austrasia^;  była  bo- 
wiem jeszcze  druga  Rura,  na  zachód  od  Renu  wpadająca  do  Mozy. 

Rzeka  Lippe,  u  Rzymian  Lupia,  później  Lippa,  Lippe  ma  nazwę 
słowiańską;  jest  to  bowiem  Lipa,  która  to  nazwa  często  spotyka  się  w  zie- 
miach polskich.  Słownik  geograficzny  wylicza  dwa  potoki  górskie  tejże 
nazwy.  Ldpa  gniła  czyli  przemyślańska  i  Lipa  złota  uchodzą  do  Dnie- 
stru; inna  Lipa  znów  wpada  do  Soży,  lewego  dopływu  Dniepru.  I  Pregel 
pruski  nazywał  się  kiedyś  Lipą  lub  Lipką. 

Oiekawą  jest  rzeczą,  że  i  rzeka,  która  przechodząc  około  Lipska 
uchodzi  do  Halsztrowa  (Elster),  nazywała  się  Luppa'),  jak  nadreńska 
Lipa  u  Rzymian;  że  Luppa  jest  Lipą,  dowodzi  już  okoliczność,  że  Lipsk 
od  niej  otrzymał  swą  nazwę.  Stąd  można  wnieść,  że  Luppnitz,  Lupenza, 
wieś,  która  należała  do  posiadłości  klasztoru  fuldejskiego,  nazywała  się 
niegdyś  też  Lipnica. 


*)  Słownik  geograficzny. —  Ramułt  Stefan:  Statystyka  ludności  kaszubskiej.  Ob. 
mapę  na  końca  tego  dzieła. 

')  Mon.  Qer.  Hist.  SS.  XV.  str.  1089. 
*)  Meitzen  II,  2U. 

4* 


52  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

Dopływ  Lipy  Elison,  nad  którym  leżało  rzymskie  Aliso,  brzmiał 
po  słowiańska  zapewne  Olesno. 

Innym  dopływem  Lipy  jest  Pader,  dawniej  Pathra,  co  wyprowa- 
dzić należy  od  „patra,  patry  =  flepie  zajęcze.  Paderborn  jest  krynicą 
Patrową  czyli  Fatrową.  Ten  sam  pierwiastek  znaj  daje  Mullenhoff  także 
z  nazwie  Porbeck,  dawniej  Podrebeki  lub  Potherbecki,  miejscowości 
położonej  nad  Rurą.  Mnie  się  zdaje,  że  Podrebeki  niczem  innem  nie 
jest  jak  Podrybaki. 

Że  zaś  okolica  nadrurska  jeszcze  w  czasach  historycznych  była 
słowiańska,  dowodzi  Arab  Qazwini,  żyjący  w  Xni  wieku,  który  w  swem 
dziele  ;,Athar  al-bilad^  tak  się  wyraża:  Waterburuna  (Paderborn)  jest 
grodem  mocnym  w  ziemi  słowiańskiej,  niedaleko  grodu  Schuschit.  Schu- 
schit  t.  j.  Soest,  w  wiekach  średnich  Susatium,  jest  według  Qazwiniego, 
„również  grodem  w  kraju  Słowian.  Tamże  istnieje  źródło  słone,  choć 
w  tamtej  okolicy  niema  wcale  soli.  Gdy  ludzie  potrzebują  soli,  to  czerpią 
wodę  ze  źródła,  wlewają  ją  do  kotła  stojącego  na  piecu  kamiennym; 
gdy  pod  nim  podniecają  silny  ogień,  zgęstnieje  woda  i  mętnieje.  Skoro 
zaś  ostygnie,  jest  to  biała,  twarda  sól.  W  ten  sposób  przyspasabiają 
sól  we  wszystkich  krajach  słowiańskich^. 

Wykazawszy  zatem,  że  nie  tylko  część  nazw  rzecznych  jest  po- 
chodzenia słowiańskiego,  ale  że  jeszcze  w  Xin  wieku  między  Rurą 
a  Lipą  znajdowała  się  ludność  słowiańska,  skoro  Paderborn  i  Soest 
leżały  w  ziemi  słowiańskiej,  tudzież  że  do  dziś  dnia  przetrwały  nie- 
które miejscowości  mające  nazwy  zakończone  na  „itz^,  lub  Winden, 
Wenden  itp^  możemy  śmiało,  śmielej  nawet  od  MuUenhoffa  twierdzić, 
że  cała  kraina,  położona  między  Renem  a  Wizerą,  była  kiedyś  zalu- 
dniona przez  Słowian  i  to,  zanim  Niemcy  przybyli. 

Jeżeli  tak  było,  jak  wykazaliśmy,  jeżeli  Słowianie  mieszkali  przed 
Niemcami  w  krajach  położonych  między  Renem  a  Łabą,  Salą  i  czeską 
granicą,  pomiędzy  Alpami  a  morzem  północnem,  to  musieli  koniecznie 
już  wówczas  zajmować  wszystkie  te  siedziby,  w  których  dziś  jeszcze 
mieszkają  lub  w  których  do  niedawna  przebywali,  t.  j.  wszystkie  kraj& 
na  wschód  od  Łaby  aż  do  granic  wschodnich  szczepu  ruskiego;  twier- 
dzenie zatem,  jakoby  Słowianie  dopiero  w  VI  wieku  lub  za  czasów 
najazdu  Atylowego  przybyli  do  środkowej  Europy,  należy  uważać  po 
prostu  za  pomysł  niedorzeczny. 

Skoro  zaś  Słowianie  tam  wszędzie  siedzieli,  gdzie  według  twier- 
dzeń niemieckich  były  pierwotne   siedziby  niemieckich  Germanów,  to 


*)  Georg  Jacob:  Ein  arabiacher  Borichtentatter  aas  dem  X  Jahrhnndert    Wy- 
danie m,  Btr.  47  i  46. 


o  8Ł0WTANAGH  lOĘDZY  RENEM  A  ŁABĄ  I  T.  D.  53 

wynika  stąd  z  całą  siłą  logiki,  że  była  chwila,  gdzie  Niemców  wogóle 
nie  było  w  środkowej  Europie. 

h.  Słowianie  znani  byli  Rzymianom  pod  nazwą  Swewów  ^) 

i  Wencdów. 

W  dzisiejszych  czasach,  kiedy  uczeni  podejmują  umyślnie  dalekie 
podróże,  aby  wyjaśnić  ciemne  kwestye  etnograficzne  i  etnologiczne,  nieraz 
dużo  czasu  upłynie,  zanim  nauczą  się  dokładnie  odróżniać  w  głębokiej 
Afryce  lub  Brazylii  jedne  narody  od  drugich.  W  dalekiej  przeszłości 
za  czasów  rzymskich  i  greckich  podróże  takie  były  rzadkie,  bo  po- 
dróżników, jak  Herodota,  nęciła  kultura  odmienna  Egiptu  i  państw 
azyatyckich,  a  tylko  Pytheas,  o  którym  nie  wiele  wiemy,  dotarł  do 
krajów  północnych,  przedtem  prawie  wcale  nieznanych.  Powiadam,  że 
kraje  północne  były  prawie  nieznane,  lecz  tylko  ludziom  nauki  Kupcy, 
posuwając  się  głęboko  w  nieznane  kraje,  posiadają  bardzo  dokładne 
wiadomości,  ale  te  są  ich  tajemnicą,  którą  z  obawy  konkurenc]^  rzadko 
komu  objawili,  i  tylko  głuche  wieści  o  takich  podróżach  i  o  tern,  co  tam 
widziano,  rozchodzą  się. 

W  wyższym  stopniu  przyczyniają  się  do  rozjaśnienia  ciemnych 
stosunków  narodów,  przedtem  mało  znanych,  wojny,  a  wojny  prowa- 
d2dli  Bzymianie  liczne,  od  Cezara  począwszy,  nad  Benem  i  nad  Du- 
najem. 

Ody  Bzymianie  pierwszy  raz  spotkali  się  z  Germanami,  Cezar 
swoje  wiadomości  o  nich  zbierał  wśród  Celtów  w  Gallii;  od  nich  do- 
wiedział się,  że  za  Benem  jest  kraj  zwany  przez  nich  Germanią.  Po- 
mimo tego,  że  pierwsze  wiadomości  o  Germanach  podaje  mąż  takiej  miary 
jak  Cezar,  jeszcze  dużo  czasu  upłynęło,  zanim  Grecy  i  Bzymianie  zdali 
sobie  należytą  sprawę  z  tego,  że  Niemcy  i  Gallowie  nie  są  tym  samym 
narodem. 

Słusznie  powiada  pod  tym  względem  MtlUenhoff  I,  484:  Aż  do 
Posidoniusza,  który  pisał  o  Cymbrach  i  Teutonach,  Grecy  nic  nie  wie- 
dzą o  Germanach,  bo  Pytheas  i  Timaeus  mówią  tylko  o  Celtach  czyli 
Galatach  i  Scytach  mieszkających  w  Europie  północno-zachodniej 
i  p<^ocnej.  A  gdzie  brakowało  ściślejszej  wiadomości  i  głębszego 
poznania  rzeczy,  było  rzeczą  naturalną,  że  zupełnie  dowolnie  wyobrażali 


*)  W  dawniejszych  wydaniach  autorów  rzymskich  przeważa  forma  Sueri,  w  no- 
wssjeh  niemieckich  Baebi;  nie  nmiem  powiedzieć,  czy  ostatnia  forma  znajduje  uzasa- 
dnienie w  rękopisach  lub  czy  ona  nie  jest  tylko  poprawką  tekstu  wydawców  niemio- 
ekich,  chcj|cych  ów  wyraz  przybliżyć  do  Szwabii  niemieckiej  i  Szwabów. 


54  wojdacH  KąrRZYftsKt. 

sobie  przestrzenie  zajęte  przez  owe  narody  i  geograficzne  tychże  sto- 
sunki. Sądzono  jednak  powszechnie,  że  późniejszych  (Bermanów  nale- 
żało uważać  za  Celtów. 

Na  innem  miejsca  II,  179  ten  sam  uczony  tak  się  wyraża:  Je- 
szcze t)yodor  pisze,  że  Cezar,  rzuciwszy  most  przez  Ren,  przeprowadził 
wojsko  swoje  na  drugi  brzeg  i  pokonał  tou;  TC2pxv  x«'toixo'jvtxc  Fa^iTac 
i  zarazem  twierdzi,  że  Rzymianie  wszystkie  narody  z  tej  i  ż  tamtej 
strony  Renu  mieszkające,  9uXX;^^^i]v  jednam  mianem  nazywają  GiilUmi. 
I  znając  już  nazwę  Germanów,  uważano  ich  pomimo  tego  za  poboczne 
plemię  celtyckie  (II,  189). 

Razem  z  G^ttnananii  musieli  Rzymianie  pozhad  i  Słowian,  skoro 
pierwotnie  mieszkali  aż  do  Renii.  Ale  poznawszy  jednych  i  drugich 
ani  Cezar  ani  Tacyt  nie  utnieli  dokłfeidnie  jednych  od  drugich  odróżnić 
i  to  dlatego^  że  nikt  nie  badał  szczegółowo  ich  języków,  jak  to  dziS 
się  dzieje,  aby  na  tej  podstawie  wyrobić  sobie  sąd  wytrawny.  Ale  jakże 
dziwić  się  pisarzom  starożytnym,  jeżeli  i  dziń  uczeni  tej  miary  co  Zeuss 
i  MttUenhoff^),  czysto  słowiańskie  nazwy  biorą  mylnie  za  celtyckie, 
choć  słowniki  i  mapy  szczegółowe  łnogłyby  ich  pouczyć,  że  się  mylą. 

U  Mullenhoffa  zachodzi  jeszcze  pewne  uprzedzenie  do  Słowian 
i  pewna  zarozumiałość  co  do  własnego  narodu,  które  nie  pozwalają  mu 
sądzić  spokcjnie  i  logicznie. 

Kie  dziwnego  zatem,  że  choć  niby  Słowian  szukisi,  znaleść  ich 
żadną  miarą  nie  może;  dochodzi  bowiem  do  rezultatu,  że  Wenedome 
tylko  są  Słowianami,  że  ich  siedziby  są  praojczyzhą  Słowian.  Według 
niego  tam  tylko  o  nich  mowa  il  starożjrtnych  autorów,  gdzie  G^lrma- 
nowie  ich  nazywają  Wendami  lub  gdzie  sami  siebie  albo  drudzy  na- 
zywają ich  SI  a  vi').  Ze  zaś  nikt  o  „Slavi"  nie  mówi,  stąd  wypro- 
wadza wniosek,  że  tylko  Wenedowie  Tacytowi  i  Ptolemeuszowi  są  Sło- 
wianami. 

Zapomina  jednak  MuUenhoff,  że  Słowianie  z  początku  nie  mieli 
własnego  miana  wspólnego,  również  jak  i  Germanowie,  że  tylko  obce, 
tylko  sąsiednie  narody  nazywają  ich  Yenedi  lub  SIavi;  ostatnie  na- 
zwisko dopiero  później  stało  się  wspólnem  mianem  dla  wszystkich,  bo 
z  początku  każdy  naród  słowiański  miał  z  pewnością  odrębną  nazw^ 
dla  siebie. 

Jak  Francuzi  od  Alamanów  nazywają  Niemców  „AUemands^, 
tak  Celtowie  nazywali  swoich  zareńskich  sąsiadów  Słowianami  dla  tego, 
że  w  ich  najbliższem  sąsiedztwie  mieszkało  plemię  zowiące  się  Słowia- 
nami,   a  kraj    swój    Sławią;   jest  to   dzisiejsza    Szwabia   nad   górnym 


')  MUlIeohoff  II,  208-236.  ')  MUUe&hoff  II,  00. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENRM   A    ŁABĄ   I   T.    D.  55 

Dunajem.  Nazwisko  to  powtarza  się  często  na  ziemi  słowiańskiej;  roz- 
różniamy obecnie  jeszcze  Słowieńców  i  Słowaków;  książęta  pomorscy 
nazywali  się  „duces  Slaviae^;  jest  to  tak  zwanii  ^Slayia  minor,  que 
a  finibus  Saxonie  proteńditur,  lacualis  siye  stagnalis^.  Ten  sam  autor 
Średniowieczny  zna  jeszcze  inną  Sławią  „maior  yidelicet,  qae  babet 
Dahnaciam,  Syrmiam,  Croaciam  et  continet  multas  regiones^  ^). 

Jest  zatem  pewna  nielogiczność  w  żądaniu  Mttllenhoffa,  aby  tam 
tylko  uzhaó  Słowian,  gdzie  Niemcy  icb  nazywają  Wendami  lub  gdzie 
saitli  siebie  liib  inni  ich  zowią  Slayi;  bo  i  Grerman  zat)ytatiy  przez 
Cezara  nie  mówiłby  ani ,  że  jest  Germanem ,  bo  to  przezwisko  celty- 
ckie, ani  że  jest  „ein  Deutscber^,  bo  nazwa  ta  powstała  dopiero  o  ty- 
siąc lat  jpóiniej. 

Jeżeli  zatem  Mullenhoff  szukał  Słowian  i  znaleśó  nie  może,  bo 
ziialazł  tylko  za  Wisłą  Wenedów,  to  dla  t^go,  że  ich  znaleśó  nie  chciał, 
bo  wie  bardzo  dobrze,  że  wyrazu  „Slayi'*  żadną  miarą  napotkać  nie 
może,  skoro  połączonych  liter  „sl"  ani  Grek  ani  Rzymianin  nie  mógł 
wymawiać*);  trudności  sprawiały  te  litery  i  Niemcom,  dla  tego  mówi 
się  dziś  jeszcze  „Sklave",  „Schlawe"  (miasto  Sławno),  „Weichsel" 
(Wissel)  ^  Wisła  łtp. 

Te  same  trudności  nasunęły  się  prawdopodobnie  także  Celtom, 
z  ust  których  Bzytnianie  otrzymali  pierwsze  wiadomości  o  Słowianach; 
nie  wiemy  niestety,  jak  oni  wymawiali  słowiańskie  „ł^  i  czy  nie  oni 
już  zamienili  je  na  „u"  czyli  „v"  jak  i  dziś  „ł"  przeobraża  się  nieraz 
w  „w"  w  obrębie  nawet  słowiańskich  języków.  Nazwę  „Suiivi,  Suevi, 
Suebi"  przejęli  więc  zapewne  Rzymianie  od  Celtów,  choć  nie  jest  wy- 
kluczonem,  że  do  prp:ekształcenia  wyrazu  „Słowianin"  w  „Sucwis** 
przyczynili  się  jedni  i  drudzy. 

I  w  dzisiejszych  czasach  wyraz  „Słowianin"  w  ruźnych  językach 
wymawia  się  w  różny  sposób;  tak  n.  p.  Francuz  mówił  pierwotnie 
^Esclave"3),  dodał  zatem  dwie  litery,  Włoch  zaś  „Schiayonc,  Schiayi"; 
tu  zachodzi  to  samo  zjawisko,  co  w  wyrazie  „Suevi";  w  jednym  wy- 
padku „ł**  zamieniło  się  na  „u"  czyli  „v",  a  w  drugim  na  „i";  pomimo 
to  nikt  nie  twierdzi,  aby  „Schiayone"  było  czemś  innem  od  wyrazu 
„Słowianin". 

Że  „Sueyus"  i  „Słowianin"  oznaczają,  jeden  i  ten  sam  naród, 
wynika  także  z  tej  okoliczności,  że  Swcwowie  Cezarowi  mieszkają 
jeszcze  wszędzie  nad  Eenem  aż  do  morza  północnego,  to  jest  w  tych 
okolicach,   na  które  wskazują   pozostałe    po  nich  ślady,   uwidocznione 


*)  Mon.  Pol.  Hist  VI,  687-588.  »)  MUllenhoff  II,  208. 

*)  Tak  pisze  już  Fredegarius  „£sclavi*'  obok  „^Sclayi". 


56  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

na  mapach   załączonych.    Swewowie    zaś   Tacytowi   zajmują   tę   część 
Europy,  którą  Słowianie  posiadali  jeszcze  za  czasów  historycznych. 

Że  tak  jest,  a  nie  inaczej,  to  czuł  już  Jakób  Grimm,  który 
w  swojej  „O^schichte  der  deutschen  Sprache^  I,  322  tak  się  wyraża: 
„Sueyen  und  Slayen  scheinen  ganz  dasselbe  Wort...  Der  Name  Suebi 
scheint  allerdings  slayisch  und  bedeutet,  wie  wir  oben  sahen  „freie^. 
Wpadlibyśmy  jednak  w  tę  samą  wadę  jednostronności,  co  uczeni 
niemieccy,  którzy  twierdzą,  że  wszyscy  Swewowie  są  Germanami,  gdy- 
byśmy to,  co  u  Cezara  i  Tacyta  ma  pdne  jeszcze  znaczenie,  przenieśli 
także  na  późniejsze  czasy,  utrzymując,  że  wszystkie  narody  swewskie 
bez  wyjątku  są  słowiańskie. 

Tak  n.  p.  Slawia  naddunajska,  od  której  cały  szczep  słowiański 
otrzymał  swą  nazwę,  przeniosła  swe  miano  w  formie  celtyckiej  jako 
„Sueyi,  Suayi^  na  Alamanów,  którzy  tam  się  usadowili.  Dziś  nazywają 
ich  zwykle  Szwabami^). 

Wiedząc,  że  „Sueyus"   i  „Slayus"  jest  w  gruncie  rzeczy  jedno 
i  to  samo,  nie  zawsze  umiano  w  późniejszych  czasach  odróżnić  jednych 
od  drugich  i  dla  tego  nie  należy  się  dziwić,  gdy  w  notce  do  Gotfredi 
Yiterbiensis  speculum  regum  *)  (1183)  czytamy:  „Istis  temporibus  Gothi 
regnum  Francie  invaserunt  et  Romam  expugnayerunt,  urbem  despoliar 
rerunt  et  Sclayi   Hispaniam  expugnayerunt".   A  Chronicon  Yedasti- 
num^)  z  końca  XI  wieku  tak  się  wyraża:  „Alanos,  quos  dicunt  Sclayos". 
Pierwszy  raz  pojawia  się  forma  Sclayus,  później  powszechnie  uży- 
Ayana,  w  początku  VI  wieku  w  wierszu  Martini  Dumiensis  episcopi*): 
Inmanes  yariasque  pio  sub  foedere  Christi 
Adsciscis  gentes:  Alamannus,  Saxo,  Toringus, 
Pannonius,  Bugus,  Sclayus,  Nara,  Sarmata,  Datus, 
Ostrogotus,  Francus,  Burgundio,  Dacus,  Alanus 
Te  duce  nosse  Deum  gaudent;  tua  signa  Sueyus 
Admirans  didicit  etc. 
gdzie  Sueyus  już  przybrał  inne  znaczenie. 

Pod  innem  jeszcze  mianem  znali  Słowian  Rzymianie.  Narody  są* 
siednie,  mianowicie  skandynawskie  i,  jak  się  zdaje,  także  niektóre 
plemiona    południowe    nazywały    Słowian   Winniles,    Winuli,    Venedi, 


')  Gens  Suavorum  id  est  Alamannorum.  Mon.  Ger.  HIsŁ.  SS.  XXIII  str.  681. 
»)  Mon.  Ger.  Hi«t    SS.  XXII  atr.  85. 
»)  Mon.  Ger.  Hist.  bS.  XXIII,  680. 

*)  Mon.  Ger.  Hist.  Auctorum  antiąnisBimorum  T.  yi.  Aviti  ep.  yiennensis  opera. 
Appendix.  XXII. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY   BENEM   A   ŁABĄ    I   T.    D.  57 

Veneti,  Wenden,  Winden,  Vandali^),   Gaandali,   Guinidi  itp.    Tacyt  tą 
nazwą  obejmuje  Słowian  wschodnich  czyli  ruskich. 

Nie  ulega  wątpliwości,  że  Yeneti  nadadryatyccy,  najbliżsi  sąsiedzi 
Eraińców  (Camów)  również  byli  Słowianami,  choć  może  wcześnie  wy- 
narodowionymi. Że  i  szwajcarscy  Słowianie  znani  byli  pod  nazwą  Ve- 
netów,  Wenedów,  choć  już  nie  jako  naród  samodzielny,  o  tem  świadczy 
wiadomość  Pomponiusza  Meli,  piszącego  około  r.  40  po  Chrystusie, 
który  III,  2  podaje:  „Rhenus  ab  Alpibus  decidens  prope  a  capite  duos 
lacus  efficit,  Yenetum  et  Acronium^,  oraz  okoliczność,  że  niedaleko 
niego  istniiJa  osada  zwana  z  celtycka  „Yindonissa^,  za  wieków  śre- 
dnich „Windisch^,  dziś  zaś  „KOnigsfelden^.  Przymiotnik  „Yenetus" 
nie  może  oznaczać  tutaj  jakiegoś  narodu  ilirskiego  lub  celtyckiego, 
lecz  odnosi  się  do  Słowian  na  około  jeziora  kostnickiego  mieszkają- 
cych, czego  dowodem  wielka  liczba  nazw  słowiańskich,  otaczających 
owo  jezioro. 

O  Wenetach  nadalpejskich  słyszeli  Bzymianie  zapewne  od  Ligur- 
czyków  lub  Recyan. 

Znali  zatem  Bzymianie  świat  słowiański,  choć  niekoniecznie  z  bli- 
ska; gdy  dotarli  do  okolic  przez  nich  zamieszkałych,  znaleźli  tam  jako 
narody  panujące  albo  Celtów,  jak  na  południe  od  Dunaju,  albo  G«r- 
manów-Niemców,  jak  za  Renem.  O  dalszych  narodach  słowiańskich 
słyszeli  przeważnie  z  ust  niemieckich,  celtyckich,  dackich,  ilirskich, 
sarmackich  itp.,  w  małej  cząstce  od  samych  Słowian.  A  że  nie  wszyst- 
kie narody  dziś  jeszcze  istnieją,  od  których  Rzymianie  i  Grecy  otrzy- 
mali swe  wiadomości,  dla  tego  też  niektóre  nazwy  są  dotąd  niewy- 
jaśnione, będąc  zagadką  dla  uczonych  badaczy. 

Naród  czeski  nazywał  się  u  Rzymian  Bojami;  jest  to  nazwa  nie- 
wątpliwie słowiańska,  nadana  im  zapewne  od  sąsiednich  Słowian  nad- 
reńskich  i  nadmeńskich.  Niemcy  przejąwszy  od  nich  to  nazwisko,  na- 
zwali kraj  czeski  „Boiohaemum^  t.  j.  Bojenheim  czyli  dziś  Buhmen; 
u  Ptolemeusza  już  Bx£(xoi ').  Istnieli  wprawdzie  takie  celtyccy  Bejowie 
których  z  niepojętych  przyczyn  dziś  ciągle  mieszają  z  tamtymi,  choć 
jak  to  później  jeszcze  zobaczymy,  mieszkali  w  innej  zupełnie  okolicy ') 
i  to  na  południe  od  Dunaju.  Że  starożytni  autorowie  brali  jednych  za 


^)  Guandali  dicantnr  Sclayi  in  Latino,  in  lingua  vero  Theotonica  Tocantur  Gui- 
nidi. Adam  bremeński  mówi  „Wandali**  i  „WinaU**. 

')  Według  Mftllenboffa  mają  Bai;xot  obejmować  ws^z/stkie  narody  germańskie 
mieszkające  »a  Morawą. 

*)  lUyricam  et  Pannonia  ab  oriente  flamine  Drlno,  ab  occidente  desertis,  in 
qaibii8  babitant  Boi  et  Carni,  a  septentrione  fluniiue  Danabio  —  finiantur.  Ob. 
MaUenboffa  n,  str.  267. 


58  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

drugich,  ta  okolicżtibńó  nie  może  tmiewitmió  dzisiaj  szych  uczonych, 
gdy  ten  sam  błąd  ciągie  ^owtai^ają. 

Markomańów  należy  uważać  za  Iforawian.  Kzeka  Morawa  nazy- 
wała się  u  starożytnych  Marus  i  Margus.  Nazwa  ^Marns^  t.  j.  „Mar 
lub  Mara^  ma  się  do  Morawy  tak,  jak  Sala  do  Solawy  —  Bolawą  tia<> 
zywali  Salę  Polacy;  —  Mar  i  Salę  należy  uważać  za  formy  pierwotne, 
Moi^awę  i  Solawę  za  pochodne.  Margus  jest  niewątpliwie  fo^mą  celtycką, 
a  Matcotn&ni  nazn^ą  celtycką  a  nie  niemiecką,  bo  o  nich  słyszał  pier- 
wszy Cezar  z  ust  Gallów,  gdy  Aryowist  gotował  się  do  walki  z  Rzy- 
mianami ^).  Matcomani  Aryowista  nie  pochodzą  z  nad  Renu,  jak  zwykle 
przypuszczają,  lecz  z  Moraw.  Jest  to  rzecz  wcale  nie  dziwna^  skoro 
także  cteltyccy  Bojowie  z  pod  Norei  brali  udział  w  wyprawie  Helwe*- 
tów  *)  przeciw  Gallom  i  Rzymianom.  Zresztą  Aryowist  w  tamtych  stro- 
nach nie  był  nieznany,  skoro  jedna  z  jego  żon  była  Słowianką,  a  drugd 
pochodziła  z  Noryki  ^).  Jeszcze  w  wiekach  órednich  nazywają  Morawian 
„Margi"  jak  n.  p.  Annales  Xantenses^). 

Morawianie  zatem  odgrywają  w  dziejach  pierwotnych  Czech  rolę 
pierwszorzędną,  któfa  kończy  się  dopiero  z  rozbiciem  państwa  moraw- 
skiego przez  Węgrów;  wtedy  przechodzi  przewaga  stanowczo  na 
Czechów. 

Kwadowie  są  dzisiejszymi  Słowakami;  kto  ich  tak  nazwał,  czy 
Gallowie  lub  Sarmaci,  niewiadomo. 

Za  Czechami  i  Słowakami  siedział  ku  p<^ocy  wielki  naród,  który 
się  dzielił  na  kilka  plemion,  nazywany  przez  starożytnych  „Lygii^ 
albo  też  „Lugi^,  jak  u  Ptolemeusza,  gdzie  w  rękopisach  zachodzi  je- 
szcze lekcya  „Longi^;  Strabo  pisze  mylnie  „Luii^  zamiast  „Lugi^;  na 
Tabula  Peutingeriana  stoi  „Lupiones^  zamiast  „Lugiones^,  a  u  Zosima 
nazywają  się  oni  „Logiones"  *). 

Jak  wiadomo,  Ptolemeusz  miał  dla  swojej  Germanii  dwa  źródła, 
które  wypisuje,  nie  spostrzegając  się,  że  jedno  i  drugie  zawiera  tę  samą 
wiadomość  z  nazwami  jednak  nieco  zmienionemi.  Z  tego  powodu 
umieścił  on  ten  sam  naród  na  innem  miejscu  pod  nazwą  „Lingae^ 
(Lincae);  niektóre  rękopisy  atoli  czytają  „Silingae";  u  nich  bowiem 
poprzedza  ten  wyraz  czasownik  czasu  teraźniejszego  w  trzeciej  osobie 
liczby  nmogiej  kończący  się  na  „si"  —  oikoOct  Atyyai^)  —  co  mogło 
łatwo  dać  powód  do  pomyłki. 

^)  Caesar:  De  bello  Gallico  I,  51. 

*)  Caesar  1.  c.  I,  5. 

')  Caesar  1.  c.  53. 

*)  Mon.  Ger.  Hist.  SS.  II. 

'^)  Kętrzyński:  Die  Lygier,  str.  119  i  n.         *)  Kętrzyński:  Die  Łygier,  str.  52. 


o   SŁOWIANACH   MIĘB2T   RKNBlt   A    ŁABA   I    T.   D.  59 

Zródłosłowem  wszystkich  form  są  wyrazy  ^łąg^  łi^g,  ^^S^j  będące 
odmianami  jednego  pierwiastku,  oznaczające  mieszkańców  po  łęgacłi 
czyli  ługach. 

Nazwa  z  przytępioną  samogłoską  nosową  była,  widać)  powszechnie 
rozpowszechniona  na  zachodzie,  ale  ie  Słowiańszczyzna  zachodnia  za- 
gin^a,  nie  zostawiwszy  po  sobie  żadnych  pomników  językowych,  więc 
trudno  orzec,  na  jakiej  to  się  działo  podstawie  i  według  jakiej  zasady. 

Forma  ptolemeuszowa  „Lingae^  jest  podstawową  tej  nazwy,  któirą 
do  dzió  dnia  sąsiedzi  północni,  wschodni  i  południowi  nazywają  Polaków. 

Litwini  dotąd  jeszcze  używają  nazwy  „Lankas,  Lenkas  lub  Lyn- 
kas^.  Madziarowie,  przybywszy  do  swoich  siedzib  dzisiejszych,  słyszeli 
B  ust  ujarzmionych  przez  siebie  Słowian,  że  sąsiedzi  północni  nazywają 
się  Lechami  (Lęgami)  i  stąd  utworzyli  obecną  nazwę  „Leng-iel^  (ezytaj 
Lendziel).  Jeszcze  w  Xni  wieku  miano  to  było  znane  na  południu 
Europy,  jak  to  poświadcza  Tomasz,  arcliidyakon  spolettiński ,  który 
w  swojej  Hist.  Sal.  c.  7  tak  się  wyraża:  „yenerunt  de  partibus  Polo- 
liiae,  qui  Lingones  appellantur^  ^). 

Tego  samego  pochodzenia  jest  wyraz  „Lach^,  którym  darzą  nas 
Rusini,  bo  w  dawniejszych  rękopisach  zawiera  jeszcze  samogłoskę  no- 
sową i  pisze  się  AAXk. 

Odmienna  hipoteza  Nehringa  i  Małeckiego,  opierająca  się  na  serb- 
skim wyrazie  „Ledzianin'',  nie  może  być  uważaną  za  szcz(;^śliwe  roz- 
wiązanie kwestyi;  Serbowie  albowiem  nie  będący  bezpośrednimi  sąsia- 
dami Lachów,  nie  mogli  też  posiadać  własnego  nazwiska  dla  potężnego 
narodu  północnego,  lecz  przejęli  je  od  Węgrów  nie  według  pierwotnej, 
lecz  według  późniejszej  wymowy  tego  wyrazu. 

Nadmienić  jeszcze  należy,  że  niektórzy  uczeni  odnosz!^  nazwę 
^Lugii,  Lygii^  itp.  do  dzisiejszych  Łużyczan.  Nie  przecząc  bynajmniej, 
ie  pierwiastkiem  wyrazu  „Łużyczanin^  jest  ^ług",  utrzymujemy  jednak, 
że  przypuszczenie  powyższe  nie  jest  historycznie   wcale   uzasadnione. 

Lygowie  czyli  Lingowie  byli  według  świadectwa  Tacyta  i  innych 
autorów  wielkim  narodem.  Tacyt  sam  wylicza  pięć  plemion  jego; 
były  to  tylko  najpotężniejsze,  yalentissimae;  istniały  jednak  jeszcze  inne 
mniejsze,  jak  tego  dowodzi  świadectwo  Ptolemeusza,  który  ich  dwa 
jeszcze  wymienia. 

Łużyczanie  zaś  byli  tylko  małą  cząstką  serbskiego  narodu,  roz- 
siadłego niegdyś  od  rzeki  Bóbr  począwszy  aż  poza  Salę  i  Łabę.  Łuży- 
czanie byli  mieszkańcami  żupy  łużyckiej,   obejmującej    dzisiejsze  Łu- 


')  Scliwandtner :    Script.   rer.  Hangar.  III,  b^l.    BielowKki:    Mon.   Pol.  hist.  I, 
•tr.  839. 


60  WOJCISCH   K^RZYli^KI. 

życe  dolne.  Dopiero  za  czasów  niemieckicli  rozszerza  się  ta  nazwa  na 
sąsiednie  kraje  i  żupy,  które  razem  stanowiły  t.  z  w.  marcłdę  łużycką. 

Pierwszą  wzmiankę  o  źapie  łużyckiej  podaje  geograf  bawarski, 
który  jej  przypisuje  „30  civitates";  przedtem  w  dziejach  mowa  tylko 
o  Serbach,  Sorbach.  Z  drugiej  strony  wynika  z  Ptolemeusza,  że  Lu- 
gowie  przebywali  między  Odrą  i  Wisłą,  Łużyczanie  zaś  mieszkają 
między  Odrą  a  Łabą,  tak  że  i  położenie  geograficzne  się  sprzeciwia 
takiemu  przypuszczeniu. 

Na  zachód  od  Ługów  czyli  Lingów  mieszkają  ku  Łabie  Semnones 
t.  j.  Zemene  czyli  Ziemianie,  o  których  Tacyt  bardzo  ciekawe  przy* 
tacza  szczegóły;  za  Łabą  i  Salą  zaś  Hermunduri  i  Naristi,  o  których 
później  jeszcze  będzie  mowa. 

Właściwe  Pomorze  było  uczonym  starożytnym  prawie  wcale  nieznane. 

W  Pannonii  naddunajskiej  znachodzimy  niewątpliwie  siedziby 
Chrobatów,  dręczonych  nieustannie  najazdami  najróżniejszych  narodów. 
W  Pannonii  doszczętnie  wyginęli,  przechowali  się  jednak  za  Drawą 
i  Sawą  jako  Chorwaci  i  Serbowie.  O  Pannończykach  wyraża  się  Mttl- 
lenhoff  IV,  102  w  ten  sposób:  Pannończycy  wraz  z  Kamami  (Gami), 
co  się  tyczy  ich  narodowości,  należą  zapewne  do  szczepu  albańskiego, 
którego  jedynie  prawdziwymi  potomkami  są  według  Zeussa  dzisiejsi 
Albańczycy.  Czy  tamtych  jednak  bezwarunkowo  do  nich  zaliczyć  wy- 
pada, jest  dla  mnie  rzeczą  wątpliwą,  nazwy  miejscowe  bowiem  noszą 
po  części  charakter  słowiański  (slawisches  Geprftge). 

I  Noricum  należy  uważać  za  słowiańskie,  czyli  raczej  za  słowień- 
skie,  choć  bardzo  wcześnie  już  celtyccy  Bejowie  opanowali  Noreję, 
stolicę  kraju.  Ze  zaś  imię  Słowieńcówjuż  w  pierwszym  wieku  po 
Chrystusie  było  znane  Bzymianom,  tego  dowodzi  kolonia  rzymska 
„Flavium  Solvense",  która  leżała  pod  Lipnicą  (Leibnitz)  ^)  między  rze- 
kami Mur  i  Łosznica.  „Solvense"  jest  przymiotnikiem,  wyróżniającym 
owo  Flayium  od  innych,  ale  jako  takie  nie  daje  żadnego  sensu,  gdyż 
zrozumieć  nie  można,  od  czego  jest  przymiotnikiem,  bo  łączność  z  cza- 
sownikiem „solyere"  jest  wj-kluczona.  Jeżeli  jednak  uwzględnimy,  że 
Bzymianie  nie  umieli  wymówić  „sl",  to  łatwo  pojmiemy,  że  „Solvense'* 
stoi  zamiast  „Sloyense''  i  „Flayium  Solyense^  nie  oznacza  nic  innego, 
jak  „Flayium"  słowieńskie,  Flayium  leżące  na  ziemi  słowieńskiej.  W  po- 
dobny sposób  obchodzą  się  czasem  i  Niemcy  z  „sl^  w  nazwach  polskich, 
bo  mówili  zamiast  „Słoszewo"  „Czolschau"  i  „Schalschow",  „Zolse" 
obok  Schloszewo  *). 


')  Plinias  in,  27. 

')  Kętrzyński:  „O  ludności  polskiej  w  Prasach  niegdyś  kneyiackich^  str.  86. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY   RENBM   A    ŁABĄ    I    T.    D.  61 

Cami^)  byli,  jak  powszechnie  sądzą,  Celtami;  później  zajęli  ich 
kraj  Rzymianie,  potem  Gotowie,  a  po  Gotach  mieli  dopiero  przyj  śó 
Powianie,  którzy  się  nazywają  „Kranjcami",  a  ziemię  swoją  „Kranjsko". 

Dziwną  okoliczność,  że  pierwszy  celtycki  a  ostatni  słowiański 
naród  noszą  jednakowe  nazwisko  —  Carni  «  Kamjcy  ze  zwyczajnem 
przestawieniem  „r^  —  tłumaczą  tern,  że  Słowianie  je  przejęli  od  owych 
Celtów  w  spnściinie.  Niedorzeczne  to  przypuszczenie!  Gdyby  tamtejsi 
Słowianie  mieli  inne  nazwisko,  a  sąsiedzi  tylko  ich  tak  nazywali,  to 
takie  przypuszczenie  byłoby  jeszcze  zrozumiałe.  Ale  tamtejsi  Słowianie 
sami  się  tak  nazywają,  a  więc  musieli  przybywszy  po  Gotach  do  kraju 
wygasłych  Kamów,  a  nie  mając  chyba  własnego  imienia,  wyznaczyć 
komisyę,  aby  zbadać  przeszłe  dzieje  owej  krainy,  a  dowiedziawszy  się, 
że  nie  tylko  Gotowie  i  Rzymianie  tam  mieszkali,  lecz  i  celtyccy  Kar- 
nowie,  upodobać  sobie  to  miano  i  przyjąć  je  jako  własne!  Takie  tłu- 
maczenie jest  bajką,  której  nikt  na  seryo  brać  nie  może.  Nazwisko 
„Kranjcy,  Kranjsko"  wywodzi  się  od  wyrazu  „kraj",  który  tutaj  ma 
znaczenie  pogranicza.  Słowiańskie  zatem  nazwisko  przekształcili  Rzy- 
mianie na  „Carni",  bo  tak  im  było  mówić  wygodniej,  a  rzymscy  „Carni" 
a  dzisiejsi  Kranjcy,  a  po  naszemu  Kraińczycy,  są  i  byli  jednym  i  tym 
samym  narodem. 

Że  i  Recya,  po  części  przynajmniej,  zaludniona  była  przez  Sło- 
wian, to  wskazują  „lacus  Yenetus"  i  Yindelici,  którzy  byli  Wendami 
mieszkającymi  nad  rzeką  Licus  czyli  Lech. 


i.  Nazwy  miejscowe  słowiańskie  znane  jui  Rzymianom. 

Zwracano  już  nieraz  uwagę  tych,  którzy  twierdzą,  że  Słowianie 
od  dawien  dawna  mieszkali  w  obecnych  swych  siedzibach,  na  to,  że 
prawie  niema  nic  nazwisk  miejscowych  słowiańskich,  któreby  znane 
były  Rzymianom.  Uwaga  ta  pod  pewnym  względem  jest  słuszna;  ale 
ci,  co  ten  zarzut  podnoszą,  zapominają,  że  w  czasie,  kiedy  źródła  płyną 
już  obficiej,  te  właśnie  kraje  słowiańskie,  które  Rzymianie  znali  sto- 
sunkowo najlepiej,  były  zajęte  albo  przez  Germanów  albo  przez  Celtów 
albo  po  ujarzmieniu  jednych  i  drugich  zdobyte  przez  Rzymian  i  za- 
siane ich  koloniami.  Szczep  celtycki  miał  upodobanie  w  życiu  miej- 
skiem,  dla  tego  też  miasta  mają  przeważnie  nazwy  celtyckie  lub  rzym- 
skie, a  o  osady  i  wsie,   w  których  przebyivał  żywid!  słowiański,  mało 


*)  Mailenhoff  II,  263.  Felix  Dahn :  Urgeechichte  I,  13.  III,  11.  Zensi :  Die  Den- 
tsehen  a.  ihre  Nachbant&mme  str.  171,  24A. 


62  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

kto  dbał.  Pomimo  tego  nie  brak  zupełnie  śladów  i  miast  i  gór  i  rzek 
z  czasów  rzymskich,  z  których  tu  niektóre  wyliczamy. 

W  okolicach  nadreńskich: 

Rhe^us  =  Ren  ^). 

Gesonium  por.  Jesiony,  wieś,  Jasion,  Jasień  itp. 

Bacenus,  por.  Bacna  pod  Tralą  w  Krainie*). 

Lupia  później  Lippe  =  Lipa. 

Itida. 

Alisa  (dziś  Elz)  =  Olsza. 

Ąlisontia  (Alsenze,  Elesenze,  Elsenze)  =  Olesznica. 

Arula  ==  Orla,  po  niemiecku  Aar,  co  jest  prostym  przekładem 
słowiańskiego  wyrazu. 

Constantia  (tak  u  kosmografa  z  Bawenny,  Costenze,  Chostanze, 
Costentz,  Costintz,  Gostnitz,  Costenz)  =  Kostnica. 

Brigantium  (Bregenz)  =  Bregnica  czyli  po  polsku  Brzeźnica. 

W  okolicach  naddunajskich: 

Danuyius,  Danubius  =  Dunaj,  pierwotnie  Dunaw,  jak  Dunajec 
w  dokumentach  „Dunayilł"  *). 

Zwykle  twierdzą,  że  Danuyius  jest  nazwą  celtycką;  od  Celtów 
mieli  ją  przejąó  germańscy  Swewowie,  którzy  zamienili  ją  na  ^Do- 
navia". 

Nazwa  ta,  powiada  MtlUenhoff  II,  364—  365,  musiała  wcześnie 
już  przybyć  do  Germanów  wschodnich.  Gotowie,  twierdzi  on,  znali  ją 
już,  gdy  jeszcze  siedzieli  nad  Bałtykiem  i  dolną  Wisłą;  wyruszywszy 
stąd  ku  Czarnemu  morzu  i  Dunajowi,  nadali  ową  nazwę  i  dolnemu 
Dunajowi.  Ze  tak  uczynili,  wynika  stąd,  że  Słowianie,  następcy  Gotów 
w  tamtych  stronach,  bez  wątpienia  swoje  „Dunaw,  Dunaj''  od  nich 
pożyczyli  i  o  grecką  nazwę  „Istros"  wcale  nie  dbali.  Gotowie  mu- 
sieli być  pośrednikami  pomiędzy  Rzymianami  a  Słowianami.  Przeciw 
pochodzeniu  słowiańskiemu  Dunaju  oświadczył  się  słusznie  już  Mi- 
klosich. 

Dziwna  w  tym  ustępie  logika;  przypuściwszy  nawet,  że  wszystko 
tak  się  ma,  jak  to  Mtillenhoff  przedstawiał 

Gotowie  mieszkają  nad  Bałtykiem  i  dolną  Wisłą,  Słowianie  we- 
dług niego  nad  górną  Wisłą.  Mieszkali  zatem  o  wiele  bliżej  tych  Swe- 
wów-Niemców,  którzy  według  MtiUenhoffa  rzekę  sobie  znaną  nazywali 
pDonayia^.    Ponieważ  ta  nazwa    nie   była  żadnym    sekretem,   żadną 


*)  Ob.  8tr.  50. 

')  OrŁsroportoriiim  des  Herzogthums  Krain  sir.  39. 

'}  Cod.  Dlpl.  TjDecensiB  str.  2. 


o    SŁOWIANACH    MUjDZY    RENKM   A   ŁABĄ   I   T.    D.  63 

tajemnicą  objawioną  tylko  wybranym  ludom,  logika  każe  przyjąć  za 
pewne,  że  Słowianie  nad  górną  Wisłą  mogli  prędzej  o  nazwie  Donaju 
dowiedzieć  się  aniżeli  bardziej  oddaleni  Gotowie.  Słowianie  zatem  nie 
potrzebowali  wcale  pośrednictwa  Gotów,  choćby  siedziby  ich  były  ta- 
kie, jakie  im  Mullenhoff  przypisuje 

Nie  potrzeba  byio  także  pomocy  Gotów,  aby  dolny  Dunaj  nazy- 
wał się  Dunajem  a  nie  Istrcm ;  Grecy  przyjęli  nazwę  Istros  od  swoich 
sąsiadów  północnych,  od  Traków  i  Bessów  albo  Getów.  Rzymianie 
utrzymali  pierwsi  nazwę  Dunaju  z  ust  Celtów  w  formie  „Danuyius^. 
Rozszerzając  swoje  panowanie  dalej  na  wschód,  zanieśli  tam  i  nazwę 
Dunaju,  która,  że  aż  do  ujścia  tej  rzeki  po  obu  jej  brzegach  mieszkali 
przeważnie  albo  Słowianie  albo  Celtowie,  musiała  wejść  w  ogólue  uży- 
wanie i  z  literatury  greckiej  nawet  wyrugować  tracki  Istros. 

Ze  Miklosich  oświadczył  się  przeciw  słowiańskiemu  pocho4zeniu 
nazwy  Dunav,  Dunaj,  nie  jest  żadnym  dowodem  za  twierdzeniem  Mtil- 
lenhoffa,  bo  on,  jak  i  inni  Slawiści,  stał  na  tem  samem  stanowisku  co 
Mullenhoff;  przyjąwszy  za  dogmat  hypotez;^  germanistów  o  nadmier- 
ijepi  niegdyś  rozsiedleniu  się  Niemców  w  środkowej  Europie,  piusiał 
tak  twierdzić,  bo  inaczej  nie  mógł.  Nie  zastanawiał  się  jednak  i^ad  tem, 
że  Dunaj  na  ziemi  słowiańskiej  jest  bardzo  pospolitem  zjawiskiem,  bo 
w  samej  Polsce  powtarza  się  kilkanaście  razy;  n.  p.  Dunaj,  osada 
w  powiecie  sieradzkim;  D  unaj  lub  Donaj,  osada  w  powiecie  łęczyckim; 
Dunaj,  wieś  w  powiecie  ostrolt^ckim;  Dunaj  czyli  Ludzianka,  do- 
pływ Bzury;  Dunaj,  strumień,  dopływ  rzeki  Norupie;  Dunaj,  ulica 
warszawska;  Dunaj  czy ce,  dobra  w  powiecie  słuckim;  Dunajczyk, 
rzeka  w  powiecie  lidzkim;  Dunaje,  folwark  w  powiecie  wilejsldm; 
Dunajec,  dopływ  Wisły  (Dunajec  biały  i  Dunajec  czarny);  Duna- 
jec suchy,  strumyk  wpadający  do  rzeki  Kaniówki;  Dunajecki  za- 
mek, po  węgiersku  Nadeczvar;  Dunajek,  wieś  w  powiecie  gołdap- 
skim; Dunajek,  wieś  w  powiecie  oleckowskim  w  Prusach  wschodnich; 
Dunaj  ki,  wieś  w  powiecie  kościerskim;  Dunaj  ki,  wieś  w  powiecie 
brodnickim  w  Prusach  zachodnich;  Dunajów  nad  złotą  Lipą;  Du- 
naj owce  ^),  miasteczko  w  powiecie  uszyckim;  dalej  w  Krainie:  Du- 
naj, wieś  pod  Selcami  (Selzach).  oraz  Dunaj  pod  Kerskiem  *). 

Przykłady  te  pouczają,  że  Dunaj,  Dunaw,  jest  szczerze  słowiań- 
skim wyrazem,  który  Celtowie  przejąwszy  od  Słowian,  przystosowali 
do  swojej  mowy,  zamieniając  go  na  „Danuyius"  przez  przestawienie 
dwóch  samogłosek. 


^)  Ob.  Słownik  ^geograficzny,  którym  tataj  głównie  się  posiłkujemy. 
')  Ortarepertorinm  des  Heraoglbame  Krain. 


64  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

Gantium,  Guntia  (dziś  Gtinzburg)  =  Gońce  albo  Gonice;  por. 
Gończe,  gospoda  wiejska  nad  Eapańką,  albo  Gonice,  dobra  w  powiecie 
wrzesińskim;  Goniće,  w  Krainie. 

Virdo,  dopływ  rzeki  Licus  czyli  Lech  =  Brda;  por.  Brda,  po  nie- 
miecku Brahe,  która  uchodzi  do  Wisły;  Berdo  pod  EoTorem  i  Berdo 
pod  Ihanem  na  Krainie. 

W  Noricum  i  Kamii: 

Turum  =  Tur;  tego  nazwiska  jest  kilka  wsi  i  jezior  w  Polsce. 

Lentia  =  Łyniec;  tejże  nazwy  wieś  w  ziemi  chełmińskiej. 

Cucullae  =  Eukuły,  por.  Kukała  czyli  Kukułka;  Kukuł,  szczyt 
w  Karpatach;  Kukuły,  wieś  nad  Kamionką. 

Surontium,  por.  Zorence  pod  Butorajem  na  Krainie. 

Sabatinca,  por.  Sabatyn-ówka,  Sobocin,  wsie  w  Polsce. 

Saloca  =  Załuki,  Zaloka;  por.  wieś  Załuki  w  Polsce,  Zaloka  pod 
Sent-Bupertem  na  Krainie. 

Yirunum,  por.  Berun,  Brno. 

Pultoyia  =  Pułtowa;  por.  Pułtawa,  Pułtowce. 

Teumia  =  Tuma;  jest  kilka  wsi  i  rzek  tegoż  nazwiska  w  Polsce; 
turniami  nazywają  się  najwyższe  wierzchołki  gór  karpackich  i  ta- 
trzańskich. 

Santicum  por.  Sątki  na  Mazowszu. 

Lontium  =  Łącze,  Łęcze,  na  Krainie  Luce,  od  „łąka''. 

Dravus  =  Drawa,  por.  Drawę  =  Dragę  w  Pomeranii. 

Sayus  =  Sawa;  tejże  nazwy  dwie  wsie  i  jeden  strumyk  w  Polsce. 

Strabo  VII,  5,  3  mówi:  'OpLotoK  Xi  xal  ix  TefYe(rroiv  x(0[jl7jc  Kap- 
vixijc  uicep^^n;  brA  Sta  rffi  ''Oxpac  dc  tXoc  Aouyeoy  xaXo6juvov,  t.  j.  z  Trsta 
prowadzi  droga  przez  górę  Okrę  (czy  Okra  czasem  nie  to  samo  co 
góra?)  do  pewnego  iT^oc  zwanego,  naturalnie  przez  mieszkańców  —  Xou- 
yeoy.  Ponieważ  i\oc^)  t.  j.  Sumpf,  Niederung,  Aue,  wo  Erlen  und  der- 
gleichen  wachsen  u.  Heerden  weiden  =  ług*)  t.  j.  Sumpf  i  łąg  t.  j. 
sumpfiges  Wiesenland,  więc  nie  ulega  wątpliwości,  że  w  Kamii  mó- 
wiono po  słowiańsku. 

Między  limesem  rzymskim  a  czeską  granicą: 

Deyona  por.  Dziewan-ów. 

Bergium  =  Brzeg. 

Menosgada,  może  Menogasda  lub  Nemogasda  =  Namegast,  miej- 
scowość zaginiona,  należąca  niegdyś  do  klasztoru  michelfeldzkiego. 


^)  Papę:  Griechisch-dentiche*  HandwOrterbach. 
*)  Słownik  Lindego:  Ing  i  t^g. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   RENEM   A   ŁABĄ   I   T.    D.  65 

Brodentia  =  Brodnica,  dziś  albo  Fllrth  =  Bród  nad  czeską  gra- 
nicą albo  raczej  miasto  Furth  nad  Beganicą. 

Silva  Grabreta,  stanowiąca  część  granicy  czeskiej  od  zachodu,  ma 
nazwisko  swoje  zapewne  od  wyrazu  „garb"  —  t.  j.  garbata.  Nazwa  ta 
doszła  Rzymian,  jak  się  zdaje,  za  pośrednictwem  Celtów. 

W  środkowej  Germanii: 

Sala,  źe  to  słowiańskie  nazwisko,  wykazaliśmy  powyżej  na  pod- 
stawie źródeł  niemieckich. 

Mesuion,  należy  czytać  Mesnion  t.  j.  Miśnia,   Meissen  nad  Łabą. 

Mugilones  mają  swą  nazwę  od  Mogilna  (u  Thietmara  Mogilina, 
dziś  MUggeln). 

W  Czechach: 

Marabudum  =  Marowody. 

Philecia  por.  Pilica. 

W  kraju  Ługów  czyli  Lechów  (Lachów): 

Stragona  por.  Strzegom  w  sandomierskiem. 

Viritium,  por.  Wierzyce,  wieś  w  gnieźnieńskiem,  Wierzyca,  rzeka 
w  Prusach  zachodnich. 

Scurgum,  prawdopodobnie  Skurgiew,  w  Prusach  zachodnich. 

Calisia,  dziś  Kalisz. 

Eburum  por.  Jawor. 

Vistula,  Yistla,  Viscla,  Bisola  =  Wisła. 

Sinus  Codanus,  w  którym  leżała  i  Skandynawia  (Mela  III,  6), 
miał  się  znajdować  nad  ujściem  Łaby  —  super  Albim  Codanus  ingens 
sinus  (Mela  III,  3).  Pomieszał  tu  Mela  Łabę  z  Wisłą,  bo  skoro  Łaba 
uchodzi  do  morza  północnego,  nie  może  być  mowy,  jakoby  tam  leżała 
Skandynawia.  Nazwa  Codanus  zaś  odpowiada  zupełnie,  jak  to  już  nie- 
którzy inni  zauważyli,  wyrazowi  „Gdan",  w  średniowiecznej  łacinie 
„Gedanum".  Miasto  Gdańsk  zaś  jest  miejscowością  położoną  nad  Gda- 
nem,  jak,  widać,  nazywano  niegdyś  u  nas  morze  bałtyckie.  Że  zaś 
miejscowości,  których  nazwa  kończy  się  na  „sk  i  ck",  przybrały  swe 
miano  od  wód,  nad  któremi  leżały,  tego  dowodzą  między  innemi  Lipsk, 
Szląsk,  Busk  itp.,  pod  któremi  płyną  rzeki  Lipa,  Szlęza,  Buziec  itp. 

W  Pannonii: 

Scarabantia,  Scarbantia   (cf.  MtiUenhoffa  mapa  II)  =  Skarbnica. 

Sabaria  por.  Zabara,  Zabary,  kilkanaście  wsi  tegoż  nazwiska 
w  Polsce. 

Arrabo  =  Baba  lub  Bawa. 

Sala. 

Siscia,  dziś  Szyszek. 

Seryicium,  Serbitium  =  Serbice. 

Rozprawy  Wyda.  hlst-flloz.  T.  XL.  5 


66  WOJCIECH    KĘTRZY^^SKI. 

Bregetio  =  Bregeć,  po  polsku  Brzeziec,  miejscowość  tej  nazwy 
pod  Komarnem. 

Salinum  por.  Salin,  wyspa  na  Dubissie. 

Peiso,  Pelso,  po  starosł.  pleso  =  jezioro  ^). 

Sinnium  =  Śrem. 

Pathissus,  Parthiscus  =  Potiśe;  Tisia,  Titza  =  Tisa  lub  Cisa. 

Bustricius,  rzeka  =  Bystrzyca. 

W  dalszych  stronach  2): 

Dierna,  Tierna,  statio  Tsiernensis,  Zernensium  colonia  =  Cema, 
osada  niegdyś  nad  rzeką  Ćerną  pod  Orsową. 

Bersobis,  Bersovia  =  Berza  nad  Brzawą,  dopływem  rzeki  Temes  ^). 


II. 
Hipotezy  uczonych  niemieckich  o  6erni<anii  i  o  Germanach. 

a.  Charakterystyka  Miillenhoffa. 

Wykazaliśmy,  zdaje  nam  się,  dowodami  przekonywającymi,  źe 
Słowianie  od  najdawniejszych  czasów  nie  tylko  mieszkali  w  swych  sie- 
dzibach dzisiejszych,  lecz  źe  pierwotnie  zajmowali  także  kraje  nadreń- 
skie  aż  do  granic  celtyckich,  źe  zatem  była  chwila,  gdzie  Niemców 
wcale  nie  było  w  środkowej  Europie. 

Odwrotnie  nauka  niemiecka  twierdzi,  jak  z  powyższych  wywo- 
dów wynika,  mylnie,  źe  między  Wisłą  a  Renem  z  początku  mieszkali 
sami  tylko  Niemcy,  podczas  gdy  Słowianie  czyli  Wenedowie  mieli  sie- 
dzieć na  wschód  od  górnej  Wisły  w  dzisiejszej  Galicyi. 

Zapatrywanie  to  z  gruntu  mylne  nie  cieszyło  się  jeszcze  w  pier- 
wszej połowie  tego  wieku  powszechnem  uznaniem,  gdyż  jedni*),  opie- 
rając się  na  śladach  pozostałych  po  Słowianach,  przyznali  im  szerokie 
siedziby  przynajmniej  aż  do  Wizery,  podczas  gdy  inni^),  zapatrzeni 
w  Tacyta  Germanię,  brali  wszystko,  co  w  niej  się  mieści,  za  czystej 
krwi  niemieckie  narody.  Od  czasu  jednak,  kiedy  wystąpili  germaniści: 
Grimm,  Zeuss  i  Mtillenhoff,  którzy  na  wszystkie  rzekome  miana  ger- 


*)  Ob.  MttUenhoff  H,  378. 

«)  MttUenhoflf  U,  378. 

')  Nazwj  powyżej  przytoczone  zebrałem  z  Spmnera  AtlasD  hutoryoznego. 

*)  Do  tego  grona  należy  z  pomiędzy  Niemców  Schl5zer,  Spittler,  Anton,  Sell, 
Bies  ter,  Wersebe,  Schulze,  Popp,  Schwab,  Laabe,  Łedebur,  MULler,  Kalina  y.  Jftthen- 
stelo,  Stenzel,  Jacobi,  Landaa,  Yirchow  itp. 

^)  N.  p.  Thunmann,  Barth,  Menzel,  Łuden,  Pfister,  Yoigt,  Hering  itd. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    KENEM    A   ŁABĄ    I    T.    D.  67 

mańskie  —  Grimm  czyni  tylko  o  tyle  wyjątek,  że  mu  się  ciągle  na- 
suwają etymologie  słowiańskie  —  mają  w  pogotowiu  zawsze  jakieś 
tłumaczenie  niemieckie,  oparte  nieraz  na  bardzo  dowolnych  podstawach, 
opinia  powszechna  przechyliła  się  stanowczo  na  stronę  germanistów, 
dla  których  każdy  wywód  lingwistyczny  jest  dowodem  więcej  zna- 
czącym aniżeli  świadectwo  autorów  dawnych,  czerpiących  jeszcze 
z  żywej  trądy cyi  narodowej.  Tymczasem  wiadomo,  że  nieraz  da  się 
przeprowadzić  dowód  lingwistyczny,  odpowiadający  wszelkim  regułom 
gramatyki,  który  pomimo  to  tak  długo  będzie  tylko  pozornym,  póki 
nie  będzie  miał  i  podstawy  historycznej;  ale  o  tę  podstawę  historyczną 
mniej  dbano. 

Ostatecznym  wyrazem  tej  tendencyi  jest  Karol  Mtlllenhoff,  który 
w  bardzo  licznych  rozprawach,  rozrzuconych  po  zawodowych  pismach, 
był  jej  głównym  heroldem  i  zażartym  bojownikiem;  w  końcu  życia 
zaczął  opracowywać  swoje  zapatrywania  na  nowo  w  wielkiem  dziele, 
wydanem  dopiero  po  jego  śmierci  w  5  tomach,  a  dzieło  to  jest  dziś 
wyrocznią  nie  tylko  dla  autorów  niemieckich,  ale  ze  wstydem  trzeba 
przyznać,  także  dla  słowiańskich  lingwistów  i  historyków. 

Mtlllenhoff  jest  niewątpliwie  wielkim  erudytą  i  większym  jeszcze 
germanistą,  ale  języki  słowiańskie  i  dzieje  słowiańskich  narodów  są 
mu  bardzo  powierzchownie  tylko  znane. 

Teza,  że  Germanowie  od  początku  zajmowali  całą  środkową  Eu- 
ropę od  Wisły  aź  do  Renu,  stała  się  dla  niego  nieomal  artykułem 
wiary,  a  każde  zdanie  odmienne  uważa  po  prostu  za  herezyę,  za  świę- 
tokradztwo. A  jednak  jego  „Deutsche  Alterthumskunde"  nie  jest  niczem 
innem,  jak  na  wielką  skalę  obmyślaną  i  zręcznie  przeprowadzoną  obroną 
owej  tezy. 

Kto  się  zaś  broni,  widać,  ma  przeciwników,  którzy  innego  są 
zdania;  są  zatem  dwie  partye  spierające  się  z  sobą,  są  zatem  kwestye 
sporne,  które  należy  w  naukowy  sposób  wyjaśnić,  ale  nie  odrzucać 
w  obelżywy  sposób,  jak  to  czyni  MttUenhoff.  Aby  nic  nie  uronić  z  cie- 
kawych jego  słów,  podaję  je  tutaj  w  tekście  oryginalnym^):  „Den 
Ausgangspunkt  fttr  die  Aufstellung  bilden  die  germanischen  Goten,  die, 
wenn  die  Wenden  ihren  ertraumten  Platz  an  der  Weichselmtln- 
dung  —  postawił  ich  tu  Ptolemeusz;  sposób  zaś,  w  jaki  ich  Mtlllenhoff 
usunął,  a  w  ich  miejsce  umieścił  Gotów,  jest  bardzo  charakterystyczny; 
powrócimy  później  jeszcze  do  tego  przedmiotu  —  rftumen,  nothwendig 
hier  fttr  sie  ihrem  sonst  auch  wohl  yerbtlrgten  Rechte 
gem&ss   eintreten  und  damit  ais  Herrn  l&ngs  der  ganzen  rechten 


^)  Mfillenhoff  II,  18. 


68  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

Seite  des  unteren  Flusslaufes  dastehen.  Das  Bemsteinland  beherrschten 
sie  entsebieden  nicht^. 

Na  innem  miejscu  *):  ^Dass  die  obere  Weichsel  mindestens  bis 
zor  EinmUndung  des  Bugs,  yon  wo  abwiirts  ungefóbr  das  Gebiet  der 
Goten  begann,  die  Ostgrenze  der  Germanen  war,  steht  durch  die  Zeu- 
gnisse  der  Alten  vollkommen  fest,  nicht  etwa  weil  diese  auf  eigener 
Anschanung  und  Nachforsehung,  wohl  auf  der  Aussage  kundiger  Ger- 
manen beruben,  die  die  Unwabrheit  zu  sagen  keine  Ursache  hatten, 
dereń  Glaubwttrdigkeit  auch  Niemand  anfechten  wird  —  nie  o  wiaro- 
godność  świadectw  tu  cbodzi,  lecz  o  zastosowanie  icb  przez  Ptolemeusza, 
a  co  do  tego  MuUenhoff  ma  jak  najgorszą  opinię  o  Ptolemeuszu  — 
der  nur  bedenkt,  dass  die  Goten  ihre  durch  die  alten  Zeugen,  wie  die 
eigene  spfttere  tJberlieferung  gleichmftssig  anerkannte  Stellung  innerhalb 
der  grossen  Beugung  des  unteren  Flusses  ohne  die  StUtze  an  einer 
germanischen  Beyolkerung  im  Suden  desselben  nicht  wohl  Jahrhunderte 
lang  behaupten  konnten... 

AUein  dass  in  dem  ganzen  Gebiet  von  der  Oder  oder  dem  Rie- 
sengebirge,  ja  von  der  Elbę  an  ostwftrts  Slawen  ais  untertHnige  Urbe- 
vOlkerung  neben  und  unter  Germanen  gesessen  htttten,  ist  eine  Ver- 
muthung,  die  in  Wahrheit  jedes  Anhaltes  und  vernUnftiges  Grundes 
entbehrt,  die  einerseits  —  wie  sich  gleichfalls  spftter  ergeben  wird  — 
das  unsinnige,  Iftcherliche  Ziel  verfolgt,  den  Germanen 
den  Ursprung  und  die  Existenz  abzuschneiden...^ 

Tak  nie  mówi  człowiek,  który  nie  wątpi  o  prawdziwości  swego 
przekonania;  tak  mówić  może  tylko  adwokat,  który  broniąc  świadomie 
złej  sprawy,  a  nie  mogąc  przekonać  przeciwnika,  obrzuca  go  obelgami 
i  podejrzeniami,  a  jednak  do  liczby  adwersarzy  nie  należą  sami  Sło- 
wianie, lecz  także  długi  szereg  bardzo  poważnych  uczonych  niemieckich, 
którzy  swoją  egzystencyą  już  dowodzą,  że  spór  istnieje  od  dawien 
dawna.  Wszystkie  ataki  skierowane  przeciw  teoryi  germanistów  mają 
za  cel  wyświetlenie  prawdy,  bo  w  prawieku  germańskiej  i  słowiańskiej 
historyi  nie  było  żadnych  wymarzonych  roszczeń  słowiańskich,  ani 
wysłużonych  i  wysiedzianych  praw  germańskich;  toczyły  się  walki 
między  szczepami,  a  że  zwycięstwo  przechyliło  się  później  na  stronę 
Germanów,  to  ani  Gotom  ani  Germanom  nie  nadaje  prawa  do  wyjąt- 
kowego stanowiska  w  badaniach  historycznych. 

Zresztą  cały  tok  naszych  badań  wykazał  już,  po  czyjej  stronie 
jest  słuszność  i  że  roszczenia  nie  są  po  tej  stronie,  którą  MtiUenhoff 
o  roszczenia  posądza.  Pomimo  to,  że  sprawa  cała  została  już  rozstrzygnięta 


»)  Miillenhoff  II,  77. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENEM   A   ŁABĄ    I   T.    D.  69 

drogą  zupełnie  nową,  zamierzamy  tutaj  krytycznie  jeszcze  rozebrać 
główne  podstawy  tezy  germanistów,  która  się  opiera  głównie  na  myl- 
nem  tłumaczeniu  i  pojęciu  wyrazu  Germanii  i  na  hipotezie  wynikającej 
z  premisy  mylnej ,  jakoby  Germanowie  w  prawieku  przybywszy  do 
Wisły,  tu  dzielili  się  na  Germanów  i  Skandynawczyków,  z  których 
jedni  poszli  dalej  na  zachód  aż  do  Renu,  podczas  gdy  drudzy  obrali 
drogę  na  północ,  gdzie  zajęli  i  zaludnili  Skandynawię.  Tak  utrzymuje 
Mtlllenhoff  i  jego  szkoła,  choć  źródła  i  tradycye  narodowe  zuprfnie  co 
innego  podają. 

b.  Germania  obejmowała  nie  tylko  narody  germańskie  czyli  niemie- 
ckie, lecz  takie  słowiańskie.  Myt  o  synach  Manna. 

Powszechna  jest  zgoda,  że  nazwa  „Germania,  Germani"  nie  była 
mianem  narodowem  Niemców;  Niemcy  nigdy  ani  sami  siebie  Germa- 
nami ani  kraju  swego  Germanią  nie  nazywali;  występując  w  historyi, 
nie  posiadają  wspólnego  nazwiska,  lecz  każde  plemię  używa  własnej 
nazwy.  Zgoda  jest  także,  że  nazwa  „Germania,  Germani^  została  im 
nadana  przez  Celtów,  którzy  pierwotnie  tem  mianem  obejmowali  wszyst- 
kie kraje  i  narody  zareńskie  lub  też  narody  z  za  Renu  do  Gallii  przy- 
byłe. Zapatrywania  Celtów  przyjęli  Rzymianie  za  swoje,  jak  to  z  dal- 
szego ciągu  wyniknie. 

Juliusz  Cezar,  który  kilka  lat  życia  przepędził  w  Gallii,  walcząc 
z  jej  mieszkańcami  i  dla  tego  doskonale  obeznany  był  z  jej  stosunkami 
etnograficznymi,  mówi  pomimo  tego:  „Gallia  est  omnis  divisa  in  partes 
tres;  quarum  unam  incolunt  Belgae,  aliam  Aquitani,  tertiam,  qui  ipso- 
rum  lingua  Celtae,  nostra  Galii  appellabantur.  Hi  omnes  lingua,  insti- 
tutis,  legibus  inter  se  diflFerunt". 

Wiemy,  że  Aąuitani  należeli  do  szczepu  iberyjskiego  czyli  do 
nharodu  Basków,  którzy  do  dziś  dnia  różnią  się  językiem  od  wszystkie 
innych  sąsiadów  i  tak  samo  za  Cezara  stanowili  całość  odrębną  od 
Gallów.  Nie  byli  zatem  żadnymi  Gallami. 

O  Belgach  opowiada  Cezar  ^):  „Plerosąue  Belgas  esse  ortos  a  Ger- 
manis  Rhenumque  antiquitus  traductos  propter  loci  fertilitatem  ibi 
consedisse  Gallosque,  qui  ea  loca  incolerent,  expulisse...  W  dalszym 
ciągu  zaś  wymienia  tych  plero8que  szczegółowo:  Condrusos,  Eburones, 
Caeroesos,  Paemanos,  qui  uno  nomine  Germani  appellantur..."  „Segni 
Condrusique  ex  gente  et  numero  Germanorum,  qui  essent  citra  Rhe- 
num . . ,"  *). 


»)  De  bello  GaUico  II,  4.  *)  Tamże  VI,  32. 


70  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

Belgowie  zatem  także,  pierwotnie  przynajmniej,  nie  należeli  do 
Celtów,  choć  wypędziwszy  możnych  i  ujarzmiwszy  pozostałą  ludność, 
z  biegiem  czasu  mogli  częściowo  przynajmniej  wynarodowić  się. 

Belgów  zatem  można  poniekąd  już  zaliczyć  do  Celtów. 

Z  tego  wywodu  wynika,  że  „Gallia  omnis"  Cezara  nie  jest  poję- 
ciem etnugraficznem ,  oznaczającem  naród  jednolity,  lecz  jest  pojęciem 
geograficznem,  obejmuj ącem  bez  względu  na  pochodzenie  różnolite  na- 
rody zupełnie  odmiennego  pochodzenia. 

Przykład  ten  jeden  poucza,  że  oznaczeń  tego  rodzaju  nie  należy 
brać  w  etnograficznem  znaczeniu,  że  Rzymianie  tworząc  lub  przejmując 
od  innych  tego  rodzaju  termina,  mieli  więcej  na  względzie  całokształt 
pewnego  terytoryum,  aniżeli  oddzielny  jakiś  naród. 

Tak  jak  z  Gallią,  ma  się  rzecz  niewątpliwie  i  z  Germanią  Cezara. 

Cezar  nie  podaje  opisu  całej  Germanii,  bo  była  mu  za  mało  znana; 
jakie  jej  nadał  granice,  dowiedzieć  się  można  mimo  to  z  rozrzuco- 
nych po  dziele  jego  notatek. 

Nad  dolnym  Renem  niedaleko  ujścia  jego  znajdują  się  germańscy 
Usipetowie  i  Tenkterowie.  „Usipetes  Germani  et  item  Tencteri  magna 
cum  multitudine  hominum  flumen  Rhenum  transierunt  non  longe  a  mari, 
quo  Rhenus  influit"  ^). 

0  południowej  granicy  Germanii  pouczają  nas  następujące  wia- 
domości: Helwetowie  mieszkając  według  Cezara  między  Orlą  a  Renem, 
sąsiadują  z  Germanami  zareńskimi  i  walczą  z  nimi.  albowiem  proxi- 
mique  sunt  Germanis,  qui  trans  Renum  incolunt,  quibuscum 
continenter  bellum  gerunt.  Qua  de  causa  Helvetii  quoque  reliquos  Gallos 
virtute  praecedunt,  quod  fere  cotidianis  praeliis  cum  Germanis  conten- 
dunt,  nam  aut  suis  finibus  eos  prohibent  aut  ipsi  in  eorum  finibus 
bellum  gerunt  2);  na  innem  zaś  miejscu  mówi  Cezar:  „quod  noluit  eum 
locum,  unde  Helvetii  discesserunt,  vacare,  ne  propter  bonitatem  agro- 
rum  Germani,  qui  trans  Rhenum  incolunt,  e  suis  finibus  in 
Helvetiorum  fines  transirent  et  finitimi  Galliae  provinciae  Allobrogi- 
busque  essent"  ^). 

1  „silva  Hercynia"  leży  według  Cezara  w  Germanii  południowej. 
Las  ów  bercyński  ma  swój  początek  w  pobliżu  krajów  Helwetów,  Rau- 
raków  i  Nemetów  i  ciągnie  się  wzdłuż  prawego  brzegu  Dunaju  aż  do 
kraju  Daków  i  Anartów,  tam  zwraca  się  w  lewo  t  j.  przechodzi  na 
lewy  brzeg  rzeki,  która  w  tem  miejscu  przybiera  kierunek  południowy. 
„Oritur  ab  Helvetiorum  et  Nemetum  et  Rauricorum  finibus  rectaque 
fluminis  Danuvii  regione  pertinet  ad  fines  Dacorum  et  Anartium;  hinc 


*)  De  bello  Gallico  IV,  1.  »)  Tamże  I,  1.  *)  Tamże  I,  28. 


o  »<OWIANACH  HIĘDZT  RENEM  A  ŁABĄ  I  T.  D.  71 

se  flectit  sinistrorsus  diyersis  a  flumine  regionibus  multarumque  gen- 
tiiun  fines  propter  magnitudinem  attdngit.  Neque  quisquam  est  huius 
Germaniae,  ąni  se  aut  adisse  ad  initium  eias  silvae  dicat,  cum  die- 
ram  iter  LX  processerit  aut,  qao  ex  loco  oriatur,  acceperit^  ^). 

Skoro  Cezar  tak  mówi,  nie  można  wątpić  o  tem,  że  ma  na  myśli 
stoki  północne  Alp,  które  zatem  należą  jeszcze  do  Germanii,  a  nie,  jak 
zwykle  utrzymują,  wyżyny  ciągnące  się  wzdłuż  lewego  brzegu  Dunaju. 

O  pierwotnej  ludności  Germanii  południowej  nie  podaje  Cezar 
żadnych  wiadomości,  nadmienia  tylko,  że  Celtowie  żyźniejsze  okolice 
w  pobliżu  lasu  hercyńskiego  zajęli  „Ac  fuit  antea  tempus,  cum  Ger- 
manos  Galii  yirtute  superarent,  ultro  bella  inferrent,  propter  hominum 
multitudinem  agriqu6  inopiam  trans  Rhenum  colonias  mitterent. 
Itaque  ea,  quae  fertilissima  Germaniae  sunt  loca  circum  Hercyniam 
silyam...    Volcae  Tectosages   occupaverunt    atque   ibi   consederunt"  *). 

Do  tych  celtyckich  kolonij  zaliczyć  należy  i  Noricum,  skąd  Be- 
jowie przybywszy  przyłączyli  się  do  wyprawy  Hel  wetów  ^). 

Na  północy  nad  Eenem  mieszkają  właściwi  Germanowie;  są  nimi 
przedewszystkiem  Usipetes  i  Tencteri,  których  siedzib  szukać  należy 
nad  dolnym  Renem  w  pobliżu  morza  północnego. 

Na  południe  od  rzeki  Lipy  po  obu  brzegach  rzeki  Wieprz  mie- 
szkali, jak  się  zdaje,  Sugambrowie. 

Wyżej  w  okolicy,  gdzie  dziś  Kolonia,  siedzieli  Ubiowie,  a  nad 
dolną  Wizerą  Cheruskowie. 

Nie  w  Germanii,  lecz  na  zachód  od  Renu  mieszkał  cały  szereg 
plemion  germańskich  jak  Segni,  Caeroesi,  Caemani,  Condrasi  i  Ebu- 
rones,  o  których  Cezar  wyraźnie  poświadcza,  że  są  Germanami*). 

Do  nich  trzeba  zaliczyć  także  Vangiones,  Triboci  i  Nemetes^), 
mieszkających  po  lewym  brzegu  rzeki  Ren  od  Wormacyi  aż  poza 
Strasburg. 

Oprócz  Celtów  i  Germanów  mieszkają  w  Germanii  jeszcze  Swe- 
wowie,  o  których  Cezar  IV,  1  tak  się  wyraża:  „Suevorum  gens  est 
longe  maxima  et  bellicosissima  Germanorum  omnium^. 

Cezar,  choć  nie  znał  tak  dokładnie  stosunków  germańskich,  jak 
celtyckie,  pomimo  to  zupełnie  świadomie  rozróżnia  Swewów  od  Ger- 
manów; daje  bowiem  opis  i  charakterystykę  Swewów  w  rozdziałach 
1 — 3  księgi  czwartej.  Germanów  zaś  w  rozdziałach  21 — 28  szóstej 
księgi.  A  choć  tu  i  tam  w  charakterystyce  pobłądził,  przypisując  nie- 


»)  Cąesar:  De  bello  Gallico  VI,  26.  —  •)  Tamże  VI,  24.  —  •)  Tamże  I,  5.  — 
^  Tamże  II,  4  i  VI,  32.  —  ^  Cezar  nie  podaje  nio  o  narodowości  ich;  że  byli  Ger- 
manami, wynika  i  Tacyta. 


72  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

które  rysy  Swewom,  które  się  należały  Germanom  i  na  odwrót,  to  je- 
dnak trudno  go  posądzić  o  taką  bezmyślność,  jakoby  on  jeden  i  ten 
sam  naród  opisał  dwa  razy,  podając  każdym  razem  o  nim  co  innego. 
Że  Swewowie  i  dla  Cezara  byli  narodem  od  Niemców  zupełnie  odrę- 
bnym, wynika  nie  tylko  z  odmiennej  charakterystyki  i  odrębnego  na- 
zwiska, lecz  z  całego  zachowania  się  ich  wobec  Germanów. 

W  pierwszym  rozdziale  naszej  pracy  wykazaliśmy  już,  że  Swe- 
wowie-Słowianie  mieszkali  pierwotnie  od  źródeł  Renu  aż  do  morza 
północnego;  Cezar  zna  ich  jeszcze  nad  Renem  powyżej  Ubiów,  zna  ich 
jeszcze  nad  morzem  i  w  środku  Germanii,  choć  od  wschodniego  brzegu 
Renu  wyparli  ich  Usipetowie,  Tenkterowie,  Sugambrowie  i  Ubiowie, 
a  Cheruskowie,  usadowiwszy  się  nad  dolną  Wizerą,  rozbili  już  łączność 
plemion  słowiańskich  i  zagrozili  tyłom  Słowian  nadreńskieh. 

Przeciw  tym  Germanom-Niemcom  występują  wszędzie  Swewowie 
zaczepnie  i  prowadzą  z  nimi  walki  dość  pomyślne. 

Usipetów  i  Tenkterów  zmuszają  „magna  cum  multitudine  hominum 
flumen  Rhenum"  przejść  „non  longe  a  mari,  quo  Rhenus  influit. 
Causa  transeundi  fuit,  quod  ab  Sueyis  complures  annos  exagitati 
bello  premebantur  et  agricultura  prohibebantur"  *).  O  nich  mówi  Cezar 
jeszcze  w  4  rozdziale:  „In  eadem  causa,  jak  Ubiowie,  fuerunt  Usipetes 
et  Tencteri...  qui  complures  annos  Sueborum  vim  sustinuerunt,  ad  ex- 
tremum  tamen  agris  expulsi  et  multis  locis  Germaniae  triennium  va- 
gati  ad  Rhenum  penrenerunt:  quas  regiones  Menapii  incolebant  et  ad 
utramque  ripam  fluminis  agros,  aedificia  vicosque  habebant"  etc.*). 

Swewowie  zatem  musieli  mieszkać  w  bezpośredniem  ich  sąsiedz- 
twie, aby  po  kilkuletnich  walkach  wyprzeć  ich  na  lewy  brzeg  Renu, 
gdzie  Cezar  dotkliwą  im  zadał  klęskę.  Rozbitki  ich  schroniły  się  do 
kraju  Sugambrów. 

Że  zaś  Cezar  właśnie  z  tej  okoliczności  korzysta,  aby  dać  cha- 
rakterystykę Suewów  i  opis,,  że  ich  nazywa  „longe  maxima  et  bellico- 
sissima  (gens)  Germanorum  omnium"  ^).  że  im  w  następnem  zdaniu 
przypisuje  „centum  pagos'^,  stąd  wnieść  można,  że  z  tylu  za  Usipetami 


»)  De  bello  Gallico  IV,  1. 

*)  Zwjkle  przyjmuje  sie,  że  Usipetes  i  Tencteri  mieszkali  nad  dolnym  Benem 
niedaleko  ujścia  morza.  Przypuszczenie  takie  jest  moiliwe,  ale  nie  konieczne;  mogli 
tu  mieszkać,  a  wygnani  wałęsać  się  po  Germanii  przez  trzy  lata,  jak  niegdyś  Teato- 
nowie  i  Cymbrowie  i  nareszcie  powrócić  do  swoich  siedzib,  alo  znalazłszy  je  zajęte 
przez  Monapiów.  przojńć  rzekę,  biedziby  jednak  ich  mogły  być  także  gdzieindziej,  nad 
Mża  (Amisia)  lub  Wi/.era.  Nie  mogąc  sie  tutaj  utrzymać,  tułali  Bię  po  Germanii,  a£ 
iSwewowie  nare^^zcie  wyparli  ich  za  Ren,  gdzie  doznali  klęski  od  Cezara. 

»)  Caesar  1.  c.  IV,  1. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENEM   A   ŁABĄ   I   T.   D.  73 

i  Tenkterami  nie  siedziała  jakaś  tylko  garstka^Słowian,  lecz  zbite  ich 
masy. 

Taki  sam  stosunek  jest  Swewów  do  Ubiów;  mówi  bowiem  Cezar 
IV,  3:  „Itaqne  una  ex  parte  a  Suebis  circiter  milia  passnum  sexcenta 
a^  yacare  dicuntor.  Ad  alteram  partem  succedunt  Ubii,  quorum  fait 
civitas  ampla  atqae  florens,  ut  est  captns  Grermanorum  et  paulo  sunt 
eiasdem  generis  ceteris  humaniores  propterea,  qaod  Rhenum  attingunt 
moltomąne  ad  eos  mercatores  yentitant  et  ipsi  propter  propinquitatem 
Gallicis  sont  moribas  assuefacti.  Hos  cum  Suebi  multis  saepe  bellis 
experti  propter  amplitudinem  grayitatemque  ciyitatis  finibus  expel- 
lere  non  potuissent,  tamen  yectigales  sibi  fecerunt  ac  multo  humi- 
liores  infirmioresque  redegerunt^ 

Starali  się  Swewowie  wyprzeć  Ubiów,  ale  nie  udało  się,  uczynili 
ich  jednak  od  siebie  zależnymi.  Ubiowie  natomiast  szkodzili  im,  gdzie 
tylko  mogli. 

Wśród  wojny  z  Aryowistem  dowiedział  się  Cezar,  „pagos  centum 
Sueyorum  ad  ńpam  Rheni  consedisse,  qui  Rhenum  transire  conarentur^, 
jakoby  z  pomocą  Aryo wistowi.  Gdy  zaś  po  klęsce  tegoż  Swewowie 
cofnęU  się  —  domum  reyeni  coeperunt  —  napadli  na  nich  Ubiowie 
i  wielką  ich  liczbę  zabili  ^). 

Zagrożeni  w  swej  egzystencyi,  bo  Swewowie  ciągle  na  nich  na- 
stawali,  szukali  Ubiowie  poparcia  i  pomocy  u  Ezymian  —  Ubii  autem, 
qui  uni  ex  Transrhenanis  ad  Caesarem  legatos  miserant,  amicitiam  fecerant, 
obsides  dederant,  magnopere  orabant,  ut  sibi  auxilium  ferret,  quod 
grayiter  a  Suebis  premerentur"  2).  Pomimo  tego  trudno  im  było 
się  utrzymać;  Agrippa  przesiedlił  ich  r.  37  przed  Chrystusem  na  lewy 
brzeg  Senu,  gdzie  ich  „oppidum"  r.  50  po  Chrystusie  zostało  zamie- 
nione na  rzymską  kolonię  pod  nazwą  Colonia  Agrippinensis. 

Jeżeli  zaś  Cezar  VI,  10  mówi  „silyam  esse  ibi  infinita  magnitu- 
dine,  quae  appellatur  Bacenis;  hanc  longe  introrsas  pertinere  et  pro 
natiyo  muro  obiectam  Cheruscos  ab  Suebis  Suebosque  ab  Cheruscis 
iniuriis  incursionibusque  prohibere"  —  to  odnosi  to  się  do  Słowian 
nadreńskich,  przeciw  którym  Cezar  właśnie  przeszedł  Ren.  Skoro  tylko 
^óra  uniemożliwiła  „iniurias  et  incursiones'',  to  musiał  Cezar  wiedzieć, 
że  pomiędzy  nimi  istniała  nienawiść  i  walka,  która  toczyła  się,  ale  na 
innem  terytoryum. 

Przez  Bacenis  należy  rozumieć  albo  Westerwald  albo  Sauerwald, 
a.  nie  Harz  ani  Thttringerwald,  które  o  wiele  za  daleko  leżą  od  Renu, 
aby  o  nich  mógł  myśleć  Cezar. 


*)  De  bello  Gallico  I,  64.  ')  Tamże  IV,  16. 


74  WOJCJECH    KĘTRZYŃSKI. 

Przeprawy  Cezara  przez  Een  skierowane  były  głównie  przeciw 
Swewom.  Roka  55  przeprowadził  Cezar  swoje  wojsko  przez  Ren  po 
moście  w  tym  celu  umyślnie  postawionym  i  zwrócił  się  naprzód  prze- 
ciwko Sugambrom;  nie  spotkał  się  jednak  z  nimi,  bo  schronili  się 
z  całym  swoim  dobytkiem  do  puszcz  i  lasów.  Stąd  udał  się  do  Ubiów, 
aby  udzielió  im  obiecanej  pomocy,  gdyby  Swewowie  im  dokuczali.  Do 
rozprawy  jednak  nie  przyszło,  bo  dowiedziawszy  się,  źe  „Suebos... 
morę  su  o  concilio  habito  nuntios  in  omnes  partes  dimisisse,  uti  de  (»p- 
pidis  demigrarent,  liberos,  uxores  suaque  omnia  in  silvis  deponerent 
atque  omnes,  qui  arma  ferre  possent,  uńum  in  locum  convenirent:  hunc 
esse  delectum  medium  fere  regionum  earum,  quas  Suebi  obtinent;  hic 
Romanorum  adventum  exspectare  atąue  ibi  decertare  constituisse",  po- 
stanowił Cezar  powrócić  do  Gallii*). 

W  roku  53  zbuntowali  się  przeciw  Cezarowi  Trewerczycy,  którzy 
gdy  „ab  proximis  Germanis  impetrare  (auxilium)  non  possent,  ulteriores 
temptant"  ^)  t.  j.  Swewów;  pomocy  ich  jednak  nie  doczekali  się,  bo 
zanim  przybyli,  Labienus  pobił  Trewerczyków  ^),  poczem  tamci  cofn;;li 
się  za  Ren.  Cezar  powróciwszy  z  kraju  Menapiów  postanowił  przepra- 
wić się  znowu  przez  Ren,  aby  skarcić  Germanów  za  pomoc,  którą 
miano  nieść  Trewerczykom  przeciw  niemu. 

Niedaleko  miejsca,  gdzie  był  pierwszy  most,  stanął  dinigi;  prze- 
szedłszy Ren,  Cezar  przekonał  się,  że  nie  Ubiowie,  których  miał  za 
wytłumaczonych,  lecz  Swewowie  posłali  posiłki"  *). 

Po  kilku  dniach  dowiedział  się  od  Ubiów  „Suebos  omnes  in  unum 
locum  copias  cogere  atąue  iis  nationibus,  quay  sub  eorum  sint  imperio, 
denuntiare,  ut  auxilio  peditatus  equitatusque  mittant"  ^).  Po  niejakim 
czasie  donieśli  mu  szpiedzy  „Suebos  omnes,  posteaquam  certiores  nuntii 
de  exercitu  Romanorum  venerint,  cum  omnibus  suis  sociorumque  copiis, 
quas  coegissent,  penitus  ad  extremos  fines  se  recepisse;  silvam  esse 
ibi  infinita  magnitudine,  quae  appellatur  Bacenis...  ad  eius  initium 
silvae  Suebos  adyentum  Romanorum  exspectare  constituisse"  ®). 

Dowiedziawszy  się  zatem,  co  w  rozdziale  29  powtarza,  źe  „Suebos 
sese  in  silvas  recepisse,  inopiam  frumenti  veritus,  quod...  minime  ho- 
mines  Germani  agriculturae  student",  postanowił  nie  posuwać  się  dalej, 
lecz  powrócić  do  Gallii. 

O  rozległości  siedzib  słowiańskich  podaje  Cezar  dwie  wiadomości 
ciekawe;    dowiedział  się   bowiem,    źe   wzdłuż   granicy  ich   ciągnie   się 


»)  De  bello  Gallico  IV,  18—19.  —  »)  Tamże  VI,  2.  —  *)  Tamże  VI,  8.  — 
^)  Tamże  VI,  9  :  Cognits  Caepar  causa  reperit  ab  fc;aebi8  ansilia  missa  esse.  —  ^)  Tamie 
VI,  10.  -   «)  Tamie  VI,  10. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   RENEM    A    ŁABĄ    I   T.    D.  75 

puszcza  umyślnie  utrzymana  na  sześćset  mil  rzymskich  —  ^itaque  una 
ex  parte  a  Suebis  circiter  milia  passuum  8excenta  agri  vacare  dicun- 
tur"  *).  Słyszał  również,  że  Swewowie  posiadają  „sto  pagów";  o  nich 
mówi  dwa  razy;  raz  mieli  Swewowie  przed  klęską  Aryowista  w  liczbie 
stu  pagów  usadowić  się  nad  Benem  ^);  drugi  raz  wspomina  o  nich 
w  ogólnej  charakterystyce:  „Hi  centum  pagos  habere  dicuntur"  ^). 

Pierwsza  notatka  jest  niewątpliwym  dowodem,  że  Cezar  dobrze 
nie  wiedziały  co  te  ;,pagi^  słowiańskie  znaczą,  bo  widocznie  zrozumiał 
przez  nie  oddziały  wojackie.  Że  mu  mówiono  o  stu  pagach,  które  Swe- 
wowie posiadają,  nie  wątpię;  chciano  jednak  przez  to  tylko  to  wyrazić, 
źe  wobec  Germanów  zareóskich,  liczących  ledwie  kilka  pagów,  Swe- 
wowie dzierżyli  ich  niezliczoną  moc. 

Czem  był  właściwie  Aryowist,  Germaninem  lub  Słowianinem,  na 
pewno  nie  wiadomo.  Cezar  nazywa  go  „rex  Germanorum"  *),  a  wojsko 
jego  „Germani"  *).  Wojsko  to  składało  się  z  Harudów,  Markomanów, 
Tryboków,  Wangionów,  Nemetów,  Sedusiów  i  Swewów;  byli  w  niem 
więc  Słowianie  (Suebi  i  Marcomani),  byli  i  Niemcy  (Vangiones,  Triboci, 
Nemetes);  do  którego  szczepu  zaliczyć  Harudów  i  Sedusiów,  nie  wiem. 
Miejsce  jednak,  gdzie  Aryowist  spotkał  się  z  Rzymianami  i  gdzie  sto- 
czono bitwę,  pozwala  domyślać  się,  źe  Aryowist  przybył  z  okolic  nad- 
dunajskich,  że  zatem  prawdopodobnie  był  Słowianinem,  albowiem  już 
Metellus  CeJer,  który  roku  62  był  prokonsulem  galijskim,  mówił 
o  Aryowiście  jako  „rex  Sueborum"  % 

Z  całego  wywodu  naszego  wynika,  że  Germania  Cezara  jest,  jak 
jego  Gallia,  pojęciem  geograficznem ,  skoro  nie  obejmuje  Germanów 
mieszkających  w  Gallii,  skoro  w  niej  siedzą  nie  tylko  Niemcy,  lecz 
także  Sł'. wianie  i  Celtowie.  Swewów  zatem  nie  wolno  brać  za  Niemców 
tylko  dla  tego,  że  mieszkają  w  Germanii. 

Cezar  był  pierwszym  autorem,  który  podał  nam  dokładniejsze 
niektóre  wiadomości  o  Germanii  t.j.  o  Niemcach  i  Słowianach;  Tacyt 
zaś  około  150  lat  po  nim  piszący  obdarza  nas  w  swojej  Germanii  opi- 
sem najobszerniejszym,  który  pomimo  jasnej  dyspozycyi  siei  się  źró- 
dłem najbałamutniejszych  hipotez,  rozszerzonych  przez  uczonych  nie- 
mieckich. Owe  hipotezy,  uznawane  wszędzie  wśród  Niemców,  przyjęły 
się  także  u  nas  w  Polsce  i  wśród  Słowiańszczyzny. 

Jak  u  Cezara,  tak  i  u  Tacyta  Germania  jest  pojęciem  geografi- 
cznem,  obejmującem  wiele  krajów  znanych  i  nieznanych  i  liczne  na- 


»)  De  bello  Gallieo  IV,  8.  —  •)  Tamie  I,  37.  —  ■)  Tamie  IV,  11.  —  *)  Tamie 
I,  HI.  —  •)  Tamie  I,  51.  —  <")  HttllenhofF  IV,  29. 


76  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

rody,  o  których  albo  miał  wiadomości  dobre  i  trafne,  albo  słyszał  tylko 
z  opowieści.  Germanię  wydał  około  roku  98  po  Chrystusie. 

Jego  „Germania  omnis"  oddzielona  jest  od  Gallii,  Recyi  i  Pan- 
nonii  rzekami  Ren  i  Dunaj;  wschodnia  granica  nie  była  znana  do- 
kładnie, bo  że  Germania  u  niego  „a  Sarmatis  Dacisque  mutuo  mętu 
aut  montibus  separatur",  jest  to  frazes,  którym  zasłania  brak  wiedzy 
rzeczywistej.  Północną  granicę  stanowi  ocean. 

Stosownie  do  rzeczy^yistych  stosunków  narodowych,  panujących 
w  Germanii,  dzieli  on  swoje  dziełko  na  dwie  odrębne  części,  z  których 
jedne  poświęca  Germanom-Niemcom,  a  drugą  Swewom-Słowianom. 

Pierwsza  część  obejmuje  rozdziały  2—37;  druga  rozdziały  38 — 45; 
rozdział  zaś  46  jest  przyczynkiem  uzupełniającym,  tak  źe  w  swojej 
Germanii  omawia  całą  Europę  nie  będącą  w  posiadaniu  Rzymian.  Aby 
należycie  ocenić  wiadomości,  podane  przez  Tacyta,  należy  uwzględnić, 
źe  osobiście  nie  bawił  w  Germanii,  że  zatem  nie  mówi  jako  świadek 
naoczny,  lecz  ogłasza  tylko  to,  co  u  innych  czytał  lub  co  od  innych 
słyszał. 

Że  przy  takim  stanie  jego  źródeł  pomyłki  i  nieporozumienia  nie 
są  wykluczone,  to  się  samo  przez  się  rozumie. 

Opisawszy  zwyczaje  i  obyczaje  germańskie,  wylicza  Tacyt  w  roz- 
dziale 28  narody,  które  z  Germanami  sąsiadują;  pierwsze  miejsce  zaj- 
mują tu  Celtowie,  którzy  z  Gallii  przybyli  do  Germanii  —  eoque  cre- 
dibile  est  etiam  Gallos  in  Germaniam  transgressos".  Tymi  zaś  Celtami 
byli  Helwetowie,  którzy  według  niego  zajmowali  niegdyś  kraje  poło- 
żone „inter  Hercyniam  silvam  Rhenumque  et  Moenum*^  ^);  dalej  za 
nimi  mieszkają  Bojowie,  których  kraj  nazywa  Boihaemum.  Ponieważ 
jednak  ci  Bojome  mają  być  Celtami,  widocznem  jest,  że  Tacyt  cze- 
skich Bojów  pomieszał  z  celtyckimi,  siedzącymi  w  Noricum  aż  ku  Pan- 
nonii  na  południe  od  Dunaju,  którzy  niewątpliwie  za  Helwetami  „ulte- 
riora...  tenuere". 

W  dalszym  ciągu  zastanawia  się  nad  tern,  czy  „Aravisci  in  Pan- 
noniam  ab  Osis,  Germanoruin  natione,  an  Osi  ab  Araviscis  in  Germa- 
niam commigraverint".  gdzie  zapewne  nie  myśli  o  Niemcach,  lecz  ma 
na  względzie  szersze  znaczenie  Germanii. 


^)  Tacyt  w  tern  miejscu  korzysta  z  Cezara  de  bollo  Gallico  VI,  25,  który  je- 
dnak przez  las  hercyński  zupełnie  co  innego  rozumiał,  aniżdli  późniejsi.  Tacyt  nad  tą 
różnica  nie  zastanowił  sie,  a  że  jego  „silva  Hercynia"  leżała  na  prawym  brzegu  Menu, 
Cezara  zaś  stanowiła  stoki  półuocuc  Alp,  wskutek  tego  nadał  Helwetom  tak  szerokie 
granice,  od  jeziora  genewskieg-o  bowiem  poza  Men,  jakich  nigdy  nie  posiadali.  Ptole- 
mcusz  maj^c  przed  sobą  Cezara  i  Tacyta,  pogodził  obydwóch  wymyślajjjc  swoje  „De- 
serta  Uelyetioram'*. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   RENEM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  77 

Liczba  narodów  belgijskich,  które  swój  początek  wyprowadziły 
z  Germanii,  pomnożyła  się  za  Tacyta  o  dwa  nowe;  Trewerczycy  bo- 
Triem  i  Nerwiowie  przyznali  się  do  pochodzenia  germańskiego,  o  czem 
za  czasów  Cezara  jeszcze  nie  marzyli.  Przyczynili  się  do  tego  może 
Ubiowicj  którzy  osiedleni  na  lewym  brzegu  Renu  około  Kolonii,  mie- 
szali się  z  tamtymi.  Ubiów  liczy  Tacyt  już  do  Germanów  przedreńskich 
wraz  z  Wangionami,  Trybokami,  Nemetami  i  Batawami,  mieszkającymi 
na  wyspie  utworzonej  ujściami  Renu.  Batawów  nazywa  Tacyt  „Chat- 
torum  quondam  populus". 

Czy  zaś  do  germańskich  narodów  (inter  Germaniae  populos)  za- 
liczyć należy  mieszkańców  pól  dekumackich  „quamquam  trans  Rhenum 
Danuviumque  consederint",  waha  się  Tacyt  rozstrzygnąć,  sądząc,  że  to 
przeważnie  Celtowie  ^). 

Odgraniczywszy  w  ten  sposób  to,  co  nazywa  Germanią,  przechodzi 
Tacyt  do  Chattów^),  którzy  na  północ  od  pól  dekumackich  mieszkali 
pod  lasem  hercyńskim,  zaczynającym  się  od  góry  Taunus  i  obejmują- 
cym także  góry  czeskie.  Chattowie  zajmują  zatem  te  siedziby,  w  któ- 
rych za  Cezara  spotkaliśmy  Swewów;  zachodzi  przeto  kwesty  a,  czem 
są  Chattowie  i  gdzie  się  podzieli  Swewowie.  Odpowiedź  może  być  dwo- 
jaka: albo  Chattowie  są  Swewami,  tymi  samymi,  których  znał  Cezar, 
a  w  takim  razie  oprócz  nazwy  nie  zmieniło  się  nic  w  przeciągu  prze- 
szłych 150  lat  albo  Chattowie  są  Niemcami,  a  w  takim  razie  należy 
przypuścić,  że  Powianie  ulegli  w  walce  z  nimi,  a  co  nie  uszło,  dostało 
się  do  niewoli;  Chattowie  byli  panami,  Słowianie  niewolnikami.  Za 
ostatniem  zapatrywaniem  przemawia  okoliczność,  że  Chattowie  i  Bata- 
wome  byli  jednego  pochodzenia,  oraz  wiadomość,  którą  Dio  Cassius 
podaje  55,  1:  olW  h;  t7jv  XaTTwv  we^Sa^s  5tai  Tcpo^^O-c  w.£}^pl  tt^;  ^oioj^iac, 
z  czego  wynika,  że  za  Chattami  dopiero  zaczęła  się  ówczesna  Swewia 
czyli  Sławią. 

Bezpośrednimi  sąsiadami  Chattów  byli  Usipi  (Usipetes)  i  Tencteri  ^), 
znani  z  Cezara,  którzy  zajmują  miejsce  zamieszkałe  niegdyś  przez  Su- 
gambrów;  obok  Tenkterów  siedzieli  przedtem  Brukterowie,  których 
siedziby  po  ich  wypędzeniu  zajęli  Chamavi  i  Angrivarii  —  „nunc 
Chamavos  et  Angrivarios  immigrasse  narratur,  pulsis  Bructeris". 

W  tyle  za  ostatnimi  siedzieli  Dulgubnii,  a  przed  nimi  Frisii  nad 
Renem  i  morzem  północnem;  obok  Fryzów  mieszczą  się  Chauci  i  Chatti, 
a  z  boku  (in  latere  Chaucorum  Chattorumque  Cherusci*)  Cheruskowie 
i  Fosowie,  upokorzeni  przez  zwycięskich  Chattów. 


*)  Germania   rozdz.   29.  —    ^   Tamże    rozdz.   30.  —    ^   Tamże    rozdz.   32.  — 
*)  Tamże  rozdz.  36. 


78  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Co  Tacyt  wspomina  jeszcze  o  Oymbrach,  jest  tylko  —  w  czem 
wszyscy  się  zgadzają  —  reminiscencyą  historyczną  bez  realnego  zna- 
czenia. 

To  jest  wszystko,  co  Tacjrt  podaje  o  Niemcach;  jak  za  Cezara 
siedzą  oni  głównie  nad  Renem,  a  najdalej  posuniętym  na  wschód  na- 
rodem są.  jak  wówczas,  Cheruskowie.  Pomimo  to  zaszły  w  przeciągu 
półtora  wieku  zmiany  znaczne.  Znikła  Słowiańszczyzna  między  Renem 
a  Wizerą,  bo  wzięta  z  dwóch  stron  w  kleszcze  przez  Niemców,  nie 
mogła  się  utrzymać;  jej  miejsce  zajmują  Chattowie,  Chamawowie  i  An- 
giywaryowie,  a  Niemcy  wogóle  posunęli  się  dalej  aź  do  brzegów  Menu. 

Czy  Fryzowie  i  Chaukowie  po  Cezarze  dopiero  zajęli  Pomorze 
północne  lub  czy  Cezar  o  nich  nie  wspomina  dlatego,  źe  o  nich  nie 
słyszał,  nie  wiadomo. 

Z  rozdziałem  38  rozpoczyna  Tacyt  swój  opis  Swewii,  do  której 
liczy  nie  tylko  narody  słowiańskie,  lecz  także  skandynawskie,  fińskie 
i  prusko-litewskie;  widać,  źe  o  Swewii  nie  miał  dokładnego  wyobra- 
żenia, pomimo  tego,  źe  podaje  o  niej  nie  mało  ciekawych  i  cennych 
wiadomości:  „Nunc  de  Suebis  dicendum  est,  ąuorum  non  una,  ut  Chat- 
torum  Tencterorumye  gens;  maiorem  enim  Germaniae  partem  optinent 
propriis  adhuc  nationibus  nomiiiibusque  discreti,  quamquam  in  commune 
Suebi  yocentur". 

Zastanawia  różnica,  którą  Tacyt  konstatuje  między  Niemcami 
a  Słowianami;  Niemcy  składali  się  zdrobnych  plemion  (gentes)  jak  n.  p. 
Chattowie  i  Tenkterowie,  ale  nie  stanowili  jeszcze  większej  jedności, 
nie  byli  jeszcze  narodem;  Słowianie  zaś  stanowią  narody  (nationes) 
z  odrębnemi  nazwiskami,  z  których  znów  każdy  składał  się  z  plemion 
licznych,  jak  n.  p.  Lygowie;  podczas  gdy  plemiona  niemieckie  zajmują 
tylko  małe  terytorynm,  Słowianie  zamieszkują  „maiorem  partem  Ger- 
maniae" t  j.  większą  część  nie  rzymskiej  Europy. 

Uderza  Tacyta  przedewszystkiem  sposób  układania  włosów  u  Sło- 
wian, który  tak  opisuje:  „insigne  gentis  obliquare  crinem  nodoque  sub- 
stringere;  sic  Suebi  a  ceteris  Germanis,  sic  Sueborum  ingenui  a  servis 
separantur.  In  aliis  gentibus  seu  cognatione  aliqua  Sueborum  seu  quod 
saepe  accidit,  imitatione  rerum  et  intra  iuventae  spatium,  apud  Suebos 
usque  ad  canitiem  horrentem  capillum  retro  sequuntur  ac  saepe  in  ipso 
solo  yertice  religatur;  principes  et  ornatiorem  habent..."  ^). 

Najstarszymi  i  najszlachetniejszymi  ze  wszystkich  Stowian  są  Se- 
mnonowie,  którzy  się  szczycą  świętym  gajem,  w  którym  „stato  tem- 
perę... omnes   eiusdem   sanguinis   populi  legationibus  coeunt  caesoque 


')  Germania  rozdz.  38. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   KEKKM   A    ŁABĄ    I    T.    D.  79 

publice  homine  celebrant  barb<ari  ritus  horrenda  primordia".  Z  tych 
słów  wynika  już,  że  Semnonowie  są  wielkim  narodem,  który  składa 
si(^  z  wielu  „populi'*;  potwierdza  to  Tacyt  sam  mówiąc  w  końcu  roz- 
działu: „adicit  auctoritatem  fortuna  Semnonum;  centum  pagis  habitant 
ma{jnoque  corpore  efricitur,  ut  se  Sueborum  caput  credant". 

O  czcij  którą  Semnonowie  oddawali  świ^^^temu  gajowi,  mówiłem 
obszernie  w  mojej  książce  „Die  Lygier"  str.  86  i  n.,  której  rezultaty 
tu  krótko  treszczt^^;  powiada  bowiem  Tacyt:  „nemo  nisi  yinculo  ligatus 
ingreditur,  ut  minor  et  potestatem  numinis  prae  se  ferens.  Si  forte 
prolapsus  est,  attolli  et  insurgere  haud  lici  tum:  per  bumum  evolvuntur. 
Eoque  omnis  superstitio  respicit,  tanquam  inde  initia  gentis,  ibi 
regnator  omnium  Deus,  cetera  subiecta  atque  parentia"  ^)  t.  j.: 
Nikt  do  gaju  nie  wchodzi  jak  tylko  związany  i  to  na  znak,  że  czuje 
8i<^  małym  i  przed  oczyma  ma  potęgę  bóstwa.  Gdy  przypadkiem  kto 
upadnie,  nie  wolno  mu  się  podnieść,  tylko  pełzając  po  ziemi  wyniesie 
się.  Do  ziemi  bowiem  odnosi  się  cała  ich  wiara,  jakoby  z  ziemi 
początek  narodu,  iakoby  w  niej  Bóg,  który  wszystkimi  rządzi,  któremu 
wszystko  podlega  i  oddaje  posłuszeństwo. 

Stąd  wynika,  że  Semnones  wyprowadzają  swój  początek  z  ziemi 
źe  uważają  się  za  dzieci  ziemi  czyli  za  ziemian;  i  etymologia  zatwier- 
dza słowiańskość  Semnonów*). 

Semnonowie  mieszkali  na  wschód  od  Łaby,  między  Łabą  a  Odrą; 
jeszcze  tysiąc  lat  przeszło  po  Tacycie  istniało  tam  kilka  świątyń,  ma- 
jących szersze  znaczenie,  choć  nie  wiadomo,  o  której  właściwie  mówi 
Tacyt.  Opisuje  Helmold^)  jedne  z  nich  w  ten  sposób:  „Siquidem  Ria- 
duri  sive  Tholenzi  propter  antiquissimam  urbem  et  celeber- 
rimum  illud  fanum,  in  quo  simulacrum  Radigast  ostenditur,  re- 
gnare  volebant,  ascribentes  sibi  singularem  nobilitatis  hono- 
rem, eo  quod  ab  omnibus  populis  Sclavorum  frequenta- 
rentur  propter  responsa  et  annuas  sacrificiorum  impensiones'*.  Słowa 
te  zgadzają  się  zupełnie  z  treścią  opisu  Tacyta,  tak  źe  wątpić  nie 
można,  że  to  miejsce  właśnie  miał  na  myśli. 

O  gaju  poświęconym  Radygastowi  wspomina  Thietmar,  biskup 
merseburgski  VI,  17:  „Est  urbs  quedam  in  pago  Riedierum  Riedegost 
nomine . . .  quam  undique  silva  ab  incolis  intacta  et  venerabilis  circum- 
dat  magna". 

O  Langobardach  mówi  Tacyt*),  przeciwstawiając  ich  Semnonom, 


^)  Germania  rozdz.  39.  —  ')  Ziemia  po  staroftł.  zemja,  po  czeska  zeine;  stąd 
ziemianin,  po  czeska  seman,  zemĆnin,  zemanin;  pierwotne  znaczenie  według  Lindego 
i  Jungmanna:  Erdensohn,  Erdbewohner.  —  *)  I,  21.  —  ^)  Germania  rozdz.  40. 


80  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Że  ich    „paucitas  nobilitat;   plnrimis  ac  yalentissimis   nationibus  cincti 
non  per  obseąuium,  sed  proeliis  ac  periclitando  tuti  sunt". 

Langobardowie  siedzieli  na  lewym  brzegu  dolnej  Łaby;  o  nich 
później  jeszcze  obszerniej  mówić  będziemy. 

Mało  nam  wiadomo  o  plemionach,  które  w  dalszym  ciągu  Tacyt 
wylicza:  „Reudigni  deinde  et  Ayiones  et  Anglii  et  Varini  et  Eudoses 
et  Suardones  et  Nuithones  fluminibus  aut  silvis  muniuntur.  Nec  quic- 
quam  notabile  in  singulis,  nisi  quod  in  commune  Nerthum  id  est  terram 
matrem  colunt  eamąue  intervenire  rebus  hominum,  invehi  populis  ar- 
bitrantur". 

Zamiast  „Reudigni"  należy  może  czytać  „Keudigni";  w  takim 
razie  ziemia  Kedinga  przy  ujściu  Łaby  na  lewym  brzegu  wskazywa- 
łaby ich  siedziby;  „Ayiones"  nie  są  znani;  ma  to  być  nazwa  niemiecka, 
oznaczająca  wyspiarzy;  Anglii"  i  „Varini"  mieszkali  nad  morzem  bal- 
tyckiem  i  niemieckiem  w  Szlezwigu.  „Eudones"  mają  być  „Jttten" 
czyli  „Joten"  t.  j.  mieszkańcy  Jutlandyi. 

Wszystkie  te  narody  były  prawdopodobnie  pochodzenia  skandy- 
nawskiego i  panowały  nad  Słowianami  ujarzmionymi;  dla  tego  Tacyt 
wliczył  je  do  swojej  Swewii.  Jest  bowiem  rzeczą  wiadomą,  choć  szcze- 
gółowo jeszcze  nie  zbadaną,  że  Słowianie  mieszkali  i  na  jutlandzkim 
półwyspie.  Za  czasów  historycznych  Egdora  (Eider)  była  granicą  Sło- 
wian i  Duńczyków. 

Słowiańskie  nazwy  jednak  trafiają  się  jeszcze  na  wyspie  Falster 
(Koselitz)  i  na  Lalandzie  (Herritz,  Tillitz,  Binitz);  na  starym  lądzie 
znajdujemy  jeszcze  Warnitz  nad  zatoką  pod  Appenrade  *),  a  ziemia 
Wendila,  Wendala  i  Wendilskagi  *)  na  północnym  cyplu  Jutlandyi 
zdaje  się  być  jeszcze  śladem  pierwotnego  zaludnienia  słowiańskiego. 

Suardones  zaś  i  Nuithones  czyli  Vuithones  mieszkali,  jak  się 
zdaje,  na  wschód  od  Elby  nad  morzem;  pierwsi  zapewne  nad  rzeką 
Swartawą,  która  pod  Bukowcem  (Ltlbek)  wpada  do  Trawny;  ostatni 
siedzieli  prawdopodobnie  dalej  na  wschód  w  pobliżu  wyspy  Rany  i  to 
dla  tego,  że  Tacyt  ich  łączy  z  kultem  religijnym  na  wyspie,  której 
nazwy  nie  podaje.  Mówi  bowiem:  „Est  in  insula  Oceani  castum  nemus 
dicatumąue  in  eo  vehiculum  veste  contectum;  attingere  uni  sacerdoti 
concessum.  Is  adesse  penetrali  deam  intelligit  vectamque  bubus  feminis 
multa  cum  yeneratione  prosequitur.  Laeti  tunc  dies,  festa  loca,  quae- 
cunque  adventu  hospitioque  dignatur.  Non  bella  ineunt,  non  arma  su- 
munt;    clausum  omne  ferrum;    pax   et  quies   tunc  tantum  nota,   tunc 


*)  Meitzeu  II,   IŁ    —    ')  Gnandali    dicantar  Sclavi  in  LiŁino,    in  lingua  Yero 
Tbeotonica  yocantar  Guinidi.  Mon.  Ger.  Hist.  SS.  XXII,  sŁr.  102. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    KSNEM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  81 

tantam  amata,  donec  idem  sacerdos  satiatam  conyersatdone  mortalium 
deam  templo  reddat.  Mox  yehicnlum  et  yestes  et,  si  credere  velis,  nu- 
men  ipsam  seereto  lacu  abluitnr.  Servi  ministrant,  quos  statim  idem 
lacus  hauńt.  Arcanus  hinc  terror  sanctaque  ignorantia,  quid  sit  illud, 
quod  tantam  perituri  yident"  ^). 

Niema  nad  brzegiem  morza  bałtyckiego  i  północnego  żadnej  wy- 
spy, któraby  tak  odpowiadała  opisowi  Tacytowemu,  jak  Rana,  z  nie- 
miecka dziś  Rugia.  Jest  w  środku  jej  do  dziś  dnia  jezioro,  jest  i  las, 
są  ślady  świątyni,  w  której  jeszcze  tysiąc  lat  po  Tacycie  odbywały  się 
uroczystości,  mające  wielkie  znaczenie  dla  plemion  okolicznych.  Mówi 
o  tem  Adam  bremeński  w  swoich  Gęsta  Hammaburgensis  ecclesiae 
IV,  18:  „Altera  (insula)  est  contra  Wilzos  posita,  quam  Rani  possident, 
gens  fortissima  Sclayorum,  extra  quorum  sententiam  de  publicis  rebus 
nihil  agi  lex  est:  ita  metuuntur  propter  familiaritatem  deorum  yel  po- 
tias  daemonum,  qQOs  maiori  cultu  yenerantur  quam  ceteri". 

Helmold  zaś   o  owym  kulcie  tak   się  wyraża  I,  6:    „peryenerunt 
ad  eos,  qui  dicuntur  Rani  siye  Ruiani  et  habitant  in  corde  maris.  Ibi 
fomes  est  errorum   et  sedes  idolatriae . . .   Solo  nomine  sancti  Viti  glo 
ńantur,   cui  etiam  templum  et  simulacrum  amplissimo  cultu  dedicaye- 
runt,  illi  primatum  Deitatis  specialiter  attribuentes.  De  omnibus  quoque 
proyinciis  Sclayorum  illic  responsa  petuntur  et  sacrificiorum  exhibentur 
annuae  solutiones . . .   Flaminem   suum    non  minus  quam   regem  yene- 
rantur^.   W  rozdziale  zaś  I,   52  tak  pisze:    „Inter   multiformia  autem 
Sclayorum  numina  prepollet   Zyanteyith,    deus    terre   Rugianorum 
utpote  efficacior  in  responsis.  Cuius  intuitu  ceteros  quasi  semideos  exi- 
stimabunt.  Unde  etiam  in  peculium   honoris  annuatim  hominem  cristi- 
colam,  quem  sors  acceptayerit,  eidem  litare  consueyerunt.    Quin  et  de 
omnibus  Sclayorum  proyinciis  statutas  sacrificiorum  impensas  illo  trans- 
mittebant.    Mira  autem   reyerentia   circa   fani   diligentiam  affecti  sunt; 
nam  neque  iuramentis  facile  indulgent  neque  ambitum  fani  yel  in  ho- 
stibus  temerari  patiuntur^,   a  II,  12,  gdzie  wszystko  to  powtarza,  do- 
daje jeszcze:    „Unde  etiam   nostra   adhuc  etate  non  solum  Wagirensis 
terra,  sed  et  omnes  Sclayorum  proyincie  illuc  tńbuta  annuatim  trans- 
mittebant,  illum  Deum  deorum  esse  profitentes.    Rex  apud  eos  modice 
estimationis  est  comparatione  flaminis.    Ule  enim  responsa  perquirit  et 
eyentus  sortium  explorat''  etc. 

Zgadza  się  więc  nie  tylko  miejscowość  we  wszystkich  szczegółach, 
lecz  wiadomości  podane  o  kulcie  przez  Adama  bremeńskiego  i  Hel- 
molda   nie  pozwalają  wątpić,   że  o  tym  samym  kulcie  mówi   i  Tacyt. 


')  Germania  rozda.  40. 
Rosprawy  Wydz.  hUt-fllos.  T.  XŁ. 


82  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Światowit  był  deus  terrae  Rugijczyków;  Tacyt  mówi  wprawdzie, 
że  to  była  „terra  mater",  ale  to  nieporozumienie  da  się  łatwo  wytłu- 
maczyć, bo  według  pojęć  rzymskich,  ponieważ  terra  jest  rodzaju  żeń- 
skiego, terra  może  przybrać  tylko  postać  bogini,  podczas  gdy  iSlowianie 
owo  bóstwo  mogli  sobie  wyobrażać  także  w  postaci  męskiej.  Różnica 
zaś  w  nazwach  bóstwa  u  Tacyta  i  Helmolda  da  się  w  ten  sposób  wy- 
tlumaczyć;.  że  Nerthus  był  pierwotnem  mianem  jego,  a  Światowit  jego 
przydomkiem,  który,  jak  to  się  nieraz  zdarzało  w  świecie  starożytnym, 
wyrugowawszy  z  biegiem  czasu  tamto,  stał  się  jedynem  jego  nazwi- 
skiem. 

Niemcy  uważają  „Nerthus"  za  bóstwo  celtyckie^),  co  w  obrębie 
Germanii  ma  to  samo  znaczenie,  co  słowiańskie,  jak  o  tem  przekona- 
Uśmy  się  przedtem. 

U  Tacyta  mowa  tylko  o  jednym  duchownym  „uni  sacerdoti", 
„idem  sacerdos",  relacye  średniowieczne  również  znają  tylko  jednego 
„flaminem". 

Według  Tacyta,  nie  obywało  się  przy  owych  uroczystościach  bez 
ofiary  ludzkiej;  według  Helmolda,  za  czasów  jego  ofiarowywano  także 
ludzi  Swiatowitowi. 

Z  tych  powodów  byłbym  zdania,  że  Suardones  i  Nuithones  należy 
uważać  za  Słowian  mieszkających  niedaleko  wyspy  rańskiej;  ale  i  pod- 
dani słowiańscj'^  Anglów  i  Wary  nów  mogli  należeć  do  tego  kultu  i  dla 
tego  mógł  Tacyt  lub  raczej  źródło  jego  twierdzić,  że  i  tamte  narody 
czciły  owo  bóstwo. 

Jeżeli  ilichelsen:  Vorchristliche  CulturstHtten  wyspę  Tacytową 
przenosi  do  Alsen,  a  MuUenhoff  nawet  do  morza  północnego,  to  należy 
uwzględnić,  że  oni  wychodząc  ze  stanowiska,  że  wówczas  Słowian  je- 
szcze nie  było  w  .środkowej  Europie,  inaczej  postąpić  nie  mogli,  bo 
biorąc  Ranę  za  wyspę  Tacytową,  obaliliby  od  razu  cały  gmach  hipotez 
z  takim  mozołem  i  taką  sztuką  wystawiony. 

To  była  ta  część  Swewów,  o  których  Tacj^t  miał  niezbyt  dokła- 
dne wiadomości,  co  niewątpliwie  wyraża  początek  rozdziału  41:  „Et 
haec  quidem    pars  Sueborum   in  secretiora   Germaniae   porrigitur". 

Załatwiwszy  się  z  zachodem  i  najbliższą  północą,  zwraca  się 
Tacyt  ku  południu,  gdzie  postanowił  pójść  w  ślad  za  Dunajem.  Jako 
pierwsze  plemię  słowiańskie  wymienia  on  tutaj  „Hermundurorum  civi- 
tas;  fida  Romanis^,  którzy  posiadając  zupełne  zaufanie  Rzymian  mogli 
z  nimi  handel  prowadzić  nie  tylko  w  oznaczonych  miejscach  nad  Du- 
najem, lecz  w  całej  Recyi. 


>)  Meitzen  II,  16. 


o  SŁOWIANACH  MIĘDZY  REMEM  A  ŁABĄ  I  T.  D.  83 

Położenie  Hermundurów  oznacza  Tacyt  mówiąc:  „In  Hermunduris 
Albis  oritur,  flumen  inclitum  et  notum  olim,  nunc  tantum  anditur**. 
Ponieważ  Rzymianie  w  owym  czasie  nie  znali  jeszcze  górnego  biega 
Zjaby  —  źródło  jej  leżało  według  ówczesnych  pojęó  w  kraju  Bojów 
lub  Markomanów  —  przeto  mowa  tutaj  o  jej  głównym  dopływie,  o  Sali, 
której  porzecze  aż  do  najpóźniejszych  czasów  przechowało  charakter 
słowiański  i  dziś  go  jeszcze  uwidocznia  w  nazwach  miejscowych.  Kró- 
lem Hermundurów  był  Yibilius,  które  to  imię  zapewne  to  samo  znaczy 
co  „wybił**;  rodzaj  to  nazwisk  i  dziś  jeszcze  u  Czechów  ulubiony. 

Obok  Hermundurów  siedzą  Naristi  —  tak  mają  rękopisy,  Mtll- 
lenhoflF  zaś  poprawia  „Yaristi**,  co  przeszło  do  wydań,  i  to  dla  tego, 
że  „Yaiisti"  można  uważać  za  superlatiyus  od  „vara"  =  wojak.  Na- 
zwiska na  „ist**  mogą  jednak  być  równie  dobrze  słowiańskiemi,  albo- 
wiem starosłowiańskie  „iśt"  znaczy  tyle  co  zakończenie  „ic"  ^). 

O  Bojach  czeskich,  Markomanach  i  Kwadach  wspomnieliśmy  już 
przedtem;  Tacyt  podnosi,  że  „Marcomanis  Quadisque  usque  ad  nostram 
memoriam  reges  mansere  ex  gente  ipsorum,  nobile  Marobudui  et  Tudri 
genus;  iam  et  externos  patiuntur,  sed  yis  et  potentia  regibus  ex  aucto- 
ritate  Bomana.  Baro  armis  nostris,  saepius  pecunia  iuyantur  nec  minus 
yalenf*  ^). 

Mlillenhoff  tłumaczy  imię  Marobuduus  przez  „Marahpato"='l7nró- 
[iLz^o;;  mnie  się  zdaje,  że  imię  to  oznacza  tylko  to,  czem  Marbod  rze- 
czjrwiśeie  był  t.  j.  Marów  wodza,  czyli  Maro  wód.  Co  do  innych  imion 
wstrzymuję  się  od  objaśnień;  nie  będąc  slawistą,  muszę  zostawić  zba- 
danie ich  uczonym  zawodowym. 

W  tyle  za  Markomanami  i  Kwadami  kładzie  Tacyt ")  cały  szereg 
drobnych  plemion  jak  Marsigni,  Cotini,  Osi  i  Buri.  Marsignów  i  Bu- 
rów —  Ptolemeusz  liczy  ostatnich  do  narodu  lackiego  —  Tacyt  uważa 
„sermone  cultuque"  za  Swewów;  „Cotinos  Gallica,  Osos  Pannonica 
lingua  coarguit  non  esse  Germanos";  Kotynów  zatem  ma  za  Celtów, 
Osów  za  Pannończyków,  a  więc  za  Słowian.  Nie  byli  zatem  Germa- 
nami-Niem  cami. 

Wszystkie  te  plemiona  były  niewątpliwie  mieszkańcami  gór,  dzie- 
lących Czechy,  Morawy  i  Słowaczczyznę  od  Lachów.  „Dirimit  enim  — 
powiada  Tacyt,  scinditque  Suebiam  continuum  montium  iugum,  ultra 
quod  plurimae  gentes  agunt,  ex  quibus  latissime  patet  Lygiorum  nomen 
in  plures  civitates  diffusum.  Valentissimas  nominasse  sufficiet,  Harios, 
Helyaeonas,  Manimos,  Helisios,  Nahanaryalos. 


^)  Bruckner:  Die  slawiBchen  Ansiedelangen  in  der  Altmark  und  im  Magdebur- 
gischen    str.  61.  —   \  Germania  42.  —  ')  Germania  43. 

6* 


84  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

O  Lygiach  czyli  Lachach  mówiliśmy  juź  przedtem.  Jeżeli  z  ple- 
mion lackich,  wyliczonych  przez  Tacyta,  żadne  nie  zachowało  staro- 
żytnej swej  nazwy  do  dziś  dnia,  to  pochodzi  to  niezawodnie  stąd,  że 
owe  nazwy  nie  były  rodzime,  lecz  nadane  przez  Daków,  Sarmatów  lub 
Celtów,  używających  własnych  terminów.  Harii  tylko  zdają  się  ozna- 
czać Gk)rali,  Helisii  zaś  mieszkańców  nad  Olszą  wpadającą  do  Odry, 
a  więc  może  Szlązaków;  przy  źródłach  Wisły  usadawia  Ptolemeusz 
Burów;  w  Nahanarvalach  upatrywałem  już  30  lat  temu  Nadnarwian 
czyli  Mazowszan.  Helyaeonów  Wadzie  Ptolemeusz  na  Pomorzu,  Mani- 
mów  czyli  Omanów  w  Wielkopolsce,  Dydunów  w  Małopolsce.  Na  da- 
tach jednak  Ptolemeuszowych  żadną  miarą  polegać  nie  można  i  dla 
tego  rozmieszczenie  i  utożsamienie  owych  plemion  lackich  z  dzisiejszymi 
ludami  Polski  jest,  jak  na  teraz,  trudem  bezcelowym,  bo  nie  mogącym 
dać  rezultatu. 

Podaje  jednak  Tacyt  kilka  jeszcze  szczegółów  ciekawych,  a  mia- 
nowicie pisze  o  Nahanary alach:  „Apud  Nahanaryalos  antiquae  religionis 
lucus  ostenditur.  Fraesidet  sacerdos  muliebri  ornatu,  sed  deos  interpre- 
tatione  Romana  Castorem  Follucemque  memorant.  Ea  yis  numini,  no- 
men Alcis.  NuUa  simulacra,  nullum  peregnnae  superstitionis  yestigium; 
ut  fratres  tamen,  ut  iuvenes  yenerantur". 

Castor  i  Pollux  są  to  Lei  i  Polel,  których  nazwiska  jeszcze 
w  XV  wieku  były  w  ustach  ludu  polskiego.  Ze  tak  to  należy  zrozu- 
mieć, na  to  zwracano  już  nieraz  uwagę  i  nawet  Grimm  wskazał  Lela 
i  Polela  ^),  lecz  zdanie  to  porzucił  *)  „weil  alle  lygischen  Volker  schwer- 
lich  Slawen  gewesen"  i  „weil  das  Gotterpaar  Lei  i  Polel  selbst  noch 
zu  sehr  der  Auskunfb  bedtirftig''.  Że  zaś  i  Niemcy  nic  pewnego  nie 
umieją  powiedzieć,  wynika  już  stąd,  że  nieomal  każdy  z  nich  podaje 
inne  kombinacye,  które  zestawiłem  w  „Lygier"  str.  134 — 136  w  przy- 
dłuższym  przypisku. 

Znaczenie  imienia  „Alci^  wskazują  słowa  Tacyta  „ut  fratres  ta- 
men, ut  iuvenes  yenerantur** ;  albowiem  w  czeskim  języku  „holcy** 
oznaczają  „iuTenes**;  „alei"  jest  niewątpliwie  starożytną  formą  wyrazu, 
który  w  polskiej  mowie  przechował  się  tylko  jako  pochodny  w  „pa- 
cholę**.  Lei  i  Polel  zatem  są  owymi  bolcami  czyli  Alei  podania  Tacy- 
towego. 

O  góralskich  Hariach  opowiada  Tacyt:  „Ceterum  Harii  super 
yires,  ąuibus  enumeratos  paulo  antę  populos  antecedunt,  truces  insitae 
feritati  arte  ac  tempore  lenocinantur:  nigra  scuta,  tincta  corpora;  atras 
ad  proelia  noctes   legunt   ipsaque  formidine   atque  umbra  feralis  exer- 


*)  Grimm:  .Mjthologie  str.  339.  ')  Tamie  str.  57  przypisek  i  str.  339. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   REKEM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  85 

ińtns  terrorem  infernnt,  nullo  hostium  sustinente  noynm  ac  yelut  infer- 
num  aspectum;  nam  primi  in  omnibus  proeliis  oculi  yincuntur^). 

Na  tem  kończą  się  wiadomości  o  Słowianach  w  Germanii  Tacyta; 
co  jeszcze  w  rozdziale  43  następuje,  odnosi  się  już  do  t.  zw.  plemion 
windilskich,  które  przybywszy  ze  Skandynawii,  osiadły  na  ziemi  ru- 
skiej, a  rozdział  44  mówi  już  o  samej  Skandynawii. 

W  rozdziale  43  podaje  Tacyt:  „Trans  Lygios  Gotones  regnantur... 
protinus  deinde  ab  Oceano  Rugii  et  Lemovii".  Siedziby  Gotów  zatem 
mieszczą  się  za  granicami  narodu  lackiego,  a  więc  za  Bugiem;  granic 
ich  Tacyt  nie  określa;  jeżeli  zaś  Rugii  i  Lemoyii  siedzą  już  nad  Ocea- 
nem, to  może  to  być  tylko  za  granicami  plemion  aestijskich,  które 
zajmowały  pierwotne  Prusy,  Litwę  i  kraj  Łotyszów;  o  nich  bowiem 
mówi  Tacyt  w  45  rozdziale:  „ergo  iam  dextro  Suebici  maris  litore 
Aestiorum  gentes  alluuntur,  quibus  ńtus  habitusque  Sueborum,  lingua 
Britannicae  proprior^.  Siedzib  ich  szukać  należy  za  Dżwiną. 

Wszystko  to  ma  już  dla  nas  interes  podrzędny  i  jest  tylko  o  tyle 
ciekawe,  że  wraz  z  Swewią  należy  do  Germanii;  ale  nie  tylko  Aestii, 
nie  tylko  Gotowie,  Rugiowie  i  Lemowiowie  byli  mieszkańcami  Germa^ 
nii,  ale  do  niej  należy  także  Skandynawia  ze  swoimi  mieszkańcami 
aryjskimi  i  fińskimi. 

Na  tem  kończy  Tacyt  opis  Swewii;  ostatni  rozdział  poświęcił  na- 
rodom najmniej  sobie  znanym:  Peucinom,  Wenedom  i  Finnom,  co  do 
których  nie  wie,  czy  ma  ich  zaliczyć  do  Germanów  czy  do  Sarmatów. 

Peucynów  nazywają  niektórzy  Bastarnami,  którzy  „cultu,  sede 
ac  domiciliis,  ut  Germani  agunt",  z  czego  jednak  nie  wynika,  aby  byli 
Niemcami. 

Co  do  Wenedów,  przez  których  należy  rozumieć  Słowian  ruskich, 
jest  on  mniemania,  że  prędzej  do  Germanów  zaliczyć  ich  można,  bo 
„Venedi  multum  ex  moribus  traxerunt;  nam  quicquid  inter  Peucinos 
Fennosque  silyarum  ac  montium  erigitur,  latrociniis  pererrant.  Hi  ta- 
men  inter  Germanos  potius  referuntur,  quia  et  domos  figunt  et  scuta 
gestant  et  pedum  usu  ac  pernicitate  gaudent,  quae  omnia  diyersa  Sar- 
matis  sunt  in  plaustro  equoque  yiyentibus". 

Z  toku  naszego  rozbioru  wynika,  że  Germania  Tacyta  obejmując 
oprócz  Germanów-Niemców.  Swewów  i  Wenedów  czyli  Słowian  zacho- 
dnich i  wschodnich,  Aestiów  czyli  narody  prusko-litewskie,  Skandy- 
nawczyków,  Lapończyków  oraz  Czuchońców,  nie  posiada  znaczenia 
etnograficznego,  lecz  tylko  geograficzne;  że  zatem  mylnem  jest  wyobra- 
żenie uczonych  niemieckich,  jakoby  Germania  zawierała  w  sobie  tylko 


^)  Germania  rozdz.  43. 


86  WOJCIBGH    KĘTRZYŃSKI. 

plemiona  niemieckie;  jeżeli  pomimo  tego  wydzielają  z  niej  Sitonów,  Fin- 
nów  i  Wenedów,  których  trudno  było  nważaó  za  Niemców,  to  burzą 
sami  zasadę,   na  której  się  opierają;   gdzie  bowiem  koniec  wyjątków? 

Germania  Tacytowa,  jeżeli  ją  śledzimy  na  mapie,  przedstawia  się 
jako  przeciwstawienie  „imperium  Romanum^;  czego  imperium  rzymskie 
nie  obejmuje  władzą  swoją  i  wpływem,  to  należy  do  Germanii. 

Tacyt  dzieli  swoich  Germanów  na  dwa  szczepy,  którym  poświęca 
osobne  rozdziały:  na  G^rmanów-Niemców  i  na  Swewów- Słowian;  niema 
jednak  żadnego  śladu,  jakoby  Germanów  dzielił  na  Ost  i  West-Ger- 
manen^);  jest  to  domysł  zupełnie  nie  uzasadniony,  a  nawet  przeciwny 
źródłom,  skoro  Swewowie  według  Cezara  mieszkali  także  w  pobliżu 
Renu,  więc  tam,  gdzie  i  Westgermanen. 

W  ścisłem  połączeniu  z  kwestyą  powyżej  rozebraną  stoi  myt 
germański  o  pochodzeniu  szczepu.  Mówi  bowiem  Tacyt  w  rozdziale  II: 
„Celebrant  carminibus  antiąuis,  quod  unum  apud  illos  memoriae  et 
annalium  genus  est,  Tuistonem  deum  terra  editum  et  filium  Mannum, 
originem  gentis  conditoresąue.  Manno  tres  filios  assignant,  e  quorum 
nominibus  proximi  Oceano  Ingaevones,  medii  Herminones,  ceteri  Istae- 
Tones  vocentur.  Quidam,  ut  in  licentia  yetustatis,  pluris  Deo  ortos 
plurisąue  gentis  appellationes,  Marsos,  Gambrivios,  Suebos,  Yandilios 
affirmant,  eaque  yera  et  antiqua  nomina.  Ceterum  Germaniae  voca- 
bulum  recens  et  nuper  additum,  quoniam  qui  primi  Rhenum  trans- 
gressi  Gallos  expulerint,  ac  nunc  Tungri,  tunc  Germani  vocati  sint...** 

Nie  ulega  wątpliwości  —  i  na  to  zgadzają  się  także  uczeni  nie- 
mieccy, poprzednicy  Mtlllenhoffa  —  że  według  tradycyi  narodowej  In- 
gaeyones,  Herminones  i  Istaeyones  stanowią  gromadę  plemion  niemie- 
ckich, które  świadome  były  wspólności  swej  narodowej  i  wspólnego 
pochodzenia;   z  nich  zatem   sUada  się  właściwa  Germania  niemiecka. 

Co  Tacyt  dalej  donosi  o  Marsach,  Gambriwiach,  Swewach  i  Wan- 
diliach,  nie  ma  według  Riegera  2)  nic  wspólnego  z  mytem  o  potomkach 
Manna.  Nazwy  bowiem  nie  są  zastosowane  do  siebie  w  podobny  sposób, 
jak  to  ma  miejsce  z  Ingaewonami,  Herminonami  i  Istaewonami.  a  cztery 
różne  nagłowy  sprzeciwiają  się  regułom  poezyi  starożytnej  t.  j.  alite- 
racyi,  a  zatem  także  tradycyi.  Nie  mogły  ani  między  sobą  ani  z  tam- 
tymi tworzyć  podania  logicznego.  Nie  może  zatem  byd  mowy,  jakoby 
Tacyt  na  jednem  miejscu  mówił  o  3  familiach,  a  na  drugiem  o  7  fa- 


*)  Meitzea  I,  ^8. 

')  Hieger:  Ingaevoncn,  Istaovonen  und  Herminonen  w  Haupta  Zeit»chrift  fUr 
deutsches  Alterthum.  T.  XI,  str.  177—178.  —  Dr  F.  H.  Mttl'er:  Die  Deutschen  und 
ihre  Fursten  I,  116. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    BKNSM    A   ŁABĄ    I    T.    D.  87 

niiHach  plemion  niemieckicb,  wyprowadzających  swój  pocsątek  od  boga 
Manna. 

Słowa  Tacyta  odnoszące  się  do  Marsów,  Gambriwiów,  Swewów 
i  Wandiliów  są  jednak  o  tyle  ciekawe,  źe  w  nich  zawarte  jest  zeznanie 
że  wspomniane  4  narody  nie  były  objęte  owemi  pieśniami  narodowemi 
i  owym  mytem,  bo  gdyby  do  niego  należały,  nie  byłoby  potrzeba 
tworzyć  dla  nich  odrębnego  protoplasty. 

Że  w  tym  wypadku  mamy  do  czynienia  prędzej  z  opinią  i  zda- 
niem antykwarzy  rzymskich,  aniżeli  niemieckich  gęślarzy,  to,  zdaje  mi 
się,  nie  ulega  żadnej  wątpliwości,  a  wyrazy  „ut  in  licentia  vetustatis^ 
temu  się  także  nie  sprzeciwiają.  Swewowie  jako  Słowianie  i  wrogowie 
Niemców  eo  ipso  nie  mogli  pochodzić  od  jednego  z  nimi  protoplasty, 
a  Yandilii  są  to  niezawodnie  te  plemiona  skandynawskie,  które  osiadły 
wńród  Wenedów  czyli  Słowian  wschodnich  i  dla  tego  Vindilii,  Yan- 
dilii zostały  nazwane;  o  nich  myt  niemiecki  jeszcze  nie  mógł  nio 
wiedzieć. 

Ciekawszą  rzeczą  jest  to,  że  za  czasów  Tacyta  nie  wszystkie 
plemiona  niemieckie  objęte  były  tym  mytem. 

Jeżeli  sobie  przypomnimy,  że  Germanowie-Niemcy  nawet  według 
MflUenhoffa  siedzą  na  obcej  ziemi,  a  według  nas  na  słowiańskiej,  to 
nie  może  być  wątpliwem.  że  myt  ów  uwzględnia  tylko  najstarszych 
osadników,  którzy,  jak  to  później  jeszcze  zobaczymy,  przybyli  z  pół- 
nocy, ze  Skandynawii. 

Skoro  zaś  Marsowie  i  Gambriwiowie  do  potomków  Manna  nie 
należą,  trzeba  ich  uważać  za  późniejszych  przybyszów,  a  że  Marsowie 
stanowili  część  Sugambrów,  a  Gambrywiów  znów  niektórzy  uwaiżają 
za  Sugambrów,  to  trzeba  stąd  wyprowadzić  wniosek,  że  Sugambrowie 
także  nie  byli  objęci  ową  trójcą  narodową.  Z  których  zatem  plemion 
składali  się  Ingaeyones,  Herminones  i  Istaeyones? 

Tacyt  o  Ingaeyonach  mówi,  że  mieszkali  nad  oceanem;  byli  to 
zatem  niewątpliwie  Fryzo^yie  i  Chaukowie.  Herminones  są  według 
niego  „medii",  siedzą  więc  między  Ingaevonami  a  Istaevonami.  Istae- 
Yonami  byli,  jak  z  Tacyta  domyślać  się  można  i  co  Pliniusz  wyraźnie 
poświadcza,  Niemcy  nadreńscy  t.  j.  prawdopodobnie  Tungrowie,  Usi- 
petowie  i  Tenkterowie.  Sugambrowie  nie  należeli  do  tego  grona,  tudzież 
Chattowie  mieszkający  bardziej  jeszcze  na  południu.  Herminonami  zaś 
nie  mogli  być  Cheruskowie,  siedzący  nad  Wizerą,  bo  za  Cezara  od 
Niemców  nadreńskich  dzieliły  ich  jeszcze  dzierżawy  słowiańskie.  Po- 
chodzenie ich  wspólne  z  tamtymi  jest  i  dla  tego  wątpliwem,  źe  zaczęli 
posuwać  się  w  głąb  kraju  od  ujścia  Wizery.  Za  Herminonów  zatem 
uważać  należy  tylko  te  plemiona,   które  Tacyt  sam  umieszcza  w  bez- 


88  WOJCIBCH    KĘTRZYŃSKI. 

pośredniem  sąsiedztwie  tamtych  t.  j.  (Brukterów),   Chama wów,   Angri- 
variów,  Dulgubniów  i  Cbasvariów. 

Tyle  tylko  wypływa,  mojem  zdaniem,  z  relacyi  Tacytowej. 

Takie  pojęcie  rzeczy  jednak  żadną  miarą  zadowolić  tych  nie 
mogło,  którzy  pojmując  Grermanię  Tacytową  w  znaczenia  etnograficznem, 
zaludnili  całą  środkową  i  wschodnią  Europę  Niemcami  wbrew  nawet 
historycznej  tradycyi  niemieckiej.  Wszyscy  ci  powołują  się  na  Pliniu- 
sza, który  podaje  inny  podział  plemion  niemieckich  z  uwzględnieniem 
mytu,  ale  według  własnego  wyobrażenia  i  własnej  kombinacyi  ^). 

Słowa  jego  są  następujące  (IV,  28):  „Germanorum  genera  quinque: 
Vandili,  quorum  pars  Burgundiones,  Varini,  Carini,  Gutones.  Alterum 
genus:  Ingaevones,  quorum  pars  Cimbri,  Teutoni  ac  Chaucorum  gentes. 
Proximi  autem  Rheno  Istaevones,  quorum  Cimbri.  Mediterranei  Her- 
miones,  quorum  Suevi,  Hermunduri,  Chatti,  Cherusci.  Quinta  pars  Peu- 
cini,  Bastcrnae  supradictis  contermini  Daois. 

Pliniusz  podając  owe  pięć  kategoryj  Germanów,  sam  wyklucza 
Vandilów  t.  j.  Burgundionów,  Yarinów,  Carinów  i  Gotów,  oraz  Peucinów 
i  Bastamów  z  pod  oweo^o  mytu  i  to  bardzo  słusznie.  Ale  i  informacya 
jego  co  do  potomków  Manna  wcale  nie  jest  dokładna.  Do  Ingaevonów 
liczy  on  nieistniejących  Cymbrów  i  Teutonów,  oraz  Chaucorum  gentes, 
w  czem  zgadza  się  z  Tacytem.  Na  innem  miejscu  znów  (IV,  27)  po- 
wiada tenże  autor:  „Incipit  inde  (t.  j.  a  Scythia)  clarior  aperiri  fama 
ab  gente  Ingaevonum,  quae  est  inde  prima  Germaniae".  Zdania  tego 
jednak  nie  można  w  ten  sposób  tłumaczyć,  jak  to  niektórzy  czynią, 
jakoby  Ingaevones  sięgali  aż  do  dalekiego  wschodu,  lecz  że  Scytya 
Pliniuszowa  tak  samo,  jak  i  przed  tem  nieraz,  graniczyła  z  Ingaevo- 
nami  t.  j.  tutaj  z  Chaukami. 

O  Istaevonach  Pliniusz  prawie  nic  nie  wie,  bo  Cimbri  to  błąd, 
a  Sugambrów  według  Tacyta  za  takich  uważać  nie  można.  Do  Hermi- 
nonów  liczy  słowiańskich  Swewów  i  Hermundurów,  a  Cheruskowie 
ani  Chattowie  do  potomków  Manna  też  nie  należeli. 

Zeuss^)  pomimo,   że   sam   przyznał,    iż   wiadomość  Pliniusza  jest 


*)  Kieger  1.  c.  str.  178  tak  o  tem  mówi:  Seine  (Pliniusza)  Pentas  ist  allcrdings 
ein  System,  aber  dies  System  sicherlich  seine  Hypothese,  kein  deutncber  Mythus;  die- 
selben  Grunde  sprechen  dagegen.  die  bei  Tacitus  verbieten  eine  lleptas  anzunehmen. — 
Zeuss  str.  70 :  Aiif  welcber  Seite  (t.  j.  n  Tacyta  lab  a  Pliniasza)  das  Wahre  und  Echte 
liege,  ist  nicht  schwierig  zu  entnchieden ;  des  Plinius  Anordnang  zeigt  sich  nlLherer 
BeŁrachtung  bald  ais  eigenmftchtige  Compilation . . .  Plinius  stellt  ohne  Kiicksicht  aaf 
Art  und  Bedeutung  willktlrlich  nur  weit  verbreitete  Namen  zusammen;  or  b8,tte  noch 
Ligii  aud  andere  hinzufiigen  kounen. 

'')  Zeuss  str.   70. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   RENEM    A    ŁABĄ    I   T.    D.  89 

dowolną  kombinacją,  w  sposób  jeszcase  dowolniejszy  łączy  Tacyta 
z  Pliniuszem  i  wciska  w  ów  myt  całą  ludność  środkowej  Europy.  Do 
Herminonów  należą  według  niego:  1)  Swewowie  t.  j.  Markomanowie 
i  Kwadowie,  2)  Hermundurowie,  3)  Chattowie,  4)  Cheruskowie;  tak  da- 
leko zgadza  się  z  Pliniuszem;  od  siebie  zaś  dodaje:  a)  Sugambrów, 
h)  Batawów  i  Kanninefatów.  c)  Tubantów,  Usipów,  Tenkterów;  d)  na- 
rody lygijskie  czyli  lackie,  pomiędzy  którymi  znajdują  się  także  Wan- 
dalowie, oraz  e)  narody  bastameńskie,  które  na  południowy  zachód 
mieszkają  od  tamtych. 

Do  Istaevonów  liczy,  biorąc  Pliniuszowych  Wandilów  za  jedno 
z  Istaeyonami:  1)  Gutonów  z  ich  sąsiadami  Taifalami  i  Gepidami, 
2)  Burgundionów,  3)  Warinów  sąsiadujących  z  Semnonami,  4)  Karinów, 
pod  którą  nazwą  domyśla  się  Zeuss  Semnonów,  którzy  potem  z  Wan- 
dalami występują  jako  Szwabowie. 

Do  Ingaevonów  należą  według  Pliniusza  1)  Cymbrowie,  2)  Teu- 
tonowie.  3)  Chaukowie;  od  siebie  dodaje  a)  Anglów  z  Saksonami  i  Ju- 
tami, h)  Fryzów  wraz  z  Brukterami,  c)  Suardonów  czyli  Pharadeinów 
czyli  późniejszych  Herulów.  Wątpliwą  jest  rzeczą,  czy  tu  zaliczyć  jeszcze 
Rugów  i  Turcilingów. 

Herminowie  (!)  —  powiada  Zeuss  str.  82  —  zjawiając  się  w  hi- 
storyi,  mieszkają  od  ujścia  Benu  do  ujścia  Dunaju;  za  nimi  nad  brze- 
giem mórz  niemieckiego  i  bałtyckiego  siedzieli  Ingaevonowie,  a  między 
nimi  Istaevonowie  od  Wisły  począwszy  aż  do  Łaby! 

Jest  to  nie  lada  sztuka,  której  Zeuss  tu  dokazał;  słusznie  za  to 
zgromił  go  Mtillenhoff  i),  któr}''  uważa  opowieść  Tacyta  za  niedokładną, 
ale  za  to  Pliniusza  wiadomość  za  jedynie  odpowiednią  i  logiczną;  tekst 
Pliniusza  tylko  o  tyle  poprawia,  że  do  Wandilów  liczy  nie  tylko  Gu- 
tonów. lecz  także  Wandalów  i  Lygiów,  że  przez  Swewów  rozumie  nie 
wszystkie  narody  wyliczone  przez  Tacyta,  lecz  tylko  Markomanów, 
Kwadów,  Semnonów  i  Langobardów. 

Istaevones  obejmują  według  niego  narody  mif^^dzy  Wizerą  a  Re- 
nem, a  mianowicie  Batawów,  Chamawów,  Ubiów,  Usipiów,  Tenkterów, 
Sugambrów,  Angriwariów  itp.  Frankowie  jako  przodkowie  Niederland- 
czyków  i  Holenderczyków  pochodzą  także  od  Istaevonów. 

Z  Ingaeyones  wyszli  angielscy  Saksonowie  i  niemieccy  Fryzowie. 

Alemańczycy  i  Szwabowie  zawdzięczają  swój  początek  Hermino- 
nom,  również  jak  i  Turynczycy  i  Hessowie. 

Saksończycy  zaś  starożytni  siedzieli  na  dzierżawach  herminoń- 
skich,  istaevońskich,  a  nawet  ingaevońskich. 


*)  MUllenhoff  IV,  115—121. 


90  WOJCIECH    KĘTRZYilSKI. 

Bawar  czy  cy  są  potomkami  Markomanów;  nazwisko  ich  świadczy^ 
że  pochodzą  z  Czech  (Baiaheim,  Baiheim,  Beheim);  zadziwia  jednak 
okoliczność,  dla  czego  Bawarczycy  w  takim  razie  nazywają  się  Baiu- 
yarii,  Baiern,  a  nie  Bohemi,  Bohmen  lub  Markomani? 

W  późniejszych  czasach  zmienił  Mtlllenhoff  wed! ag  zapewnienia 
Meitzena  ^)  o  tyle  jeszcze  swoje  zdanie,  że  utrzymywał,  jakoby  wszystkie 
plemiona  ingaevońskie  i  istaevońskie  pochodziły  od  Herminonów,  co 
już  zupełnie  nie  zgadza  się  ani  z  tradycyą  rodzimą  ani  z  hypotezami 
rzymskiemi. 

Taką  samą  dowolnością,  jak  Zeuss,  kierował  się  także  MuUenhoff, 
a  twierdzenia  ich  wobec  ścisłych  faktów  historycznych  powyżej  wyka- 
zanych są  rezultatem  nie  krytyki  poważnej,  lecz  wygórowanego  szowi- 
nizmu narodowego. 

c.  Wista  nie  byta  wschodnią  granicą  Germanii. 

Bezpodstawną,  jak  powyższe  tłumaczenie  mytu  Tacytowego  o  sy- 
nach Manna,  jest  również  hipoteza,  jakoby  Wisła  była  granicą  wscho- 
dnią Germanii  niemieckiej.  Jest  racya,  że  Ptolemeusz  Wisłą  dzieli 
Germanię  od  Sarmacyi,  ale  MflUenhoff  z  pewnością  nie  ma  racyi,  że 
się  na  takiem  właśnie  świadectwie  opiera,  mówiąc  II,  79:  „Die  Wei- 
chsel,  soweit  nicht  die  Goten  auf  ihrem  rechten  Ufer  herrschten,  galt 
ftlr  die  Grenze  und  war  nach  allem,  was  wir  wissen  und  ermessen 
konnen,  wirklich  die  Grenze,  die  bis  auf  die  Zeiten  der  Wanderung 
Germanen  und  Slaven  schied.  Diese  Thatsache  ist  so  wohl  begrtln- 
det  und  so  wohl  bezeugt,  wie  nur  eine  aus  unserem  Alterthum; 
denn  die  Zeugnisse  verlieren  nichts  von  ihrer  Entschiedenheit  und  Zu- 
yerlftssigkeit,  wenn  Plinius  selbst  4,  97  ttber  die  Lagę  der  Venedi  noch 
einigermassen  ungewiss  ist  oder  Tacitus  den  Grenziluss  mit  Namen 
zu  nennen  unterlttsst  oder  Marinus  von  Tyrus  aus  den  Finnen  und 
Yeneden  im  Nordosten  und  Sttdosten  der  Eisten  stidliche  und  nord- 
westliche  Nach1)am  derselben  machte". 

Z  tego,  co  Mtlllenhoff  przytacza,  należałoby  właściwie  wnioskować, 
że  „keine  Thatsache  istso  schlecht  begrttndet  und  so  schlecht 
bezeugt",  jak  jego  twierdzenie,  opierające  się  na  Ptolemeuszu,  który 
czerpie  z  Maryna  tyryjskiego.  Ze  zaś  Ptolemeusz  jest  bardzo  bałamutną 
głową  i  nie  posiada  żadnej  krytyki,  że  różne  wiadomości,  pochodzące 
z  dwóch  lub  trzech  źródeł'-^),  które  miał  przed  sobą,  zestawia  jedne 
obok  drugich,  jakoby  się  ściągały  do  różnych  narodów,    choć  odnoszą 


^)  Meitzen  I,  32,  U,  16.  *)  MUllenhoff  U,  343. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    BBNEM   A   ŁABĄ    I   T.    D.  91 

się  tylko  do  jednego,  o  tem  wszystkiem  wie  dobrze  Mtillenhoff  i  nieraz 
go  za  to  gani  n.  p.: 

n,  325:  Bei  Ptolemaens.  der  aus  Mangel  an  jeder  genaue- 
ren  Orientirung  in  dem  ganzen  sfldlichen  Theile  seiner  Kartę 
von  Germanien  sich  begnttgte,  die  Namen  der  V5lker  und  Grebirge 
bios  in  Reihen  von  Norden  nach  Sttden  unter  einander  aufzustellen^ 
ist  8elb8tverstftndlich  nichts   darauf  zu  geben,  wenn  etc. 

111,95:  Schlimmer  ais  Poeten  und  Prunkredner  stellte 
er  (Marinus)  ais  Kartenzeichner  die  Dinge  auch  da  nocb  ais  ge- 
nan  ermittelte,  nach  Mass  und  Zahl  bestimmte  Thatsa- 
cben  hin,  wo  jede  Kunde  aufhorte  und  er  nicht  die  geringste 
Oewissheit  haben  konnte.  Den  Mathematiker  Ptolemaeus,  der  sein 
Werk  in  die  uns  vorliegende  Gestalt  brachte,  trifiFl;  dann  wenigstens 
der  Yorwurf  gedankenloser,  handwerksma.ssigerArbeit, 
die  sich  jeder  Nachprflfung  des  Einzelnen  entscblug. 
Diese  Systematiker  sind  erst  diewahren  Sudelkoche  der  alten 
Geographie  und  alles,  was  der  Admirał  Plinius  etwa  fthnli- 
ches  geleistet  bat,  ist  gegen  sie  nur  ein  Einderspiel. 

III,  323:  Ptolemaeus,  dessen  Earte  hier  in  heillose  Yerwir- 
rnng  gerathen  ist  etc. 

IV,  50:  Die  Thesis  von  Grossgermanien  (Ptolemeusza),  die  fast 
ganz  aus  Namen  und  Zahlen  besteht,  indem  mit  grosser  Sicherheit  und 
Bestimmtheit  der  Lauf  der  Fltlsse,  die  Lagę  der  Gebirge,  der  Volker 
und  einer  Menge  Stftdte  und  Orte  naeb  Graden  der  Lftnge  und  Breite 
ang^;eben  werdeu.  Dies  wftre  tlberaus  werthyoll  und  wichtig,  wenn. 
nicht  die  Yerwirrung  in  die  Augen  fiele,  nicht  ein  ein- 
ziger  Ansatz  ist  vollig  richtig.  Ptolemaeus  gab  (sein  Werk) 
um  das  Jahr  150  heraus.  Man  darf  aber  seine  Nachrichten  nicht  fUr 
gleichzeitige  halten.  Er  sagt  I,  19  selbst,  dass  er  nur  das  Werk  des 
Marinus  von  Tyrus  umarbeiten  und  neu  redigiren  woUe,  dieser  aber 
lebte  und  schrieb  unter  Trajan  um  das  Jahr  100  gleichzeitig  mit 
Tacitus. 

Bardzo  ostry  wydał  Mtillenhoff  tu  sąd  o  Pliniuszu,  Marin  usie 
i  Ptolemeuszu,  choó  niewątpliwie  słuszny.  Pomimo  tego  jednak,  zamiast 
korzystać  z  uwag  i  spostrzeżeń  przez  siebie  uczynionych,  bez  wahania 
czerpie  i  to  pełną  ręką  i  z  Pliniusza  i  z  Ptolemeusza,  gdzie  wiadomości 
ich,  choć  nieprawdopodobne,  popierają  jego  hipotezę  o  Wielkiej  Ger- 
manii. 

Już  sama  nazwa  Sarmacyi,  którą  Wisła  oddzielić  ma  od  Germa- 
nów, powinna  była  zwrócić  uwagę  Mtlllenhoffa  na  to,  że  za  Wisłą 
wcale  nie  było  Sarmatów,  bo  Ptolemeusz  wylicza  na  prawym  jej  brzegu 


92  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

od  morza  począwszy  Wenedów,  Gythonówj  Finnów,  Sulonów,  Frugun- 
dyonów,  a  Avarinów  „iaxta  initium  Vistulae  fluvii".  Sarmaccy  zaś 
Jazygowie  mieszkali  dopiero  między  Dunajem  a  Cisą.  Stąd  już  wynika, 
że  Sannaeya  jest  pustym  dźwiękiem  bez  odpowiedniego  znaczenia  t.  j. 
że  Sarmacya  była  tylko  geograficznym  terminem  technicznym  tak  samo 
jak  i  Germania. 

Ale  nie  o  to  chodziło  MtlllenhoflFowi;  Wisła  ma  być  granicą  między 
Germanią  a  Słowianami.  Ale  i  na  to  ma  radę. 

Wszystko,  co  Ptolemeusz  mieści  na  prawym  brzegu  Wisły,  jest 
bałamutne;  nad  morzem  kładzie  Wenedów,  a  tymczasem  wiemy,  że 
tam  Aestiowie  mieszkali;  pod  nimi  sadzi  Gytonów,  a  pod  Gytonami 
Finnów,  których  nigdy  nad  Wisłą  nie  było.  Mając  takie  daty  niemo- 
żliwe, zamiast  je  zbadać  krytycznie,  Mtlllenhoff  w  istnie  aleksandrowski 
sposób  rozcina  ów  węzeł  gordyjski.  Wenedów  wyrzuca  z  nad  morza 
do  górnej  Wisły,  Finnów  zaś  za  piątą  górę,  a  w  miejscu  tak  stanowczo 
zdobytem  na  potulnych  Słowianach  i  Czuchońcach  mogą  swobodnie 
teraz  panować  Gotowie  ^). 

Dla  czego  zaś  przenosi  MullenhoflF  Wenedów-Słowian  z  nad  morza 
do  górnej  Wisły,  a  nie  jak  Tacyt  tego  się  domaga  —  Venedi...  qaic- 
quid  inter  Peucinos  Fennosque  silvarum  ac  montium  erigitur,  latroci- 
ciis  pererrant"  —  w  sąsiedztwie  Finnów  i  Bastarnów  czyli  Peucynów? 
Wenedów  mu  potrzeba  gdzieś  nad  Wisłą,  skoro  ona  ma  być  granicą 
Germanii,  a  Wenedowie  Tacytowi  nie  mogli  siedzieć  nad  Wisłą,  lecz 
chyba  za  Bugiem  i  Niemnem.  Czy  to  nie  jest  po  prostu  sfałszowanie 
historyi?!  Ale  i  ten  fortel  jest  bardzo  wątpliwym  tylko  zyskiem,  skoro 
według  pojęcia  Mttllenhoffa  i  twierdzenia  Ptolemeusza  Gotowie  mie- 
szkają na  prawym  brzegu  Wisły;  Wisła  zatem  nie  była  granicą  Ger- 
manii. 

Wendowie  są  według  Ptolemeusza  „gens  maxima";  do  „minores 
gentes",  które  zamieszkują  Sarmacyę,  należą  Gotowie;  według  Mttllen- 
hofTa  ma  się  naturalnie  wszystko  odwrotnie,  bo  tego  wymaga  jego 
hipoteza  i  jego  duma  germańska. 

Wie  bardzo  dobrze  MttUenhoff,  że  Ptolemeusza  daty  bardzo  często 
są  bałamutne,  że  na  nich  bezwarunkowo  polegać  nie  można,  jeżeli  nie 
ma  okoliczności  objaśniających  i  wyświetlających.  Wie  także,  że  Ptole- 
meusz źródła  swoje  wypisuje  bezkrytycznie  i  nie  tylko  nieraz,  lecz 
bardzo  często  nawet  dobre  wiadomości  mieści  na  miejscach  niewłaści- 
wych i  nieodpowiednich.  Jeżeli  więc  wiadomości  Ptolemeusza  odrzucić 


»)  Mullenhoff  II,  18,  77—79. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   RENEM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  9S 

nie  można,  bo  nazwy  wymienione  są  historyczne,  to  trzeba  je  przenieść 
tam,   gdzie  według  świadectw  historycznych  siedziały  odnośne  narody. 

Przedewszystkiem  skonstatować  należy,  że  porządek  ich  nie  może 
być  takim,  jak  Ptolemeusz  podaje,  od  północy  ku  południowi  —  Ve- 
nedae,  Gythones,  Finni  —  lecz  odwrotnie:  Finni,  Gythones,  Venedae. 

Jeżeli  Finnowie,  jak  MttUenhoff  II,  76—77  powiada,  już  w  VI 
i  V  wieku  przed  Chrystusem  i  przedtem  przebywali  nad  Wołgą 
(a  wogóle  w  północnej  Europie)  jak  tysiąc  i  dwa  tysiące  lat  później, 
jeżeli  dalej  należy  przypuścić,  że  Słowianie  lub  ich  przodkowie  mieli 
obok  nich  swe  siedziby  już  wówczas,  jak  i  później  ^),  to  mojem  zdaniem 
ł^innowie  Ptolemeuszowi  mogli  tam  tylko  siedzieć,  gdzie  i  dzisiaj,  to 
jest  mniej  więcej  na  wschód  od  Dźwiny,  bo  od  Wisły  do  Dźwiny 
mieszkały  narody  prusko-litewskie. 

Przez  Wenedów  rozumieją  autorowie  starożytni,  jak  już  przeko- 
naliśmy się,  Słowian  ruskich.  Jeżeli  zatem  Gotowie  siedzieli  między 
Finnami  a  Rusinami,  to  może  to  tylko  znaczyć,  że  siedzieli  jako  zdo- 
bywcy i  jako  panowie  na  ziemi  zdobytej  mieczem  na  obydwóch  na- 
rodach tak,  jak  późniejsi  Waregowie. 

Że  tylko  tutaj,  a  nie  gdzieindziej  należy  szukać  ówczesnych  sie- 
dzib Gotów,  wynika  nie  tylko  z  historyi  ich  podanej  przez  Jordanesa^ 
lecz  przedewszystkiem  z  tej  okoliczności,  że  Finnowie  wielką  liczbę 
pierwiastków,  odnoszących  się  do  stosunków  domowych  i  gospodarskich, 
przejęli  z  mowy  gockiej,  będącej  w  takiem  stadyum  rozwoju,  w  jakiem 
mogła  znajdować  się  za  czasów  Tacyta.  To  zaś  miało  miejsce,  jak  z  zesta^- 
wienia  Ptolemeusza  wynika,  rzeczywiście  w  pierwszym  i  drugim  wieku 
po  Chrystusie,  co  także  Tacyt  i  Pliniusz  potwierdzają'). 

Według  MuUenhoffa  i  jego  szkoły  mieszkali  zatem  Niemcy-Ger- 
manowie  po  obu  brzegach  Wisły,  a  tylko  nad  górną  przeznaczyli  skro- 
mny kącik  Słowianom.  Pomimo  tego  i  wbrew  temu  nazwa  Wisły  jest 
słowiańska!  Temu  też  nie  zaprzecza  Mflllenhoff,  przyznając,  że  „Yistla 
ist  daher  aus  Yisla  entstellt  und  zwar  im  Munde  der  Deutschen... 
nnd  Yisla  muss  der  ursprllngliche  Name  sein,  den  die  Germanen  erst 
yon  Westen  her  gegen  den  Fluss  yorrUckend,  yon  den  Littauern  und 
Slayen  aufhahmen'' ^). 


^}  Słowa  jego :  „Sp&ter . . .  wird  sich  aach  noch  einmal  von  einer  gana  anderen 
Seite  heraasstellen ,  dass  die  Finnen  im  fiinften  und  sechsten  Jahrhandert  vor  Chr. 
and  frtilier  an  der  Wołga  ebenso  da  standen,  wie  ein  bis  zwei  Jahrtaasende  sp&ter 
and  daas  ron  den  Slayen  oder  ihren  Vorvfttern  dieaelbe  Stellung  neben  den  Finnen 
f^  jene  Zeiten  anianehmen  ist,  wie  nachmals  zur  Zeit  ihres  er^ten  geschichtiiohen 
^aftretens**. 

*)  ]^Ieitzen  II,  176  i  n.,  497  i  n.  MiUienhoff  II,  55  i  n.  —  ^  Malienhoff  U,  208* 


'94  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Według  teoryi  Mtlller.Loffa  Germanowie  od  prawieku  siedzieli 
nad  Wisłą,  lecz  tutaj  nagle  dowiadujemy  się,  że  Germanowie  od  za- 
chodu podchodząc  ku  tej  rzece,  o  jej  nazwie  zaczerpnęli  wiadomość 
z  ust  Litwinów  i  Słowian!  Mimo  woli  stwierdził  MuUenhoff  fakt  histo- 
ryczny, bo  Niemcy  po  ujarzmieniu  Słowiańszczyzny  zachodniej,  dopiero 
w  XIII  wieku  dotarli  do  Wisły. 

Jeżeli  Mullenhoff  z  okoliczności,  że  Ren  i  jego  dopływy  mają 
nazwy  przeważnie  celtyckie,  wnosi,  że  po  obu  brzegach  jego  mieszkali 
niegdyś  Celtowie,  to  dziwimy  się,  dla  czego  tej  samej  zasady  i  logiki 
nie  trzyma  się  także  wobec  Wisły.  Dopły\vy  Wisły  są  słowiańskie, 
a  jeżeli  jeden  i  drugi  ma  dziś  nazwę  niemiecką  lub  zniemczoną  jak 
n.  p.  Schwarzwasser  po  polsku  =  Wda,  Brahe  po  polsku  =  Brda  itp., 
to  słowiańskie  wszystkie  są  starsze;  to  samo  da  się  powiedzieć  o  Odrze, 
które  miano  Mtillenhofl"^)  przywłaszcza  sobie  jako  niemieckie,  twierdząc, 
że  ta  nazwa  w  krajach  słowiańskich  prawie  nigdzie  się  nie  pojawia.  I  pod 
tym  względem  myli  się  Mtlllenhoff;  nazwa  ta  bowiem  i  jej  pierwiastek 
są  dosyć  pospolite  w  samej  nawet  Polsce  n.  p.  Odr,  błoto  na  Polesiu; 
Odra  wieś  w  Prusach  Zachodnich;  Odrów,  rzeka  w  powiecie  olszań- 
skim,  uchodząca  do  Dniepru;  Odrj^,  wieś  w  opawskiem;  Odry  około 
Chojnic^);  Odrawa,  po  niemiecku  Wondreb,  dopływ  Ogrzy  w  Czechach. 
Dopływy  Odry  dochowały  także,  po  części  przynajmniej,  słowiańskie 
swe  nazwy. 

Tem  samem  więc  prawem,  według  którego  kraje  między  Renem 
a  Wizerą  Mu)lenhoff  uważa  za  celtyckie,  ziemie  między  Wisłą  a  Odrą 
powinny  być  uznane  za  pierwotnie  i  wyłącznie  słowiańskie.  W  osta- 
tnich dopiero  wiekach  Niemcy  usadowili  się  tutaj  i  zagnieździli. 

Ze  Wisła  rzeczywiście  niegdyś  była  granicą  Germanii  niemieckiej 
i  że  Słowianie  opuszczone  przez  Niemców  kraje  między  Wisłą  a  Odrą 
położone  zajęli,  na  to  znajduje  Mtlllenhoff^)  jeszcze  dowód  w  nazwie 
„Szląsk  czyli  Śląsk".  Nazwa  ta  pochodzi,  jak  wiadomo,  od  rzeki  Ślęza 
i  jest  przymiotnikiem.  Ślęza  zaś  wywodzi  się  według  MtlllenhoflFa 
zgłoska  za  zgłoską  a  litera  za  literą  od  wyrazu  ^Silingi",  a  nimi  byli 
wandalscy  Silingowie,  którzy  według  Ptolemeusza  mieszkać  mieli  wła- 
śnie w  owej  okolicy. 

Słowianie  musieli  zatem,  twierdzi  MtlllenhofiF,  znać  jeszcze  ger- 
mańskich Silingów,  albo  przed  rokiem  406,  zanim  z  Wandalami  i  Swe- 
bami  przeszli  przez  Ren  do  Hiszpanii,  albo  krótko  potem,  gdy  Rugowie 
i  Skirowie  przenieśli   się   przez    Karpaty    na   południe,    a   tylko  słabe 


»)  Mullenhoff  II,    209.    —    ')    Ob.   Słownik    geograficany.    —    »)   MUllenhoff  II, 
92—93. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   RBNEM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  95 

szczątki  pierwotnej  ludności  pozostały  nad  Ślęzą.  Silingowie  ci  pozo- 
stali zamienili  się  powoli  w  Słowian.  Do  tego  zdania  przychyla  się 
także  Meitzen  i). 

Według  MtłllenhoflFa  mieszkali  Słowianie  na  prawym  brzegu,  we- 
dług Meitzena  zaś  po  obu  brzegach  górnej  Wisły  i  w  Galicyi.  Byli 
zatem  sąsiadami  niemieckich  Silingów  i  mieli  ich  znać.  Mogliby  ich  znać 
rzeczywiście,  gdyby  tak  było,  jak  oni  to  przedstawiają,  choć  wiemy 
już,  że  stosunki  były  zupełnie  inne.  Ale  przypuściwszy,  że  tak  istotnie 
było,  nie  możemy  nie  wątpić,  że  po  wyniesieniu  się  Silingów  właśnie 
ci  Słowianie  pierwsi  zajęli  Szląsk,  którzy  najbliżej  nich  byli.  Zająwszy 
Szląsk.  wzięli  w  niewolę  i  pozostałych  mieszkańców  niemieckich,  nie 
dbając  z  pewnością  o  ich  zwierzenia  i  nabożeństwa.  Ale  że  ci  Słowianie 
nie  pozostali  na  Szląsku,  lecz  poszli  aż  do  Renu,  więc  zabrali  z  sobą 
także  cały  swój  dobytek  i  swoich  niewolników.  Za  nimi  zaś  przyszli 
inni  i  znowu  inni,  którzy  szli  za  tamtymi  coraz  dalej  i  zabrali  z  sobą 
co  poprzednicy  przypadkiem  zostawili.  Ci  zaś  Słowianie,  którzy  już 
zostali  na  Szląsku,  jako  pochodzący  z  najdalszych  okolic,  nic  z  pewno- 
ścią o  niemieckich  SiUngach  nie  słyszeli,  ani  śladów  ich  już  nie  zna- 
leźli pod  Sobótką.  Twierdzenie  zatem  MtiUenhoffa  nie  da  się  wcale 
uzasadnić  w  ten  sposób. 

Ale  czy  kiedykolwiek  niemieccy  Siliii<^owie  mieszkali  nad  Ślęzą? 
Pierwsza  wzmianka  pewna  o  Silingach  pochodzi  z  V  wieku  i  wspomina, 
że  „Wandali  nomine  Bilingi"  *)  osiedlili  się  w  Baetica  w  południowej 
Hiszpanii. 

Przedewszystkiem  należy  zwrócić  uwagę  na  to,  że  Silingi  nie  jest 
nazwą  plemienną,  lecz  patronymiczną ,  bo  y,ingi"  oznacza  członków 
pewnej  rodziny,  pewnego  rodu.  W  ten  sposób  Astingi  przedstawiają 
ród  królewski  Wandalów^);  jeżeli  zaś  Astingi  byli  rodem  wandal- 
skim.  nie  rozumiem  żadną  miarą,  dlaczego  Silingi  mają  być  narodem 
wandalskim.  Jeżeli  zaś  byli  rodem,  nikt  twierdzić  nie  może,  aby  ród 
ten  istniał  już  kilka  wieków  przedtem,  zwłaszcza,  że  o  nich  jest  ogólne 
milczenip.  ])o  wspomina  o  nich  tylko  Ptolemeusz.  Nie  kładę  wagi  na 
okoliczność,  że  Ptolemeusz  umieścił  ich  pod  Semnonami,  a  więc  między 
Odrą  a  Łabą,  bo  to  jest  rzecz  obojętna;  zachodzi  jednak  wątpliwość, 
czy  geograf  aleksandryjski  wogóle  mówił  w  swojej  Germanii  o  Silingach, 
bo  inne  rękopisy  jego  mają  „Hingae  i  Lingae",  a  w  drukach  łaciń- 
skich znajdujemy  w  tem  miejscu  „Lincae  i  Lingae";  forma  zaś  „Lingae" 
odpowiada,  jak  nadmieniliśmy  już,  nazwie  ruskiej  „Lach,  Lech"  nadanej 


*)  Meitzen  II,  U7— 148.  —    *)  Zeuss    str.  456.  —    »)  Mullenhoff  II ,   91.   Zeusa 
8tr.  461. 


96  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKT. 

Polakom.     Być  więc   możCj   że  Ptolemeusz   o  Polakach   miał   dwojaką 
relacyę;  w  jednej  nazywano  ich  „Lugii",  a  w  drugiej  ^Lingae". 

Ale  nawet  gdyby  się  okazało,  że  nazwa  „Silingae"  jedyna  jest 
uzasadniona,  to  logika  wymaga  widzieć  w  nich  przedewszystkiem 
Szlązaków  tam  mieszkających  od  najdawniejszych  czasów,  a  nie  Bilin- 
gów-Wandalów,  o  których  pierwsza  wieść  pochodzi  z  V  wieku  z  po- 
łudniowej Hiszpanii. 

Zresztą  Silinguwie  t.  j.  Wandalowie  nigdy  nie  mieszkali  na  Szlą- 
sku,  lecz  w  pobliżu  Gotów  daleko  od  Odry  i  Wisły. 

d.  Rozłączenie  Niemców  i  Skandynawczyków  nie  nastąpiło 
nad  Wista.    Tradycya   narodów  skandynawsko  -  germańskich  o  ich 

pochodzeniu. 

Hipoteza  postawiona  przez  uczonych  niemieckich,  jakoby  Niemcy 
zaludnili  całą  środkową  Europę,  jakoby  Słowianie  dopiero  po  nich  za- 
jęli swe  późniejsze  siedziby,  nie  dała  się  przeprowadzić  bez  zgwałcenia 
wszelkich  podstaw  historycznych  i  wszelkiej  logiki  i  krytyki. 

Twierdząc)  bowiem,  że  Germanowie-Niemcy  już  w  prawieku 
dziejów  szczepów  aryjskich  idąc  w  ślad  za  Celtami,  zajęli  kraje  od 
Wisły  do  Renu,  oraz  że  za  nimi  dopiero  przybyli  do  Europy  Aestiowie 
czyli  narody  litewskie,  które  opanowały  pobrzeże  bałtyckie  od  Di  winy 
do  Wisły,  oraz  Słowianie,  którym  różni  różne  przekazują  siedziby  od 
kraju  bajecznych  Melanchlaenów  i  Anthropofagów  począwszy  aż  do 
źróddt  Wisły. 

Mając  już  stałe  siedziby  w  Europie,  odłączyli  się  od  Germanów 
Skandynawczycy,  jak  twierdzi  MuUenhoff*),  i  przenieśli  się  drogą  lą- 
dową do  Skandynawii.  Twierdzenie  to  nie  liczy  się  wcale  ani  z  naturą 
ludzką  ani  z  doświadczeniem  na  dziejach  opartem,  że  narody,  szuka- 
jące lepszego  bytu,  lepszych  warunków  egzystencyi,  wybierają  się  ku 
stronom,  dokąd  dobrobyt  i  pomyślniej  szy  klimat  wabią.  Dla  tego  w  sta^ 
rożytności  i  wiekach  średnich  wszystko  ciągnie  ku  południowi  i  ku  za- 
chodowi,  do  krajów  słynących  od  dawna  z  bogactwa  i  dobrego  bytu. 

Gdyby  Germanom  koło  Wisły  było  za  ciasno,  zamiast  pójść  do 
Skandynawii  mało  obiecującej,  byliby  się  rzucili  przedewszystkiem  na 
ludy  sąsiednie,  aby  je  podbić  i  ujarzmić,  jak  to  rzeczywiście  wszędzie 
czynili,  aby  w  ten  sposób  bez  wielkiego  trudu  uzyskać  domy,  żywność 
i  niewolników  mogących  za  nich  pracować. 

Nie  jest  także  prawd opodobnem,  aby  morzem  udali  się  ku  północy, 

»)  .Miillenhoflf  lU,  167—168.  ")  Mttllenhoff  U,  77.  Ul,  170. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENEM    A    ŁABĄ    1    T.    D.  97 

bo  Tacyt,  który  jednak  z  wszystkich  pisarzy  starożytnych  najlepsze 
o  północy  ma  wiadomości,  nie  wspomina  nic.  aby  którykolwiek  z  na- 
rodów germańskich  słynął  z  żeglarstwa  lub  flotę  posiadał,  lecz  o  Skan- 
dy na  wczykach  wyraźnie  poświadcza:  „Suionum  hinc  ciyitates  ipso  in 
Oceano  praeter  viros  armaque  classibus  valent.  Forma  navium  eo  dif- 
fort,  quod  utrimque  prora  paratam  semper  appulsus  frontem  agit.  Nec 
yelis  ministrant  nec  remos  in  ordinem  lateribus  adiungunt''  etc.  ^). 

Nie  może  być  zatem  mowy  o  jakiejś  wędrówce  Germanów  z  nad 
Wisły  lub  wogóle  z  wybrzeża  morza  bałtyckiego  ku  Skandynawii; 
o  niej  nic  nie  wiedzą  ani  dzieje  ani  tradycye  narodów  germańskich 
i  skandynawskich.  Już  w  prawieku,  kiedy  ludy  aryjskie  zaczęły  zalu- 
dniać Europę,  Germanowie  czyli  raczej  Skandynawczycy  poszli  wprost 
do  Skandynawii,  zepchnięci  na  północ  przez  inne  szczepy  aryjskie. 

Skandynawia  zatem  jest  kolebką  wszystkich  narodów  germań- 
skich i  gookich,  jak  to  słusznie  zaznaczył  już  w  VI  wieku  po  Chr. 
Jordanes  mówiąc  IV,  2b:  „Ex  hac  igitur  Scandza  insula,  quasi  officina 
gentium  aut  certę  yelut  yagina  nationum''  etc. 

Uczeni  niemieccy  nie  uwzględniając,  czego  uczy  natura  i  trady- 
cya,  lecz  opierając  się  przy  tem,  że  cała  Europa  środkowa  zaludniona 
była  przez  Germanów,  znajdują  się  w  pewnym  ambarasie,  bo  mają 
przed  Bobą  liczne  nazwy  narodów,  które  według  ich  teoryi  miały  opu- 
ścić swoje  siedziby,  a  o  których  w  wędrówkach  ludów  germańskich 
niema  ani  śladu;  chwycili  się  dla  tego  rozmaitych  hipotez  identyfiku- 
jących jedne  plemiona  z  drugiemi,  a  gdzie  tradycye  plemienne  zanadto 
głośno  mówią,  negują  je  zarzucając  im  kłamstwo. 

Do  jakich  konsekwencyj  taka  metoda  prowadzi,  o  tem  niech 
świadczą  następujące  przykłady: 

Semnones  są  według  Mannerta  Geographie  der  Griechen  und 
Bomer  DI,  381  prawdopodobnie  tylko  przydomkiem  Longobardów. 
W  Schmidta  AUgemeine  Zeitschrift  ftlr  Geschichte  VIII  str.  247  Mttl- 
lenhoff  identyfikuje  Szwabów  jako  pokrewnych  narodu  markomańskiego 
z  Jutungami,  a  tych  ostatnich  z  Semnonami.  Według  Meitzena  II,  685 
Jutungami  są  także  Teutones.  Tenże  uczony  zestawia  I,  403  taki  szereg: 
Juthungen  =  Suapa  (Suavi)  =  Cyuvari  =  Teotonarii  =  Semnones. 
Semnonowie  jako  Szwabowie  stanowią  tutaj  „pars  Alamanorum"  a  ich 
siedzibą  to  Szwabia  naddunajska.  Według  Zeussa  zaś  (str.  457)  poszli 
Semnonowie  naprzód  jako  Swewowie  na  wschód,  a  stamtąd  z  Wanda- 
lami i  Alanami  do  Hiszpanii;  na  str.  81  zaś  miesza  ich  Zeuss  z  Ca- 
rinami. 


^)  Germania  46. 

Rozprawy  Wydz.  hlst.-flloz.  T.  XL. 


98  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Lygii.  Według  Grimma  Gcschichte  der  deutschen  Sprache  802 
są  Lygiowie  i  Burgundowie  w  gruncie  rzeczy  jedno  i  to  samo.  Zieuss 
str.  143  ma  Mugilones  za  Burgundów,  a  Lygiów  za  Wandalów  (str. 
444);  tak  samo  Meitzen  I,  408,  który  II,  146  do  nich  liczy  i  Azdingów. 

Arii.  W  Nordalbingische  Studien  I,  134  uważa  Mullenhoff  Ariów 
lub  Hariów  za  Herulów;  Grinmi  zaś  Geschichte  der  deutschen  Sprache 
str.  712  bierze  Suardones  za  Herulów,  a  str.  470  zestawia  Hirri=He- 
ruli.  Suardones  ma  Zeuss  str.  154  za  jedno  z  Pharadeini. 

Nahanarvali.  W  Haupta  Zeitschrift  ftir  deutsches  Alterthum 
1X5  255  utrzymuje  MtlllenhoflF,  że  Nahanarvali  i  Victuali  lub  Victohali 
są  jednym  i  tym  samym  narodem;  on  też  zestawia  tamże  XII,  str.  347 
Nahanarvalów  z  Azdingami. 

Nuithones.  Według  Grimma  Geschichte  etc.  I,  500,  716  Ju- 
thones  =  Vithones  czyli  Nuithones;  Nuithones  zaś  zestawia  Munck: 
Die  Insel  der  Nerthus  in  Pfeiffers  Germania  IV,  str.  399  z  Witami 
i  Gepidami;  Zeuss  identyfikuje  Gepidów  z  Sigipedes,  Sicobotes. 

Lemovii  i  Rugi  i.  Mttllenhoff  w  Nordalbingische  Studien  I,  123 
uwtiźsL  Rugiów  i  Lemowiów  za  Sidini  Ptolemeusza,  Ruticlei  zaś  są 
według  niego  =  Turcilingi  =  Lemovii.  Ostatni  może  są  tym  samym 
narodem  co  Sibini  Strabonowi  i  Sidini  Ptolemeuszowi  (Haupt  Zeitschrift 
IX,  str.  52). 

Przykładów  na  teraz  zdaje  mi  się  dosyć;  dowodzą  one,  jak  chao- 
tyczną przedstawia  się  wielka  Germania  w  oczach  germanistów  i  ich 
zwolenników.  Ale  inaczej  być  nie  może;  co  przeciw  logice  się  poczęło, 
może  wydać  tylko  rezultat  nielogiczny,  potworny. 

Wbrew  zatem  dotychczasowym  hipotezom  uczonych  niemieckich 
twierdzimy  stanowczo,  że  wszyscy  Germanowie  wyszli  kiedyś  ze  Skan- 
dynawii, że  Skandynawia  jest  ich  wszystkich  wspólną  ojczyzną. 

Nic  dziwnego  zatem,  że  nazwy  narodów,  które  najpóźniej  opuściły 
Skandynawią,  odszukać  tam  jeszcze  można.  Jak  na  stałym  lądzie  spo- 
tykamy Gotów  i  Greutungów,  Rugów  i  Harudów,  tak  powtarzają  się 
w  południowej  Szwecyi  Gautor  i  Evagreotingi ,  a  w  Norwegii  Rygir 
i  Hordar.  Skiringssaal  nad  zatoką  krystyańską  i  Skiringen  prz3rpomi- 
nają  Scirów,  którzy  razem  z  Gotami  występując). 

Aryjczycy  przybywszy  w  prawieku  do  Skandynawii  znajdowali 
z  początku  dostateczne  warunki  życia  wzdłuż  morza  i  w  pobliskich 
dolinach,  gdzie  klimat  był  łagodniejszy. 

Gdy  się  jednak  rozmnożyli,  położenie  ich  stawało  się  coraz  tru- 
dniejsze, a  walka  o  byt  coraz  cięższa.    Otoczeni  morzem,  które  często 


')  Mttllenhoff  lY,  121.  Meitoen  I,  41. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY    RENEM    A   ŁABĄ    I    T.    D.  99 

-wdziera  się  głęboko  w  kraj,  zmuszeni  byli  korzystać  t  akźe  z  rybołów- 
stwa;   rybołówstwo   zaś    dało   im   sposobność    oswajania  się  z  morzem 
i  budowania    czółen    i   okrętów.     Wprawiwszy   się   w  nowe    rzemiosło 
i  nabrawszy  doświadczenia,  oddalali  się  coraz  bardziej  od  lądu,  a  do- 
tarłszy do  sąsiednich  wysp,  których  nie  mało  było  w  niezbyt  wielkiem 
oddaleniu  od  kraju,  zawładnęli  niemi  i  posuwając  się  coraz  dalej,  do- 
stali się  do  przeciwległego  brzegu,  gdzie  inne  narody,  Czuchońcy,  Slo- 
ganie i  Celtowie  żyli  w  korzystniejszych  od  nich  warunkach.  Dobrobyt 
obcych  zachęcał  śmiałych  żeglarzy  północnych,  aby  przywłaszczyć  sobie 
ich  mienie,  bo  plony  w  ten  sposób  zdobyte  zapewniły  im  dostatek  bez 
pracy  uciążliwej,  zwłaszcza,  że  pokonani  przez  nich  krajowcy  prawem 
wojennem  stali  się  ich  łupem   t.  j.  ich  własnością   czyli  niewolnikami. 
Bozwijało  się  u  nich  korsarstwo  na  wielką  skalę;    rozbójnicy  skandy- 
nawscy stali  się  postrachem  całego  świata,  mianowicie,  gdy  wyprawili 
się  na  obce   kraje    w  liczne   okręty    z  liczną   załogą.    Rozbójnicy   owi 
nazywali  się  wikingami  lub  waregami  i  dziś  ich  tak  nazywają,   a  do- 
wódcy wypraw  mienili  się  być  królami  morskimi.    Rozumie  się  samo 
przez  się,  że  wyprawy  morskie  w  dalekie  strony  nie  dały  się  uskute- 
cznić bez  pewnej  organizacyi  wojskowej,   bez  wodza,   który  kierował, 
bez  wiarusów,  którzy  szli  za  jego  rozkazem.  Tą  organizacyą  wojskową 
górowali   Skandynawczycy  nad  wszystkimi  prawie  ludami,   z  którymi 
się  spotykali  i  dla  tego  nic  dziwnego,  że  zdołali  nie  tylko  usadowić  się 
w  obcych  krajach,  lecz  także  zakładać  państwa,  z  których  jedno  prze- 
trwało  do  czasów   dzisiejszych.     Znane  są   powszechnie  ich   wyprawy 
korsarskie,  poczynające  się  od  8-go  wieku  na  Anglię,  Francy ę,  na  morze 
Śródziemne  itd.;  to  samo  miało  miejsce  i  na  wschodzie,  gdzie  przybysze 
ze  Skandynawii  t.  zw.  Waregowie  nie  tylko  przechodzili  przez  Ruś  do 
Orecyi,  lecz  także  na  samej  Rusi  zakładali  państwa,  z  których  wyrosło 
dzisiejsze  carstwo  rosyjskie.   Nie  ulega  wątpliwości,  że  wybrano  drogę 
najdogodniejszą  i  że  Waregowie  szli  szlakami  Gotów,  których  ludoruchy 
ze  swoimi   przewrotami  zatrzeć   nie  zdołały.    Drogę  tę   opisuje  Nestor, 
ale  w  odwrotnym  kierunku,  bo  z  Grecyi  do  Skandynawii:    „Gdy  Po- 
lanie (naddnieprscy)  żyli  z  osobna  po  górach  tych,  był  szlak  z  Warę- 
gów  do  Grecyi,   a  z  Grecyi  Dnieprem;   u  wierzchowiny  Dniepru  był 
włok   do  Łowoty;   Łowotą  wejdziesz   w  wielkie  jezioro  Newo;  jezioro 
to  ma  swój  odpływ  w  morze  waręgalde"  itd. 

Relacyę  Nestora  akceptuje  i  Meitzen  ^),  który  o  tem  tak  się  roz- 
wodzi: „Okręty  Waregów,  których  doskonałe  urządzenie  znał  już  Tacyt, 
^ak  były  zbudowane,   że  w  razie  potrzeby   załoga  mogła  je  nosić.  Na 


')  MeiŁsen  U,  499. 

7* 


100  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

walcach  toczono  je  nieraz  przez  kraj,  ą  od  Łowoty,  dopływu  południo- 
wego jeziora  ilmeńskiego,  aż  do  najbliższych  dopływów  Dźwiny,  od 
Kaspelii  do  Dniepru  zakładano  włoki  czyli  koleje  drzewne,  po  których 
ciągniono  okręty  przez  wzgórza  dzielące  wody  uchodzące  z  jednej 
strony  do  morza  bałtyckiego,  z  drugiej  do  morza  Czarnego. 

Roku  6367  (859)  Waręgowie,  powiada  Nestor,  z  za  morza  przy- 
chodząc, brali  dań  od  Czudów  i  od  Słowian,  od  Merów  i  od  Wesów 
i  EIrywiczów  itd. 

Roku  6370  (862)  wygnali  Waręgów  za  morze;  co  dalej  Nestor 
opowiada,  jakoby  wskutek  niezgody  narody  czuchońskie  i  słowiańskie 
zaprosiły  Rasów  z  za  morza  do  ciebie,  jest  naturalnie  bajką  późniejszą, 
powstałą,  gdy  Waręgowie  już  byli  zniszczeni,  bo  nie  chcieli  >vówczas 
uchodzió  za  uciemiężycieli ,  lecz  za  przyjaciół  ludu  ruskiego.  W  dal- 
szym ciągu  opowiada  ów  kronikarz:  „I  wybrali  się  trzej  bracid  — 
jąk  i  w  mycie  o  aynach  Manna  —  z  rody  swoimi,  wzięli  z  sobą 
^3zystką  Ruś  i  przyszli  do  Słowian  naprzód  i  obwarowali  gród  Ładogę 
i  osiadł  Ruryk  najstarszy  w  Ładodze,  a  drugi  Sineus  w  Białem  jezior 
rze,  a  trzeci  Truwor  w  Izborsku ...  Po  dwóch  zaś  latach  umarł  Sineus 
i  ^fcąt  jego  T^ruwor  i  obj^  Ruryk  sam  wszystką  ziemię  i  przyszedłszy 
joad  ^mer  ^),  obwarował  gród  nad  Wołchowem  i  nazwał  go  Nowogrodem 
i  psiądł  w  nim  jako  książę  i  rozdawał  dostojnikom  swoim  włości 
i  grody...  I  byli  u  niego  (Curyka)  dwaj  męże  ani  plemiiennicy  jego 
Bfń  bojarowie  i  wyprosili  się  u  niego  do  Garogrodu  wraz  z  rodem 
ęwp^'  I  poszli  Dnieprem . . .  Owóż  Oskold  i  Dir  zostali  w  grpdzie  tym 
.(Kijó;w)  i  zgroinadzili  mnóstwo  Waręgów  i  poczęli  władać  Polską  (nad- 
^niepr&k^),  podczas  gdy  ^uryk  w  Nowogrodzie  panował. 

Roku  6387  (879)  umarł  Ruryk,  oddawszy  rząd  państwa  Olegowi, 
^t(^y  Jbył  z  rodu  jego,  oddal  mu  też  w  opiekę  syna  swego  Igora;  był 
bowiem  bardzo  młody. 

Roku  6390  (882)  wyprawił  się  Oleg,  zebrawszy  mnóstwo  wojska 
z  Waręgów,  Czudów,  Słowian,  Merów,  Wesów  i  Krywiczów  i  przyszedł 
do  Smoleńska  na  Krywiczów  i  wziął  gród  i  osadził  swymi  ludźmi. 
Stąd  poszedł  w  dół  i  wzi^  Lubecz  i  osadził  swymi  ludimi.  Przy- 
szedłszy Oleg  ku  górom  kijowskim,  ujrzał,  że  Oskold  i  Dir  tu  panują... 
Zabito  Oskolda  i  Dira ...  i  osiadł  Oleg  na  księstwie  w  Kijowie . . .  Ten 
zaś  Oleg  począł  stawiać  grody  i  nałożył  dań  na  Słowiany,  Krywicze 
i  Mery  i  postanowił  dawać  dań  Waręgom  z  Nowogrodu  grzywien  300 
co  rok  dla  pokoju  i  dawano  ją  Waręgom  do  śmierci  Jarosława^. 

Wypisałem  tutaj  umyślnie  podanie  Nestorowe  w  obszemem  stre- 


^)  Na  mapach  nazjwa  się  to  jezioro  zwykle  „Ilmen' 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    REKEM    A    ŁABĄ    I   T.    D. 


lOl 


szczenią,  bo  objaśnia  nas,  w  jaki  sposób  te  zabory  nastąpiły,  jak  Skan- 
dynaitczycy  uzyskawszy  niektóre  punkta  położone  w  pobliżu  morza, 
ufortyfikowali  je,  ludy  sąsiednie  zniewolili  do  poddaństwa  i  powoli 
posuwali  się  dalej  ku  południowi.  Nie  trzeba  tylko  myśleć,  jakoby  to 
wszystko  działo  się  w  przeciągu  lat  kilkunastu,  jak  Nestor  pisze;  na 
to  potrzeba  było  co  najmniej  lat  kilkadziesiąt,  a  może  i  wiele  więcej. 

Fakta  zatem  świadczą,  że  Skandynawczycy  najeżdżali  Europę 
przez  wiele  wieków;  co  się  stało  za  wieków  średnicb,  staó  się  mogło 
także  już  za  czasów  rzymskich  i  greckich,  chociaż  wyprawy  ich  kor- 
sarskie nie  były  takie  głośne,  jak  później,  gdyż  skierowane  były  ^rze-^ 
ciw  ludom,  nie  posiadającym  jeszcze  ścisłej  organizacyi  państwowej 
śid  wyższej  kultury;  dla  tego  czyny  ich  przeminęły  bez  świadectw 
ze  strony  zaczepionych,  ale  echo  ich  przechowało  się  w  tradycyach 
owych  narodów  skandynawskich,  które  potem  utworzywszy  pańdtwa,- 
odgrywały  ważną  rolę  w  dziejach  Europy. 

Waregowie  nie  byli  pierwszymi  najezdcami  Czuchońców  i  Rudi, 
oni  szli  tylko  drogą  wskazaną  sobie  przez  Gotów,  którzy  nie  wiedzieó 
kiedy,  prawdopodobnie  już  przed  naszą  erą  zaczęli  przenosić  się  ku 
kresom  fińskim  i  słowiańskim.  Wędrówkę  ich  opisuje  dokładnie  biskup 
Jordanes,  Got  z  pochodzenia,  który  czerpał  i  z  tradycyi  narodowej 
i  z  zaginionych  dzieł  gockich  historyków. 

Już  I,  9  mówi  on  wyraźnie:  „Habet  is  ipse  inmensus  pelagud  in 
parte  artoa  id  est  septentrionali  amplam  insulam  nomine  Scandzam, 
unde  nobis  sermo,  si  Dominuś  iubaverit,  est  adsumpturus,  quia  genis, 
cuius  originem  flagites,  ab  huius  insulae  gremio  yelut  ez£i- 
men  apium  erumpens  in  terram  Europae  advinit". 

O  samej  wędrówce  Gotów  rozpisuje  się  Jordanes  w  ten  sposób 
IV,  25:  „Ex  hac  igitur  Scandza  insula,  quasi  officina  gentium  aut  certę 
velut  yagina  nationum  [Qt)thi]  cum  rege  suo  nomine  Berig  quondam 
memorantur  egressi:  qui  ut  primum  e  navibus  exientes  terras  attige- 
runt,  ilico  nomen  loci  dederunt.  Nam  odiequ6  illic,  ut  fertur,  Gotiscandza 
Tocatur". 

IV,  26.  „Unde  mox  promoventes  ad  sedes  Ulmerugorum,  qui 
tunc  Oceani  ripas  insidebant,  castra  metati  sunt  eosque  commisso 
praelio.  propriis  sedibus  pepulerant  eorumque  vicinos  Vandalos  iam 
tunc  subiugantes  suis  aplicavere  victoriis.  Ubi  vero  magna  populi  nu- 
merositate  crescente  et  iam  pene  quinto  rege  regnante  post  Berig,  Fi- 
limer  filio  G^darigis,  consilio  sedit,  ut  exinde  cum  familiis  Gothorum 
promoveret  exercitus". 

IV,  27.  „Qui  aptissimas  sedes  locaque  dum  quereret  congrua, 
peryenit  ad  Scythiae  terras,  quae  lingua  eorum  Oium  yocabatur''. 


102  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

IV,  28.  „...ad  gentem  SpaJorum...  exmdeque  iam  velut  yictores 
ad  extremam  Scythiae  partem,  quae  Ponto  mari  yicina  est,  properant* 
quemadmodum    et   in  priscis    eorum   carminibas   pene   storicu   ritu   in 
commune  recoletur". 

Według  własnej  zatem  tradycyi  Gotowie,  wychodząc  ze  Skandy- 
nawii, przybyli  do  kraju  lub  raczej  wyspy,  którą  zwali  Gothiscandza; 
jest  to  wyspa  Gothland.  Stamtąd  wyruszywszy,  naturalnie  na  okrętach, 
przybyli  do  nadmorskich  Ulmerugów  t.  j.  do  Rugów,  siedzących  od 
ilmeńskiego  jeziora  aż  do  morza,  których  wypędzili  z  siedzib  również 
jak  ich  sąsiadów  Wandalów. 

Stąd  wynika,  że  Rugowie  i  Wandalowie  pierwsi  wyszli  ze  Skan«- 
dynawii  i  to  przed  Gotami,  z  którymi  odtąd  łączy  ich  pewna  wspólność 
dziejów.  Tutaj  nad  morzem  siedzieli  około  stu  lat,  bo  dopiero  za  Fili- 
mera,  będącego  piątym  królem  po  Berigu,  który  ich  wyprowadził 
z  ojczyzny,  wyruszyli  w  dalszą  drogę  i  przeszli  do  Scytyi,  zwanej 
„Oium,  lub  Ouim,  Ovin",  co  niewątpliwie  oznacza  t.  zw.  Vinland  czyli 
kraj  Tacytowych  Wenedów. 

Scytya  bowiem  jest  u  Jordanesa  to  samo,  co  Sarmacya  u  Ptole- 
meusza, bo  oznacza  kraj  na  wschód  Germanii  leżący;  mówi  bowiem 
V,  31:  „Haec,  inąuam,  patria  id  est  Scythia  longe  se  tendens  lateque 
aperiens,  habet  ab  oriente  Seres  in  ipso  sui  principio  litus  Caspii  maris 
commorantes;  ab  occidente  Germanos  et  flumen  Yistulae;  ab  arctu  id 
est  septentrionali  circumdatur  Oceano,  a  meridie  Persida,  Albania,  Hi- 
beria,  Ponto  atque  extremo  alveo  Istri,  qui  dicitur  Danubius  ab  ostea 
sua  usque  ad  fontem". 

W  dalszjrm  pochodzie  dotarli  przez  kraj  Spalów  Herodotowych 
aż  do  Czarnego  morza. 

Hermanryk,  ostatni  król  gocki  na  wschodzie  panujący,  miał  pod 
swoją  władzą  Golthescytha,  Thiudos,  Inaunxis,  Vasinabroncas,  Merens, 
Mordens,  Imniscaris,  Rogas,  Tadzans,  Athaul,  Navego,  Bubegenas,  Cal- 
das  ^),  oraz  Herulów  *),  mieszkających  nad  Meotydą.  I  Venedów  podbił, 
jak  Jordanes  twierdzi,  choć  jZ  natury  rzeczy  wynika,  że  musieli  od 
dawna  już  podlegać  panowaniu  Gotów,  skoro  pochód  od  jeziora  Ilmen 
prowadził  ich  przez  kraje  słowiańskie. 

Państwo  gockie,  dzierżące  pod  swojem  berłem  narody  słowiańskie, 
czuchońskie  i  skandynawskie,  rozprysło  się  jednak  jak  bańka  mydlana, 
gdy  Hunnowie  rozpoczęli  swój  pochód  na  Europę. 

Razem  z  Gt)taini  przybyli  na  stały  ląd  według  Jordanesa  i  Ge- 
pidowie;  mówi  bowiem  XVII,  94 — 95:   „meminisse  debes  me  in  initio 

')  Jordanes  XX  Ul,  116. 

*)  Jordanes  XXIII,  117.  Herulowie  i  Hirri  są  prawdopodobnie  jedno  i  to  samo- 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENEM    A   ŁABĄ    I    T.    D.  103 

de  Scandzae  insalae  gremio  Gothos  dixi8se  egressos  cum  Berich  rege 
Buo,  tribus  tantum  nayibus  vectos  ad  ripam  Oceani  citeńoris  id  est 
Grothiscandza;  ąuarnm  trium  una  nayis...  tardior  nancta  nomen  genti 
fertur  dedisse.  nam  lingua  eorum  pigra  „gepanta"  dicitur.  Hinc  factum 
est,  ut  paulatim...  nomen  eis  ex  convicio  nasceretur  Gepidas.  Nam 
sine  dubio  exQothorum  prosapia  ethi  trabent  originem. 

Pierwotnycb  zatem  siedzib  Gepidów  należy  szukać  w  pobliżu 
Gotów  i  jeziora  ilmeńskiego.  Jordanes  wprawdzie  wspomina  o  wyspie 
otoczonej  „Yisclae  amnis  vadis" ');  zdaje  mi  się  jednak,  że  się  myli, 
gdyż  przy  ujściu  Wisły  niema  i  nie  było  żadnych  ani  większych  ani 
mniejszych  wysp;  znajdują  się  zaś  takie  przy  ujściu  Dżwiny,  miano- 
wicie Ozylia,  gdzie  zatem  z  początku  Gepidowie  prawdopodobnie  mie- 
szkali. I  Burgundowie  mieszkali  niedaleko  nich. 

Z  innych  plemion  pochodzenia  niewątpliwie  skandynawskiego 
mieszkali  w  pobliżu  Gotów  Lemovii  obok  Rugiów,  prawdopodobnie 
nad  Newą,  gdzie  rzeka  Lemowża  jeszcze  ich  nazwę  przypomina. 

Scirowie  osiedli  się,  jak  się  zdaje,  w  Kurlandyi^),  gdzie  wiele 
nazw  miejscowych  przechowało  ich  pamięć. 

Tak  przedstawiają  się  początkowe  dzieje  plemion  wandilskich 
czyli  skandynawskich  według  własnej  tradycyi  w  pieśniach  i  pismach 
przechowanej,  której  niewątpliwie  więcej  należy  ufać,  aniżeli  uczonym 
a  przewrotnym  hipotezom  germanistów  niemieckich. 

Ale  i  Germanowie  sami  mieli  podobne  tradycye;  niema  prawe 
żadnego  plemienia  wybitniejszego,  któreby  się  nie  chlubiło,  że  skądinąd 
pochodzi,  a  gdzie  tradycya  zagasła,  tam  wymyślano  sobie  bajeczki 
o  Trojanach  i  wojsku  Aleksandra  Wielkiego^). 

Wybitną  rolę  odgrywali  w  dziejach  Lan<^obardowie  i  dla  tego 
nie  można  się  dziwić,  że  liczne  przechowały  się  relacye  o  ich  pocho- 
dzeniu ze  Skandynawii,  które  mniej  więcej  zgodne  są  z  sobą,  a  prze- 
ważnie tylko  Ipod  względem  stylistycznym  się  różnią.  „Origo  genti  s 
Langobardorum"^),  ułożony  w  środku  VII  wieku,  podaje  taką  opowieść: 
„Est  insula,  qui  dicitur  Scadanan,  quod  interpretatur  excidia,  in  par- 
tibus  aquilonis,  ubi  multae  gentes  habitant;  inter  quos  erat  gens  parva, 
quae  Winnilis  vocabatur.  Et  erat  cum  eis  mulier  nomine  Gambara, 
habebat  duos  filios;   nomen   uni  Ibor   et  nomen   alteri  Agio;    ipsi  cum 


^)  Jordanes  XVII,  96. 
*)  Śafarik:  Slav.  Alterthamer  I,  435. 

^)  Bajeczki  te  aczone   może   przyczyniły  sie   właśnie    do  tego,   że  o  prawdziwej 
tradycyi  zapomniano.  Podobnie  ma  się  rzecz  z  Saksończykami. 

*)  Mon.  Ger.  Hist.  Script.  rer.  Langobardorum  et  Ital.  saec.  VI — IX,  str.  2 — 3. 


104  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

matre  sua  nomine  Qambara  principatum  tenebant  super  Winniles. 
Moyerunt  se  ergo  duces  Wandalorum  id  est  Ambri  et  Assi  cum  exer- 
citu  suo  et  dicebant  ad  Winniles:  Aut  solvite  nobis  tributa  aut  prae- 
parate  yos  ad  pugnam  et  pugnate  nobiscum!  Tunc  responderunt  Ibor 
et  Agio  cum  matre  sua  Gambara:  Melius  est  nobis  pugnam  praeparare, 
quam  Wandalis  tributa  persolvere.  Tunc  Ambri  et  Assi  hoc  est  duces 
Wandalorum  rogaverunt  Godan,  ut  daret  eis  super  Winniles  yictoriam 
Eo  tempore  Gambara  cum  duobus  filiis  suis  id  est  Ibor  et  Agio^  qui 
principes  erant  super  Winniles,  rogaverunt  Fream  [uxorem  Godan], 
ut  ad  Winniles  esset  propitia.  Tunc  Frea  dedit  consilium,  ut  sol  sur- 
gente,  venirent  Winniles  et  mulieres  eorum,  crines  solutae  circa  faciem 
in  similitudinem  barbae  et  cum  yiris  suis  yenirent.  Tunc  luciscente 
sol  dum  surgeret,  girayit  Frea,  uxor  Godan,  tectum,  ubi  recumbebat 
yir  eius,  et  fecit  faciem  eius  contra  orientem  et  excitayit  eum.  Et  ille 
aspiciens  yidit  Winniles  et  mulieres  eorum  habentes  crines  solutas  circa 
faciem  et  ait:  Qui  sunt  isti  longibarbae?  Et  dixit  Frea  ad  Gt>dan: 
Sicut  dedisti  nomen,  da  illis  et  yictoriam.  Et  dedit  eis  yictoriam,  ut, 
ubi  yisum  esset,  yindicarent  se  et  yictoriam  haberent.  Ab  illo  tempore 
Winniles  Langobardi  yocati  sunt". 

2)  Et  moyerunt  se  exinde  Langobardi  et  yenerunt  in  Golaidam 
et  postea  possiderunt  aldonus  Antbaib  i  Bainaib  seu  et  Burgundaib  etc. 

Tradycja  longobardzka  jest  bardzo  zamącona,  a  bardziej  jeszcze 
zaciemnili  ją  Paweł  dyakon  i  Historia  Langobardorum  codicis  Go- 
thani  itd. 

Z  Tacyta  i  innych  pisarzy  starożytnych  wiemy,  źe  Langobardo- 
wie  mieszkali  na  lewym  brzegu  dolnej  Łaby  i  byli  narodem  swewskim 
czyli  słowiańskim;  nie  przeczy  temu  bynajmniej  nazwa  niemiecka 
temuż  narodowi  nadana  —  jak  ów  naród  się  nazywał  po  swojemu, 
nie  wiadomo  1)  —  bo  grecka  nazwa  nie  czyni  Antropofagów  i  Melan- 
chlenów  Grekami,  ani  celtycka  Germanów  Celtami. 

Skoro  Godan  przyrzekł  Wandalom  zwycięstwo,  a  Freja  poradziła 
Winnilom,  aby  kobiety  ich  z  włosami  rozpuszczonymi  na  około  twarzy 
wraz  z  mężami  stanęły  w  oznaczonym  czasie  przed  obliczem  G^dana, 
to  widać,  że  udając  brodaczów,  mieli  podstępnie  ubiedz  Wandalów. 
Wandalowie  zatem  byli  właściwymi  Langobardami.  Według  podania 
Winniles  od  owej  chwili  otrzymali  nazwisko  Langobardów,  co  należy 
tłumaczyć  w  ten  sposób,  że  pobiwszy  Langobardów  zajęli  ich  ziemię 
albo  gwałtem  albo  podzielili  się  nią  z  nimi  na  podstawie  dobrowolnych 
układów,  wskutek  czego  przyjęli  także  nazwisko  zwyciężonych;  jest  to 


*)  Domysł  nasz  później  wypowiemy. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENEM   A   ŁABĄ    I    T.    D.  105 

zjawisko  powtarzające  się  nieraz  w  dziejach,  że  wspominam  tylko 
o  dzisiejszych  Prusakach,  którzy  przejęli  nazwisko  swoje  od  plemienia 
litewskiego  przez  nich  wytępionego. 

Nazwa  Wandalów  oznacza  w  tym  wypadku  to  samo,  co  Słowianie. 
Ale  i  wyraz  Winniles  przypomina  tak  dalece  nazwę  Winulów  czyli 
Wendów,  że  w  późniejszych  czasach  Langobardów  włoskich  po  prostu 
uważano  za  Słowian  „unde  usque  hodie  Sclayi,  qui  fuerant  genere 
Langobardi^  ^). 

Langobardowie  późniejsi  nie  byli  z  pewnością  czystym  narodem 
germańskim,  lecz  musieli  po  części  zlać  się  z  narodem  podbitym  i  dla 
t^o  panuje  także  pod  względem  religijnym  u  nich  pewne  zamieszanie. 
Wandalowie  =  Langobardowie  słowiańscy  bowiem  modlą  się  do  Gk>- 
dana  czyli  Wodana,  boga  Skandynawczyków,  Winniles  natomiast  do 
Frei,  która  tuta]  uchodzi  za  żonę  Qodana,  podczas  gdy  zwykle  jest 
nią  Frigg.  Zagi  skandynawskie  obydwie  wyróżniają  n.  p.: 

So  mogen  milde 
Mftchte  dir  helfen 
Frigg  und  Freya^) 
i  uważają  Freję   za  boginię   pochodzenia   wendyjskiego,    której   miano 
słowiańskie  było  zapewne  „Pfyja". 

Są  to  niewątpliwie  objawy  i  skutki  długoletniego  obcowania  Skan- 
dynawczyków z  Langobardami  słowiańskimi. 

Droga,  którą  Skandynawczycy  przebyli  ze  Skandynawii  aż  do 
późniejszych  swoich  siedzib  w  Pannonii,  jest  bardzo  niejasna;  T^regio 
bowiem,  quae  appellatur  Scoringa",  do  której  naprzód  przybyli,  oznacza 
zachodnie  pobrzeże  Norwegii.  Mauringa  zaś  zachodnią  część  Germanii 
od  morza  do  Dunaju;  Anthaib  i  Bainaib  są  to  samo,  co  kraj  Antów 
i  Wendów  czyli  Słowian.  Jeżeli  zaś  Historia  Langobardorum  codicis 
Gk>thani  z  początku  IX  wieku  wspomina  o  bitwie,  stoczonej  w  owym 
pochodzie  „in  Beowinidis",  to  niewątpliwie  ma  na  myśli  Czechy,  któ- 
rędy rzeczywiście  droga  ich  prowadziła  do  Burgundaib  t.  j.  do  kraju 
Burgundów  nad  Dunajem  w  Pannonii. 

Po  Agionie,  który  owych  Skandynawczyków  wyprowadził  z  pół- 
nocy nad  Łabę.  miało  panować  do  roku  487  —  „illo  tempore  exivit 
rex  Audoacheri  de  Rayenna  cum  exercitu  Alanorum  et  venit  in  Rugi- 
lande  et  expugiia/it  Rugos  et  occidit  Theuvane  regem  Rugorum  secum- 
que  multos  captiros  duxit  in  Italiam.  Tunc  exierunt  Langobardi  de 
suis  regionibus   et   habitaverunt  in  Rugilande   annos   aliquantos"  ^  — 


*)  Mon.  Ger.  Hist.  SS.  XXIL  Ptr.  484  przyp. 

*)  Die  Lygier  96  i  109.  ')  Origo  goutis  Langobardorum  3. 


106  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

pięciu  królów:  Agilmund,  Lacamicho,  Letui,  Aldihoc  i  Godehoc;  przy- 
puściwszy, źe  każdy  z  nich  przeciętnie  rządził  około  lat  30,  to  od  czasu 
wyjścia  ze  Skandynawii  przeszło  mniej  więcej  180 — 200  lat;  najechali 
zatem  Langobardów  i  ich  kraj  dopiero  w  końcu  HI  wieku  po  Chr. 

Saksonów,  którzy  dziś  ze  wszystkich  plemion  niemieckich  dzierżą 
największe  przestrzenie,  bo  od  Renu  aż  do  Inflant  i  Estonii,  Tacyt 
jeszcze  nie  znał.  Pierwszy  o  nich  wspomina  Ptolemeusz,  przeznaczając 
im  siedziby  za  ujściem  Łaby,  ale  jego  dokładność  mało  budzi  zaufania 
jak  gdzieindziej,  tak  i  tutaj,  bo  prawdopodobnie  siedzieli  wyżej  w  Szle- 
zwiku lub  w  Jutlandyi  nad  brzegiem  morza  północnego.  Pomimo, 
że  Ptolemeusz  rozróżnia  Saksonów  od  Cherusków,  których  zupełnie 
gdzieindziej  pomieścił,  uczeni  niemieccy  uważają  właśnie  ostatnich  ra- 
zem z  Chaukami  i  Angrivariami  za  protoplastów  tamtych,  a  Meitzen  ^) 
nawet  wyprowadza  ich  wraz  z  Frankami  z  okolic  nadłabskich  i  nad- 
salskich,  jednych  ku  dolnej  Łabie,  a  drugich  ku  dolnemu  Eenowi. 

Tymczasem  Saksonowie  już  od  połowy  III  wieku  po  Chr.  znani 
są  jako  niebezpieczni  rozbójnicy  morscy  i  lądowi  '^),  a  od  r.  350  są 
postrachem  całej  Gallii.  Cesarz  Walentynian  pobił  ich  hufce  nad  Renem 
pod  Dziewicanu  (Deutz,  Divitia),  a  r.  370  zniszczono  jedną  z  ich  wy- 
praw morskich.  W  czwartym  i  piątym  wieku  zagnieździli  się  tak  da- 
lece na  pobrzeżu  północnem  Gallii,  że  nazywano  je  „litus  Saxonicum"  **). 
Gdy  Frankowie  posuwali  się  ku  zachodowi,  Saksończycy  zajęli  wyspy 
leżące  przed  ujściem  Ligery;  niedługo  potem  osiedlili  się  pod  Bayeux 
i  Nantes*).  Roku  449  przenieśli  się  wraz  z  Anglami  do  Anglii,  gdzie 
się  usadowili  we  wschodnich  ziemiach. 

To  wszystko  przemawia  za  narodem  od  dawna  mieszkającym  nad 
morzem  i  oswojonym  z  żeglugą.  Cheruskowie  zaś  i  Angrivariowie  mie- 
szkali daleko  od  morza,  a  Chaukowie  należeli  raczej  do  Fryzów  ani- 
żeli do  Saksonów. 

Że  zaś  Saksonowie  siedzieli  pierwotnie  poza  obrębem  późniejszych 
swych  siedzib,  wynika  z  tradycyi,  która  zgodnie  donosi,  że  z  za  morza 
przybyli  do  Niemiec,  że  tutaj  w  ten  sam  sposób  się  usadowili,  jak 
gdzieindziej,  lecz  z  większym  sukcesem. 

Najdawniejszy  ich  kronikarz  Widukind,  zakonnik  z  Korbei,  z  po- 
chodzenia Sas,  podaje  o  ich  przybyciu  do  Niemiec  taką  relacyę: 

I,  2:    Nam  super  hac  re    (origine  gentis)    varia   opinio   est,   aliis 


^)  Meitzen  II,  15. 

*)  Meitzen  II,  25  „gefahrliche  Seerftuber.  —  Dahu:  Urgeschichte  der  germani- 
schen  and  romanischen  Yolker  4,  176  „rasche  Eiiuber  zu  Wasser  und  zu  Land. 
'*)  Meitzen  I,  508.  *)  Dahn  IV,  176.  —  Zeusa  384. 


o   SŁOWIANACH    MIĘDZY   KBKEM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  107 

arbitrantibns  de  Danis  Northmannisque  originem  duxisse  Saxo- 
nes,  aliis  autem  aestimantibas ,  nt  ipse  adolescentulus  audiyi  quendain 
praedicantem ,  de  Grecis,  quia  ipsi  dicerent,  Saxoiie8  reliąuias  fuisse 
Macedonici  exercitns,  qui  secutus  Magnam  Alexandrum  immatura  morte 
ipeius  per  totam  orbem  sit  dispersus. 

1,3:  Pro  certo  autem  noyimus  Saxones  his  regionibus 
nayibuB  adyectos  et  loco  primum  applicuisse,  qui  usque  bodie 
nuncupatur  Hadolaum. 

I5  4:  Incolis  vero  adventum  eorum  graviter  ferentibus.  qui  Thu- 
ringi  traduntur  fuisse,  arma  contra  eos  movent.  Saxonibus  vero  acriter 
resistentibus,  portum  obtinent.  Diu  deinde  inter  se  dimicantibus  et 
multis  binc  inde  cadentibus,  placuit  utrisque  de  pace  tractare,  foedus 
inire;  actumque  est  foedus  eo  pacto,  quo  baberent  Saxones  yendendi 
emendique  copiam,  caeterum  ab  agris,  a  caede  hominum  atque  rapina 
abstinerent;  Btetitque  illud  foedus  inyiolabiliter  multis  diebus.  Cumque 
Saxoiiibus  defecisset  pecnnia,  quid  yenderent  aut  eme- 
rent  non  babentibus,  inutilem  sibi  pacem  esse  arbitrantibns .. . 

Że  podanie  o  pochodzeniu  Saksonów  od  wojska  macedońskiego 
jest  bajką  uczoną  a  nie  tradycyą,  tego  nie  potrzeba  nawet  udowadniać, 
bo  się  samo  przez  się  rozumie. 

Jako  pewnik  jednak  podaje  Widukind,  że  Saksonowie  nie  byli 
tubylcami  w  ówczesnych  swych  posiadłościach,  skoro  „his  regionibus 
nayibus  adyectos",  oraz  „de  Danis  Northmannisque  originem  duxisse". 

Według  podania  Saksonowie  wylądowali  w  Hadolaha,  która  to 
ziemia  leży  na  południe  od  ujścia  Łaby  i  to  między  wschodnim  brze- 
giem Wizery  a  rzeką  Ostą.  Po  walkach  z  tubylcami  zajęli  port  i  wy- 
musili na  nich  prawo  kupczenia,  przyrzekając,  że  się  będą  wstrzy- 
mywali od  gwałtów  wobec  mieszkańców.  Ta  ugoda  nie  trwała  zbyt 
długo,  bo  gdy  głód  Saksonom  zaczął  doskwierać,  wnet  o  niej  za- 
pomnieli; przyszło  znów  do  walk,  oraz  do  układów,  a  charaktery- 
stycznym jest  sposób,  w  jaki  się  pozbyli  swych  przeciwników.  Widu- 
kind I,  6  pisze  o  tem,  jak  następuje:  „Diu  itaque  crebroque  cum 
alterutris  pugnatum  foret  et  Thuringi  Saxone8  sibi  superiores  fore 
pensarent,  per  internuntios  postulant,  utrosque  inermes  conyenire  et  de 
pace  iterum  tractare,  condicto  loco  dieq  ue.  Saxones  postulatis  se  oboe- 
dire  respondent.  Erat  autem  illis  diebus  Saxonibu8  magnorum  cultello- 
rum  usus,  quibus  usque  hodie  Angli  utuntur,  morem  gentis  antiqui 
sectantes.  Quibus  armati  Saxones  sub  sagis  suis,  procedunt  castris 
occurruntque  Thuringis  condicto  loco.  Cumque  yiderent  hostes  inermes 
et  omnes  principes  Thuringorum  adesse,  tempus  rati  totius  regionis 
obtinendae,  cultellis  abstractis,   super  inermes   et  inproyisos  irruunt  et 


108  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

omnes  fandunt,  ita  nt  ne  unus  ąuidem  ex  eis  Buperfuerit.  Saxones 
clari  existere  et  nimium  terrorem  yicinis  gentibus  incutere  coeperunt!!" 

W  ten  podstępny  sposób  Saksonowie  stali  się  panami  na  lewym 
brzegu  Łaby  dolnej,  a  nie  przebierając  w  środkach,  rozszerzyli  swoje 
panowanie  powoli  aż  do  Bena. 

Mieszkańców,  z  którymi  Saksonowie  najprzód  się  spotkali  i  wal- 
czyli, nazywają  Widukind  i  wszystkie  inne  podania  „Thuringi",  co 
uczeni  niemieccy  uważają  za  bajeczkę.  Twierdzą  bowiem,  że  Thuringi 
są  potomkami  starożytnych  Hermundurów,  że  nawet  nazwiska  są  jedne 
i  te  same. 

Twierdzenie  to  jest  tylko  do  połowy  prawdziwe. 

Hermundurowie  byU  narodem  swewskim,  a  więc  słowiańskim; 
miano  jest  na  wpół  niemieckie;  nazwiskiem  właściwem  owego  narodu 
jest  „Duri",  zamiast  czego  dzisiaj  mówimy  zwykle  „Durzyńcy**. 
W  „Hermun"  ukrywa  się  wyraz  niemiecki  „ermin"  =  magnus,  czyli 
że  taki  przydomek  ma  zazwyczaj  znaczenie  odróżniające,  „maior". 
Hermunduri  są  zatem  Duri  maiores,  jak  byli  Frisii  maiores,  Chauci 
maiores,  naturalnie  w  odróżnieniu  od  Duri  minores,  jak  byli  i  Frisii 
minores  i  Chauci  minores.  Ze  rzeczywiście  istnieli  i  Duri  minores,  choć 
o  nich  wszystkie  świadectwa  milczą,  znajduję  w  tem  dowód,  że  dotąd 
istnieją  dwie  ziemie  (pagi),  mające  swe  nazwisko  od  Durzyńców  t.  j. 
Thuringia  między  Werrą,  Salą  i  Niestrudą  t.  j.  siedziba  właściwych 
Hermundurów  czyli  Duri  maiores.  Druga  ziemia,  która  ma  swoją  na- 
^wCj  j*k  przypuszczam,  od  Duri  minores,  leży  mi^zy  Orą  i  Bodą, 
dopływami  Łaby,  a  Alerą,  która  wpada  do  Wizery. 

Do  Durzyńców  mniejszych  —  czy  Bzymianie  tychże  mieli  na 
myśli  mówiąc  o  Hermundulach  ?  i)  —  należały  niewątpliwie  kraje  nad- 
morskie, do  których  Saksonowie  wtargnęli  *). 

Durzyńcy  zatem  byli  Słowianami  8);  północni  ulegli  zaraz  z  po- 
czątku Saksonom,  choć  niewiadomo,  w  którym  wieku  to  się  stało. 

Turyngowie  zaś   byli  Niemcami,   lecz   nie  byli   potomkami  Het- 


^)  Zeusa  Btr.  104. 

*)  Być  możo,  ie  tymi  Duri  minores  byli  Langobardowio,  których  własne  imię 
nie  jest  znane;  czy  nie  leży  właśnie  w  tym  nsczególe  powód,  dla  czego  Tacyt  o  nich 
mówi,  £e  ich  paucitas  nobilitat? 

')  Johaun  Kothe :  Daringische  Chronik  (Thilringische  Gaschichtsąuellen.  III  tom 
str.  107 — 10(^):  dis  was  nu  der  dritte  streit,  den  sie  nnder  eynander  hatten,  den  die 
Dorynge  onch  verloren  und  mussten  do  aller  dynge  obir  den  Hartz  wichen;  unde  do 
sie  (Snxonowie)  erkante  das  land,  das  nu  Doriiigeu  heist,  das  is  also  fruchtbar  was, 
do  treben  sic  mit  gowalt  die  Wenden  uas  unde  die  mnsten  wichen  yn  das  Oster- 
land  t.  j.  sa  iSalę. 


o    SŁOWIANACai    MIEDZY    KBNEM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  109^ 

mundarów,  jak  Niemcy  twierdzą;  pochodzenie  ich  jest  zupełnie  inne, 
jak  to  wynika  z  napisu  na  jednym  ze  zwojów  praw  i  zwyczajów  ple- 
miennych: „Lex  Angliorum  et  Warinornm  Łoc  est  Thuringorum". 

Angliowie  i  Warinowie  znani  już  Tacytowi,  siedzieli  niewątpliwie 
w  sąsiedztwie  Saksonów  w  dzisiejszym  Szlezwiku,  skoro  razem  z  nimi 
przeprawili  się  do  Anglii. 

Szczątki  tych  dwóch  narodów  przeniosły  się  w  tym  samym  czasie 
może,  kiedy  i  Saksonowie,  bardziej  na  południe,  gdzie  zajęły  ziemię 
Hecmundurów,  podczas  gdy  tamci  opanowali  brzegi  morskie. 

Główny  pagus  mniejszych  Durzyńców  nazywał  się  odtąd  „Nor- 
thuringowe^,  ziemia  wielkich  Durzyńców  „Thuringowe  czyli  Thuringia'^; 
z  czasem  przeszła  nazwa  dawnego  narodu,  ale  w  odmiennej  formie^ 
bo  od  nazwy  ziemi,  na  zdobywców  i  panów,  z  Thuringo  powstała  ła- 
cińska nazwa  Thuringia,  a  według  niej  nazywano  mieszkańców  Tu- 
ryngami  =^  Thuiingi.  W  późniejszych  czasach  nie  umiano  już  rozróżnić 
memieckidi  Turyńczyków  od  riowiańskich  Durzyńcdw,  wskutek  czego 
mieszano  jednych  z  drugimi,  jak  to  ma  miejsce  także  w  podaniu  Wi- 
dokinda. 

Państwo  niemieckich  Turyngów  było  dosyć  obszerne  i  potężne, 
bo  rozciągało  swoje  wpływy  aż  do  Dunaju.  Nie  istniało  jednak  długo, 
bo  już  r.  531  zburzyli  je  Frankowie,  którzy  odtąd  są  panami  w  tam- 
tych stronach.  Po  pierwszych  zdob3rwcaoh  nie  pozostało  nic,  tylko  pa- 
gus Engli  nad  dolną  Nieatrudą  przechował  ślad  zaginionych  Angliów. 

Początki  Franków  ciemną  są  dla  nas  pokryte  zasłoną;  wiadomo 
prawdzie,  że  w  ich  szeregach  mają  się  mieścić  i  Sugambrowie,  któ- 
rych Tacyt  jednak  już  nie  zna,  oraz  Ohamayi;  mając  jednak  na  wzglę- 
dsde,  że  przypływ  z  północy  nie  ustawał,  że  stamtąd  w  czasach  potacy- 
towych  przybyli  Saksończycy,  Anglowie  i  Warinowie,  możemy  zapytać 
się,  czy  i  Frankowie  czasem  nie  są  takimi  przybyszami  z  północy, 
którzy  będąc  jeszcze  w  posiadaniu  całej  dzikiej  siły  pierwotnej,  nad 
dolnym  Renem  zawładnęli  ziomkami  swymi  bardziej  już  zniewie- 
ściałymi. 

Przypuszczenie  takie  zgadzałoby  się  poniekąd  z  twierdzeniem 
niemieckiem.  jakoby  w  owym  czasie  plemiona  niemieckie  łączyły  się 
w  związki  jak  n.  p.  frankoński,  alamański  itp.,  ale  temu  trudno  dać 
wiarę;  ludy  bowiem  pierwotne  nie  jednoczą  się  dobrowolnie;  podlegają 
natomiast  przymusowi  i  przemocy  silniejszego,  który  stawszy  się  ich 
przewodnikiem  i  wodzem,  nadaje  zarazem  im  także  swoje  nazwisko. 

Dla  tego  nie  należy  może  odrzucać  bezwarunkowo  podania  Grze- 
gorza z  Tours,  który  II,  9  twierdzi,  co  następuje:  „Tradunt  enim  multi, 
eosdem   (Francos)    de  Pannonia    fuisse    degressus   et   primnm   quidem 


110  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

litora  Rheni  omnes  incoluisse,  dehinc  transacto  Rheno  Thoringiam  trans- 
measse  ibique  iuxta  pagus  vel  ciyitates  regis  crinitos  super  se  crea- 
yisse  de  prima  et,  ut  ita  dicam,  nobiliore  suorum  familia^. 

Gdyby  tak  było,  jak  Grzegorz  utrzymuje,  Frankowie  musieliby 
być  plemieniem  gockim,  co  znów  nikogo  zadziwić  nie  powinno,  kto 
uwzględni,  że  i  Burgundowie  do  tego  samego  koła  należeli. 

Być  jednak  może,  że  razem  z  Wannami  i  Angliami  wyszli  z  pół- 
nocy. Wskazywać  zdają  się  to  słowa  króla  frankońskiego  Teodoryka, 
gdy  r.  531  zachęcał  swoich  Franków  do  walki  z  Turyńczykami  nad- 
salskimi,  mającej  położyć  kres  i  koniec  ich  panowaniu:  „Becolite,  Tho- 
ringuB  ąuondam  super  parentes  nostros  yiolenter  adyenisse  ac  multa 
illis  intulisse  mała.  Qui  datis  obsidibus  pacem  cum  his  inire  yoluerunt, 
sed  illi  obsedes  ipsius  diyersis  mortibus  peremerunt"  ^). 

Podanie  to  da  się  tylko  w  ten  sposób  wyjaśnić,  gdy  przypuścimy, 
że  Frankowie  i  Turyngowie  kiedyś  w  pobliżu  siebie  mieszkali,  że  nie 
z  Pannonii  (lub  Dacyi),  lecz  z  Danii  wyszli  razem  z  przodkami  Tu- 
ry ngów*). 

Ponieważ  Frankowie  dopiero  nad  Renem  doszli  do  potęgi,  Anglo- 
wie  i  Warinowie  już  nad  Łabą  i  Salą,  więc  byli  w  danej  chwili  nie- 
wątpliwie silniejszymi  od  tamtych  i  gnębić  ich  mogli;  gdy  Frankowie 
mieszkali  już  nad  dolnym  Renem,  obydwa  narody  były  zanadto  odda- 
lone od  siebie,  a  gdy  wskutek  zdobyczy  tamtych  znów  zbliżyły  się 
do  siebie.  Frankowie  posiadali  już  taką  potęgę,  że  z  łatwością  znieśli 
państwo  nienawistnych  Turyngów*). 

Roku  213  występują  po  raz  pierwszy  Alamanowie;  skąd  się 
wzięli,  nie  wiadomo;  zwykle  uważają  ich  za  związek  kilku  plemion, 
w  którym  Chattowie   ważną  odgrywali  rolę.    Pomimo  to   nie  jest  nie- 


^)  Grzegorz  [II,  7  w  Mon.  Ger.  Hist  Scriptonim  rer.  MeroTingicaram  t.  I* 

')  Thoringia  wspomniana  leżała  na  lewjm  brzegu  Bena  pod  Daisburgiem,  albo- 
wiem wedlag  Grzegorza  z  Tourn  ^Bispargnm  castrnm...  qaod  est  in  terminom  Tho- 
ringoram*'.  Widzieliśmy  jni  przedtem,  ie  mianem  Taryngów,  Dutzjńców  oznaczano 
pierwotnych  mieszkańców  słowiańskich;  i  tutaj,  zdaje  się,  mamy  do  czynienia  ze  szciąt- 
kami  tej  pierwotnej  Induońci,  po  której  jeszcze  w  KY  wieka  był  ftlad  w  zamka  Kra- 
ków, położonym  pod  MOrsem. 

*)  Obacz  także  Meitzen  II,  15. 

*)  Nawiasowo  wspominam,  że  Franków  wyprowadza  od  Trojanów  Chronicon 
Epternacense  (M.  G.  U.  SS.  XXIII,  str.  40) :  „Troianoram . . .  pars  altera . . .  in  finitimas 
Pannoniae  regioniz  secas  Meotydas  palades  secesiit.  Ibi  Sicambri  a  Sicambria  ci^itate, 
qaam  fecerant...  in  Germaniam  prorompentes . . .  apad  yillas  Germaniae  Sale  cham, 
Bodecham  et  Widegam  legem  habere  ceperunt.  Post  Faremandam  Clodio  filias  eias 
rex  apad  Dispargam  castrum  in  finibus  Thuringomm  habitayit.  Qai...  partem  Bel- 
gicae  Galliae  occapayit**. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENEM    A   ŁABĄ    I    T.    D.  111 

możebną  rzeczą,  że  i  Alamanowie  przybyli  z  północy  i  zniewoliwszy 
sobie  inne  plemiona  niemieckie,  rozpoczęli  rozszerzać  swoje  panc .ranie. 

Być  jednak  może,  że  Alamanowie  są  potomkami  Nemetów  i  Wan- 
gionów,  mieszkańców  Alisacyi  czyli  Alsacyi,  którzy  już  za  panowania 
Kzymian  mogli  zająć  silną  pozycyę  w  t.  zw.  agri  decnmates  i  stamtąd 
swobodnie  dalej  się  rozszerzać. 

Nad  Benem  i  w  Szwajcaryi  występują  Alamanowie  pod  wlasnem 
nazwiskiem;  gdy  na  północ  kostnickiego  jeziora  osiedli  w  t.  zw.  „Sua- 
via,  Suabia",  przyjęli  nazwę  Szwabów;  posunąwszy  się  dalej  na  wscbód 
aż  do  kraju,  w  którym  niegdyś  mieszkali  celtyccy  Bojowie,  przybrali 
miano  „Baiuyarii  czyli  Baiern  =:  Bawarczyków  ^).  ^owiańscy  Bojowie 
czyli  Czechowie  i  Morawianie  czyli  Marcomani  nie  mogą  być  proto- 
plastami niemieckich  Bawarczyków. 

Pod  względem  językowym  wszystkie  te  trzy  plemiona  stanowią 
jedną  całość.  Sigmuod  Biezler:  Geschichte  Baiems.  Gotha  1878  po- 
wiada o  tem,  co  następuje:  ^Narzecze  bawarskie  spokrewnione  jest 
najbardziej  ze  szwabskiem;  szwabskie  narzecza  i  bawarskie  tworzą 
t.  zw.  język  gómo-niemiecki.  Szwabowie  zaś  czyli  Alamanowie  —  bo 
to  jest  jedno  i  to  samo  —  należą  do  szczepu  swewskiego"  itd. 

I  za  dawnych  czasów  byli  ludzie  tego  samego  zdania,  czego  do- 
wodzi Grzegorz  z  Tours  II,  2:  „Suebi  id  est  Alamanni^  i  Chronicon 
Yedastinum  z  końca  XI  wieku:  „6ens  Suayorum  id  est  Alamanno- 
rum"  etc.  ^). 

Plemiona  te  nie  zostawiły  po  sobie  żadnego  podania  odnoszącego 
się  do  swego  pochodzenia  ze  Skandynawii;  mimo  to  wspominają 
późniejsi  historycy  szwajcarscy,  opierając  się  na  ustnej  trądy cyi  ludo- 
wej, jakoby  i  Alamanowie  wyprowadzili  się  z  p<toocy  z  kraju  Szwe- 
dów i  Fryzów*). 

Dodajmy  to  jeszcze,  że  i  Duńczycy  nie  uważają  się  za  autochto- 
nów w  Danii  i  na  wyspach  duńskich,  lecz  że  wyprowadzają  się  jak 
wszyscy  inni  Germanowie  ze  Skandynawii;  świadczą  o  tem  między 
innemi  Annales  Byenses  z  Xin  wieku,  mówiąc:  „Dani,  ut  testantur 
historiographi . . .  tempore  Saruch,  proavi  Abrahae,  regnum,  quod  nunc 
Dania  vel  Dacia  dicitur,  intrayerunt,  yenientes  de  Gothia"  etc.  i  już 
w  najdawniejszych  czasach  toczą  Duńczycy  walki  ze  Słowianami  i  Ru- 
sinami, którzy  zatem  mieszkać  musieli  gdzieś  nad  morzem,  a  nie  tylko 
nad  górną  Wisłą  i  w  Galicyi,  bo  tam  nie  łatwo  byłoby  się  Duńczykom 


»)  Por.  MllUenhoff  U,  267.  —  *)  Por.  Bieiler  I,  8.  —  »)  Mon.  Ger.  Hiat.  88. 
XXIII,  681.  —  *)  JohanneB  Mttller :  Der  Geachichten  BchweiseriBcher  EidgenosBenschaft 
I,  8tr.  417. 


112  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

dostać,     o  tych    samych    walkach    donosi    także    Saxo    Grammaticus 
w  swojej   „Historia  Daniae",  wydanej  w  obszernych  excerptach  w  Mon  . 
Ger.  Hist.  SS.  XXIX  str.  37  etc. 

Zwykle  przypuszcza  się,  że  przyczyną  wypraw  skandynawskich 
i  dalszych  wędrówek  narodów  gockich  i  germańskich  był  brak  roli, 
że  szukały  gleby,  którąby  uprawiać  mogły.  To  jednak  nie  jest  możliwe, 
bo  narody  rolnicze  są  zarazem  osiadłe,  które  mogą  rozszerzać  się  przez 
kolonie  i  przez  wojny  szczęśliwe,  które  jednak  nie  wędrują  z  rodzi- 
nami, caJtym  statkiem  domowym  i  niewolnikami.  Można  Skandynaw- 
czyków  pod  pewnym  względem  porównać  z  Arabami  dzisi:;jszymi 
którzy  dla  handlu  niewolnikami  ujarzmili  wielką  część  Afryki.  Skan- 
dynawczycy  może  oddawali  się  także  handlowi,  ale  handel  ich  był 
zwykle  pretekstem,  aby  dla  celów  rabunkowych  uśpili  podejrzenie 
P^yszłej  ofiary,  jak  to  czynili  homerowi  Fęnicyanie  i  Sasi  według 
Widttkinda. 

Dążeniopi  korsarzy  skandynawskich  było  życie  bez  troski;  dla 
tego  pierwszem  ich  zadaniem  było,  gdzie  się  usadowili,  ujarzmić  lu- 
dność miejscową  gwałtem  lub  podstępnie,  by  pracowała  przedewszyst- 
kiem  za  nich  i  dla  nieb. 

Wyniszczywszy  wszystko  naokoło,  ruszali  zwykle  w  dalszą  drogę 
^  całym  dobytkiem  i  niewolnikami,  aż  nareszcie  utonęli  w  państwie 
rzymskiem.  Ze  tymi  niewolnikami  byli  głównie  Słowianie,  których 
włóczyli  ze  sobą  po  całym  świecie,  tego  dowodzi  nazwa  Słowianina  = 
3clayus,  która  nieomal  we  wszystkich  językach  oznacza  dziś  niewol- 
nika =  Sclare,  Eselaye,  Schiarone  eto. 

Ze  w  .tem  przedstawieniu  niema  złośliwej  przesady,  o  tern  świad- 
czy wymownie  pisarz  dziejów  gockich  Jordanes,  który  z  ustnej  tra- 
dycyi  czerpał  wiele  rzeczy  ciekawych;  pisze  bowiem  LVI,  283:  „Mi- 
nuentibus  deinde  hincinde  yicinarum  gentium  spoliis,  coe- 
pit  et  Gothis  yictus  yestitusąue  deesse  et  hominibus,  quibus 
dudum  bella  alimonia  praestitissent,  pax  coepit  esse  contraria^,  wskutek 
czego  Thiudimer  ze  swoimi  wybrał  się  do  Rzymu  wschodniego,  a  Vi- 
dimer  do  Włoch. 

W  podobny  sposób  wyraża  się  podanie  narodowe  o  Saksonach: 
„Cumąue  Saxonibus  defecisset  pecunia,  quid  yenderent  aut 
emerent  non  habentibus,  inutilem  sibi  pacem  esse  arbitrantibus . .  .^). 

Wcześniej  od  Gotów  i  pokrewnych  plemion  Niemcy  germańscy 
chwycili  się  roli  i  to  było  niewątpliwie  przyczyną,   że  nie  poszli,  jak 


»)  Ob.  8tr.  107. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    łlENRM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  113 

inni,  dalej  z  całą  fortuną,   lecz  ostawszy  się  na  miejscu  założyli  pań- 
stwo do  dziś  dnia  istniejące. 

Wykazaliśmy  zatem  w  pierwszym  rozdziale,  że  był  kiedyś  czas, 
kiedy  Słowianie  zajmowali  całą  Europę  środkową  od  Dniepru  do  Renu, 
udowodniliśmy  dalej,  że  wszystkie  narody  germańskie,  o  ile  mieszkały 
w  środkowej  Europie,  pochodziły  według  własnej  tradycyi  ze  Skandy- 
nawii;  wyjaśniliśmy,  rozbierając  Cezara  i  Tacyta,  że  ich  Germania  ma 
znaczenie  geograficzne  a  nie  etnograficzne,  że  zatem  wszystkie  wywody 
uczonych  niemieckich,  pojmujących  Germanię  etnograficznie,  nie  mają 
żadnej  podstawy  historycznej.  Nie  można  także  odwołać  się  do  później- 
szych autorów,  jakoby  mieli  jeszcze  świadomość,  że  wszędzie  tam,  gdzie 
obecnie  Słowianie,  mieszkali  niegdyś  Niemcy.  Autorowie  owszem  z  całą 
świadomością  mówią  o  Germanii  jako  pojęciu  geograficznem;  dowodzą 
tego  następujące  przykłady. 

Paulus  Diaconus  I,  1  tak  się  wyraża:  „At  non  inunerito  uniyersa 
Ula  regio  Tanai  tenus  usque  ad  occiduum,  licet  et  propriis  loca  in 
ea  singula  nuncupentur  nominibus,  generaU  tamen  vocabulo  Germania 
yocitetur.  Orothi  8iquidem,  Wandalique,  Hugi,  Heruli  atque  Turcilingi 
nec  non  etiam  aliae  feroces  et  barbarae  nationes  e  Germania  prodierunt^. 

Historia  Langobardorum  Florentina  ^)  pisze:  „Germania  provincia 
est  in  occidentali  parte  per  septentrionalem  plagam  yersus  orientem 
protensa,  a  septentrione  habet  oceanum  marę,  a  meridie  ponticum  et 
Danubium,  ab  oriente  flumen  Thanay,  qui  de  Rifeis  montibus  descen- 
dens  paludes  Meothidas  facit,  ab  occidente  yero  Bheno  flumine  termi- 
nalnr.  CSontinet  autem  in  se  multas  et  magnas  proyincias  tam  in  terra 
firma  qaam  in  insulis  in  se  contentis.  Nam  in  terra  firma  sunt  hee, 
▼idelicet  Saxonia,  Frisia,  Sueyia,  Franconia,  Bayaria,  Austria,  Boemia, 
Połonin,  Gk)thya  et  Pannonia.  Insule  yero  Dacia,  Norye.>ia,  Scandana 
vel  Seandinayia^. 

W  podobny  sposób  wyraża  się  Alfred*),  król  angielski  871 — 901 : 
Od  rzeki  Don  na  lewo  aż  do  Renu...  i  ku  pc^udniu  aż  do  Dunaju 
i  na  północy  aż  do  oceanu  zwanego  Cyensae  —  wśród  tych  granic 
mieszka  wiele  narodów  i  to  wszystko  nazywa  się  Germanią. 

Einhardus  w  Vita  Caroli  15 '):  „Deinde  onmes  barbaras  ac  feraa 
nationes,  quae  inter  Bhenum  ac  Yisulam  fluyios  oceanumque  ac  Danu- 
bium positae,  lingua  quidem  paene  similes,  moribus  yero  atque  habitu 


*)  Mcm.  Gemi.  Hist.  Script.  rer.  Lan^bardicaram  et  Italicaram  saec.  VI— IX. 
IV,  8tr.  699. 

*)  Mon.  Pol.  Uist.  I.  Btr.  12. 
*)  Mon.  Germ.  Hist.  SS.  II. 

Soiprawy  Wyds.  hiBU^filos.  T.  XŁ.  8 


114  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

yalde  dissimiles,  Germaniam  incolunt,  ita  perdomuit,  ut  eas  tribntarias 
ef&ceret.  Inter  quas  fere  praecipuae  sunt  Weletabi,  Sorabi,  Abodriti, 
Boemanni . . ." 

Adam  bremeński,  dobry  znawca  stosunków  germańskich,  powiada 
II,  18:  „Sclayania  igitar  amplissima  Grermaniae  proyincia,  a  Winulis 
incolitnr,  qiii  olim  dicti  sunt  Wandali  Decies  maior  esse  fertur,  prae- 
sertim  si  Boemiam  et  eos,  qui  trans  Oddaram  snnt,  Polanos,  quia  nec 
habitu,  nec  lingua  discrepant,  in  partem  adieceris  Sclavaniae"  etc. 

I  gęsta  Friderici  imperatoris  Ottona  z  Fryzyngi^)  mówią  tak: 
„Est  autem  Polinia,  quam  modo  Sclayi  inhabitant,  sicut  placet  his,  qui 
situs  terrarum  descriptionibus  notant,  in  finibus  Germaniae  superioris, 
habens  ab  occidente  Odderam  fluyium,  ab  oriente  Yistulam,  a  septen- 
trione  Buthenos  et  marę  Sciticum,  a  meridie  sylyas  Boemorum^. 

Tak  pisali  w  wiekach  średnich  Niemcy,  znający  dobrze  stosunki 
swego  kraju;  kwestya  sama  jest  jasną,  a  nie  była  ciemną  dla  nikogo; 
dopiero  w  nowszych  czasach  germaniści  wyświetlili  ją  tak  dalece,  że 
w  tym  chaosie  nikt  drogi  znaleść  nie  może. 


m. 

Dzieje  SłowiańszczyzDy  zachodniej. 

a.  Najazdy  skandynawskie. 

Dzieje  starożytne  podają  wiadomość  o  trzech  wędrówkach  ludności 
celtyckiej;  pierwszy  ruch  dotarł  tylko  do  brzegów  morza  śródziemn^o 
i  poznajomił  Greków  osiadłych  w  Marsylii  z  ludnością  celtycką.  Stało 
to  się  prawdopodobnie  w  przeciągu  VI  wieku  przed  Chr.  Druga  wę- 
drówka Celtów,  zwanych  przez  Bzymian  Gallami,  dotarła  w  końcu  IV 
wieku  do  Włoch  górnych,  gdzie  Gallowie  r.  396  zdobyli  Melpum,  bo- 
gate miasto  Etrusków,  a  r.  390  lub  389  zburzyli  Bzym. 

Współcześnie  z  Insubrami,  Bojami,  Senonami,  Cenomanami,  Lon- 
gonami,  którzy  osiedli  we  Włoszech  północnych  i  nad  Adryatykiem, 
inne  plemiona  celtyckie  przeszedłszy  Ben,  usadowiły  się  wzdłuż  lasu 
hercyńskiego,  mianowicie  Helwetowie  nad  górnym  Bodanem,  Bojowie 
w  Noricum,  a  inne  plemiona  aż  w  pobliżu  Iliryki. 

W  latach  zaś  281 — 279/8  przed  Chr.  wdzierają  się  Gallowie, 
zwani  przez  Greków  Galatami,  do  Tracyi,  Macedonii  i  Grecyi  i  prze- 
chodzą  nareszcie    do    Azyi  mniejszej.     Siedliskiem    tego   ruchu    były 


O  Mon.  G«rm.  Hist.  SS.  XX,  str.  417. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY    RENEM   A   ŁABĄ    I    T.    D.  115 

zapewne  kraje,  zajęte  przez  nich  wzdłuż  Alp,  a  nie  sama  Gallia  przed- 
reńska. 

Jaka  byJa  przyczyna  tych  ruchów  i  wędrówek?  Podania  staroży- 
tnych autorów  nic  nie  objaśniają;  MflUenhoff  ^)  dopiero  jest  pierwszym, 
który  je  łączy  z  ruchem  germańskim,  a  pod  tym  względem  niewątpliwie 
ma  racyę,  choó  mylnym  jest  kierunek,  który  on  nadaje  owym  ruchom, 
jakoby  Germanie,  idąc  od  wschodu  ku  zachodowi,  wyparli  Celtów 
za  Ben. 

Jeżeli  zatem  wolno  łączyć  ruchy  celtyckie  z  wyprawami  mor- 
akiemi  Skandynawczyków  i  zdobyczami  przez  nich  uczynionemi  na 
lądzie  stałym,  w  takim  razie  trzeba  przypuścić,  że  Skandynawczycy 
już  w  Vn  i  VI  wieku  przed  Chr.  dali  się  we  znaki  mieszkańcom 
nadmorskim  jako  śmiali  i  niebezpieczni  korsarze  i  rozbójnicy.  Jeżeli 
wszystko  nie  myli,  to  pierwsze  wyprawy,  mające  na  celu  stałe  usado- 
wienie się,  były  skierowane  ku  ujściom  Renu.  Nie  były  to  wówczas 
kraje  obfitujące  w  bogactwa  wszelkiego  rodzaju,  lecz  owszem  były  to 
okolice  mokre,  pełne  moczarów,  przystępne  przeważnie  ludziom  posiar- 
dającym  statki  i  czółna.  Siedliska  pierwsze  tu  położone  na  kępach 
suchych,  były  z  początku  tylko  stacyami,  skąd  Skandynawczycy  z  nie- 
naeka  napadli  Celtów  i  Słowian,  zamieszkujących  żyżniejsze  i  bogatsze 
okolice  nad  Renem,  Mozą  i  Skaldą.  Znękani  ciągłymi  napadami  mie- 
szkańcy, aby  uniknąć  rozbojów,  cofnęli  się  wstecz  w  głąb  kraju.  Nie 
zyskali  jednak  nic  na  tem,  bo  Skandynawczycy  korzystając  z  popłochu, 
zajęli  miejsca  przez  tamtych  opuszczone  i  usadowili  się  w  nich  na 
dobre.  Mając  wygodną  już  pozycyę,  sprowadzili  z  ojczyzny  swoich 
krewnych  i  przyjaciół,  swoje  żony  i  dzieci.  Wzmógłszy  się  w  liczbę^ 
zmusili  pierwotnych  mieszkańców  do  poddania  się,  do  pracowania  za 
nich  i  dla  nich,  albo  do  opuszczenia  stron  rodzinnych. 

Faktem  jest  znanym,  że  narody  rolnicze,  których  cały  byt  i  egzy- 
stencya  łączy  się  ściśle  z  ziemią  Ż3n^cielką,  niechętnie  opuszczają  oj- 
czyznę i  dlatego,  skoro  obronić  się  nie  mogą,  prędzej  podlegają  ob- 
cemu panowaniu,  narzuconej  niewoli.  Lud  zaś  pasterski,  którego  boga- 
ctwa stanowią  liczne  stada  i  trzody,  wiedzie  z  natury  rzeczy  więcej 
tułacki  żywot,  a  gdy  nie  może  dać  sobie  rady  z  nieprzyjacielem  nie- 
pokojącym go,  to  cofa  się  ze  stadami  w  dalsze  okolice,  o  ile  temu 
nieprzyjaciel  przeszkodzić  nie  może. 

Jeżeli  zatem  celtyckie  ludoruchy  w  ścii^ym  są  związku  z  wtar- 
gnięciem Germanów,  to,  mojem  zdaniem,  wówczas  Celtowie  byli  jeszcze 


>)  MtiUenhoff  II,  237—2:68. 


8* 


116  WOJCIKCH    KĘTRZYŃSKI. 

ludem  pasterskim,  albo  przynajmniej  w  czasie  przejściowym;  to  samo* 
należy  powiedzieć  o  Słowianach  sąsiadujących  z  nimi. 

Ludy  zatem  z  północnej  Gallii,  wyparte  przez  Skandynawczyków, 
parły  na  swoich  sąsiadów,  ci  znów  na  dalszych,  tak  że  nareszcie  jedno 
i  drugie  plemię  szukać  musiało  ratunku  poza  granicami  własnego  szczepu, 
gdzie  narody  rolnicze  lub  mniej  rozwinięte  zapewniały  łatwiejsze  zwy- 
cięstwo. 

Pierwszemi  plemionami  skandynawskiemi,  które  usadowiły  się 
w  Gallii  belgijskiej  i  które  dały  prawdopodobnie  powód  do  ruchów 
celtyckich  ku  południu  i  wschodowi,  byli  Segnowie  i  Caeroesowie,  bo 
siedzą  najbardziej  wysunięci  ku  południowi,  między  Mozą  a  Mozelą 
w  pobliżu  lasu  ardueńskiego;  za  nimi  ku  północy  między  Mozą  a  Be^ 
nem  mieszkają  Oaemanowie,  Oondrusowie  i  Eburonowie,  którzy  później 
przybyli.  Plemiona  te  pomimo  wyższej  kultury  celtyckiej  wynarodowiły 
się  tylko  w  małej  części,  choć  mieszkały  w  miastach  z  celtyckiemi 
nazwami,  bo  Celtom  zabranych,  choć  możni  nosili  imiona  celtyckie; 
uważać  ich  można  i  trzeba  za  praojców  Flamandczyków  a  może  i  Ho* 
lendrów. 

Pierwszem  plemieniem  skandynawskiem,  które  się  spotkało  ze 
Słowianami,  byli  niezawodnie  Nemetowie^),  od  których  Słowianie  cały 
naród  nazwali  Niemcami.  Posuwając  się  doliną  Renu,  zajęli  krainę  od 
Spiry,  która  dla  tego  nazywa  się  także  Ciyitas  Nemetum,  aż  poza 
Strassburg;  około  zaś  Wormacyi  wiedzieli  germańscy  Wangionowie, 
a  pomiędzy  nimi  a  tamtymi  Trybokowie. 

Za  Cezara  siedzieli  nad  Renem  aż  do  rzeki  Lipy  Usipetowie 
i  Tenkterowie;  powyżej  nich  Sugambrowie^  a  około  Kolonii  Ubiowie 
na  terytoryum  odebranem  Słowianom;  panowanie  ich  obejmowało  z  po- 
czątku prawdopodobnie  tylko  dolinę  Renu. 

Za  Cezara  jednak  nie  tylko  Ben,  lecz  także  Wizera  była  już  drogą,, 
którędy  żywioł  skandynawski  zaczął  się  szerzyć;  osiedli  bowiem  na 
lewym  brzegu  Cheruskowie.  Wszędzie  indziej  zaś  mieszkali  jeszcze 
Słowianie  zwani  z  celtycka  Swewami. 

Choć  Skandynawczyoy  jako  korsarze  górowali  nad  Słowianami 
swoją  organizacyą  wojskową,  która  była  podstawą  i  warunkiem  ich 
powodzenia,  to  jednak  Powianie,  choć  pokonywani,  nie  dawali  za  wy- 
grane, lecz  ciągłemi  walkami  potrafili  tak  znużyć  swych  gości  niepro- 
szonych, że  Tenkterowie  i  Usipetowie  opuścili  swe  siedziby,  aby  prze- 


')  B76  może,  że  Nemetowie  weześniej  nawet  od  Segnów  i  Caeroesów  przybyli 
nad  Ren;  kwestye  te  będzie  można  rozstrzygnąć  dopiero  wtedy,  gdy  aię  będzie  wie- 
działo, jak  daleko  po  lewym  brzega  Rena  mieszkali  Słowianie. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RBNBM    A   ŁABĄ    I   T.    D.  117 

niećó  się  Ea  Ren  do  GalliL  W  tej  chwili  wmieszał  się  w  sprawy  ger* 
mańsko-^owiańskie  przeważny  wpływ  Rzymian;  Cezar  bowiem,  zgro- 
miwszy Tenkterów  i  Usipetów,  zmusił  ich  do  powrotu  za  Ren  i  także 
Ubiów  wziął  w  obronę  przeciw  ^owianom. 

Że  walki  pomiędzy  Niemcami  a  Słowianami  nie  ustawały,  tego 
dowodem  są  wyprawy  germańskie  Drususa,  który  roku  9  przeprawiwszy 
się  przez  Ren,  znalazł  germańskich  Chattów  tam,  gdzie  za  Cezara  sie- 
dzieli jeszcze  Swewowie,  a  przeszedłszy  ich  kraj,  natrafił  dopiero  na 
Swewów^).  Wyparto  ich  zatem  już  zupinie  od  brzegów  Renu,  a  że 
wódz  rzymski  zwróciwszy  się  ku  Cheruskom,  wtedy  przekroczył  Wi- 
zerę,  przypuścić  można,  że  Słowianie  trzymali  się  jeszcze  koło  rzeki 
Fuldy,  gdzie  ich  szczątki  przetrwały  aż  do  późniejszych  wieków. 

Roku  &-go  po  Chrystusie  dotarł  Tyberyusz  aż  do  Langobardów, 
a  zwyciężywszy  ich,  posunął  się  dalej  aż  do  Łaby. 

Gdy  zaś  Marbod  w  Czechach  i  Morawach  wielkie  założył  państwo, 
przez  czas  jakiś  i  Langobardowie  należeli  do  niego  ^;  później  jednak 
odpadłszy  od  niego,  połączyli  się  z  Cheruskami  przeciw  niemu;  r.  19 
opuścił  Marbod  swoje  państwo  jako  wygnaniec. 

Nad  morzem,  gdzie  Słowianie  dzielnie  za  Cezara  walczyli  zUsipetami 
i  Tenkterami,  Swewowie  roku  30  przed  Chr.  wzięli  udział  w  powstaniu 
przeciw  Rzymianom  Morinów  mieszkających  nad  Skaldą,  lecz  Caius  Ca- 
rinas^  pobił  ich;  pomimo  tej  klęski  część  Swewów  musiała  długo  jeszcze 
trzymać  się  nad  rzeką  Mżą  (Ems),  skoro  tam  przechowały  się  niektóre 
nazwy  miejscowe  słowiańskie  aż  do  dnia  dzisiejszego.  Inni  zaś  musieli 
w^  tamtych  okolicach  znaleść  przytułek  wśród  Celtów,  skoro  w  później- 
szych czasach  Vita  s.  Eligii  II,  3  wspomina:  pFlandrenses  atque  An- 
doverpenses,  Frisiones  et  Suevi  et  barbari  quique  circa  maris  litora 
degentes^,  a  II,  8  „multum  in  Flandris  laboravit,  iugi  instantia  Ando- 
verpis  pugnavit  multosque  erroneos  Suevos  convertit"  *).  Mówią  o  nich 
jeszcze  w  IX  wieku  Annales  Vedastini  pod  r.  880:  „Nortmanni  Cur- 
tnaco  sibi  castrum  ad  hiemandum  construunt  indeąue  Menapios  atąue 
Sueyos  usque  ad  internecionem  deleyere,  quia  valde  illis  infesti  erant^  *). 

I  od  południa  zadali  Rzymianie  cios  dotkliwy  Słowianom.  W  roku 
bowiem  15  przed  Chr.  zdobyli  Drusus  i  Tyberyusz  Noricum  i  Recyę 
aż  do  Dunaju,  a  ludność  zddną  do  boju  uprowadzili,  zostawiając  tam 


^)  Dio  Cassius  55,  1. 
*)  Yelleiua  Patercalaa  II,  106. 

^)  8cLiUer:  Geschichte  dw  rOmischen  Kaiserseit  I,  210. 
*)  Ob.  Zeuas  str.  67. 

*)  Mon.  Ger.  Hist.  SS.  I,  519.  Taj  nie  naleiy  w  tych  Swewach  lareńtkich  upa- 
trywać Mcz^tków  pierwotnej  ludnoM  słowiańskiej  tamtejszej? 


118  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

tylko  starców  i  kobiety.  Nic  dziwnego,  że  romanizacya  w  krótkim 
czasie  zrobiwszy  olbrzymie  postępy,  zatarła  powoU  wszelkie  ślady  pier- 
wotnej  ludności. 

Za  Tacyta  panują  Germanie  niepodzielnie  już  między  Renem 
a  Wizerą,  a  Swewia  zaczyna  się  dopiero  od  lewego  brzegu  Łaby  i  Sali^ 
gdzie  Langobardowie  i  Hermundurowie  jeszcze  trzymali  się,  mając 
siedziby  od  morza  aż  do  Dunaju. 

Ale  i  tym  dwom  narodom  zagroziła  niewola  i  zagłada  od  północy. 

W  końcu  III  wieku  po  Cbr*  opuściło  swoją  ojczyznę  w  Skan- 
dynawii plemię,  nazywające  się  według  podania  Winniles,  pod  prze- 
wództwem  królów  swycb  Ibora  i  Agiona  i  dotarło,  nie  wiadomo  którą 
drogą,  aż  do  dolnej  Łaby,  gdzie  zapanowało  nad  słowiańskimi  Lango- 
bardami.  Jak  długo  przebywali  Skandynawczycy  nad  dolną  Łabą,  nie 
wiadomo;  zdaje  się  jednak,  że  dopiero  w  drugiej  połowie  V  wieku, 
stąd  wyruszyli,  a  przybywszy  nad  Dunaj,  zajęli  kraj  Rugów,  których 
królestwo  zburzył  r.  487  Odoaker. 

Wiadomo  nam  już,  że  Turyngowie  składali  się  z  germańskich 
Anglów  i  Warinów,  którzy  za  czasów  Tacyta  mieszkali  w  południo- 
wym Szlezwiku.  Kiedy  przybyli  na  lewy  brzeg  Łaby,  nie  wiemy;  nie 
ulega  jednak  wątpliwości,  że  owej  wędrówki  nie  odbyli  razem  z  Łan- 
gobardami;  przypuścić  raczej  należy,  że  natarcie  ich  spowodowało  Lan- 
gobardów  do  opuszczenia  kraju  i  szukania  dogodniejszych  siedzib  i  wa^- 
runków  na  południu. 

Anglowie  i  Warinowie  usadowiwszy  się  w  okolicach  zamieszka- 
łych przez  Durzyńców,  przybrali  od  nich  nazwisko,  lub  raczej  Niemcy 
sąsiedni  nazywali  ich  państwo  mianem  starodawnem  „Turyngią^.  Je- 
szcze przed  śmiercią  św.  Seweryna,  który  działając  wśród  krajowców 
naddunajskich  w  królestwie  Rugiów,  umarł  około  r.  480,  zapuścili  oni 
już  swoje  zagony  aż  do  Dunaju,  jak  z  drugiej  strony  Alamanowie  od 
zachodu  i). 

Państwo  Turyngów  nie  trwało  jednak  długo,  bo  roku  531  uległo 
potędze  króla  frankońskiego,  który  zawładnął  głównemi  ich  ziemiami^ 
jak  o  tem  Teodebert,  syn  Teodoryka,  donosi  cesarzowi  Justynianowi: 
„id  vero,  quod  dignamini  esse  soUiciti,  in  quibus  proyinciis  habitemus, 
aut  quae  gentes  nostrae  sint,  Deo  adiutore,  ditioni  subiectae,  Dei  nostri 
misericordia  feliciter  subactis  Thuringis  et  eorum  proyinciis  acquisitis, 
extinctis  ipsorum  tunc  temporis  regibus"  etc. 


^)  Eugippii  Yita  8.  Seyerini  rozde.  HI :  «et  rex  (Ragoram)  inquit,  hunc  popal  urn, 
pro  qao  benevoIu8  peccator  accedis,  non  patiar  Alamannormn  aut  Tharingorom  ini- 
qaoruin  8aeva  depraedatione  yastari. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY   RENTSM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  119 

Współcześnie  z  Anglami  i  Warinami  przybyli  do  środkowej  Eu- 
ropy Saksonowie^  którzy  osiadłszy  w  ziemi  Hadola  rozszerzyli  się  ku 
górze  harcowskiej  i  na  zachód  kn  Renowi,  niszcząc  do  szczętu  ludność 
słowiańską  rzadko  rozsiadłą  po  tamtych  błoniach  bagnistych. 


b.  Państwo  Samona. 

Z  upadkiem  państwa  turyngskiego  Frankowie  stali  się  panującym 
narodem  w  środkowej  Germanii;  nad  morzem  północnem  dzierżyli  wła- 
dzę Saksończycy,  w  południowych  Niemczech,  a  mianowicie  za  Dunar 
jem,  rozprzestrzeniali  się  gw^ałtownie  Alamańczycy  pod  nazwą  Szwabów 
i  Bawarczyków.  Przytłumiona  była  zatem  Słowiańszczyzna  zachodnia 
na  całem  terytoryum  pierwotnej  Germanii  od  Alp  do  morza  północnego 
i  tylko  nad  Ratanicą  aż  do  czeskiej  granicy  Słowianie  zachowali  byt 
niezależny.  W  tych  tutaj  stronach  powstało  od  czasów  Marowodowych 
pierwsze  znów  państwo  słowiańskie  poważniejszego  zakroju.  Donosi 
o  niem  frankoński  pisarz  Fredegar,  co  następuje:  IV,  rozdz.  48.  Anno  40 
(1  j.  623/624)  regni  Cblotariae  homo,  nomen  Samo,  natione  Francos 
de  pago  Senanago,  plures  secum  neguciantes  adciyit,  exercendum  n&- 
gncium  in  Sdayos  coinomento  Winedos  perrexit.  Sclayi  iam  contra 
Ayaris  coinomento  Chunis,  et  regem  eorum  Gagano  ceperant  rerellare. 
Winidi  befulci  Ohunis  fuerant  iam  ab  antiąuito,  ut,  cum  Chuni  in 
exercitu  contra  gentem  qualibet  adgrediebant,  Chuni  pro  castra  aduna- 
tnm  illomm  stabant  exercituin,  Winidi  yero  pugnabant.  Si  ad  yincen- 
dum  preyalebant,  tunc  Chuni  predas  capiendum  adgrediebant;  sin  autem 
Winidi  superabantur,  Chunorum  auxilio  fulti  yirebus  resumebant.  Ideo 
befulci  yocabantur  a  Chunis  eo,  quod  dublicem  in  congressione  certa- 
mine  yestila  priliae  (yexilla  proelii)  facientes,  antę  Chunis  precederint. 
Chuni  iemandum  annis  singulis  in  Esclayos  yeniebant,  uxore8  Sclayo- 
ram  et  fiUas  eorum  strato  sumebant;  tributa  super  alias  oppressiones 
Sclayi  Chunis  solyebant.  Filii  Chunorum,  quos  in  uxores  Winedorum 
et  filias  generayerant,  tandem  non  subferentes,  maliciam  ferre  et  op- 
pressione,  Chunorum  dominatione  negantes,  ut  supra  memine,  ceperant 
reyellare.  Cum  in  exercito  Winidi  contra  Chunus  fuissent  adgressi, 
Samo  negucians,  quo  memorayi  superius,  cum  ipsos  in  exercito  perrexit; 
ibique  tanta  ei  fuit  utiletas  de  Chunis  facta,  ut  mirum  fuisset  et  nimia 
multitudo  ex  eis  gladio  Yinidorum  trucidata  fuisset.  Winidi  cementes 
utilitatem  Samones,  eum  super  se  eligunt  regem,  ubi  80  et  5  annos 
regnayit  feliciter.  Plurea  prilia  contra  Chunis  sui  regimini  Winidi  in- 
iaerunt;  suo  consilio  et  utilitate  Winidi  semper  Chunus  superant.  Samo 


120  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

12  uxores  ex  genere  Winodorum   habebat,  de  ąnibus  22  filius   et  15 
filias  habuit". 

ly.  rozdz.  68,  631/632:  „Eo  anno  Sclavi  coinomento  Winidi  in 
regno  Samone  neguciantes  Francorum  cum  plure  multetudine  interfe- 
cissent  et  rebus  expoliassint5  haec  fuit  initium  scandali  Inter  Dagober- 
tum  et  Samonem  regem  Sclayinorum.  Dirigensąue  Dagobertus  Sycha- 
rium  legatarium  ad  Samonem,  paetens,  ut  neguciantes,  quos  sui  inter- 
fecerant,  aut  res  inlecete  usorpaverant ,  cum  iusticia  faceret  emendare. 
Samo  nolens  Sicharium  vedere  nec  ad  se  eum  yenire  permitteret,  Si- 
charius  yestem  indutus  ad  instar  Sclayinorum,  cum  suis  ad  conspectum 
peryenit  Samonem;  uniyersa,  quod  iniunctum  habuerat,  eidem  nunciayit. 
Sed,  ut  habit  gentiletas  et  superbia  prayorum,  nihil  a  Samone,  que  sui 
admiserant,  est  emendatum,  nisi  tantum  placeta  yellens  instetuere,  de 
hys  et  alies  intencionibus,  que  inter  partes  orte  fuerant,  iustitia  redde- 
retur  in  inyicem.  Sicharius,  sicut  stultus  legatus,  yerba  inproperiae, 
quas  iniunctas  non  habuerat,  et  menas  adyersus  Samonem  loquitur,  eo 
quod  Samo  et  populus  regni  sui  Dagobertum  diberint  seryicium.  Samo 
respondens,  iam  saucius  dixit:  „Et  terra,  quam  habemus,  Dagoberto 
est  et  nos  sui  sumus,  si  tamen  nobiscum  disposuaerit  amicicias  con- 
seryare".  Sicharius  dicens:  „Non  est  possebelem,  ut  christiani  et  Dei 
seryi  cum  canebus  amicicias  conlocare  possint".  Samo  ae  contrario 
dixit:  „Si  yos  estis  Dei  seryi  et  nos  Dei  canes,  dum  yos  adsiduae 
contra  ipsum  agetis,  nos  permissum  accepimus,  yos  morsebus  lacerare^. 
Aegectus  est  Sicharius  de  conspectum  Samones.  Cum  haec  Dagoberto 
nunciassit,  Dagobertus  supenreter  iubet  de  uniyersum  regnum  Austra- 
siorum  contra  Samonem  et  Yinidis  moyere  exercitum;  ubi  trebus  tur- 
mis  falangę  super  Wenedus  exercitus  ingreditur,  etiam  et  Langobardi 
solucione  Dagoberti  idemque  osteleter  in  Sclayos  perrixerunt.  Sclayi 
his  et  alies  locis  e  contrario  preparantes,  Alamanorum  exercitus  cum 
Crodoberto  duci  in  parte,  qua  ingressus  est,  yicturiam  optenuit,  Lan- 
gobardi idemque  yicturiam  optenuerunt  et  pluremum  nummerum  capti- 
yorum  de  Sclayos  Alamanni  et  Longobardi  secum  duxerunt.  Austrasiae 
yero  cum  ad  castro  Wogastisburc,  ubi  plurima  manus  forcium  Wenę- 
dorum  inmurayerant,  circumdantes,  triduo  priliantes,  pluris  ibidem  de 
exercito  Dagoberti  gladio  trucidantur  et  exinde  fogaceter,  (^mnes  tin- 
turius  et  res,  quafl  habuerunt,  relinquentes,  ad  propries  sedibus  reyer- 
tuntur.  Multis  post  haec  yecibus  Winidi  in  Toringia  et  relequo8  yastan- 
dum  pagus  in  Francorum  regnum  inruunt.  Etiam  et  Deryanus  dux 
gente  Surbiorum,  que  ex  genere  Sclayinorum  erant  et  ad  regnum  Fran- 
corum iam  olem  aspecserant,  se  ad  regnum  Samonem  cum  suis  tra- 
dedit.    E8taque  yicturia,   qua  Winidi   contra  Francos   meruerunt,   non 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    REKEM   A    ŁABĄ    I    T.    D.  121 

tantum  Sclayinorum  fortitado  optenuit,  ąaantum  demeiitacio  Austrasio- 
rum,  dum  se  cernebant  cum  Dagoberto  odium  incurrisse  et  adsiduae 
€xpoliarintur". 

Nad  relacyą  Fredegara,  który  pisał  około  r.  658,  należy  się  do- 
brze zastanowić.  2  całego  opisu  przez  niego  podanego  wynika,  że 
o  Słowianach  czyli  Wendach,  oraz  o  ich  położeniu  i  siedzibach  jasnego 
nie  miał  wyobrażenia.  Bo  co  opowiada  o  Słowianach,  będących  w  nie- 
woli awarskiej,  tudzież  to,  co  donosi  o  Słowianach,  którym  panował 
przez  lat  35  Samo,  nie  odnosi  się  i  nie  może  się  odnieśó  do  jednego 
i  tego  samego  plemienia  słowiańskiego. 

Jordanes  bowiem,  piszący  w  VI  wieku,  zna  już  na  wschód  od 
Szwabii  Bawarczyków  „nam  regio  illa  Suavorum  ab  oriente  Baibaros 
habet,  ab  occidente  Francos ...  a  septentrione  Thuringos"  *). 

Ponieważ  rzeka  Lech  była  granicą,  która  dzieliła  Szwabów  i  Ba- 
warczyków, przeto  przypuścić  należy,  że  wówczas  ich  siedziby  sięgały 
ku  wschodowi  przynajmniej  do  rzeki  lnu,  jeżeli  nie  dalej  aż  do  rzeki 
Aniży  (Enns*).  Awarowie  zaś  mieli  swą  główną  siedzibę  w  Pannonii 
t.  j.  w  kraju  Chrobatów,  których  gnębili  w  sposób  haniebny.  Co  zatem 
Fredegar  opowiada  o  Wendach,  którzy  buntowali  się  przeciw  Awarom, 
awym  panom,  może  się  odnieść  tylko  do  Słowian  zaaniskich,  a  nie  do 
tych,  którzy  byli  w  najbliższem  sąsiedztwie  Turyngii. 

Inni  to  znów  Słowianie,  przeciw  którym  wojska  longobardzkie 
i  alamańskie  w  roku  631/632  walczą  zwycięsko,  choć  Fredegar  wiąże 
ich  ściśle  z  Samonem,  który,  na  co  ciągle  baczyć  należy,  bezpośrednim 
był  sąsiadem  Turyngii.  Jeżeli  zaś  Langobardowie  z  Włoch  północnych 
i  Alamanowie,  przez  których  tu  rozumie  się  albo  Szwabów  albo  Ba- 
warczyków, połączyli  się  przeciw  Słowianom,  to  wyprawy  ich  skiero- 
wane były  tylko  przeciw  nieprzyjacielowi,  który  mieszkał  pomiędzy 
nimi.  Mowa  tu  niewątpliwie  o  Słowianach  korutańskich,  mieszkających 
w  dzisiejszej  Karyntyi  i  przyległych  krajach. 

Wyprawa  Langobardów  poza  Dunaj,  gdzie  Słowian  Samonowych 
szukać  należy,  nie  miałaby  celu,  jak  każdy  o  tern  przekonać  się  może, 
kto  patrzy  na  mapę  i  była  zresztą  niemożliwą,  bo  Langobardya  była 
wówczas  państwem  niezależnem,  niepodległem  władzy  królów  fran- 
końskich. 

Jeżeli  zaś  r.  632/33  Saksonowie  obowiązują  się  bronić  granic 
frankońskich  od  Wendów,  gdyby  król  Dagobert  ich  uwolnił  od  trybutu. 


*)  Rozdz.  LV. 

')  Zeass  8tr.  372 :  Die  Ostgrenze  der  Baiem  bildete  die  Enns  in  ihrem  zor  Do- 
naa  gewendeten  Lanfe.  Bis  hierher  waren  die  Araren  Torgedrungen. 


122  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

to  oczywiście  mowa  o  północnych  Słowianach,  chód  z  opowiadania 
Fredegara  zdawaćby  się  mogło,  że  i  to  się  odnosi  do  Słowian  Samo- 
nowych. 

Niejasności  te  w  podaniu  Fredegarowem,  pochodzące  stąd,  że  autor 
wszystkie  owe  wiadomości,  które  miał  o  Słowianach,  odnosił  do  tego 
narodu,  nad  którym  panował  Samo,  były  przyczyną,  że  różni  w  różnych 
stronach  pomieścili  jego  królestwo. 

Conyersio  Bagoariorum  et  Carantanorum,  która  pochodzi  z  ósmego 
wieku,  umieszcza  państwo  Samona  w  Karyntyi;  nowsi  zaś  badacze  prze- 
noszą je  zwykle  do  Czech.  Ostatnia  hypoteza  ma  tę  dodatnią  stronę, 
że  Słowianie  Samona  są  zarazem  sąsiadami  Awarów  i  Serbów,  lecz 
nie  uwzględnia  tej  okoliczności,  że  kraje  między  Dunajem  a  Menem 
tylko  w  zachodniej  części  były  własnością  frankońską,  że  Ratanica 
jeszcze  roku  805  była  granicą  wschodnią  imperium  Karola  Wielkiego, 
że  ówczesna  Turyngia  nie  graniczyła  z  Czechami,  ani  Czechy  z  innemi 
ziemiami  (pagi)  frankońskiemi.  Fredegar  zaś  nic  nie  donosi,  jakoby 
wojsko  frankońskie  wtargnęło  do  Czech,  które  jednak  miały  swoją 
nazwę  odrębną  —  Cihu-Winidi,  Beo-Winidi,  lub  Boiohaemum  —  i  nie 
mógł  o  tem  nic  donieść,  gdyż  królestwo  frankońskie  nie  graniczyło 
z  Czechami,  skoro  między  czeską  granicą  a  Batanicą  znajdował  się 
szmat  ziemi,  który  dotąd  zachował  byt  niezależny  i  wolność. 

Że  tutaj  w  tej  części  dawnej  Germanii  leżało  królestwo  Samo- 
nowe,  dowodzi  właśnie  okoliczność,  że  graniczyło  bezpośrednio  z  Tu- 
ryngią i  innemi  ziemiami  frankońskiemi,  albowiem  poddani  jego  „multis 
post  haec  vecibus  Winidi  in  Toringia  et  relequos  yastandum  pagus  in 
Francorum  regnum  inruunt"  lub  „cum  Winidi  iusso  Samone  fortiter 
sererint  et  sepius,  transcesso  eorum  limite,  regnum  Francorum  yastan- 
dum, Toringia  et  relequos  pagus  ingrederint'^  ^). 

Co  Fredegar  o  Samonie  podaje,  jest  po  części  niewątpliwie  bajką. 
Według  niego  Samo  miał  być  kupcem  frankońskim,  który  Wendom 
pomagał  w  walce  z  AwaramL  Przekonawszy  się  o  jego  dzielności,  wy- 
brali go  swoim  królem;  panował  35  lat,  miał  żon  12  słowiańskich, 
22  synów  i  15  córek. 

Frankowie  przeszło  już  od  wieku  byli  chrześcijanami;  powinien 
nim  być  i  Samo,  skoro  był  Frankończykiem.  Tymczasem  król  Samo 
jest  poganinem,  jak  tego  dowodzi  nie  tylko  liczba  żon  jego,  lecz  także 
rozmowa  jego  z  Sycharyuszem,  posłem  Dagobertowym. 

Na  zdanie  wyrażone  przez  Samona:  „Nasza  ziemia  będzie  Dago- 
berta  i   my   będziemy   jego,    gdy   zechce   zawrzeć   z  nami   przyjaźń", 


')  Fredegar  IV,  74 


o    SŁOWIANACH    HIĘDZT    RENEM    A   ŁABĄ    I    T.    D.  123 

odpowiada  pos^:  ^Non  est  possebelem,  ut  christiani  et  Dei  seryi 
cum  canebus  amicicias  conlocare  possint^. 

Gdyby  Samo  był  Frankończykiem ,  byłby  z  pewnością  szukał 
przyjaźni  króla  frankońskiego,  byłby  otaczał  się  Frankami  i  im  sprzy- 
jał, ale  tego  wszystkiego  niema  ani  śladu  w  relacyi  Fredegara.  Prze- 
ciwnie kupcy  frankońscy  nie  byli  bardzo  bezpieczni  w  granicach  jego 
państwa,  a  poi^a  króla  Dagoberta  Samo  wzbraniał  się  przyjąć. 

0  miejscu,  gdzie  nieszczęśliwa  dla  Franków  toczyła  się  bitwa^ 
Yogastisburc^  nic  nie  wiadomo.  Uczeni  niemieccy  przypuszczają,  wy- 
chodząc z  założenia,  że  Samo  był  królem  czeskim,  że  mowa  tu  o  za- 
ginionej miejscowości  „Tugast",  która  miała  leżeć  nad  Ogrzą  w  Cze- 
chach. 

1  ja  sądzę,  że  zaszła  pomyłka  w  nazwie;  mniemam,  że  należy 
czytać  „Mogastisburc".  Mogast,  po  polsku  powiedzielibyśmy  dziś  Mo- 
goszcz,  leży  mniej  więcej  w  połowie  drogi  pomiędzy  Pfortzheim  nad 
Reganicą  a  Banitami  (Bayreuth)  nad  Paganicą. 

Po  wyparciu  Franków  z  granic  państwa  władza  Samona  była 
tak  dalece  ustalona,  że  nawet  Derwan,  książę  „gente  Surbiorum,  quae 
ex  genere  Sclayinorum  erant  et  ad  regnum  Francorum  iam  o  lem 
aspecserant^,  wyłamawszy  się  z  pod  władzy  frankońskiej,  poddał  się 
SamonowL 

Ten  książę  Derwan  dla  uczonych  niemieckich  istną  był  zagadką, 
bo  według  nich  lwowianie  co  dopiero  mieli  przybyć  nad  Labę,  a  otóż 
księstwo  jego  od  bardzo  dawna  „iam  olim"  było  w  zależności  od 
Franków! 

Dla  nas  nie  jest  to  rzecz  wcale  nadzwyczajna,  chodzi  tylko  o  to^ 
aby  wiedzieć,  w  której  okolicy  on  panował. 

Że  księstwo  jego  nie  leżało  za  Salą  t.  j.  na  wschód  od  tej  rzeki, 
nie  ulega  żadnej  wątpliwości,  bo  Frankowie  dopiero  za  Karola  Wiel- 
kiego przekroczyli  tę  rzekę.  Państwa  zatem  Derwana  należy  szukać 
na  zachód  od  Sali,  zwłaszcza,  że  Słowianie,  mieszkający  na  lewym 
brzegu,  byli  niewątpliwie  członkami  tegoż  samego  narodu,  co  Słowianie 
na  prawym  brzegu.  Za  owych  czasów  zaś  posiadali  Frankowie  nad 
dolną  Salą  i  Łabą  tylko  Turyngię  zdobytą  r.  531,  a  księstwo  Derwana 
mogło  stanowić  część  tylko  posiadłości  turyngskich.  Derwan  zatem  byt 
lennikiem  królów  frankońskich,  a  poprzednicy  jego  podlegali  może  już 
królom  turyngskim;  z  upadkiem  państwa  turyngskiego  i  owo  księstwo 
przeszło  pod  naczelną  władzę  Frankończyków. 

Jeżeli  zatem  nasze  przypuszczenie  jest  uzasadnione,  to  księstwem 
owem  mogła  być  tylko  ta  część  Turyngii,  która  w  późniejszych  cza- 
sach   dopiero   t.  j.  za  Karola  Wielkiego   została   na  nowo   przyłączona 


124  WOJCIECH    KĘTRZ\^'SKI. 

do  państwa  frankońskiego.  Granicami  jego  były  prawdopodobnie  z  je- 
dnej strony  rzeka  Sala,  a  z  drugiej  rzeka  lima  aż  pod  Wojmir  (Wei- 
mar), stamtąd  do  Erfurtu  nad  rzeką  Gera  i  w  kierunku  tejże  rzeki 
aż  do  Menu,  gdzie,  nie  wiadomo  w  którem  miejscu,  schodziły  się  gra- 
nice księstwa  i  królestwa  Samona. 

Państwo  zatem  Samona  sięgało  od  ujścia  limy  do  Sali  i  Erfurtu 
aż  do  Dunaju. 

Samon  umarł  około  r.  658  zostawiwszy  po  sobie  22  synów,  którzy 
słowiańskim  zwyczajem  prawdopodobnie  podzielili  pomiędzy  siebie  oj- 
cowiznę i  zburzyli  to  od  razu,  co  ojciec  pracą  całego  życia  postawił. 
To  też  jest  przyczyną,  że  o  królestwie  Samona  nic  więcej  nie  słychać 
i  że  w  końcu  r.  803  lub  krótko  potem  owe  ziemie  należące  niegdyś 
do  niego,  poddały  się  Karolowi  Wielkiemu  nieomal  dobrowolnie,  bo 
o  żadnej  walce  nie  słychać. 

Nieco  dłużej  zachowali  swą  niezależność  polityczną  Słowianie 
lipańscy  po  obu  brzegach  rzeki  Jasnej  (leetzel).  którzy  niepokoili  dzier- 
żawy niemieckie  w  ziemi  bardowickiej  ^)  i  dalsze  aż  do  Alery.  Walki 
te  trwały  do  XII  wieku,  albowiem  bunty  Sasów  przeciw  cesarzom, 
Tsamieszki,  które  powstały  po  śmierci  duka  Magnusa  i  sąsiedztwo  za- 
łabskich  Obotrytów  nie  pozwoliły  Niemcom  owego  zakątka  od  razu 
ujarzmić. 

Że  zaś  roku  1144  występują  już  komesowie  luchowscy  i  warp- 
kowscy.  roku  1158  dannenbergscy,  ta  okoliczność  dowodzi,  że  ziemie 
owym  hrabiom  podległe,  były  już  na  Słowianach  zdobyte.  Kiedy  cały 
kraj  Niemcy  wzięli  w  posiadanie,  sprawa  ta  jeszcze  nie  jest  wyświe- 
tlona dokładnie,  ale  przypuszczają,  że  dzieła  tego  dokonał  albo  Henryk 
Dumny  albo  Henryk  Lew*). 


c.  Niewola  Słowian  zachodnich. 

Opanowanie  krain  słowiańskich  przez  Niemców  pociągn^o  za  sobą 
zup^ą  zmianę  wszelkich  stosunków  dotychczasowych.  Ofiarą  padli 
przedewBzystkiem  wielmoże  słowiańscy,  którzy  w  obronie  samodziel- 
ności narodowej  i  politycznej  przodowali.  Oni  albo  zginęli  w  boju,  albo 
wzięci  do  niewoli  stali  się  niewolnikami,   których  sprzedawano  nieraz 


')  Miasto  Bardewik  nie  jest  pozostałością  po  Langobardach,  jak  Niemcy  utrzy- 
mują, albowiem  rzeczka,  nad  którą  leży,  nazywała  się  według  kroniki  wielkopolskiej 
Barda. 

'  »)  Meitzen  II,  152,  370.  372,  493  etc. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    KBNRH    A    ŁABĄ    1    T.    D.  125 

aż  do  krajów  muzułmańskich,  albo  jeżeli  szczeńcie  komu  sprzyjało,  ten- 
uszedł  na  wschód  do  krain  jeszcze  nie  ujarzmionych.  Majątki  ich 
przypadły  w  udziale  zwycięzcom. 

Nie  ulega  wątpliwości,  że  niektóre  rody,  które  będąc  w  dobrych 
stosunkach  z  najezdcami,  działały  na  ich  korzyść  a  na  szkodę  rodaków 
luh  z  innych  powodów  zasłużyły  na  pobłażanie  i  życzliwość  panów 
niemieckich,  utrzymały  się  przy  swoich  majątkach  i  przy  swojej  na- 
rodowości, ale  stosunki  były  już  wówczas  tak  się  ułożyły,  że  germa- 
nizacya  musiała  nastąpić  niebawem  i  to  przez  małżeństwa  z  Niemkami. 

W  okolicach,  które  nas  tutaj  bliżej  obchodzą,  udało  nam  się  zna- 
leść  ledwie  kilka  przykładów. 

Traditiones  et  antiquitates  klasztoru  fuldajskiego  wspominają  (42, 
nr.  312),  że  „Belesta  tradidit  s.  Bonifatio  quicquid  in  LuteraJia  et  in 
Lupence  marca  hereditatis  habuit  in  campis,  silyis,  pratis,  pascuis,  areis^ 
edificiis,  mancipiis^.  Jest  to  niewątpliwie  Bolesta,  a  w  jego  posiadło- 
ściach, z  których  Lupence,  Lupnitz  =  Lipnica,  istniała  jeszcze  znaczna 
liczba  Słowian. 

Słowianinem  był  także  prawdopodobnie  „Slawo^,  który  ze  swoją 
małżonką  „tradit  s.  Bonifatio  bona  sua  in  yilla  Mechitamunil  in  pago 
lagesgewe^  ^). 

Nieco  wyraźniejsze  ślady  wolnych  osobistości  pochodzenia  sło- 
wiańskiego znajdujemy  w  naddunajskich  okolicach;  w  dolnym  Altaichu 
byli  n.  p.  opatami  Wencesław  (Wenceslaus),  który  umarł  r.  1068  lub 
1069  i  Bolesław  (Boleslau),  który  umarł  r.  1160'). 

Boku  1336  występuje  w  dokumencie  Ulrich  des  Yenden  kint  yon 
Byriogspurch '),  a  r.  1463  zmarł  w  Augsburgu  „Latislaus  de  Achdorf 
oanonicus  hoius  ecclesie^  *).  Stowiańskiemi  były  także  znakomite  rody 
Sobolów  (Zobel)  ^)  i  GoUierów  z  przydomkiem  Schluderer  ^). 

Jeżeli  Kindlinger:  Mtlnsterische  BeitrUge  II,  str.  120^  przytacza 
ostęp  „possegsi  sunt  9  manai  a  Sclayonicis  militibus^,  to  przypuścić 
należy,  że  owymi  „milites^  byli  również  wielmoże  słowiańscy,  którzy 
własność  swą  ofiarowawszy  kościołowi,  trzymali  ją  nadal  jak  lennicy 
kościelni.  Obowiązkiem  ich  była  i^użba  wojenna  konna. 

Do  kategoryi   osobiście  wolnych   należeli  prawdopodobnie  t.  zw. 


O  Tradit  et  Antiquit.  Fold.  i,  Nr.  69. 

*)  Mon.  Boica  Zł  (Monnmenta  Niederaltacbensia). 

*)  Mon.  Boica  YI  (Mon.  Baarbergensia  r.  1336). 

*)  Nacrologia  Oermaniae  I,  atr.  69. 

^  Sepp  str.  36. 

•)  Sepp  str.  30—31. 

^  Wutz:  Deutsche  Yerfassangsgeschichte  Y,  157. 


126  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

li  beri,  o  których  w  Traditiones  et  Antiąuitates  Fuldenses  43  Nr.  70 
czytamy:  ,,In  Engelmarestat  liberorum  17  unnsqui8qne  plenam  yictimam 
dat,  qnod  nos  dicimns  friscinge,  3...  Quidam  liberorum  id  est 
Sclavorum  cum  libra  lini  et  uno  ove  et  uno  panno  solvunt,  alii  fru- 
mentum  dant  id  est  3  modos  ayenae,  1  modum  siliginis  et  dimidium  tri- 
tici..."  oraz  beneficiati^),  o  których  43  Nr.  69  się  mówi:  „In  Ludera 
Sclayi  cum  pleno  beneficio  11,  cum  dimidio  4";  tudzież  zapewne  co- 
lon i  2),  o  których  jest  wzmianka  43  Nr.  63:  „In  Ugesberge...  Sclavi 
9  singuli  1  libram  lini  et  unam  paltenam,  unam  gallinam  cum  5  oyis. 
Sunt  alii  Sclayi  coloni  singulos  porcos,  singulas  oyes  debentes,  ex- 
ceptis  tribus,  quorum  quisque  duos  porcos  et  2  oves  debent". 

Jeżeli  co  do  milites  przypuścić  należy,  że  jako  lennicy  siedzieli 
na  własnym  gruncie  ofiarowanym  kościołowi,  to  liberi,  beneficiati  i  co- 
loni trzymali  kościelne  grunta  w  dzierżawie,  z  których  płacili  czynsze. 

Największa  jednak  część  ludności  słowiańskiej  po  utracie  bytu 
politycznego  i  wolności  stała  się  własnością  pańską  t.  j.  świeckiego 
lub  duchownego  pana  albo  cesarską  i  uprawiała  rolę  jak  przedtem  tak 
i  nadal  na  korzyść  naturalnie  swych  nowych  panów. 

Ludność  słowiańska,  należąca  do  skarbu  panującego,  nazywała 
się  „Sclayi  fiscales  lub  fiscalini^  ^);  położenie  jej  było  jak  wszędzie 
indziej  znośniejsze  ^).  Słowiańskie  nazwy  osad  przechowały  się  przewa- 
żnie w  dobrach  fiskalnych. 

Ludność  słowiańska  jako  niewolna  była  tak  dalece  znana,  że  jej  na- 
zwa  w  wymówieniu  niemieckiem  „Sklaye"  stalą  się  synonimem  niewolnika. 

Ludność  ta,  o  ile  wchodzą  w  rachubę  okolice,  które  nas  przede- 
wszystkiem  obchodzą,  rządzona  była  według  własnych  praw,  o  których 
tu  i  ówdzie  zachodzą  wzmianki  n.  p.  „caetera  yero  legitima  iura 
Slayorum,  quae  constituta  sunt  pro  caedibus  yel  furto 
aliisque  culpis,  quae  suboriri  poterunt.  tempore  vel  loco,  quo  ab- 
bati  placuerit,  persolyere  debebant"  ^)  (1136).    W  zapisie  zaś   królowej 

*)  Ob.  Waitz  V,  371. 

*)  Ob.  Waitz  V,  205. 

^  Waitz  V,  225. 

*)  Ale  i  z  nimi  obchodzono  8i§  nie  zawsze  łagodnie;  gdy  n.  p.  chodziło  o  to, 
aby  zabezpieczyć  jak%ś  okolicę  przez  załogę  niemiecką  lab  kolonię,  a  nie  było  pod 
ręką  odpowiedniego  miejsca,  to  po  prosta  wygnano  Słowian  z  odwiecznych  ich  siedzib, 
zostawiając  ich  własnemu  przemysłowi  lab  kijowi  iebraczema  i  śmierci  głodowej. 
Gospodarstwa  zaś  słowiańskie  zajęli  Niemcy.  Wynika  to  niewątpliwie  z  Formalae  im- 
periales  1.  2  (M.  G.  H.  Legam  sectio  Y),  gdzie  czytamy:  „Qaaliter  nos  daobas  fideli- 
bas  nostris  de  Saxonia...  duas  yillas  iaris  nostri  trans  Albiam  fluyiam  in  pago  illo 
' constitntas . . .  ezactis  inde  Sclavis,  in  proprietatem  concedimas''. 

')  Schannat:  Yindemiae  literariae.  CoUectio  II,  str.  2 — 3. 


o   SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENEM    A   ŁABĄ   I    T.    D.  127 

Byksy,  którym  kościołowi  kolońskiemu  r.  1057  darowuje  zamek  Saal- 
feld  z  przyległościami  oraz  posiadłości  swoje  w  Orlej,  czytamy  pomiędzy 
iimemi:  „Hoc  qnoque  firma  ratione  constitnens,  ut  liberis  yel  smordis, 
YenatoribuB  siye  cuiuscunąue  generis  homiiiibus  ad  hanc  dominationem 
pertinentibus,  qai  suis  temporibus  iura  et  optimas  consuetudi- 
nes  habaisse  probare  poterint . . .^  a  w  dalszym  ciągn  ^facta  est  hec 
traditio  in  Salayeldon  secnndum  legem  et  ritum  gentis  illius^  ^). 

Stosownie  do  tego  zdarza  się  nieraz,  że  w  wykazach  cz3rnszowych 
mówi  się  tylko  ogólnikowo,  że  Słowianie  płacą  swoje  „debitnm^  n.  p. 
43  Nr.  5:  „In  Esgenebach . . .  duo  Sclayi  cum  suo  debito^;  tamże  Nr.  11: 
„In  Lupenzo...  Sclayi  yero  50  cum  suo  debito^;  tamże  51  „ad  Huni- 
felt...  Sclayi  35  cum  suo  debito  solyunt  libras  totidem  lini^;  tamże  58 
„In  Goltbach...  Sclayi  5  cum  suo  debito^. 

Zazwyczaj  jednak  wymieniają  opisy  czynszowe  dokładnie,  co 
każdy  dać  obowiązany;  przedmiotami  zaś  daniny  czyli  czynszu  były 
przedewszystki^Di:  len,  w^a,  sukna  różne  (phalta,  phaltena,  pannus), 
kozzi  (koszule),  lodices  (dery  lub  kołdry),  kury  i  jaja,  wieprze,  barany, 
owce,  prosięta  (yictimae  porcinae),  zboże  (frumentum),  owies,  pszenica 
(siligo),  orkisz  (triticum),  słód  (bracium),  miód  (situlae  mellis)  ^)  itp. 

Tych  to  Słowian  ma  się  na  myśli,  gdy  w  dokumentach^)  wspo- 
minają „o  rustici  Slayi^  n.  p.:  „Conradus  Dei  gratia  praepositus  s.  Ma- 
riae  in  Erford  uniyersis  yolumus  esse  declaratum,  quod  super  causa 
diu  coram  nobis  yentilata  ex  parte  yenerabilis  domini  Henrici  abbatis 
et  capituli  s.  Petri  in  Erfordia  ex  una  et  rusticos  Slayos  in  Erm- 
Btete  ex  parte  altera  pro  quadam  decima  iam  dictae  ecclesiae  talis 
transactio  coram  nobis  est  habita:  Rustici  Slayi  praenominatae 
yillae  consignayerunt  dimidium  maldrum  annonae  Erfordiensis  mensu- 
rae  singulis  annis  praedicto  abbati  persolyendum  ab  illis  personis,  quae 
Yulgariter  in  eadem  yilla  „Alderman^  *)  appellantur;  insuper  si  Slayi 
yel  foro  yel  quacumque  commutatione  sibi  contraxerint  aliquos  mansos 
Theutonicorum  eiusdem  yillae,  eandem  decimam  sine  contradictione 
persolyent,  quam  Theutonicus  inde  persolyit;  si  yero  Theutonicus  a  Slayo 
fflye  emptione  yel  qualicunque  modo  mansum  commutayerit,  eandem 
decimam  debitam  praedicto  coenobio  exinde  sicut  et  de  reliquis  mansis 
suis  exsolyet.  Mensura  etiam  decimalis  a  praedicto  abbate  ibidem  insti- 
tuta  perpetuo  permanebit,  quarum  XVI  complebunt  maldrum  Erfor- 
tensem.  Acta  sunt  haec  anno  incarnationis  Dominicae  1227^. 


')  Lacomblet:   Urkandenbach   fUr  die  Geschichte  des  NiederrheinB  I,   Nr.  192. 
*)  Daty  te  wyjęto  z  Traditiones  et  Antiąoitates  Fuldenses  Dronkiego. 
')  Schannat:  yind.  Liter.  CoUectio  II,  str.  121. 
*)  Mowa  tu  zapewne  o  „staroście*^. 


128  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

O  Smerdach,  o  których  w  innych  krajach  bywa  często  mowa^ 
znaleźliśmy  wzmiankę  tylko  w  przywileju  królowej  Ryksy  powyżej 
zacytowanym,  oraz  w  notatce  klasztoru  korbejskiego  o  posiadłościach 
w  Sertisleye  „possessi  sunt  mansi  30  a  latis  Teutonicis,  12  a  Tuiurdia 
(wyraz  ile  odczytany  zamiast  Smurdis),  9  a  Sclavonicis  militibus". 
Smerdowie  prawdopodobnie  nie  bardzo  różnili  się  od  innych  Słowian, 
bo  według  Meitzena  byli  oni  zwyczajnymi  czynszownikami;  Waitz  zań 
uważa  ich  za  kolonów^). 

O  gościach  słowiańskich  wspomina  tylko  dokument-)  z  r.  113& 
temi  słowy: 

„Notum  sit  omnibus  Christi  veritatem  sectantibus,  praesentibus 
et  subseąuentibus,  Sigefridum  quendam  Erpesfurtensem  s.  spiritus  aspi- 
ratione  succensum,  propria  pecunia  III  mansos  in  yilla,  quae  Becke- 
steti  dicitur,  ennisse  sanctoque  Fetro  principi  apostolorum  coenobitisque 
praedicti  apostoli  commorantibus  in  Erpesfurt  absolute  tradidisse  pro 
salyatione  yidelicet  suae  animae  uxorisque  nec  non  omnium  parentum 
cognatorumque  salute:  pro  quo  praedio  suscipiendo  ad  incolendum  de- 
derunt  pro  oblatione  unum  mansum  haereditarii  praedii  iacentis  iuxta 
praedictam  yillam  quatuor  Slayi  de  saepe  nominata  yillula,  hospites 
Ludeyioi  comitis  proyinciae,  quorum  ista  sunt  nomina:  Luzicho, 
Herolt,  Odalrih,  Cuno.  Hi  quatuor  yiri  susceperunt  praediotos  quataor 
mansos,  tam  illum,  quem  obtulerant,  quam  illos  tres,  propter  quo8  ac- 
quirendos  proprium  mansum  tradiderant  haereditarii  iure  praedii  ita^ 
ut,  quum  quis  istorum  obierit,  filius  eius  aut  prosimus  propinquus  offerai 
abbati  praedicti  coenobii  VII  solidos  et  in  haereditatem  defancti  suo* 
cedat;  solyunt  autem  praedicti  Slayi  ter  in  anno  singulis  yicibus  13  so* 
lidos;  hoc  etiam  propter  praedictam  oblationem  ab  abbate  impetrarunt^ 
quod  adyocato  nullum  placitum  persolyunt;  caetera  yero  legitima  iora 
Slayorum,  quae  constitata  sunt  pro  caedibus  yel  furto  aliisque  culpifi^ 
quae  suboriri  poterunt,  tempore  yel  loco,  quo  abbati  placuerit,  persol- 
yere  debebunt.  Huius  constitutionis  plurimi  exsistunt  testes  etc.  Acta 
sunt  haec  anno  ab  incarnatione  Domini  1136^  itd. 

Inną  zupełnie  kategoryę  przedstawiają  L  zw.  seryientes,  o  któryoh 
wspominają  Tradit.  et  Antiqu.  Fuld.  43  Nr.  4:  „InSulaho...  seryientes 
Selayi  35".  Seryientes  stanowią  tu  niewątpliwie  czeladź  domową;  do 
nich  należą  także  owi  „yenatores",  o  których  wspomina  darowizna 
królowej  Ryksy,  oraz  owi  „selayi"  cesarza  Ottona,  o  których  nadmie- 
nia Liudprand  rozdz.  23;  byli  to  jego  koniuchy. 

')  Meitzen  II,  241.  Waitz  V,  157. 

^  Schannat:  Yindemiae  literariae.  CoUectio  II,  str.  2 — 3. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    KSNEM   A    ŁABĄ   I    T.    D.  129 

Na  bardzo  nizkim  szczeblu  społeczeństwa  musieli  być  ci  Slowia- 
nie,  którzy  byli  niewolnikami  ludzi  niewolnych;  o  takim  jest  mowa 
w  Trąd.  et  Ant.  Fuld.  43  nr.  4  „yillieus  1  dimidium  mansum  et  1 
Sclarum  habens^  . . . 

W  czasach,  z  których  nasze  wiadomości  pochodzą,  ludnośó  wiej-* 
ska  co  do  narodowości  była  już  bardzo  mieszana,  co  nikogo  zadzimó 
nie  powinno,  kto  uwzględni,  że  tyle  wieków  niewoli  upłynęło  już  nad 
owymi  krajami;  obok  ^owian  występują  także  jako  ludzie  niewolni 
Saksończycy  n.  p.  Trąd.  et  Ant.  Fuld.  43  Nr.  50:  „In  Rora...  Saxo~ 
nes  18,  Sclavi  75". 

O  Frankończykach  niewolnych  wspomina  1.  c.  48  Nr.  11:  „In 
Łupenzo...  Sclairi  rero  50  cum  suo  debito;  insuper  28  Sćlavi  kozzots 
reddunt  et  alii  55  Franci  similiter  reddunt^. 

Ale  obok  Słowian,  Saksończyków  i  FiPankończyków  wymieniają 
zapiski  faldajskie  jeszcze  całe  flzeregi  luddoś<^i  zależnej  n.  p.  43  Nr.  23: 
„In  Glerstungen  5  territoria,  lidi  60,  quoruili  24  singuli  porcum  singu- 
liqne  pannnm  ex  proprio  lino  et  6  galliftad  cum  ovis  200;  ex  his  36 
singnlos  porcos  et  singulos  panno0  ex  pfoprio  lino  et  8  gallinas  cum 
ovi8  150.  Insuper  aKe  hubę  82  siflgulas  oveft  et  eorum  mulieres  3  ca- 
misiałeA  3  ex  lino  dominico  et  3  gallinad  cum  oyis  100  et  cum  tri- 
dnano  seryitio.  Insuper  55  Scla^i  singulos  porcos  singulasque  phaltas 
et  8  g&Uinas  cum  ovis.  Ad  haeó  23  S6lavi  dingulos  poroos,  iiisupei^ 
95  Sdayi,  ex  ąuibus  150  librę  Uni  debetltitf  singuleąue  paltene.  Coloni 
23  singuli  2  porcos  et  2  oves,  łnsupeif  coloni  20  singulos  porcos  ef 
eomm  10  singulas  oyea.  Mole  7,  ecd^ie  2  ctim  deoimatioiie  et  4  hu- 
bis.  Noralia  23  denarios  reddunt.  Beneficii  sunt  2  oppida  et  una  huba. 
Summa  320  sołidi^. 

48  Nr.  47:  „In  Biberaha  lidi  6,  Sclavi  36,  serritores  87,  tribu- 
tarii  12,  qui  unam  yictimam  solrunt.  Limares  yilla  11  sunt  tributarii, 
pisestores  2  cum  suo  beneficio*'. 

48  Nr.  68:  „In  Biscofesberch  antiquitu8  pertinebant  2  territoria, 
lidi  40  cum  plena  redditione  sui  debiti;  insuper  hubę  70  singule  sin** 
gulos  porcos  singulasque  oves  et  singulos  pannos  reddunt.  Coloni  66 
singulas  oves  cum  triduano  seryicio;  seryitores  30  singuli  3  modios 
ayene  et  1  modium  siliginis  et  dimidium  tritici.  Tributarii  80  statutum 
eensum  yel  cottidianum  seryicium  persolyentes^  etc. 

Jakiej  więc  narodowości  byli  owi  „lidi,  coloui,  seryitores,  tribu- 
tarii, piscatores^  etc.? 

Wiemy  już  z  tego,  co  przedtem  przytoczyliśmy,  że  Słowianie 
1  j.  naturalnie  pierwotni  mieszkańcy,  posiadali  jeszcze  swoje  odrębne 
prawa,   według  których   ich  sądzono   i  rządzono;   tak  samo   misia  się 

BosprAwy  Wydi.  bltt.-fiIox.  T.  XŁ.  9 


130  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

niewątpliwie  rzecz  z  owymi  Saksończykami  i  Frankończykami,  o  któ- 
rych wspominają  zapiski. 

Należy  zatem  przypuścić,  że  wszyscy  lidi,  coloni,  seryitores,  tri- 
bntarii,  piscatores,  siedzący  w  dobrach  fnldajskich,  nie  byli  rządzeni 
ani  według  prawa  słowiańskiego,  ani  według  prawa  saskiego  lub  fran- 
końskiego, lecz  że  podlegali  innym  prawom  i  zwyczajom,  które  wyro- 
biły się  były  w  posiadłościach  duchownych,  tak  że  pod  pewnym  wzglę- 
dem owych  Słowian,  Saksończyków  i  Frankończyków  uważać  można 
za  warstwę  uprzywilejowaną,  tamtych  zaś  za  ludzi  będących  w  mniej 
korzystnem  położeniu. 

Jeżeliby  zaś  tak  było,  to  w  liczbie  owych  lidów,  kolonów,  sena- 
torów, danników,  rybaków  itp.  mogłoby  się  znajdować  nie  mało  ludzi 
pochodzenia  słowiańskiego,  którzy  jako  podarowani  lub  kupieni,  albo 
jako  jeńcy  wojenni  dostali  się  w  posiadanie  klasztoru,  a  jako  nie  po- 
chodzący z  pierwotnej  ludności  miejscowej,  nie  korzystali  i  korzystać 
nie  mogli  z  praw  tamtej  przysługujących. 

Jak  zaś  obchodzono  się  ze  Słowianami,  którzy  nie  będąc  niewol- 
nikami, stanowili  księstwa  pod  własnymi  książętami  i  tylko  pośrednio 
podlegali  dukom  niemieckim  i  ich  komesom,  o  tem  dają  pewne  wyo- 
brażenie słowa  księcia  Przybysława,  wyrzeczone  w  Bukowcu  (Ltlbek) 
do  biskupa,  który  Słowian  namawiał  do  przyjęcia  chrztu:  „Yerba  tua, 
o  yenerabilis  pontifex,  yerba  Dei  sunt  et  saluti  nostre  congrua,  Sed 
qualiter  ingrediemur  hanc  yiam,  tantis  malis  irretiti?  Ut  enim  intelli- 
gere  possis  afflictionem  nostram,  accipe  patienter  yerba  mea;  populus 
enim,  quem  aspicis,  populus  tuus  est  et  iustum  est  nos  tibi  pandere 
necessitatem  nostram.  Porro  tui  iuris  erit  compati  nobis.  Principes  enim 
nostri  tanta  seyeritate  grassantur  in  nos,  ut  propter  yectigalia  et  ser- 
yitutem  durissimam  melior  sit  nobis  mors  quam  yita.  Ecce  hoc  anno 
nos,  habitatores  breyissimi  anguli  huius,  has  mille  marcas  duci  persol- 
yimus,  porro  comiti  tot  centenaria  et  necdum  eyicimus,  sed  cotidie 
emungimur  et  premimur  usąue  ad  exinanitionem.  Quomodo  ergo  yaca- 
bimus  huic  religioni  noye,  ut  edificemus  ecclesias  et  percipiamus  bap- 
tisma,  ąuibns  cotidiana  indicitur  fuga?  Si  tamen  locus  esset,  quo  dif- 
fugere  possemus?  Transeuntibus  enim  Trayenam,  ecce  similis  calamitas 
illic  est,  yenientibus  ad  Penen  fluyium,  nichilominus  adest  Quid  igitur 
restat,  quam  ut  omissis  terris  feramur  in  marę  et  habitemus  cum  gur- 
gitibus?  Aut  que  culpa  nostra,  si  pulsi  patria,  turbayerimus  marę  et 
acceperimus  yiaticum  a  Danis  siye  institoribus,  qui  marę  remigant? 
Nonne  principum  erit  hec  noxa,  qui  nos  propellunt?^) 


^)  Helmoldi  Chronicon  Slavoram  I,  83. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENEM   A   ŁABĄ    I   T.    D.  131 


d.  Chrystyanizacya  Słowian  zachodnich. 

Od  czasu,  jak  Niemcy  przyjęli  chrześcijaństwo,  nauka  Chrystu- 
sowa musiała  się  stać  także  udziałem  Słowian  ujarzmionych  przez  nich 
lub  od  nich  zależnych.  Można  było  spodziewać  się,  że  nowa  religia 
poprawi  położenie  uciemiężonych;  lecz  niestety  zwrot  taki  nie  nastąpił. 
Byli  wprawdzie  monarchowie  i  biskupi,  którym  dobro  Słowian  leżało 
na  sercu,  po  większej  części  jednak  zaprowadzenie  chrześcijaństwa  po- 
większyło tylko  wyzysk  Sowian  i  zarazem  ich  niechęć.  Karol  Wielki 
nie  krępując  się  przesądami,  polecił  biskupowi  założonego  r.  741  bi- 
skupstwa wHrzburgskiego  „ut  in  terra  Sclayorum,  qui  sedent  inter  Moi- 
num  et  Radanziam  fluyios,  una  cum  comitibus,  qui  super  eosdem  Sclayos 
i^nstituti  erant,  procurarent,  uź  inibi,  sicut  in  ceteris  chństianorum 
locis,  ecclesie  construerentur,  quatenus  ille  populus  noyiter  ad  christia- 
nitatem  conyersus  habere  potuisset,  ubi  et  baptismum  perciperet  et 
predicatorem  audiret  et  ubi  inter  eos,  sicut  inter  ceteros  christianos, 
diyinum  officium  celebrari  potuisset...^  ^). 

Do  nich  odnosi  się  także  owo  rozporządzenie,  które  odkrył  i  wy- 
•dał  Dr.  Bichard  Doye*),  a  którego  tekst  jest  następujący:  „Statutum 
est,  ąualiter  Sclayi  et  ceterae  nationes,  qui  nec  pacto  nec  legę  Salica 
utuntur,  post  perceptam  baptismi  gratiam  constringendi  sint,  ut  diyinis 
fiacerdotnmque  suorum  obteniperent  praeceptis.  Quia  secundum  canoni- 
eam  diffinitionem  ecclesiasticis  iusiurationibus  implicitis  cura  accusandi 
proclamandique  scelera  committitur,  quae  infra  onmem  parochiam  illam, 
•euius  diocesani  sunt,  perpetrantur,  summa  diligentia  obseryandum  est, 
ut  nullus  idiyinae  legis  transgressor,  licet  alterius  conditionis  yel  paro- 
Hshiae  sit,  in  synodica  stipulatione  reticeatur. 

Quod  si  qui8,  cuiu8cunque  sit  gentis,  nationis  yel  linguae,  eon* 
temto  Dei  omnipotentis  tunore,  ita  irreyerens  deprehensus  fuerit  post 
huiusmodi  sacramentum,  ut  iurata  per  quodcunque  ingenium  siye  ex- 
^usationem  aut  dissimulationem  notitiae  yiolare  presumat;  a  cuiuscunque 
nationis  yel  linguae  yiris,  nobilibus  tantum  et  numero  testimonio  con- 
gruentibus,  periurii  yel  alicuius  criminis  impetitus  fuerit  noxa,  penitus 
•quia  unius  legis  et  gentis  non  sunt^  obiectione  remota,  aut  yindictae 
periurii  subiaceat  aut  se  impetita  .suspicione  igniti  ferri  iudicio  expurget. 


')  Mon.  Oerm.  Hist  Legam  SecUo  Y,  Formulae  imperialeB  Nr.  40. 

')  Dr  Richard  Doye:  Untenuehaiigen  ilber  die  Sendgerichte  z  dodatkiem:  yon 
d«m  Sendreehte  der  Main  and  Rednitiwenden  w  Zeitschrift  fUr  deatsehot  Kecht  ond 
deateche  RechtowiBsenschaft.  TUbingen  1859.  Tom  XIX,  str.  882—384.  Akt  poyrjUzy 
jK>chodxi  prawdopodobnie  a  końca  IX  lab  z  początka  X  wieko. 

9» 


132  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

Quodsi  temeritatis  obstinatio  in  neutro  sanctae  Dei  ecclesiae  satisfacere 
Yoluerit,  a  liminibuB  et  eommunione  eiHsdem  sanctae  Dei  ecclesiae  ha- 
beatur  disclusus  et  exlex,  quousque  resipiscendo  canonicis  obtempera- 
yerit  institntis.  Fraeterea  festiritates  dominicas  ceterasque  anni  solemni- 
tated  obfi(ervaiidas  in  paroehiali  ecclesia  a  sacerdote  łndictas  quicunque 
aliqiio  operę  temerare  praestimj^derit  rei  qaidquid  tunc  laboifare  praeter 
id,  qiiod  ad  dolliesticnin  appatatum  eiasdem  diei  illdiget;  vel  qui  legi^ 
tiifia  ieiutiia  hoe  est  qiiadiragesimam  et  IV  tempera  et  yigilias  esu  car-^ 
nitkiA  contamiiłCbyerit,  ant  qtii  idolotkita,  qtiod  trebo  dicitnr,  ^el  obtti' 
letit  aut  mailducayerit;  cLut  qai  tnortnos  TLOń  in  atrlo  ecclesiae,  sed  ad 
tnttmlos,  quod  dieimns  morę  g<9trtilinm  bou^i^,  sepelierit;  ćitit  dedmas 
dare  HolueiHt;  aut  qui  a  sacierdote  in  eeclesia  baimitus  fuerit  ad  pla-^ 
cetmn  episeopi  sire  arehłpresb^teri  et  yenire  contempserit:  canonicis 
i^idueiis  saeerdos  eum  pro  huiusmodi  praevaricatione  et  negligentia  ad 
poenłtudiMm  ilivitet  Quod  si  Contempserit,  e&actot'  publicus  id  est 
centurio  aut  sutrd  Yicarius  Cum  sacerdote  pergat  ad  domum  buiusmodi 
praestłulptoris  et  de  śua  faCuItate  tibnti  aliquid  pretii,  borem  sive  aliad 
aliquid  tollat,  propter  quod  proterrus  cotuittiiigatur,  ut  humiliatus  a  sua 
praritate  iMipiACat.  Qnod  ipsum  in  ecclesiastica  sacerdotis  potestate 
loCAltott  manead^  donec  traiisgredsor  ab  inctilpato  crimine  aut  e^pur^ 
gafi4o  Mt  poeniteńdo  sMi^faciat  Qilod8i  iflfifa  spacium  unius  septitnanae 
ila  redipiierit^  sibi  subkltini  ^ecipiat  supellectilem.  Si  VBto  ad  flnita^ 
indudas  eotktumsLi,  tekire  distulerit,  etiamsi  postmodutn  poenłtentiae  se 
siibdiderifi,  pi^optei^  ^eglectttd  atitem  faidirciaś  sit  iiot  arbitrio  sacerdotis, 
depositiita  ift  ecdlesiasticoA  liftus  sei^yafe  aut  repeteńti  condonafe.  Ouod^i 
qidsqt(iM«  tam  małe  pei^tiat  inrenitui",  Ut  ńe6  oihUipotentis  Dei  ter-^ 
rillm  tln)rore  mc  iafctoifa  rei  optmi  damźto  atteń«atui^,  ab  hninsmodi 
Bceleris  obstinatia  ad  resipiscefldum  coerceri  podsit,  deCretuni  est  ab* 
eCi^lesia  eselu^nm  h^bodana  prirari  commiiiiłone  et  tunc  demum,  si  sit 
ilscalinds  ćolonus,  omnia,  quaecunque  potfddet,  a  rei  publicae  ministra 
infiscefitur  et  in  dominicam  redigantur  potestatem.  Si  quis  autem  in 
suo  vel  in  alteritis  praedio  ita  scelerodus  e^stiterit,  simili  modo  cum 
centurione  dominus  eiusdem  praedii,  quaecunque  habuerit,  ab  illo  au<^ 
ferat,  saaeque  rendicet  potestati.  Si  rero  ipse  centurio  aut  dominus 
hoc  agere  negleserit,  sit  ipse,  quod  est,  quem  rebus  foret  et  tuetur, 
esrcommunicatus  et  tamen  nibilominus  per  ducem  et  comitem  e^pulsus, 
illius  infiscentur  substantiae^. 

Biskupi  rzadko  kiedy  dbali  o  dobro  owieczek  słowiańskich,  po- 
wierzonych ich  opiece.  Zacny  wyjątek  stanowi  jednak  Werner,  biskup 
merseburgski  *)  f  1093,   o  którym  jego  biograf  donosi:    „Verum  quia 


')  Mon.  Germ.  Hist.  SS.  XII,  sir.  246. 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZY    RENEM   A    ŁABĄ    I   T.    D.  133 

Sclayonicae  linguae  admodum  ignarus  erat  et  eum  cura  pastoralis 
ScIaYorum  genti,  qiiorum  mułtitudinem  copiosam  error  adhnc  idolatriae 
detinebat,  verbum  salutis  credere  cogebat,  libros  Sclayonicae  linguae 
sibi  fieri  iusait,  ut  latinae  linguae  character,  quem  intelligebat,  idiomata 
linguae  Sclavorum  exprimeret  et  quod  non  intelligebat,  yerbis  striden- 
tibus  intelligendum  aliis  infunderet^. 

Przeważnie  jednak  słuiyła  nauka  chrześcijańska  w  ręku  duchow- 
nych niemieckich  za  narzędzie  uciemiężenia,  jak  na  to  i  Niemej  i  Sło- 
wianie narzekali.  Tak  zwane  ^Registrnm  Sarachonis^  klasztoru  kor- 
bejskiego^),  przez  który  wyspa  rańska  naprzód  została  nawrócona,  pi- 
sze: „Rugiacensis  insulae  Sclayi  ad  patrimonium  s.  Viti  spectant,  sed 
ob  ayaritiam  et  insolentiam  yillicorum  nostrorum  a  fide 
defecerunt". 

Helmold  zaś  mówi  I,  83:  „Creyit  igitur  opus  Dei  in  Wagirensi 
terra...  Et  recesserunt  Sclayi,  qui  habitabant  in  oppidis  circumiacen- 
tibus  et  yenerunt  Saxones  et  habitayerunt  illic.  Defeceruntque  Sclayi 
paullatim  in  terra  ^. 

Że  w  tych  wyrazach  niema  przesady,  potwierdza  i  Meitzen, 
który  krótko  wyrażając  się  mówi:  „Diese  Bekehrung  aber  war  von 
Unterwerfung  kaum  zu  scheiden"  ^j. 

Po  nawróceniu  Słowianie  byli  z  początku  albo  zupełnie  wolni  od 
dziesięcin,  albo  płacili  mniejsze  od  Niemców. 

W  dyecezyi  juwawskiej  (Salzburg)  zniósł  tę  wolność  arcybiskup 
Gebhard  (f  1088)  i  zastąpił  mniejsze  dziesięciny  pełnemi: 
Qui  primus  decimas  constrinxit  reddere  iustas 
Sclayorum  gentem  tanti  ductoris  egentem^). 

Vita  zaś  Gebhardi  archiepiscopi  *)  tak  mówi:  „quia  gens  Sclayo- 
rum in  eius  episcopii  terminis  posita  antę  ipsius  tempora  aut  nuUas 
aut  paucissimas  reddere  consueyit  (decimas  et  exactione8)^. 

Tak  samo  było  i  na  północy,  a  Meitzen  sam  przyznaje,  że  mata 
dziesięcina,  niechętnie  płacona,  była  przyczyną,  że  Słowian  wypędzano 
s  posiadłości,  a  zastępowano  ich  Niemcami  płacącymi  pełną  dziesię- 
cinę^). Tak  i  Kościół  stał  się  biczem  na  Słowian  i  narzędziem  ich 
tępienia  ^. 


^)  Falkę:  Codex  traditionum  Corb.  Sarachonis  registrom  Nr.  747,  str.  44. 

^  Meitzen  II.  368—369. 

*)  Gęsta  archiepiscoporum  Salisbargensium  w  Mon.  Oerm.  Uist.  86.  XI,  str.  20. 

«)  Tamie  XI  str.  36. 

')  Meiteen  II,  473—474. 

^  Do  sprawy  dziesięcin   odnoszą  sie   prawdopodobnie   także   słowa  papieża  Za 


134  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 


e.  Germanizacya  Słowian  zachodnich. 

« 

Zważywszy,  że  ludność  słowiańska,  gdy  została  ajarzmioną,  nie 
była  jeszcze  zbyt  liczną,  że  wśród  niewoli  warunki  rozrostu  nie  były 
pomyślne,  nie  można  wątpić,  że  germanizacya  musiała  prędzej  lub  pó- 
źniej nastąpić,  zwłaszcza  że  Niemiec  nigdy  nie  lubił  stosować  się  do 
innych,  a  mianowicie  do  niższych  klas,  jakimi  byli  wobec  niego  Po- 
wianie. Byli  zatem  z  obowiązku  zniewoleni  poduczyć  się  mowy  nie- 
mieckiej. Niebezpieczeństwo  germanizacyi  wzmogło  się,  gdy  chrześci- 
jaństwo zacz^o  się  szerzyć  wśród  Niemców.  Za  dumne,  aby  się  zniżyć 
do  maluczkich,  duchowieństwo  niemieckie  postąpiło  tak,  jak  i  dzisiaj 
wśród  Słowian  w  państwie  pruskiem.  Dla  własnej  wygody  poświęciło 
język  narodowy  swoich  owieczek,  narzucając  im  nie  tylko  obcy  język, 
ale  i  obce  imiona.  Dla  Niemca  słowiańskie  imiona  były  jakby  pogań- 
skie, bo  ich  nie  rozumiał;  chrzcząc  zatem  dzieci  słowiańskie,  nadawano 
im  imiona  niemieckie,  tak  że  dziś  w  dokumentach  nikt  nie  rozróżni 
Słowianina  od  Niemca,  lub  Niemca  od  Słowianina.  Nie  często  wpraw- 
dzie wymienia  się  w  dokumentach  imiona  Słowian,  ale  gdzie  to  ma 
miejsce,  są  one  prawie  zawsze  niemieckie  n.  p.  „quatuor  Slavi  de  sae- 
penominata  yillula,  hospites  Ludoyici  comitis,  quorum  ista  sunt  nomina; 
Luzicho,  Herolt,  Odalrich,  Cuno"*). 

Tak  się  działo  za  dawnych  czasów;  ale  że  i  dziś  nie  dzieje  się 
inaczej,  tego  dowodem  są  Mazury  pruskie,  gdzie  duchowieństwo  nie*- 
mieckie  lub  zniemczone  wytępiło  zupełnie  imiona  polskie;  pełno  tam 
dziś  Gottliebów,  Fritzów,  Albertów,  Wilhelmów  itp.,  ale  z  imionami 
polskiemi  nie  łatwo  się  spotkać. 

Jak  dzisiaj  ucywilizowane  Prusy  rugują  język  polski  ze  szkół, 
urzędów  i  sądów,  a  nauczycielom  nawet  zakazują  używania  mowy  oj- 
czystej wśród  własnej  rodziny,  tak  postępowano  i  dawniej,  ale  to  były 
wtedy  czasy  barbarzyńskie. 

Landgraf  Fryderyk  saski  zakazał  roku  1327  pod  karą  cielesną 
mówić  po  słowiańsku;  w  Anhalcie  i  Nowym  grodzie  nad  Salą  (Nien- 
burg)  wyrugowano  r.  1298,  a  w  Lipsku  1327  język  słowiański  z  są- 
dów. Na  wyspie  rańskiej  wymarło  tamtejsze  narzecze  r.  1404*). 


charyassa  w  liście  do  6w.  Bonifacego:  „Etenim  de  Sclaris  christianomm  terram  inha- 
bitantibas,  si  oportet  censom  accipere,  interrogasti,  frater.  Hoc  ąoidem  consiliam  non 
indiget,  dum  rei  causa  est  manifesŁa.  Si  enim  sine  tributo  sederint,  ipsam  quandoqaft 
propriam  sibi  yindicabunt  terram;  si  yero  tributum  dederint,  norunt  dominatorem 
ipsnm  babere  terram**.  Ob.  Jaffś  Bibl.  rer.  Germ.  III,  Nr.  80,  str.  226. 
^)  Ob.  str.  128.  ')  Sepp  str.  75.  Meitzen  II,  2^2. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY   RENBM    A    ŁABĄ    I    T.    D.  135 

W  Bawaryi  również  nie  obchodzono  się  po  ludzku  z  mieszkań- 
cami pochodzenia  słowiańskiego.  Książę  Henryk  orzekł  w  dokumencie 
wydanym  roku  985  w  Ranshofen  pod  Braunau  ^):  „Sclayi  etiam  eius- 
dem  coadunationis  distńctui  subiaceant  aut  exterminentur^.  Hasło 
„ausiotten^  nie  jest  zatem  wynalazkiem  filozofa  Hartmana. 

Kiedy  w  różnych  stronach  terytoryum  przez  nas  omawianego 
język  słowiański  wygin^,  o  tern  nie  przechowały  się  żadne  wiadomości; 
w  puszczy  tylko  łuńskiej  (LUneburg)  przetrwał  do  zeszłego  wieku. 
Dowodem  tego  Jan  Parum  Schultze  ze  wsi  Stlthen,  należącej  do  pa- 
rafii Kusten,  który  umarł  około  r.  1734.  Schultze  był  prostym  rolni- 
kiem i  zostawił  po  sobie  kroniczkę,  przy  której  umieścił  także  słowni- 
czek języka  wendyjskiego.  W  kroniczce  mówił:  „Ich  bin  ein  Mann 
Yon  47  Jahren;  wenn  mit  mir  und  den  noch  drei  Personen  es  yorbei 
ist  in  unserem  Dorf,  alsdann  wird  wohl  Niemand  recht  wissen,  wie 
ein  Hund  auf  wendisch  genannt  wird"  ^). 


f.  Nieco  o  kulturze  Słowian  zachodnich. 

Pierwsze  wiadomości  o  stanie  kultury  Słowian  podaje  nam  Ce- 
zar^); są  one  ciekawe,  choć  niedokładne,  bo  nie  znając  osobiście  sto- 
sunków, polegał  na  informacyach  innych  osób,  a  pisząc,  nie  umiał  już 
wszystkiego  ściśle  rozróżnić,  co  do  Słowian  się  odnosiło,  a  co  do  Ger- 
manów. 

Za  Cezara  znajdowali  się  Słowianie,  przynajmniej  nadreńscy, 
w  stadyum  przejściowem  z  pasterstwa  do  rolnictwa;  zboża  (frumentum) 
hodują  jeszcze  nie  wiele,  a  przeważnie  żywią  się  mlekiem  i  mięsem. 
Mięsa  dostarczają  im  zwierzęta  domowe  oraz  polowania,  którym  od 
młodości  oddają  się  z  zamiłowaniem.  Słowianie  byli  ludźmi  silnymi 
i  wysokimi  (inmiani  corporum  magnitudine  homines);  odzienie  ich  skła- 
dało się  z  futer,  które  —  naturalnie  w  porze  cieplejszej  —  nie  zakry- 
wały całego  ciała.  Kąpanie  się  w  rzekach  było  już  wówczas,  jak 
i  w  późniejszych  czasach,  ogólną  potrzebą^). 

Stosunki  z  obcymi  kupcami   były  skronme,   skoro  ludność  miała 


O  Sepp  Btr.  58. 

*)  Kalina:  Jana  Parum  Sznlcogo  słownik  jęsjlui  polabakiego  w  Rozprawach 
Akad.  Umiej.  krak.  Wydz.  filol.  Sery  a  II,  tom  III,  p.  3. 

«)  De  beUo  Gallico  IV,  1—3. 

*)  Eigilis  Yita  a.  Sturmii  w  Mon.  Germ.  Hitt.  SS.  II,  itr.  :>69!  „ubi...  saper 
flumen  Foldam  yadit,  ibi  magnam  Sdayorom  moltitndinem  reperit  tliiminis  aIveo  na- 
tantes,  larandis  corporibus  se  immersisse**  etc. 


136 


\NOJCISGH    KĘTRZYŃSKI. 


tylko  takie  potrzeby,  jakie  sama  potrafiła  zaspokoić.  Dla  tego  też  in- 
teres kupców  nie  polegał  tak  na  imporcie  towarów,  jak  raczej  na  za- 
kupywaniu taniem  łupów  wojennych.  Cennych  koni  celtyckich  nie 
sprowadzano,  lecz  używano  rasy  domowej,  małej  i  brzydkiej,  lecz  bar- 
dzo wytrwałej  i  wytrzymałej. 

Wśród  walk  jazda  skakuje  nie  raz  z  koni  i  walczy  pieszo;  konie 
wyuczono  czekać,  a  do  nich  walczący  uciekają  się  na  nowo  w  razie 
potrzeby.  Siodła  nie  są  w  używaniu,  bo  uchodzą  za  znak  zniewie- 
ściałości. 

Książąt  Słowianie  nadreńscy  jeszcze  nie  mieli;  zwyczajem  ich 
było  w  razie  niebezpieczeństwa  zwoływać  starszych  na  naradę,  a  o  de- 
oyzyi  i  postanowieniach  uwiadamiać  lud  cały  przez  posłańców.  Zaczęto 
jednak  już  się  łączyć  dla  własnej  obrony,  a  do  wojny  dostarczano 
piechoty  i  jazdy  *). 

W  wyprawach  wojennych  jednak  istnieli  naczelnicy  czyli  wodze, 
bo  bez  nich  nie  byłoby  ani  planu  ani  posłuszeństwa  w  wykonywaniu 
rozkazów,  od  czego  powodzenie  głównie  zależy.  Takim  wodzem  naczel- 
nym był  prawdopodobnie  Aryowist,  zwany  przez  Rzymian  „rex";  takimi 
byli  także  Nazwa  i  Cębr  (Nasua  et  Cimberius  fratres)  *). 

powianie  mieszkali  w  miejscach  otwartych  —  oppida  —  które 
stawiano  z  drzewa;  wobec  najazdu  nieprzyjacielskiego  opuszczano  je, 
a  kobiety  z  dziećmi  i  całym  dobytkiem  chroniły  się  do  lasów,  gdzie 
były  bezpieczne'*). 

Jak  jeszcze  w  późniejszych  czasach  pomiędzy  pojedynczymi  na- 
rodami jak  n.  p.  pomiędzy  Polską  a  Pomorzem  i  Prusami  były  puszcze, 
które  te  kraje  dzieliły,  tak  było  już  i  za  czasów  Cezara,  „publice 
maximam  putant  esse  laudem,  quam  latissime  a  suis  finibus  yacare 
agros"  *). 

Co  zaś  Cezar  na  samym  początku^)  opowiada  „ex  quibus  (pagis) 
quotannis  singula  milia  armatorum  bellandi  causa  ex  finibus  educunt. 
Beliqui,  qui  domi  manserunt,  se  atque  illos  alunt;  hi  rursus  inyicem 
anno  post  in  armis  sunt,  illi  domi  remanent.  Sic  neque  agricultura  nec 
ratio  atque  usus  belli  intermittitur.  Sed  priyati  ac  separati  agri  apud 
eos  nihil  est  neque  longius  anno  remanere  in  uno  loco  colendi  causa 
licet^,  to  są  szczegóły,  które  doskonale  stosują  się  do  narodów  żyją- 
cych z  rozboju,  jakimi  byli  Skandynawczycy  i  jakimi  są  dziś  Arabowie 
w  Afryce  środkowej,  ale  nie  do  Słowian,  którzy  siedzieli  już  od  wie- 
ków na  swej  ziemi.  Okoliczność  zaś,  że  nie  posiadano  wówczas  roli  pry- 


»)  De  bello  Gallico  VI,  10.  —  «)  Tamże  I,  37.  —  »)  Tamże  IV,  19.  —  *)  Tamże 
IV,  3.  —  *)  Tamże  IV.  1. 


o    SŁOWIANACH   MIEDZY   BSMBM   A   ŁABĄ   I    T.    D.  137 

watnej,  oddzielnej,  może  niewątpliwie  ńciągnąó  się  do  słowiańskich  sto- 
smików,  skoro  rodziny  i  rody  bardzo  długo  siedziały  na  grunoie  współ- 
njrm.  Zresztą  cała  wiadomońó  nie  jest  zbyt  jasna. 

Tacyt  podawszy  w  rozdziałacli  2 — 27  ogólną  charakterystykę 
Germanów,  na  którą  złożyły  się  niewątpliwie  zwyczaje  i  obyczaje  nie- 
mieckie i  słowiańskie,  wymienia  w  rozdziałach  poświęconych  Swewom 
tylko  takie  szczegóły,  które  jako  wyjątki  nie  dały  się  pomieścić  w  głó- 
wnym obrazie. 

lwowianie  zacaesują  włosy  w  bok  i  związują  je  w  węzeł;  tym 
nkład^n  włosów  różnią  się  oni  tak  od  Germanów -Niemców,  jak  od 
swoich  niewolników,  którzy  noszą  włos  krótko  strzyżony.  Czasem  noszą 
ów  pukiel  włosów  na  wierzchu  głowy.  Książęta  i  wielmoże  (principes) 
noszą  włos  ozdobniej  zaczesany^). 

Frzedewszystkiem  zastanawia  Tacyta  pobożnoóó  i  religijność  Sło- 
wian; sam  wspomina  o  świętym  gaju  Semnonów*),  o  kulcie  Nerta^ 
na  wyspie  rańskiej,  o  gaju  Nahanarwalów  ^)  z  świątynią  holców  (Alei); 
był  zatem  i  stan  duchowny,  były  i  obrządki  kultowe.  Część  Swewów 
czciła,  jak  Tacyt  utrzymuje.  Isidę^.  Isidą  jest  niewątpliwie  bożek 
polski  „Jasa^,  o  którym  wspominają  Statuta  provincialia  z  XV  wieku 
w  ręk(^isie  1627  biblioteki  Ossolińskich  k.  263':  „Item  prohibeatis 
plausus  et  cantilenas,  in  quibus  invocantur  nomina  idolorum  „lado, 
yleli,  yassa,  tya^,  .que  consuererunt  fieri  tempore   festi  penthecosten^. 

Ta  strona  życia  słowiańskiego  uderzała  także  późniejszych  auto- 
rów. Helmold  powiada  I,  52:  „Invaluitque  in  diebus  illis  per  uniyer- 
sam  Slayiam  multiplex  idolorum  cultura  errorąue  superstitionum;  nam 
praeter  lucos  atque  penates,  quibu8  agri  et  oppida  redundabant,  primi 
et  praecipui  erant  Proye  deus  Aldenburgensis  terre,  Siwa  dea  Polabo- 
mm,  Radigast  deus  terre  Obotritorum.  Hiis  dicati  erant  flamines  et 
sacrificiorum  libamenta  multiplexque  religionis  cultus.  Porro  sollempni- 
tates  diis  dicandas  sacerdos  iuxta  sortium  nutum  denunciat  conyeniunt- 
que  yiri  et  mulieres  cum  paryulis  mactantque  diis  suis  hostias  de  bobus 
et  oyibus,  plerique  etiam  de  hominibus  cristianis,  quorum  sanguine  deos 
suos  oblectari  iacticant.  Post  cesam  hostiam  sacerdos  de  cruore  libat, 
ut  sit  efficacior  oraculis  capescendis.  Nam  demonia  sanguine  facilius 
inyitari,  multorum  opinio  est.  Consummatis  iuxta  morem  sacrificiis, 
populus  ad  epulas  et  plausus  conyertitur^  etc.**')* 

Komentarz  to  jakby  do  Tacyta,  a  choć  słowa  Helmolda  odnoszą 


^)  Germania  rosds.  88.  —  ')  Genn.  39.  —  *)  Genn.  40.  —  *)  Germ.  43.  — 
')  Gerin.  9.  —  *)  Podobnie  wyraśa  się  i  Thietmar  yi,  18:  Qaot  regionee  eont  in  his 
partibns,  tot  templa  habentnr  et  simolacra  demonom  singula  ab  infidelibus  colontnr. 


138  WOJCISCH   KirrRZYŃSKI. 

się  głównie  do  nadłabskich  i  nadodrzańskich  Słowian,  to  jednak  wątpić 
nie  można,  że  tak  samo  było  kiedyś  między  Renem  a  Łabą. 

Bogów  i  bogiń  nie  wyobrażano  jeszcze  w  posągach;  zaznacza  to 
Tacyt  wyraźnie  przynajmniej  co  do  Nahanarvalów  „nolla  simulacra". 

O  Haryaoh  czyli  góralach  mówi  Tacyt,  że  czarne  mają  tarcze 
i  ciała  tatuowane. 

Do  szkicu,  który  nam  zostawili  Cezar  i  Tacyt,  nie  można  już 
wiele  dorzucić  z  czasów  późniejszych,  gdzie  niewola  niemiecka  gnębiła 
coraz  bardziej  Słowian  zachodnich.  Że  panowało  u  nich  wielożeństwo, 
tego  dowodem  król  Samon,  który  miał  żon  12.  Wierność  małżeńska 
znana  była  powszechnie,  tak  iż  św.  Bonifacy,  który  Słowian  nie  lubił, 
że  byli  poganami,  pomimo  to  ich  stawiał  drugim  za  wzór,  pisząc:  „Et 
Wenedi,  quod  est  foedissimum  et  deterrimum  genus  hominum,  tam 
magno  zelo  matrimonii  amorem  mutuum  obseryant,  ut  mulier,  viro 
proprio  mortuo,  yi^ere  recusat.  Et  laudabilis  mulier  inter  UIob  esse 
iudicatur,  quae  propria  manu  sibi  mortem  intulit  et  in  uno  strue  pariter 
ardet  cum  viro  suo"  ^). 

Z  notatki  powyższej  wynika  także,  że  ciała  zmarłych  palono  na 
stosie,   oraz  że  żony  nieraz  po  śmierci  mężów  zadawały  sobie  śmierć. 

Ubranie  nosili  Słowianie  inne  od  Franków,  co  wynika  stąd,  że 
poseł  frankoński,  nie  mogąc  dotrzeć  do  Samona,  który  go  nie  chciał 
przyjąć,  „yestem  indutus  ad  instar  Sclayinorum  cum  suis  ad  conspe- 
ctum  peryenit  Samonem^  *). 

Miecze  nosili  Słowianie  krótkie  jak  Saksończycy,  „longis  cultellis, 
ut  hodie  Sclavi  pro  gladio  utebantur"  ®). 

To  jest  nieomal  wszystko,  co  bezpośrednio  o  stanie  kultury  Sło- 
wian zachodnich  wiemy;  nieco  światła  na  tę  cienmą  sprawę  rzuca  je- 
szcze okoliczność,  że  Niemcy  niejedno  przejęli  od  Słowian,  co  natu- 
ralnie także  na  rachunek  kultury  słowiańskiej  policzyć  należy. 

Przyznają  sami  Niemcy,  że  wyrażenia  w  górnictwie  używane  są 
słowiańskiego  pochodzenia^);  Słowianie  zatem  musieli  być  nauczycie- 
lami Niemców  pod  tym  względem;  znani  byli  także  w  Niemczech  stąd, 
że  umieli  wyrabiać  sól,  a  Qazuini  całą  tę  czynność  opisuje^).  Ze  Ba- 
warczycy  od  nich  przyjęli  chmiel  i  od  nich  nauczyli  się  warzyć  piwo, 
wynika  stąd,  że  „Hopfen^  u  nich  nazywa  się  ze  słowiańska  „hummel= 
chmiel"  ^, 


O  List  Bonifacego  do  króla  Aethilbalda   w  Jaff^  Bibl.  rer.  Germ.  III,  str.  172. 
«)  Fredogar  IV,  68. 

')  Vita  Altmanni  episcopi  Palaciensis  1 1^^  ^  ^on.  Germ.  Hist.  SS.  XII,  str.  229. 
*)  Dahn:  Urgeschichto  der  germ.  nnd  rom.  V5lker  IV,  187.  Sepp  str.  SO  itd. 
^)  Ob.  str.  52.  *)  Sepp  str.  B3. 


o    SŁOWIANACH   MIĘDZY    REMEM    A   ŁABĄ    1    T.    D.  139 

Już  za  czasów  Ladwika  Pobożnego  ogród  chmielny  nazywa  się 
po  łacinie  „humalare*^. 

I  kapnsta  była  Słowianom  wcześniej  znana,  aniżeli  Niemcom, 
którzy  swój  „KopfkoU^  dziś  jeszcze  miejscami  nazywają  ^kapis^  lab 
„kapns^,  jak  nad  Benem,  co  jako  „gabusia"  przeszło  do  średniowiecznej 
łaciny  ^). 

Tak  samo  ma  się  rzecz  z  chrzanem,  który  w  pc^udniowych  Niem- 
czech nazywa  się  „Krenn^. 

Miód  do  picia  (meod)  dostał  się  nawet  do  Anglii^),  a  chleb  nasz 
sti^  się  udziałem  nieomal  wszystkich  narodów  germańskich  od  Gotów 
począwszy:  po  got.  ,,hlaifs",  po  staroszwedzku  „hleifr^,  po  anglosaks. 
,,hlaf^,  po  Staroniem,  „hleib^,  po  średnioniem.  ,,leip^,  a  teraz  „leib  lub 
laib«  8). 

I  „Pflug"  =  pług  jest  w  języku  niemieckim  obcym  wyrazem, 
przejętym  niewątpliwie  od  Słowian,  co  Grimm  już  przypuszczał^). 
Nowsi  wolą  go  wyprowadzać  od  Czuchońców,  byleby  nie  przyznać,  że 
Niemcy  coś  winni  Słowianin. 

Nadmienić  jeszcze  należy,   że  najdawniejsza  kamienica  w  Mona- 
chium, w  której  obecnie  mieści  się  archiwum  miejskie,  była  własnością 
rodziny   słowiańskiej    Gt)llierów    z  przydomkiem    Schluderer  i  jej  za-   ^ 
wdzięczą  swój  początek^. 

Badając  narzecza  niemieckie  będzie  można  znaleść  jeszcze  wiele 
wyrazów,  które  poświadczą,  że  z  nazwą  i  rzecz  przeszła  do  Niemców. 
Podobnie  rzecz  się  ma  i  z  gockim  językiem,  gdzie  wyrazy,  nie  spotykane 
w  innych  językach  germańskich,  a  znajdujące  się  w  słowiańskich,  są 
pożyczone  od  Słowian,  a  nie  odwrotnie,  jak  dowolnie  wbrew  wszelkiej 
logice  utrzymywano  do  niedawna. 


ZAKOŃCZENIE. 


Na  tem  kończę  mą  pracę,  której  celem  było  wyświetlenie  prawdy 
od  wielu  nieuznawanej  lub  umyślnie  zaćmiewanej,  a  nie,  jak  szowinizm 
lubi  głosić,  zamach  na  zasłużone  stanowisko  Niemców  w  dziejach  świata. 


^)  Sepp  atr.  82. 
*)  MtUlenhoff  IV,  274. 

^  HttUenhoff  lY,  345.  Dzió  jeszcEo  mówi  się  w  niektórych  okolicach  „Laibbrot 
cmd  Łieibkachen". 

*)  Orimin:  Geschichte  der  deatschen  Sprache  I,  56. 
*)  Sepp  str.  30—31. 


140  WOJCIECH   KĘTRZYŃSKI. 

Stanowisko  Niemców  w  historyi  jest  tak  ńwietne,  że  rezultaty  mojej 
pracy,  choć  wypadły  dla  nich  pod  pewnym  względem  ujemnie,  nie 
odbiorą  im  wiele  blasku,  zwłaszcza  ie  za  to  ich  pierwotna  ojczyzna, 
Skandynawia,  tern  większem  świadem  zajaśnieje  w  dziejach. 

A  czego  nie  zdziałała  ta  mała  Skandynawia?  Ludy  z  niej  wyszłe 
rozsiadły  się  szeroko  po  całej  Europie  od  Dniepru  i  morza  Czarnego 
do  Atlantyku,  od  Anglii  aż  do  brzegów  północnej  Afryki.  Gdzie  się 
spotkały  z  wyższą  kulturą  rzymską,  straciły  wprawdzie  swą  narodo- 
wość, ale  stały  się  zarazem  podkładem  i  podstawą  nowego  rozwoju, 
bo  przelewając  swe  soki  nie  zepsute  w  organizm  przeżytych  Rzymian 
i  rzymskich  prowincyałów,  użyźniły  i  rozgrzały  na  nowo  wypalone  ich 
serca  i  zobojętniałe  dusze. 

Gdzie  zaś  spotkały  się  z  kulturą  mniej  rozwiniętą,  tam  organi- 
jsacya  wojskowa,  wyrabiająca  się  z  konieczności  w  zawodzie  korsarzy 
i  rozbójników  lądowych,  czem  przez  długie  wieki  byli  Skandynaw- 
czycy,  dawała  im  przewagę  nad  słabszym,  bo  pielęgnującym  swe 
trzody  lub  pracującym  w  polu  i  roli,  a  nie  rozbijającym  Słowianinem. 
Udało  im  się  to  mianowicie  w  okolicach  nadreńskieh,  gdzie  usadowili 
się  w  czasie  bardzo  dawnym,  bo  na  kilka  wieków  przed  Chrystusem. 

Z  biegiem  czasu  i  Niemcy,  parci  skandynawską  naturą,  zaczęli 
gwałtownie  rozszerzać  się;  Frankowie  zdobyli  Gallię,  lecz  utracili  swą 
narodowość;  Alamanowie  ujarznuli  Słowian  naddunajskich  i  podalpej- 
skich,  a  Saksonowie  na  ostatku  zajęli  cały  brzeg  morski  od  Renu  aż 
do  Dźwiny.  Wszędzie  było  postępowanie  ich  jednakowe;  gdzie  tylko 
mogli,  zabierali  słabszym  ich  mienie,  a  ich  samych  zamieniali  w  nie- 
wolników, pracujących  dla  nich  i  za  nich. 

Przyszli  zatem  Skandynawczycy  i  Niemcy  krótką  drogą  do  go- 
towego, zdobyli  odrazu  to,  na  coby  musieli  w  innych  warunkach  pra- 
cować przez  całe  wieki.  Osiągnęli  wyższy  i  nareszcie  bardzo  wysoki 
stopień  kultury  krwią,  krwawym  potem  i  mieniem  słowiańskiem,  a  dziś 
niestety  odzywają  się  na  nowo  owe  starodawne  instynkta,  bo  czem 
różni  się  dzisiejszy  hakaty  sta  od  pierwotnego  wikinga  lub  warega? 
nie  rzeczą,  lecz  fonną! 

Niemcy  prawie  wszystko  zawdzięczają  SłoYrianom,  Słowianie  im 
nędzę  tylko  niewymowną  i  niewolę,  nazwaną  przez  nich  kulturą! 

I  myśmy  oszczędzeni  przez  nich  w  prawieku,  przytulali  ich  od 
Xin  wieku  we  własnym  kraju,  nadając  im  ziemię  i  dobra,  szanując 
ich  język,  zwyczaje  i  prawa,  myśmy  usadowili  zakon  niemiecki  na 
ziemiach  chełmińskiej  i  michałowskiej.  Jak  nam  się  odwdzięczyli,  o  tern 
świadczą  dzieje  i  dzisiejsza  nasza  niedola. 

Tylko    plemiona   ruskie   pomimo    dwukrotnego  najazdu:   Gt)tów, 


o    SŁOWIANACH    MIĘDZT   RBKBM   A    ŁABĄ    I    T.    D.  141 

którzy  poszli  dalej,  i  Waregów,  którzy  wsiąkli  do  narodu,  zyskały  na 
zetknięcia  się  z  narodami  skandynawskimi,  bo  przejęły  się  tern,  czego 
brak  było  wszystkim  Słowianom,  władzą  silną  i  szacunkiem  dla  niej^ 
a  tą  władzą  Bosya  dziś  góruje  nad  Niemcami,  których  toczą  choroby 
wypływające  z  nadmiernego  rozwoju  przemysłu  i  życia  parlamentar- 
nego. Czy  ona  kiedyś  pomści  krzywdy  Słowianom  wynądsone? 

Z  podziwem  patrzymy  na  foztrój  dziejów  niemieckich,  z  podzi- 
wem chylimy  czoło  przed  ich  wielkością  i  potęgą;  ale  serca  nasze  są 
zimne.  Na  podziw  zasłużyli  Skandynawczycy  i  Kiemcy,  o  miłość  na- 
rodów Niemcy  nie  starali  się  nigdy. 


<E>- 


TREŚĆ. 


Str. 
I. 

Ślady  słowiańskie  na  ziemi  sachodnio-niemieokiej. 

a.  Uwagi  wstępne 3—5 

b.  Słowiańskie  naiwy  miejscowe  w  Niemczech  poładniowych  i  w  kra- 
jach alpejskich 6-12 

c.  Słowiańskie  naswj  miejscowe  w  Niemczech  pi^ocnyoh  i  środkowych  12 — 16 

d.  Hipotezy  niemieckie  o  nazwach  słowiańskich 16 — 29 

e.  Znaczenie  nazw  słowiańskich.  Osiedlenie  się  Słowian 29—34 

f.  Nazwy  wsi  niemieckie  a  ludność  słowiańska 34—47 

g.  Rzekomi  Celtowie  mi^y  Renem  a  Wizerą 47—63 

h.  Słowianie  znani  byli  Rzymianom  pod  nazwą  Swewów  i  Wenedów    .  63 — 61 

i.  Nazwy  miejscowe  słowiańskie  znane  jui  Rzymianom 61 — 66 

U. 

Hipotezy  uczonych  niemieckich  o  Germanii  i  o  Germanach. 

a.  Charakterystyka  Mtlllenhoffa 66—69 

b.  Germania  obejmowała  nie  tylko  narody  germańskie  czyli  niemieckie, 

lecz  takie  słowiańskie.  Myt  o  synach  Manna 69—90 

c  Wi^  nie  była  wschodnią  granicą  Germanii.  Silingae 90—96 

d.  Rozłączenie  Niemców  i  Skandynawczyków  nie  nastąpiło  nad  Wisłą. 

Trądy cye  narodów  skandynawsko-germańskich  o  ich  pochodzenia  96 — 114 

m. 

Dzieje  Słowiańszczyzny  zachodniej. 

a.  Najazdy  skandynawskie 114—119 

b.  Państwo  Samona 119—124 

c.  Niewola  Słowian  zachodnich 124 — 130 

d.  Chiystyanizacya  Słowian  zachodnich 131 — 133 


142  WOJCIECH    KĘTRZYŃSKI. 

atr. 

e.  Gtermaniiacya  Słowian  zachodnich 134—185 

f.  Nieco  o  knltone  Słowian  zachodnich 135 — 139 

zakończeni* 139—141 

Mapy: 
I.  Veatagia  Slayonun  in  Germania  meridionali. 
II.  Yeatigia  Slayonun  in  Germania  media, 
m.  Yestigia  Slayonun  in  Germania  septentrionalL 
rv.  Yeetigia  Slayonun  in  HeWetia. 
y.  Germania  Caesarea. 
YL  Tacitea  Germania  Magna. 
"^11.  Tacitea  Ghirnuwia  propria. 


LATA  SZKOLNE  JANA  ZAMOYSKIEGO 

przes 

Witolda  Nowodworskiego. 


Najmniej  zbadanym  i  wyświetlonym  okresem  w  życiu  Jana  Za- 
moyskiego, kanclerza  i  hetmana  w.  koron.,  są  jego  lata  szkolne,  t  j. 
ezas,  kiedy  okształcił  się  ten  wielki  nmysł  o  zdolnościack  tak  różno- 
rodnych. Wprawdzie'^ mamy  rozprawkę  Pawła  Popiela  o  pobycie  Za- 
moyskiego w  Padwie  i  Wenecyi^),  lecz  praca  ta  niewielką  posiada 
wartość  nankową.  Autor  rozwodzi  się  zbyt  szeroko,  jak  na  zakres  swej 
rozprawki,  nad  urządzeniem  uniwersytetów  włoskich  w  średnich  wie- 
kach, przyczem  podaje  fakty  z  życia  ich  zewnętrznego,  nie  wnikając 
wcale  w  stan  umysłowości  Włochów,  nic  przeto  nie  umie  powiedzieć 
o  ideach,^które  Zamoyski  mógł  sobie  przyswoić  w  Padwie,  niedokładne 
ma  wiadomości  o  profesorach,  na  których  "^wykłady  Zamoyski  tu  uczę- 
Bsczał;  nareszcie  zarzucając  Heidenszteinowi,  biografowi  Zamoyskiego^ 
mylność  w  podawaniu  faktów,  czyni  to  niesłusznie  i  sam  pop^ia  błędy, 
bo  źle  jest  obeznany  "ze  źródłami,  na  które  się  powołuje  a  wymienia 
ieh  bardzo  wiele. 

O  latach  szkolnych  Zamoyskiego  mówią  także  St.  Windakiewicz  >) 
i  Józ.  Kallenbach  %  ale  to,  co  podają,  można  nazwać  potrąceniem  raczej 
o  sprawę,  aniżeli  jej  wyświetleniem,  z  czego  zarzutu  robić  im  nie  wy- 


')  Paw^  Popiel,  Jan  Zamoyaki  w  Padwie  i  Wenecji,  Kraków  1876. 
^  Si.  WindakiewicE,  Padwa,  Stadynm  i  daiejów  cywiliaacji  polfkiej,  Kraków  1891. 
*)  Lee  hnmaniatea  Poloaais  (Index  leetionum  qaae   in   nniyenitate   Fribnrgenai 
1891). 


144  wrroŁD  nowodworski. 

pada,  bo  wykształcenie  Zamoyskiego  nie  stanowi  właściwego  przed- 
miotu ich  badań. 

Brakuje  tedy  naszej  historycznej  literaturze  pracy,  któraby  wy- 
świetlała, w  jaki  sposób  ukształtował  się  umysł  wielkiego  człowieka. 
Że  brak  ten  jest  pożałowania  godny,  nie  trzeba  chyba  tłómaczyć.  Wy- 
kształcenie zagraniczne  urobiło  Zamoyskiego  na  prawdziwego  męża 
stanu,  jak  sam  to  twierdził  o  Padwie  (Patavium  virum  me  fecit)^). 

Brak  ów  spowodował  właśnie,  iżeśmy  postanowili  rozproszyć  nieco 
mrok  otaczający  lata  młodzieńcze  kanclerza,  aby  ułatwić  tym  sposo- 
bem badania  przyszłemu  dziej  opisowi.  Musimy  z  góry  uprzedzić,  iż 
mieliśmy  pod  ręką  materyały  nader  szczupłe,  co  odbiło  się  niekorzy- 
stnie na  naszem  opowiadaniu;  szczegółowem  i  dokładnem  być  ono  nie 
mogło. 

Bzecz  naszą  rozpoczynamy  od  podania  kilku  faktów  z  życia 
przodków  Zamoyskiego,  a  to  dla  tego,  żeby  w  charakterze  jego  ozna- 
czyć, o  ile  możność  na  to  pozwala,  te  cechy,  które  po  przodkach  swych 
odziedziczył. 

Rodzina  Zamoyskich  pochodzi  z  Wielkopolski  i  należy  do  jednego 
z  naj  starożytnie]  szych  rodów  szlacheckich,  którego  herbem  był  herb 
Eożlarogi  albo  Jelita,  stąd  też  nazwa  rodu — Jelitczycy. 

Wielkopolska  była  krajem  drobnej  własności  szlacheckiej;  wielkie 
posiadłości  spotykały  się  tu  bardzo  rzadko  *).  Mnożące  się  rodziny  szla- 
checkie dzieliły  się  ziemią  pomiędzy  siebie,  wskutek  czego  powstawały 
działy  tak  drobne,  że  nie  mogły  wyżywić  swych  właścicieli.  Więc 
musieli  oni  z  konieczności  przesiedlać  się  do  innych  prowincyi  Bee- 
czypospolitej  ^).  Niedostatek  był  główną  przyczyną  emigracyi,  ale  cza- 
sem pobudkę  do  niej  stanowiła  także  i  żądza  zbogacenia  się  na  ob- 
czyźnie. Od  pc^owy  XV-go  wieku  szlachta  polska  z  wielką  skwapli- 
wością  rzuciła  się  do  uprawy  roli,  zaniechała  —  rzec  można  —  rzemiosła 
rycerskiego  i  całkiem  się  oddała  gospodarce  rolnej,  przjrtem  do  taki^o 
stopnia,  że  te  dążności  stanu  szlacheckiego  przyczyniły  się  wielce  do 
zmiany  stosunków  społecznych  w  Polsce.  Gdy  się  zaczęła  rozszerzać 
uprawa  roli,  zabrakło  ziemianom  robotnika.  Więc  ażeby  go  pozyskać, 
szlachta  zaez^a  wymagać  od  włościan,  kft<kvy  wydzierżawiali  u  niej 
grunta,  robocizny  zamiast  czynszu  i  krępować  swobodę  i<^  ruchów^}. 

*)  St  Windakiewica,  op.  cii.  str.  85. 

>)  A.  Pawiński,  Polska  XVI  w.  pod  względem  geog^raficsno-sta^tjcsnym  (źró- 
dła ddejowe^i  XII).  Wielkopolska  t.  I.  164—170). 

*)  K.  SBfljnocha.  Jadwig^a  i  Jagi^o  (Dai^a  t.  Y.  4). 

*)  Edm.  Stawiski,  Poszukiwaniti  do  historyi  rolnictwa  krajowego  Warssawa  1858 
str.  85 -1-86. 


ŁATA    8ZK0ŁNE    JANA    ZAMOYSKIEGO.  145 

Stopniowo  przytwierdzono  kmiecia  do  gleby  i  zawieszono  nad  nim  su- 
rowe, bo  nawet  okrutne  prawa  poddaństwa,  tak  iż  różniło  się  ono  bar- 
dzo mało  od  zwykłej  niewoli. 

Do  wychodźców  szlacheckich,  którzy  na  obczyźnie  poszukiwali 
bogactw,  należał  praszczur  rodziny  Zamoyskich  Tomasz  z  Łażnina^). 
W  Wielkopolsce  miał  on  trzy  posiadłości  ziemskie:  Łaźnin,  Zawadowo 
i  Wzdary^).  Częśó  ostatniego  majątku,  dopłaciwszy  pewną  sumę  pie- 
niędzy, zamienił  on  na  Zamość  i  Wierzbę,  majętności  położone  w  ziemi 
chdmskiej  **),  i  tu  przeniósł  swoją  gospodarkę,  a  posiadłości  swe  wiel- 
kopolskie sprzed^  albo  odstąpił  krewnym  swoim*). 

Tomasz  Zamoyski  ^)  miał  dwóch  synów:  Floryana  i  Macieja  ^);  osta- 
tni godzien  jest  naszej  uwagi;  jako  przedstawiciel  tej  szlachty,  która 
z  zamiłowaniem  uprawiała  sztukę  rycerską,  poczytując  służbę  wojskową 
za  właściwe  dla  siebie  powołanie.  Maciej  dowodził  oddziałem  żołnierzy 
zaciężnych  u  króla  Kazimierza  IV-go.  Służył  przez  jakiś  czas  w  woj- 
sku króla  węgierskiego  Macieja  Korwina,  a  po  powrocie  do  Polski  bral 
udział  w  różnych  wyprawach  wojennych,  np.  w  wyprawach  przeciw 
Tatarom '). 

Floryan  Zamoyski  nie  odznaczał  się  skłonnościami  rycerskiemi: 
spędził  on  całe  życie  w  zaciszu  wiejskiem,  zajmując  się  gospodarką 
i  wychowaniem  swoich  dzieci®). 

^)  St.  Dańczewski  (Herbarz  wielu  domów  Korony  polskiej  i  W.  X.  Litewskiego 
1757,  C7sąk&  L  str.  187)  nazjwa  go  Qaae8itor  bonoram.  W  genealogii  doma  Zamoy- 
■kicli,  któr^  ułożył  nan  Jan  Zamoyski,  wskazaną  jest  inna  pobudka,  mianowicie  ią- 
daa  sławy  rycerskiej,  —  studium  militiae  p.  Stemma  Samosciorum  ab  Ulnstrissimo 
Heroe  Joannę  Samoscio  conscriptum  et  filio  dedicatum,  Samoscii  an.  1609. 

*)  Dnńezewski  op.  cit.  nazywa  go  dziedzicem  na  mniejszym  Łaźainle  i  Zawa- 
dowie.  Łaźnin,  obecnie  Łazin,  znajduje  się  w  powiecie  łowickim,  p.  Słownik  geografi- 
czny; Wzdary  (zapewne  Żdiary)  w  województwie  łęczyckiem  p.  A.  Pawiński,  Polska 
Xyi  w.  etc.  Wielkopolska  t.  Ii.  101  — 102.  Majętności  te  zawierały  w  sobie  po  kilka 
łanów,  więc  dziwimy  się,  skąd  autor  artykułu  Zamość  w  Słown.  geegraf.  zaczerpnął 
wiadomość,  iż  przodkowie  Zamoyskicb  usadowieni  byli  w  Wielkopolsce  na  pół-łankach. 

*)  B.  Paprocki,  Herby  rycerstwa  polskiego,  wyd.  18&8  r.  str.  258. 

*)  Ueidensztein  (CoUectanea  yitam  etc.  str.  6)  tak  mówi:  hic  (t.  j.  Tomasz 
z  Łaźoina) ....  patrimonio  fratribus  yel  cesso  yel  yendito  in  Bełzensi  primnm  palati- 
natu  BuBsiae  domicilium  constituit 

*)  Paprocią,  op.  cit  258  i  Heidensztein  op;  cit.  6  wywodzą  nazwisko  jego  od 
nazwy  jego  majętności  na  Rusi.  v 

*)  Paprocki  wymienia  Macieja,  nie  określając  stosunku  jego  pokrewieńitwa   do 

Zamoyskicb,  lecz  Maciej,  jako  syn  Tomasza,  figunge  w  Stemma  Samosciorum. 

^  Paprocki,  op.  cit  258. 

^  Stemma  Samosciorum  tak  o  nim  mówi: 

Hic  pius  pius  et  frugi  transąuille  transiit  aevum, 
Ultra  annos  centum  protulit  usque  dies, 

Bosprawy  Wyd«.  liUt-filos.  T.  ZŁ.  10 


146  WITOLD    NOWODWORSKI. 

Miał  on  dwóch  synów:  Mikołaja  i  Feliksa.  Mikołaj  Zamoyski 
ujawnił  na  pola  działalności  politycznej  znakomite  zdolności;  im  on 
zawdzięczał  stanowisko  sekretarza  królewskiego,  oraz  referendarza  i  sławę 
wytrawnego  prawnika.  To  właśnie  sprawiło,  iź  wszedł  do  składa  ko- 
misyL  której  zlecono  poprawić  istniejące  prawa  i  ułożyć  z  nick  jeden 
statut.  Komisya  spełniła  swoje  zadanie,  lecz  sejm  odrzucił  statut,  przez 
nią  ułożony;  jest  to  statut,  zwany  statutem  Taszy ckiego  ^).  Mikołaj  Za- 
moyski o  tyle  był  wybitną  postacią,  iż  Padniewski,  znany  podkanderzy 
Zygmunta  Augusta,  zaliczył  go  w  poczet  znakomitości  współczesnych  *). 
Sława  Feliksa  Zamoyskiego  była  skromniejszą;  ale  i  on  przerastał 
swemi  zaletami  pospolitych  ludzi.  Zygmunt  stary  za  dzielną  obronę 
Rusi  od  napaści  tatarskich  zaszczycił  go  łaskawym  listem  pochwalnym 
i  obdarował  majątkiem  Tworyczów  ^).  U  swoich  zaś  ziomków  —  szlachty 
ziemi  chełmskiej  i  województwa  bełskiego  Feliks  Zamoyski  cieszył  się 
wielkiem  poważaniem,  tak  iż  poruczano  mu  zaszczytne  urzędy  ziemskie 
wojskiego,  sędziego  i  podkomorzego*). 

Feliks  miał  trzech  synów:  Stanisława,  Flory ana  i  Mikołaja.  Pier- 
wszy z  nich  odznaczył  się  rozumem  niepospolitym  i  wybitnem  uzdol- 
nieniem w  dziedzinie'  spraw  wojskowych.  Za  czyny  waleczności,  doko- 
nane w  wojnach  z  Wołoszą,  Tatarami,  zakonem  kawalerów  mieczo- 
wych i  Moskwą,  otrzymał  on  niemało  zaszczytów  i  nagród.  Zygmunt 
August  mianował  go  hetmanem  swego  wojska  nadwornego,  nadał  mu 
starostwa  zamechskie  i  bełskie  i  ofiarowywał  kilkakrotnie  godność  ka- 
sztelana i  nawet  wojewody,  lecz  Stanisław  Zamoyski  wymawiał  się  od 
tego  zaszczytnego  urzędu  i  dopiero  w  51-ym  roku  życia  zgodził  się 
go  przyjąć  ^).  Zdaje  się,  iż  fakt  ten  należy  tłómaczyć  sobie  w  ten  spo- 
sób. W  XVI  w.  szlachta  toczyła  zawziętą  walkę  z  możnowładztwem 
duchownem  i   świeckiem   o    przywileje  w  tym  celu,  aby  przekształcić 

Militia  excolait  natos  MoBisąae  seyeris 
Sic  Yitae  penaans  otia  lentae  saae. 

Naiwiflko  jego,  jako  świadka  przy  układania  zapisa  darowizny,  napotykamy  w  jednjm 
z  dokumentów,  umieszczonych  w  zb.  n-^^ty  izdowajemyje  Wilenskojn  Archieografi- 
czeskoju  kommisyjeju**  t.  XIX  8tr.  17.  Nr.  48. 

')  Yol.  leg.  (wyd.  Petersb.)  t  I.  str.  499  i  Starodawne  prawa  polskiego  pomniki 
t.  Ul.  str.  V  —  VI. 

*)  Paprocki,  a  ca  nim  Niesiecki  przytaczają  urywki  z  dzieła  Padniewskiego 
^lHogia  yirornm  illustrium.'' 

*)  Paprocki  op.  cit.  259. 

*)  Akty,  izdow.  Wileńsk.  Archieogr.  Kom.  t.  XIX  NN.  66,  78,  82,  88,  94,  103. 
Feliks  Zamoyski  był  takie  łowczym  chełmskim  p.  S.  Ptaszycki,  Opisanije  knig  i  aktów 
litowskoj  metryki  str.  234,  N.  186. 

*)  Paprocki  op.  cit.  260. 


ŁATA    SZKOIiNE    JANA    ZAMOYSKIEGO.  147 

państwo  na  ustrój,  oparty  na  zasadach  zupełnej  równości  szlacheckiej. 
Zawziętość  szlachty  na  stan  moźnowładczy,  zwłaszcza  duchowieństwo, 
była  tak  wielką,  iż  popchnęła  szlachtę  do  rzucenia  się  z  wielkim  za- 
pałem w  wir  ruchu  reformacyjnego,  w  nadziei,  iż  protestantyzm  dopo- 
może jej  urzeczywistnić  upragnione  ideały  społeczno-polityczne.  Prąd 
ten  pociągnął  za  sobą  i  Stanisława  Zamoyskiego:  przyjął  on  naukę 
Kalwina^).  Jako  jeden  z  najwybitniejszych  działaczy  szlacheckiego 
stronnictwa  reformy^).  Stanisław  Zamoyski  nie  chciał  należeć  prawdo- 
podobnie do  stanu  możnowładców,  ażeby  nie  zrazić  do  siebie  swej  braci 
szlachty,  jako  też  i  dlatego,  że  stan  ten  z  jego  punktu  widzenia 
wielkie  szkody  zrządził  interesom  państwa. 

Oto  wiadomości  urywkowe,  które  zdołaliśmy  zgromadzić  o  przod- 
kach naszego  Jana  Zamoyskiego.  Powstaje  pytanie,  czy  jest  rzeczą 
możliwą  wyciągnąć  z  nich  jakieś  wnioski.  Mnie  się  zdaje,  że  pokusić 
się  o  nie,  chociaż  dane  są  nader  szczupłe,  nie  zawadzi.  Ma  się  rozu- 
mieć, że  gdybyśmy  byli  w  posiadaniu  szczegółowych  wiadomości  o  ge- 
nealogii naszego  bohatera  nie  tylko  w  linii  męskiej,  ale  i  żeńskiej, 
wnioski  nasze  byłyby  bardziej  stanowcze.  Wszakże  i  obecnie  można. 
Jak  się  zdaje,  twierdzić  co  następuje.  Przodków  Jana  Zamoyskiego  ce- 
chowały zdolności  do  gospodarki  rolnej,  spraw  wojskowych  i  polity- 
cznych. Dość  przypomnieć  sobie  Tomasza,  Macieja,  Mikołaja  i  Stani- 
sława Zamoyskich,  ażeby  się  przekonać  o  słuszności  tego  twierdzenia. 
U  przodków  Jana  2^moyskiego  zdolności  owe  ujawniały  się  każda 
zosobna,  u  naszego  zaś  Jana,  jak  to  zobaczymy  następnie,  połączyły 
się  razem  i  wystąpiły  na  jaw  w  wyższym  stopniu  potęgi. 

Jan  Zamoyski  urodził  się  w  nocy  z  dnia  19  na  20  marca  1542 
roku^  w  Skokówce,  posiadłości  swego  ojca  Stanisława.   Był  to  zamek 

')  W  r.  1551  Stan.  Zamojski  pnerobU  w  Starym  Zamościa  kościół  katolicki 
na  f^abór"  protestancki,  p.  Słownik  geograf,  pod  wyrazem  Zamość. 

*)  Mikołaj  Bej,  który  snął  go  dobr/.e,  z  wielkiemi  pochwałami  mówi  o  jego  ro- 
aamie,  p.  Pnęało  ze  Zwiersyńca,  Poznań  1882  atr.  LX  XIV. 

*)  Tylko  u  jednego  Heidenszteina  (Collectanea  Titam  resąae  geataa  Joannia 
Zamoyacii  etc.  Poananiae  1861)  mamy  rok  1541,  ale  i  to  skutkiem  omyłki,  popełaio- 
nej  zapewne  przez  przepisywacza  (napisał  zamiast  MDLII  —  MDLLI.  t.  j.  opaścił  je- 
dno I),  bo  ten  sam  Heidensztein  powiada  (ib.  138),  że  Zamoyski  umarł  3  czerwca 
1605  r.,  mając  lA  63,  skąd  wynika,  iż  sie  urodził  w  r.  1542.  O  śmierci  Zamoyskiego 

mianowicie    tak   pisze:    tandem   die    tertii    menaia   Jnnii,  anno  1605,  anno  aetatia 

•ezagesimo  ąuarto,  quem  cum  ineuntem  grutulati  ei  amici  faisnent,  quod  dimacterium 
•nperaaaet,  praesagiena  quasi  animo,  mortem  non  ]onginquam,  qai  aczagesimum  ter- 
tinm  anperaaset,  ei  singnlos,  qai  8abseqiierenŁar,  annoa  climactericoa  esso  respondit. 
Zaanaczymy  jeszcze  świadectwo  nuncyusza  papieskiego  kardynała  Yalentiego,  który 
w  Jipca  r.  1604  tak  pisze  o  Zamoyskim:  Cancelliere  di  Polonia  &  Gioyanni  Zamoscio, 

10* 


148  WITOLD    NOWODWORSKI. 

Z  początku  drewniany  a  następnie  murowany,  zbudowany  przez  Za- 
moyskich w  celu  obrony  od  najazdów  tatarskich,  które  srodze  dawały 
się  we  znaki  południowym  ziemiom  Rzeczypospolitej.  Matka  Jana 
Anna,  z  domu  Herburtówna,  odumarła  go,  gdy  był  jeszcze  dzieckiem, 
więc  pozostali  on  i  brat  jego  Auctus  na  pieczy  ojca  jedynie*).  Szczę- 
ściem posiadali  w  nim  opiekuna  troskliwego  i  rozumnego,  który,  cho- 
ciaż sam  „domowego  ćwiczenia^  ^),  rozumiał  jednakże  potrzebę  nauki 
i  pragnął  daó  synom  jak  najlepsze  wykształcenie.  Więc  oddał  najpierw 
syna  Jana  do  szkoły  w  Krasnym  Stawie,  gdzie  ten  kształcił  się  pod 
kierownictwem  znanego  w  swym  czasie  uczonego  Wojciecha  Ostrow- 
skiego^. Wykłady  odbywały  się  tu  według  planu  szkół  średniowie- 
cznych, t.  j.  wykładano  t.  zw-  septem  artes  liberales  i  gramatykę,  re- 
torykę, dyalektykę,  arytmetykę,  geometryę,  muzykę  i  astronomię,  lecz. 
szkoła  musiała  być  dobrze  urządzoną  i  prowadzoną,  skoro  mogła  przy- 
gotowjrwać  uczniów  do  studyów  za  granicą.  Zamoyski  właśnie  wyjechał 
na   życzenie   ojca   swego  do  Paryża*),  mając  nie  więcej  jak  lat  15*^),. 


per  quanto  dice  esso  di  62  anni  compiti  nel  Marso  passato ....  (Cellectanea  Titam 
resqae  gestas  etc.  str.  215).  Co  się  tyczy  dnia  arodsenia,  to  Paprocki  (op.  cit.  262^ 
tak  o  tern  pisze:  urodsS  się  z  niedziele  na  poniedziałek  Dominica  Letare  w  roku  154S. 
Niedziela  ta  przypadała  wtedy  na  dzień  18  kwietnia  (p.  H.  Grotefend,  Handbnch  der 
historigchen  Chronologie  des  deatsohen  Mittelalters  and  der  Neuzeit,  HannoTcr  1872). 
Wiadomość  Paprockiego  stwierdza  antor  listu  do  arcyksiccia  austryackiego  Karola  (Bis. 
bibl.  Zamoyskich  N.  1646)  i  kardyni^  Yalenti  (nel  Marżo  passato).  St.  Duńczewski 
(Herbarz  wielu). 

^)  Auctus  posiadał  znakomite  zdolności,  ale  agin^  jeszcze  młodzieńcem  w  po* 
tyczce  z  Tatarami,  p.  Stemma  Samosciorum. 

*)  O  Stanisławie  Zamoyskim  M.  Bej,  który  go  znał  dobrze,  tak  powiada: 

Domowegoć  ćwiczenia,  ale  Włoszku  miły 
Jeśli  mi  go  oszukasz,  będziem  cie  chwalili, 
Bo  ocz  go  kolwiek  spytasz,  wnet  Moskwicin  z  niego. 
Znajdziesz  słuszną  odpowiedź  wedle  stanu  swego, 
Więc  stc  k  temu  tym  para,  poczciwa  myśl  jego. 
Aby  mćgł  na  wszem  uibyć  stanu  rycerskiego 
Lecz  cóż  po  takich  ludziach  niedbałej  koronie 
Wziąwszy  drugi  tarcz  z  drzewem  porzuciwszy  planie. 
(Przęsło  ze  Zwierzyńca  Mikołaja  Beja.  Poznań  1884  str.  LXXIV). 

*)  Duńczewski  (op.  cit.        )  nazywa  go  „laureatus.** 

*)  B.  Plenkiewioz  w  swem  dziele  „Jan  Kochanowski,  jego  ród,  żywot  i  dzieła*^ 
(Jana  Kochanowskiego  dzieła  wszyskie  t.  lY.  str.  55)  mylnie  powiada,  że  Zamoyski 
z  Krasnego  Stawu  udał  się  na  dalsze  nauki  do  Strassburga. 

^)  Chwilę  wyjazdu  Zamoyskiego  za  granicę  możemy  tak  określić.  Do  Padwy 
Zamoyski  mógł  pnybyć  najpóźniej  na  początku  roku  1561,  bo  już  we  wrześniu  tegoż, 
roku  zajmuje  wpośród  tamecznej  młodzieży  polskiej  wybitne  stanowisko  konsyliarza 
(Archiwum  do  dziejów  literatury  i  oświaty  w  Polsce  t.  VII.  str.  172).    Pobyt  jego  wd» 


ŁATA   SZKOŁNB   JANA    ZAMOYSKIBOO.  149 

<co  Świadczy  zarazem  o  znakomitych  zdolnościach  młodzieńca.  Na  py- 
tanie, dla  czego  to  miasto  Stanisław  Zamoyski  wybrał  dla  swego  syna, 
nie  możemy  dać  ścisłej  odpowiedzi.  Sądzićby  raczej  wypadało,  że  jako 
wyznawca  kalwinizmu,  powinienby  był  pomyśleó  o  wysłaniu  syna  do 
miasta,  gdzie  kwitnęła  naaka  Kalwina,  ażeby  syn  utwierdził  się  w  za- 
sadach swej  wiary.  Heidensztein  powiada^),  że  Stanisław  Zamoyski 
wydal  syna  na  dwór  delfina  francuskiego  Franciszka,  t.  j.  przyszłego 
króla  Francyi  Franciszka  II.  Stąd  wnieść  należy,  że  musiał  posiadać 
na  tym  dworze  jakieś  stosunki,  których  natury  bliżej  określić  nie  je- 
steśmy w  stanie;  prawdopodobnie  miał  tu  znajomych.  Dla  zrozumienia 
tego  przypomnijmy  sobie,  że  Katarzyna  Medici,  matka  Franciszka, 
miała  podówczas  na  swym  dworze  w  roli  błazna  nadwornego  Jana 
Krasowskiego,  syna  kasztelana  podlaskiego;  ten  był  w  takich  łaskach 
u  swej  pani,  iż  zdołał  wpłynąć  nawet  na  jej  postanowienie  ubiegania 
się  o  koronę  polską  dla  syna  Henryka'). 

Chwila,  kiedy  przybył  Zamoyski  do  Paryża,  była  jedną  z  naj- 
bardziej znamiennych  w  dziejach  umysłowości  francuskiej;  nowe  kie- 
runki umysłowe,  uznające  swobodę  badania  za  niezbędny  warunek  roz- 
woju wiedzy  ludzkiej,  które  reprezentował  podówczas  humanizm,  od- 
niosły świetne  zwycięstwo  nad  scholastyką  —  która  tamowała  rozwój 
nauki  broniąc  z  wytrwałością  godną  lepszej  sprawy  obskurantyzmu 
umysłowego.  Twierdzą  obronną  scholastyki  i  prawomyślności  katolickiej 


Fran^  miał  trwać  według  Heidensateina  (CoUectanea  yitam  etc  str.  8)  około  4  lat- 
€0  stwierdaa  i  sam  Zamoyski,  powiadają  w  li6cie  do  Pawła  Manacyausa,  iż  pnepę, 
dził  w  tym  kraju  kilka  lat,  a  to  chyba  może  oznaczać  nie  nmiej  jak  trzy  lata  (patrs 
dodatek  I).  Na  stndya  tedy  w  Poryta  i  Strasabarg^  wypadsio  odliczyć  4  lata  co  naj- 
mniej, skąd  wynika,  że  do  Francyi  mćgł  adać  się  najpóźniej  na  początku  roku  1557. 
O  ircBeśniejszym  wyjeździe  trudno  myfileć,  bo  był  zanadto  miody:  przecież  w  począ- 
tkach 1557  r.  miał  dopiero  lat  15.  Późniejszy  wyjazd  jest  niemożliwy,  bo  cała  po- 
wyższa rachuba,  oparta  na  świadectwach  niezbitych,  w  niweczby  się  obróciła.  Więc 
prawie  stanowczo  twierdzić  możemy,  że  wyjazd  Zamoyskiego  do  Francyi  nastąpił  na 
początku  r.  1557.  Na  poparcie  tego  obrachunku  przytaczamy  jeszcze  taką  uwagę.  Pa- 
procki (Herby  rycerstwa  Polskiego,  wyd.  r.  1584  str.  196)  świadczy,  iż  Zamoyski 
słuchał  w  Paryża  wykładów  matematyki  u  Jana  Penny,  ten  zaś  dostat  katedrę  tej 
nauki  zaraz  po  ukończeniu  uniwersytetu  w  roku  1557  i  w  następnym  roku  umarł. 
(Charles  Waddington,  RamuP,  sa  yie,  ses  ócrits  et  ses  opinions  Parisl855p.  111 
i  Abel  Lefranc,  Histoire  de  collage  de  France,  Paris  1893  p.  381).  Powyższe  obliczenie 
stwierdaa  się  świadectwem,  zamieszczonem  w  Aktach  synodów  protestanckich  (Actorum 
synodalium  in  Distr.  Min.  Pol.  Conjunct,  etc.  Ms.  bibl.  Zamoyskich  N.  1182  1. 1  str.  3); 
według  tego  świadectwa  Zamoyski  na  początku  r.  1560  ud^  się  na  naukę  do  Niemiec 
t.  j.  do  Strassburga. 

*)  CoUectanea  Titam  resque  gestas  etc.  8. 

*)  A.  Traczewskij,  Polskoje  bezkorolewje,  Moskwa  1869  str.  280. 


150  WITOLD    N0W0DW0B6KI. 

opartej  na  zasadach  średniowiecznych,  była  Sorbonna;  kollegiam  kró- 
lewskie (Collfege  de  France),  założone  przez  Franciszka  I,  stanowiła 
najważniejsze  ognisko  wolnomy sinych  prądów  duchowych.  Niektórzy 
profesorowie  tutejsi  byli  protestantami  albo  podejrzywano  ich  przynaj- 
mniej o  przychylność  dla  nowinek  religijnych,  idących  z  Niemiec 
i  Szwaj caryi^).  Dzielnym  i  utalentowanym  bojownikiem  nowych  idei 
był  znakomity  filozof  ówczesny  Piotr  Bamus.  Umysł  oryginalny  i  ba- 
dacz nieustraszony,  powstał  on  zuchwale  przeciwko  od  wieków  uzna- 
wanej powadze  Arystotelesa,  czczonego  przez  scholastykę  jako  boży- 
szcza, i  w  swych  dzidach  (zwłaszcza  w  Aristotelicae  Animadyersiones) 
usiłował  dowieść,  często  paradoksalnie,  iż  niektóre  pisma  mędrca  ze 
Stagiry  są  podrobione,  inne  zaś  zawierają  w  sobie  naukę  zupełnie  fat- 
sz3rwą.  Napaść  ta  była  tak  zuchwałą,  iż  obskuranci  z  obawy  o  trwa- 
łość gmachu  swej  wiedzy  uderzyli  na  trwogę  i  wezwali  pomocy  prze- 
ciwko Ramusowi  władzy  królewskiej.  Franciszek  I.  kazał  zniszczyć 
pisma  filozofa,  jemu  zaś  samemu  zabronił  roztrząsać  publicznie  kwestye. 
filozoficzne ').  Ale  kiedy  wstąpił  na  tron  Henryk  II,  czasy  się  zmieniły 
i  król  zezwolił  Ramusowi  miewać  wykłady  i  pisać  dzieła  w  sprawach 
filozoficznych,  lecz  co  jeszcze  ważniejsza,  w  sierpniu  1551  r.  zamiano- 
wał go  profesorem  języka  łacińskiego  i  literatury  rzymskiej  w  kolle- 
gium  królewskiem  ^.  Wtedy  w  życiu  filozofa  nastąpił  okres  najszer- 
szego rozgłosu  i  największych  wpływów  (1551  — 1561).  Nowość  i  śmia- 
łość poglądów  tudzież  znakomity  dar  wymowy  skupiały  około  niego- 
tfumy  słuchaczów  i  mówiono,  że  liczba  ich  dochodziła  czasem  do  2000; 
od  czasów  Abelarda  nikt  nie  zażywał  dotąd  takiej  wziętości.  Wy- 
kłady miały  piętno  oryginalne  i  jakkolwiek  Ramus  był  profesorem 
literatury,  zajmował  się  jednakże  bardziej  kwestyami  filozoficznemi^ 
aniżeli  literackiemi.  Rozbiór  dzieła  Cycerona  „o  losie^  (De  fato)  na- 
stręczał mu  sposobność  przełożenia  słuchaczom  konieczności  zmian  w  dzie- 
dzinie retoryki  i  dyalektyki;  wykładając  Georgiki  Wergiliusza,  roz- 
prawiał o  fizyce;  traktat  p.  n.  sen  Scypiona  dawał  mu  możność  po- 
mówienia o  astronomii. 

Ramus  był  wtedy  u  szczytu  swej  sławy  i  nawet  król  Henryk  II. 
zasięgał  u  niego  rady  co  do  sprawy,  jakie  reformy  należy  przeprowa- 
dzić w  dziedzinie  wykształcenia  wyższego  we  Francyi.  W  roku  1557 
wyznaczono  w  tym  celu  komisyę,  a  do  składu  jej  wszedł  także 
Bamus. 


*)  Charleg   Waddington,    op.    cit    str.  128.  *)  Ibid.  str.  40  —  68.  ■)  Ib.  Btr.  79. 

*)  Ch.  Waddin^on,  op.  cit.  str.  Si. 

")  M.  Crevi&r,  Historie  de  rUniTersitć  de  Paris.  Pam  1761  t.  YI  25  —  28. 


LATA    SZKOLNE   JANA   ZAMOYSKIEGO.  151 

Uniwersytet  paryski  przebjrwal  podówczas  chwilę  nader  kryty- 
czną. 2jabnrzenia  nieustanne  pomiędzy  studentami,  gwałty,  których  do- 
puszczali się  na  mieszkańcach  stolicy,  sprawiły,  iż  król  wydał  prze- 
ciwko nim  bardzo  surowe  rozporządzenia.  Spadła  na  uniwersytet  — 
powiada  ze  smutkiem  jego  dziejopis,  —  klęska  tak  okropna,  jakiej  nie 
doznawał  w  przeciągu  700  lat  swego  istnienia.  Studenci  poszli  do  wię- 
zienia, na  wygnanie  i  nawet  na  szubienicę;  gmachy  szkolne  zamknięto, 
wykłady  ustały  i  tam,  gdzie  niegdyś  życie  wrzało,  zapanowała  cisza 
głucha  *). 

Król  dał  się  jednakże  wkrótce  ułagodzić  i  życie  w  uniwersytecie 
przybrało  swój  bieg  normalny^).  Nie  przestawało  ono  wszakże  być 
nader  burzliwem,  bo  się  ostro  ścierały  wrogie  sobie  prądy  umysłowe. 

Najzawziętszym  przeciwnikiem  Ramusa  i  najżarliwszym  zarazem 
wielbicielem  i  obrońcą  Arystotelesa  był  Jakób  Charpentier  (Carpenta- 
rius).  Zręczny  mówca,  umiał  on  także  przyciągać  do  siebie  liczne  tłumy 
buchaczów,  często  liczniejsze  nawet  od  tych,  które  słuchały  Ramusa '). 
Rozgłos  sporu  filozoficznego  i  wziętośó  profesora  sprawiły,  że  i  Za- 
moyski należał  do  słuchaczów  Charpentier'a  —  i  przytem  prawdopodo- 
nie  do  najpilniejszych.  Albowiem  wpływom  tego  uczonego  zapewne 
przypisać  należy  ów  szacunek,  jaki  żywił  w  latach  późniejszych  dla 
Arystotelesa  *), 

Do  obudzenia  w  naszym  młodzieńcu  zapału  i  uwielbienia  dla  sta- 
rożytności przyczynili  się  także  niemało  i  tacy  znakomici  filologowie, 
jak  Adryan  Tumńbe,  Dyonizy  Lambin  i  Lćger  Duchesne  (Leodegarius 
a  Quercu),  tem  bardziej,  że  był  to  umysł  nader  żądny  wiedzy.  Mamy 
wiadomość,  że  2jamoyski  studyował  w  Paryżu  matematykę  u  słynnego 
uczonego  Jana  Penny.  Ten  był  uczniem  Ramusa,  który  pokładał  w  nim 
wielkie  nadzieje.  Ramus,  podziwiający  zdolności  swego  ucznia,  uzyskał 
dlań  katedrę  matematyki  w  koUegium  królewskiem,  lecz  wyldtady 
Penny'ego  trwały  niedługO;  albowiem  w  rok  potem  umarł*). 


*)  Historia  UniTersitatis  Parisiensis  aatore  Caesare  Eg^ssio  B  u  1  a  e  o  X>u  Boulay 
t.  VI  490. 

*)  CroTier,  op.  cit.  29  —  67  (opis  zaburzeń). 

*)  I,  Bertrand,  Ramus  et  Charpentier  BeTue  de  deux  Mondes  1881 15  Mars  296. 

*)  Charpentier  nie  wykładi^  jeszcze  podówczas  w  kollegiam  królewskiem  ale 
dopiero  w  latach  1566  —  1574  i  przytem  matematykę,  p.  Abel  Lefranc,  Histoire  da 
Collage  royal  p.  381.  St^  wynika,  ie  Zamoyski  uczęszczał  w  Paryża  nie  tylko  na  wy- 
kłady profesorów  koUegium  królewskiego,  lecz  i  Borbonny. 

^)  Ch.  Waddington,  op.  cit.  110—111.  Naiwiska  profesorów,  których  Zamoyski 
słachiJ  w  Paryża,  podają  Paprocki  (Herby  rycerstwa  wyd.  1584  r.  str.  196)  i  A.  Burski 
(Collectanea  Titam  resqae  gestas  etc.  str.  193),  przyczem  ten  ostatni    wymienia   Lara- 


152  WITOLD    NOWODWORSKI. 

Mówiąc  o  pobycie  Zamoyskiego  w  Paryża,  musimy  zaznaczyć 
jedną  zdaniem  naszem  nader  znamienną  cechę  środowiska  umysłowego, 
w  którem  się  obracał  nasz  młodzieniec:  oto  zupełną  swobodę  badań; 
nie  dogmatyzm,  narzucający  swe  poglądy  ludziom  bezwzględnie,  nie 
pytając,  czy  są  przekonani  o  ich  prawdziwości,  lecz  krytycyzm,  prze- 
mawiający do  rozumu  ludzkiego  i  usiłujący  go  przekonać,  nie  zaś 
ujarzmić,  cechują  wykłady  uczonych  paryskich,  o  których  wyżej  mó- 
wiliśmy. W  takiem  środowisku  umysłowem  łatwo  mogła  wyrobić  się 
tolerancya  dla  przekonań  innych  ludzi,  a  ta  właśnie  stanowiła  jeden 
z  zasadniczych  rysów  Zamoyskiego  w  przeciągu  całego  jego  życia. 
Kształcenie  się  dalsze  w  Strassburgu  i  Padwie  cechę  tę  jeszcze  bardziej 
rozwinęło  i  utrwaliło,  jak  o  tem  przekonamy  się  niebawem. 

Zamoyski  musiał  przyswoić  sobie  w  Paryżu  niemało  wiadomości 
naukowych,  bo  odznaczał  się  tu  pracowitością  wielką,  ujawnił,  jak  na 
wiek  młodzieńczy  hart  duszy  nielada.  Zycie  dworu,  na  którym  miał 
przebywać  według  życzenia  swego  ojca,  rychło  mu  się  sprzykrzyło, 
więc  porzucił  je  dla  nauki,  której  zdobywaniu  oddawał  się  z  wielką 
pilnością  i  wytrwałością^). 

Po  trzechletnim  z  górą  pobycie  2jamoyski  powrócił  na  krótki  od- 
poczynek do  ojca,  ażeby  następnie  udać  się  na  dalsze  studya  za  gra- 
nicę^. Ojciec  posyłał  teraz  swego  Jana  do  Niemiec,  mianowicie  do 
Strassburga,  który  słynął  podówczas,  jako  jedno  z  najważniejszych  ognisk 
protestantyzmu.     Gorliwy   wyznawca   kalwinizmu,  Stanisław  Zamoyski 

biua,  gdy  Paprocki  nie  naiywa  go  wcale.  Wiadomości  tych  sprawdzić  nie  mogli&my; 
jedno  tylko  twierdzić  możemy,  że  Zamoyski  uczęszczał  na  wyUady  Tarn&be^a  i  Lam- 
bin^a  nie  w  kollegium  królewskiem,  bo  pierwszy  wykładał  tu  w  latach  lbŁ7  —  1566 
język  grecki,  którego  Zamoyski  dopiero  zaczął  uczyć  się  w  Paryżu,  przytem  według 
Paprockiego  u  Kenć  Guillon^a,  dragi  zań  był  profesorem  kollegium  już  po  wyjeidsie 
Zamoyskiego  z  Paryża  bo  w  latach  1561  —  1572;  patrz  Abel  Lefraac,  op.  cit.  str.  381. 

^)  Heidensztein,  op.  cit.  str.  7. 

*)  Twierdzenie  to  zasadzamy  na  wiadomości,  ktćrej  wskazanie  zawdzięczam  na- 
szemu znakomitemu  historykowi  T.  Korzonowi.  W  Actorum  Syoodaliuin  in  Districtu 
Min.  Pol.  conjunct.  etc.  (bibl.  Zamoyskich  Ms.  1182)  T.  I.  str.  3  mamy  taki  zapisek 
pod  r.  1560:  „Fssi  Stanisław  Zamoyski,  Łowczy  chełmski,  syna  swego  p.  Jana,  w  lat 
18  młodzieńca  uczonego,  który  na  ten  czas  na  naukę  mii^  wyjechać  do  Niemiec 
a  potym  do  Paryża,  zborowi  i  Modlitwom  zborowym  oddał  i  tam  pan  Zamoyski  młody 
piękną  uczynił  rzecz,  modlitwom  się  zborowym  oddawaj ąc  i  siebie  zborowi  ofiarując* 
Wiadomość  tę  powtórzył  Andrzej  Węgierski  w  dziele  swem  „Systema  Historico-chrono- 
logicum  Ecclesiarum  slaYonicarum  per  provincias  yarias**  Trajecti  ad  Khennm  1652 
pag.  134:  — 135.  Synod  ów  odbył  się  24  kwietnia.  Daje  to  nam  możność  określić 
E  większą  ścisłością  chronologię  pobytu  Zamoyskiego  za  granicą.  Jeżeli  we  Francyi 
był  z  górą  trzy  lata,  to  pierwszy  wyjazd  musiał  nastąpić  albo  na  początku  1557  roku, 
jak  to  wyżej  twierdziliśmy,  albo  w  końcu  r.  1556.    Odnosić  powyższej  wiadomości  do 


ŁATA   SZKOLNE    JANA   ZAMOYSKIEGO..  153 

uczynił  to  prawdopodobnie  dla  tego,  że  pragn^  głębiej  wpoić  w  swego 
syna  zasady  swego  wyznania.  Jeżeli  ten  cel  miał  na  względzie,  to 
musimy  przyznać,  że  wybór  był  nader  trafny. 

W  Strassburgu  od  r.  1538  istniała  szkoła,  urządzona  przez  zna- 
komitego pedagoga-humanistę  Jana  Sturma.  Łączyła  ona  w  sobie  dwa 
zakłady  i  szkołę  średnią,  na  9  klas  podzieloną,  której  uczniowie  mu- 
sieli podlegać  ścisłemu  regulaminowi  szkolnemu  i  powtóre  rodzaj  uni- 
wersytetu, w  którym  odbywiJy  się  wykłady  publiczne  i  którego  słu- 
chacze nie  byli  skrępowani  przepisami  szkolnymi.  Wykładano  tu  teo- 
logię, fizykę,  prawo  cywilne,  sztukę  krasomowstwa,  matymatykę,  tu- 
dzież języki  łaciński,  grecki  i  hebrajski  ^). 

Celem  wychowania  zdaniem  Sturma  powinny  były  być  wiedza, 
krasomowstwo  i  pobożność  czyli,  jak  sam  się  wyrażał,  mądra  i  kra- 
somówcza pobożność  (sapiens  atque  eloquens  pietas)').  Wychowanie 
tedy  miało  charakter  religijny,  lecz  Sturm,  jako  gorliwy  i  prawdziwy 
humanista,  cenił  przedewszystkiem  znajomość  języków  klasycznych 
oraz  literatury,  odznaczał  się  tolerancyą  religijną  i  żywił  nawet  na- 
dzieję, iż  jest  możliwem  połączenie  kościołów  protestanckich  z  kato- 
lickim*). Więc  Zamoyski  znowu  trafił  do  atmosfery  duchowej,  nie  fa- 
natyzmem przesiąkniętej,  lecz  napojonej  łagodnością  i  pobłażaniem  dla 
przekonań,  które  z  nią  nie  licowały. 

W  Strassburgu  kwitn^a  teologia  protestancka,  ale  kwestye  teo- 
logiczne Zamoyskiego  mało  interesowały.  U  Starma  ćwiczył  się  on 
nie  w  umiejętności  prowadzenia  sporów  religijnych,  lecz  w  sztuce  kra- 
somowstwa; zarazem  studyował  dalej  język  grecki,  z  którym  zapozna- 
wać się  zaczął  już  był  w  Paryżu,  znajomości  atoli  doskonałej  tego 
języka  nigdy  nie  posiadł,  czego  w  latach  późniejszych  mocno  żałował*), 

pierwszego  wjjozda  niepodobna,  bo  w  takim  razie  trzeba  byłoby  całkiem  wynacić 
lata  szkolne  we  Francyi:  przeoie  jaż  na  początku  r.  1561  Zamoyski  jest  w  Padwie 
a  stamt^  powraca  do  krają,  aby  wstf^pić  do  służby  w  kancelaryi  królewskiej. 

*)  Les  statnts  et  priyilćges  des  Unirersltes  francaises  depois  lenr  fondation 
jasqii'en  1789  t.  IV.  67  —  70. 

*)  O  charakterze  nauczania  w  Kzkole  Starma  patrz  Friedrich  Panlsen,  Gesohi- 
chte  des  gelehrten  Unterrichts  anf  den  dentschen  Schalen  and  Uniyersitftten,  Leipzig 
1885  str.  193  —  198. 

*)  I.  Kallenbach,  Les  humanistes  polonais  w  Index  lectionum,  qaae  in  Uniyer- 
sitati  Frlbnrgensi  etc.  1891  str.  21. 

*)  Heidensztein    w    Collectanea    yitam    etc.  str.  8.  Zdauiem  naszem  Kallenbach 

przesadza,   a  nawet   fałszywie    przedstawia  wpływ  Starma  na  Zamoyskiego;  aator  ten 

powiada:  c*est  sans  doute  aa  gymnase  de  Starm  qne  le  jeane  Zamoyski  acquit  le  goClt 

•de  reloqnenoe  et  d^reloppa  ces  grandes  facaltćs  oratoires,  qai,  plus  tard,  ont  fait  de 

Ini  on  PeiicUs  polonus  (Les  Hamanistes  polonais  str.  22).  Studya  Zamoyskiego  trwały 


154  WITOLD    NOWODWORSKI. 

Pobyt  Zamoyskiego  w  Strassburgu  trwał  krótko,  zaledwo  kilka 
miesięcy,  albowiem  profesorowie  tatejsi  nie  mogli  zaspokoić  wszystkich 
potrzeb  umysłowych  młodzieńca.  On  zapewne  już  wtedy  marzył  o  ja- 
kimś zawodzie  publicznym,  w  kraju  ojczystym,  więc  potrzebną  mu 
była  znajomość  nauki,  która  do  tego  najlepiej  mogła  go  przysposobić, 
t.  j.  znajomość  prawa  ^).  Pod  tym  względem  Zamoyski  nie  róźn^  się 
od  reszty  swych  rodaków  ze  stanu  szlacheckiego  i  szlachta  przede- 
wszystkiem  interesowała  się  nauką  prawa,  co  jest  rzeczą  zupełnie  zro- 
zumiałą, bo  tylko  nauka  prawa  mogła  zapoznać  ją  ze  sprawami  pań- 
stwowemi,  które  w  swych  rękach  trzymała.  Tej  zaś  nabyć  w  Strassburgu 
niepodobna  było.  Przez  kilka  lat  wykładał  tu  prawo  słynny  w  swoim 
czasie  francuski  prawnik  Franciszek  Hotmann,  autor  dzieła  „Franco- 
Gallia^,  ale  ten  był  już  wtedy  Strassburg  opuścił,  skutkiem  czego 
liczba  słuchaczów  prawa  tak  się  zmniejszyła,  iż  powstała  nawet  obawa, 
ażeby  z  braku  ich  nie  trzeba  było  wykładów  prawa  zawiesić  zupełnie '). 

Wobec  tego  2jamoyski  powziął  zamiar  wyjechania  do  Włoch, 
gdzie  wiedza  prawnicza  zdawien  dawna  kwitnęła,  chociaż  w  XVI  w. 
mocno  już  była  podupadła.  Że  ten  kraj  mianowicie  wybrał,  nic  w  tern 
dziwnego,  szedł  on  pod  tym  względem  za  przykładem  swych  rodaków; 
którzy  w  XVI  w.  tłumnie  Włochy  zwiedzali,  zwłaszcza  w  połowie  tego 
stulecia  (1540 — 1670)').  Mówiąc  o  pobudkach,  które  sprawiły,  iż  ZŁ- 
moyski  udał  się  na  dalsze  studya  do  Włoch,  nie  należy  także  zapo- 
minać o  uczuciach  zachwytu  i  uwielbienia  dla  kraju  cywilizacyi  sta- 
rożytnej, któremi  byli  przejęci  wszyscy  wogóle  humaniści. 

Ojciec  2jamoyskiego  chętnie  przystał  na  tę  podróż,  albowiem  syn 
stawał  u  samego  źródła  wszelkiej  wiedzy,  tak  zapatrywano  się  pod- 
ówczas na  Włochy*). 

Zamoyski  przybył  do  Włoch  w  chwili,  kiedy  się  one  znajdowały 
wstanie  wyczerpania  umysłowego.  Humanizm  i  odrodzenie  doszły  w  swym 
rozwoju  do  naj bujniejszego  rozkwitu  w  pierwszej  ćwierci  XVI  stulecia. 


zbyt  krótko  w  Strndsburifn,  abj  mogły  dae  takie  rezaltaty,  o  jakich  mówi  Kallenbach; 
powtóre,  jeszcze  przed  swym  wyjazdem  do  Niemiec  Zamoyski  okazał  już  znakomita 
zdolno6ci  krasomówcze:  mowa  jego  na  synodzie  r.  1560  wywarła  niemało  wraienie  na 
jego  współwyznawców,  o  czem  wyżej  str.  152. 

')  Patrz,  co  mówi  o  tem  Barski  Collectanea  str.  194. 

*)  Les  Statats  et  Priyilóges  des  Univ.  franc.  t.  IV.  74 

")  St.  Windakiewicz,  Padwa,  Studyom  z  dziejów  cywilizacyi  polskiej,  Kraków 
1891  str.  10. 

^)  Heidensztein  w  Collectanea  etc.  str.  8. 


ŁATA    SZKOLNE    JANA   ZAMOYSKIEGO.  155 

poczem  nastąpił  upadek  zupełny^).  Dla  rozwoju  umysłowego  Włoch 
skończyła  się  jedna  faza  ewolacyi  i  powstałaby,  prawdopodobnie,  ry- 
chło nowa  —  faza  ścisłych  badań  naukowych  i  śmiałych,  oryginahiych 
uogóhiień  filozoficznych,  gdyby  reakcya  katolicka  nie  zdusiła  nowego 
mchu  w  samym  jego  zarodku  *).  Od  połowy  XVI  stulecia  inkwizycya 
i  cenzura  zaczęły  srożyć  się  we  Włoszech  z  siłą  niepohamowaną,  tak 
iź  w  przeciągu  krótkiego  czasu  herezye  doszczętnie  wytępiono,  a  książki 
niekatolickie  prawie  wszystkie  zniszczono  w  kraju;  zabito  zarazem 
swobodę  myśli  i  badań,  ten  nieodzowny  warunek  rozwoju  naukowego 
i  ruch  umysłowy  prawie  całkiem  ustał  ^). 

Nieco  dłużej,  aniżeli  w  innych  krajach  włoskich,  utrzymał  się 
on  w  rzeczypospolitej  weneckiej.  Rząd  tego  państwa  gorliwie  bronił 
swych  praw  zwierzchniczych  od  roszczeń  władzy  papieskiej  do  wtrą- 
cania się  w  sprawy  wewnętrzne  Wenecyi.  To  też  istniał  tu  osobny 
urząd  inkwizycyjny,  ustanowiony  przez  rząd  republiki  i  niezależny  od 
Bzymu^}.  Inkwizycya  wenecka  była  pobłażliwszą  od  papieskiej  dla 
kacerzy  i  wolnomyślicieli,  więc  studenci  niemieccy,  z  wyznania  pro- 
testanci, mogli  swobodnie  uczęszczać  do  uniwersytetu  padewskiego^). 
Dla  tego  też  w  Padwie  panowała,  jak  to  wkrótce  ujrzymy,  swoboda 
dla  różnych  poglądów  filozoficznych,  nawet  takich,  które  odrzucały 
najważniejsze  zasady  nauki  chrześcijańskiej,  panowała  przynajmniej 
w  chwili,  kiedy  tu  przebywał  Zamoyski. 

Uniwersytet  padewski  składał  się  z  dwu  wyższych  zakładów 
sztuk  wyzwolonych  i  prawa  ^).  Każdy  zakład  nosS  miano  uniwersytetu 


*)  Pier  Leopoldo  Ceechi,  Torąuato  Taaso  und  italienisches  Leben  im  ZYI  Jahr- 
hnndert  (pneklad  s  włoskiego)  Leipsig  1880  str.  6. 

*)  John  Addington  Symonds.  Renaissance  in  Ital.  The  catolic  Reaction.  London 
1880  Part  n  p.  136  —  137. 

*)  M.  PhilipBon,  La  contrę  —  róyolation  r^ligiense  an  KYI  siacie,  Brazellea  1884 
etr.  184,  203  —  204. 

*)  L  Ad.  SymondB  op.  cit.  Part  I  p.  204  — 106. 

*)  M.  Philipson,  op.  eit  280. 

*)  Organisacyę  8amoni)da  uniwerByteckiego  opisujemy  na  podstawie  s  tata  ta, 
wydanego  w  r.  1564.  (De  constitntionibas  et  immonitatibas  almae  nniyersitatis  ioris- 
tarom  libri  lY.  Patarii  1564),  chociaż  przy  wstąpienia  Zamoyskiego  do  nniwersyteta 
prawomocną  była  dawniejsza  ustawa.  Poprawić  ją  postanowiono  w  r.  1561  a  zadanie 
to  zlecono  komisyi  z  czterech  profesorów  (p.  Jacobus  Facciolatus,  Fasti  Gymnasii  Pa- 
tarinL  Patairii  1757  Pars  posterior  p.  17),  która  pracę  swoją  skończyła  w  r.  1563 
(p.  przedmowę  do  statuta  z  r.  1564).  Stąd  wynika,  ża  chociaż  astawę  wydrukowano 
dopiero  w  roku  następnym,  jednakże  Zamoyski,  który  był  w  1563  — 1564  rektorem, 
ntógl  już  trzymaó  się  przy  spełniania  swych  obowiązków  —  nowej  ustawy.  Ka- 
osprawiedliwienie  tego,  że  opisując  organizacye  uniwersytetu,  powołujemy  się  na  ustawę 


156  WITOLD    NOWODWORSKI 

(uniyersitas  artistarum  et  uniyersitas  iuristarum),  a  całość  nazywano 
gimnazyum  (Gymnasinm  Patayinnm).  Studenci  —  wszyscy  wogóle  — 
dzielili  się  na  przedalpejskich  i  zaalpejskich;  nadto  ci,  którzy  pocho- 
dzili z  tego  samego  kraju,  stanowili  osobne  stowarzyszenie  czyli  t.  zw. 
nacyę.  Ilość  ich  na  wydziale  prawa,  czyli  wedłag  ówczesnego  wyra- 
żenia na  uniwersytecie  prawników,  wynosiła  23;  szły  one  w  porządku 
następującym:  niemiecka,  polska,  czeska  i  t.  d.  ^).  Przedstawicielem 
nacyi  był  wybrany  przez  nią  konsyliarz,  na  którego  wkładano  obo- 
wiązek pilnowania  interesów  stowarzyszenia.  Nacya  niemiecka  miała 
dwa  głosy,  a  reszta  tylko  po  jednym.  Prawie  wszystkie  sprawy  swojo 
młodzież  uniwersytecka  rozstrzygała  zapomocą  głosowania  według  nacyi; 
porządek  taki  obrad  zaprowadzono  w  tym  celu,  aby  zabezpieczyć  in- 
teresa  studentów  zaalpejskich,  którzy  liczebnie  ustępowali  studentom 
przedalpejskim '). 

Na  czele  każdego  wydziału  czyli  uniwersytetu  znajdował  się  rektor, 
którego  studenci  obierali  z  pośród  siebie  na  rok  jeden  w  sposób  na- 
^stępujący.  Każda  nacya  wybierała  najprzód  jednego  obiorcę  i  obiorcy 
już,  złożywszy  przysięgę,  iż  będą  postępowali  sumiennie,  wybierali  więk- 
szością za  pomocą  karteczek  (więc  głosowanie  było  tajemne)  rektora* 
Jeżeli  głosy  podzieliły  się  równo,  głosowanie  powtarzano;  gdy  podział 
równy  głosów  znowu  się  wydarzał,  sprawę  ostatecznie  rozstrzygali  bi- 
skup, podesta  i  kapitan  miasta  przy  współudziale  składającego  swój 
urząd  rektora.  Rektor  musiał  odznaczać  się  wpośród  kolegów  swoich 
zaletami  rozumu  i  charakteru  oraz  hyć  człowiekiem  zamożnym,  ponie- 
waż urząd  jego  wymagał  wystawnego  życia,  co  pociągało  za  sobą  zna- 
czne koszta ').  Zaszczytny  ten  urząd  sprawowali  po  kolei  najgodniejsi 
przedstawiciele  studentów  przedalpejskich  i  zaalpejskich^). 

Nadanie    godności    rektora    odbywało    się  z  wielką  uroczystością 
w  katedrze   miasta,    w    obecności    biskupa  i  najwyższych    urzędników 


z  r.  156  (,  moiemj  przytoczyć  jeszcze  i  ten  wzgląd,  Łe  zmiany,  poczynione  przez  ko- 
ni isyę,  dotknęły  nie  podstaw  organizacyi,  lecz  tylko  lada  życia  nniwersyteckiego  (p. 
przedmowę  do  statutu  z  r.  1564).  Sayigny  w  swem  wiekopomnem  dziele  „Geschichte 
des  rSmischen  Rechts  im  Biittelalter,  Heidelberg  1834  Bd.  III)  opiera  opis  swój  uni- 
wersytetu padewskiego  na  wszystkich  ustawach  razem,  ponieważ  różnice  pomiędzy 
ustawami  były  bardzo  nieznaczne. 

»)  lib.  X  stat.  II.     «)  lib.  I  stat.  lU. 

')  lib.  I  stat.  yill.  Wyobrażenie  niejakie  o  kosztowności  życia  rektora  może 
dać  fakt  następujący:  w  r.  1560  rektor  Bartl.  Fryderyk  yon  Ossa  wydal  na  potrzeby 
8  wego  urzędu  14000  dukatów,  p.  Sayigny,  Oesch.  des  rOm.  Rechts  im  Mittelalter  III. 
(wyd.  r.  1834)  281. 

*)  lib.  I.  stat.  V. 


ŁATA    SZKOLNE   JANA    ZAMOYSKIEGO.  157 

miejskicb,  tu  świeżo  obrany  rektor,  przyodziany  w  płaszcz  purpurowy, 
otrzymywał  oznaki  swej  władzy:  kapturek  złoty,  sadzony  drogimi 
kamieniami,  statuta  uniwersytetu,  pieczęć  i  berło  srebrne,  które  niósł 
zawsze  przed  rektorem  bedel  *). 

Zatwierdzony  przez  senat  wenecki,  rektor  cieszył  się  wielkiem 
poważaniem  i  zażywał  znacznych  zaszczytów.  Na  wszelkich  uroczy- 
stościach dla  niego  pozostawiano  drugie  miejsce  po  biskupie  padewskim 
(trzecie  należało  do  rektora  uniwersytetu  sztuk  wyzwolonych)  *).  Władza- 
rektora  była  rozległą,  lecz  i  obowiązki,  które  miał  do  spełnienia  nie 
łatwe,  albowiem  musiał  czuwać  nad  porządkiem  i  spokojem  w  uniwer- 
sytecie, rozsądzać  wszelkie  sprawy  pomiędzy  studentami,  rozdawać 
stopnie  naukowe,  porozumiewać  się  z  władzami  odnośnemi,  jednem 
słowem  pilnować,  aby  wykonywano  statuta,  przyczem  miał  prawo  ka- 
rania tych,  którzy  przeciwko  nim  wykraczali.  Niegdyś  studenci  sami 
powoływali  profesorów  na  wykłady  uniwersytetu,  przy  czem,  ma  się 
rozumieć,  najważniejszą  rolę  odgrywał  rektor.  W  r.  1445  atoli  prawo 
to  odebrano  studentom;  wprawdzie  przywrócono  je  rychło  potem  z  pe- 
wnemi  ograniczeniami,  lecz  w  r.  1560  ostatecznie  pozbawiono  go  stu- 
dentów. Odtąd  katedry  profesorskie  obsadzał  wyłącznie  według  swego 
uznania  senat  wenecki;  miasto  Padwa  zachowało  tylko  prawo  rozpo- 
rządzania katedrami  trzeciego  stopnia  (in  tertio  gradu)  ^).  Wszakże 
i  teraz  rektor  mógł  wywierać  wpływ  pewien  na  ciało  profesorskie  uni- 
wersytetu, gdyż  miał  władzę  pilnowania,  aby  profesorowie  wykładali 
według  przepisów  istniejących  i  aby  wypłacano  im  regularnie  pensye  *). 

Najważniejszym  obowiązkiem  rektora  było  czuwanie  nad  porząd- 
kiem życia  studenckiego,  przyczem  mógł  studentów,  którzy  popełnili 
wykroczenia,  karać  grzywnami  albo  wydaleniem  z  uniwersytetu.  W  pe- 
wnych wypadkach  konsyliarze  nacyi  mogli  zabiegać  przed  rektorem 
o  łaskę  dla  ukaranych  albo  sami  ukarani  mieli  prawo  apellacyi  do 
podesty.  Władza  rektora  ściągała  się,  ma  się  rozumieć,  tylko  do  spraw 
w  zakresie  życia  uniwersyteckiego,  zwykłe  przestępstwa  należały  do 
kompetencyi  sądu  miejskiego^). 

Zastępcą  rektora  był  prorektor  a  pomocnikami  jego  w  sprawach 
sądowych  syndyk  i  syndycy  nacyi  poszczególnych «). 


*)  StCEBgólŁj   urocsyBtoici   p.    a   Jac.    Phil.    Tomasini,    Gymnssiam    PatarinumL 
Utiai  1654  8tr.  45—55. 
*)  ib.  Btr.  56. 

^  SaYigny,  op.  dt.  III.  294. 
*)  Konstjt.  B  r.  1564  lib.  I.  stat  Xy. 
*)  Sa^igny,  op.  cit.  IH.  285. 
«)  Konstyt.  %  r.  1564  lib.  I.  stat.  XXIV  i  XXV1L 


158  WITOLD    NOWODWORSKI. 

Taką  była  w  najogólniejszych  zarysach  organizacya  uniwersytetu 
padewskiego.  Teraz  zaś  kilka  słów  o  powszedniem  życiu  jego  studen- 
tów. Do  Padwy  gromadzili  się  młodzi  ludzie  z  różnych  krajów  Europy, 
różnego  pochodzenia  i  różnych  wyznań,  tak  że  pomiędzy  nimi  łatwo 
mogła  wybuchnąć  walka  skutkiem  nienawiści  narodowościowej  albo 
religijnej.  Studenci  włoscy  spoglądali  wrogo  na  przybyszów  z  za  gór 
alpejskich  i  młodzież  uniwersytecka  dzieliła  się,  jak  to  już  widzieliśmy, 
na  dwa  wielkie  odłamy :  studentów  przedalpejskich  i  zaalpejskich. 
Wpośród  Włochów  istniały  dwa  stronnictwa:  wicentyńskie  i  breściań- 
skie.  Jednakże  najmocniej  nienawidzili  się  Niemcy  i  Polacy,  przytem 
nie  tylko  z  pobudek  narodowych,  lecz  i  religijnych:  wpośród  Niem- 
ców było  wielu  protestantów,  gdy  tymczasem  Polacy  wyznawali  ka- 
tolicyzm *^). 

Do  tych  przyczyn  zatargów  pomiędzy  studentami  łączyła  się  je- 
szcze rozwiązłość  ich  życia.  Na  naukę  do  uniwersytetów  zagranicznych 
mogli  udawać  się  tylko  ludzie  przeważnie  zamożni;  ci  mieli  na  myśli 
nie  tyle  nauki,  ile  wesołe  przepędzenie  czasu,  używanie  przyj emnostek 
tego  życia.  A  jako  młodzi  ludzie,  w  których  krew,  jak  ukrop,  wrzała, 
.przebierali  często  miarę,  więc  uczty  ich  stawały  się  często  istnemi  ba- 
chanaliami,  a  rozrywki  zamieniały  się  na  skandale,  w  których  przy- 
x^hodziło  i  do  krwi  rozlewu^). 

Nareszcie  musimy  zaznaczyć  jeszcze  jedną  okoliczność.  Współza- 
wodnictwo profesorów,  zazdroszczących  sobie  sławy  i  wziętości  śród 
młodzieży,  wywoływało  często  rozterki  w  jej  łonie.  Ambitni  profesoro- 
wie usiłowali  ściągnąć  do  swego  audytoryum  jak  największą  iłość  dtu- 
ehaczów,  zarzucając  na  młodzież  całą  sieć  intryg,  byle  tylko  odnieść 
zwycięstwo  nad  swymi  współzawodnikami.  Wskutek  tego  pomiędzy 
studentami  tworzyły  się  stronnictwa  zwolenników  tego  lub  owego  pro- 
.fesora  i  burzliwość  życia  studenckiego  jeszcze  się  wzmagała^). 

Zamoyski  przybył  do  Padwy  w  końcu  1560  lub  na  początku 
1561  roku  *)  i  wstąpił  na  wydział  prawa  czyli  według  ówczesnego  wy- 


1)  St.  Windałdewicz,  op.  cit.  81  —  82. 

*)  W  r.  1563  Polacy  wzniecili  wpo6ród  mtodziety  potężne  poroszenie  przeciwko 
Niemcom,  jako  kacerzom,  p.  St.  Windakiewicz  op.  cit.  84.  Że  wszyscy  studenci  Polacy 
byli  katolikami,  obawiamy  się  twierdzić  to  stanowczo. 

*)  Plenkiewicz,  Żywot  Jana  Kochanowskiego  w  Dzieła  wszystkie  IV,  139. 

*)  Z  tym  objawem  w  źycin  oni  wersy  teta  padewskiego  zapoznamy  się,  gdy  po- 
trącimy o  stosnnek  prof.  RoborteUo  do  prof.  Sigonio. 

^  p.  wyiej  str.  154.  Na  dowód  prawdziwości  naszej  rachuby  możemy  przytoczyć 
jeszcze  następującą  uwagę.  Kurs  nauk  na  wydziale  prawa  trwał  4  lata  (p.  G.  Giomo, 
L'archiyio    anticho    delia  uniyersita  di  Padora   w  Nuovo  Archivio  Veneto  t.  VI.  387)^ 


LATA    SZKOŁNB   JANA   ZAMOYSKIEGO.  159 

rażenia  do  uniwersytetu  prawników.  Kurs  nauk  trwał  tu  przynajmniej 
4-ry  lata  *)  i  studenci  prawnicy  obowiązani  byli  uczyć  się  prawa  cy- 
wilnego i  kanonicznego  według  pandektów,  komentarzy  Bartola  i  dekre- 
talii;  nadto  musieli  uczęszczać  na  wykłady  filozofii  moralnej  w  uni- 
wersytecie sztuk  wyzwolonych,  tudzież  na  wykłady  historyi  kościoła 
i  mogli  słuchać,  jeżeli  tego  życzyli  sobie,  wykładów  prawa  feudalnego  ^). 
Te  nauki  obowiązywały  Zamoyskiego,  jako  słuchacza  wydziału  pra- 
wnego. Ale  żądza  wiedzy  była  u  niego  tak  wielką,  że  słuchał  on  na- 
wet  wykładów  medycyny.  Nie  zawadzi  tu  dodać  uwagi,  że  prawo 
i  medycyna  najbardziej  pociągały  do  siebie  ówczesną  młodzież,  nie  zaś 
studya  filologiczne,  którym  oddawano  się  jeszcze  z  takim  zapałem  tak 
niedawno  i  czasy  zachwytów  humanistycznych  dla  Włoch  już  minęły^, 
młodzież  studyowała  prawo  i  medycynę  z  pobudek  czysto  praktycznych, 
dla  korzyści  materyalnych,  które  z  tych  nauk  mogła  wyciągnąć  w  przy- 
szłości ^). 

Głównymi  kierownikami  Zamoyskiego  w  Padwie  byli  profesoro- 
wie następujący:  Franciszek  Karol  Piccolomini,  Bassianus  Landus, 
Karol  Sigonio,  Guido  Paucicoli,  Tyberyusz  Deciano  i  Gabryel  Tul- 
lopio  *). 

Jeżeli  mamy  wierzyć  Paprockiemu,  Zamoyski  oddał  się  najpierw 
z  zapałem  studyom  nad  filozofią  ^).  Wiadomość  tę  możemy  uznawać  za 
prawdopodobną  z  następujących  względów.  Na  uniwersytecie  padewskim 
panowała  najzupelniejsza  swoboda  badań;  ta  budziła  ducha  krytycy- 
zmu i  dawała   możność   roztrząsania   takich  kwestyi,  które  na  innych 


Zamojski  zaś  5  kwietnia  1565  roka  otrzymaZ  od  sonata  weneckiego  w  swoim  rodzaja 
świadectwo  o  ukończenia  naak  w  uniwersytecie  p.  P.  Popiel,  Jan  Zamoyski  w  Padwie 
i  Wenecji  str.  46. 

*)  p.  przjpisek  powyższy. 

*)  Przez  filozofię  moralna  trzeba  rozumieć  przedewszystkiem  komentowanie  pism 
psychologicznych  i  etycznych  Arystotelesa.  U  Tomasiniego  p.  op.  cit.  str.  323  mamy 
taką  kategoryę  profes.:  Professores  philosophiae  moralis  ex  Aristotele. 

*)  Patrz  skargi  Sigonio  na  brak  zamiłowania  do  studyów  filologicznych  wpośród 
młodzieży  Caroli  Sigonii  Opera  omnia  Mediolani  1737  t.  VI. 

^)  Nazwiska  te  przytacza  Paprocki  (Herby  rycerstwa  polskiego  wyd.  1534  r. 
str.  196),  niektóre  w  postaci  skażonej.  Oto  są  jego  ^owa:  w  Padwie  naprzód  ksiąg 
de  anima  n  Picolhonlna  a  artem  paryam  a  Bassiana  Landa ....  Z  Sygoniuszem  na- 
kładał, a  Yidum  Pamirolam  et  apud  Decianam  stachał.  Skażenie  nazwisk  przemawia 
według  mego  zdania  za  tern,  że  wiadomościom  Paprockiego  możemy  zaufać:  oczywista 
rzecz,  iż  faktów,  podawanych  przez  siebie,  on  nie  wymyślił,  lecz  wniósł  je  do  swego 
da^eła  w  tej  postaci,  w  jakiej  znalazł  je  tam,  skąd  odnośne  wiadomości  zaczerpnął. 
Osoby,  o  których  mówi  Paprocki,  istotnie  żyły  podówczas,  kiedy  Zamoyski  był  w  Pa- 
dwie i  działały  w  tych  rolach,  jakie  przypisuje  im  Paprocki. 

*)  Ibid. 


160  WITOLD    NOWODWORSKI. 

uniwersytetach  włoskich,  pod  naciskiem  reakcyi  katolickiej,  usunięto 
z  zakresu  nauki,  jak  np.  kwestyę  nieśmiertelności  duszy.  Tymczasem 
uniwersytet  padewski  zajmował  nader  żywo  spór,  który  toczyli  w  tej 
kwestyi  pomiędzy  sobą  znani  podówczas  filozofowie  Piccolomini  i  Pen- 
dasio.  Pierwszy,  zwykły  komentator  Arystotelesa,  dowodził,  że  dusza 
jest  nieśmiertelną;  drugi,  ayerroista,  wskazując  na  sprzeczności  w  do- 
wodach przeciwników  swoich,  zaprzeczał  nieśmiertelności  i  dzięki  swej 
wymowie,  zjednywał  dla  swej  nauki  licznych  zwolenników^). 

Z  wielkiem  prawdopodobieństwem  możemy  przypuszczać,  że  ta 
ważna  kwestya  filozoficzna  musiała  zwrócić  uwagę  młodzieńca  tak  chci- 
wego wiedzy,  jakim  był  Zamoyski.  W  jego  duszy  powstały,  a  może 
i  przedtem  już  istniały  różne  wątpliwości  dotyczące  zasad  religijnych 
a  zwłaszcza  tych,  które  sam  wyznawał,  a  więc  żeby  je  rozstrzygnąć, 
żeby  odnaleść  prawdę  upragnioną,  zagłębił  się  w  czytanie  książek  re- 
ligijnych, przedewszystkiem  pism  ojców  kościoła*).  Sympatye,  które 
zdołał  już  zapewne  obudzić  w  nim  do  filozofii  Arystotelesa  jeszcze 
Charpentier  w  Paryżu,  pociągnęły  go  na  wykłady  nie  Pendasio,  prze- 
ciwnika Arystotelesa,  ale  na  wykłady  Piccolominiego.  Pod  wpływem  nauki 
tego  filozofa,  ksiąg  czytanych  oraz  otoczenia  katolickiego  wątpliwości 
religijne  zaczęły  się  rozpraszać,  Zamoyski  odzyskał  zachwianą  wiarę,, 
przyczem  uwierzył  w  prawdziwość  dogmatów  tego  wyznania,  które 
jemu  jako  Kalwinowi,  wydawały  się  dawniej  fałszywymi  i  w  duszy 
jego  dokonał  się  przewrót  cały:  odrzuciwszy  błędy,jak  teraz  już  sądził, 
Kalwinizmu,  przeszedł  on  na  wiarę  katolicką^). 


*)  Pier  Leopoldo  Cecchi,  op.  cit.  str.  12  —  64. 

^  HeidenBztein  w  Collectanea  Titam  etc.  Btr.  10. 

")  Powstaje  pytanie,  w  jakiej  wiene  bjł  ochncionj  Zamoyski,  lecs  Tozstnygiiąć' 
go  nie  moglińmy  dla  braka  materyała  historycznego.  O  fakcie  aaś  nawrócenia  Za- 
moyskiego na  katolicyzm  czerpiemy  wiadomości  z  dwóch  źródet.  Heidensztein  (Collec- 
tanea etc.  9  —  10)  powiada,  ie  czytanie  pism  ojców  kościoła  pobudziło  Zamoyskiego 
do  odrzucenia  błędów  Latra.  Stąd  wnieśćby  wypadało,  ie  Zamoyski  był  Luteraninem, 
ale  zdaje  się,  ie  wyraz  „Luter**  oznacza  u  Heidenszteina  nie  specyalne  wyznanie  pro- 
testanckie, ale  wogóle  protestantyzm;  tak  przynajmniej  ja  tłómaczę  sobie  to  wyraienie 
w  biografii  Zamoyskiego.  Drugiem  źródłem  są  Akta  synodów  protestanckich,  na  które 
powoływaliftmy  się  już  wyżej.  Tu  znajdujemy  taki  dopisek,  skrei^lony  w  czasie  później-- 
Bzym:  Ten  pan  Jan  Zamoyski  póki  był  we  Frandey,  był  Ewangielikiem,  ale  g^y  po- 
tem do  Padwie  jechał  na  naukę,  zostiJ  katolikiem  rzymskim ....  Andrzej  Węgierski 
(Systema  Historico-chronologicum  etc.  wyd.  1652  str.  134  — 185)  tak  mówi  o  tym 
fakcie :  Et  sanę,  quam  diu  in  (Germania  et  Oallia  yixit,  Beligionem  Erancelioam  eon- 
stanter  professus  est.  Postqnam  autem  in  Italiam  Patayium  migrayit,  studiorum  con- 
tinuendorum  causa,  sensim  ab  illa  recedere  cepit  ac  postea  Komano-catholicam  am- 
]>lexus  desemit.  Ze  źród<^  nie  dowiadujemy  się,  kiedy  nastąpiło  mianowicie  nawrócenie. 


ŁATA    SZKOŁNB   JANA   ZAMOYSKIEGO.  161 

Skłonności  humanistyczne,  które  rozwinęły  się  u  Zamoyskiego, 
jeszcze  pod  bytność  jego  w  Paryżu,  sprawiły,  iż  stał  się  nader  pilnym 
uczniem  znakomitego  historyka -humanisty  Karola  Sigonio,  który  roz- 
począł w  roku  1560  wykłady  filologii  klasycznej  O-  Uczony  ten  od- 
znaczał się  głębokością  i  rozległością  wiedzy,  dojrzałością  sądów,  wzo- 
rowym wdziękiem  stylu  łacińskiego.  On  pierwszy  zaczął  krytycznie 
badać  i  dokładnie  objaśniać  starożytności  świata  klasycznego,  a  dzieła, 
dotyczące  tej  dziedziny,  które  pozostawił,  stanowią  epokę  w  dziejach 
tych  badań.  Jako  profesor,  nie  mógł  pociągać  swoją  wymową,  gdyż 
nie  posiadał  przyjemnego  i  czystego  głosu  i  —  co  najważniejsza  — 
wysławiał  się  z  wielką  trudnością,  lecz  za  to  jako  człowiek  łagodny 
i  towarzyski,  łatwo  zyskiwał  przyjaciół*).  Młodzież,  zwłaszcza  Polacy, 
lubiła  bardzo  swego  profesora,  który  chętnie  udzielał  rad  i  wskazówek, 
i  tłumnie  odwiedzała  jego  wykłady;  niektórzy  brali  u  niego  lekcye  na- 
wet prywatne.  Sigonio  mówił  o  Polakach  z  wielkiemi  pochwałami*); 
zauważył  niepospolite  zdolności  Zamoyskiego  i  ten  stał  się  jego  naj- 
bardsdej  ulubionym  uczniem^).  Nie  dość  na  tem.  Zamoysld  tak  się 
wyróżniał  umysłem  z  pomiędzy  swych  kolegów,  że  Sigonio  zwrócił  nań 
uwagę  słynnego  humanisty  Pawła  Manuciusza,  który  przebywał  podów- 


Jednakio  prawie  napewno  twierdzić  mo£einj,  ie  stało  sie  to  już  w  pierwszym  roka 
pobjta  Zamoyskiego  w  Padwie.  Przypomnijmy  sobie,  że  naeya  polska  była  katolicką, 
Oeżeli  byli  protestanci,  to  stanowili  nieliczne  wyjątki),  Zamoyski  zaś  joź  we  wrześnin 
r.  1561  roku  piastował  zaszczytny  urząd  konsyliarza.  Można  domyślać  się,  że  właśnie 
nawrócenie  jego  podniosło  go  w  oczach  towarzyszy  i  wpływy  jego  na  nich  zwiększyło. 

^)  Tomosini,  Gymnasiom  Patarinum.  Utini  1654  str.  341. 

*)  Patrz  jego  życiorys,  napisany  przez  Mnratoriego^w  Caroli  Sigonio  Opera  omnia 
edita  et  inedita  Mediolani  1732  str.  Xy— Xyi.  Życiorysów  pióra  Krebsa  (Karl  Sigonins 
i  Franciosiego  (Della  rita  e  delie  operę  di  Carlo  Sigonio)  nie  mogliśmy,  niestety  F 
dostać. 

")  P.  Dispntationnm  Patarinamm  libri  JI.  Sigonio  tak  o  Polakach  tu  powiada : 
...  —  cni  enim  ignota)  est  nobilissimae  Polonorum  gentis  propensio  erga  me  animi 
iingnlaris?  cni  studia,  cni  of&cia  mea  erga  illam  gontem  perpetua  sunt  obscnra?  quis 
ąnantnm  ab  illa  mihi  gente  tribuatur,  ignorat?  cum  illustrissimus  Comes  Stanislaus  Tar- 
noTins  in  darissima  omnium  ejus  regni  familia  natus,  juyenis,  cum  ayita  gloria,  tum 
propriifl  Yirtntibus  omni  honore  dlgnissimus,  cum  reliqui  omnes  Poloni,  adolescentes 
leetisflimi  et  superiore  anno,  cum  tu  (j.  j.  Bobortello)  fiononiae  eras  et  etiam,  post- 
quam  tu  ad  disciplinam  transalpinis,  ut  ais,  nationibus  tradendam  occurristi,  me  non 
solum  publice  et  priratim  andierint,  sed  omni  etiam  studio  atque  omni  officio  pro  ipso- 
rum  hnmanitate  eomplezi  sint?  (Opera  omnia  t.  VI.  str.  313). 

*)  4)  St.  Windakiewicz,  op.  cit.  str.  60,  przypisek  5,  twierdzi,  że  Zamoyski  brał 
prywatne  lekcye  u  Sigonio,  przyczem  powołuje  się  na  zbiór  listów  Pawła  Manuciusza, 
nie  wskazując  niestety!  stronicy,  o  którą  mu  chodzi.  Ja  w  Epistolarum  Pauli  Manutii 
libri  X.  Coloniae  Agrippinae  1572  (i  w  innych  wydaniach)  faktu  tego  nie  odszukid^em. 

Romfnwj  Wjds.  bisŁ-flloz.  T.  XL.  1  ^ 


162  WITOLD    NOWODWORSKI. 

czas  w  Rzymie,  i  Manucyusz  młodego  adepta  ą;as9czycił  ko^^sponden- 
cyą^).  Zamoyskiemu  przytem  chodziło  nię  tylkp  o  sławę,  o  tojn^as 
w  kołach  humanistów,  lecz  miał  on  na  względzie  i  pirą^tyc^e  korzy- 
ści także.  Myślał  on  już  teraz,  —  w  pierwszym  ipki;  studyów  sn^yc^i 
w  Padwie,  o  przyszłej  swej  karyerze  w  ojczyźnie,  więc  juź  teraz  czy- 
nił zabiegi  o  to^  żeby  pozyskacS  dla  siebie  w  Polsce  wpłyiyowycb  p|ro- 
tektorów,  którzy  by  płatwili  mu  przystęp  do  urzędów  publiczpycji,  bo 
taka  karyera  najbardziej  go  pociągana. 

Piotr  Myszkowski,  wybitny  humanista  polski,  słynął  jako  wspa- 
niałomyślny mecenas  uczonych  i  znany  był  nie  tylko  w  kraju,  ale  i  za 
granicą.  Tak  pozostawał  on  w  przyj  azpy eh  stosunkach  z  Manuciuszem. 
Jako  sekretarz  królewski,  mógł  on  łatwo  wyrobić  teinu,  kogo  zaprote- 
gował,  urząd  w  kancelaryi  króla.  Zamoyski  wiedział  o  tern  wszystkiem 
bardzo  dobrze.  Otóż,  żeby  osiągnąć  cel  zamierzony,  udał  się  on  naj- 
pierw do  Sogonia,  aby  ten  polecił  go  Manuciuszowi,  od  tego  zaś  otrzy- 
inał  już  list  polecający  do  Myszkowskiego  2).  Zabiegi  te  uwieńczył  sku- 
tek pomyślny,  bo  Myszkowski  zwrócił  na  Zamoyskiego  uwagę  i  zaczął 
go  protegować  ^),  a  Zamoyski,  jak  to  zobaczymy,  dostał  się  do  kance- 
laryi królewskiej. 

Ta  zapobiegliwość  praktyczna  może  nas  razić  trochę,  bo  mamy 
przed  sobą  19 -letniego  dopiero  młodzieńca  i  w  takim  wieku  troska 
o  karyerę  nie  powinna  zaprzątać  umysłu  człowieka,  na  taki  wiek  przy- 
stają bardziej  rojenia  o  szczytniej szych  celach.  Ale  nie  zapominajmy, 
że  gonienie  za  kuryerą,  nawet  z  krzywdą  dla  wymagań  moralności, 
stanowiło  cechę  właściwą  humanistom,  więc  Zamoyski  ulegał  tylko 
wpływom  epoki  i  otoczenia. 

^)  Manaciasz  tak  piszo  do  Zamojskiego:  Saepe  mihi  antea  litterae  Caroli  Si- 
gonii  cni  ąnantam  tribaam  non  ignoras,  praeclarnin  et  hamanitatis  et  ingenii  doctri- 
naeąae  tnae  testimoninm  dederant.  Itaąne  te  eram  complextis  amore  non  mediocri,  sic, 
ut  farorem  tuae  laadi  znirabiliter,  idąno  nt  ipsa  illastri  aliqao  digno  intelligeres,  Te> 
hementer  caperem.  Ut  opŁabam,  ita  contigit.  Nam  cum  ta  animam  indaiisses  ralere  me 
gratia  apud  Potrnm  Miscorium,  florentem  viram  honoribus,  opibus  omniqae  yirtute, 
facile  impetravit  a  me  ^igonius,  cum  tao  nomine  rogaret,  at  ei  te  commendarem  lit- 
teńs  quam  possem  diligentissime.  Yernm,  ut  est  Miscorius  in  liberales  doctiinas  egre- 
gie  animatus  et  ingeniornm  ezistimator  intelligens,  non  dabito,  ąuin  tibi  apud  eum 
TirtuB  taa,  quam  mea  commendatio  profutora  sit...  Epistolaram  Pauli  Manutii  libri 
X  Coloniae  Agriphinae  MDLXXII  p.  Si4. 

')  Patrz  przypisek  powyższy  i  list  Manucinsza  do  Piotra  Myszkowskiego,  umie- 
szczony w  przytoczonym  tam  zbiorze  zaraz  po  liście  do  Zamoyskiego.  List  do  My- 
szkowskiego ma  datę  Komae  XIY  Kalend.  Octob.  MDLXI. 

*)  W  drugim  liście  do  Zamoyskiego  tak  pisze  (ib.  str.  348):  Est,  car  gaudeam, 
capere  te  fructum  aliqaem  ez  iis  litteris,  qaa8  ad  omatissimum  rimm,  Petrom  Misco- 
yiam,  de  te  scripseram . . . 


ŁATA    ą^OŁNB   J49A   Z4MOT9KIBOO.  )6^ 

TjT^ąza^em  powz<!icił  do  Padwy  z  Bolonii  we  wrześniu  156^  r.  ^) 
'dfagi  f^J^T^J  hiimai^sta- filolog  Franciszek  Bobojrtello.  Ąni|)itpy  aż  do 
{^różności  i  zacozumiały  aż  do  grubiaństwa,  uważał  się  on  za  Kajwięr 
}fsz/ego  uczoi^ęgo  i  puał  sobie  za  nic  najznakomitszy pb  ludzi  swego 
c^u,  ^p.  Erazma  z  Rotterdamu  nazywał  literatem-nieukiem ').  Sigor 
nio,  który  przewyższał  go  pod  względem  uczoności,  pozwolił  sobie  razu 
j^nęgo  uczypió  kilka  uwag  krytycąmych  nąd  jego  dziełem,  dotypzą- 
cem  stafożytno4(2i  grecko-rzymskich,  co  wprawiło  w  gniew  Bobortella. 
Fopiiędzy  up^pnymi  rozpoczęła  się  gorąca  polemika  i  odtąd  żywili  oi^i 
do  siebie  wzajem  mocną  nienawiść  (od  r.  1557)^).  Wprawdzie,  przy- 
szło następnie  między  nimi  do  pojednania,  lecz  było  ono  zbyt  krótko- 
trwałe. 

Otóż  skoro  tylko  Bobortello  przybył  do  Padwy,  natychmiast  roz- 
począł knowania  przeciwko  swemu  współzawodnikowi,  chcąc  go  upo- 
korzyć w  ten  lub  inny  sposób.  Tak  najpieryr  zamierzył  pozbawić  go 
prawa  wykładów  zrana,  bo  te  godziny  ranne  oddawano  zwykle  profe- 
sorom, którzy  zajmowali  katery  pierwszorzędne  (in  primo  loco);  jednakże 
usiłowania  Robortello  były  bezskuteczne*).  Za  swym  ulubionym  profe- 
sorem ujęła  się  nacya  polska,  przyczem  Zamoyski  odegrał  najważniej- 
szą rolę.  Ten,  według  opowiadania  Heidenszteina  ^),  przybył  razu  je- 
dnego do  Bobortella,  aby  zasięgnąć  u  niego  informacyi  w  jakiejś 
kwestyi  naukowej,  lecz  Bobertello  posądził  Zamoyskiego  o  podstępne 
zamiary,  mianowicie  wydało  mu  się  —  i  może  zupdtnie  słusznie,  —  że 
Zamoyskiego  przysłał  doń  Sigonio  w  tym  celu,  ażeby  wytknąć  mu  jego 
nieuctwo,  więc  Robortello,  rozjątrzony  tym  domysłem,  obszedł  się  z  Za- 
moyskim wprost  po  grabiańsku.  Dotknięty  do  żywego  tym  postępkiem 
uczonego,  Zamoyski  rozpoczął  agitacyę  przeciwko  niemu  wpośród  na- 
cyi  polskiej  i  pozyskał  wszystkich  swych  rodaków  dla  Sigonia.  W  ło- 
nie młodzieży  utworzyły  się  dwa  stronnictwa :  Niemcy  stanęli  po  stro- 
nie Robortella,  Polacy  i  Francuzi  po  stronie  Sigonia.  Rozterki  pomiędzy 
stronnictwami  tak  się  wzmogły,  że  wdanie  się  senatu  weneckiego  stało 
się  koniecznem.     Stronnicy  Robortella  wysłali   do  Wenecyi  tylko  2-ch 


')  Tomii^mi,  op.  cit.  Rtr.  342. 

*)  P.  list  Sigonia  do  Bernardą  Naugerio  w  Caroli  Sigonii  opera  omnia  t.  YI.  1, 
albo  Dispntationum  PataTinarom  libri  II  ib,  str.  306,  albo  nareszcie  Nicolai  Gomneni 
Papadopoli  Historia  Gymnasu  Patayini  Yenetiis  1726  t.  I  str*  318—319  (krótki  ^cio- 
rys  Kobortello). 

*)  P.  przedmowę,  zwróconą  przez  Sigonia  do  Bobortello  w  Sigonii  Emendatio* 
jijua  adrersas  Franciscum  Bobortellam  libri  II  (Opera  omnia  t.  VI). 

*)  Dispntationam  Patari narom  lib.  II  w  C.  Sigonii  Opera  omnia  t.  Yl.  256. 

*)  Collectanea  yitam  etc.  8—9. 

11* 


164  WITOLD    NOWODWORSKI 

delegatów;  przeciwnicy  zaś,  idąc  za  radą  Zamoyskiego,  wyprawili  de- 
legacyę,  złożoną  z  przedstawicieli  różnych  narodowości.  Gdy  delego- 
wani stanęli  przed  senatem*,  okazało  się,  iż  Sigonio  ma  za  sobą  prawie 
wszystkie  nacye,  gdy  tymczasem  Robortella  dwie  tylko  popierają*) 
W  liczbie  delegatów  był  także  Zamyski,  mianowicie  jako  przedstawi- 
ciel narodowości  polskiej  ^).  Senat  wenecki  rozstrzygnął  spór  na  rzecz 
Sigonia  i  Robortello  poniósł  porażkę^),  wskutek  czego  zapałał  jeszcze 
większą  nienawiścią  do  przeciwnika,  walka  przeto  pomiędzy  współza- 
wodnikami zaogniła  się  jeszcze  bardziej.  Najpierw  rozpoczęli  zatarg 
o  salę  wyldadową;  tu  Sigonio  musiał  ustąpić  przed  Robortellem  i  na 
prośbę  studentów  przeniósł  swe  wykłady  do  drugiej  sali,  przyczem  sta^ 
nowisko  jego,  jako  profesora,  nie  straciło  przez  to  nic  na  znaczeniu^). 
Następnie  Robortello  (w  r.  1562)  zaczął  nalepiać  na  ścianach  uniwer- 
sytetu ogłoszenia,  w  których  wychwalał  własną  metodę  nauczania,  na- 
zywając, chociaż  i  nie  po  imieniu,  swego  współzawodnika  ignorantem 
i  człowiekiem  bez  wszelkich  zdolności  ^),  więc  walka  wybuchła  na  nowo. 
Sigonio  chwycił  za  pióro,  ażeby  zdemaskować  postępowanie  przeciwnika 
i  napisał  przeciwko  niemu  rozprawę  polemiczną.    Knowania  Robortella 


')  Collectanea  yitam  re<qae  gestaa  etc.  sir.  9. 

*)  Archiwom  do  dziejów  literatury  i  oświaty  w  Polsce  t.  YII,  str.  172  I  1661 
XI.  11  Solrentar  Johanni  Sario  10  librae,  qao8  ezpendit  Yenetiie,  deputatus  in  causa 
mntatae  horae  lectionnm  Caroli  Sigonii.  Stąd  niewątpliwie  wynika,  2e  Zamoyski  byt 
w  Wenecyi  dla  załatwienia  sprawy  Sigonia;  tymczasem  P.  Popiel  w  rozprawie  swej 
„Jan  Zamoyski  w  Padwie  i  Wenecyi''  (str.  34;)  fakt  ten  odrzuca,  oskarżając  Heiden- 
szteina  o  podanie  fid!szywej  wiadomości.  Jak  powierzchownie  autor  powyższej  rozprawy 
zbadał  przedmiot  i  źródła,  do  niego  się  ściągające,  niech  świadczy  to,  co  mówi  o  sto- 
sunku Zamoyskiego  do  Sigonia  (ib.  str.  34—35)  „Zamoyski  wtedy  do  Wenecyi  nie 
jeździł,  bo  jeszcze  nie  był  urzędnikiem  uniwersytetu  (autor  mógł  nie  wiedzieć,  ponie- 
waż protokóły  nacyi  nie  były  jeszcze  wydane,  że  Zamoyski  piastował  już  podówczas 
urząd  konsyliarza),  cała  ta  rzecz  działa  się  w  roku  1569  (Popiel  wie  tylko  o  pierw- 
szym zatargu  Robortella  z  Sigoniem,  drugi  xaś  zatarg  przeoczył),  kiedy  jeszcze  Za- 
moyskiego w  Padwie  nie  było;  wreszcie  Sigoniusz  w  roku  1664  udał  się  do  Bolonii 
(z  dzieł  samego  Sigonia  Popiel  mógł  przekonać  się,  że  słynny  humanista  był  w  Bo- 
lonii już  w  drugiej  połowie  1563  r.  p.  w  Opera  omnia  t.  YI  mowę  jego  De  ingenio 
excoIendo),  Robortellus  zaś  aż  do  śmierci  w  Padwie  wykładał.  Nawet  i  co  do  tak  blis- 
kich Zamoyskiego  z  Sigoniuszem  stosunków  musimy  Heidenszteinowi  na  słowo  wie- 
rzyć** (gdyby  Popiel  zajrzał  do  przytoczonego  przez  czas  wyżej  zbioru  listów  Pawła 
Manuciusza,  znalazłby  łatwo  potwierdzenie  słów  Heidenszteina. 

^  P.  Disputationum  PataWnarum  libri  n  w  Opera  omnia  VI.  314. 

*)  P.  dodatki  do  Disputationum  PataT.   w  Opera  omnia   t.  YI  i  Tomasini,   Qy- 
mnasium  Patarinum  str.  410  i  następ. 

*)  Sigonii  Opera  omnia  t.  VI,  str.  226  i  następ. 


ŁATA   SZKOLNE   JANA  ZAMOTSKIBGO.  165 

tak  obrzydziły  mu  pobyt  w  Padwie,  źe  się  przeniósł  do  Bolonii;  Ro- 
bortello  zaś  pozostał  w  Padwie  aż  do  samej  śmierci  (r.  1567)^). 

Oprócz  Sigonia  Zamoyski  zjednał  sobie  i  drugą  znakomitość  uni- 
wersytetu padewskiego  —  Gabryela  Fallopio.  Uczony  ten  badaniami 
swemi  w  dziedzinie  anatomii  uczynił  imię  swoje  nieśmiertelnem.  Po- 
lacy bardzo  chętnie  uczęszczali  na  jego  wykłady  i  w  jego  szkole  wy- 
kształciło się  wiele  naturalistów  polskich').  Zamoyski  należał  do  naj- 
bardziej lubionych  uczniów  Fallopio.  Dar  wymowy  taką  mu  pozyskał 
sławę  w  Padwie,  że  gdy  znakomity  medyk  umarł  (9-go  października 
1562  r.),  zlecono  Zamoyskiemu  wygłosić  mowę  na  jego  pogrzebie.  W  tej 
mowie  Zamojski  powiada,  że  Fallopio  żywił  dla  Polaków  wielką  sym- 
patyę  (summum  illud  in  gentem  Polonam  studium)  i  że  los  pozbawił 
go  w  osobie  Fallopio  najdroższego  przyjaciela  (amico  dulcissimo  et  per- 
necesario)  *). 

Jak  widzimy,  Zamoyski  oddawał  się  w  Padwie  z  zapałem  stu- 
dyom  przyrodniczym,  ale  specyalnym  przedmiotem  studyów,  dla  któ- 
rych przybył  do  Padwy,  było  prawo;  tego  zaś  uczył  się  tu  pod  kie- 
rownictwem słynnych  prawników  ówczesnych  Tiberio  Deciano  i  Guido 
Panciroli.    Z  nich  najbardziej  zasługuje  na  uwagę  ten  ostatni. 

Był  on  zwolennikiem  znakomitego  prawnika  Alciato,  który  nadał 
nowy  kierunek  nauce  prawa  we  Włoszech.  Połączywszy  studya  pra- 
woznawcze z  filologicznemi  i  historycznemi,  i  wyzwoliwszy  prawozna- 
wstwo  z  więzów  rutyny,  Alciato  dokonał  rdzennej  reformy  w  dziedzi- 
nie nauk  prawniczych*). 

Stan  ich  na  wszechnicach  włoskich  XVI  w.  był  wprost  opłakany: 
profesorowie  zaniechali  nawet  komentowania  prawa  rzymskiego,  co  sta- 
nowiło niegdyś  jedyny  przedmiot  ich  badań,  a  zajmowali  się  tylko 
glosami^).   Panciroli,  jako  uczeń  Alciata,   inaczej  postępował,   stosował 


^)  Nacja  niemiecka,  której  Hobortello  był  nlnbieńcem,  postawiła  nad  jego  gro- 
bem pieknjr  pomnik  p.  Papadopoli,  Historia  Gjmnasii,  Patayini,  Yenetiis  1727.  I. 
31ft-319. 

*)  8t.  Windakiewica  op.  cit.  str.  48. 

*)  P.  Joannis  Zamoscii  Oratio  habita  Patarii  in  fdnere  eicellentissimi  Tiyi  Ga- 
brielis  Fallopii  IV  Id.  Oct  MDLXII.  Jeżeli  wierzjć  Paprockiemn,  Zamoyski  przema- 
wiał w  zastępstwie  Sigonio,  który  od  łez  nie  mógł  mówić,  p.  Herby  rycerstwa  pol- 
skiego, str,  196,  wyd.  1584  roku. 

«)  Sarigny,  Gesch.  des  r5m.  B.  im  Mittelalter  Heidelberg  1831,  Bd,  VI.  363—864. 

')  ib.  Ul.  54:7.  Francesco  Schnpfer  (Mannale  di  Storia  del  diritto  italiano,  2-a 
ediz.  1895.  p.  612)  tak  powiada:  Nei  secoli  XVI,  XVn  e  XVUI  la  sienza  gioridica 
italiana  e  decadata:  gia  nel  cinqnecento  non  occupa  piu  ii  primo  posto  e  nei  dne  se- 
coli snccessiri  non  tiene  neppore  ii  secondo.  Non  solo  lo  splendore  delie  aniversit4 
ara  renato  meno  eon  TAlciato  etc. 


i66  WITOLD  NOWÓDWÓRSkl. 

boi^iem  w  swych  kotńentarżacli  prawmczyćK  metodę  Badania  History- 
cznego, usiłtijąc  wyjdśnić  pochodzenie  pewnego  pra-c^a,  załnldry  pra^^-o- 
dAwcy,  okolicznością  ^^  jakich  prawo  zostało  wydaile  i  t.  j[).  ^).  Jako 
^rofesorj  Panćiroli  stadowi!  jedną  z  najpiękniejszych  oźdUb  liniwerśy- 
tJbitL  padewskiego^). 

iteżeli  wiisrzyć  Paprockiemu,  Zamoyski  znajoniośćią  prawa  prze- 
wyższał swoich  kolegów;  celował  on  także  w  studyach  nad  prawem 
iiieniieckiem  albo  cesarskiem,  czem  koledzy  jego  nie  iiiogli  się  pochlu- 
bić").  NiewątplitHe  Zamoyski  odznaczał  ślę  wiedzą  bardzo  rozległą^ 
skutkiem  czego  rosły  jego  powaga  i  uznanie  wpośród  kolegów.  W  roku 
1563  postainowili  oni  wybrać  go  rektorem  wydziału  prawnego.  Wyko- 
nać tetl  zamiar  było  rzeczą  nielada,  ponieważ  stroniiictwo  przeciwne 
niethieckie,  wrogie  Polakom,  miało  przewagę,  ale  Pokcy  liczyli  na  sym- 
patye  innych  narodowości  i  na  nienawiść  ich  do  Niemców.  Nadto  ucie- 
kli si^  oni  do  takiego  podstępnego  wybiega.  Ogłaszając  Niemców  za 
kacerzy  i  odszczepieńców,  zdołali  oni  oburzyć  przeciwko  nim  inne  iia- 
cye  i  wywołać  niemały  popłoch  w  łonie  riacyi  niemieckiej.  Środek  był 
radykalny  i  zastosować  go  nie  było  trudno,  ponieważ  reakcya  katoli- 
cka zagarniała  już  i  Padwę,  w  r.  1564  papież  Pius  V  ogłosił  bullę; 
która  zabraniała  nadawać  stopni  nauko^yych  różnowiercom  i  chociaż 
Niemcom  udało  się  na  razie  odwrócić  od  siebie  niebezpieczeństwo,  je- 
dnakże uznanie  bulli  papieskiej  przez  rząd  wenecki  świadczyło;  że 
i  w  Padwie  rychło  już  nastąpi  koniec  wolności  badań  naukowych 
i  wyznań  religijnych*).  Nim  to  nastąpiło,  kacerze  niemieccy  cieszyli 
się  jeszcze  na  wszechnicy  znaczną  swobodą.  To  też  popłoch  wśród  mło- 
dzieży niemieckiej  trwał  niedługo  i  Niemcy  zaczęli  skupiać  swe  siły, 
a  zamierzyli  użyć  gwałtu,  aby  pokonać  swych  przeciwników.  Pod  po- 
zorem, że  podczas  wyborów  mogą  wybuchnąć  rozruchy  i  że  wtedy 
wypadnie  nawet  z  orężem  w  ręku  bronić  się  przeciwko  nieprzyjacie- 
lowi, nacya  niemiecka  uzbroiła  w  tym  niby  celu  aż  140  ludz^,  właści- 
wie zaś  uczyniła  to  dla  tego,  żeby  zagrodzić  wstęp  swym  przeciwni- 
kom do  sali,  gdzie  miały  się  odbywać  wybory.  Wtedy  Polacy  chwi- 
cili  się  nader  zręcznie  następującego  manewru  wyborczego.  Postawiwszy 
kandydaturę  Zamoyskiego,  utrzymywali  ją  w  tajemnicy  i  pokryjomu 
też  wpośród  innych  narodowości  zdobywali  dla  niej  stronników,  o  któ- 

*)  P.  życiorys  Pancirolicg'0  w  Bibliotece  Modenese  o  Notizie  delia  viŁa  e  delie 
operę  degli  scrittori  ModeneFi...  Modena,  1783  t.  IV.  fitr.  16. 

>)  ib.  IV.  str.  6. 

')  Herby  rycerstwa  polskiego,  wyd.  1584  r.  str.   196. 

*)  G.  Giomo,  L*archivio  anticho  delia  uniyeraita  di  Padora  w  Nuovo  Archirio 
Veneto  t.  VI,  str.  192. 


«  ••  • 


I.ATA   dZltOŁNE   JANA    ŻaMOYŚKIEOO  1B7 

rybh  śapeWne  nie  Irtiaiio  tti  było,  ponieważ  Zainoyśki  cieszył  się  jiiź 
niemałym  rozgłosem.  Jednocześnie  w  tym  celu,  ażeby  odwrócid  uwagę 
stroniiićlwa  przeciwnego  od  swego  ptawdziwiego  kaiidydiElta,  nacya  pol- 
ska |>ód£lła  jawnie  na  rektora,  jako  kandydata,  ińńą  zupełnie  osobę. 
30  lipca  stanął  przed  wicerektorem  Polak  Walenty  Skultet  i  w  imie- 
niu swej  nacyi  oznajłiiiŁ,  że  Polacy  bhcą  mieć  rektorem  swego  todaka 
Piotta  itłoczewśkiego.  Wtedy  Niemcy  i  ich  stronnicy  zaczęli  dokładać 
wszelkich  usiłować,  ażeby  tę  jawną  kandydaturę  polską  obalić;  tym- 
czasem Polacy  pracowali  po  cichu  nad  urzeczywistnieniem  swego  isto- 
tnego projektu.  W  tej  kampanii  Wyborczej  ssasfcedł  jakiś  wypadek,  któ- 
rego nie  zdołaliśmy  sobie  wytłómaczyć.  Polacy  chcieli  odroczyć  wy- 
bory, przeciwko  czemu  Niemcy  założyli  protest  z  powodzeniem,  wy- 
bory przeto  nastąpiły  w  oznaczonym  terminie,  mianowicie  4  sierpnia. 
Wynik  ich  musiał  przerazić  Niemców  niepomału,  albowiem  z  25  gło- 
sów obierających  rektora,  17  padło  na  Zamoyskiego,  7  obiorców  po- 
dało próżne  kartki  i  niemiecki  kandydat  jeden  tylko  głos  dostał  ^). 

Jakkolwiek  Zamoyski  zawdzięczał  swój  obiór  na  rektora  prze- 
ważnie podstępnemu  działaniu  swych  rodaków,  jednakże  fakt  wyniesie- 
nia jego  do  tak  znakomitej  godności  stanowi  niewątpliwie  świadectwo 
owej  popularności,  jakiej  zażywał  w  uniwersytecie  dzięki  swym  zdolno- 
ściom i  swej  wiedzy.  Jakkolwiek  prawnik  co  do  swej  specyalności, 
wszakże  najwięcej  czasu  poświęcał  pod  kierownictwem  Sigonia  na  stu- 
dya  nad  starożytnością  klasyczną.  O  jego  gorliwości  i  pracowitości 
w  tej  dziedzinie  świadczą  wyciągi  z  utworów  starożytnych  pisarzy*) 
i  dzieła,  które  podówczas  napisał. 

Pierwsze  dzieło,  traktujące  o  przymiotach  doskonałego  senatora, 
Zamoyski  zamierzał  przesłać  senatorowi  hr.  Stanisławowi  Tarnowskie- 
mu,   wojewodzie    sandomierskiemu^),   jako    przedstawicielowi   rodziny, 


*)  Archiwum  do  dziejów  literaŁary  i  oówiatj  w  Polsce,  t.  VII,  str.  172 — 173 
i  J>t.  Windakiewicz,  op.  cit.  Si — 87. 

')  Rękopis  tych  wyciągów  przechowuje  się  w  bibl.  Zamoyskich. 

^  W  drugiem  swem  dziele  ,,De  senatu  romauo  libri  II"  (Venetiis  1563,  str.  6 
i  Argentorati  1608,  str.  21)  Zamoyski  tak  o  tern  pisze:  Primum  aatezn,  quod  attinet 
ad  incorruptam  famam,  scio.  ut  improbum  senatorem  civita.s  habeat  neminem,  magia 
optari  et  expeti,  quam  aut  effici  aut  sperari  posse.  Neque  ausim  aftirmaro  multos  se- 
natores  Romae  ac  ne  Scaurum  ąuidem,  aut  CatuJum,  aut  Nasicam,  quos  miris  in  coe- 
lam  fert  laudibus  Cicero,  tales  fnisse,  qualem  ac  quantum  in  u  o  libro,  quem  ad 
Illastrissimum  Comitem  et  Senatorem  Sapientissimu  m  ac  constan- 
tissimnm,  Stanislanm  Tarnov!nm,  Sendomirien  som  palatinum  breri 
mittam,  informayi  et  eipressi. 


168  WITOLD    NOWODWORSKI. 

która   była   z  Zamoyskimi  w  najlepszych  stosunkach^).     Co   się   stało 
z  tem  dziełem,  nie  wierny^). 

Drugie  dzieło   o  senacie   rzymskim,   wydrukowane   pierwszy  raz 
w  r.  1563,  zjednało  Zamoyskiemu  wielką  sławę  w  świecie  naukowym  ^). 


*)  Dziad  Jana  Zamoyskiego  (nio  w  prostej  linii),  Mikołaj  Zamoyski,  miał  być 
wychowawcą  znakomitego  hetmana  Jana  Tarnowskiego,  jak  twierdzi  Paprocki,  op.  cit 
wyd.  1858,  str.  259,  a  za  nim  Niesiecki  op.  cit.  X.  56.  Nasz  Jan  Zamoyski  kolegował 
w  Padwie  se  Stanisławem  Tarnowskim,  którego  Sigonio  (opera  omnia  i.  YI.  313)  na- 
zywa ,Javeni8  cam  avita  gloria,  tom  propriis  Yirtutibns  omni  honore  dignissimaB*^, 
wielki  zaó  poeta  włoski  Torqaato  Taeso,  osobisty  jego  przyjaciel,  nczcił  pochlebnymi 
wyrazami  w  swym  poemacie  U  Kinoldo,  p.  Pier  Antonio  Serrassi,  La  vita  di  Torąnato 
Tasso  Bergamo  1790.  1.  115.  Ten  Tarnowski  był  synem  wojewody  sandomierskiego. 
Przy  tej  sposobności  nie  możemy  nie  wypowiedzieć  przypaszczenia,  ie  Zamoyski  pozo- 
stawał także  w  przyjaznych  stosunkach  z  Torąnatem  Tasso ;  przypuszczenie  się  to  samo 
przez  sie  nasnwa,  gdyż  poeta  włoski  był  podówczas  stadentem  wszechnicy  padewskiej, 
więc  za  pośrednictwem  St.  Tarnowskiego  masiał  znać  dobrze  grono  studentów  polskich. 
*)  Znał  je,  jak  się  zdaje,  Sz.  Starowolski,  albowiem  pomiędzy  innemi  tak  pisze 
o  Zamoyskim  (Simonis  StaroYolscii  Scriptorum  Polonicomm  ('KxaTOvia;)  Francoforti 
1625,  str.  39):...  libros  de  senatn  romano  roni  ta  lectione  et  eruditione  refertos  edidit; 
tom  de  perfecto  senatore  syntagma,  sic  accurate  confectam  at  ad  ye terom  scri- 
ptonun  landem  pervenivet. 

")  Na  dowód  tego  przytaczamy  świadectwo,  które  badacze  nasi,  o  ile  mi  wia- 
domo, przeoczyli.  Znany  w  swoim  czasie  poeta  Daniel  Hermann  Prosak  wygłosił  w  r. 
1567  przy  otwarciu  Akademii  strassburskiej  mowę  rymowaną,  w  której  tak  wychwala 
Zamoyskiego : 

Quin  et  Joannes  Samoscius  hic  quoque  yixit, 

Quo  (yeluti  ąuondam  Marcello  Romulidnm  gens) 

Sarmati  insigni  nunc  sese  jactat  alumno; 

Quem  Padus  ipse  suum  Bectorem  amplexus  honore, 

Tota  sed  ingenium  mirata  est  Ausonis  ora, 

Galliaąue  ipsa  triplex.  Jurenis  floren  te  sub  aevo 

Summa  quod  ezoptans  Martem  conjungere  Musis 

gemper  erat  risns  Romano  deque  Senatu 

Miranti  Italiae  monimenta  illustria  toti 

Prima  rudimenta  at  Gallis  Mayortia  liquit. 

Hic  erit  (atque  haud  yana  reor)  yenientibus  annis 

Turbati  fulcrum  Begni,  si  forsan  Erynnis 

Defectu  ex  Kegum  et  delectu  saeriet  orta 

Consilio  atqne  armis  lapsas  hic  restitnet  res. 
P.  Danielis  Hermanni  Nidburgensis  Borussi  de  Instituta  Academia  Argentinensi 
Oratio  publice  habita  Argentinae  in  Templo  Praedicatorum  Anno  1567  w  Poemata 
academica,  aulica,  bellica  excusa  Rigae  Liyonum  An.  1614  Nie  mieliśmy  pod  ręką 
wydania  tej  mowy  z  r.  1567,  nie  możemy  przeto  podać  świadectwa  w  pierwotnej  jego 
formie,  a  musiało  ono  brzmieć  wtedy  trochę  inaczej ,  mianowicie  nie  zawierało  na  pe- 
wno przepowiedni  o  przyszłej  wielkości  Zamoyskiego.  Dzieło  „De  senatu  romano'* 
wyszło  niewątpliwie  z  pod  pióra  Jana  Zamoyskiego,  jak  tego  dowiedli  już  badacze; 
z  tem  wszystkiem  musimy  znowu  potrącić    o  kwestyę,  kto  był  autorem  owego  dzieła? 


ŁATA    SZKOLNIE   JANA    ZAM0Y8KIBG0.  169 

Jest  to  rozprawa  z  dziedziny  badań  nad  starożytnościami  rzym- 
skiemi,  przyczem  autor  ma  na  względzie  dwa  cele:  czysto -naukowy, 
albo  raczej  literacki  i  praktyczny.  Po  pierwsze,  zapoznać  się  z  orga- 
nizacyą  i  działalnością  senatu  rzymskiego  jest  rzeczą  niezbędną  dla  tego, 

ponieważ  ostatnimi  czasj  wyrażono   powątpiewanie,   ażeby   młodzieniec  w  tym  wieku, 
w  jakim  byt  Zamoyski,  mógt  napisać   dzieło  tak  doskonałe  pod   względem  formy   (St. 
Windakiewicz,  op.  cit.  str.  60).   Za  antora  tej  znakomitej    rozprawy  uważano  ongri  Si- 
gonisk.   Historyk   francuski  de  Thon   (Historia  sui  temporis.  Coloniae  Allobrogum   16S0 
t.  y.  p.  1179)  podaje,  jakoby  sam  bigonio  wyznał,  że  rozprawę  ową  napisał.    Ale  już 
Huratori,  wydawca  dzieła  słynnego  humanisty,  powątpiewa,   ażeby  rozprawa  „De  se- 
natu romano**    była   utworem   Bigonia,   chociaż   bywa  mu  przypisywaną;    falso    tamen 
haec  Sigonio  tributa  suspicor,  powiada  w  życiorysie   tego  uczonego   (C.  Sigonii   O^cra 
omnia  Mediolani  1731  t.  I.  str.  XV1U).    Za  autorstwem  Zamoyskiego,  oprócz  dowodów, 
które  przytaczane   były  przez  badaczy,  przemawiają   zdaniem  naszem  jeszcze  bardziej 
pnekonywające,  bo  zaczerpnięte  z  samej  rozprawy.   Po  pierwsze,  napotykamy  wyrazy, 
które   samą    formą   świadczą,   że   autorem   dzieła  nie  >Sigonio.     Ze  prawa  obywatelstwa 
rzymskiego  nadane  były  po  ukończeniu  wojny  związkowej    (bellum   sociale*  większości 
mieszkańców  Italii,   dowiódł   tego   pierwszy   —    powiada  autor   rozprawy  —  Sigonio: 
,Jam  a  Carolo  Sigonio   demonstratam   est  in  extremo   libro  errum,   in   qnibus   antiąua 
jura  Italiae  (p.  Opera  omnia  V.  439)  rotundissime  et   litteris  explicavit   illustrissimis** 
(str.  9  wyd.  1608  r.).  O  sobie,  jako  autorze,  Sigonio  chyba  tak  nie  powiedziałby.    ł'o- 
wtóre,  autor  rozprawy,  chociaż  w  nader  delikatnej   formie,  pozwala  sobie  wypowiadać 
zdania  niezgodne  z  zapatrywaniami  Sigonia.  Historyk  Appianus  podaje,  że  liczbę  człon- 
ków senatu  rzymskiego  powiększono  za  konsulatu  Sulli  i  Rnfusa,  co  Sigonio  (rozprawa 
nazywa   go  tu  „doctissimus    vir   et   antiąuitatis   Yeteruniąue   scriptorum   peritissimus**) 
tłómaczy  w  ten  sposób,    iż  wyborów   dokonali   ówcześni  cenzorowie   Caenar  i   Crassus 
(p.  Opera  omnia  Y.  203);  z  powodu  tego  obja.^nienia   autor   rozprawy   dodaje   uwagę: 
•go  mailem   suspicari  id   extra  ordinem  factum**  (str.  15).     W  kwesty  i   wieku,  wyma- 
ganego dla  kandydatów  do  senatu  nasz  badacz  powiada  (str.  31):  Itaque  libentius  assen- 
tior  Carolo  Sigonio,   riro  acumine   ingenii  summo   et  in   conjicienda  antiquitate  prope 
divino,  qui  annum  senatorium  eum,  qui  sequerctur  quaoaturam,  fnisse  suspicatur.  Przy- 
toczymy jeszcze  kilka  zwotów  nader  charakterystycznych:  Carolus   Sigonius   concludit 
argumentis  haud  leyissimis  et  infirmissimis . . .  (str.  87).  Autor  rozprawy  był  Polakiem, 
bo  na  str.   34  tak  się   wyraża:    cui   (zwyczajowi   rzymskiemu  obierania   na  senatorów 
wyższych    urzędników  państwa)  non  dissimilis  ridetur  consuetudo,  quae  in  Hep.  nostra 
obserratur.    Nam  qui  cepernnt  pontificatum  aut  majorem  magistratum,  ut  qui  palatini 
aut  castellani  facti  sunt,  in  maximo  et  grarissimo  totius  liegni  polonici  concilio  locum 
habent.  Sozprawę  pisał  człowiek  młody,  niedoświadczony,  albo  niepewny  swej  wiedzy 
albo  pragnący  pochlubić  się  swoją  erudycyą.  |Quae  lex  quando  lata  sit,   incertum  est 
neque  ejus  alibi  in  reterum  libris,  quos  legerim,  fit  mentio  (str.  33).  Sigo- 
nio, znawca  starożytności  klasycznej,  chyba  nie  użyłby  podobnego   wyrażenia.     Neque 
tamen  ego  in  eo,  quo  dicit  (Plutarch)  libro   id  scriptum  reperire    potui,   cum   totum 
diligentiasime  perlegissem  (str.  30)  cum  rero  studiose  tempus  istius  S.  C.  quaorerem 
inciti  in  Plinii  Jnnioris  epistolam . . .  (104)  Idem  obserrayl  aportius  in  proemio  tertio 
oratorii  lib.  a  Cicerone  scriptum  (109)  etc.   Zastanowiliśmy  się  nad   kwestyą  autorstwa 
rosprawy   „De  senatu  romano**   nieco  dłużej,   niż   może  wypadało,   ale    to  dlatego,   że 
pragnęlibyśmy  ^ożyó  tę  kwestyę  na  zawsze  w  archiwum  historyografii. 


170  WITOLD    N0^0I>W0Ri8kl. 

kto  chce  rozumieć  należy  eiie  dzida  pisairzy  rzymskich;  po  wtóre,  znajo- 
jomośó  taka.  jak  sądzi  autbr,  jest  nader  pożyteczną  i  illa  tych,  którzy 
stoją  u  steru  państwa  (aut  iis,  qui  ad  enhemacula  Reip.  abceśsun  suni, 
utilior?  str.  2). 

Badacz  stawia  przed  sobą  następujące  zadania  do  rozwiązania: 
wyjąć  z  utworów  pisarzy  starożytnych  te  wiadonioSci  o  senabife,  nd 
które  dotychczas  nie  zwrócono  jeszcze  uwagi,  zebrać  wszystko  to,  co 
tu  i  owdzie  znaleźć  można  u  badaczy,  którzy  kwestyę  daną  roztrzą- 
sali i  nareszcie  dać  wizerunek  senatu,  może  i  niezupełnie  wykończony, 
czasem  do  rzeczywistego  nie  zbyt  podobny,  wszelako  oparty  zawsze  ńa 
świadectwach  niewątpliwie  wiarogodnych  (str.  3).  Wpr«LtC^dzie,  obfitość 
cytatów  szkodzi  płynności  wykładu,  lecz  obyć  się  bież  nich  niepodobna, 
ponieważ  wykład  w  przeciwnym  razie  traci  wielce  na  mocy  przeko- 
nywania o  prawdziwości  tego,  co  się  twierdzi  (3). 

Zamyski  dzieli  rozprawę  swoją  na  dwie  części:  1)  o  senatorach^ 
2)  o  senacie.  W  pierwszej  części  autor  podaje  określenie  pojęcia  „se- 
nator" w  związku  z  określeniem  pojęcia  „obywatel  rzymski"  i  roz- 
trząsa kwestyę,  do  kogo  należała  władza  obierania  senatorów,  jak  do- 
konywano obioru,  jakim  warunkom  powinien  był  zadośćuczynić  kan- 
dydat do  senatu,  na  czem  polegały  obowiązki  senatora  i  t.  p.  Pisząc 
tę  część  swej  rozprawy  Zamoyski  kierował  się  niewątpliwie  wskazów- 
kami, które  daje  w  tym  względzie  Sigonio  w  dziele  swo^em  „De  anti- 
quo  jurę  civium  Romanorum";  w  2-gim  rozdziale  2-giej  księgi  tego 
dzieła  mistrz  Zamoyskiego  omawia,  chociaż  nie  tak  szczegółowo  też 
same  kwestyę,  które  wyżej  zaznaczyliśmy  i  Zamoyski  powtarza  nawet 
w  ślad  za  Sigoniem  też  same  cytaty,  lecz  przytacza  zarazem  i  wiele 
własnych.  Zupełnie  samodzielnie  autor  nasz  opracował  tylko  tę  część 
swego  dzieła,  w  której  mówi  o  obowiązkach,  zaszczytach  i  nagrodach 
senatorów. 

Druga  księga  rozprawy  poświęconą  jest  roztrząsaniu  kwestyi^ 
w  jaki  sposób  odbywały  się  posiedzenia  senatu,  więc  autor  rozstrzyga 
pytania  takie  jak  np.,  co  należy  rozumieć  przez  wyraz  „senat",  komu 
wolno  było  wchodzić  do  senatu,  kto  miał  prawo  zwoływania  jego  zgro- 
madzeń i  t.  p.  Tę  księgę  rozprawy  należy  uznać  za  rzecz,  samodziel- 
nie przez  Zamoyskiego  wykonaną;  kierowników  w  tej  części  dzieła  on 
mieć  nie  mcWl,  gdyż  nikt  przed  nim  o  takie  kwestyę  nie  potrącał, 
a  tem  bardziej  nikt  podobnych  kwestyi  nie  rozstrzygał.  Autor  świa- 
domy był  swego  położenia,  albowiem  sam  powiada  (str.  161),  że  sprawę^ 
jak  się  odbywały  obrady  senatu,  osłaniał  mrok  gruby,  który  on  roz- 
proszyć spróbował.  Świadomość  samodzielności  badania  sprawiała,  ii 
Zamoyski,  jako  badacz  niedoświadczony,  tracił  pewność   siebie,  powąt- 


ŁATA   SZKOLNE   JANA    ZAMOYSKISaO. 


171 


piewal   o  prawdziwości   wyników,   do   których   dochodził   (p.   str.    13(J 
134,  144,  i48). 

Jaką  posiada  wartość  naukową  rozprawa  Zamoyskiego?  Ściśle 
rozwiązać  tego  pytania  nie  możemy,  bo  zbywa  naih  iia  specyalnej  wie^ 
dzy,  niezbędnej  dla  podobnej  oceny,  wszelako  śądźiniy,  że  naaka  w  za- 
kresie pytań,  przez  Zamoyskiego  poruszonych,  niewielkie  postępy  ód 
jego  czasów  uczyniła,  rozprawa  przeto  Zamoyskiego  i  obecnie  nie  sira- 
ciła  na  wartości  w  pewnych,  ma  się  rozumieć,  granicach.  Głębśzisgb 
wszakże  znaczenia  nie  ma  i  iiiieĆ  nie  mogła,  albówieiń  rola  dziejowa 
senatu  irzymskiego  uszła  zupełnie  uwagi  badacza,  zresztą  ujść  musiała, 
ponieważ  Zamoyski  żył  w  czasach,  kiedy  tak  poważnemi  kwestyami 
jeszcze  się  nie  zajmowano  i  humanistów  interesowała  nie  tyle  histofya 
świata  starożytnego,  ile  archeologia.  To  też  rozprawa  Zamoj-skiego  — 
powtarzamy  to  jeszcze  raz  —  jest  rozprawą  starożythiczą,  nie  zaś  hi- 
storyczną *). 

Młody  autor  przypisał  ją  swemu  protektorowi  Piotrowi  Myszkow- 
skiemu, który  na  początku  r.  1563  (26  marca)  otrzymał  urząd  pod- 
kanclerzego*), przypisał  i  exemplarz  przesłał  w  tym  celu  —  rżecź 
oczywista  —  aby  jeszcze  bardziej  zjednać  go  sobie.  Należy  tu  jeszcze 
raz  podkreślić  fakt  bardzo  ciekawy,  bo  rzucający  światło  na  charakter 
Zamoyskiego,  jako  przyszłego  działacza  politycznego,  mianowicie  ten, 
źe  umiał  wyrabiać  dla  siebie  stosunki  nader  wpływowe  np.  umiał  ująć 
sobie  przedniej  szych  senatorów  weneckich  Aloizego  Mocenigo,  Ma- 
rina de  Cavallis  i  podestę  weneckiego  Bernarda^).  Nie  ulega  wątpli- 
wości, że  nawiązywaniu  podobnych  stosunków  sprzyjało  sprawowanie 
przez  Zamoyskiego  tak  zaszczytnego  urzędu,  jakim  był  urząd  rektora 
uniwersytetu,  tern  bardziej,  źe  spełniał  obowiązki  tego  urzędu  nader 
chlubnie.  Za  jego  rektoratu  doszła  nareszcie  do  skutku  poprawa  statu- 
tów uniwersytetu.  Na  początku  roku  1563  Zamoyski  jeździł  w  tej  spra- 


^)  Przy  tej  sposobności  pozwoliły  sobie  nczjnić  zarzut  naszym  badaczom,  iż  nie 
poznali  sie  bliżej  z  dziełem  Zamoyskiego,  skutkiem  czego  ocenie  jego  należycie  nie 
amieja.  Eoizon  zaznacza,  iż  Zamoyski  nie  zgłębił  mądrości  politycznej  i  cnót  obywa- 
telskich senata  rzymskiego  i  wyraża  żal,  że  Zamoyski,  bawiąc  na  terrytoryum  Wone- 
cyi,  nie  zbadał  urządzeń  tej  sławnej  arystokracyi  i  obioru  dożów.  Znakomity  historyk 
stanowczo  za  wiele  wymaga  od  młodogo  studenta,  gdyż  nawet  mistrz  jego  Sigonio,  głę- 
boki znawca  starożytności,  nie  zdoien  był  chyba  podjąć  się  podobnego  zadania,  (.'óż 
dopiero  mówić  o  wymaganiu,  ażeby  Zamoyski  zbadał  urządzenia  Wenecyi!  Humaniści 
przecie  instytucyami  współczesnemi  mało  się  interesowali  i  XVI  w.  na  porównawcze 
studya  urządzeń  polityczno-społecznych  nie  mógł  się  jeszcze  zdobyć,  bo  to  nastąpiło 
dopiero  w  XIX  wieku. 

*)  Zródłopisma  do  dziejów  Unii.  Część  drnga  str.  154. 

*)  B.  Paprocki,  op.  cit.  261. 


172  WITOLD   NOWODWORSKI. 

wie  do  Wenecyi  i  uzyskał  od  senatu  zatwierdzenie  poprawionej  ustawy 
uniwersyteckiej  ^).  Zasługi  Zamoyskiego  względem  uniwersytetu  były 
tak  znaczne,  że  postanowiono  imię  jego  uwiecznić  przez  stosowny  na- 
pis na  ścianie  sali  uniwersyteckiej.  Napis  ten  tak  opiewa: 

Sariuszowi  Zamoyskiemu,  Stanisława  Starosty  Bełskiego  i  Het- 
mana Nadwornego  Synowi,  obojga  praw  Doktorowi,  Polakowi,  Rekto- 
rowi dobrze  zasłużonemu,  szkoła  prawników  poświęciła  1  Września 
15642). 

Zasługi  Zamoyskiego  ocenił  nie  tylko  uniwersytet,  lecz  nawet 
senat  wenecki;  ten  wydał  mu  7  kwietnia  r.  1565  nader  chlubne  świa- 
dectwo, polecając  go  królowi  Zygmuntowi  Augustowi*).  W  urzędzie 
rektora,  powiada  to  pismo,  tak  doskonale  i  świetnie  się  sprawował,  że 
nie  tylko  serca  całej  młodzieży  dla  kształcenia  umysłu  nauką  do  Pa- 
dwy przybyłej,  ale  i  wszystkich  obywateli  zwłaszcza  zaś  urzędników 
naszych  w  szczególny  sposób  pozyskać  potrafił. 

Polecenie  pochodziło  od  rządu  państwa,  które  odgrywało  podów- 
czas w  stosunkach  międzynarodowych  bardzo  ważną  rolę,  więc  nic 
dziwnego,  że  wraz  z  protekcyą  takich  osób,  jak  Myszkowski,  otwo- 
rzyło Zamoyskiemu  wstęp  do  kancelaryi  królewskiej,  kiedy  powrócił 
do  kraju,  co  nastąpiło  w  r.  1565*). 

Jako  sekretarz  królewski,  Zamoyski  wykonał  pracę  nielada.  Po 
śmierci  podskarbiego  koronnego  Sobka  król  polecił  swemu  młodemu 
sekretarzowi,  który  słynął  z  uczoności,  uporządkować  archiwum  pań- 
stwowe (metrykę  koronną),  co  stanowiło  sprawę  nieodbicie  potrzebną, 
bo  archiwum,  powimo  rewizyi,  dokonanej  przez  Kromera,  znajdowało 
się  w  stanie  wprost  oj^akanym:  w  skarbcu  królewskim  panował  nie- 
ład okropny,  tak  że  i  najważniejszych  dokumentów  trudno  było  od- 
szukać, Zamoyski  nie  uląkł  się  olbrzymiej  pracy,  którą  wykonać  na- 
leżało, lecz  zabrał  się  do  niej  z  wielką  sumiennością  i  gorliwością 
i  dzięki  swej  wytrwałości  doprowadził  archiwum  do  znakomitego  ładu, 
albowiem  i  księgi  i  dokumenty  nie  tylko  w  pewnym  porządku  umie- 
ścił, ale  i  do  rejestrów  wpisał,  nie  tylko  rejestra  sporządził,  ale  i  treść 
dokumentów  oznaczył,  przez  co  —  rzecz   naturalna  —  odszukanie  ich 


^)  Archiwom  do  dziejów  literatary  i  oówiatj  w  Polsce,  t.  YII.  str.  173  i  1564 
I.  3.  Petrus  Glocerias  et  Staaislaus  Penasens  depuŁati  snnt  cum  Zamoscio  Yenetias  in 
causa  statutorum  corrigendorum. 

*)  P.  Popiel,  Jan  Zamojski  w  Padwie  i  Wenecyi  str.  30.  Doktorat  otrzymał 
Zamojski  —  prawie  stanowczo  to  twierdzić  moiemj,  chociai  źródła,  które  mieliśmy 
w  rozporządzeniu,  nic  o  tern  nie  mówią,  —  za  rozprawę  o  senacie  rzymskim. 

»)  Ib.  str.  46. 

*)  Wnosić  tak  możemy  ze  świadectwa,  które  Zamoyskiemu  wydal  senat  wenecki. 


ŁATA   SZKOŁNS   JANA   ZAMOTSKIEOO.  173 

i  zapoznanie  się  z  ninń  stały  się  bez  porównania  łatwiejszemi  ^).  Za 
wykonanie  tej  pracy  Zamoyski  otrzymał  od  króla  nagrodę,  na  którą 
dobrze  zasłużył,  mianowicie  królewszczyznę  zamecbską.. 

Praca  ta  przyniosła  Zamoyskiemu  i  inną  jeszcze  wielką  korzyść, 
bo  dała  'mu  możność  zapoznać  się  doskonale  z  dziejami  ojczystemi, 
która  to  znajomość  wyświadczyła  mu  w  przyszłości  nieraz  znakomitą 
usługę. 

W  tym  okresie  życia  2^moyskiego  nic  jeszcze  nie  zapowiada 
w  nim  zdolnego  polityka,  przynajmniej  źródła,  któremi  mogliśmy  roz- 
porządzać, milczą  o  tem,  obecnie  nie  ujawnia  on  jeszcze  skłonności  do 
działania  na  polu  spraw  politycznych,  lecz  pozostaje  uczonym,  którego 
przedewszystkiem  sprawy  naukowe  interesują.  Jako  polityk,  Zamoyski 
ukaże  się  nam  dopiero  po  śmierci  Zygmunta  Augusta,  podczas  bezkró- 
lewia, 1  j.  w  chwili,  kiedy  każdy  obywatel  Rzpltej  powinien  był  ze 
szczególniej  S2^  uwagą  zająć  się  sprawami  polityki,  tem  bardziej  pod- 
czas owego  bezkrólewia,  kiedy  wielu  obywatelom  wydawało  się,  że 
Rzpltej  z  powodu  wygaśnienia  dynastyi  i  zwłaszcza  z  powodu  rozterek 
wewnętrznych  grozi  niechybna  zguba.  Wtedy  wystąpią  w  Zamoyskim 
na  jaw  znakomite  zdolności  mówcy  i  polityka  i  przytłumią  zdolności 
uczonego,  w  charakterze  Zamoyskiego  dokona  się  przełom  i  Zamoyski 
zjawi  się  przed  nami  w  innej  zupinie  postaci. 


^)  O  tej  pracj  Zamojskiego  Paprocki  (Herbj  rjc.  wyd.  t858  str.  262)  tak  pisie: 
„tak  £e  go  potem  król  pomieoiony  po  imierci  Sobka  podskarbiego  koron,  posłał  do 
odbierania  skarbu,  z  którego  nie  wjjecbiU!,  aż  wszystkie  przywileje  i  pisma  przeczytał 
i  porządnie  s terminował  i  rozłożył,  co  od  4w.  Marcina  do  świątek  czytając  we  dnie 
i  w  nocy  korrygował.  Heidensztein  powiada  (Collectanea  etc.  str.  11),  że  praca  Zamoy- 
skiego trwała  trzy  lata  (per  trienniam).  Badacze  nasi  pracę  tę  Zamoyskiego  przeoczyli: 
np.  T.  Wierzbowski  (Krzysztof  Warszewicki  i  jego  dzieła,  Warszawa  r.  1887  str.  232) 
mówi,  co  następuje:  Przeszło  30  lat  pod  Warszewickim  (w  r.  1551)  Marcin  Kromer 
był  już  ułożył  inwentarz  koronnych  przywilejów  i  dokumentów  z  polecenia  samego  Zy* 
gmanta...  nic  tedy  nie  wie  o  pracy  Zamoyskiego. 


w  SPRAWIE  SANKCYI 

STATUTU  MAZOWIECKIEGO  PIERWSZEGO 

# 

Z  r.  1532. 

Napisał 

Oswald  Balzer. 


I. 

Polityczne  tło  i  zasadnicza  strona  sprawy  kodyfikacyi  prawa  sądowego 

mazowieckiego  w  wieku  XVI. 

Przyłączenie  księstwa  mazowieckiego  (dzielnicy  czersko-warszaw- 
flkiej)  do  Korony  Polskiej,  dokonane  r.  1526,  zrodziło,  zaraz  w  naj- 
bliższym czasie  po  tem  zdarzeniu,  konieczność  wyraźnego  określenia 
stosunków  prawnych,  ziemi  tej  dotyczących.  Chodziło  przytem  o  dwie 
po  kolei  rzeczy:  naprzód  o  ustalenie  wzajemnego  stosunku  pomiędzy 
Mazowszem  a  Koroną,  w  której  skład  nowonabyta  ziemia  weszła, 
a  następnie  o  rozstrzygnięcie  pytania,  jakiem  prawem  w  stosunkach 
swoich  wewnętrznych  sądzić  się  mają  nadal  Mazowszanie:  dawnem 
swojem  prawem  mazowieckiem,  czy  też  nowem  po  części  prawem  ko- 
ronnem.  Pierwsza  z  tych  spraw  wkraczała  w  zakres  stosunków  pra- 
wno-politycznych;  zagadnienie  drugie  obejmowało  całą  sferę  prawa  są- 
dowego. Obie,  z  istoty  rzeczy,  domagały  się  odmiennego  załatwienia. 
Zmienione  obecnie  stanowisko  prawno-polityczne  Mazowsza,  które  z  odręb- 
nego, pod  rządem  osobnych  książąt  zostającego  państewka,  miało  się 
przetworzyć  w  część  składową  większego  organizmu  politycznego,  pod 
berłem  króla,  rozkazującego  całemu  szeregowi  innych  ziem,  domagało 
się  wydania  nowych  postanowień,  któreby  stosunek  kraju  tego  i  jego 
mieszkańców   do  Korony  Polskiej  ustaliły;  stosunek  zaś  ten  musiał  się 


STATCT    MAZOWIECKI   PIERWSZY  175j 

jn^  oprzeć  ;ia  odmiennych  podstawach,  aniżeli  przed  r.  152^.  Inaczej 
przedstawiało  się  pytanie  co  do  prawa  sądowego,  jakie  tu  w  przyszło- 
ści miało  obowiązywać.  KUkuwiekowa  odrębność  polityczna  Mazowsza 
stworzyła  w  ziemi  tej,  bądi  to  przez  praktykę  zwyczajową,  bądź  też 
przez  miejscową,  dość  żywo  rozwiniętą  działalność  nsta^^odawczą  ksią- 
żąt, szereg  |instyti;cyj  i  powideł  w  zakresie  prawa  sądowego,  które, 
liibo  co  do  zasadniczych  podstaw  nie  o  wiele  odbiegały  od  powszecjmego 
prawa  polskiego,  w  szczegółach  przecież  przedstawiały  lici^ne,  bliżej  lub 
dalej  w  porównaniu  z  niem  idące  różnice.  Nie  można  tedy  było  my- 
śleć o  natychmiastowem  usunięciu  dawnego  prawa  mazowieckiego  w  tej 
ziemi,  bez  wywołania  tamże  daleko  sięgjgącego  przewrotu  w  życiu  pra- 
wnem,  społecznem  i  ekonomicznem;  nie  parł  też  do  tej  zmiany  konieczny 
interes  ówczesnego  państwa  polskiego,  które  w  równym  stopniu,  jak  ja- 
kiekolwiek inne  państ^ro  ówczesne,  w  granicach  swoich  znieść  mogło 
bez  uszczerbku   wielką   różnorodność   terytoryalnych    praw   sądowych. 

Bardziej  zawiłą  i  drażliwą,  ale  przez  to  właśnie  tem  pilniejszą 
do  załatw^ienia,  przedstawiała  się  sprawa  pierwsza.  Zaraz  od  pierwszej 
chwili  zarysowało  się  tu  przeciwieństwo  dwu  programów  politycznych. 
Mazowszanie  zmierzali  do  wywalczenia  jaknaj  dalej  idącej  odrębności 
politycznej  wobec  Korony,  a  zarazem  też  do  zapewnienia  sobie  wyjąt- 
kowego stanowiska  w  ponoszeniu  ciężarów  państwowych,  t.  j.  służby 
wojennej  i  świadczeń  podatkowych;  natomiast  król,  jako  też  sejm  walny 
koronny  dążyli  do  tego,  ażeby  przetworzyć  Mazowsze  w  zwykłą  pro- 
wincyą  Polski,  takie  samo  województwo  koronne,  jak  szereg  innych, 
zdawna  tu  należących  ziem,  a  zarazem  też,  ażeby  szlachtę  mazowiecką 
pod  względem  ponoszenia  ciężarów  państwowych  porównać  w  zupeł- 
ności ze  szlachtą  koronną.  Załatwieniu  tej  sprawy  poświęcona  jest 
cała  akcya  polityczna  najbliższych  trzech  lat  (1526 — 1529)  i),  ześrod- 
kowująca  do  tyla  interes  obu  stron,  że,  o  ile  przynajmniej  wnioskować 
można  z  dochowanych  źródeł,  na  poruszenie  pytania  drugiego,  t.  j. 
sprawy  odrębności  prawa  sądowego  mazowieckiego,  ani  czasu  nie  stało, 
ani  też  nie  nadarzyła  się  stosowna  po  temu  sposobność. 

W  istocie  też  widzimy,  iż  przedmiotem  rokowań  i  układów  pomię- 
dzy Mazowszem  a  królem  i  sejmem  koronnym  były  w  owym  czasie  wy- 
łącznie tylko  kwestye  prawno-polityczne.  Jeszcze  w  legacyi  Zygmunta  I  na 
sejm  warszawski  z  r.  1528  zaznaczono  wyraźnie,  iż  Mazowszanie  domagają 
się  na  razie  potwierdzenia  dawnych  swoich  przywilejów  i  wolno- 
ści (privileg%a  et  immunitates),   zatem   tylko   przywilejów    politycznych. 


')  O  szczegółach  por.  Balzer,  Sejm  mazowiecki  pod  rządem  koronnym  1526 — 
1540  r.  w  Księdze  pamiąt.  Uniw.  lwów.  wydanej  z  powoda  jabileasza  Uniw  krak.  str.  5  n. 


176  OSWALD    BALZER. 

dającycli  im  pewne  korzyści  pod  względem  ponoszenia  ciężarów  publi- 
cznych; że  zresztą  tak,  a  nie  inaczej,  ustęp  ten  rozumieć  należy,  wynika 
ponad  wszelką  wątpliwość  z  odpowiedzi  Zygmunta  na  powyższe  żąda- 
nie, zapowiadającej,  że  król  potwierdzi  tylko  takie  przywileje,  które 
prawom  jego  nie  uwłaczają  i  winnemu  od  Mazowszan  obowiązkowi 
służby  wobec  niego  i  obrony  pospolitej  królestwa  się  nie  sprzeciwiają  ^). 
Nawet  takie  wzmianki  w  źródłach  z  lat  1526 — 1529,  z  których  pozor- 
nie zdawałoby  się  wynikać,  że  już  w  tym  czasie  sprawa  zapewnienia 
odrębności  prawu  sądowemu  mazowieckiemu  wyraźnie  została  poru- 
szoną i  na  porządek  dzienny  obrad  publicznych  wytoczoną,  po  bliż- 
szem  wglądnięciu  w  treść  ich  trzeba  będzie  pozostawić  na  uboczu.  Tak 
w  dokumencie  z  r.  1526,  wydanym  zaraz  po  zajęciu  Mazowsza,  stwier- 
dza król,  jako  Mazowszanie  prosili  go,  aby  im  zatwierdził  ich  przywi- 
leje, prawa  i  wolności  (eorum  primlegia^  tura  et  libertates)^  przez  da- 
wniejszych książąt  nadane,  i  przy  tychże  prawach,  przywilejach 
i  wolnościach  (in  eisdem  iurtbus^  privilegiis  et  Uhertatihus)  na  przyszłość 
ich  utrzymał.  Istotne  znaczenie  powtórzonego  tu  dwukrotnie  zwrotu 
o  dawniejszych  prawach  mazowieckich,  który,  ogólnie  biorąc,  możnaby 
także  odnieść  od  prawa  sądowego,  wyjaśnia  dalszy  ciąg  dokumentu, 
w  którym  król,  zgadzając  się  w  zasadzie  na  takie  żądanie,  przyrzeka 
na  przyssdym  sejmie  walnym  potwierdzić  Mazowszanom  rzeczone  prawa^ 
przywileje  i  wolności,  ale  tylko  w  tym  razie,  kiedy  je  uzna  za  słuszne 
i  odpowiednie,  jak  niemniej,  jeśli  się  przekona,  iż  zostały  prawnie  przez 
dawniejszych,  prawnie  panujących  książąt  udzielone  ^).  Z  całego  sze- 
regu zastrzeżeń  tych  wynika,  że  chodzi  tu  o  wolności  polityczne  Ma- 
zowsza, i  że  zatwierdzenie  uzyskają  tylko  te  z  nich,  kt<Sre  postawio- 
nemu przez  króla  programowi  zupełnego  zjednoczenia  tej  ziemi  z  Ko- 
roną sprzeciwiać  się  nie  będą.  Podobnież  rozumieć  należy  żądanie 
Mazowszan,  przedstawione  na  sejmie  krakowskim  z  r.  1527,  ażeby  król 
zatwierdził  i  utrzymał  ich  prawa,  przywileje,  zwyczaje  i  wolności 
(iura,  privilegia,  cansuetudinesy  lihertates),  jakich  używali  od  szeregu  wie- 
ków pod  rządem  książąt.  Że  i  tutaj  „prawa  i  zwyczaje"  odnoszą  się 
tylko  do  zakresu  stosunków  prawno-politycznych,  a  przedewszystkiem 
do  sprawy  obrony  ziemskiej,  dowodzi  ponad  wszelką  wątpliwość  odpo- 
wiedź królewska  na  powyższe  żądanie:  Zygmunt  nie  ma  w  tej  mierze 


*)  Qaa6  iuribus  Maiestatifl  snae  non  officerent  et  qQae  debito  ipsorum  territio 
erga  Maiestatem  snam  et  commanem  defensionem  Regni  non  contrarenirent.  Acta 
Tomic.  X.  nr.  31. 

*)  Eoram  iara  et  privilegia  iasta  et  honesta  legitimeąae  emanata  ac  libertatef 
etiam  iaste  et  legitime  concessas  a  principibas  Mafioviae  legitime  imperantibus.  Ibid. 
Vm.  nr.  U2, 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  177 

nic  inn^o  do  podniesienia,  jak  tylko  to,  że  pomiędzy  złoźonemi  mn 
przywilejami  dawniejszych  książąt  znalazł  dokument  księcia  Bolesława, 
stwierdzający,  iż  szlachta  mazowiecka  winna  jest  służbę  wojenną  swemu 
księciu  (zatem  obecnie  królowi  polskiemu);  że  jednak  sporną  była  rze- 
czą, w  jaki  sposób  służbę  tę  spełniać  należy,  przeto  odkłada  rzecz  całą 
na  czas  późniejszy  ^). 

Dopiero,  kiedy  układ  komisarzów  królewskich,  zawarty  z  Ma- 
zowszanami  na  walnym  sejmie  w  Warszawie,  dnia  11  lutego  1529  r., 
jako  też  wydany  na  tej  podstawie  przywilej  piotrkowski  Zygmunta  I 
z  27  grudnia  t.  r.,  rozstrzygnęły  zasadniczo  stosunek  prawno-polityczny 
Mazowsza  do  Polski,  wcielając  je  w  skład  Korony  jako  zwykłe  jej 
województwo,  a  zarazem  porównywając  szlachtę  mazowiecką  z  koronną 
pod  względem  ponoszenia  ciężarów  państwowych  *),  przyszła  kolej  na 
sprawę  drugą,  t.  j.  na  urządzenie  stosunków  prawa  sądowego.  Jak 
gdyby  dla  zaświadczenia  na  zewnątrz,  że  oba  przywileje  z  r.  1529  sta- 
nowią punkt  zwrotny  w  tej  sprawie,  spotykamy  tu  pierwsze  w  tym 
przedmiocie  postanowienia,  tak  jednak  wyraźne,  stanowcze  i  zasadnicze, 
że  sprawa  cała  została  w  nich  od  razu  przesądzoną  i  załatwioną.  Orze- 
czono mianowicie,  że  wszystkie  ustawy  ziemskie  księstwa,  zwyczaje 
i  artykuły,  stosowane  w  sądach  ziemskich  i  grodzkich,  mają  być  utrzy- 
mane według  dawnej  modły,  i  to  tak,  że  im  nie  będą  uwłaczały  od- 
mienne zwyczaje  koronne;  jak  niemniej,  że  sprawy  sądowe  z  Mazowsza, 
przez  apelacyą  do  trybunału  królewskiego  lub  sejmowego  przypadłe, 
nie  mają  tam  być  sądzone  inaczej,  jak  tylko  zwyczajem  i  prawem 
mazowieckiem,  zdawna  w  księstwie  stosowanem  ^.  Utratę  odrębności 
politycznej  wynagrodzono  tedy  Mazowszanom  utrzymaniem  odrębności 
prawa,  w  sądach  zachowywanego. 

Zwrócono  już  przedtem  uwagę  na  to,  że  z  chwilą  wydania  powyż- 
szych postanowień  zrodziła  się  potrzeba  rychłego  podjęcia  pracy  około 
skodyfikowania  prawa  sądowego  mazowieckiego.  Przemawiał  za  tem  prze- 
de wszy  stkiem  wzgląd  zasadniczy,  ażeby  miejscowe  prawo,  przez  utrwa- 


>)  Acta  Tomic.  IX.  nr.  80. 

*)  Por.  Balzer,  Sejm  maiowiecki    pod  rządem    koronnym    1526 — 1540,  sŁr.  6. 

*)  Art.  3.  przywileju  piotrkowskieg'0  z  r.  1529:  Omnia  stacata  terrestria  eias- 
dem  dacatas,  consuetudines  et  articulos  quoad  indicia  terrestria  et  castrensia...  conser- 
yamns  et  confirmamas  inzta  antiąuam  eiasdem  dacatna  consnetudinem,  quibas  non  de- 
bent  derogare  norae  consnetndinefl  Begni  perpetno.  Art.  4:  Cansae...  ducatns  MazoYiae 
ad  nostram  Maiestatem  et  conyentum  Regni...  derolntae  iudicari  non  debent  alio  iure 
et  modo,  solum  consuetndinibns  et  iare  ipsius  dncatns,  ąnibas  omnes  subditi  in  eodem 
dncatn  ab  antiqao  gandent  et  indicantar,  appellationesąne  bulnsmodi  fieri  et  serrari 
debent  inxta  reterem  consaetadinem,  in  terris Mazoviae  semper  serrari  solitam.  Bandtkie, 
las  Pol.  466. 

Rospntwy  WydJc.  hUt.-fiIoK.  T.  XL.  12 


178  OSWALD   BAŁZBB. 

lenie  jego  zasad  na  pińmie,  uchronić  od  przewidywanego  wpływa  prawa 
koronnego,  jaki  obecnie  na  Mazowsza  byłby  się  był  mnsiał  objawić 
i  na  niespisane  prawo  przetwarzająco  oddziaływać.  Nie  bez  znaczenia 
był  też  wzgląd  praktyczny,  a^by  sądom  najwyższym,  jakie  odtąd 
w  sprawach  mazowieckich  orzekać  miały,  sprawowanym  poza  grani- 
cami Mazowsza,  i  w  przeważnej  części  z  sędziów  niemazowieckich  zło- 
żonym, podać  wskazówkę,  w  jaki  sposób  rozstrzygać  należy  sprawy 
tamtejsze.  Przyłączyła  się  nadto  potrzeba  wprowadzenia  niektórych 
zmian,  ze  względa  na  zmienione  stanowisko  prawno-polityczne  Mazowsza, 
o  ile  okoliczność  ta  oddziałać  też  musiała  na  urządzenia  prawa  sądowego. 
Wreszcie  nasuwała  się  też  myśl  przeprowadssenia  przy  tej  sposobności 
innych  jeszcze  reform,  ze  względu  na  niektóre,  dawniejszym  zwycza- 
jem wytworzone  zasady,  które  się  przestarzały  i  zmienionym  potizebom 
samego  społeczeństwa  miejscowego  już  nie  odpowiadały.  Zamierzona 
kodyfikacya  prawa  mazowieckiego  miała  tedy  głównie  i  przedewszyst- 
kiem  stwierdzić  i  utrwalić  to,  co  wytworzyła  przeszłość;  obok  tego 
jednak,  lubo  w  nieznacznej  i  podrzędnej  mierze,  miała  ona  przynieść 
zarazem  pewną  reformę  urządzeń  dawniejszych. 

Tak  więc  przywileje:  warszawski  i  piotrkowski  z  r.  1529  sta- 
nowią formalną  podstawę  wszystkich,  jakie  później  przedsięwzięto,  ko- 
dyfikacyj  prawa  mazowieckiego;  istotną  i  właściwą  ich  przyczyną  stała 
się  odczuta  w  społeczeństwie  tamtej  szem,  z  utratą  samoistności  polity- 
cznej Mazowsza,  potrzeba  warowania  odrębności  prawa  sądowego  ma- 
zowieckiego. Stąd  tłómaczy  się,  dlaczego  za  rządów  książąt  do  takie] 
kodyfikacyi  na  szersze  rozmiary  nie  przyszło;  jak  niemniej,  dla  czego 
już  nawet  po  wygaśnięciu  Piastów,  w  okresie  przejściowym  1626 — 1529  r., 
kiedy  sprawa  odrębności  Mazowsza  w  stosunku  do  Korony  była 
jeszcze  w  zawieszeniu,  sprawy  kodyfikacyi  tej  nie  tylko  nie  podjęto, 
ale  nawet  i  nie  poruszono.  Nie  jest  też  wykluczonem  przypuszczenie, 
że  sprawa  ta  mogła  była  wziąć  obrót  zgoła  inny,  gdyby  było  przyszło 
do  odmiennego  urządzenia  stosunku  prawno-politycznego  Mazowsza  do 
Polski,  i  że,  gdyby  w  jakiejś  formie,  n.  p.  pod  rządem  królewica,  było 
się  udało  utrzymać  nadal  odrębność  tej  ziemi,  Mazowsze,  jak  przedtem 
-za  panowania  książąt,  tak  też  i  teraz  nie  byłoby  w  ogóle  doczekało 
się  osobnych,  większych  kodeksów  prawa  sądowego,  jakie  tu  powstały 
w  ciągu  wieku  XVI. 

Wiadomo,  że  kodeksów  takich  jest  trzy:  dwa  pierwsze  pochodzą 
z  najbliższego  dziesięciolecia  po  ostatecznem  wcieleniu  Mazowsza  do 
Korony  r.  1529,  trzeci  zamyka  niemal  całkiem  dokładnie  pierwsze 
pięćdziesięciolecie,  licząc  od  tejże  daty.  Zabiegi  około  skodyfikowania 
prawa  mazowieckiego   były  zatem  i   usilne  i  wielokrotne;    zdawałoby 


STATUT   MACOWISCKI    PIERWSZY  179 

«ę,  że  nawet  za  caęste,  jak  na  okres  csasu  stosunkowo  tak  krótki. 
Zjawisko  tłómaesy  nam  odmienaość  dąskeń,  pod  których  hasłem  doko- 
nywano każdej  z  tych  trzech  kodyfikacyj. 

Dla  wyjaśnienia  pnEebiega  sprawy  w  głównych  jej  fazach,  przy- 
p(»nnieć  maszQ  ogólnikowo  szereg  faktów,  przeważnie  już  znanych. 
W  niespełna  półtora  roku  po  wydaniu  przywileju  piotrkowskiego, 
gromadzi  si^  dnia  5  marca  1531  r.,  sejm  mazowiecki  w  Warsza- 
wie, pod  przewodnictwem  ówczesnego  wojewody  mazowieckiego'  i  wi- 
cesgerenta  królewskiego,  Wawrzyńca  Prażmowskiego,  i  po  piętnasto- 
dniowyeh  obradach  (do  19  marca  t.  r.)  uchwala  projekt  kodeksu  praw 
mazowieckich,  obejmujący  w  kształcie,  w  jakim  się  do  naszych  cza- 
sów dochował,  248  artykułów  ^).  Projekt  przedłożono  królowi  do  sankcyi 
na  sejmie  walnym  krakowskim  z  r.  1531/2  ').  Hasłem,  pod  którem 
dokonała  się  niniejsza  praca  kodyfikacyjna,  było  warowanie  odrębności 
prawa  sądowego  mazowieckiego  wobec  prawa  koronnego,  a  zarazem, 
w  myśl  postanowień  przywileju  piotrkowskiego,  utrzymanie  dawniej- 
szych jego  właściwości,  zasad  i  urządzeń,  jak  je  tu  był  wytworzył 
-starodawny  zwyczaj  i  ustawodawstwo  miejscowych  książąt  średnio- 
wieczne. Reform  jest  stosunkowo  niewiele  i  bez  zasadniczego  zna- 
czenia. 

Zaraz  w  najbliższych  latach  potem,  na  kilku  sejmach  mazo- 
wieckich, z  pośród  których  w  nauce  uwzględniano  dotąd  sejm,  zgro- 
madzony w  Warszawie  dnia  12  października  1536  r.,  pod  przewodni- 
ctwem nowego  wojewody  i  wicesgerenta,  Piotra  Goryńskiego,  podjęto 
nową  próbę  skodyfikowania  prawa  mazowieckiego.  Za  podstawę,  za- 
równo co  do  porządku  i  następstwa  artykułów,  jako  też  brzmienia 
i  treści  poszczególnych  postanowień,  służy  jej  statut  poprzedni,  tak,  że 
nowa  ta  praca,  zarówno  co  do  układu  jako  też  i  tekstu,  przedstawia 
się  w  znacznej  części  jako  powtórzenie  i  dość  wierne  odbicie  tamtej. 
Są  jednak  także  różnice.     Statut  nowy  zawiera  259  artykułów  ^),  jest 

^)  Nie  liczi}c  ozc&ci  dodatkowych,  jako  to:  zbioru  25  statutów  masowieckicb 
średniowiecznych,  przywileju    piotrkowskiego  z   r.    1529   i  dekretu   króla  Zygmunta 

0  męiobójcach  a  r.  1532. 

*)  W  ostatnich  czasach  zajmowali  się  genezi)  i  historyą  tego  statutu:  Dunin, 
Dawne  miizowieekie  prawo  (1880)  16 — HO  i  dr.  W  i  n  i  a  r  z,  który  przedmiotowi  temu 
oMbni|  poświęci!  rozprawę:  O  zwodzie  zwyczajów  prawnych  mazowieckich,  okładu 
Wawrzyńca  z  Praimowa  (Rozpr.  Akad.  Umiej.  XXXII.  91—169  i  osób.  odb.  1895). 

')  Nie  licząc  tu  części  dodatkowych,  jakiemi  są:  zatwierdzający  dekret  Zygmunta 

1  z  r.  154:0,  trzy  dekrety  tegoż  króla  z  r.  1532,  o  dziedziczeniu  kobiet,  o  zakładach 
sadowych,  i  o  graniczeniu  dóbr  królewskich,  25  statutów  książąt  mazowieckich  z  wie- 
ków średnich,  przywilej  piotrkowski  z  r.   1529  i    dodana  później    ustawa   piotrkowska 

•dla  Mazowsza  z  r.  1538. 

12* 


180  OSWALD   BALZER. 

zatem  o  11  artykułów  bogatszy  od  poprzedniego,  co  wynikło  stąd,  że 
ze  Statutu  pierwszego  opuszczono  zupełnie  8  artykułów,  dwa  ściągnięto 
z  innemi  w  jeden,  a  wreszcie  dodano  tu  artykułów  nowych  21.  Po- 
nadto 77  artykułów  Statutu  pierwszego  przedostało  się  do  drugiego 
w  kształcie  nie  tylko  stylistycznie,  ale  i  co  do  treści  mniej  lub  więcej 
zmienionym.  Hasłem,  pod  którem  dokonywano  niniejszej  kodyfikacyi, 
było  zatem  wprawdzie  także,  jak  poprzednio,  warowanie  odrębności 
prawa  mazowieckiego  wobec  koronnego,  ale  zarazem  też  myśl  prze- 
prowadzenia na  wewnątrz  pewnych,  dalej  sięgających  reform  prawnych^ 
które  miały  usunąć  szereg  zasad,  wytworzonych  w  czasach  dawniej- 
szych, a  przez  to  odpowiedzieć  w  części  zmienionym  stosunkom  życia^ 
w  części  zaś  nowym  dążeniom  spc^eczeństwa  szlacheckiego  na  Mazo- 
wszu. Statut  ten  uzyskał  ostatecznie  sankcyą  królewską  dnia  17  sty- 
cznia 1540  r. 

W  zgoła  odmiennych  warunkach  podjęto  trzec^.  z  rzędu  kodyfi- 
kacyą  prawa  mazowieckiego.  Wystarczyło  pół  wieku  przynależności 
politycznej  Mazowsza  do  Polski,  ażeby  prąd  asymilacyjny,  idący  z  Ko- 
rony, podkopać  zdołał  do  gruntu  zasadę  odrębności  prawa  sądowego 
mazowieckiego.  Upodabniają  się  stopniowo,  jedno  po  drugiem,  urzą- 
dzenia mazowieckie  na  wzór  koronnych,  i  to  w  praktyce  zapewne  na 
rozmiary  o  wiele  szersze,  aniżeli  o  tem  sądzić  możemy  z  zachowanych 
pomników  ustawodawczych.  Ale  i  te  pomniki  rzucają  dość  jaskrawe 
światło  na  zasadniczy  kierunek  rozwoju  całej  sprawy.  Już  na  sejmie 
z  r.  1543  przyjmują  Mazowszanie  cały  szereg  postanowień,  zawartych 
w  wydanej  równocześnie  konstytucyi  koronnej,  pośród  nich  także  kilka 
przepisów,  wchodzących  w  zakres  prawa  sądowego  ^).  Sejm  lubelski 
z  r.  1569  zarządza,  iż  w  sprawach  o  rozgraniczenie  dóbr  na  Mazowszu 
dawani  być  mają  komisarze  według  prawa  koronnego,  a  zarazem  znosi 
odrębny  środek  prawny  w  procesie,  jaki  znało  dawniejsze  prawo  ma- 
zowieckie, t-  z.  postępowanie  per  litteras  infoimatorias  *).  Dalej  sięga- 
jące  znaczenie  miała  reforma,  przeprowadzona  jeszcze  przedtem,  na 
sejmie  z  r.  1565,  zarządzająca  skrócenie  przewodu  prawnego  mazowie- 
ckiego, przyjęta  wówczas  przez  większość  ziem  mazowieckich  ^\  a  w  r. 
1567  przez  dwie  pozostałe,  warszawską  i  czerską,  które  jej  zrazu  były 
się  jeszcze  oparły  *).  Mimo  odrębne  kodyfikacye  prawa  mazowieckiego, 
dokonane  świeżo  za   Zygmunta  I,  sprawa   przyjęcia   prawa   koronnego 


*)  Maciejowski,  Hist.  praw.  słów.  VI.  292. 

')  y o  1.  leg.  II.  790.  792.     O  znaczeniu  postępowania  per   litteras  informato- 
rias  por.  Balzer,  Geneza  trybunału  koronnego  86 — 87. 
«)  V  o  1.  1  e  g.  II.  695. 
*)  I  b  i  d.  n.  731. 


STATUT    MAZOWIECKI   PIKRWSZY  181 

W  tej  ziemi  wisiała  niejako  w  powietrzu,  po  części  już  pod  koniec  jego 
rządów  a  bardziej  jeszcze  za  panowania  jego  syna.  Już  w  Statucie 
z  r.  1540  zastrzeżono  Mazowszanom  wyraźnie  możność  przyjęcia  prawa 
koronnego  ^);  toż  samo  przewiduje  konstytucya  z  r.  1565  2);  skądinąd 
dowiadujemy  się,  że  za  Zygmunta  Augusta  nie  tylko  w  tym  roku,  ale 
kilkakrotnie  na  innych  sejmach  poruszano  tę  sprawę  ^).  Wreszcie  na 
sejmie  koronacyjnym  Stefana  Batorego  w  Krakowie  r.  1576  przyjęło 
Mazowsze  prawo  polskie,  zastrzegając  sobie  tylko  utrzymanie  niektó- 
rych dawnych  swoich  zwyczajów,  równocześnie  na  piśmie  podanych  *). 
Kiedy  ani  na  tym  sejmie,  ani  na  najbliższym  toruńskim  z  r.  1576,  nńmo 
nalegania  sejmiku  głównego  (generalnego)  mazowieckiego  s).  do  formal- 
nej sankcyi  zwyczajów  tych  nie  przyszło,  ponowił  tenże  sam  sejmik 
główny  mazowiecki,  już  po  ukończeniu  sejmu  toruńskiego,  żądanie  swoje 
w  legacyi,  wysłanej  do  Stefana  15  maja  1577  roku  *),  poczem 
wreszcie  zwyczaje  otrzymały  zatwierdzenie  królewskie  w  Malborgu 
dnia  10  czerwca  t.  r.  '').  Szczupły  to  już  co  do  objętości  kodeks 
prawny,  z  46  artykułów  złożony,  a  i  z  tych  nie  wszystkie  zdają 
się  byó  mazowieckiego  pochodzenia;  obliczono,  że  tylko  30  z  nich  od- 
nieść się  da  do  przepisów,  zawartych  w  poprzednim  Statucie  mazo- 
wieckim z  r.  1540;  inne,  jeżeli  nie  wszystkie,  to  w  każdym  razie  część 
ich,  zawiera  zasady  prawa  koronnego  zwyczajowego,  których  stwier- 
dzenia domagali  się  Mazowszanie  tylko  dla  tego,  że  ich  nie  podały  wy- 
raźnie statuty  koronne  ^).  Reforma,  przeprowadzona  w  latach  1576/7 
dokonała  się  zatem  pod  innem  zupełnie  hasłem,  aniżeli  obie  dawniejsze; 
w  przeciwieństwie  do  tego,  co  stanowiło  główne  zadanie  zabiegów  kody- 
fikacyjnych za  Zygmunta  I:  utrzymanie  i  zachowanie  odrębności  prawa 


*)  Si  aliqaando  iariboB  et  consaetadinibus  se  coaeqaare  Kegni  nostri  subditis  yo- 
luerint,  quod  in  eonim  arbitrio  est  positom,  tum  eoram  ratio  aeqaaliB  cam  aliis  est 
fatara.  Yol.  leg.  I.  563. 

*)  Acz  to  (odmiana  zwycsajów  i  statutów  mazowieckich)  będzie  za  czasem  być 
mogło  za  ich  (Mazowszan)  społecznem  zezwoleniem.  Ibid.  II.  695. 

»)  Ibid.  U.  927. 

*)  Ibid.  II.  927—928. 

^)  Pawiński,  Począt.  panów.  Stef.  Batorego  nr.  32. 

^  Ibid.  nr.  87. 

»)  V  o  1.  I  e  g.  II.  931—950. 

^  W  konstjtucyi  krakowskiej  z  r.  1576,  która  w  niniejszym  nstępie  przeszła 
dosłownie  do  formolki  wstępnej  w  zatwierdzeniu  Zwyczaj óni  z  r.  1577,  wyraźnie  szcze- 
gół ten  podniesiono:  Tego  tylko  osobliwie  dokładając,  ii  tei  mają  swoje  osobliwe  nie- 
które zwyczaje...  drugie  też,  acz  tymże  kształtem  w  Polszczę  bywają  obserwowane, 
jedno,  że  ich  erpresse  w  polskim  statucie  nie  masz  opisanych,  tedy  te  sobie  tak 
•w  mocy  zachowują.  Ibid.  II.  927.  931. 


183  OSWALD   BALSBR. 

sądowego,  dokonano  teras  recepeyi  prawa  koronnego,  tak  gruntownej 
i  WBseclistronnej,  że  2  dawnego  prawa  mazowieekięgo  pozostały  jvA 
tylko  S2C2U||tki  w  pewnej  ilości  odrębnyeh  sasad  i  przepisów  prawnyeh, 
których  ntrzymania  domagały  się  jeszcze  stosnnki  miejscofwe.  Czy  i  o  ile 
dalszy  rozwój  życia  prawnego  na  Mazowszu  przez  powolną  praktykę 
zdołał  nsnnąd  takie  i  te  odrębności,  na  to  otrzymamy  może  z  czasem 
odpowiedź  po  zbadaniu  zabytków  sądownictwa  mazowieckiego  z  cza- 
sów późniejszych. 

Dla  oznaczenia  wszystkich  trzech  omówionych  co  dopiero  kody- 
fikaeyj  używamy  w  dzisiejszej  naszej  nauce  pewnych  utartych  nomen- 
klatur. Pierwszą  z  nich  nazywamy  Zwodem  (zwyczajów  prawnych 
mazowieckich)  albo  Statutem  Prażmowskiego,  drugą  Zwodem 
albo  Statutem  Goryńskiego,  trzecią  Eksceptami  mazowie- 
ckiem i.  Z  tych  tylko  ostatnia  nazwa  jest  współczesną;  znajduje  się 
ona  już  w  uchwale  sejmiku  głównego  mazowieckiego  z  r.  1576  %  tak 
też  mieni  je  potwierdzający  dekret  królewski  z  r.  1577  ^);  ma  ona 
pcoiadto  tę  zaletę,  iż  rzeczowo  jest  zupełnie  usprawiedliwioną.  Inaczej 
ma  się  rzecz  z  dwiema  pierwszemi  nomenklaturami:  są  to  określenia 
konwencyonalne,  źródłowo  nieuzasadnione,  a  prócz  tego  rzeczowo  błędne. 
Okoliczność,  że  obie  pierwsze  kodyfikacye  oparły  się  w  przeważnej 
części  na  zwyczajach  poprzednio  wytworzonych,  nie  usprawiedliwia 
jeszcze  użycia  nazwy  Zwodu  zwyczajów  prawnych;  na  takich  zwycza- 
jach opierały  się  bowiem  częstokroć  i  inne  współczesne  kodyfikacye, 
i  opierać  się  też  zazwyczaj  na  nich  musiały.  To,  co  w  obu  kodyfika- 
cyach  było  reformą,  nowością,  w  czem  zatem  zwyczaj  dawniejszy  zo- 
stał  zniesiony,  zmieniony  lub  uzupełniony  —  a  wiemy,  że  takie  reformy 
na  mniejsze  lub  szersze  rozmiary  zostały  tu  przeprowadzone  —  znaj- 
duje w  owej  nazwie,  wbrew  rzeczywistemu  stanowi  rzeczy,  zupełne 
zaprzeczenie.  Bądź  co  bądź  oba  kodeksy,  skoro  za  współdziałaniem 
powołanych  do  tego  czynników  ustawodawczych  nabyły  jako  takie, 
mocy  obowiązującej,  stały  się  prawem  statutowem,  czyli  inaczej:  Sta- 
tutami, bez  względu  na  to,  w  jakiej  mierze  i  zakresie  wsiąknęły 
w  nie  elementy  dawnego  prawa  zwyczajowego;  mianem  statutów  trafnie 
je  też  wyróżnić  możemy  od  rzeczywistych  zwodów  prawa  zwyczajo- 
wego, układanych  przez  osoby  prywatne,  niezatwierdzonych  przez  wła- 
dzę prawodawczą,  z  jakimi  dość  często  spotkać  się  można  w  ówczesnej 
Polsce,  nie  wyjmując   samego   Mazowsza  ^).     Nie   ma  też   racyi   zwać 

*)  Aby  rękojemstwo  kmieci  w  tj  ezceptj  kładzione  nie    było.    Pawińnki, 
Pocz.  panów.  Stef.  Batorego  nr.  32. 

•)  Które  to  eicepcje  i  t.  d.  Vol.  leg.  II.  932. 

^  Użycie  nazwy:  Zwód  zwyczajów  prawnych,  dałoby  sie  usprawiedliwić  conaj- 


STATUT   MAZOWnCSKI   PIERWSZY  183 

ich  Statutem  Frażmowskiego  lab  Goryńskiego.  Przypadkowa  okoli- 
cznośóy  ie  sejm  mazowiecki  z  r.  IbSl^  który  ułożył  projekt  kodeksu 
pierwszego,  odbył  się  pod  przewodnictwem  Frażmowskiego,  a  sejm  ma- 
zowiecki z  r.  1536,  któremu  zawdzięczamy  jeden  z  projektów  kodeksu 
drugiego,  obradował  pod  przewodnictwem  Goryńskiego,  nie  przesądza 
pytania  tego  bynajmniej;  nie  przesądza  go  także,  w  stosunku  do 
drugiego  z  tych  statutów,  napis  tytułowy,  zamieszczony  w  wydaniu 
Wietorowem:  Statuta  dueatus  Mazoviae...  collecta  et  in  unum  volumen  cam- 
portata  opera  atque  diligenłia  Magnifici  Domini  Fetri  Gorinski  i  t.  d. 
Sam  Gh)ryński,  podając  rzecz  do  druku,  mógł  z  łatwo  zrozumia- 
łych powodów  skorzystać  ze  sposobności,  aby  w  ten  sposób  związać 
swoje  nazwisko  z  doniosłą  pracą  kodyfikacyjną,  do  czego  miał  zresztą 
formalną  —  ale  tylko  formalną  —  podstawę,  jako  przewodniczący  sejmu 
z  r.  1536;  wydawcy  zań,  jak  wszystkim  innym  wydawcom  z  owych 
czasów,  podanie  nazwiska  dostojnej  osoby  na  czele  publikacyi,  mogło 
iść  tylko  na  rękę.  Gdyby  się  naprawdę  wykazać  dało.  iż  autorem 
kodyfikacyi  pierwszej  jest  Prażmowski,  a  drugiej  Goryóski,  w  całości, 
czy  chociażby  w  przeważnej  części,  nazwy  owe  możnaby  przyjąć  jako 
usprawiedliwione.  W  rzeczywistości  jednak  dowodów  takich  nie  po- 
siadamy wcale.  Co  większa,  jakkolwiek  co  do  Prażmowskiego  nie  jest  wy- 
kluczonem  przypuszczenie  pewnego,  dalej  idącego  wpływu,  na  same 
treść  pierwszego  Statutu,  to  jednak,  jak  okażemy  niżej,  sama  ostateczna 
jego  redakcya  spoczywała  w  ręku  innej  osoby;  co  się  zaś  tyczy  dru- 
giego Statutu,  a  mianowicie  tych  jego  ustępów,  którymi  się  różnił  od 
poprzedniego,  jest  rzeczą  bardzo  prawdopodobną,  iż  udział  Goryńskiego 
w  jego  złożeniu  był  najmniejszym,  i  że  wielu,  może  przeważnej  części 
zmian,  z  jakiemi  się  tu  spotykamy,  dokonano  jeszcze  przed  rokiem 
1536.  Kwestya  autorstwa  obu  Statutów,  sprowadzona  do  właściwej 
miary,  musi  tedy  w  zasadzie  pozostać  nierozstrzygnięta;  lub  też,  jeśli 
się  ją  ma  rozstrzygnąć  zewnętrznie,  trzeba  bc^dzie  autorstwo  przyznać 
pełnym  sejmom  mazowieckim,  które  projekty  obu  Statutów  składały; 
na  wszelki  przypadek  łączenie  nazwisk  obu  wicesgerentów  z  tytułami 
Statutów  nie  ma  istotnej  podstawy  i  powoduje  niepotrzebne  zamieszanie 
pojęć.  Wobec  czego  okazuje  się  potrzeba  wyszukania  innej  nazwy, 
któraby  miała  uzasadnienie  w  przestrzeganej  współcześnie  terminologii, 
a  odpowiadała  dokładnie  charakterowi  i  treści  obu  zabytków. 

Nazwy  współczesne  zabytków  tych   dochowały  się  w   kilku   źró- 
dłach z  XVI  wieku;  znaczenie  i  powaga  ich  są  tern  większe,  że  w  prze- 

więcej  w  sŁosanka  do  kodytikacyi    pierwszej,   o   ile   się   wyznaje    tcorja,   iż  nie    obj- 
skala  ona  sankcji  królewskiej. 


184  OSWALD    BALZER. 

ważnej  części  są  to  akta  urzędowe.  Nazwę  Statutu  z  r.  1531  podaje 
tytuł  do  spisu  artykułów  w  nim  zawartych,  umieszczony  na  czele  rę- 
kopisu Metryki  koronnej:  Repertorium  in  Stałuta  ducatus  Mazoviae^  jako 
też  dopisek,  znajdujący  się  na  końcu  tegoż,  jako  też  wilanowskiego 
rękopisu:  Finis  Słatułorum  ducatus  Mazoviae^)\  tęż  samą  nazwę  dla 
Statutu  z  r.  1540  zawiera  przytoczona  powyżej  karta  tytułowa  wydania 
Wietorowego,  Na  czele  zaś  samego  tekstu  tegoż  wydania,  nad  potwier- 
dzającym dekretem  królewskim  z  r.  1540,  zamieszczono  napis:  Proemium 
Constitutionum  Mazovien8ium  2).  Konstytucya  sejmowa  z  r.  1564  mieni 
tęż  same  (drugą)  kodyfikacyą  Statutem  mazowieckim*^),  a  dekret 
królewski  z  r.  1577,  zatwierdzający  Ekscepta  mazowieckie,  nadaje  jej 
miano  Starego  Statutu  *),  wobec  którego  zatem  Ekscepta  same 
przedstawiają  się  jako  Statut  nowy.  Nawet  jeszcze  pisarze  XVin  w., 
powołując  się  na  tę,  nieobowiązującą  już  podówczas  kodyfikacyą  pra- 
wną, jako  źródło  historyczne,  nazywają  ją:  Statutem  mazowie- 
ckim ^).  Stąd  nasuwa  się  wniosek,  iż  wszystkie  trzy  kodyfikacye 
najwłaściwiej  nazwać  Statutami  mazowieckimi,  odróżniając  je  wzaje- 
mnie od  siebie  liczbami  porządkowemi.  T.  z.  Statut  Prażmowskiego 
otrzymałby  tedy  nazwę  Statutu  mazowieckiego  pierwszego; 
Statut  z  r.  1540  (GoryńskiegoJ  nazwę  Statutu  mazowieckiego 
drugiego;  dla  Eksceptów  moźnaby  zatrzymać  bądź  to  dawniejszą  ich 
nazwę,  bądź  też  określić  je  jako  Statut  mazowiecki  trzeci. 
Skrupuły,  jakie  mogłaby  zrodzić  powyższa  nomenklatura,  a  zwłaszcza 
przeprowadzone  w  niej  liczbowanie,  ze  względu  na  to,  że  z  dawniej- 
szych jeszcze  czasów  znamy  kilkadziesiąt  innych  statutów  mazowie- 
ckich, jak  niemniej,  że  w  czasie  między  r.  1531  a  1577  wychodziły 
na  sejmach  walnych  osobne  konstytucye  mazowieckie  (n.  p.  1538, 
1543  r.),  powyższem  liczbowaniem  nieobjęte,  usuwa  spostrzeżenie,  że 
do  wyrażenia  Statut  przywiązaną  tu  jest  pewna  szczególna  myśl, 
a  mianowicie  znaczenie  przeprowadzonej  na  szerokie  rozmiary,  i  jak  na 
stosunki  ówczesne  dość  wyczerpującej  kodyfikacyi  prawa  sądowego, 
jaką  nie  są  ani  dawniejsze  statuty  książąt  mazowieckich,  ani  współ- 
czesne konstytucye  sejmów  walnych  dla  Mazowsza.  W  tem  samem  rozu- 
mieniu mówimy  o  Statutach  litewskich  pierwszym  (1529),  drugim  (1566) 


*)  Metr.  kor.    t.  I.  fol.  1  i  109;  Re  kop.  Wilan.  fol.  116. 

»)  B  and  t  kie,  lus  Pol.  365.  367. 

^  A  ii  postępek  prawnj,  w  Statucie  mazowieckim  opisany  i  t.  d. 
V  o  1.  leg.  II.  696. 

*)  Zwyczaje  województwa  mazowieckiego  z  Starego  Statat  u...  wyjęte  i  zo- 
stawione. Ibid.  II.  931. 

^)  Niesiecki.  Herbarz,  wyd.  Bobrowicza  I.  203. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  185 

i  trzecim  (1588),  jakkolwiek  Litwa  już  w  wiekach  średnich  uzyskała 
szereg  osobnych  statutów  i  przywilejów  ziemskich,  i  jakkolwiek  przez 
<5ały  ciąg  XVI  stulecia  wychodziły  tamże  liczne  inne,  szczegółowych 
spraw  dotyczące  uchwały  sejmowe. 

Zewnętrzne  dzieje  dwu  ostatnich  kodyfikacyj  mazowieckich  znane 
są  w  nauce  naszej  od  dawna,  i  nie  przedstawiały  nigdy  wątpliwości, 
przynajmniej  co  do  najważniejszych  szczegółów  i  zasadniczych  pytań. 
Znaliśmy  ich  tekst  autentyczny,  ogłoszony  współcześnie  drukiem;  wie- 
dzieliśmy, że  oba,  pozyskawszy  sankcyą  króla  i  sejmu,  stały  się  pra- 
wem obowiązuj ącem,  mogliśmy  też  najdokładniej  określić  datę  ich  sank- 
cyi,  zatem  także  chwilę,  w  której  obowiązywać  poczty  ^).  O  wiele 
niedokładniej  znaną  była  do  niedawna,  a  po  części  znaną  jest  i  dzisiaj 
historya  kodyfikacyi  Statutu  pierwszego,  współcześnie  drukiem  nieogło- 
szonego,  a  nawet  i  teraz  jeszcze  dostępnego  nam  tylko  w  rękopisach. 
Aż  do  czasów  Dunina  (1880)  mieliśmy  najbłędniejsze  wyobrażenia 
o  tem,  jakim  jest  właściwy  tekst  owej  kodyfikacyi;  dziwnym  trafem 
uważaliśmy  za  Statut  pierwszy  zabytek,  który  nic  z  nim  nie  miał  wspól- 
nie. Po  ustaleniu  pytania  co  do  tekstu,  które  zresztą  i  teraz  jeszcze 
co  do  pewnych  szczegółów  wymaga  uzupełnienia,  nasun^a  się  dalsza 
wątpliwość,  częściowo  już  i  przedtem  poruszana:  czy  Statut  ten  uzyskał 
zatwierdzenie,  a  zatem  stał  się  prawem  obowiązuj  ącem,  czy  też  pozostał 
tylko  projektem  zamierzonej,  ale  w  rzeczywistości  niedokonanej  kody- 
fikacyi. Pod  tym  względem  nowsi  badacze  głoszą  zapatrywania  wprost 
sprzeczne:  jedni  wypowiadają  zdanie,  że  Statut  został  zatwierdzony, 
inni  zaś  mniemają,  że  mu  zatwierdzenia  odmówiono  ^).  Pytania,  w  ja- 
kim czasie  sankcya  udzieloną  została,  nie  poruszyli  nawet  ci,  którzy 
się  za  nią  oświadczyli.  Mamy  tu  zatem  jeszcze  szereg  wątpliwości, 
nad  któremi  koniecznie  zastanowić  się  trzeba,  tem  bardziej,  że  pytanie 
samo  przedstawia  pierwszorzędną  doniosłość  dla  historyi  prawa  mazo- 
wieckiego; od  tego  bowiem,  w  jakim  duchu  wypadnie  rozwiązanie,  za- 
leżeć będzie  odpowiedź,  czy  Mazowsze,  w  pierwszych  latach  po  przyłą- 
czeniu do  Korony,  zostawało  pod  rządem  samych   tylko    dawniejszych 


^)  Pewną  niedokładność  popełnia  się  tylko,  nawet  w  najnowszych  badaniach, 
prawa  mazowieckiem  a  poświęconych,  jeśli  się  Eksceptom  nadaje  datę  1576  r.  Jakkol- 
wiek bowiem  Ekscepta  przyjął  ostatecznie  sejm  tornński,  zwołany  na  4i  października 
1576  r.  (P  a  w  i  ń  s  k  i,  Pocz.  pan.  Stef.  Batorego  nr.  22),  to  jednak  samo  zatwierdzenie 
królewskie  tego  Statuta,  o  które  sejmik  główny  mazowiecki  upominać  się  mnsiał  je- 
szcze dnia  15  maja  1577  r..  wyszło  dopiero  pod  datą  10  czerwca  1577  r.  Por.  wyiej 
w  tekście  str.  181. 

*)  Za  sankcyą  przemawia  Dunin,  Dawne  prawo  mazow.  22;  przeciw  sankcyi 
oświadcza  się  W  i  n  i  a  r  z,     O  zwodzie  zwycz.  praw.  Wawrz.  z  Praimowa  12  n. 


186  OSWALD    BALZBR. 

statutów  ksiąźęcycli,  zresztą  zaś  niespisanego  prawa  zwyczajowego,  ozy 
też  uzyskało  zaraz  wtedy  osobny  kodeks  statutów,  który  w  życie  pra- 
wne tamtejszego  społeczeństwa  wnieść  mógł  ideę  ładu  i  porządku^ 
a  zarazem  zawiązek  reform.  Ponieważ  po  bliższem  rozpatrzeniu  matę- 
ryału  źródłowego  doszedłem  do  przekonania,  że  dowody,  przemawiające 
przeciw  sankcyi  Statutu  pierwszego,  są  tylko  pozorne,  a  dowody  jakie 
dotąd  na  stwierdzenie  sankcyi  przytaczano,  tylko  ułamkowe  i  niewy- 
czerpujące,  przeto  podejmuję  sprawę  sporną  raz  jeszcze  w  nadziei,  że 
mi  się  ją  uda  wyświetlić  dokładniej. 

II. 

Postulaty  mazowieckie  i  Legacya  sejmowa  z  r.  1534  nie  dowodzą,  jakoby 

Statut  pierwszy  nie  uzyskał  sankcyi. 

Nielicznym  jest  poczet  rzekomych  dowodów,  jakie  dotąd  udało 
się  nagromadzić  na  poparcie  twierdzenia,  jakoby  projekt  kodyfikacyi^ 
ułożony  na  sejmie  mazowieckim  z  r.  1531,  nie  uzyskał  sankcyi  kró- 
lewskiej. 

Uderzało  niewątpliwie  wszystkich,  choć  tego  wyraźnie  nie  podno- 
szono, że  już  w  kilka  lat  po  złożeniu  tego  projektu  przychodzi  do 
skutku  druga  z  rzędu  kodyfikacya  prawa  mazowieckiego.  Okoliczność 
ta  mogła  nasunąć  mimowolne  przypuszczenie,  że  Statut  pierwszy  sank- 
cyi nie  uzyskał,  ile  że  większych  kodyfikacyj  nie  tworzy  się  na  tak 
krótkie  okresy  czasu,  jako  też,  że  właśnie  dla  tego  już  w  r.  1536 
trzeba  było  na  nowo  podjąć  akcyą  kodyfikacyjną,  ponieważ  poprzednia 
nie  doprowadziła  do  zamierzonego  skutku.  Wątpliwość  tę  można  dzi- 
siaj uważać  za  usunięt'\.  Podniesiono  słusznie,  iż  to,  co  zawarł  tekst 
Statutu  pierwszego,  wydało  się  samym  Mazowszanom,  już  w  najbliż* 
szym  czasie  potem,  w  wielu  szczegółach  nieodpowiedniem,  zatem  potrze- 
bującem  reformy;  niżej  nakreślimy  jeszcze  ogólne  tło,  na  którem  owo 
dążenie  powstać  i  rozwinąć  się  mogło;  bądź  co  bądź  stwierdzić  trzeba, 
że  hasło  do  podjęcia  ponownej  kodyfikacji  wyszło  od  Mazowszan  sa- 
mych. Nie  da  się  natomiast  wykazać,  iżby  u  tych  czynników,  któ- 
rych zadaniem  było  udzielenie  sankcyi  Statutowi  pierwszemu,  t.  j. 
u  króla  i  sejmu  walnego  koronnego,  powstały  lub  powstać  były  mo- 
gły ważniejsze  trudności  co  do  zatwierdzenia,  w  chwili,  kiedy  go 
miano  udzielić  projektowi  z  r.  1531. 

Przyjmowano  wprawdzie,  że  trudność  taką  stworzył  sam  król 
Zygmunt  I,  że  mianowicie  zmierzał  on  do  zrównania  prawa  (sądowego) 
mazowieckiego  z  koronnem,  i  że  skutkiem  tego  nie  udzielił  sankcyi 
odrębnemu  Statutowi  mazowieckiemu,  którego  zadaniem  głównem  było- 


STATUT    MAZOWIICKI   PIERWSZY  187 

warować  jego  odrębność  ^).  Mniemaniii  temu  zbywa  na  wszelkiem^ 
eliociaiby  tylko  pośredniem  nzasadnieniii,  a  kłócą  się  i  niem  waaystkie,. 
doś6  łicane  wiadomości  źródłowe,  jakie  o  tej  sprawie  posiadamy. 
Wfoakże  nie  kto  inny,  jeno  Zygmunt  I,  w  przywileju  piotrkowskim, 
z  r.  1529,  zatwierdził  niedwuznacznie  i  stanowczo  odrębność  prawa  są- 
dowego mazowieckiego;  wszakże  tylko  on  mógł  zwołać  i  w  rzeczywi- 
stości zwołał  sqm  mazowiecki  z  r.  1531,  który  opracował  projekt  Sta* 
tnta  pierwszego  ');  on  też  zwołująe  takiż  sejm  w  r.  1536,  wyraźnie 
mn  przekazuje  zadanie  ułożenia  nowego  projektu  Statutu  ^);  on  projek- 
towi nowemu  daje  sankeyą  r.  1540;  za  jego  wreszcie  rządów  na  aej- 
maeh  k(Ht>nnycIi  wychodzi  kilka  odrębnych  ustaw  mazowieckich.  Zwró- 
ciliśmy jaź  poprzednio  uwagę  na  to,  że  odrębność  terytoryalnych  praw 
sądowych  nie  wadziła  zasadniczo  interesom  państw  ówczesnych;  nie 
miał  więc  także  Zygmunt  I  istotnych  powodów  do  jej  zwalczenia. 
Sama  zaś  myśl  skodyfikowania  prawa  mazowieckiego  mogła  dlań  chyba 
tak  samo  być  upragnioną,  jak  mu  przez  cały  ciąg  jego  rządów  pożą- 
daną była  kodyfikacya  prawa  koronnego  i  litewskiego;  dla  tego  słu- 
szniej i  właściwiej  upatrywać  w  nim  raczej  orędownika,  aniżeli  prze- 
ciwnika  kodyfikacyj  mazowieckich. 

Pewne  nieporozumienie  u  niektórych  badaczów  zachodzi  co  do 
traeciego  argumentu,  mającego  rzekomo  przemawiać  za  przypuszczę- 
niem,  iż  Statut  pierwszy  sankcyi  nie  uzyskał.  Mam  tu  na  myśli  za- 
pisek, umieszczony  na  zaginionym  dziś  rękopisie  płockim  tegoż  Statutu, 
o  którym  wiadomość  w  drugiej  połowie  ubiegłego  stulecia  podał  Jano- 
cki.  Zapisek  ten,  prawie  współczesny  samemu  Statutowi,  stwierdza,  iż 
Statut  został  cofnięty  (suppressa)  za  sprawą  królowej  Bony  *).  Wiadomość 
tę  przyjmowano  zwykle  z  pewnem  lekceważeniem,  dając  jej  dowolne 
tłómaczenia,  lub  przecbodząc  nad  nią  do  porządku  dziennego  —  zupeł- 
nie niesłusznie.  Sam  fakt  istnienia  takiego  zapisku,  stwierdzony  przez 
Janockiego.  nie  może  podlegać  wątpieniu;  skoro  zaś  wiadomość,  jaka 
się  tu  zawiera,  jest  prawie  współczesną,  to  nie  ma  racyi   podawać  jej 


*)  Maciejowski,  Hist.  praw.  eHoyr,  I.  195. 

*)  Że  w  istocie  Zygmunt  I  zwołał  sejm  mazowiecki  z  r.  1531  dla  opracowania 
projekta  Btatatn,  stwierdzają  wyraźnie  słowa  mandatu  królewskiego  z  27  marca  t.  r.: 
qnod  in  conrentn  Warschoriensi  praeterito  iussu  et  mandato  nostro  novissime 
celebrato,  cnm...  aggressnm  esset  negotinm  iuriam  eorrigendornm  et 
coneinnandornm  i  t.  d.  Dodatek  I 

*)  De  statotis  et  consaetadinibai  iadicioram  coUigendis.  li  pis  Ossol.  (Acta 
Tomic.)  nr.  178  fol.  841. 

*)  Statuta  qaidem  illa  Bonae  reginae  instinctu  potissimo  fuisse  sappressa,  exem- 
plari  vetnsto,  quod  Plociae  in  Bibliotbeca  Ordinis  fratrum  Praedicatorum  serTatar,'mana 
paalo  recontiori  est  adscriptum.  Janociana  II.  225  nr.  186. 


188  OSWALD    BALZER. 

wiarogodności  w  wątpliwość,  dopokądby  za  tem  jakieś  powody  rze- 
czowe lub  inne  wskazówki  źródeł  nie  przemówiły.  Ponieważ  nie  udało 
się  ich  dotychczas  odszukać,  przeto  w  zapisku  powyższym  upatrywać 
winniśmy  poważne  świadectwo  historyczne,  z  którem  na  seryo  liczyć 
się  należy,  które  zatem  bezwarunkowo  spoźytkowanem  być  winno  przy 
rozjaśnieniu  dziejów  Statutu  pierwszego.  Zaznaczyć  jednak  należy,  że 
w  sprawie,  o  którą  na  tem  miejscu  idzie,  wiadomość  ta  żadnego  nie 
może  dać  wyjaśnienia.  Zwrot  bowiem,  iż  Statut  został  cofnięty  (statuła 
....  fuisse  suppressa)  da  się  równie  dobrze  odnieść  do  projektu  Statutu, 
jako  też  do  Statutu  już  zatwierdzonego.  Pytanie,  czy  Bona  przeszko- 
dziła sankcyi,  czy  też  wpłynęła  na  cofnięcie  obowiązującego  już  kode- 
ksu prawnego,  nie  znajduje  tu  zatem  żadnego  wyjaśnienia;  da  się  ono 
rozwiązać  dopiero  po  rozważeniu  wszystkich  innych  okoliczności,  prze- 
mawiających za  sankcyą  lub  przeciw  niej.  Żadną  jednak  miarą  nie 
można  powyższej  wiadomości  uważać  a  priori  za  dowód,  iż  sankcya 
nie  nastąpiła. 

Jedyną  wskazówką  źródłową,  która  mogłaby  nasunąć  pewne 
wątpliwości,  azali  Statut  pierwszy  uzyskać  mógł  moc  obowiązującą,  są 
dwa  ustępy,  zawarte  w  pismach,  odnoszących  się  do  sejmu  walrego  ko- 
ronnego, odbytego  w  Piotrkowie  w  początkach  r.  1534,  pod  nieobecność 
króla,  który  zajęty  był  podówczas  na  Litwie  tamtej szemi  sprawami. 
Upłynęły  wtedy  prawie  trzy  lata  od  czasu,  w  którym  sejm  mazowie- 
cki uchwalił  projekt  Statutu  pierwszego,  a  blisko  półtora  roku  od  chwili, 
w  której  rozstał  się  z  tym  światem  ówczesny  wicesgerent  królewski 
na  Mazowszu,  Wawrzyniec  Prażmowski.  Jednem  z  tych  pism  są  po- 
stulaty, przedłożone  przez  posłów  mazowieckich,  drugiem  zaś  legacya, 
wysłana  z  sejmu  do  króla,  w  której  poruszono  także  niektóre  sprawy 
mazowieckie.  Podaję  tu  dla  bliższego  rozbioru  odnośne  miejsca  w  do- 
słownem  brzmieniu: 

W  Postulatach  mazowieckich  czytamy  tedy:  Nam  Ula  (statuła), 
quae  olitn  Magnificus  dominus  Prażmowski  Celsitudini  Suae  (regi)  Cracoriae 
t7'adiclerat,  non  dum  er  ant  revisa  et  co  nfo  rmata;  in  quo  Statuto,  per 
olim  dominum  palałinum  porrecto,  continentur  nonnulli  articuli  in 
gravamen  et  praeiudicium  totius  nohilitatis,  Quos  articu- 
los  olim  dominus  palatinus  ultra  toluntatem  omnium  consiliariorum  et 
nohilitatis  imposuit  et  indiocit;  et  ommissio  plurimorum  articu- 
lorum  in  eisdem  statutis  facta  est  propter  conflagrationem  aliguot 
sextemorum  in  domo  ricariorum  Varsaviensium,  uhi  eiusmodi  statutum  trans- 
crihehatur  per  notarium  domini  Popelskij  decani   Varsaviensis  ^). 


*)  Bpis  Czart  (Acta  Tomic.)  nr.  272  str.  286.  Por.  też  W  i  n  i  a  r  z  13  aw.  1 


STATUT    MAZOWITSCKI    PIERWSZY  189 

W  Legacyi  zaś  sejmowej  znajdujemy  ustęp:  Cum  omnes  domini  et 
nuntii  Mazotnenses  testentur,  statułum  illud  ^)  .....  negue  in  ohaewałione 
unguam  fuisse,  negue  de  voluntate  aut  sententia  ipsorum  per  dominum 
olim  palatinum^  atatutis  Maiestati  Begiae  traditis  insertum  esse, 
ut  et  plerague  alia  per  ipsum  as  su  ta  ^). 

Rozważmy  przedewszystkiem  końcowy  ustęp  Postulatów.  Wynika 
z  niego,  że  projekt  Statutu  pierwszego,  omówiony  na  sejmie  mazowie- 
ckim z  r.  1531,  znalazł  się  był  następnie  w  domu  wikaryuszów  war- 
szawskich, gdzie  go  przepisywał  notaryusz  dziekana  tamtejszej  kolle- 
giaty,  Popielskiego;  przyczem  część  rękopisu,  skutkiem  nieszczęśliwego 
wypadku,  zgorzała.  Do  samego  tylko  mechanicznego  skopiowania  pro- 
jekt ten  widocznie  nie  był  tu  oddany;  sami  Mazowszanie  stwierdzają, 
że  miał  być  później  jeszcze  przejrzany  i  uzgodniony  (retnsa  et  confor- 
matajy  co  niestety  nie  nastąpiło.  Znaczy  to,  że  sam  sejm  mazowiecki 
z  r.  1531  ostatecznej,  stylistycznie  wykończonej  redakcyi  projektu  nie 
dokonał;  i  nie  dziw,  że  jej  dokonać  nie  mógł,  jeśli  zważymy,  że  na 
rozpatrzenie  i  omówienie  całego,  bądź  co  bądź  ogromnego,  w  blisko 
250  artykułach  złożonego  materyału  prawnego,  poświęcić  mógł  zale- 
dwie 15  dni  czasu.  W  czemkolwiek  zadanie  sejmu  ułatwionem  było 
przez  częściowe  spożytkowanie  gotowych  już,  dawniej  istniejących,  pry- 
watnych zwodów  prawa  zwyczajowego,  przyznać  trzeba  będzie,  że 
praca  jego  musiała  nosić  znamiona  pośpiechu,  i  że  ostateczne  ułożenie 
całego  tekstu  Statutu  trzeba  było  odłożyć  na  później,  zlecając  to  zadar 
nie  czy  to  jakiejś  komisyi,  czy  też  jednej  tylko,  uzdolnionej  do  tego 
osobie,  chociażby  nawet,  jak  w  tym  wypadku,  z  zamiarem  lub  zastrze- 
żeniem dodatkowej  rewizyi.  Komuż  tedy  pracg  nad  ostatecznem  uło- 
żeniem projektu  zlecono?  Przytoczony  poprzednio  ustęp  podaje  wska- 
zówkę, gdzie  owego  redaktora  szukać  należy.  Bez  przyczyny  nie  zna- 
lazł się  chyba  projekt  w  rękach  duchowieństwa  warszawskiego,  i  może 
nie  przypadkiem  tylko  spotykamy  przy  tej  sposobności  wymienione 
nazwisko  dziekana  Popielskiego. 

Jaką  rolę  odgrywał  Popielski  w  ówczesnem  życiu  publicznem  na 
Mazowszu?  Przedewszystkiem  stwierdzić  można,  że  brał  żywy  bardzo 
udział   w    podjętych   właśnie   wtedy   pracach   nad   kodyfikacyą   prawa 


*)  Mowa  ta  o  statucie  ks.  Janusza  s  r.  1525  o  karania  mciobójców,  przydanym 
w  potwierdzenia  króla  Zy^manta  I  z  r.  1532  do  Statutu  pierwszego  mazowieckiego 
(przy  końcu). 

*)Rpis  Czart.  (Acta  Tomic.)  nr.  272  str.  275.  Por.  też  Win  i  ar  z  14  uw.  1. 
Oba  te  ustępy  znal  już  i  pierwszy  zwrócił  na  nie  uwago,  z  podaniem  cytatu  odno- 
śnego tomu  i  strony  rękopiśmiennych  Tomicy anów,  Janocki,  Janociana  II.  226,  choć 
zużytkował  je   jedynie  tylko  w  celu  ustalenia  daty  zgonu  Prażmowskiego. 


190  OSWALD    BAŁSSER. 

maBowieckiego.  Albert  Popielski,  dziekan  warszATraki,  wymieniony  jest 
w  sKerega  nczestników  sejmu  warszawskiego  z  r.  1531,  na  którym 
powstał  projekt  niniejszego  Statutu  pierwszego  ');  on  też  należy  do 
składu  sejmu  warszawskiego  z  r.  1536,  który  opracował  jeden  z  pro- 
jektów Statutu  drugiego  *).  W  liście  uczestników  obu  sejmów  wymie- 
niony jest:  pierwszym  razem  na  czele  wszystkich  innych  dostojników 
duchownych;  drugim  razem,  z  pośród  przedstawicieli  kleru,  jacy  się 
tu  zgromadzili,  sam  jeden  tylko  podany  jest  imiennie.  Widocznie  wzbił 
się  tu  do  wielkiego  znaczenia  nie  tylko  wysoką  swoją  godnością  ka- 
pitulną, ale  zarazem  powagą  zdania  i  doświadczeniem.  W  jakiej  szkole 
je  zdobył,  na  to  rzuca  światło  zapisek  z  4  października  1527  r.,  mie- 
niący Alberta  Popielskiego  podkanclerzym  księstwa  mazowieckiego  (vi' 
cecancellaritis  ducatus  Mazotńoe)  ^).  Zapisek  pochodzi  z  czasu,  w  którym 
podkanclerstwo  mazowieckie  mogło  już  być  tylko  reminiscencyą  prze- 
szłości; wskazuje  on  w  każdym  razie  to,  iż  Popielski  musiał  spra- 
wować urząd  podkanclerzego  w  ostatnich  czasach  samoistności  polity- 
cznej Mazowsza.  Jakoż  w  istocie  w  godności  tej  spotykamy  go  jeszcze 
w  r.  1525,  za  rządów  Janusza  III  ^).  Wskazówki  te  wyjaśniają  po- 
stawione poprzednio  pytanie.  W  pojęciach  ówczesnych  osoba,  piastu- 
jąca godność  kancelaryjną,  była  przed  wszystkiemi  innemi  powołaną 
do  redagowania  aktów  i  pism  urzędowych;  to  też  nic  dziwnego,  że  gdy 
się  okazała  potrzeba  złożenia  ostatecznej  redakcyi  projektu  statutow^o, 
sejm  z  r.  1531    zlecił  to   zadanie   „ostatniemu   podkanclerzemu   mazo- 

*)  Bandtkie,  las  Pol.  367.  Ta,  jako  też  w  kilka  innych  źródłach,  wjatepaje 
on  pod  nazwą  Popielzmski,  gdzieindziej  pod  nazwą  Popielski.  Dodawane  aawsze  imię 
Albertas  i  godność  dziekana  warszawskiego  nie  pozwalają  jednak  wątpić  o  identy- 
czności osoby. 

»)  Ibid.  372. 

')  Terr.  castr.  Yars.  t.  15  str.  262. 

*)  Por.  dekret  tegoż  księcia  przeciw  heretykom  z  r.  1525  w  Vol.  leg.  I.  448, 
gdzie  między  świadkami  wymieniony:  Albertas  de  Popielzino,  canonicns  VaTsaviensis 
et  ducatas  MazoTiae  saccamerarios  (sic).  Ostatni  wyraz  jest  niewątpliwie  biednym, 
ile  ie  nie  istniała  godność  podkomorzego  księstwa  mazowieckiego,  jeno  tylko  osobne 
godności  podkomorzych:  czerskiego,  wiskiego,  zakroczymskiego,  ciechanowskiego  i  t.  p.; 
powtóre  Popielski,  jako  kanonik  warszawski,  nie  móg}  w  ogóle  spełniać  świeckiej  fank- 
cyi  podkomorzego.  Zamiast  succamerarias  naleiy  zatem  czytać:  saccancellarins.  W  ten 
sam  sposób  dostojnik,  wymieniony  w  rzeczonym  dekrecie  bezpośrednio  przed  Popiel- 
skim,  Mikołaj  Żukowski,  proboszcz  koUegiaty  warszawskiej,  nazwany  ta  został  dacatus 
MazoTiae  camerarius;  obdarzono  go  znowa  godnością  świecką,  i  to  taką,  która  nie 
istniała.  Z  Metr.  kor.  t.  41  dowiadujemy  się,  ii  sprawował  arząd  kanclerza  księstwa 
mazowieckiego  conajmniej  od  r.  1524  ai  do  śmierci  Janusza  III,  a  następnie  tet  w  cza- 
sie krótkotrwałych  rządów  Anny  mazowieckiej;  zamiast  camerarius  naleiy  zatem  w  po- 
wyższym ustępie  czytać:  cancellarius. 


STATUT    MAZOWIBOKI   PIERWSZY  191 

L^,  osobie,  której  przeszłość  dawała  dostateczną  rękojmię,  iż 
se  stylem  i  językiem  urzędowym  i  prawniczym  dobrze  jest  obeznaną. 
StaA  się  to  mogło  tem  łatwiej,  źe  Popielski  brał  osobisty  udział  w  tym 
-sejmie,  a  przeto  myól  i  zamiary  sejmujących  łatwo  mógł  wyrozumieć 
i  w  świeżej  zachować  pamięci  ^).  Nie  bez  znaczenia  była  może  i  ta 
•okoliczność,  ie  Popielski  z  dawna  już  zostawał  w  jakichś  bliższych 
stosunkach  z  Prażmowskim  ^),  i  że  skutkiem  tego  sam  wicesgerent 
wskazać  go  mógł  sejmowi  na  redaktora  projektu. 

Nie  ma  zatem  podstawy  do  twierdzenia,  jakoby  właściwa,  osta- 
teczna redakcya  projektu  spoczywała  w  ręku  Prażmowskiego.  Tego 
rodzaju  żmudnych  prac,  wymagających  zresztą  dobrego  wyszkolenia, 
nie  podejmowali  zazwyczaj  ówcześni  dostojnicy  niekancelaryjni.  Za- 
warte w  Statucie  zwroty,  jak:  ludicia..,.  zuppariorum  dominus  palatinus 
cum  consensu...,  consiliarorum.,.,  abrogavit,  albo  Dominus  palatinus  de  com- 
miuni  omnium  cansensu..,.  hoc  tempus...,  transposuit  ^),  nie  dowodzą  bynaj- 
mniej, jakoby  Praźmowski  był  redaktorem  wspomnianych  tu,  tem  mniej 
-zaś  jakichkolwiek  innych  ustępów;  wynika  z  nich  tylko  tyle,  że  jego 
zdanie  w  samych  obradach  sejmu  z  r.  1531  miało,  w  niektórych  przy- 
najmniej sprawach,  znaczenie  górujące,  i  nieraz  też  zaważyło  stanowczo 
na  szali.  Należało  mu  się  to  z  urzędu,  jaki  sprawował:  namiestnika 
królewskiego  i  pierwszego  dostojnika  ziemskiego  na  Mazowszu,  a  bar- 
dziej może  jeszcze  dla  jego  znajomości  stosunków  miejscowych  i  do- 
świadczenia w  rzeczach  prawnych,  jakie  sobie  mógł  wyrobić  przez 
gorliwe  i  sumienne  wypełnianie  nałożonych  na  się  obowiązków  wyż- 
szego sędziego  w  tei  ziemi.  Nie  często  o  ówczesnych  dostojnikach 
spotkać  można  tak  bezstronną,  pustego  panegiryzmu  pozbawioną,  a  prze- 
cież tak  rzetelną  i  daleko  idącą  pochwałę  działalności  urzędowej,  jaką 
nam  o  Prażmowskim  przechowały  źródła  współczesne,  po  części  takie, 
gdzie  jej  najmniej  moglibyśmy  się  spodziewać:  akta  urzędowe.  Zna- 
mienną jest  już  rzeczą,  że  gdy  na  sejmie  walnym  z  r.  1534  posłowie 


« 

')  w  csasie  tjm  iyl  zresztą  takie  jeszcze  Mikołaj  Znkowski,  ostatni  kanclerz 
mazowiecki  (por.  nw.  poprz.)  i  brał  nawet  adział  w  sejmie  z  r.  1531.  Bandtkie,  las 
Pol.  367.  Przyczyna,  dla  cze.o  nie  on,  ale  Popielski  otrzymał  zlecenie  dokonania  re- 
^lakcyi  projektu,  jest  obojętną;  mogło  się  to  stać  n.  p.  dla  podeszłego  wieka  Żukow- 
skiego i  t.  p.  Uwagi  godną  jest  rzeczą,  że  w  liście  uczestników  sejmu  z  r.  15B1 
Popielski  wymieniony  jest  przed  Żakowskim. 

*)  Już  r.  1527  król  Zygmunt  I,  pragnąc  uwolnić  wieś  królewską  Badzikowo  od 
ciąiącego  na  niej  długu,  jaki  jeszcze  książę  Janusz  III  zapisał  był  na  niej  Popiel- 
akiemo,  skłania  Prażmowskiego,  podówczas  kasztelana  czerskiego,  do  zapłaty  Popiel- 
akiemn  200  kop  groszy,  w  zamian  za  to  zaś  daje  Prażmowskiemu  przyzwolenie  na 
wykupno  wsi  królewskiej    Kębłowice  z  rąk  Pawła  Kuli.     Metr.  kor.  t.  40.  str.  676. 

*)  Statat  pierwszy,  Metr.  kor.  t.  1.  fol.  91'  106. 


192  OSWALD    BALZER. 

mazowieccy  podnieśli  przeciw  niemu  przytoczone  poprzednio  zarzaty 
co  do  rzekomych  nadużyć  z  projektem  Statutu  pierwszego,  cały  senat 
polski  stanął  w  obronie  pamięci  zmarłego,  wyrzucając  posłom  niesto- 
sowność ich  postępowania  ^).  Wymowniejszym  jeszcze  jest  akt  Zy- 
gmunta I  z  r.  1532,  wydany  w  najbliższym  czasie  po  zgonie  Prażmow- 
skiego,  w  którym  król  stwierdza,  że  stratę  tego  męża  boleśnie  odczuli 
zarówno  on  sam,  jako  też  senat  i  inne  stany  królestwa  2),  przyczem 
król,  mając  wzgląd  na  znaczne  utraty,  które  ponosił,  objeżdżając 
często  Mazowsze  dla  wymiaru  sprawiedliwości,  zwalnia  jego 
dziedziców  od  obowiązku  wyrachowania  się  z  dochodów  stacyi  w  dzier- 
żonem  przezeń  starostwie  zakroczymskiem,  za  przeciąg  całego  ubiegłego 
roku.  Okoliczności  te  tłómaczą  wystarczająco  powagę  Prażmowskiego 
na  sejmie  mazowieckim  z  r.  1531,  a  zarazem  naprowadzają  na  domysł, 
że  gdy  sejm  ten  oddał  spisanie  projektu  w  ręce  Popielskiego,  Praż- 
mowski  nie  odnosił  się  zapewne  obojętnie  do  dalszej  pracy  byłego 
podkanclerzego,  że  się  z  nim  w  tej  sprawie  mógł  stykać,  wskazówek 
i  rad  rzeczowych  udzielać,  nasuwające  się  wątpliwości  omawiać  i  roz- 
wi^ywa<5.  .  ^ 

Popielski  spełnił  w  całości  poruczone  sobie  zadanie.  Ze  ostate- 
czna redakcya  projektu  była  już  gotową,  dowodzi  okoliczność,  iż  część 
jego  spaliła  się  w  czasie,  kiedy  go  przepisywał  na  czysto  pisarz  pod- 
kanclerzego. I  nie  ma  jakiejkolwiek  podstawy  do  przypuszczenia,  ażeby 
ów  tekst  Statutu  pierwszego,  jaki  obecnie  posiadamy,  przedstawiał  co 
innego,  jak  właśnie  owę  ostateczną  redakcya  Popielskiego,  z  możliwymi 
późniejszymi  dodatkami  Prażmowskiego,  o  których  jeszcze  niżej  będzie 
mowa.  Tak  więc,  cokolwiek  o  tym  Statucie  da  się  powiedzieć  doda- 
tniego czy  ujemnego  pod  względem  jego  układu,  stylu,  jasności  wyra- 
żenia i  ścisłości  prawniczej,  w  ogóle  pod  względem  jego  strony  ze- 
wnętrznej, to  wszystko  policzyć  będzie  trzeba  przedewszystkiem  na 
karb  Popielskiego.  Pamiętać  tylko  trzeba  o  tem,  że  skutkiem  owego 
nieszczęśliwego  wypadku  ze  spalonymi  sekstemami,  dzisiejszy  tekst  Sta- 
tutu nie  przedstawia  nam  pełnej  redakcyi  Popielskiego,  i  ogółu  uchwał, 
powziętych  przez  Mazowszan  na  sejmie  z  r.  1531,  Posiadamy  więc 
tylko  niezupełny  tekst  projektu,  jakkolwiek  zdaje  się,  że  braki  nie  są 
zbyt  wielkie.  Przemawia  za  tem  okoliczność,  że  przy  ogłoszeniu  no- 
wej redakcyi  r.  1540  uznano  za  potrzebne  dodać  do  Statutu  pierwszego 


*)  Rpis  Caart.  (Acta  Tomic.)  nr.  272  str.  292  n.  Por.  też  W  i  ni  ar  z  15  uw.  1. 

')  Qui  (Prażmowski)  ....  rebns  hnmaniB  decedens  non  param  nobis  primoribas- 
qae  et  proceribus  aliinąne  Regfni  nostri  ordinibus  desiderium  sui  reliąnit.  Metr.  kor. 
t.  4r8.  atr.  208. 


STATUT    MAZOWIECKI   PITCRWSZY  193 

tylko  21  artykułów,  a  i  z  tych  nie  wszystkie  chyba  ponawiały  zagi- 
nione uchwały  z  r.  1531,  jako  że  znajdujemy  pośród  nich  niektóre 
postanowienia,  zostające  w  ścisłym  związku  z  nowo  zbudzonemi  dąże- 
niami reformy,  jakie  się  dopiero  po  ułożeniu  Statutu  pierwszego  obja- 
wiły na  Mazowszu. 

Bądź  co  bądi,  projekt,  jaki  mógł  być  przedłożony  królowi  do 
sankcyi,  był  częściowo  defektownym.  Czy  jako  taki  mógł,  chociażby 
w  potwierdzeniu  królewskiem,  uzyskać  moc  prawa  obowiązującego? 
Innemi  słowy:  czy  sankcya,  udzielona  projektowi  ułamkowemu,  mogła 
uchodzić  za  ważną,  skoro  była  w  nim  objawioną  tylko  część  woli, 
chociażby  nawet  przeważna,  sejmu  mazowieckiego?  A  następnie:  czy 
można  było  ważnie  udzielić  zatwierdzenia,  chociażby  nawet  owej  ura- 
towanej części  projektu,  skoro  ostateczna  jego  redakcya,  dokonana  przez 
delegatów  sejmu  mazowieckiego,  nie  została  jeszcze  przez  sejm  ten  rozpa- 
trzoną i  zatwierdzoną,  jak  to  widocznie  było  zamiarem  Mazowszan? 
I  wreszcie,  czy  można  było  ważnie  sankcyonować  projekt,  w  którym 
wicesgerent  poczynił  samoistne  dodatki,  na  sejmie  nieuchwalone,  a  na- 
wet wbrew  woli  sejmu  tutaj  wtrącone,  jak  to  z  naciskiem  podnoszą 
Postulaty  mazowieckie  i  Legacya  sejmowa  z  r.  1534?  Wszystkie  te 
pytania  łączą  się  najściślej  z  innem,  zasadniczem:  jakiem  jest  stano- 
wisko prawne  sejmu  mazowieckiego  za  Zygmunta  I,  a  mianowicie  czy 
i  w  jakich  rozmiarach  przysługiwał  mu  podówczas  udział  w  prawo- 
dawstwie? Sprawie  tej  poświęciliśmy  na  innem  miejscu  szczegółową 
uwagę  ^),  dla  tego  ograniczymy  się  tutaj  do  przypomnienia  najważniej- 
szych szczegółów,  do  wyjaśnienia  rzeczy  służących. 

W  ostatniej  dobie  panowania  książąt  sejm  mazowiecki  skupił  był 
w  swem  ręku  zarówno  władzę  ustawodawczą,  jak  i  najwyższą  są- 
dową w  całem  księstwie.  W  jakim  zakresie  władzę  tę,  przedewszyst- 
kiem  prawodawczą,  utrzymać  należy  pod  rządem  koronnym,  o  tem 
rozstrzygnąć  miał  ogólny  kierunek  polityki,  zastosowanej  podówczas 
do  Mazowsza.  Ogólnie  biorąc,  w  świetle  ówczesnych  urządzeń  polskich, 
ustawodawcza  władza  sejmu  mazowieckiego  dała  się  pomyśleć  w  spo- 
sób  dwojaki.  Przedewszystkiem  jako  władza  na  wskroś  samoistna, 
współdziałaniem  jakiegokolwiek  innego  czynnika  niekrc^powana,  a  więc 
w  tym  sposobie,  iżby  sejm  wykonywał  prawo  stanowienia  ustaw,  nie 
zasięgając  niczyjej  sankcyi,  chociażby  nawet  samego  króla,  na  wzór 
i  podobieństwo  wieców  koronnych,  które  na  zasadzie  przyznanej  po- 
szczególnym województwom  autonomii  ziemskiej,  przez  cały  ciąg  wie- 
ków   średnich,   a    także  i   w   początkach    stulecia   XVI,   wykonywały 


^)  Balzer,  Sejm  mazowiecki  pod  rządem  koronnym  1526 — 1540. 

Rosprmwy  Wyda.  higt.-fllom.  T.  XŁ.  13 


194  OSWALD    BALZER. 

przygodne  ustawodawstwo  w  przedmiotach  prawa  sądowego,  jako  też 
co  do  niektórych  podrzędniejszych  spraw  miejscowego  zarządu.  W  tych 
rozmiarach  i  w  tym  zakresie  raógl  rząd  polski  nie  stawiać  przeszkód 
w  wykonywaniu  władzy  prawodawczej  przez  sejm  mazowiecki,  uznając 
w  nowonabytym  kraju  zasadę  autonomii  ziemskiej  w  tych  samych  gra- 
nicach, jak  ją  uznawał  także  w  innych  ziemiach  polskich.  W  istocie 
też  są  dowody,  iż  sejm  mazowiecki,  już  nawet  po  wydaniu  przywileju 
piotrkowskiego  z  r.  1529.  uchwalał  lauda,  rozstrzygające  poszczególne 
pytania  z  zakresu  prawa  sądowego,  na  wzór  laudów,  stanowionych 
przez  wiece  ^). 

Rozważmy  zaraz  na  tem  miejscu,  czy  można  sprawę  kodyfikacyi 
Statutu  mazowieckiego  pierwszego  zaliczyć  do  niniejszego  działu  usta- 
wodawczej działalności  sejmu  warszawskiego?  Przedmiotem  kodyfika- 
cyi miało  być  prawo  sądowe,  zatem  ta  sama  gałęź  prawa,  w  której 
zakresie  poruszało  się  zazwyczaj  polskie  ustawodawstwo  wiecowe;  w  tej 
mierze  nie  nastn^czałyby  się  zatem  przeszkody  zasadnicze.  Ale  już  ta 
okoliczność  budzi  poważne  wątpliwości,  że  w  tym  wypadku  chodziło 
o  stworzenie  wielkiego  kodeksu  prawnego,  z  kilkuset  artykułów  złożo- 
nego, który  cały  obszar  stosunków  prawa  sądowego  wyczerpywał.  Takich 
szerokich  zadań  nie  obejmowało  nigdy  polskie  ustawodawstwu  wiecowe 
XV  i  XVI  stulecia.  Lauda  wiecowe  z  owych  czasów  składają  się 
z  jednego,  w  najlepszym  razie  z  kilku,  wyjątkowo  z  kilkunastu  arty- 
kułów, które  uchwalali  zgromadzeni  na  wiecu  urzędnicy,  dla  rozstrzy- 
gnięcia nasuwających  się  wątpliwości;  nawet  najobszerniejszy,  jaki  [)o- 
siadamy,  zabytek  tego  rodzaju,  t.  z.  laudum  łęczyckie  z  początków 
XV  w.,  z  66  artykułów  złożone  -),  jest  właściwie  zbiorem  kilku,  w  ró- 
żnych czasach  wydanych  uchwał  wiecowych.  Całe  ustawodawstwo 
wiecowe  ówczesne  nosi  znamię  dorywczości  i  przygodności;  rozwija 
się  zatem  na  podstawie  wprost  odmiennej,  aniżeli  ta,  na  której  oparto 
myśl  wydania  Statutu  mazowieckiego  pierwszego,  jako  wyczerpującego 
kodeksu  prawa  sądowego.  Ponieważ  jednak  różnica  jest  tu  raczej  ilo- 
ściową niż  jakościową,  przeto  dla  rozjaśnienia  wątpliwości  musimy  je- 
szcze sięgnąć  do  samej  treści  Statutu.  Zaznaczyć  tedy  trzeba,  że  w  Sta- 
tucie jest  cały  szereg  przepisów,  których  sejm  mazowiecki  nie  mógł 
bezwarunkowo  wydawać  sam  przez  się  i  sam  od  siebie,  jako  że  wkra- 
czały w  zakres  stosunków,  co  do  których,  z  istoty  rzeczy,  także  innym 

^)  Tukie  laudum  sejmu  mazowieckiego  z  r.  1534,  w  przedmiocie  imania  złoczyń- 
ców, zaczerpnięte  z  Rekop.  Peters b.  Lat.  F.  II.  185  fol.  90—93  ogłosiłem  jako 
Dodatek  V  w  mojej  pracy:  Sejm  mazowiecki  pod  rządem  koronnym  1526 — 1540  r.  sir. 
31  n.  Tamże  str.  26  n.  kilka  innych  laudów,  wydanych  przez  tenie  sejm  przed  r.  1529. 

*)  U  a  n  d  t  k  i  e,  Iiis  Pol.  194  n. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIRRWSZY  195 

czynnikom  pozostawić  należało  głos  rozstrzygający.  Tak  znajdujemy 
ta  postanowienia,  określające  właściwość  sądów  królewskich  (art.  115. 177), 
nie  mówiąc  już  o  innych  artykułach,  przepisujących  sposób  postępowania 
przed  tymiż  sądami  (n.  p.  art.  5.  14  19);  nie  zabrakło  także  przepisu  o  za- 
kresie władzy  sądowej  wicesgerenta  królewskiego  (art.  218);  podobnież 
określoną  tu  jest  władza  starostów  (art.  77),  którzy  według  zasad,  utrzyma- 
nych podówczas  jeszcze  w  Koronie,  uważani  byli  za  urząd  w  ścisłem  tego 
słowa  znaczeniu  królewski,  zatem  taki,  co  do  którego  możność  rozporzą- 
dzania się  trzeba  było  pozostawić  królowi.  Dodajmy,  że  są  tu  także  posta- 
nowienia o  odgraniczeniu  dóbr  królewskich  od  szlacheckich  (art.  178),  że 
nawet  jeden  z  artykułów  zarządza  czasowe  wygnanie  mężobójców  nie 
tylko  z  Mazowsza,  ale  z  całego  Królestwa  polskiego  (art.  225),  a  zrozu- 
miemy, że  były  to  sprawy,  o  których  Mazowszanie  sami  między  sobą 
ostatecznie  rozstrzygać  nie  mogli,  i  że  potrzeba  było  tutaj  jeszcze  współ- 
działania innych  czynników,  ażeby  kodyfikacya  mogła  ważnie  przyjść 
do  skutku.  O  tem  nie  było  zresztą  żadnej  wątpliwości  u  współczesnych. 
Statut  mazowiecki  drugi,  który  powstał  wśród  tych  samych  warunków 
zewnętrznych,  co  i  pierwszy,  uzyskał  moc  obowiązującą  nie  przez 
uchwałę  sejmu  mazowieckiego,  ale  dopiero  na  zasadzie  zatwierdzenia 
królewskiego  z  r.  1540;  podobnież  i  o  Statucie  pierwszym  przechowała 
się  nam  wiadomość,  iż  podany  został  królowi  ^),  oczywiście  nie  w  in- 
nym chyba  celu,  jak  tylko  dla  wyjednania  mu  sankcyi. 

Drogim  kształtem,  w  jakim  po  zajęciu  Mazowsza  byłaby  się  dała 
atrzymać  dawna  władza  tamtejszego  sejmu,  byłby  ten,  ażeby  mu  w  spra- 
wach, dotyczących  tej  ziemi,  bez  względu  na  ich  charakter  i  doniosłość, 
przyznać  prawo  ustawodawcze  łącznie  z  naczelnikiem  państwa,  królem. 
Król  i  sejm  mazowiecki  byliby  tu  zatem  stanęli  obok  siebie  jako  dwa 
równorzędne  czynniki  ustawodawcze,  od  których  łącznego  współdziała- 
nia zależałoby  dojście  do  skutku  praw  na  Mazowszu  obowiązujących, 
i  to  w  tym  sposobie,  że  brak  pełnej  zgody  jednego  z  nich  stanowiłby 
też  istotną  przeszkodę  w  ich  powstaniu.  W  tym  wypadku  jednak  sejm 
mazowiecki  byłby  tu  poniekąd  zajął  takie  samo  stanowisko,  jakie  miał 
sejm  walny  koronny  w  innej  Polsce;  naprawdę  byłby  to  niejako  drugi 
sejm  walny,  znaczeniem  i  władzą  równy  lub  podobny  tamtemu,  tylko 
że  z  ograniczonym  terytoryalnie  zakresem  działania.  W  tym  kształcie 
jednak  byłby  się  stał  najsilniejszą  dźwignią  odrębności  Mazowsza,  któ- 
rej usunięcie  leżało  właśnie  w  interesie  rządu  polskiego.  Dla  tego  też 
rząd  ten,  zaraz  od  pierwszej  chwili  po  nabyciu  księstwa,  występuje 
z    programem   usunięcia   władzy   ustawodawczej  sejmu   mazowieckiego 

*)  Qaae  (statata)  olim  Magnificos  dominns  Praimowski  Celaitndini  saae...  tradi- 
derat.     Postulaty  mazowieckie  z  r.  1534.     Hpis  Czart.  nr.  272  str.  286. 

13* 


196  OSWALD    BALZER. 

i  przeniesienia  jej  w  całości  na  sejm  walny  koronny,  jak  mu  ona  przy- 
sługiwała w  odniesieniu  do  innych  ziem  polskich;  naodwrót  Mazowsza- 
nie  kładą  zrazu  nacisk  na  utrzymanie  dawniejszych  atrybucyj  swego 
sejmu.  Po  pewnych  wahaniach,  którym  sprawa  ta  ulegała  w  okresie  przej- 
ściowym 1526 — 1529  r.,  nastąpiło  wreszcie  stanowcze  jej  załatwienie 
na  zasadzie  przywileju  piotrkowskiego  z  27  grudnia  1529  r.  Polityka 
rządu  koronnego  odniosła  tu  tryumf  zupełny.  Z  postanowień  przywi- 
leju tego,  w  części  bezpośrednio  niniejszej  sprawy,  w  części  zaś  ogólnie 
całego  stosunku  Mazowsza  do  Korony  dotyczących,  wynikało,  iż  wła- 
ściwym organem  ustawodawczym  dla  nowonabytej  ziemi  stał  się  sejm 
walny  koronny,  jak  nim  był  dla  innych  województw  polskich;  że  se- 
natorowie i  posłowie  ziemscy  z  Mazowsza  wchodzą  w  skład  senatu  i  izby 
poselskiej  sejmu  walnego  jaku  istotna  ich  częśó  składowa,  podobnie  jak 
senatorowie  i  posłowie  innych  ziem  koronnych;  że  wreszcie  sejm  mazo- 
wiecki poza  granicami  ustawodawstwa  wiecowego,  które  pozostało  nie- 
tknięte, żadnej  innej  władzy  ustawodawczej  wykonywać  nie  może.  Od 
r.  1529  sejm  warszawski  traci  tedy  stanowczo  znaczenie  organu  usta- 
wodawczego na  Mazowszu,  w  ścisłem  tego  słowa  znaczeniu.  Może  on 
odtąd  conaj więcej  rozpatrywać  i  roztrząsać  sprawy,  jakie  na  sejmie 
walnym  mają  być  załatwione;  może  w  najlepszym  razie  uchwalać  pe- 
wne wnioski  czy  projekty;  ale  to,  za  czem  się  oświadczy,  ma  już  dla 
właściwych  czynników  ustawodawczych  conaj  więcej  znaczenie  rady, 
czy  życzenia,  nie  posiada  samo  przez  się  mocy  wiążącej.  Zresztą  działa 
sejm  mazowiecki  od  r.  1529  tylko  jako  wyższa  instancya  sądowa,  i  dla 
tego  w  przywileju  piotrkowskim  pojawia  się  dlań  po  raz  pierwszy 
urzędowa  nazwa  sejmu  sądowego  (conventio  generalia  iudiciaria).  Wszelako 
i  tej  funkcyi  nie  zdołał  sejm  ten  utrzymać  na  długo.  Kiedy  w  r.  1540 
przyszło  do  reformy  instancyj  apelacyjnych  na  Mazowszu,  wykreślono 
sejm  warszawski  z  ich  szeregu,  w  następstwie  czego  instytucya  ta 
przestała  istnieć.  Pojawiający  się  od  czasów  Zygmunta  Augusta  sej- 
mik główny  mazowiecki  nie  zostaje  w  żadnym  związku  z  dawnym  sejmem 
mazowieckim,  i  jest  tu  nowością,  wprowadzoną  przez  proste  tylko  na- 
śladownictwo urządzeń  koronnych,  a  mianowicie  istniejących  zdawna 
w  Polsce  sejmików  głównych  dzielnicowych,  korczyńskiego  i  kolskiego  *). 
Ze  spostrzeżeń  tych  wyprowadzamy  na  razie  jeden  wniosek  dla 
wyjaśnienia  sprawy,  o  którą  chodzi:  że,  skoro  do  złożenia  Statutu 
pierwszego  zabrano  się  w  czasie,  kiedy  sejm  mazowiecki  stanowczo  już 
został  pozbawiony  władzy  ustawodawczej,  przeto  też  i  Statut  ten  nie 
mógł  powstać  za  współdziałaniem  rzeczonego  sejmu  jako  czynnika  roz- 
strzygającego; owszem,  potrzebnem  tu  było,  jak  co   do  innych   spraw 

^)  Balzer,  Sejm  mazowiecki  pod  rządem  koronnym  1526 — 1540   r.   sir.   7   n. 


STATUT    MAZOWiECKI    PIERWSZY  197 

mazowieckich,  współdziałanie  sejmu  walnego  koronnego.  Ażeby  zda- 
nie to  bliżej  jeszcze  wyjaśnić  i  utwierdzić,  rozpatrzmy  historyą  dwu 
dalszych  kodyfikacyj  mazowieckich,  Statutu  drugiego  i  trzeciego. 

2jaczynamy  od  Statutu  trzeciego  (Eksceptów)  z  r.  1577.  Zajmo- 
wały się  niemi  dwa  sejmy  walne  z  r.  1576,  krakowski  koronacyjny, 
odbyty  w  początkach,  i  późniejszy  toruński,  zebrany  pod  koniec  tegoż 
roku.  Juź  na  pierwszym  z  nich  Ekscepta,  ułożone  widocznie  na  sej- 
miku głównym  warszawskim,  podane  zostały  do  rozpatrzenia  i  zatwier- 
dzenia króla  i  sejmu.  Ponieważ  jednak  dla  braku  czasu  nie  mogły  być 
przez  sejm  „rewidowane",  przeto  stanowczą  w  tej  mierze  uchwałę  odło- 
żono na  czas  późniejszy;  już  jednak  wtedy  orzekł  sejm,  że  aż  do  owej 
uchwały,  Ekscepta  mają  mieć  na  Mazowszu  tymczasową  moc  obowią- 
zującą. Uwagi  godnym  jest  szczegół,  zaznaczony  w  odnośnej  konsty- 
tucyi,  że  stało  się  to  za  przyzwoleniem  króla,  jako  też  wszystkich  se- 
natorów i  po^ów  koronnych  *);  jakkolwiek  sprawa  miała  charakter 
ściśle  mazowiecki,  nie  rozstrzygali  tu  zatem  wyłącznie  przedstawiciele 
Mazowsza.  Ostateczna  uchwała  co  do  Eksceptów  zapadła  na  sejmie 
toruńskim;  że  i  tym  razem  stało  się  to  za  współudziałem  wszystkich 
składników  sejmu,  dowodzą  słowa  zawarte  w  zatwierdzeniu  z  r.  1577: 
„potym  na  sejmie  toruńskim  przez  posły  mazowieckie  i  wszech 
innych  ziem  są  Nam  i  panom  Radom  podane"  *).  W  świetle 
tych  spostrzeżeń  tłómaczyć  należy  okoliczność,  na  pozór  dziwną,  że 
pismo  królewskie,  zatwierdzające  Ekscepta,  wyszło  nie  na  sejmie,  ale 
dopiero  w  blisko  pół  roku  po  jego  ukończeniu,  w  czerwcu  1577  r. 
w  Malborgu.  Wykazują  one,  że  król  nie  występował  tu  bynajmniej 
jako  samoistny  czynnik  tworzący  prawo,  bez  udziału  sejmu  walnego; 
owszem,  zgoda  sejmu  była  już  przedtem  uzyskaną,  a  tylko  formalne 
zatwierdzenie  dla  jakichś  przyczyn  zewnętrznych  przeciągn^o  się  przez 
kilka  miesięcy.  Gdyby  wywód  ten  pozostawiał  jakie  wątpliwości,  roz- 
proszą je  petyta  sejmiku  głównego  mazowieckiego  z  15  maja  1577  r., 
w  których  sejmik  ten,  nastawając  o  rychłe  załatwienie  sprawy,  podnosi, 
że  Ekscepta  zostały  już  poprzednio  przez  sejm  uchwalone  i  wszystkie 
formalności  co  do  nich  ułatwione,  jeno  dotychczas  jeszcze  nie  przeszły 
przez  kancelaryą  królewską  ^). 

^)  Accedente  ad  id  consenBU  praesenti  nostro  ac  consiliariomm  Kegni  ac  nun- 
tiorum  terrestriom  in  praesenti  conrenta  congregatomm.  Y o  1.  leg.  II.  927.  Por. 
toś  odnośną  do  tego  wsmiankę  w  później  szem  zatwierdzenia  Eksceptów  z  r.  1577:  I  My 
ze  wszemi  stany  na  ten  czas  warowaliśmy  im  je  i  potwierdzili.  Ibid.  II.  931. 

*)  Ibid.  n.  931. 

*)  Gonsaetndines  z  prawa  naszego  dawnego  wyjęte  weding  przysięgi  króla  Jmci 
i  uchwały  sejmowej  zatrudniają  i  hamują;  proszą,  aby  Jkmśó,  jako  in  freąiienti 
senatn  na  sejmie  blisko  przeszłym,  solenniter  wziąwszy  je  od  panów  posłów  naszych, 


198  OSWALD    BALZER. 

Historya  kodyfikacji  Eksceptów  służyć  może  za  podstawę  do  snu- 
cia wniosków  analogicznych  o  przebiegu  akcyi  kodyfikacyjnej  Statutu 
pierwszego  tylko  pod  jednym  względem:  a  mianowicie,  w  jaki  sposób 
postępowano  w  tej  mierze  na  samym  sejmie  walnym;  nie  daje  nato- 
miast podstawy  do  porównań  co  do  wzajemnego  w  tej  sprawie  stosunku 
dwu  organów,  państwowego  i  wojewódzkiego,  które  przytem  współdzia- 
łały. Projekt  Eksceptów  spisano  bowiem  na  sejmiku  głównym  war- 
szawskim, gdy  natomiast  w  czasie  powstania  Statutu  pierwszego  istniał 
jeszcze  dawny  sejm  mazowiecki.  Tem  cenniejsze  są  dla  nas  wskazówki, 
jakie  podaje  przebieg  kodyfikacyi  Statutu  drugiego  z  r.  1540,  że 
projekt  Statutu  tego  ułożony  został  przez  taki  sam  sejm  mazowiecki, 
co  i  projekt  Statutu  pierwszego;  przyczem  pamiętać  należy,  iż  w  czasie 
tym  stanowisko  prawne  sejmu  mazowieckiego,  zatem  także  i  stosunek 
jego  do  sejmu  walnego,  były  takie  same,  jak  w  r.  1531. 

W  mandacie  z  20  sierpnia  1536  r.,  zwołującym  sejmiki  ziemskie, 
a  także  sejm  mazowiecki  przed  zapowiedzianym  na  dzień  1  listopada 
t.  r.  sejmem  walnym  krakowskim,  oświadcza  król,  iż  Mazowszanie  pro- 
sili go,  aby  im  wolno  było  naradzić  się  między  sobą  nad  zebraniem 
statutów  i  zwyczajów  sądowych,  a  następnie  odnieść  je  do  króla  ^); 
czyniąc  zadość  tej  prośbie,  poleca  on  odbyć  sejmiki  ziemskie^  któreby 
się  nad  tą  sprawą  zastanowiły,  a  zarazem  posłów  z  p^ną  mocą  wy- 
brały; posłowie  ci  mają  się  potem  zebrać  na  sejmie  mazowieckim,  gdzie 
sprawę  tę  omówią  i  postanowią  ^).  Stanowisko  sejmu  warszaw- 
skiego określono  tu  zatem  dwukrotnie  wyrazami,  które  niezupełnie  się 
pokrywają;  powiedziano  raz,  iż  ma  on  nad  Statutem  naradzić  się  (con^ 
sultare)^  drugi  raz,  iż  ma  o  nim  postanowić  (constituere)^  zresztą 
zaś  zastrzeżono  tylko  sankcyą  samego  króla,  nie  wspominając  nic 
o  sejmie  walnym.  Sam  sejm  mazowiecki  wyraża  się  też  ogólnie  o  zło- 
żonym przez  siebie  Statucie  (drugim),  iż  przyszedł  on  do  skutku  za 
wspólnem  zezwoleniem  i  zgodną  wolą  zgromadzonych  ^;  w  dalszych, 
poszczególnych  jego  artykułach,  powołanie  owego  wspólnego  przyzwo- 


podać  był  Ichmo&ć  panów  pieczętarsów  raczył,  aby  terai  jaż  je  za 
pieczęcie  koronna  w  liczbie  artykułów  i  słowy,  jako  są  od  panów  posłów  naszych  po- 
dane i  podpisane,  wydać  rozkazać  raczył,  nic  nie  przeciągfając.  Pawiński,  Poczi|t. 
panów.  Stef.  Batorego  nr.  87. 

^)  Qiiia  Tero  rogati  sumas  nomine  nobilitatis  dacatns  Maioviae,  ut  liceret  eis  de 
statatis et  consaetadinibos  iadiciorom  colligendis  inter  se  consnltare  et  postea 
adNosdeferre.    RpisOssol.  (Acta  Tomic.)  nr.  178  f.  84. 

*)  Ut  in  eisdem  particnlaribos  conrentibas  boc  ipsom  faciant  et  nontios,  qai  de 
ea  re  in  ipso  conrenta  commoni  terrestri  (t.  j.  na  sejmie  mazowieckim)  agere  et  eon- 
stituere  possint,  com  plena  facnltate  eligant.  Ibid.  fol.  84. 

*)  Ck>mmani  omnium  consensn  et  Yolontate  concordi.    Bandtkie,  los  Pol.  372. 


STATUT    MAZOWIKCKT    PIEKW8ZY  199 

lenia  powtarza  się  jeszcze  dośd  często.  Możnaby  stąd  wziąd  pochop 
do  twierdzenia,  źe  w  sprawie  niniejszej  sejm  mazowiecki  był  w  istocie 
czynnikiem  ustawodawczym  we  właściwem  tego  słowa  znaczeniu,  po- 
wołanym, przy  współudziale  samego  króla,  a  z  wyłączeniem  sejmu 
walnego,  do  uchwalenia  Statutu.  Bliższe  wglądni^cie  w  rzecz  usuwa 
jednak  możliwość  takiego  przypuszczenia. 

Przedewszystkiem  bowiem  zwaźyd  należy,  iż  wspomniane  tu  sej- 
miki ziemskie,  jako  też  i  sam  sejm  mazowiecki,  zwołane  zostały  z  ra- 
cyi  zapowiedzianego  równocześnie,  wnet  po  nich  odbyć  się  mającego 
sejmu  walnego.  To,  czego  miały  dokonać,  zostawało  zatem  w  ścisłym 
związku  z  przyszłą  akcyą  centralnego  organu  ustawodawczego;  innemi 
słowy;  miały  one  przygotować  materyał  do  uchwał  sejmu  walnego. 
Gdyby  rzecz  miała  się  inaczej,  król  byłby  zwołał  sejm  mazowiecki 
osobno,  nie  oglądając  sig  na  termin  sejmu  walnego.  Z  tego  punktu 
widzenia  tłómaczyć  też  należy  znaczenie  słów,  zawartych  w  mandacie, 
iż  tekst  Statutu  będzie  królowi  podanym  do  zatwierdzenia:  miał  mu 
on  być  podanym  na  sejmie  walnym;  i  tutaj  więc  miano  na  myśli 
współudzit^  organu  centralnego.  Wymowniejszą  od  tych  rozumowań 
jest  treść  legacyi  królewskiej,  wysłanej  na  sejmiki  mazowieckie,  przy- 
toczonym poprzednio  mandatem  zwołane.  Wzywa  tu  król  szlachtę 
tamtejszą,  ażeby  swoje  statuty  i  zwyczaje  sądowe  zebrała  i  przebrako- 
wała,  nad  nimi  się  wspólnie  naradziła,  w  tem,  co  wymaga  reformy, 
odpowiednie  zmiany  przeprowadziła,  a  następnie  ułożony  w  ten  sposób 
tekst  Statutu  przez  posłów  swych  na  sejm  walny  odesłała^),  oczy- 
wiście nie  w  innym  celu,  jak  tylko  dla  tego,  ażeby  sejm  ten  o  rzeczy 
samej  ostatecznie  mógł  postanowić.  Zaraz  w  następnym  ustępie  legacyi 
zastrzega  król,  iż  z  projektu  togo  zatwierdzi  wraz  z  senatorami 
koronnymi  te  prawa  i  zwyczaje,  które  uzna  zaodpowiednie*). 
Współudział  niemazowieckich  składników  sejmu  walnego  przy  zamie- 
rzonym akcie  ustawodawczym  jest  tu  zatem  z  góry  zastrzeżony,  podo- 
bnie, jak  się  rzecz  miała  przy  zatwierdzeniu  Eksceptów;  różnica  za- 
chodzi tylko  w  tem,  że  mamy  tu  wymienioną  jedne  tylko  izbę  sejmową 
(senat),  podczas  gdy  przy  Eksceptach  współdziałały   obie,  zatem   także 

')  Permisit  etiam  Kegia  Maiestas  ipsarom  Dominationnm  Yestraram  rogatn,  ut 
constitationes  et  iaris  consaetadines  receptas  in  onnm  coinportent  et  scligant.  Itaquo 
hortatar  Dominationes  Yestras,  at  ea  de  re  nonc  in  commnne  consnltent,  habi- 
toqiie  delecta  legom  et  consuetudinam,  et  qaae  ridebantar  in  his  commcndanda  et 
emendanda,  emendent  et  conscribant,  ac  ad  generalia  comitia  per  nnntios 
saosmittant.     BpisOssol.  nr.  178  f.  88. 

*)  Ibi  vero  Regia  Maieitas,  cum  dominis  coniliariis  Regni,  leges  et 
consuetudincs,  qaa9  aequabile8  esso  consuerit,  irrefragabili  edicto  buo  sanciet  et  con- 
firmabit.  Ibid.  f.  88. 


200 


OSWALD    BALZER. 


izba  poselska.  Nie  można  jednak  do  tej  różnicy  przywiązywać  zby- 
tniego znaczenia:  nie  jest  ona  istotną  i  rzeczową,  lecz  raczej  tylko  ze- 
wnętrzną, stylistyczną.  W  czasach,  kiedy  wydawano  Ekscepta,  zna- 
czenie szlachty  w  Rzeczypospolitej  było  już  tak  wszechwładnem,  że 
w  tekstach  konstytucyj  sejmowych  nie  przepominano  nigdy  o  przyzwo- 
leniu jej  przedstawicieli,  t.  j.  posłów  ziemskich  ;  natomiast  w  czasach 
Zygmunta  I  bardzo  często  jeszcze  statuty  sejmowe,  przez  reminiscen- 
cyą  stosunków  dawniejszych,  zawierają  formułkę  o  przyzwoleniu  sa- 
mego tylko  senatu,  nie  wspominając  nic  o  zgodzie  posłów  ^);  a  przecież 
współudział  izby  poselskiej,  w  myśl  statutu  radomskiego  z  r.  1505, 
musi  tu  być  za  każdym  razem  dorozumiany  i  uzupełniony,  skoro  odno- 
śne postanowienia  przychodziły  do  skutku  na  sejmie.  Gdyby  i  ten 
argument  nie  wystarczył,  przypomnieć  można  jeszcze  ustęp,  zawarty 
w  przedmowie  do  urzędowego  wydania  zbioru  Statutów  Zygmuntowskich 
z  r.  1524,  według  którego  zawarta  w  tymże  zbiorze,  uchwalona  w  Piotr- 
kowie r.  1523  Formuła  processus  (kodeks  przewodu  sądowego  koron- 
nego) przyszła  do  skutku  za  zgodą  samego  tylko  króla  i  senatu  ^) ; 
z  przypadkowo  dochowanego  listu,  opisującego  szczegółowo  przebieg  sejmu 
piotrkowskiego  z  r.  1523,  dowiadujemy  się,  że  sprawa  uchwalenia  Far- 
muldę  processus  była  właśnie  podówczas  przedmiotem  bardzo  ożywionych 
rozpraw  w  izbie  poselskiej,  i  że  dla  tego  zrazu  ogłoszono  ją  jako  prawo 
obowiązujące  tylko  w  Małopolsce,  ponieważ  posłowie  wielkopolscy  zgo- 
dzić się  na  nią  nie  chcieli  ^).  Zwrot  stylistyczny  w  legacyi  królew- 
skiej z  r.  1536  o  przyzwoleniu  samych  tylko  senatorów  koronnych  na 
Statut  mazowiecki  drugi,  nie  przesądza  tedy  w  niczem  kwestyi  zasa- 
dniczej o  łącznym  współudziale  całego  sejmu  walnego,  zatem  także 
izby  poselskiej,  przy  dokonaniu  tego  aktu  ustawodawczego.  Jakoż, 
kiedy  ostatecznie  przyszło  do  sankcyi  Statutu  drugiego,  stało  się  to  nie 
gdzieindziej,  jeno  tylko  na  sejmie  walnym;  sejm  ów  zwołany  był  bo- 
wiem na  11   listopada   1539  r.  ^).  a  obradował  jeszcze   conaj mniej  17 


')  Por.  Btatnt  z  r.  1510:  de  consilio  consiliariorom  nostromm;  consiliaiiifi  no- 
stris  id  ipsnm  suadentibaB;  de  consilio  omniom  regni  consiliariomin;  consiliariis  no- 
stris  consentientibuB.  Y  o  1.  leg.  I.  368.  372  bis,  373.  Ststnt  i  r.  1532:  cnm  assensa 
et  consilio  totios  senatas.  Ibid.  I.  510.  Statat  z  r.  1539:  deqae  senatornm  et  con- 
siliariomin nostromm  sententia.  Ibid.  I.  549.  Statat  z  r.  1540:  ita  cum  senatoribns 
noBtris  constitnimas.  Ibid.  I.  558.  Statat  z  r.  1543:  yisom  est  nobis  et  consiliariis 
nostris.  Ibid.  I.  571.  We  wszystkich  tych  astepach  niema  nigdzie  powołanego 
przyzwolenia  izby  poselskiej. 

*)  Adiecimns  praeterea  Formolam  processas  iadiciarii....  per  Nos  et  consiliaiios 
nostros  approbatam.    Ibid.  I.  359. 

•)  Acta  Tomic.  VI.  str.  341  n. 

«)  Metr.  kor.  i.  59  fol.  117. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  201 

marca   1540  r.  ^);  dekret  zaś   królewski,   zatwierdzający   Statut,   nosi 
datę  17  stycznia  1540  r.  *). 

Cóź  tedy  mamy  sądzić  o  wzmiankach,  zawartych  w  mandacie 
królewskim  z  r.  1536,  według  których  sejm  mazowiecki  miał  powziąó 
uchwałę  (constituere)  co  do  Statutu  drugiego,  i  jak  tłómaczyó  zawarte 
w  samym  Statucie  zwroty  o  zgodnem  przyzwoleniu  (consensus)  jego 
uczestników?  Dopiero  w  świetle  powyższych  wywodów  rzecz  cała 
nahiera  właściwego  znaczenia.  To,  na  co  się  zgodził  sejm  mazowiecki, 
było  wprawdzie  uchwałą,  ale  tylko  na  wewnątrz,  mającą  znaczenie 
dla  niego  samego;  niedostawało  jej  powagi  ze  wnętrznej,  t.  z.  uchwała 
ta  nie  miała  mocy  wiążącej  przy  dokonaniu  samego  aktu  ustawodaw- 
czego, do  którego  powołanymi  byli  tylko:  król  i  sejm  walny.  Innemi 
słowy:  sejm  mazowiecki  powziąć  mógł  wprawdzie,  za  zgodą  uczestni- 
ków, uchwałę  co  do  projektu  Statutu,  ale  nie  mógł,  choćby  za 
współudziałem  króla,  a  z  wyłączeniem  sejmu  walnego,  uchwalić  sa- 
mego Statutu. 

Rozpatrzone  tu  dzieje  drugiej  i  trzeciej  kodyfikacyi  prawa  mazo- 
wieckiego dają  podstawę  do  wyrobienia  sobie  zdania^  w  jaki  sposób 
przyjść  mogła  do  skutku  kodyfikacya  pierwsza,  której  szczegółowego 
przebiegu  nie  możemy  śledzić  tak,  jak  u  tamtych,  dokładnie,  dla  braku 
wyczerpujących  wiadomości  źródłowych.  Szczególnie  ważną  jest  tu 
analogia,  jakiej  dostarcza  historya  Statutu  drugiego;  warunki  bowiem 
formalne  i  stosunki  zewnętrzne,  wśród  których  powstał,  były  zgoła  te 
same,  co  i  przy  uchwaleniu  Statutu  pierwszego.  W  obu  wypadkach 
cały  punkt  ciężkości  zamierzonej  akcyi  ustawodawczej  był  i  musiał 
być  ześrodkowany  w  sejmie  walnym;  sejm  mazowiecki,  który  przytem 
w8p<Udział£i,  był  już  tylko  sejmem  sądowym,  nie  prawodaw- 
czym we  właściwem  tego  słowa  znaczeniu,  jak  się  go  mylnie  do 
ostatnich  czasów  nazywało.  Jako  taki  nie  mógł  on  sam  brać  udziału 
w  ostatecznem  rozstrzygnięciu  pytania,  jakim  ma  być  Statut  mazowie- 
cki; musiał  on  tę  sprawę  pozostawić  powołanemu  do  jej  przeprowa- 
dzenia centralnemu  organowi  ustawodawczemu  w  Koronie,  na  co  jest 
zresztą  wyraźne  świadectwo  źródłowe  ').  Jak  w  r  .1536,  tak  też  i  w  r.  1531 
mógł  mu  on  przedłożyć  conaj więcej  projekt  Statutu,  udzielić  in- 
f  ormacyi,  jakiemi  są  urobione  z  dawna  zasady  prawa  mazowieckiego, 
objawić  wreszcie  życzenie  co  do  pożądanych  ze  względu  na  zmienione 

^)  Pod  tą  datą  wychodzą  konHtytacye  sejmowe  i  uniwenały  poborowe  tegoż 
sejmn^  a  wyraźnym  dodatkiem:  actam  in  conTentione  generali.  Metr.  kor.  t.  57 
fol.  211.  218.  222;  t.  61  fol.  189.  201.  209. 

*)  Bandtkie,  las  Pol.  367. 

*)  Por.  niiej. 


202  OSWALD    BALZER. 

stosunki  przeobrażeń  lub  uzupełnień  prawa.  Takie  zadanie  zakreślał 
mu  wyraźnie  sam  król;  w  mandacie,  wydanym  w  najbliższym  czasie 
(27  marca  1531  r.)  po  odbyciu  rzeczonego  sejmu,  wyraża  się  on,  iż 
zadaniem  tego  sejmu  była  naprawa  i  zestawienie  praw  na  Ma- 
zowszu obowiązujących  ^),  przyczem  pod  naprawą  rozumieć  należy 
wnioski  co  do  pożądanych  reform  dawnego  prawa  zwyczajowego.  Je- 
szcze dobitniej  i  wyraźniej  określił  to  zadanie  swoje  sam  sejm  mazo- 
wiecki z  r  1531  w  opracowanym  przez  siebie  projekcie.  Wstępne 
słowa  Statutu  pierwszego  nie  mówią  bynajmniej  o  współudziale  jego 
w  uchwaleniu  Statutu;  stwierdzają  one  tylko,  iż  sejm  ten  zgroma- 
dził się  dla  zebrania  i  spisania  dawnych  ustaw  i  zwyczajów  ma- 
zowieckich -).  Kiedy  zaś  powstała  tu  różnica  zdań  co  do  zakresu 
prawa  dziedziczenia,  jakie  przyznać  należy  kobietom,  przyczem  większa 
część  dygnitarzów  jako  też  posłów  miejscowych  oświadczyła  się  za  jego 
rozszerzeniem,  a  inna,  mniejsza  część,  za  ścieśnieniem,  nie  omieszkała 
większość,  jeszcze  w  czasie  trwania  sejmu,  conajpóźniej  14  marca  1531  r., 
zwrócić  się  do  osób  wpływowych  z  prośbą,  ażeby  zarówno  u  senato- 
rów koronnych,  jako  też  przez  nich  u  króla  poparły  jej  myśl,  i  przez 
to  przyjęcie  odpowiedniego  postanowienia  na  sejmie  walnym  umożli- 
wiły **).  Rozumiano  dobrze,  iż  zarówno  król  jako  też  sejm  walny,  ma- 
jąc przed  sobą  dwie  sprzeczne  informacye  w  tej  samej  sprawie,  mogliby 
się  przychylić  do  któregokolwiek  zdania,  zatem  także  do  zdania  mniej- 
szości, którego  bądź  co  bądź  za  uchwałę  sejmu  mazowieckiego  nie  mo- 
żnaby  było  uważać  *). 

Uwagi  powyższe  wyjaśniają  ostatecznie,  jaka  była  zasadnicza 
wartość  zarzutów,  podniesionych  ze  strony  mazowieckiej  przeciw  Sta- 
tutowi pierwszemu  na  sejmie  piotrkowskim  z  r.  1534.  Biorąc  zarzuty 
owe  dosłownie  i  w  całej  rozległości,  a  pamiętając  zarazem,  iż  tekst, 
przedłożony  przez  Prażmowskiego,  był  tylko  informacyą  dla  króla  i  sejmu 


^)  Quod  in  conrentu  Warschoriensi  praeterito  cum....  aggressnm  esset  n  e  g  o- 
tiumiarium    corrigendorum    et    concinnandorn m...  Por.  Dodatek  I. 

')  Ad  colligendam  et  conscribendum  statata  et  consuetadines  ter- 
rarnm  Mazoviae.   Metr.  kor.  t.  1  fol.  58;  K  e  k  o  p.  W  i  1  a  n.  fol.  60. 

•)  Por  list  Krzyckiego  do  biskupa  Tomickiego  z  daty  14  marca  1631,  w  któ- 
rym Krzycki,  na  prośbę  większości  sejmu  mazowieckiego,  sprawę  tę  poleca  Tomickiemu, 
i  prosi  o  wstawiennictwo  u  króla.  Gpis  Czart.  (Acta  Tomic.)  nr.  215  str.  485. 
Por.  Winiarz   11  uw.  2. 

*)  Instancye  w  tej  sprawie  odniosły  na  raiie  ten  skutek,  ie  król  mandatem 
z  27  marca  1531  r.,  a  na  tej  zasadzie  wicesgerent  Prażmowski  mandatem  z  27  maja 
t.  r.  polecili  sndom  mazowieckim,  aieby  aż  do  załatwienia  niniejszego  spora  przez 
BBJm  walny  koronny,  wstrzymały  się  z  wydawaniem  jako  toż  ogzekucyą  wyroków  w  spra- 
wach o  dziedziczenie  kebiet.     Por.  Dodat^^k  I  i  II. 


STATUT    MAZOWIECKI    IIERWSZY  203 

walnego,  będziemy  przecież  musieli  stwierdzić,  że,  jeśli  złożona  przez 
Popielskiego  redakcya  Statutu  nie  została  poddaną  ponownej  rewizyi 
sejmu  mazowieckiego,  i  przez  to  nie  we  wszystkiem  może  odpowiadała 
jego  zamiarom,  to  inforraacya  mogła  l)yó  w  istocie  częściowo  błędną; 
że,  jeśli  przedtem  zgorzało  kilka  sekstemów  projektu,  to  była  niezu- 
pełną i  niewyczerpującą ;  że  wreszcie,  jeśli  Prażmowski  poczynił  tu  su- 
mowobae  dodatki,  to  —  w  najgorszym  razie  —  była  spaczoną;  ale  wszyst- 
kie te  okoliczności  nie  dowodzą,  iżby  sejm  walny,  gdyby  nawet  o  tem 
wszystkiem  z  góry  wiedział,  nie  mógł  Statutu  w  takim  właśnie  kształ- 
cie przyjąć  i  uchwalić,  i  u  króla  zatwierdzenie  dlań  wyjednać;  albo 
też,  iż))y  Statut,  na  podstawie  tak  wadliwej  informacyi  uchwalony,  mógł 
z  tego  powodu  formalnie  uchodzić  za  nieważny.  Sejm  walny  bowiem 
i  król.  jako  wyłącznie  rozstrzygające  czynniki  ustawodawcze,  mieli 
wobec  udzielonej  sobie  informacyi  zupełną  swobodę  działania  i  mogli 
uznać  taką,  jaka  była,  za  dobrą  i  wystarczającą. 

Cóż  jednak  sądzić  o  owych  dodatkach  Prażmowskiego,  na  które 
później  tak  się  użalali  Mazowszanie?  Byłże  to  w  istocie  jakiś  akt  sa- 
mowoli z  jego  strony,  a  zarazem  podstępne  i  nieszczere  działanie  wobec 
sejmu  mazowieckiego?  Ażeby  rzecz  wyrozumieć,  rozważmy  warunki, 
wśród  których  kodyfikacya  przychodziła  do  skutku.  Chodziło  o  stwo- 
rzenie obszernego,  o  ile  możności  wyczerpującego  kodeksu  praw  są- 
dowych mazowieckich.  Sejm  walny,  choć  był  tu  wyłącznie  powoła- 
nym do  ustawodawczego  orzeczenia,  choć  zresztą  w  składzie  swym, 
w  obu  izbach,  jednoczył  także  żywioły  mazowieckie,  nie  mógł  się  pod- 
jąć pracy  przygotowania  same;;o  projektu.  Było  to  zadanie  nazbyt 
obszerne,  i  nie  takie,  dla  którego  możnaby  tu  było  znaleźć  i  czas  po- 
trzebny i  grunt  stosowny.  Gdyby  zresztą  pod  tym  względem  istniały 
jakie  wątpliwości,  byłoby  je  rozwiało  doświadczenie,  jakie  w  tej  mierze 
zebrano  co  do  wlokącej  się  już  od  dłuższego  szeregu  lat,  a  wtedy  je- 
szcze nieukończonej  sprawy  korrektury  praw  koronnych.  Trzeba  było 
zatem  złożenie  projektu  zlecić  jakiemuś  innemu  czynnikowi,  poza  obrę- 
bem sejmu  walnego  stojącemu.  Nikt  lepiej  nie  nadawał  się  do  tego. 
jak  sejm  mazowiecki  sądowy:  jednoczył  on  w  swym  składzie  dostoj- 
ników, urzędników  i  posłów  mazowieckich,  z  miejscowem  prawem  naj- 
lepiej obznajomionych;  przytem,  spełniając  zdawna  wyższe  sądownictwo 
ziemskie,  stykał  on  się  z  niem  ciągle  w  żywem  jego  zastosowaniu. 
Informacya,  udzielona  przezeń  sejmowi  walnemu,  w  kształcie  odpowie- 
dnio ułożonego  projektu,  choć  na  zewnątrz  nie  miała  mocy  wiążącej, 
była  przecież  sama  w  sobie  bardzo  pożądaną,  mogła  nawet  na  wewnątrz 
cieszyć  się  wielką  powagą.  W  każdym  razie  jednak  nie  był  sejm  ma- 
zowiecki jedynem,  jakie  się  pomyśleć   dało,  źródłem   informacyi.     Ani 


204  OSWALD    BALZER. 

on  sam  nie  miał  wyłącznego  na  to  przywileju,  ani  sejm  walny  nie 
miał  obowiązku  szukać  jej  u  niego  wyłącznie.  Mógł  i  miał  prawo 
szukać  jej  także  gdzieindziej,  gdzie  się  ją  spodziewał  znaleźć  dobrą 
i  trafną;  w  zasadzie  byłby  mógł  nawet  sięgnąć  wyłącznie  do  innego 
źródła,  z  zupełnem  pominięciem  sejmu  mazowieckiego.  Taką  właśnie 
drogą  postępowano  już  od  lat  kilkunastu  w  Koronie,  w  sprawie  przy- 
gotowywanej tamże  od  dawna  kodyfikacyi  prawa  polskiego.  I  tam  zamie- 
rzono oprzeć  Korrekturę  nie  tylko  na  dawniejszych  statutach,  ale  także 
na  wytworzonem  zdawna  prawie  zwyczaj  o  wem;  i  tam  zakrzątano  się 
gorliwie  około  zebrania  prawa  zwyczajowego  w  każdem  województwie, 
ażeby  potem  spisy  tegoż  prawa  przedłożyć  do  zużytkowania  korrekto- 
rom,  a  przez  nich,  w  opracowanym  ostatecznie  projekcie  kodeksu,  sej- 
mowi walnemu  Ale  w  Koronie  zadanie  zebrania  praw  zwyczajowych 
nie  zostało  zleconem  żadnemu  ciału  zbiorowemu,  choć  i  tutaj  byłyby 
się  znalazły  organy,  do  takiej  pracy  stosowne  i  odpowiednie,  n.  p.  wiece, 
sprawujące  wyższe  sądownictwo  ziemskie,  z  miejscowych  dostojników 
i  urzędników  złożone;  zadanie  to  poruczono  tutaj  wojewodom  poszcze- 
gólnych ziem,  wychodząc  z  zapatrywania,  że  jako  pierwsi  dostojnicy, 
a  zarazem  przewodniczący  wieców,  sami  zdołają  ustalić  obowiązujące 
zwyczaje  prawne.  O  tem  zebraniu  praw  zwyczajowych  przez  woje- 
wodów koronnych  wspominają  liczne  współczesne  listy  i  mandaty  kró- 
lewskie ^);  zarządza  je  statut  sejmowy  z  r.  1520  *),  a  co  uwagi  godniej- 
sza,  to  samo  zarządzenie  powtarza  statut  sejmu  z  r.  1532  %  tego  sa- 
mego sejmu,  na  którym  toczyła  się  sprawa  zatwierdzenia  Statutu 
mazowieckiego  pierwszego.  Mógł  tedy  król  i  sejm,  idąc  tu  za  wzorem, 
stosowanym  w  Koronie,  również  i  przy  dokonaniu  kodyfikacyi  mazo- 
wieckiej, korzystać  z  informacyj  wojewody  mazowieckiego,  uzup^ia- 
jacy  eh  projekt  sejmu  tamtejszego;  tym  zaś  wojewodą,  a  zarazem  wi- 
cesgerentem  królewskim  na  Mazowszu  był  wtedy  właśnie  —  Prażmo- 
wski.  Bezwzględnie  rzecz  biorąc,  moźnaby  sobie  nawet  zadać  pytanie, 
czy  Praźmowski  nie  był  do  tego  powołanym  bardziej,  niż  którykolwiek 
inny  wojewoda  koronny  co  do  zwyczajów  swojej  ziemi;  przypominamy 
wiadomy  szczegół  o  sumiennem  pełnieniu  funkcyj  sędziowskich,  jaki 
o  nim  przekazały  źródła.  W  tem  leży  zasadnicze  wyjaśnienie  jego 
współudziału  w  tej  sprawie.  Moźnaby  tu  poruszyć  jeszcze  pewien 
wzgląd  praktyczny.  Nie  należy  zapominać,  że  sejm  mazowiecki  z  r.  1531 


')  Por.  piBma  z  r.  1513,  1514,  1521,  1526  i  1527.    Acta  Tomic.  n.  nr.   158. 
in.  nr.  6.  VI.  nr.  1.  VI1L  nr.  7.  IX.  nr.  76.  283. 
»)  Vol.  leg.  I.  393. 
^  Ibid.  I.  600. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIIBRWSZY  205 

dokonał  pracy  złożenia  projektu  bardzo  pospieszie,  w  ciągu  dni  kilku- 
nastu; że  skutkiem  tego  nie  było  tu  rękojmi  nie  tylko  zupełnego  wy- 
czerpania przedmiotu,  ale  brakowało  nawet  pewności,  czy  nie  pominięto 
jakichś  przepisów  ważnych,  aktualne  znaczenie  przedstawiających,  w  za- 
mierzonym Statucie  istotnie  potrzebnych.  Wszakże  sam  sejm  warszawski 
przy  końcu  swojego  projektu  zastrzegł,  iż  utrzymuje  na  przyszłość 
w  mocy  inne  statuty  i  zwyczaje,  których  dla  krótkości  czasu  zebrać 
i  spisać  nie  było  można  *).  Co  z  tych  pominiętych  statutów  i  zwy- 
czajów na  szczególne  jeszcze  zasługiwało  podniesienie,  na  to  mógł 
snadno  królowi  i  sejmowi  walnemu  zwrócić  uwagę  —  wojewoda  ma- 
zowiecki 

Bozważmy  wreszcie,  w  jakim  zakresie  Prażmowski  zrobił  użytek 
z  przysługującego  mu  prawa;  na  czem  polegały  lub  polegać  mogły  jego 
uzupełnienia,  przynajmniej  te,  z  których  Mazowszanie  później  byli  nie- 
zadowoleni? Pamiętając  o  tem,  że  już  w  r.  1540  wydany  został  Sta- 
tut drugi,  który  widocznie  miał  na  celu  usunąć  to,  co  Mazowszanom 
wadziło  w  Statucie  pierwszym,  musielibyśmy,  biorąc  rzecz  ogólnie, 
zwrócić  uwagę  na  te  artykuły,  które  w  Statucie  drugim  zostały  co  do 
treści  zmienione,  jako  też  te,  które  w  nim  zupełnie  opuszczono. 
Pierwszych,  jak  wiadomo,  jest  77,  drugich  8  we  właściwym  tekście, 
a  ponadto,  jako  część  dodatkowa,  statut  o  rrężobójcach,  na  10  artyku- 
łów rozłożony  *).  Co  do  grupy  pierwszej  zachowanie  Prażmowskiego 
polegałoby  na  tem,  iż  tekst  pewnych  artykułów,  przez  sejm  mazowie- 
cki z  r.  1531  uchwalonych,  samowolnie  zmienił;  co  do  grupy  drugiej 
na  tem,  iż  pewne  postanowienia,  przez  sejm  wcale  nieuch walone,  sa- 
mowolnie dodał.  Zwrócić  tedy  musimy  uwagę  na  to,  że  zarówno  Po- 
stulaty mazowieckie,  jako  też  Legacya  sejmowa  z  r.  1534,  jakkolwiek 
w  niczem  nie  oszczędzają  Prażmowskiego,  nie  zarzucają  mu  przecież, 
iżby  w  czemkolwiek  spaczył  myśl  uchwalonych  przez  Mazowszan  arty- 
kułów, a  więc,  jakoby  poczynił  w  nich  jakiekolwiek  zmiany;  pierwsza 
z  nich  mówi  tylko  ogólnie  o  niektórych  artykułach  na  szkodę  szlachty 
dodanych*);  druga  wymienia  szczególnie  statut  o  mężobójcach,  jako 
też  inne  artykuły  przydane*).     Nie  można   wątpić,  że   gdyby   wina 


^)  Omnes  alias  consaetadineB,  pririle^ia  et  articolos  terrestres....  qnafl....  ob  tam 
breye  tempas  conyentioniB  istins  coiligere  et  conecribere  non  poterant,  in  Wgore  sno  et 
robore  perpetno  resenrayeront.  Art.  248. 

*)  Por.  Btr.  179. 

")  In  qao  statato....  continentar  nonnalli  articnli  in  grayamen  et  praeindiciam 
totioa  nobilitatis.  Qno8  articulos  olim  dominuB  palatinuB....  imposnit.  Bpis 
C  a  a  r  t.  (Acta  Tomic.)  nr.  272  str.  286. 

*)  Statntam  illud  (do  homicidiis)  ....  neqae  de  volantate    ant  sententia  ipsoram 


206  OSWALD    BALZER. 

Prażmowskiego,  w  rozumieniu  Mazowszan,  była  sięgała  dalej,  nie  by- 
liby mu  oszczędzili  najcięższego  zarzutu,  t.  j.  świadomego  przekręcenia 
istotnie  już  objawionej  i  w  projekcie  wyrażonej  woli;  z  tym  zarzutem 
jednak,  mimo  wszystko,  przeciw  niemu  nie  występują.  Tak  więc  w  do- 
chodzeniu pytania,  co  jest  samoistnym  dodatkiem  Prażmowskiego,  mu- 
simy się  f>graniczyć  wyłącznie  do  grupy  drugiej,  t.  j  do  artykułów, 
które  w  Statucie  drugim  opuszczona. 

Spotykamy  tu,  jak  już  wspomniano,  przede  wszy  stkiem  8  artyku- 
łów, należących  do  właściwego  tekstu  Statutu  pierwszego.  Dwa  z  nich 
(art.  97  i  98)  zawierają  przepisy  o  sposobie  graniczenia  dóbr  królew- 
skich od  szlacheckich,  oba,  jak  z  samej  ich  treści  wynika,  oparte  na  sta- 
rodawnym zwyczaju,  zatem  takie,  których  utrzymanie  na  przyszłość 
orzekała  w  zasadzie  końcowa  klauzula  generalna  Statutu,  potwierdzająca 
całe  dawniejsze  prawo  zwyczajowe  (art.  248).  Co  ważniejsza,  jeden 
z  tych  artykułów  wymaga  przy  graniczeniu  obecności  panującego,  drugi, 
przeładowuje  [)roces  graniczny  niedogodnym  dlań  formalizmem.  Oba 
zniesione  zostały  dekretem  królewskim  z  29  stycznia  1532  r.  ^);  sam 
dekret  zaś  nie  pozostawia  wątpliwości,  dla  czego  się  to  stało:  oto  dla 
tego,  że  przewód  taki  zarówno  dla  króla,  jak  i  dla  jego  skarbu  był 
uciążliwym  %  Oba  te  artykuł j^  nie  mogły  zatem  w  niczem  wadzić  Ma- 
zowFzanom,  owszem  miały  dla  nich  nawet  pewną  wartość,  podnosząc 
znaczenie  ceremoniału  granicznego^  jako  też  utrudniając  dowód  granic 
dóbr  królewskich,  na  korzyść  stanu  szlacheckiego.  Nie  na  tem  więc 
chyba  polegały  dodatki  Prażmowskiego,  na  które  się  uskarżano  w  r.  1534 

per  dominum  olim  palatinuin...     insertam    esse,    ut    ot    pleraqne    alia    per 
ipRnm  a  8  8  u  t  a.     K  p  i  s  Czart.  nr.  272  str.  275. 

^)  Mam  ta  na  mjśli  pr2epi8,  wydrukowany  w  Statacie  drugim  p.  t.  De  bonis  re- 
galibus  limitiindis.  Bandtkie,  lus  Pol.  417.  Zewnętrznie  nie  jest  on  tu  wyróżniony 
jako  osobny  dekret  królewski ;  nie  ma  tei  w  nim  nmieszczonej  daty,  pod  któr^  został 
wydany.  Widocznie  jednak  nie  należy  on  do  wła&ciwogo  tekstu  Statutu  dmgiogo, 
jest  bowiem  stamti^d  wyleczony,  a  mianowicie  znajduje  się  już  nawet  po  końcowej 
klauzuli  tegoż  Statutu  o  otrzymaniu  wszystkich  dawniejszych  ustaw  i  zwyczajów  ma- 
zowieckich. (Ibid.  414).  Z  tego  wypływa,  że  zawdzięcza  swoje  powstanie  osobnemu 
aktowi  ustawodawczemu.  Poni''waż  zaś  bezpośrednio  przed  nim  zamieszczono  tu  dwa 
dekrety  królewskie  z  29  stycznia  1532  r.,  a  bezpośrednio  po  nim  nie  następuje  joż  nic, 
jak  tylko  zgrupowany  w  osobną  całość  zbiór  statutów  mazowieckich  średniowiecznych, 
przeto  słuszna  przypuścić,  że  także  i  ów  przepis  o  graniczeniu  dóbr  królewskich  wy- 
dany został  jako  osobny  dekret,  równocześnie  z  dwa  innymi  dekretami  królewskimi 
z  2d  stycznia  1532  r.,  do  których  go  tu  bezpośrednio  przyłączono.  Opuszczono  tylko 
formułkę  wstępną  i  końcową,  może  dla  tego,  że  je  dwa  razy  przedtem  powtórzono; 
skutkiem  czego  sam  przepis  wygląda  pozornie  jakoby  artykuł  statutowy. 

')  Nonnihil  nobis  et  fisco  nostro  damni  allatura  esse  yidebatur.  Bandtkie, 
ins  Pol.  417. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  207 

Dwa  inne  artykuły  dotyczą  stosunków  kmiecych:  jeden  z  nich  stanowi, 
że  kmieć,  wydający  córkę  poza  granice  Mazowsza,  winien  panu,  według 
starego  zwyczaju,  zapłacić  jeden  wiardunek  kunnego  (art.  121);   druo-i 
przepisuje,  że  szlachcic,  jeśli  był   pomocnikiem   w   zabójstwie   kmiecia 
lub  w  ogóle  nieszlachcica,  nie  ma  być  pociąganym  do  odpowiedzialności 
sądowej,  jeno   tylko   sprawca   główny   (art.    159).     Oba    postanowienia 
przestrzegają    ściśle   interesów   szlachty   przeciw    ludności    poddańczej, 
i    to    po    części   w   granicach   zbyt   daleko   zakreślonych;    ale  właśnie 
dla  tego    oba   nie   mogły   stanowić  przedmiotu   zgorszenia    dla   posłów 
szlacheckich,  zwłaszcza  przy  ułożeniu  Statutu  drugiego,  którego   doko- 
nano właśnie  pod  hasłem  większego  jeszcze  ścieśnienia   praw   ludności 
włościańskiej,  aniżeli  to  uczynił  Statut  pierwszy.     Tak  więc  i  do  tych 
dwu  artykułów  nie  odnoszą  się  chyba  zarzuty  Mazowszan.  podniesione 
przeciw  Praźmowskiemu  na  sejmie  piotrkowskim.     Jest  rzeczą  najpra- 
wdopodobniej szą,  że  jak  tamte,  tak  też  i  niniejsze  dwa  artykuły  umie- 
szczono  w   Statucie    pierwszym    wprost   z   woli    sejmu    mazowieckiego 
z  r.  1531 ;  jeśli  je  zaś  w  redakcyi  drugiej  opuszczono,  to  tylko  dla  tego, 
że  ostatni  był  krzycząco  niesprawiedliwym,  a  pierwszy,   jak    się    tego 
już  domyślano,  dla  tego,  że  przedstawiał  podrzędne  znaczenie;  podobnie 
jak  dwa  inne,  na  wstępie  wymienione  artykuły  o  graniczeniu  dóbr  kró- 
lewskich, dla  tego  nie  weszły  do  Statutu  drugiego,  iż  zniósł  je  dekret 
z  r.  1532.     Dwa  dalsze  artykuły  określają  stosunki  prawne  kobiet  do 
nieruchomości,  i  to  w  sposób  wielce  dla  nich  korzystny:  jeden  stanowi, 
że  córki  po  śmierci  ojca,  pokąd  za  mąż  nie  wyjdą,  nie  mogą  być  z  dóbr 
ruszane  przez  braci  (art.  80);  inny,  że  kobieta,  której  ojciec  na  dobrach 
zapisał  pewną  sumę,  nie  może   być  z  nich    skupioną   na   zasadzie  t.  z. 
taksy    ziemskiej    (t.  j.    na    podstawie    oszacowania,    dokonanego    przez 
krewnych  i  sąd),  jeno  tylko  przez  spłatę  całkowitej,  przez  ojca  zapisa- 
nej wartości  pieniężnej  (art.  163).     Oba  te  artykuły,   gdyby  je   nawet 
był  dodał  Prażmowski,  odpowiadały  chyba  zamiarom  większości  sejmu- 
jących z  r.  1531,  skoro  na  ówczesnym  sejmie  mazowieckim  większość 
ta  oświadczyła  się  także  za   rozszerzeniem   praw   kobiet   przy   dziedzi- 
czeniu nieruchomości  ^).     Nie  jest  zresztą  wykluczonem  przypuszczenie. 
że  i  owe  artykuły  weszły   do   pierwotnego   tekstu    projektu,   uchwalo- 
nego r.  1531,  że  zatem  nie  są  dodatkiem  Praźmowskiego;  jeżeli  bowiem 
większość,  uznająca  szersze  prawa  kobiet,  nie  mogła  się  zgodzić  z  mniej- 
szością co  do  rzeczy  najważniejszej  i  najdalej  idącej,  t.  j.  dziedziczenia 
kobiet  w  dobrach  nieruchomych,  i  z  tego  powodu  odnośnego   postano- 
wienia w  sam  tekst  Statutu  nie  wprowadziła,  to  jednak   co   do   pytań 


*)  Por.  Btr.  202. 


208  OSWALD    BALZKR. 

bądź  co  bądi  podrzędniejszych,  znaczeniem  swojem  tak  daleko  nie  się- 
gających, jak  pytania  w  art.  80  i  163  rozstrzygnięte,  mogła  doprowa- 
dzić do  zgody,  a  przeto  też  i  odnośne  postanowienia  w  projekcie  za- 
mieścić. Art.  238,  opuszczony  w  Statucie  drugim,  stanowi,  że  pozwany 
o  zwrot  dóbr  nieruchomych,  jeśli  się  zasłoni  zarzutem,  iż  posiada  je 
po  ojcu,  dziadach  i  pradziadach,  przez  czas  dawności  ziemskiej,  ma 
prawo  twierdzenie  to  udowodnić  pełnymi  świadkami,  a  w  takim  razie 
wychodzi  zwycięsko  z  procesu  ^).  Zawarty  tu  przepis,  zarówno  o  stro- 
nie dowodzącej,  jak  i  o  skutkach  przeprowadzonego  dowodu,  jest 
tylko  przypomnieniem  elementarnej  zasady  mazowieckiego  2),  jako  też 
w  ogóle  polskiego  przewodu  sądowego,  jakiej  tu  przestrzegano  zarówno 
przedtem  jak  i  później;  w  samym  tekście  artykułu  wyraźnie  też  za- 
znaczono, iż  jest  on  wzięty  z  prawa  zwyczajowego.  I  ten  więc  przepis, 
gdybyśmy  nawet  przyjęli,  że  go  dodał  Prażmowski,  nie  mógł  później 
stać  sig  kamieniem  obrazy  dla  Mazowszan;  jego  pominięcie  w  Statucie 
drugim  dałoby  się  usprawiedliwić  wprost  przypuszczeniem,  iż  nie  chciano 
tu  powtarzać  myśli,  wyrażonej  w  ten  sam  sposób  w  całym  szeregu  in- 
nych szczegółowych  postanowień  tegoż  Statutu  3).  Ostatni  wreszcie 
z  należących  tu  artykułów  (221)  stanowi,  jakie  opłaty  należą  się  pod- 
komorzemu za  jego  czynności  urzędowe:  jeżeli  jedna  strona  zawezwała 
go  do  dokonania  wizy  i,  winna  mu  zapłacić  kopę  groszy;  jeśli  obie  to 
uczyniły,  każda  płaci  po  kopie  *).     Nie  mamy  podstaw  źródłowych  do 


')  ArŁyknł  ten,  nieuws^lędniony  w  ostatniej  pracy  o  Statucie  pierwszym,  przy- 
taczamy tu  w  pełnem  brzmienia:  De  praescriptione  patrimonii.  Si  ąais 
citaYorit  pro  possessione  et  tenuta  aIiquomm  bonorum,  alle^ans  ista  bona  ease  propria, 
et  iura  super  eadem  bona  produzerit,  ci  tatuś  Tero  eadem  bona  sua  patrimonium  suum 
in  responsione  nominaverit,  asserens  ea  tenere  et  pacifice  possidere  post  patrem,  arum, 
praeayum  et  ultra  post  praedecessores  suos  iure  naturalis  successionis  et  le^time  tan- 
qaam  rerum  patrimonium  suum,  qui  semper  fuerunt  in  continua  et  pacifica  possessione 
dictorum  bonorum  absąue  omni  impedimento  et  inqaietatione  actoris  et  eius  anteces- 
sorum,  in  quibu8  bonis  praescriptionem  terrestrem  satis  longo  tempore  retinuerit,  iudi- 
ci  om  in  tali  casu  decemere  debet  citato  plenis  testibus  supportare  suam  possessionem 
et  praescriptionem  terrestrem  iuzta  responsionem,  quod  ipsa  tenet  ex  praearo,  avo, 
patre  in  pacifica  possessione;  qua  probata  actori  silencium,  et  citato  pax  perpetua 
(w  rękop.  błędnie:  pacem  perpetuam)  pro  eisdem  bonis  iadicialiter  imponi  debet  inzta 
consuetudinem  terrae.  Metr.   kor.  t.  I.  fol.  104. 

')  Por.  Schoennet,  Dowód  ze  świadków  w  prawie  mazowieckiem  33  n. 

«)  Ibid.  33  n. 

*)  I  ten  artykuł,  pominięty  w  ostatniej  pracy  o  Statucie  pierwszym,  podajemy 
tu  w  caIo6ci:  Pretium  succamerarii  a  risione.  Quando  succamerarius  capitalis 
alicuius  terrae  recipitur  per  aliqaem  ez  iure  ad  yisionem  pro  aliqua  haereditate,  se- 
zagenam  grossorum  pretii  habere  debet  ab  eo,  qui  eum  recipit  et  oonducit.  Si  [ab]  ntra- 
que  parte  recipitur,  ntraqne  pars  unam  sezagenam  sibi  solyere  debet  et  non  plus. 
Metr.  kor.  t.  I.  fol.  100. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  209 

porównania,  jakiemi  były  przedtem  i  potem  taksy  podkomorskie  za 
„widzenie^;  z  tekstu  artykułu,  zastrzegającego,  że  ponad  wymienione 
powyżej  należytości  podkomorzy  więcej  pobierać  nie  powinien,  wy- 
nika jednak  niewątpliwie,  że  w  przepisie  tym  mamy  albo  zniżenie  da- 
wniejszej taksy,  albo  przynajmiej  wyraźne  jej  ustalenie,  zmierzające 
do  usunięcia  nadużyć,  jakicb  się  tu  może  dopuszczali  podkomorzowie. 
W  jednym  i  drugim  wypadku  przepis  taki  mógł  być  tylko  pożądanym 
dla  szlachty,  ułatwiając  jej  dochodzenie  prawa  w  sporach  granicznych. 
Dlatego  przyjąć  możemy,  że  i  ten  artykuł  uchwalony  został  przez 
sejm  mazowiecki  z  r.  1531,  a  nie  jest  dodatkiem  Prażmowskiego; 
gdyby  zaś  nim  nawet  był,  to,  pomijając  nawet  drobnostkowość  sprawy, 
i  biorąc  wzgląd  na  sarnę  treść  postanowienia,  przyznamy,  że  Mazowsza- 
nie  nie  mieliby  żadnego  powodu   występować  później   przeciw  niemu. 

Jedynym  dodatkiem,  co  do  którego  na  pewno  da  się  powiedzieć, 
że  pochodzi  od  Prażmowskiego,  i  którego  nie  zawierał  pierwotny  pro- 
jekt Statutu^  uchwalony  r.  1531,  jest  statut  o  mężobójcach,  ks.  Janu- 
sza m  mazowieckiego  z  r.  1525,  umieszczony  tu  w  potwierdzeniu 
Zygmunta  I  z  29  stycznia  1532  r.  Że  statut  ten  został  później  do- 
dany, podnosi  przedewszystkiem  wyraźnie  przytoczony  poprzednio 
ustęp  Łegacyi  sejmowej  z  r.  1534  ^).  Pewniejszą  jeszcze  wskazówkę 
podaje  miejsce  jako  też  forma,  w  jakiej  go  tu  zamieszczono.  Przede- 
wszystkiem znajduje  się  on  na  samym  końcu  całego  kodeksu,  a  więc 
w  miejscu  dla  siebie  niewłaściwem,  wszystkie  bowiem  statuty  dawniej- 
szych książąt  mazowieckich,  w  liczbie  25.  jakie  na  przyszłość  utrzymać 
chciano,  podano  w  kodeksie  na  jego  czele;  nie  można  wątpić,  że  gdyby 
i  ten  statut,  według  pierwotnego  zamiaru  Mazowszan,  miał  był  wejść 
w  skład  kodeksu,  byłby  się  znalazł  w  jego  części  początkowej,  pośród 
innych  statutów  dawniejszych.  Powtóre:  żaden  ze  statutów  książęcych 
nie  jest  zaopatrzony  formułką  ratyfikacyjną  króla,  z  jedynym  wyjąt- 
kiem niniejszego  statutu  o  mężobójcach;  dowodzi  to,  że  dostał  się 
w  skład  kodeksu  w  odmiennych  warunkach,  aniżeli  tamte.  Wreszcie 
następuje  on  w  kodeksie  po  artykule  (248),  który,  powołując  się  na 
wszystkie  poprzednio  tu  zamieszczone  statuty  i  zwyczaje,  dodaje  klau- 
zulę ogólną  o  utrzymaniu  na  przyszłość  wszystkich  innych,  wyraźnie 
niepodanych  statutów  i  zwyczajów:  z  samej  treści  artykułu  tego  wy- 
nika, iż  w  pierwotnym  projekcie  musiał  być  ostatnim,  i  że  to.  co  po 
nim  w  kodeksie  następuje,  jest  dodatkiem  późniejszym. 

Rozważmy  pobudki,  które  na  zamieszczenie  tego  dodatku  wpły- 
nąć mogły.  I^ypomnieć  winniśmy,  że  w  czasach  Zygmunta  I  warunki 

*)  Por.  str.  189  i  tamże  pnjp.  1.  2. 

Busprawy  Wjrds.  blit  fllos.  T.  XŁ.  14 


210  OSWALD    BALZER. 

i  rękojmie  bezpieczeństwa  życia  i  mienia   ułożyły   się   w   całej    Polsce 
nad  wyraz  niekorzystnie.     Przyczyniło  się  do  tego  pewne  rozkiełzanie 
obyczajów  i  rosnąca  samowola  szlachty,  z  drugiej   zaś   strony   upadek 
najwyższego  sądownictwa,  skutkiem  wadliwego  ustroju,  jaki  mu  jeszcze 
w    wiekach    średnich    nadano  ^).     Szczególnie    zagnieździły    się    męźo- 
bójstwa,    wzruszając    do    najgłębszych    podstaw    porządek    społeczny 
w  kraju  ^).     Nasuwała  się  myśl,  sama  przez  się,  ażeby  takiemu  stanowi 
rzeczy  zapobiec  przez  stosowne  przepisy  ustawodawcze,   a   mianowicie 
przez  zaostrzenie  kar  na  mężobójców,  jako  też  przez   sprężyste   wyko- 
nywanie wydanych  w  tej  mierze  postanowień  przeciw  winnym.    Osta- 
tnia z  ustaw  dawniejszych,  przedmiotowi  temu   poświęconych,  uczyniła 
już  po  części  zadość  temu  zadaniu.     Statut  z   r.    1496   podniósł   głów- 
szczyznę  szlachecką  do  120  grz.,  polecił  męźobójców  karać  wieżą  jednego 
roku  i  sześciu  niedziel,  zarządził  wreszcie,  iż  obwiniony  o  mężobójstwo, 
gdyby    uciekł    z    królestwa,   podlegać   ma   karze   infamii  *).     Ale  i   te 
środki  nie  wystarczały  jeszcze.     Kiedy  po  objęciu   rządów   przez   Zy- 
gmunta I,  w   trzech   pierwszych   latach  jego   panowania,   mężobójstwa 
mimo  to   w  zastraszający  sposób  szerzyć  się  poczty,  zwrócił  król  ba- 
czną na  tę  sprawę  uwagę  i  postanowił  zapobiec  złemu  przez   stosowne 
zaostrzenie  przepisów  ustawowych.     Po  raz   pierwszy  na  sejmie  piotr- 
kowskim z  r.  1510    udało   mu  się  przeprzeć   ustawę,   przedmiotu   tego 
dotyczącą,  która  była  znakomitą  reformą   statutu  z  r.  1496.  Utrzymała 
ona  nie  tylko  oznaczoną  poprzednio  główszczyznę  i  karę  wieży;  zarzą- 
dziła ponadto,  iż   o   każdym   wypadku   mężobójstwa   starostowie   miej- 
scowi winni  natychmiast  donosić    królowi,  pod   wysoką   grzywną   pie- 
niężną lub  utratą   urzędu;  a  zarazem   postanowiła,  iż   na   takie   zawia- 
domienie sąd  królewski  wezwie  winnego  do  odpowiedzialności;  zerwała 
zatem    stanowczo  z  zasadą   oskarżenia  prywatnego;   orzekła   następnie, 
iż    rodzina    zabitego   ma   otrzymać   dobra    mężobójcy    w   zastaw,   póki 
główszczyzny  nie  zapłaci,  a  gdyby  dobra  na  to  nie  wystarczały,  pole- 
ciła winnego  więzić  aż  do  zadośćuczynienia,  chociażby  ponad  ustawowy 
termin  kary;  postanowiła  wreszcie,  że  kara  konfiskaty  dóbr  co  do  osia- 
dłych, a  infamii  co  do  nieosiadłych,  ma  być  stosowaną  nie  tylko  wobec 
tych,    którzy    uciekli    z    królestwa,    ale   w    ogóle    wobec    wszystkich 
którzy    na   pozew    sądowy    nie    staną    przed    królem  ^).     Zapoczątko- 
wana   przez   króla    akcya    zanadto    się   usprawiedliwiała    sama  przez 
się,  ażeby  ktokolwiek  odważył  się  był  wystąpić  przeciw  niej   otwarcie 

^)  Por.  Bal 2 er,  Geneza  trjban.  koron.  93  n.  104  n. 

*)  Jui  statat  piotrkowski  z  r.  1510  podnosi:    Homicidia....  in  Beg^o  nostro  ino> 
lererant.  Vol.  leg.  I.  370. 
»)  Ibid.  L  274 
*)  Ibid.  1.  370.  371. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  211 

i  stanowczo;  niemniej  przeto,  godząc  surowo  w  dwa  najcenniejsze  klej- 
noty szlacheckie,  wolność  osobistą  i  własność  ziemską,  nie  była  pozba- 
wioną pewnych  stron  drażliwych  dla  tego  stann,  nawet  pośród  naj- 
przedniejszych jego  przedstawicieli  —  na  sejmie.  To  też,  nie  odrzucając 
wniosków  królewskich,  i  godząc  się  na  nie  w  zasadzie,  próbowano 
przynajmniej  osłabić  ich  doniosłość,  przyjmując  odnośne  postanowienia 
tylko  na  pewien,  z  góry  określony,  krótki  przeciąg  czasu,  jakoby  za- 
rządzenie wyjątkowe,  w  niezwykłych  stosunkach  wydane;  poczem  miały 
odzyskać  moc  obowiązującą  dawniejsze,  łagodniejsze  przepisy.  Statut 
z  r.  1510  uchwalony  został  tylko  na  przeciąg  pięciu  lat  Nie  zraziło 
to  króla  w  niczem;  otwarty,  stanowczy  orędownik  ładu  i  porządku 
w  państwie,  nie  złożył  broni  w  wypowiedzianej  raz  temu  występkowi 
walce,  i  przez  długi  czas  swoich  rządów  z  rzadką  wytrwałością  pro- 
wadził ją  bez  ustanku.  Stąd  na  wielu  późniejszych  sejmach  sprawa 
mężobójstw  wraca  na  porządek  dzienny  obrad;  treść  postanowień,  jakie 
przy  tej  sposobności  zapadały,  wskazuje,  iż  król  ciągle  walczyć  musiał 
z  ukrytym  oporem  sejmujących:  zrazu  przedłużano  moc  obowiązującą 
statutu  z  r.  1510  na  coraz  mniejsze  okresy  czasu  czterech,  trzech 
i  jednego  roku  (1523,  1532,  1538)  ^),  aż  wreszcie  r.  1539  wyraźnie 
nznano,  iź  statut  ten  jest  za  surowy,  i  przyzwolono  tylko  na  odnowienie 
statutu  z  r.  1496;  podobnież  postanowił  także  i  późniejszy  sejm  z  r.  1543  *) 
Z  tem  większą  usilnością  popierał  król  sprawę  tę  poza  sejmem,  przez 
samoistne  rozporządzenia  edyktowe,  niewiązany  małostkowymi  skrupu- 
łami przedstawicieli  szlachty;  przyczem  nie  ograniczał  się  tylko  do  po- 
leceń wydawanych  starostom,  aby  uchwał  sejmowych  ściśle  przestrzegali, 
ale  niejednokrotnie,  kiedy  na  sejmie  nie  zapadła  odnośna  uchwała,  sa- 
modzielnie przedłużał  na  pewien  przeciąg  lat  moc  obowiązującą  statutu 
z  r.  1510,  albo  (później)  statutu  z  r.  1496.  Takich  edyktów  królew- 
skich przeciw  mężobójcom  z  całego  okresu  rządów  tego  władcy,  znamy 
ilość  bardzo  wielką,  dwa  z  r.  1510  ^),  jeden  z  r.  1512  ^),  dwa  z  r.  1524  % 
i  po  jednym  z  lat  1532  «),  1535  ^  i  1540  ®).  Doliczywszy  tu  nieustanne 
nawoływania  króla  w  legacyach  sejmikowych  przed  każdym  niemal 
sejmem  walnym,  szczególnie  w  drugiej  połowie  jego  panowania  *),  wzy- 

')  Yol.  leg.  I.  402.  609.  582. 

^  Ibid.  L  &49.  573. 

')  Metr.  kor.  t.  24.  fol.  465;  Acta  Tomic.  I.  nr.  86. 

*)  Castr.  Chęcin,  t.  3.  fol.  17. 

')  Ibid.  t  3.  fol.  237;  Metr.  kor.  t.  36.  str.  868. 

^  Metr.  kor.  t.  47.  fol.  370. 

O  Terr.  Beli.  t  9.  str.  1136. 

")  Ibid.  t  10.  Btr.  50. 

*)  Acta  Tomic.  I. — X.  pata.;  Metr.  kor.  pasi. 

14* 


212 


OSWAIiD    BALZER. 


wające  do  obmyślenia  środków  na  poskromienie  mężobójstw,  będziemy 
mieli,  w  samej  ilości  przywiedzionych  tu  szczegółów,  jako  też  w  samym 
fakcie  tak  częstego  ich  powtarzania  się,  wymowny  dowód  na  to,  jak 
bardzo  sprawa  ta  leżała  królowi  na  sercu,  i  jak  statecznie,  gorliwie 
i  wytrwale  zmierzał  on  do  pomyślnego  jej  załatwienia. 

Spostrzeżenia  powyższe  tłómaczą  same  przez  się,  że  także  i  na 
Mazowszu,  po  przyłączeniu  tej  ziemi  do  Polski,  polityka  królewska 
zmierzać  musiała  do  osiągnięcia  tych  samych  celów,  jakie  sobie  co  do 
niniejszej  sprawy  założyła  w  Koronie.  Nie  było  lepszej  po  temu  spo- 
sobności, jak  właśnie  w  owej  chwili,  kiedy  miało  przyjśó  do  zatwier- 
dzenia Statutu  mazowieckiego  pierwszego,  kodeksu  praw  sądowych, 
zatem  także  prawa  karnego,  który  miał  tutaj  na  przyszłość  uzyskać 
moc  obowiązującą.  Osobne  załatwienie  tej  sprawy  stawało  się  tu  tern 
potrzebniej szem,  że  to,  co  projekt  Statutu  w  przedmiocie  niniejszym 
postanawiał,  było  już  zgoła  niewystarczającem.  Postanowienia  o  męża- 
bójstwach,  rozrzucone  zarówno  w  dołączonych  25  statutach  dawniej- 
szych książąt,  jako  też  w  kilku  artykułach  właściwego  tekstu  (art.  119. 
157.  159.  162.  166.  187.  188.  225.  226)  obracały  się  wszystkie  jeszcze 
w  granicach  wyobrażeń  średniowiecznych,  pojmujących  tę  zbrodnię  jako 
występek  prywatny,  i  określały  dla  tego  tylko  różne  wysokości  głów- 
szczyzn,  albo  też  urządzały  starożytny  ceremoniał  wróżby  i  pokory. 
Niedostawało  przepisu,  który,  chociażby  tylko  w  tych  rozmiarach,  jak 
statut  koronny  z  r.  1496,  byłby  tu  wprowadził  elementy  prawno-publi- 
czne.  Zatwierdzenie  projektu  w  tym  kształcie,  w  jakim  został  po- 
dany, byłoby  zatem  mogło  sprowadzić  najgorsze  następstwa;  byłoby 
pośredniem  zapewnieniem  daleko  sięgającej  bezkarności  mężobójcom. 
Trzeba  było  koniecznie  dodać  tu  jakieś  przepisy,  któreby  sprawę  ni- 
niejszą przystosowały  o  ile  możności  do  wzorów  koronnych,  a  przez  to 
też  w  pojmowaniu  samego  występku  wysunęły  naprzód  moment  publi- 
czno-prawny.  Gdyby  dla  tych  przepisów  udało  się  znaleźć  jaką  pod- 
stawę w  dawniej  szem  ustawodawstwie  mazowieckiem,  najważniejsze 
trudności  formalne  byłyby  usunięte;  boć  przecie  cała  niniejsza  akcya 
kodyfikacyjna  dokonywała  się  pod  hasłem  utrzymania  dawnego,  rodzi- 
mego prawa  mazowieckiego.  Na  szczęście,  podstawa  taka  znalazła  się; 
dostarczył  jej  wzmiankowany  statut  o  mężobójcach,  wydany  przez  ks. 
Janusza  III  r.  1525.  Statut  ten  podwoił  dawniejszą  główszczyznę* szla- 
checką z  48  na  96  kop  groszy,  nałożył  na  mężobójców  jednoroczną 
karę  wieży,  co  do  niejawiących  się  pozwanych  zarządził  konfiskatę 
dóbr;  co  do  tych,  których  majątek  nie  starczy  na  zapłatę  głowszczyzny 
lub  którzy  w  ogóle  majątku  nie  posiadają,  postanowił,  iż  na  żądanie 
pokrzywdzonej    rodziny   mają  być  karani  gardłem;    przydał  zarazem 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  2 13 

postanowienie,  że  układ,  zawarty  później  z  rodziną  zabitego,  nie  znosi 
kary  wieży  i  konfiskaty  majątkn;  różne  rodzaje  krewnobójstwa  obłożył 
nie  tylko  konfiskatą,  ale  też  zaostrzoną  karą  śmierci;  wreszcie  starostom, 
pod  wysokiemi  grzywnami  pieniężnemi,  snrowe  postępowanie  przeciw 
mężobójcom  zalecił  ^).  Niewątpliwym  wzorem,  na  którym  się  ta  ustawa 
oparła,  był  statut  koronny  z  r.  1510;  w  niektórych  wymiarach  kary 
posunęła  się  ona  wszelako  jeszcze  dalej  od  samego  wzoru.  Łatwo  tedy 
zrozumieć,  że,  jak  w  Koronie  samej  statut  z  r.  1510  nie  cieszył  się 
popularnością,  tak  też  tem  bardziej  na  Mazowszu  surowe  przepisy 
ustawy  z  r.  1525  spotkać  się  musiały  z  niezadowoleniem  i  oporem. 
To  też  już  r.  1526,  po  śmierci  Janusza,  za  krótkotrwałych  rządów 
księżniczki  Anny,  szlachta  mazowiecka  cofnęła  całą  ustawę.  Niemniej 
przeto  sam  fakt  jej  wydania  stworzył  ważny  precedens,  do  którego 
obecnie  odwołać  się  mógł  Zygmunt:  statut  ten,  w  ponownem  zatwierdze- 
niu królewskiem,  mógł  być  przywrócony  napowrót  jako  prawo  obo- 
wiązujące. 

Otóż  i  geneza  dodatku  owego  w  Statucie  mazowieckim  pierwszym. 
Byłoby  rzeczą  próżną  i  bezcelową  dochodzić,  czy  pierwsza  pobudka  do 
tego  uzup^nienia  wysda  wprost  od  króla,  który  skłonił  Prażmowskiego 
do  wydobycia  aktu  z  zapomnienia  i  przyłączenia  go  do  Statutu,  czy 
też  naodwrót  sam  Praimowski  zwrócił  mu  nań  pierwszy  uwagę,  i  zna- 
j^  j^?^  dążności,  podsunął  myśl  zatwierdzenia  Januszowego  statutu. 
W  jednym  i  drugim  wypadku  szedł  on  tu  królowi  na  rękę,  służąc 
zarazem  idei  ładu  i  porządku  spc^ecznego  w  swej  ziemi.  Godzi  się 
okoliczność  tę  zapisać  na  tem  miejscu;  jedyny  to  dodatek,  jaki  na 
pewno  da  się  przypisać  współdziałaniu  Prażmowskiego,  rzuca  bowiem 
jaskrawe  światło  na  rozjaśnienie  kwestyi,  jakiemi  pobudkami  wojewoda 
mógł  się  kierować  w  swoich  uzupełnieniach  projektu  z  r.  1531. 

Zapytajmy  jednak  ostatecznie:  w  jakichkolwiek  rozmiarach  Pra- 
żmowski  poczynił  tu  dodatki,  czy  było  ich  więcej,  czy  tylko  ten  jeden, 
niewątpliwy,  czyż  możliwą  było  rzeczą,  ażeby  je  mógł  przyjąć  sejm 
walny  ?  I,  jeżeli  sam  projekt,  jaki  sejmowi  przedłożono,  był  niezupełny 
z  powodu  spalenia  się  kilku  seksternów,  jeżeli  nawet  w  redakcyi  tego, 
co  ocalało,  nie  wszystko  odpowiadało  rzeczywistej  woli  Mazowszan, 
czy  taki  projekt  mógł  tu  być  uchwalonym?  Jeżeli  bowiem  poprzednio 
stwierdzić  mogliśmy,  iż  cały  punkt  ciężkości  akcyi  ustawodawczej  nie 
tkwił  w  sejmie  mazowieckim,  ale  w  sejmie  walnym,  to  z  drugiej  strony 
nie  należy  zapominać  o  tem,  że  Mazowsze  miało  tu  także  swoich  przed- 
stawicieli, zarówno  w  senacie,  jak  i   w  izbie  poselskiej.     Trzeba  też 


*)  Por.  Dodatek  III. 


214  OSWALD    BALZER. 

pamiętać  o  tern,  że  wchodzący  tu  dostojnicy-senatorowie  jako  też  po- 
słowie mazowieccy,  to  byli  ci  sami,  którzy  należeli  do  sejmu  mazowie- 
ckiego, i  to  niemal  ogół  jego  crionków,  bo  wszyscy,  którzy  się  i  tam 
gromadzili,  z  odliczeniem  chyba  niższych  urzędników  ziemskich.  Co 
było  nieodpowiedniem  i  niepożądanem  dla  sejmu  mazowieckiego,  to 
mogło  i  musicio  być  takiem  samem  dla  przedstawicieli  Mazowsza  na 
sejmie  walnym;  nie  można  też  wątpić,  że  tutaj  rzecz  cała  byłaby  się 
musiała  spotkać  z  taką  samą  zasadniczą  opozycyą,  jaką  w  danym  wy- 
padku mógłby  był  stworzyć  sam  sejm  warszawski.  I  jeiSliby  odnośne 
protesty  czy  zarzuty  nie  miały  tu  znaleźć  posłuchu,  to  musielibyśmy 
chyba  przyjąć,  że  stanowisko  przedstawicieli  Mazowsza  na  sejmie  wal- 
nym było  upośledzone,  albo  też,  że  sejm  ten  głosami  innych  przedsta- 
wicieli koronnych  miał  możność  i  prawo  zmajoryzowania  ich  jako 
mniejszości. 

Wiadomo,  że  ani  jedna  ani  druga  możliwość  nie  da  się  pomyśleć 
w  ramach  ówczesnej  organizacyi  sejmowej.  Stanowisko  senatorów  i  po- 
słów wszystkich  ziem  było  równorzędnem,  a  zasada  stanowienia  ustaw 
formalną  większością  głosów  obcą  była  ówczesnemu  parlamentaryzmowi 
polskiemu.  Owszem,  nie  możemy  wątpić,  iż  przedstawiciele  mazowieccy 
mieli  w  niniejszej  sprawie  głos  —  przedewszystkiem  rozstrzygający. 
Pamiętać  należy,  iż  ze  stanowiska  sejmu  walnego  była  to  sprawa  par- 
tykularna, jednej  tylko  ziemi,  nie  zaś  całej  Korony  dotycząca. 
Wprawdzie  w  tego  rodzaju  sprawach,  o  ile  się  tu  rozstrzygamy,  sejm 
walny  —  cały  —  miał  formalnie  zastrzeżony  głos  dla  siebie.  Stąd 
naprzykład  tlómaczy  się  zaznaczony  poprzednio  szczegc^  o  przyjęciu 
Eksceptów  z  r.  1577  przez  cały  senat  koronny  i  całą  izbę  poselską  ^); 
stąd  także  w  czasach  Zygmunta  I  wydawano  niejednokrotnie  ustawy 
partykularne,  powołujące  przyzwolenie  obu  pełnych  izb  sejmowych '). 
Ale  to  prawo  udziału  całego  sejmu  w  sprawach  partykularnych  speł- 
nii^o  w  zasadzie  jedne  tylko  funkcyą  praktyczną;  możnaby  ją  okre- 
ślić jako  ujenmą.  To  znaczy:  jeżeli  w  jakiejś  zamierzonej  ustawie 
pj-rtykulamej  znajdowi^o  się  postanowienie,  które  czy  to  interesowi 
całego  państwa,  czy  też  innych  ziem  szkodzićby  mogło,  natenczas  sejm 
przez  odmówienie  swej  zgody  mógł  przeszkodzić  dojściu  do  skutku  ta- 
kiej ustawy.    O  ile  względy  tęgo  rodzaju   nie  wchodziły  w  rachubę^ 


*)  Por.  tir.  197. 

^  Por.  ttatat  i  r.  1540:  Tenramin  Podoliae  et  Rassiao  nimiiiB  a  nobis 
petantiboB....  Noi  cmn  contiliariis  nostrit  et  terrarnm  Regni  nostri  nnn- 
tiis....  statiiimoB.  A  dalej:  ConsiliariiB  nantiitąne  Maioris  Poloniae  terramm  no- 
bla reeensentibnB....  proinde  nnirersis  consiliariii  ^t  terraram  nnntiiB  Be- 
gni  noBtri  oenBentiboB,  BtatnimoB.    Yol.  leg.  I.  662.  568. 


STATUT    MAZOWIBCKI    PJKRWSZY  215 

zatem  o  ile  projekt  ustawowy  obracał  się  wyłącznie  w  zakresie  inte- 
resów miejscowych,  pozostawiano  rzecz  całą  przedstawicielom  odnośnej 
ziemi,  i  jeśli  przytem  nawet,  w  tekście  ustawy,  powoływano  przyzwo- 
lenie całego  sejmu,  to  miało  to  znaczenie  tylko  formalne.  Bzeczowo  — 
uchwała  należała  do  owego  szczuplejszego  grona,  które  miało  tu  zupełną 
swobodę  poruszania  się,  tak  w  kierunku  dodatnim  jak  ujemnym,  t.  z. 
mogło  uchwałę  przyjąć  albo  ją  odrzucić.  Szczególnie  zaś,  jeśli  przed- 
stawiciele miejscowi  przeciwni  byli  pewnej  ustawie  dla  odnośnej  ziemi 
przygotowanej,  żadna  większość  głosów  sejmowych,  i  żadna,  choćby 
z  największym  naciskiem  objawiona  wola  całego  sejmu,  nie  mogła  ich 
do  tego  przynaglić.  Dowodu  dostarczają  przytoczone  poprzednio  obrady 
nad  Formuła  processus  z  r.  1523  ^),  gdzie  skutkiem  oporu  posłów  wiel- 
kopolskich kodeks  ten  przewodu  sądowego  dał  się  wprowadzić  zrazu 
jako  prawo  obowiązujące  tylko  w  Małopolsce.  Dla  tego  w  partykular- 
nych ustawach  sejmu  walnego  powoływano  też  czasem  wyłącznie  przy- 
zwolenie samych  tylko  przedstawicieli  miejscowych  *) ;  działo  się  to 
mianowicie  często  w  odniesieniu  do  ustaw  mazowieckich,  jak  n.  p. 
w  statutach  z  r.  1538  »)  i  1543  *). 

Tak  więc  stwierdzona  poprzednio  zasada  o  formalnem  prawie 
astawodawczem  sejmu  walnego,  z  wyłączeniem  sejmu  mazowieckiego, 
nie  usuwa  bynajmniej  wątpliwości  co  do  pytania,  czy  Statut  pierwszy 
mógł  być  zatwierdzonym,  jeżeli  w  czemkolwiek  nie  odpowiadał  woli 
i  zamiarom  Mazowszan;  mieli  oni  bowiem  tutaj  taką  samą  możność 
udaremnienia  akcyi  kodyfikacyjnej,  jaką  w  przeciwnym  razie  byłby 
był  miał  sejm  warszawski.  Wątpliwość  tę  usuwa  spostrzeżenie  inne, 
źródłowo  stwierdzić  się  dające:  że  stanowisko  przedstawicieli  Ma- 
zowsza woboc  projektu  Statutu,  zajęte  na  sejmie  walnym,  który  miał 
go  uchwalić,  było  zgoła  innem,  aniżeli  stanowisko  ich  wobec  uchwa- 
lonego już  Statutu,  na  jakiem  stanęli  w  r.  1534,  w  znanych  nam  już 
Postulatach  i  Legacyi  do  króla. 

Pod  datą  29  stycznia  1532  r.,  zatem  równocześnie  z  trzema  in- 
nymi^ omówionymi  poprzednio  dekretami  królewskimi,  w  chwili,  kiedy 
sprawa  zatwierdzenia  Statutu  była  właśnie  na  porządku  dziennym  obrad 
sejmowych,  wyszedł  inny  jeszcze,  czwarty  z  rzędu  dekret  Zygmunta  I? 
vr  przedmiocie  jednania  stron   co  do  t.  z.  zakładów  sądowych  (v<id%um^ 


>)  Por.  str.  200. 

^  Por.  n.  p.   statat  z  r.  1507:  ad  snpplicationem  [nnntioram]  terrarum  Bassiao. 

Vol.  leg.  I.  365. 

")  SammiB  precibaB  consiliariomm  nostromm  ac  nuntiomm  nobilitaiis   dacatiu 
sea  palatinatas  Mazoriao  permoti...  eonstitnlmus  et  ordinamns.  Ibid.  L  536. 

^)  Maciejowski,  Uist.  praw.  bIow.  VI.  288.  n.  paBsim. 


216  OSWALD    BALZER. 

poena  vallała).  Przedmiotem  tym  projekt  Statutu,  przedłożony  do  za- 
twierdzenia, zajmował  się  na  trzech  miejscach.  Tak  mianowicie  za- 
mieszczony w  nim  statut  ks.  Bolesława  IV  z  r.  1448  ^)  stanowił,  że 
jeśli  między  stronami  zwaśnionemi  zakład  taki  przez  księcia  czy  też 
przez  sąd  postanowionym  zostanie,  a  jedna  z  nich  dopnóci  się  czynu,  z  po- 
wodu którego  zakład  przepada,  naó wczas,  gdyby  się  nawet  strony  poje- 
dnały później  między  sobą  nie  tylko  po  wydaniu  wyroku,  ale  chociażby 
nawet  przedtem,  zakład  taki  należy  uiścić.  Jak  się  statut  wyraża, 
dziać  się  to  miało  dla  skarcenia  zuchwałości  stron,  a,  jak  tu  niewątpli- 
wie uzupełnić  należy,  głównie  i  przedewszystkiem  ze  względów  fiskal- 
nych; zakłady  bowiem  przypadały  w  całości  lub  w  połowie  na  rzecz 
skarbu  książęcego.  Ten  sam  przepis  powtórzył  także  włączony  do  pro- 
jektu statut  zakroczymski  Bolesława  V  z  r.  1482  ^,  przydając,  iż  za- 
sada w  nim  wyrażona  utarła  się  już  z  dawna  jako  prawo  zwyczajowe. 
Sam  wreszcie  właściwy  tekst  Statutu  pierwszego  zawarł  takie  samo 
postanowienie  w  art.  72,  stwierdzając  ponownie  ów  dawny  zwyczaj. 
Otóż  wspomniany  dekret  Zygmunta  z  29  stycznia  1532  r.,  powołując  się 
na  wstawienie  się  senatorów  jako  też  prośbę  posłów  mazowieckich  '), 
a  zarazem  podnosząc  to  jako  szczególną  łaskę  ze  strony  króla  ^),  wpro- 
wadził tu  ważną  reformę:  orzekł  mianowicie,  że  zakład,  mimo  jednania, 
ma  być  wprawdzie  płacony,  jak  inne  kary  sądowe,  jeżeli  jednanie 
nastąpiło  po  wyroku;  że  jednakowoż  strony  wolne  są  od  jego  zapłaty, 
jeśli  się  pojednają  przed  wyrokiem  sądowym.  Przydał  zarazem,  że  przez 
to  znosi  zwyczaj  zdawna  w  tej  ziemi  przestrzegany,  jako  też  postano- 
wienia, zawarte  w  przywilejach  dawniejszych  książąt  ^),  t  z.  odniósł 
się  wyraźnie  do  trzech  przytoczonych  poprzednio  miejsc  Statutu  i  uchylił 
ich   zastosowalność. 

Zarówno  wyraźne  wzmianki  dekretu,  jako  też  sama  jego  treść 
wskazują,  że  było  to  ustępstwo  ze  strony  króla  na  rzecz  szlachty  ma- 
zowieckiej, zrzeczenie  się  pewnej  części  swoich  praw  fiskalnych  na  jej 
korzyść.  Niewątpliwie  zatem  nie  przyszło  ono  do  skutku  za  pobudką 
samego  króla;  stało  się  to  na  żądanie  Mazowszan,  zarówno  senatorów 
jak  i  posłów,  o  czem  zresztą  dekret  również  wyraźnie  wspomina.  Oko- 
liczność ta  jest  ważną   z  dwu   względów:    naprzód  bowiem  stwierdza 


')  Bandtkie,  los  Pol.  466. 

*)  Ibid.  462. 

")  Ad  intercessionem  noBtrorom  eonsiliariomm  et  ad  petitionem  nontionuD  eiiu- 
dem  ddcatas  (Kuotim).  Ibid.  416. 

^)  De  gratim  noitra  speeiali  admittimiis.  Ibid.  416. 

*)  OoEmTiB  yeteri  coninetadine  et  priTilegils  dncam  HasoTiae....  probibitom  erat 
i  t.  d.  Ibid.  416. 


STATUT    MAZOWIECKI    PISRW8ZY  217 

poprzedni  wywód,  że  przy  dokonaniu  niniejszej  kod3rfikacyi  brały  adział 
obie  izby  sejmowe,  chociażby  tylko  przez  przedstawicieli  miejscowych; 
powtóre  zań,  i  o  to  tu  przedewszystkiem  chodzi,  że  ci  sami  członkowie 
sejmu  mazowieckiego,  którzy  ułożyli  projekt  Statutu  w  r.  1531,  opa- 
trzywszy się  później  na  sejmie  walnym,  iż  zawiera  on  pewne  nieko- 
rzystne dla  nich  postanowienia,  sami  z  żądaniem  ich  reformy  zaraz 
wystąpili;  albo,  gdybyśmy  tu  nawet  przyjęli,  że  ustępy  owe  zawdzię- 
czają swe  powstanie  mylnej  redakcyi  Popielskiego  czy  też  dodatkom 
Prażmowskiego  (co  w  każdym  razie  niepodobna  byłoby  odnieść  do 
tekstu  statutów  z  r.  1448  i  1482),  że  zaraz  z  miejsca  przeciw  temu, 
co  im  wadziło,  wystąpili.  Z  tern  zestawić  trzeba  dalszy  szczegół:  że 
prócz  dekretu  o  zakładach,  jako  też  znanego  nam  już  dekretu  o  dzie- 
dziczeniu kobiet,  nie  dochował  się  żaden  inny  współczesny  dekret  kró- 
lewski, któryby  projekt  Statutu,  w  interesie  i  na  żądanie  samych  Ma- 
zowszan,  w  czemkolwiek  zmieniał  lub  uzupełniał.  A  jednak  przyjąć 
musimy  koniecznie,  że  skoro  na  sejmie  walnym  przedstawiciele  mazo- 
wieccy zakrzątali  się  około  naprawy  pewnych  wad  projektu,  jako  też 
uzup^ienia  jego  luk,  to  nie  mogli  tej  rzeczy  robić  połowicznie;  gdyby 
zatem  w  projekcie  nie  dogadzały  im  jakiekolwiek  inne  postanowienia, 
czy  to  mylnie  przez  Popielskiego  zredagowane,  czy  to  samowolnie  przez 
Prażmowskiego  dodane,  to  byliby  zażądali  tak  samo  odpowiedniej  reformy 
przez  stosowny  dekret  królewski,  jak  to  uczynili  co  do  tamtych.  Skoro 
dekretów  takich  niema,  to  widać,  że  na  wszystko  inne,  co  się  w  pro- 
jekcie zawierało^  dali  swe  przyzwolenie.  I  nie  można  tu  bronić  się 
przypuszczeniem,  że  może  król  wobec  niektórych  żądań  mazowieckich 
zachował  się  odpornie,  a  przeto  dekretów  reformujących  nie  wydał; 
w  takim  bowiem  razie  Mazowszanie  mieli  możność,  wraz  z  niewygo- 
dnymi dla  siebie  artykułami,  odrzucić  cały  projekt  Statutu;  ale  wtedy 
też  nie  byłby  się  był  mógł  pojawić,  jako  rzecz  zupełnie  bezprzedmiotowa, 
dekret  królewski  o  zakładach,  zmieniający  niektóre  jego  przepisy. 

Zwracamy  dalej  uwagę  na  to,  iż  dekret  o  dziedziczeniu  kobiet 
wyraźnie  stwierdza,  jako  na  sejmie  mazowieckim  z  r.  1531  zgroma- 
dzeni tam  dostojnicy  i  posłowie  zgodzili  się  na  wszystko,  co  się  w  pro- 
jekcie zawiera,  z  wyjątkiem  jedynej  sprawy,  dotyczącej  rzeczonego 
dziedziczenia,  co  do  której  objawiło  się  dwojakie  zdanie  ^).  Przyjmijmy 
ta  omyłkę  po  stronie  króla,  w  granicach  możliwości  najdalej  idącą:  że 
inną  po  części  była  wola  sejmujących  z  r.  1531,   a  innym,   skutkiem 

^  In  qao  ąoidetn  conirento  YarschoYienBi,  licet  consiliarii  nostri  et  nobilitas 
illiiu  dneatiiB  de  aliis  modii  et  consnetadinibas  secam  convenerint  et 
eoBCordarerint,  tamen  de  hac  re,  yidelicet  de  feminaram  saooessione, 
neutiqaam  Becufti  conveiiire  poterant.     Bandtkie,  Ioa  Pol.  415. 


218  OSWALD    BALZER. 

zmian  Popielskiego  i  dodatków  Praźmowskiego  przedstawiał  się  tekst 
Statutu,  przedłożony  na  sejmie  walnym.  W  każdym  razie  przyznać 
będziemy  musieli,  że  król,  mówiąc  ó  treści  uchwał  mazowieckich 
z  r.  1531,  nie  mógł  mieć  co  innego  na  myśli,  jak  tylko  ów  tekst,  jaki 
mu  rzeczywiście  przedłożono,  jedyną  piśmienną  informacyą,  jaką  w  tej 
mierze  rozporządzał,  zatem  z  owemi  rzekomemi  zmianami  i  wtrętami 
podkanclerzego  i  wojewody.  Mówiąc  zatem  o  zgodzie  Mazowszan  na 
cały  projekt,  miał  na  myśli  wszystkie  jego  postanowienia,  i  to  w  tem 
brzmieniu,  jak  je  tu  zamieszczono.  Widocznie  i  przedstawiciele  mazo- 
wieccy, z  pominięciem  dwu  zaznaczonych  przedtem  szczegółów,  przyj- 
mowali podówczas  ów  projekt  w  całej  rozciągłości,  taki,  jakim  był,  bez 
zarzutów;  inaczej  byliby  królowi  zwrócili  uwagę  na  jego  usterki,  a  wów- 
czas w  dekrecie,  wydanym  wśród  toczącej  się  właśnie  sprawy  przy- 
jęcia Statutu,  w  obecności  tych,  którzy  sprawą  tą  bezpośrednio  byli 
interesowani,  i  każdej  chwili  mogli  dać  świadectwo  prawdzie,  nie  byłby 
się  był  mógł  znaleźć  przytoczony  ustęp  —  niezgodny  z  rzeczywistym 
stanem  rzeczy. 

Najbardziej  znamiennym  jest  szczegół,  przechowany  w  dekrecie 
przeciw  mężobójcom.  W  potwierdzeniu  z  29  stycznia  1532  r.,  dekre- 
towi temu  udzielonem,  oświadcza  król,  że  stało  się  to  na  żądanie  Pra- 
źmowskiego, jako  też  innych  senatorów  i  posłów  mazowieckich  ^).  Jeżeli 
tedy,  w  zupełnej  sprzeczności  do  tych  słów,  na  sejmie  z  r.  1534  po- 
słowie mazowieccy  twierdzili,  że  ustawa  o  mężobójcach  właśnie  wbrew 
ich  woli  została  do  Statutu  wcielona,  to  trzeba  powiedzieć,  że  ktoś  tu, 
świadomie  czy  nieświadomie  —  rozminął  się  z  prawdą.  I  żeby  nie 
badać  wewnętrznych  znamion  wiarogodności,  a  ograniczyć  się  tylko 
do  zewnętrznej  strony  całej  sprawy,  zapytujemy:  kto  snadniej  mógł 
zboczyć  od  prawdy,  czy  król,  który  dekret  swój  wydawał  na  sejmie, 
obradującym  właśnie  nad  sankcyą  Statutu,  w  obecności  tych,  którzy 
najlepiej  o  przebiegu  sprawy  wiedzieli,  czy  też  posłowie  mazowieccy 
z  r.  1534,  w  części,  jeżeli  nie  przeważnie  inni,  aniżeli  ci,  którzy 
Statut  przyjęli,  po  upływie  dwu  lat,  kiedy  szczegóły  obrad  łatwiej  już 
mogły  zatrzeć  się  w  pamięci,  i  kiedy  osoba,  upatrzona  na  kozła  ofiar- 
nego w  tej  sprawie,  była  już  —  nieboszczykiem? 

W  ten  sposób  udało  się  stwierdzić,  że  wszystkie  zarzuty,  jakie 
w  r.  1534  podniesiono  przeciw  formalnej  stronie  dokonanego  przedtem 
aktu  kodyfikacyjnego,  były  właściwie  nieuzasadnione:  że  w  stanowczej 
chwili  Mazowszanie  ani  przeciw  tekstowi  Statutu,  z  pod  czyjejkolwiek 
on  wyszedł  ręki,  ani  przeciw   dodatkom,  jakiekolwiek   w   nim   poczy- 

})  Sinceritate  toa  (Prażmowski)  et  aliis  consiliariis  nostris  et  nantiis  terrestri- 
bu8  dacatai  nostri  MazoTiae  idem  apud  nos  petentibai.  Por.  Dodatek  III. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  219 

niono,  nie  występowali,  i  że  nie  troszczyli  się  też  o  luki,  jakie  w  nim 
powstoly  z  powodu  spalenia  się  kilku  sekstemów.  Poprzestali  jedynie 
na  nielicznych  uzupełnieniach  i  poprawkach,  o  których  poprzednio  była 
mowa.  W  czasie,  kiedy  sprawa  zatwierdzenia  Statutu  stała  na  po- 
rządku dziennym  obrad  sejmowych,  n  i  e  b  y  ł  o  tedy  żadnych  isto- 
tnych przeszkód  do  sankcyi;  i  dla  tego  sankcya  ta,  za  zgodą 
wszystkich  interesowanych  czynników,  mogła  mu  być  udzieloną. 

Jakże  jednak  wytłómaczyć,  że  już  w  najbliższym  czasie  potem 
zrywa  się  taka  burza  przeciw  przyjętemu  Statutowi,  że  próbowano,  nie 
hcząc  się  zbyt  dokładnie  z  prawdą,  podawać  w  wątpliwość  formalne 
warunki  jego  ważności;  że  już  w  kilka  lat  potem  przedsięwzięto  pono- 
wną jego  redakcyą,  która  kilkadziesiąt  artykułów  co  do  treści  zmie- 
niła, kilka  opuściła  i  przeszło  dwadzieścia  nowych  dodała;  jak  wreszcie 
rozumieć  chociażby  owo  przyjęcie  statutu  o  mężobójcach,  tyle  niedo- 
godnego dla  szlachty,  i  raz  już  poprzednio  osobną  uchwałą  zniesionego? 
Wątpliwości  te  wymagają  koniecznie  dodatkowego  wyjaśnienia,  jeżeli 
poprzedni  wywód  przyjąć  mamy  za  usprawiedliwiony. 

Przyponmieć  tedy  musimy  przedewszystkiem,  że  sam  projekt  Sta- 
tutu z  r.  1531  złożony  został  z  niesłychanym  pośpiechem.    Kilkunastu 
zaledwie  dni  potrzebowano  na  ułożenie  kodeksu,  który  prócz  25   sta- 
tutów dawniejszych  książąt,  obejmował  półtrzecia  sta   artykułów.     Po- 
sługiwano się  częściowo   przy  tej   pracy  różnymi  gotowymi   zbiorami 
dawniejszych  zwyczajów,  dla  jej  ułatwienia   i   przyspieszenia;   ale   ani 
owe  zbiory  nie  wyczerpywały  poszczególnych  materyj  i  działów  prawa, 
ani  też  nie  zawsze  istniała  pomiędzy   niemi   zupełna   zgodność  przepi- 
sów, ani  wreszcie  nie  wszystko,  co  zawierały,  lubo  się  opierało  na  da- 
wniejszym zwyczaju,  odpowiadało  nowym,  zmienionym  potrzebom.     Na 
dokładne,  gruntowne  rozpatrzenie  tych  wszystkich  szczegółów,  na  prze- 
prowadzenie stosownych  zmian  i  uzupdnień  na  uzgodnienie  wszystkich 
sprzeczności,  wobec  ogromu  materyału,  jaki   ogarnąć  należało,  brakło 
niewątpliwie  czasu  na    krótkim   sejmie   mazowieckim  z  r.   1531;   tem 
mniej  można  było  taką  pracę  podjąć  na  sejmie  walnym,  który  miał  do 
załatwienia  szereg  ważnych  spraw  ogólno-państwowych,  i  co  do  poda- 
nego do  sankcyi  Statutu  mazowieckiego   polegać  musiał  przedewszyst- 
kiem  na  informaeyi  sejmu   warszawskiego.     Jak   rychło  jednak  sami 
przedstawiciele  Mazowsza,  ci  sami,  którzy  projekt   uchwalili,   opatrzyli 
się  co  do  niektórych  jego  braków,  dowodzi  przeprowadzona  za  ich  na- 
leganiem zmiana   przepisów  co   do    zakładów,   dokonana  już  na  t3rm 
sejmie  walnym,  który  projekt  miał  zatwierdzić.     Tem   snadniej  mogły 
różne  braki  wystąpić  zaraz  w  najbliższym  czasie  po  jego  zatwierdzeniu: 
rzecz  świeżo  ukończona,  dopiero  co  gotowa,   wywołuje  zazwyczaj   nie 


220  OSWALD    BALZER. 

tylko  zainteresowanie  ale  i  krytykę;  a  pola  do  krytyki  było  tu  po- 
dostatkiem.  Przytem,  kiedy  Statut  poczęto  stosować  w  praktyce,  mogły 
zaraz  w  pierwszej  chwili  wystąpić  na  jaw  różne  jego  niedostatki,  na 
które  może  nawet  nie  było  sposobności  zwrócić  uwagi  wśród  teore- 
tycznych obrad,  przeprowadzonych  na  sejmie  warszawskim  z  r.  1531. 
I  tak  rzecz  zrazu  przyjęta,  mogła  już  w  najbliższych  potem  latach 
okazać  się  z  wielu  względów  niewystarczającą,  a  w  ślad  za  tern  zrodzić 
dążenie  do  odpowiednich  reform,  któremu  zapewne  wielka  ilość  zmian, 
przeprowadzonych  ostatecznie  w  Statucie  drugim,  zawdzięcza  swój 
początek. 

Ponadto  działały  tu  pobudki  innej  jeszcze  treści.  Niewątpliwie  — 
trudno  wymagać  i  spodziewać  się  od  społeczeństwa  ówczesnego  grun- 
townie urobionego  zdania  w  rzeczach  polityki  prawodawczej,  a  zarazem 
jasno  postawionego,  stale  przestrzeganego  programu  legislatywnego, 
szczególnie  w  zakresie  urządzeń  prawa  sądowego.  Trudniej  niż  gdzie- 
indziej było  o  nie  u  Mazowszan.  którzy  aż  do  ostatniej  niemal  chwili, 
skutkiem  kilkuwiekowego  odgraniczenia  swego  księstwa  i  zaścianko- 
wego rozwoju  stosunków  tamtejszych,  nie  przeszli  jeszcze  tej  szkc^y 
publicznego  życia  na  szersze  rozmiary,  w  jakiej  już  od  dłuższego  czasu 
uczyła  się  szlachta  koronna.  Chwilowe,  nie  zawsze  dobrze  odważone 
zapatrywania,  zrodzone  wśród  przypadkowego  ułożenia  się  stosunków 
poglądy  i  dążności,  pewna  krewkość  usposobienia,  samorzutność  i  odru- 
chowość  działania,  właściwa  ludziom  owej  doby,  powodowały,  że  uchwa- 
lano nieraz  przepisy  prawne,  które  w  najbliższym  czasie  potem,  wśród 
odmiennego  ułożenia  się  warunków,  porzucano  dla  innych,  częstokroć 
wprost  sprzecznych.  Prino  na  to  dowodów  w  ponmikach  ówczesnego 
ustawodawstwa.  Wybieramy  dwa,  oderwane,  do  Mazowsza  się  odno- 
szące. R  1511,  jeszcze  za  rządów  książęcych,  uchwalono  na  sejmie 
warszawskim  statut,  który  jeszcze  tego  samego  roku  inny  sejm  zmie- 
nił i  poprawił  ^).  R.  1536,  przy  ułożeniu  projektu  Statutu  mazowi^ 
ckiego  drugiego,  ustanowiono  pewne  warunki,  pod  którymi  szlachta 
żądać  może  rozgraniczenia  swych  dóbr  od  majątków  sąsiedzkich  *). 
W  r.  1538  konstytncya  sejmu  walnego,  wydana  dla  Mazowsza  na  żą- 
danie jego  przedstawicieli,  określiła  ten  sam  przedmiot  zgoła  odmiennie 
w  przepisie,  który  z  poprzednim  zostawał  w  sprzeczności  ^.  W  r.  1540 
projekt  Statutu  drugiego,  za  zgodą  Mazowszan,  uzyskał   sankcyą  kró- 

*)  Articnli....  de  pace  oommoni  in  conyentioiie  Yarsohoriae  pro  die  S.  Andreae 
posita  conscripti  et  in  alia  diaeta  per  dominos  emendati  anno  Domini  1511.  Macie- 
jowski, Hist.  praw.  slow.  YI.  173  n. 

^  B  a  n  d  t  k  i  e,  Ina  Pol.  405. 

»)  Vol.  lag.  I.  537. 


STATirr  MAZOWIKCKI   PnCRWSZT  221 

lewską,  zaczem  przywrócono  dawniejsze  postanowienia  o  warunkach 
graniczenia  dóbr  szlacheckich.  W  ten  sposób  stało  się,  iż  w  ciągu  lat 
czterech  zmieniano  trzykrotnie  zapatrywanie  na  ten  sam  przedmiot. 
Możemy  na  karb  tej  nieurobionej,  niekonsekwentnej  polityki  pra- 
wodawczej policzyć  niejeden  zarzut,  z  jakim  się  Statut  pierwszy  wnet 
po  zatwierdzeniu  spotkał,  niejedne  zmianę,  jaką  w  nim  zaraz  potem, 
w  redakcyi  drugiej,  przeprowadzono.  Możemy  zwłaszcza,  z  tego  punktu 
widzenia,  wytłómaczyć  sobie  chwiejne  stanowisko  Mazowszan  wobec 
statutu  o  mężobójcach.  Już  raz  przedtem  ta  chwiejnośó  objawiła  się 
tu  dość  jaskrawo:  boć  przecie  sejm  mazowiecki,  który  statut  ten 
w  r.  1526  znosił,  to  był  ten  sam  sejm,  który  go  w  r.  1525  za  wolą 
Janusza  III  uchwalił.  Że  obecnie,  przy  sposobności  zatwierdzenia  Sta- 
tutu pierwszego,  zgodzono  się  na  odnowienie  jego  przepisów,  na  to 
wpłynęło  chwilowe  ułożenie  się  stosunków.  Naglił  o  to  król;  przema- 
wiał za  tem  Prażmowski,  którego  po  śmierci  można  było  wprawdzie 
obrzucać  zarzutami,  ale  który  za  życia  był  —  powagą  i  potęgą;  po- 
pierali myśl  tę  zapewne  inni  dostojnicy  mazowieccy.  Ponadto  sejm 
walny  sadził  się  właśnie  wtedy  na  odnowienie  statutu  koronnego 
z  r.  1510  na  przeciąg  dalszych  lat  trzech  dla  całej  Korony  ^);  nie 
mogło  Mazowsze  tej  samej  sprawy  zostawić  zupinie  niezałatwionej, 
skoro  ją  już  poruszono.  Zbyt  wiele,  i  z  różnych  stron,  było  moralnego 
nacisku  na  przedstawicieli  mazowieckich,  i  zbyt  niewygodnem  stano- 
wisko przeciwników,  ażeby  się  było  można  dalej  opierać;  dla  tego, 
choć  z  ciężkiem  zapewne  sercem,  dano  przyzwolenie  na  renowacyą. 
Ale  kiedy  wnet  potem  jednemu  z  „braci^,  używającemu  snąć  miru 
pośród  szlachty,  zastosowanie  statutu  groziło  utratą  wolności  i  fortuny, 
zerwała  się  przeciw  niemu  burza  *);  stąd  wynikły  zaczepki,  wymierzone 
przeciw  statutowi  na  sejmie  z  r.  1534,  stąd  także  nie  dopuszczono  już 
do  zamieszczenia  go  w  Statucie  drugim.  I  trzeba  dodać,  że  odtąd  za- 
chowali już  Mazowszanie  większą  konsekwencyą  w  tej  sprawie;  prze- 
pisów z  r.  1525  nigdy  już  potem  nie  odnawiano;  a  nawet  jeszcze  w  r.  1543, 
kiedy  za  naleganiem  króla  zgodzono  się  przyjąć  na  Mazowszu  statut 
korcimy  o  mężobójcach,  łagodniejszy,  jaki  już  podówczas  obowiązywał 
w  samej  Polsce,  t  j.  statut  z  r.  1496,  stało  się  to  za  przyzwoleniem 
jedynie  tylko  większości  posłów  mazowieckich,  i  to   w   tym   sposobie, 


*)  Vol.  leg.  I.  509. 

*)  Wiadomo,  iż  sarzaty,  podniesione  na  aejmie  b  r.  1534  przeciw  statatowi 
o  mężobójcach,  najściślej  wiązały  się  ze  spraw-  Wiszniewskiego,  którego  z  powodu 
popełnionego  zabójstwa  zamknięto  w  wieży  i  pozbawiono  dóbr.  Bpis  Czart  nr.  272 
itr.  274 — 5.    Por.  cytat  u  Winiarza  14  nw.  1. 


222  OSWALD    BAI^ER. 

Że  im  zastrzeżono  na  przyszłość  prawo  dowolnego  odstąpienia  od  tych 
przepisów  ^). 

Dalszą  pobudką  rychłej  zmiany  stanowiska,  jakie  zajęli  Mazo- 
wszanie  wobec  Statutu  pierwszego,  były  nowe  po  części  dążności  spo- 
łeczne, jakie  się  tu  wnet,  skutkiem  oddziaływania  wpływów  koronnych, 
zbudziły  pośród  szlachty  miejscowej.  Pamiętajmy  o  tem,  że  w  czasie, 
kiedy  układano  projekt  tego  Statutu,  mijał  zaledwie  piąty  rok  od  wy- 
gaśnięcia dynastyi  książęcej,  a  niecałe  półtora  roku  od  ostatecznego 
przyłączenia  Mazowsza  do  Korony.  Mogły  zatem  do  projektu  przedo- 
stać się  niektóre  zasady,  urobione  przez  dawniejszy  zwyczaj  i  ustawo- 
dawstwo mazowieckie,  które  szlachcie  tamtejszej  dawały  względnie 
mniej  przywilejów,  aniżeli  je  podówczas  była  już  zdobyła  dla  siebie 
szlachta  koronna.  Uwaga  ta  dotyczy  zwłaszcza  przepisów,  określają- 
cych stosunek  panów  do  kmieci;  wiadomo,  że  sprawa  chłopska  nie  była 
jeszcze  przeszła  na  Mazowszu  przez  ten  zasadniczy  kataklizm,  jaki  jej 
w  Polsce  zgotowało  ustawodawstwo  z  końca  XV  i  pierwszej  ćwierci 
XVI  stulecia.  Dla  tego  przepisy  Statutu  pierwszego,  dotyczące  stano- 
wiska prawnego  kmieci,  są  jeszcze  dla  stanu  tego  względnie  korzystne^ 
w  każdym  razie  korzystniejsze,  aniżeli  w  ustawodawstwie  koronnem; 
władza  i  prawa  panów  wobec  ludności  poddańczej  nie  sięgają  jeszcze 
tak  daleko,  jak  u  szlachty  polskiej.  Ale  w  ciągu  kilku  najbliższych 
lat  mogła  się  szlachta  mazowiecka,  dopiero  co  z  polską  w  zasadzie 
zrównana,  nauczyć  wiele  na  przykładzie  koronnym;  w  ślad  za  tem 
musiała  się  też  zaraz  zbudzić  dążność  do  odpowiedniej  reformy  stosun- 
ków chłopskich.  Wykazano  już,  iż  jednem  z  głównych  has^  pod 
którem  dokonywano  drugiej  redakcyi  Statutu,  była  właśnie  owa  re- 
forma, nieprzyjaznym  wobec  ludności  wieśniaczej  duchem  przejęta.  Im 
rychlej  da  się  dokonać,  tem  pożądańszą  była  dla  stanu  szlacheckiego. 
I  to  jest  może  wzgląd,  z  którym  pc^ączyć  należy  wiadomość  zaginio- 
nego rękopisu  płockiego  o  przyczynieniu  się  królowej  Bony  do  cofnię- 
cia Statutu  pierwszego  ^).  Właśnie  w  r.  1530  otrzymała  Bona  zapis 
dożywocia  na  królewszczyznach  całej  ziemi  płockiej  ');  dla  tej,  z  chci- 
wości dobrze  znanej  pani,  pierwszorzędną  doniosłość  przedstawiało  py- 
tanie, jak  się  tu  ułożą  stosunki  chłopskie.  Ziemia  płocka  podlegała 
podówczas  już  ustawodawstwu  koronnemu,  ale  właśnie  dla  tego,  że 
sąsiadowała  bezpośrednio  z  województwem  mazowieckiem,  gdzie  stano- 
wisko prawne  chłopów  określono  szeregiem  korzystniejszych  przepisów, 


')  Maciejowski,  Hist.  praw.  slow.  YI.  291. 

«)  Por.  Btr.  187. 

•)  Metr.  kor.  t.  44.  fol.  397'. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  223 

groziło  niebezpieczeństwo,  że  miejscowa  ludność  rzaci  się  w  tłumną 
emigracją  na  Mazowsze,  której  nawet  przepisy  o  ściganiu  zbiegłych 
kmieci  nie  zdołają  zapobiedz,  i  przez  to  wartość  królewszczyzn  zna- 
cznie się  obniży.  W  ten  sposób  złożyło  się  przypadkiem,  że  ta  sama 
władczyni,  której  ręka  zaciężyła  tak  fatalnie  nad  korrekturą  praw  ko- 
ronnych, znienawidzana  coraz  bardziej  w  spc^eczeństwie,  a  przecież 
kierująca  jego  sprawami  nie  tylko  przez  króla,  ale  i  na  sejmach  przez 
oddane  sobie  kreatury,  stanęła  też  w  szeregu  przeciwników  Statutu 
mazowieckiego  pierwszego,  i  spowodować  mogła  rychłą  jego  ponowną 
rewizyą. 

Nie  było  po  temu  zarówno  dla  niej,  jako  też  dla  niezadowolonych 
z  własnego  dziria  Mazowszan,  sposobniejszej  chwili,  jak  właśnie  podów- 
czas. Nastała  doba  najostrzejszego  przesilenia  w  wewnętrznych  dzie- 
jach Polski  za  Zygmunta  I.  Sejm  z  r.  1532  kończy  ów  okres  prac 
nad  uporządkowaniem  domowych  spraw  państwa,  nad  utwierdzeniem 
ładu  w  niem  i  porządku,  nad  przeprowadzeniem  potrzebnych  reform 
w  którym  wprawdzie  nieraz  potykać  się  trzeba  było  z  poważnemi  tru- 
dnościami i  niejedna  myśl  zdrowa  natrafiła  na  nieprzezwyciężone  prze- 
szkody, ale  w  którym  praca  cała  rozwijać  się  mogła  mniej  więcej 
prawidłowo,  a  nawet  przeciwieństwa  polityczne  ścierały  się  ze  sobą 
w  sposób  więcej  poważny  i  godziwy.  Naraz  zmienia  się  wszystko 
prawie  do  niepoznania.  Słabość  i  ustępliwość  króla,  rosnąca  buta  ży- 
wiołów przewrotowych,  demoralizacya  i  korrupcya  polityczna,  szerzona 
przez  królowę  na  dworze  i  w  sejmach,  wydają  smutny  owoc:  anarchią. 
Przez  kilka  lat  trwa  w  Polsce  wielkie  zamieszanie  wewnętrzne:  szereg 
sejmów,  odbywanych  częściowo  pod  nieobecność  króla,  często  bez  udziału 
licznych,  najpoważniejszych  senatorów,  nieobsyłanych  czasem  posłami 
z  całych  dzielnic,  rozchodzi  się  na  niczem,  albo  też  wydaje  uchwały 
potępienia  godne;  sejm  z  r.  1533  nie  przyznaje  nawet  poboru,  o  który 
trzeba  było  zwrócić  się  do  sejmików  głównych;  z  dwu  sejmów  z  r.  1534 
drugi  uwiecznia  swą  smutną  pamięć  stanowczem  odrzuceniem  Eorre- 
ktury  praw  koronnych;  sejmy  z  r.  1535  i  1536,  przez  współczesnych 
jnź  pogardliwemi  przezwiskami  określane,  odznaczają  się  takiem  po- 
deptaniem powagi  parlamentarnej,  że  posłowie,  którzy  dla  pośmiewiska 
zjawiali  się  na  nich  przebrani  w  wilcze  skóry,  nie  tylko  mogli  brać 
udział  w  obradach,  ale  nawet  wzbić  się  na  stanowisko  przewodników 
całej  izby  poselskiej.  Kończy  się  wszystko  na  najstraszniejszym  po- 
gromie moralnym,  jaki  za  ostatnich  Jagiellonów  poniosły  królewskość 
i  idea  państwowa  —  na  wojnie  kokoszej.  Zjednoczone  co  dopiero 
z  Koroną  Mazowsze,  wciągnięte  w  ten  wir  politycznych  zamieszek, 
skazane  na  to,  ażeby  w  najsmutniejszych  warunkach   odbyć   pierwszą 


224  OSWALD    BALZSR. 

szkołę  politycznego  życia,  nie  mogło  samo  świecić  wzorem  i  przykła- 
dem doskonałości.  Walka  przeciw  Statutowi  pierwszemu  była  w  za- 
sadzie walką  przeciw  idei  ładu  i  porządku,  jaką  on  wyobrażał;  i  jeśli 
przytem  nawet  chodziło  o  zastąpienie  go  Statutem  nowym,  to  zawsze 
mogła  się  wydać  pożądaną:  nasuwała  się  tu  sposobność  utargowania 
pewnych  ustępstw  przy  drugiej  redakcyi,  czy  to  w  odmiennem  okre- 
śleniu stosunku  pana  do  chłopa,  czy  to  w  usunięciu  surowych  przepi- 
sów statutu  przeciw  mężobójcom.  W  tej  dobie  przesilenia  była  naj- 
lepsza po  temu  sposobność;  trzeba  było  z  niej  korzystać,  trzeba  się 
było  spieszyć;  nikt  bowiem  nie  mógł  przewidzieć,  czy  później  znajdzie 
się  stosowna  do  tego  pora.  I  przez  to  stała  się  rzecz  niezwykła,  pra- 
wie że  wyjątkowa,  jaką  mają  do  zapisania  dzieje  prawodawstwa  nie 
tylko  już  polskiego,  ale  w  ogóle  europejskiego.  Wielkie  kodeksy  pra- 
wne,' do  jakich  należał  i  nasz  Statut,  choć  czasem  bardzo  niedoskonałe, 
wystarczają  społeczeństwom  częstokroć  przez  całe  stulecia,  a  powstają 
w  każdym  razie  na  to,  ażeby  na  dłuższy  okres  czasu  urządzić  i  upo- 
rządkować stosunki  prawne.  W  samej  istocie  i  charakterze  kodeksów 
takich  tkwi  idea  stałości  i  ciągłości.  Jeśli  nawet  zmiany  i  uzup^nie- 
nia  okażą  się  potrzebnemi,  dzieje  się  to  zazwyczaj  przez  szczegółowe 
dodatki  i  nowele.  Nasz  Statut  już  zaraz  po  zatwierdzeniu  zaczepiono 
w  całości,  a  w  kilka  lat  potem  zastąpiono  go  Statutem  nowym.  Ale 
był  to  tylko  wynik  szczególnego,  wyjątkowego  ułożenia  się  stosunków 
w  państwie;  a  przeto  niema  w  tern  jakiegokolwiek  dowodu  na  to, 
jakoby  Statut  sam  nie  był  mógł  uzyskać  zatwierdzenia. 


UL 
Dowody,  stwierdzające,  ii  Statut  pierwszy  nsyskat  sankcyą. 

Powyższe  nasze  uwagi  miały  na  celu  usunąć  nastręczające  się 
w  sprawie  sankcyi  Statutu  pierwszego  wątpliwości.  Uzupełniamy  je 
teraz  dowodami  dodatniej  treści,  wykazującymi,  iż  Statut  ten  w  rze- 
czywistości został  zatwierdzony. 

Pierwszym  z  nich  jest  nadpis,  zamieszczony  na  czele  spisu  artykułów 
Statutu  w  rękopisie  Metryki  koronnej.  Stwierdza  on  wyraźnie,  iż 
Statut  uzyskał  zatwierdzenie  króla  Zygmunta  I  ^),  a  że  spisem  objęte 
zostały  wszystkie  bez  wyjątku  tytuły  całego  kodeksu,  przeto  nie  mo- 
żna wątpić,  iż  szczegół  o  zatwierdzeniu  odnosi  się  do  całej  kodyfikacyi, 


*)  Kepertoriam  in  Statuta  Dacatus  Masoyiae  per  Serenissimam  dominom  domi- 
num  Sigismandnm  primnm....  confirmata.  Metr.  kor.  t.  1  fol.  1  nielicsb.  Ka 
asczegót  ten  iwrócił  jnź  awage  Danin,  Dawne  pmwo  maiow.  22. 


STATUT   MAZOWIECKI    PIERWSZY  225 

nie  zaś  do  pewnych  tylko  jej  części,  n.  p.  zamieszczonego  na  czele 
zbioru  25  statutów  średniowiecznych.  Jak  cały  rękopis,  tak  teź  i  ów 
spis  artykułów  pochodzi  z  wieku  KYI,  i  to,  jak  wskazuje  pismo,  naj- 
prawdopodobniej z  pierwszej  jego  połowy;  nie  jest  wykluczonem  przy- 
puszczenie, źe  powstał  on  jeszcze  za  Zygmunta  I  ^),  i  to  mianowicie 
w  tym  czasie,  kiedy  Statut  drugi  nie  był  jeszcze  wydany,  a  więc  przed 
rokiem  1540.  Zapisek  jest  zatem  albo  współczesny,  albo  conajmniej 
prawie  współczesny,  i  jako  taki  posiada  wszelkie  znamiona  wiarogo- 
dności;  nabiera  on  większej  wagi  przez  to,  źe  znajduje  się  w  egzem- 
plarzu, przeznaczonym  widocznie  do  użytku  kancelaryi  królewskiej, 
skoro  rękopis  dochował  się  pośród  ksiąg  tejże  kancelaryi.  Przez  to 
zapisek  ten  nabiera  poniekąd  znaczenia  świadectwa  urzędowego;  i  dla 
tego,  gdybyśmy  już  żadnych  innych  nie  posiadali  dowodów  na  to,  iż 
Statut  pierwszy  uzyskał  sankcyą,  byłby  on  sam  wystarczającym 
argumentem,  zwłaszcza  skoro  nic  nic  można  przytoczyć  na  poparcie 
zapatrywania  przeciwnego. 

Są  wszelako  jeszcze  inne,  pośrednie  lub  bezpośrednie  wskazówki, 
przemawiające  za  powyższem  twierdzeniem. 

Zwrócimy  się  przedewszystkiem  do  owych  czterech,  poprzednio 
już  omówionych,  równocześnie  pod  datą  29  stycznia  1532  r.  wydanych 
dekretów  królewskich  *).  Dwa  z  nich  wyszły  niewątpliwie  z  inicya- 
tywy  królewskiej;  jeden,  o  męźobójcach,  jako  uzupełnienie  luki  w  pro- 
jekcie Statutu,  drugi,  o  graniczeniu  dóbr  królewskich,  jako  zmiana  za- 
wartych tamże  przepisów,  które  okazały  się  nieodpowiednimi.  Dwa 
inne,  wydane  na  żądanie  samych  posłów  mazowieckich,  wykazują  przy- 
padkowo te  same  znamiona:  jeden,  o  dziedziczeniu  kobiet,  uzupełnia 
to,  czego  w  projekcie  nie  dostawało,  drugi,  o  zakładach  sądowych, 
zmienia  kilka  przepisów,  zawartych  w  Statucie.  Przyjmując,  iż  projekt 
został  zatwierdzony,  będziemy  mogli  wszystkie  owe  dekrety  uważać  za 
nowele  do  Statutu,  za  pomocą  których  oba  czynniki  rozstrzygające, 
król  i  przedstawiciele  mazowieccy  na  sejmie  walnym,  zmierzali  do 
przeprowadzenia  pewnych  swoich  szczególnych  celów,  jakie  się  wśród 
rokowań  nad  sprawą  ogólną,  t.  j.  nad  zatwierdzeniem  Statutu,  wyłoniły. 
Przyjmując  natomiast,  iż  rzecz  miała  się  odwrotnie,  a  więc,  że  Statut 
zatwierdzenia  nie  uzyskał,  stanęlibyśmy   wobec   dziwnej   i   trudnej   do 


*)  Okolicznofić,  że  w  przytoczonjrm  co  dopiero  nadpisie  król  określony  jest  sło- 
wami: Sigismondns  p  r  i  m  a  s,  nie  dowodzi,  jakobj  zapisek  powstał  później,  n.  p.  za 
Zygmunta  Augusta;  już  bowiem  za  życia  Zygmunta  I,  skutkiem  elekcyi  królewica 
r.  1530  i  zaprzysiężenia  przezeń  praw  w  r.  1687,  odróżniano  obu  Zygmuntów  cyframi 
porządkowemi. 

')  I  ten  szczegół  poruszył,  lubo  bliżej  go  nie  rozwinął,  Dunin,  22. 

Bosprawy  Wydz.  hUt.  filos.  T.  XŁ.  15 


226  OSWALD    BALZER. 

wytłómaczenia  zagadki:  dla  czego  do  ustawodawczego  określenia  prz}'- 
szło  tylko  co  do  tych  przedmiotów,  których  w  projekcie  brakowało 
i  które  po  części  były  sporne  (mężobójstwo,  dziedziczenie  kobiet),  jak 
niemniej  tych,  które  w  projekcie  urządzono  w  sposób  nieodpowiedni 
(graniczenie  króle wszczyzn,  zakłady);  a  natomiast  nie  przyznano  mocy 
obowiązującej  całej  przeważającej  ilości  innych  postanowień,  które 
w  projekcie  zamieszczono,  i  co  do  których  nie  było  zasadniczej  różnicy 
zdań  ani  po  jednej  ani  też  po  drugiej  stronie.  Wszakże  całą  akcyą 
podjęto  z  tym,  z  góry  wytkniętym  zamiarem,  ażeby  stworzyć  dla  Ma- 
zowsza kodeks  prawa  sądowego;  wszakże  zrobiono  wszystko,  co  do  jej 
urzeczywistnienia  prowadzić  miało:  zwołano  sejm  mazowiecki  dla  uło- 
żenia projektu,  sejm  ten  projekt  taki  opracował,  projekt  ten  polecono 
odpowiednio  zredagować,  i  w  istocie  taka  jego  redakcya  doszła  do 
skutku;  następnie  przedłożono  rzecz  gotową  sejmowi  walnemu;  aż  wre- 
szcie w  ostatniej  chwili,  mimo  że  wszystkie  czynniki,  powołane  do  za- 
łatwienia sprawy,  godziły  się  na  całość  —  cofnięto  się,  i  w  tem  wła- 
śnie, co  nie  przedstawiało  żadnych  wątpliwości,  zawahano  się  wyrzec 
ostatnie,  rozstrzygające  słowo.  Pobudki  takiego  postępowania  wyma- 
gałyby koniecznie  jakiegoś  usprawiedliwienia,  którego  szukamy  na- 
próżno. 

Szczególnie  ważnym  jest  w  tej  mierze  dekret  o  graniczeniu  dóbr 
królewskich.  Jego  treść  jest  tego  rodzaju,  że  wyrozumianą  być  może 
tylko  w  odniesieniu  do  przepisów  Statutu;  zawiera  on  tylko  uchylenie 
pewnych  jego  postanowień,  w  których  miejsce  nie  wprowadza  jakiejś 
nowej,  stałej  zasady,  ograniczając  się  wyłącznie  do  tymczasowego  za- 
rządzenia. Wyraża  sig  on  mianowicie  w  ten  sposób:  Consuetudinem 
vero  de  bonis....  regiis.,.,  limitandis,  quae  si  tła,  ut  scripta  erał,  ste- 
łisset,  nonnihil  nobis  et  fisco  nostro  damni  allaiura  esse  videbatur,  eum 
scripta  easet  ad  modum  etc...  et  ea propter hunc  articulum  ad  eon- 
V  en  tum  a  li  urn  regni  tractandum  distulimus,  ubi,..,  cum  ordini- 
bus  Regni  et  ducatus  illius  (Mazoviae)  constituemus  et  ordinabimu s... 
Interim  vero....  in  litteris  commissionum....  informationem  praescribemus  ^). 
Ów  „zwyczaj  spisany",  na  jaki  się  dekret  powołuje,  są  to  oczywiście 
artykuły  97  i  98  projektu;  treść  bowiem  zwyczaju,  w  dekrecie  przyto- 
czona, pokrywa  się  z  treścią  rzeczonych  artykułów  ^.  Otóż  król,  uchy- 
lając zastosowalność  tych  przepisów,  zastrzega  przedewszystkiem  wy- 
raźnie, iż  o  przedmiocie  tym  naradzi  się  i  postanowi  ostatecznie  przy- 
szły sejm  walny;  znaczy  to,  że  co  do  innych    przedmiotów,  projektem 


^)  Ban  dt  kie,  los  Pol.  417. 
')  Por.  nadto  Btr.  206  aw.  1. 


STATUT    MAZOWIBGiU    PISBWSZY  227 

objętych,  me  zachodziła  już  potrzeba  wydawania  postanowień  dopiero 
w  przyszłości.  Ważniejszym  jeszcze,  i  wprost  rozstrzygającym  jest 
nstęp,  według  którego  skarb  królewski  byłby  narażony  na  szkodę, 
gdyby  zwyczaj  co  do  graniczenia  dóbr  królewskich  pozostał  takim, 
jak  jest  napisany.  Król  podnosi  zatem  wyraźnie,  że  gdyby  ni* 
niejszym  dekretem  nie  uchylił  owego  zwyczaju,  miałby  on  moc  obo- 
wiązującą, i  to  nie  jako  zwyczaj  w  praktyce  przestrzegany,  ale  jako 
zwyczaj  spisany,  t  j.  jako  artykuł  97  i  98  Statutu.  Artykuły  te  mo- 
gły zaś  obowiązywać  tylko  wtedy,  jeśli  przyjmiemy,  że  sam  Statut, 
którego  część  składową  stanowiły,  uzyskał  zatwierdzenie  powołanej  do 
tego  władzy  ustawodawczej. 

Posiadamy  następnie  dowód,  że  Statut  pierwszy  został  też  ogło- 
szony jako  prawo  obowiązujące.  Wydawane  w  tym  czasie  ustawy  ma- 
zowieckie zawierają  częstokroć  w  formułkach  promulgacyjnych  polecenie, 
wystosowane  przez  króla  do  wicesgerenta,  ażeby  treść  ich  ogłosił,  jako  też 
zarządził,  czego  potrzeba,  iżby  ogłoszenie  takie  przez  władze  niższe  doko- 
nanem  zostało.  Taką  formułkę  zawiera  n.  p.  znany  nam  dekret  o  mężobój- 
cach  ^)  tudzież  o  zakładach  sądowych  ^.  Wynika  stąd,  że  w  pierwszym 
rzędzie  troska  o  ogłaszanie  ustaw  spoczywała  na  wicesgerencie.  Z  tymi 
szczegółami  zestawić  należy  ustęp  Postulatów  mazowieckich  z  r.  1534 : 
In  quo  Stałuto  (t.  j.  w  Statucie  pierwszym)  ....  continenłur  nonnulli  arii- 
euli  in  gravamen  et  praeiudicium  totius  nobilitatia.  Qiws  articuloa  olim  do- 
minu8  palatinus  (Prażmowski)  ultra  voluntatem  omnium  consiliariorum  et 
nobilUatis  impoauit  et  indixit'^),  Indixit  nie  może  znaczyć  nic  innego, 
jak  tylko:  zapowiedział,  ogłosił;  sens  zdania  jest  zatem  taki:  Praż- 
mowski nie  tylko  w  Statucie  poczynił  samowolne  dodatki,  ale  je  zara- 
zem ogłosił  jako  prawo  obowiązujące.  Tak  więc  ze  strony  samych 
przeciwników  Statutu  poświadczony  mamy  szczegół,  iż  nastąpiła  jego 
publikacya.  Wprawdzie  jest  tu  mowa  o  ogłoszeniu  samych  tylko  do- 
datków wicesgerenta;  ponieważ  jednak,  według  twierdzenia  Mazowszan 


*)  Ideo  mandarnuB  Sinceritati  (w  adresie  dekretu  snajdowało  się  nazwisko  Pra- 
źmowskiego,  jako  wicesgerenta)  ....  qaatenas  statutum  hoc...  ad  notitlam  omnlam  et 
Biognlomm  dedaeat  et  praesentes  litterafi  nostras  in  libros  terrestres  omnium  distri- 
ctaom  Tna  Sinceritas,  Palatine,    iuBcribi  et  iuduci  faciat.    Por.    Dodatek  I. 

*)  Ideo  committioiuB  Tuae  FideUtati  et  mandamas,  praecipiat  id  nostra  auctori- 
tata  in  omnibus  iadiciis  et  districtibus  ducatus  istius  publicari  etc.  Bandtkie,  lus 
PoL  417.  Ze  nakaz  powyższy  skierowany  był  do  Praimowskiego,  dowodzi  okoliczność, 
ie  ma  polecono  ogłosić  dekret  we  wszystkich  s^ach  i  powiatach  księstwa  mazowie- 
ckiego, i  to  pod  powagą  królewską.  Czynności  tej  mógł  dokonać  tylko  wicesgerent- 
wojewoda.     W  adresie  dekretu  wymieniony  jest  zresztą  wyraźnie  Praimowski. 

")  Bpis  Czart.  nr.  272  str.  286. 

15* 


228  OSWALD    BALZER. 

Z  r.  1534j  weszły  one  w  skład  Statutu,  przeto  nie  można  rzeczy  poj- 
mować inaczej,  jak  tylko,  że  dodatki  te  razem  z  całym  Statutem  ogło- 
szone zostały.  Gdybyśmy  zaś,  ze  względu  na  poprzednie  nasze  wy- 
wody, przyjąć  chcieli,  że  pod  owymi  dodatkami  rozumianą  jest  wyłącznie 
ustawa  o  męźobójcach  ^),  która  wyszła  w  kształcie  osobnego  dekretu 
królewskiego,  to  zawsze  jeszcze  utrzymaćby  należało  twierdzenie  o  pu- 
blikacyi  całego  Statutu;  stanowi  ona  bowiem  integralną  część  jego 
tekstu  2). 

Wreszcie  posiadamy  dowody,  iż  Statut  pierwszy  w  najbliższych 
czasach  po  jego  wydaniu  był  też  w  istocie  w  praktyce  stosowany. 
Art.  152  tegoż  Statutu  postanowił  mianowicie,  odmieniając  zwyczaj  po- 
przednio przestrzegany,  że  sam  akt  wwiązania  w  dobra,  za  pośredni- 
ctwem woźnego  dokonany,  nie  wystarcza  do  przeniesienia  tytułu  wła- 
sności, ale  ponadto  trzeba  jeszcze,  ażeby  woźny  akt  ten  w  księgach 
sądowych  zeznał.  Ten  sam  przepis  ponowił  także  Statut  mazowiecki 
drugi  (z  r.  1540),  z  tym  dodatkiem,  że  rygorowi  postanowienia  tego 
podlegają  wszystkie  wwiązania,  dokonane  od  dnia  5  marca  1531  r.  ^, 
t.  j.  od  daty,  pod  którą  zebrał  się  sejm  mazowiecki  dla  ułożenia  pro- 
jektu Statutu  pierwszego*).  Przyjmowano,  że  postanowienie  to  nie  zostaje 
w  żadnym  związku  ze  sprawą  sankcyi  Statutu  pierwszego,  i  że  mamy 
tu  do  czynienia  jedynie  tylko  z  przepisem,  który  nadał  sobie  wsteczną 
moc  obowiązującą.  W  tym  razie  należałoby  jednak  wytłómaczyć  dal- 
sze pytanie  zasadnicze:  jakie  mogły  być  pobudki,  które  przy  dokona- 
niu drugiej  kodyfikacyi  z  r.  1540  skłonić  mogły  sejm  walny  do  ta- 
kiego zarządzenia?  Szukalibyśmy  ich  napróżno.  Przedewszystkiem 
podnieść  należy,  iż  w  całym  Statucie  drugim  niema  jakiegokolwiek 
innego  artykułu,  którego  rygor  rozciągniętoby  do  czasów  przeszłych, 
tak  że  już  z  tego  punktu  widzenia  rzecz  cała  przedstawiałaby  się  jako 
wyjątkowa.  Powtóre,  przepis  ten,  pojęty  jako  ustawa  o  wstecznej  mocy 
obowiązującej,  nieoparta  o  żadną  z  dawniejszych,  rzeczywiście  wyda- 
nych ustaw,  byłby  w  wysokim  stopniu  niesprawiedliwym,  a  zarazem 
mógłby  się  był  stać  źródłem  wielkiego  zamieszania  w  zakresie  stosun- 
ków własnościowych  na  ówczesnem  Mazowszu.   Jeżeli  dawniejszy  zwy- 


')  Liczba  mnoga:  nonnulU  articali,  quo8  articulos,  niekoniecznie  sprzeciwiałaby 
się  takiej  interpretacji,  gdyż  sam  statut  o  meżobójcach  podzielony  był  na  10  oso- 
bnych artykułów. 

»)  Por.  niżej  str.  230. 

^  Et  haec  intromissio  a  data  conrentionis,  qaae  erat  YarschoYiae  pro  Dorni- 
nica  Reminiscere  anno  Domini  1531  et  recognitione  praeconis  debet  inscribi  et  iadnci 
in  libram  terrestrem.     B  a  n  d  t  k  i  e,  lus  Pol.  394. 

**)  Niniejszy  szczegół  porasza  też  Dunin,  22. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  229 

czaj  dokonywania  wwiązań  był  odmienny,  a  Statut  pierwszy,  który  go 
zmieniał,  nie  uzyskał  sankcyi,  naówczas  oczywistą  było  rzeczą,  iż  nie 
tylko  do  roku  1531,  ale  i  później,  aż  do  sankcyi  Statutu  drugiego, 
wwiązania  te  w  wielu  wypadkach  mogły  być  przeprowadzano  bez 
wpisu  do  ksiąg  sądowych;  jeżeli  zaś  Statut  drugi  zażądał  obecnie  tej 
formalności  co  do  wszystkich  wwiązań  od  r.  1531  począwszy,  to  tem 
samem  zachwiewał  i  podawał  w  wątpliwość  cały  szereg  tego  rodzaju 
aktów  dawniejszych,  co  do  których  brakujące  formalności  nie  łatwo 
już,  przynajmniej  nie  w  każdym  wypadku,  uzupełnić  się  dały.  Prze- 
pisem powyższym  szlachta  mazowiecka  skręciłaby  bicz  sama  na  siebie, 
z  przyczyny  zupełnie  niezrozumiałej,  tem  trudniejszej  do  wyjaśnienia, 
że  chodziło  tu  o  rzecz  pierwszorzędnej  wagi,  o  stosunki  własności 
ziemskiej.  Zgoła  inaczej  przedstawi  się  nam  cała  sprawa,  jeżeli  przyj- 
miemy, że  Statut  pierwszy,  jako  ustawa  zatwierdzona,  wszedł  też  zaraz 
w  zastosowanie;  wtedy  bowiem  okaże  się  jasno,  że  szlachta  mazowie- 
cka rzeczywiście  już  odtąd  miała  obowiązek  przestrzegać  nowych  for- 
malności przy  wwiązaniu;  przepis  Statutu  drugiego  skierowany  był 
zatem  tylko  przeciw  tym,  którzy  w^brew  wyraźnym  postanowieniom 
obowiązującego  prawa  stosowali  się  jeszcze  do  starego  zw)'czaju,  po- 
przednio już  zniesionego;  jako  taki  nie  był  tedy  ani  niesprawiedliwym, 
ani  też  większego  zamieszana  w  zakresie  stosunków  własności  ziemskiej 
sprowadzić  nie  mógł.  Jest  zresztą,  mimo  wszystko,  pewna  niedokła- 
dność w  oma  wian  j^^m  tu  przepisie:  Statut  pierwszy  nie  obowiązywał  bo- 
wiem od  dnia  5  marca  1531  r.,  ale  od  daty  nieco  późniejszej  ^);  i  dla 
tego,  zasadniczo  rzecz  biorąc,  należało  dopiero  od  owego  terminu  później- 
szego stawiać  wymagania  nowych  formalności  przy  wwiązaniach.  Przy- 
czyna leżała  w  tem,  że  w  tekście  Statutu  pierwszego,  jakim  rozporzą- 
dzano przy  dokonywaniu  redakcyi  drugiej,  nie  było  wskazówki  co  do 
rzeczywistej  daty  jego  sankcyi  ^);  dla  tego  oparto  się  o  jedne  z  dat, 
która  w  tekście  tym  znajdowała  się,  t.  j.  datę  zebrania  się  sejmu  ma- 
zowieckiego, który  projekt  Statutu  uchwalił.  Jak  powierzchownie 
przytem  rzecz  oceniano,  dowodzi  okoliczność,  że  nie  uwzględniono  przy- 
najmniej daty  zakończenia  obrad  sejmowych  (19  marca  1531  r.)  ale 
datę  ich  rozpoczęcia,  pod  którą  nawet  sam  projekt  nie  mógł  być  jeszcze 
uchwalony.  Bądź  co  bądź,  zasadnicza  myśl  postanowienia  przeziera  zeń 
całkiem  wyraźnie:  wymaganie  nowych  formalności  przy  wwiązaniu, 
począwszy  od  rzeczonej  daty  wstecznej,  postawione  zostało  dla  tego,  że 
je  przepisywał  już  Statut  pierwszy,  i  że  skutkiem  uzyskanego  zatwier- 
dzenia należało  się  doń  zaraz  zastosować  w  praktyce. 

1)  Por.  niżej  str.  236. 
*)  Por,  niżej  str.  238. 


230  OSWALD   BALZER. 

Dalszym  dowodem  praktycznego  stosowania  Statutu  jest  sprawa, 
poruszona  w  Legacyi  sejmowej  z  r.  1534.  Znajdujemy  w  niej  prośbę, 
wystosowaną  do  króla,  ażeby  w  odniesieniu  do  jednego  ze  szlachty  ma- 
zowieckiej, który  dopuściwszy  się  męźobójstwa,  podległ  rygorowi  de- 
kretu o  męźobójcach  z  29  stycznia  1532  r.,  uchylił  zastosowalność  tej 
ustawy.  Na  poparcie  tej  swojej  prośby  przytaczają  Mazowszanie  oko- 
liczność, iż  Praźmowski  wbrew  ich  woli  ustawę  o  męźobójcach  wcie- 
lił do  Statutu  pierwszego^).  Ustawa  ta,  formalnie  rzecz  biorąc, 
była  odrębnym  dla  siebie  aktem  prawodawczym,  wyszła  bowiem 
w  kształcie  osobnego  dekretu  królewskiego,  z  osobną  intytulacyą  wy- 
stawcy i  osobną  datacyą;  zewnętrznie  tylko  połączoną  została  ze  Statu- 
tem pierwszym,  przez  to,  źe  ją  wpisano  do  jego  rękopisów,  tuż  po  wy- 
czerpaniu tekstu  właściwego.  Gdyby  Statut  pierwszy  nie  był  uzyskał 
sankcyi,  nie  wadziłoby  to  w  niczem  zastosowalności  samej  ustawy  o  mę- 
źobójcach, wydanej  z  zachowaniem  wszystkich  form  i  warunków,  po- 
trzebnych do  nabycia  obowiązującej  mocy  prawnej.  Ale  w  takim  razie 
Mazowszanie  byliby  mogli  zaczepiać  same  tylko  ustawę,  pojętą  jako 
odrębną  dla  siebie  całość.  Tymczasem  proszą  oni  o  uchylenie  jej  skut- 
ków jako  części  składowej  większej  całości,  t.  j.  Statutu  pierwszego, 
i  przyznają  w  ten  sposób  pośrednio,  źe  cały  ów  Statut  miał  w  owym 
czasie  moc  obowiązującą.  Przyczyna  łącznego  traktowania  obu  ustaw 
nie  trudno  da  się  odgadnąć:  ze  względu  na  rękopiśmienne  ich  pcJą- 
czenie  uważano  dekret  o  męźobójcach  za  integralną  część  składową 
Statutu  pierwszego.  Bądź  co  bądź,  istniało  tedy  podówczas  pośród  sa- 
mych Mazowszan  przeświadczenie,  iż  obowiązywała  nie  tylko  ustawa 
o  męźobójcach,  ale  i  cały  Statut,  do  którego  ją  dodano.  W  ten  sposób 
Legacya  z  r.  1534,  uważana  za  główny  dowód  twierdzenia,  jakoby 
Statut  pierwszy  sankcyi  nie  uzyskał,  dostarcza  właśnie  najwymowniej- 
szego świadectwa  na  to,  że  go  w  r.  1534  stosowano  jako  prawo  obo- 
wiązujące, że  zatem  przedtem  musiał  uzyskać  zatwierdzenie  królewskie. 

Nie  pochlebiamy  sobie,  iżby  się  nam  udało  wyczerpać  wszystkie, 
jakie  dziś  jeszcze  istnieć  mogą,  dowody  o  zatwierdzeniu  i  stosowania 
Statutu  pierwszego.  Przypuścić  można,  że  znajdą  się  one  jeszcze,  może 
wcale  liczne,  w  aktach  sądowych  województwa  mazowieckiego  z  czwar- 
tego dziesiątka  lat  wieku  XVI.  Kto  znajdzie  możność  i  zada  sobie 
trud  przejrzenia  tych  aktów,  może  przy  niejednej  sprawie  sądowej 
spotka  się  z  powołaniem  Statutu  pierwszego  jako  prawa  obowiązują- 
cego, podobnie  jak  w  innych  aktach  sądowych  powoływano  nieraz 
wyraźnie    obowiązujące    w    danym    czasie    ustawy.      Pozostawiając   tę 


O  Por.  nstep  z  Legacyi,  przytoczony  na  str.  189. 


STATUT   MAZOWIECKI    PIERWSZY  231 

sprawę  poszukiwaniom  innych,  pragniemy  na  tem  miejsca  zwrócić  uwagę 
na  jeden  jeszcze  szczegół,  podrzędoiejszej  zresztą  wagi,  i  taki,  który  sam 
przez  się  dowodu  nie  stanowi,  a  przecież  na  tle  spostrzeżeń  poprzednich 
w  właściwem  dopiero  staje  oświetleniu  i  poniekąd  spostrzeżenia  te  po- 
piera. Mam  tu  na  myśli  stanowisko  króla  wobec  zapoczątkowanej  przez 
Mazowszan  ak?yi  nad  ułożeniem  Statutu  drugiego.  Zwołując  sejm  ma- 
zowiecki z  r.  1536,  który  miał  się  zająć  opracowaniem  nowego  pro- 
jektu, nadmienia  król  wyraźnie,  iż  czyni  to  na  żądanie  i  prośbę  Ma- 
zowszan; wzywa  ich  przytem,  ażeby  się  dokładnie  nad  sprawą  zasta- 
nowili, potrzebne  ustawy  i  zwyczaje  wybrali,  poprawili  wszystko, 
w  czem  okazuje  się  potrzeba  zmiany;  dodaje  wreszcie,  że  gdy  projekt 
podany  zostanie  sejmowi  walnemu,  król  wraz  z  senatem,  wybrawszy 
wszystko,  co  będzie  stosownem,  zatwierdzi  nowy  Statut  niewzru- 
szalnym edyktem^^.  Kiedy  zaś  wreszcie  przyszło  do  sankcyi  Sta- 
tutu drugiego  w  r.  1540,  zarządził  dekret  potwierdzający,  iż  ma  on 
być  podany  do  druku,  ażeby  na  przyszłość  żadnych  już  wątpli- 
wości nie  budził,  a  zarazem  polecił,  ażeby  Statut  ten,  tak  jak  zo- 
stał spisany,  bez  żadnych  zarzutów  i  oporu  w  sądach  stoso- 
wano i  przestrzegano^).  Jest  w  tych  zwrotach  jakoby  przebłysk 
zniecierpliwienia  z  powodu  tego,  co  się  działo  przedtem,  a  zarazem  za- 
powiedź odmiennego,  stanowczego  postępowania  na  przyszłość.  Na  tle 
poprzednich  naszych  wywodów  zrozumiemy  jedno  i  drugie:  niecierpli- 
wiło króla,  iż  Statut  pierwszy,  dopiero  co  zatwierdzony,  tak  rychło 
spotkał  się  z  oporem  i  dążnością  do  zastąpienia  go  innym;  z  tem  łą- 
czyła się  zapowiedź,  iż  król  nie  da  się  już  potem  tak  łatwo  skłonić 
do  cofnięcia  Statutu  drugiego,  skoro  on  z  kolei  uzyska  zatwierdzenie. 
Ale  jakież  król  miałby  powody  dotykać  tych  szczegółów,  gdybyśmy 
przyjęli,  że  projekt  z  r.  1531  nie  uzyskał  sankcyi,  i  że  wszystko,  co 
aż  do  r.  1540  przedsięwzięto,  było  tylko  szeregiem  prac  przygotowawczych 
do  wydania  pierwszego  za  rządów  koronnych  Statutu  mazowieckiego? 

IV. 
Data  sankcyi  Statutu  pierwszego. 

Zarówno  Postulaty  mazowieckie,  jako  też  i  Legacya  sejmowa 
z  r.  1534  stwierdzają,  iż  Statut  podany  został  królowi  (do  sankcyi) 
przez  wicesgerenta-wojewodę  Prażmowskiego;  pierwszy   z   tych   zabyt- 

')  Ibi  rero  Segia  Maiestas....  irrefragabili  edicto  ano  sanciet  et  con- 
finnabit.     Rpia  O  8  s  o  1.  nr.  178.  fol.  88. 

*)  Ne  qaid  veTO  ambiguitatia  deinceps  pariant  ...  at  has  ipsas  constitationea 
atqTie  mores,  ita  ąnemadmodtim  conacripti  aunt,  abaąne  ulla  exceptioxie  et  contradic- 
tiono  iii  indiciis  colant  et  obseryent.     B  if  n  d  t  k  i  e,  lua  Pol.  367. 


232  OSWALD    BALZER. 

ków  przydaje  nadto  szczegół,  że  stało  się  to  w  Krakowie  ^).  Sprawa 
zatwierdzenia  Statutu  była  tedy  w  każdym  razie  rozpatrywana  jeszcze 
za  życia  Prażmowskiego.  Według  dotychczasowego,  powszechnie  przy- 
jętego mniemania,  możnaby  tu  zatem  myśleć  jeszcze  o  roku  1533, 
w  którym  wojewoda  rzekomo  miał  umrzeć;  w  rzeczywistości  data  jego 
śmierci  jest  nieco  wcześniejszą.  Jeszcze  dnia  21  września  1532  r.  bie- 
rze on  udział  w  rokach  sądowych,  odbytych  w  Warszawie  -);  już  zaś 
w  przywileju  z  30  listopada  t.  r.  Zygmunt  I  mieni  go  zmarłym,  i  to 
z  tym  dodatkiem,  iż  przybywszy  niedawno  do  Krakowa,  rozstał  się 
tamże  ze  światem  ^).  Śmierć  Prażmowskiego  przypada  zatem  na  mie- 
siąc październik  lub  listopad  1532  r.  Ponieważ  zaś  sejm  warszawski, 
który  projekt  Statutu  uchwalił,  rozszedł  się  19  marca  1531  r.,  przeto, 
nie  odliczając  już  nawet  żadnego  czasu  na  pracę  redakcyjną  Popiel- 
skiego,  możemy  przyjąć,  jako  najobszerniejsze  granice  chronologiczne. 
w  obrębie  których  data  sankcyi  da  się  umieścić,  czas  pomiędzy  20 
marca  1531  r.,  a  październikiem  lub  listopadem  1532  r. 

Ponieważ  w  jednym  z  dwu  tych  ostatnich  miesięcy  Prażmowski 
bawił  w  Krakowie,  przeto  nasunąćby  się  mogła  myśl,  czy  nie  do  tego 
czasu  dopiero  należy  odnieść  poświadczony  w  Postulatach  mazowie- 
ckich szczegół  o  dokonanem  przezeń  w  Krakowie  podaniu  projektu  do 
sankcyi  królewskiej.  Przypuszczenie  takie  upada  jednak  wobec  tego. 
że  ani  w  październiku,  ani  w  listopadzie  1532  r.  nie  odbywał  się  żaden 
sejm  walny  w  Krakowie,  czy  też  chociażby  gdziekolwiek  indziej 
w  państwie.  Wiemy  zaś,  iż  sprawa  nie  mogła  być  załatwioną  gdzie- 
indziej, jak  tylko  na  sejmie  walnym;  nie  brak  też  wyraźnego  na  to 
dowodu  źródłowego.  Oto  znany  nam  dekret  królewski  o  dziedziczeniu 
kobiet  na  Mazowszu  stwierdza,  że  zarówno  sprawa  dziedziczenia,  jako 
też  wszystkie  inne,  projektem  Statutu  objęte  przedmioty,  miały  być 
naprzód  rozpatrywane  na  sejmie  mazowieckim  (z  r.  1531),  a  następnie 
na  8  e  j  m  walny  odniesione,  gdzie  król,  za  radą  senatorów,  zatwierdzić 
miał   to,    co    się   okaże   stosownem    i    odpowiedniem  *).     Ponieważ    zaś 


^)  Nam  iUud  (statutiim),  qaod  olim  magnificus  dominuB  Prażmowski  Celsitudini. 
Suae  Cracoriae  tradlderat....  IUud  statntum  (de  homicidis)    per   dominum   olim   palati- 
nom  Statatis   Maiestati    Keg-ine    traditis    insertom   esse.     R  p  i  s    C  z  a  r  t.  nr.  272  str. 
274.  286. 

^  Torr.   castr.  Tars.  t.  9  str.  355. 

')  Qui  nuper  hic  ad  nos  Cracoviam  reniens  rebasqae  humanls  decedens...  Metr. 
kor.  t.  4-8  str.  208. 

*)  Keieceramus  primum  in  conrentum  ducatas  Mazoviae...  ut...  de  hac  re,  vide- 
licet  saccessioue  et  haereditatione  feminarum  et  allis  suis  consuetudinibas,  modis  et 
iuribus  secum  conyenirent  et  concordarent  rarsusąue  in  conventum  praesenteni 
Uegni  generałem  omnia  illa  afferrent,   ut  nos    ea  despicieutes    nostro    et    eenatus 


STATUT    MAZOWIECKI   PIERWSZY  233 

W  całym,  oznaczonym  poprzednio  okresie  czasu,  odbył  się  tylko  jeden 
sejm  walny,  zwołany  rzeczywiście  do  Krakowa  na  dzień  6  grudnia 
1531  ^),  a  obradujący  do  końca  stycznia  1532  r.,  przeto  musimy  przy- 
jąć, że  tutaj  właśnie  sprawa  zatwierdzenia  Statutu  została  wytoczoną 
na  porządek  obrad,  i  że  na  tym  właśnie  sejmie  załatwioną  też  być  mu- 
siała. Udział  Prażmowskiego  w  obradach  sejmu,  jako  pierwszego  do- 
stojnika mazowieckiego  i  jednego  z  najprzedniejszych  senatorów,  lubo 
bezpośrednio  przez  żadno  z  dostępnych  nam  źródeł  niepoświadczony, 
rozumie  się  sam  przez  się. 

Wypowiedziano  mniemanie,  że  Praźmowski  projekt  Statutu  przed- 
łożyć mógł  królowi  do  sankcyi  dopiero  po  29  stycznia  1532  r.  ^),  a  to 
dla  tego,  ze  przyłączona  doń  ustawa  Janusza  III  o  mężobójcach,  w  za- 
twierdzeniu Zygmunta  I,  nosi  właśnie  powyższą  datę.  Zwracamy  wsze- 
lako uwagę  na  to,  iż  rękopisy,  w  których  przechował  się  nasz  zabytek, 
nie  są  bynajmniej  tekstami  projektu,  ale  Statutu  już  zatwierdzonego, 
i  to  nawet  tak,  że  żaden  z  nich  nie  jest  oryginałem,  ale  wszystkie 
kopiami  zaginionego  pierwopisu.  Jeżeli  tedy  ustawa  o  mężobójcach 
znajduje  się  w  rękopisach  razem  ze  Statutem,  to  można  to  połączenie 
wytłómaczyć  przypuszczeniem,  iż  jako  nowela  do  Statutu  została  doń 
po  dokonanej  sankcyi  przydaną,  ale  nie  można  stąd  wysnuwać  wniosku, 
jakoby  sam  projekt  Statutu  dopiero  po  29  stycznia  1532  r.  podano 
do  sankcyi.  Byłoby  to  tem  trudniej,  że  owa  data  znajduje  się 
w  zatwierdzeniu  Zygmunta  I,  udzielonem  Januszowej  ustawie;  Praź- 
mowski nie  mógł  tedy  królowi  podawać  do  zatwierdzenia  ustawy  już 
przedtem  przezeń  zatwierdzonej;  owszem,  rzecz  musiała  się  mieć  prze- 


nostri  decreto,  quae  visa  fuerint  idonea  et  licita,  approbomus  et  confirmemas.  Bandt- 
kie,  las  Pol.  41<^.  O  znaczenia  formułki  co  do  współudziału  tamcgo  tylko  senatu, 
por.  str.  2(0.  Ze  zrcszti|  i  wtedy  brali  udział  w  obradach  i  uchwałach  posłowie, 
por.  str.  218.  Co  do  samej  sprawy  dziedzicsenia  kobiet  stwierdza  ja2  także  tymcza- 
sowy  mandat  królewski  z  27  marca  ló31  r.,  ii  miała  ona  być  rozpatrywan.*}  na  przy- 
szłjm  sejmie  walnym:  iSed  illas  usąue  ad  futurum  regni  generałem  conventum 
praedlctum  reiciatis,  in  quo  nos,  ccmmunicato  cum  praelatis  et  baronibus  tam 
regni  quam  istius  ducatus  consilio....  constituemus,  prout  rei  aequitas  et  de- 
centia  postulare  yidebitur.  Por.  Dodatek  I.  Ze  wzmianki  o  udziale  samych  tylko 
senatorów  w  załatwieniu  tej  sprawy  nie  należy  tłómaczyó  całkiem  ściśle,  dowodzi 
mandat  Prażmowskiego,  wydany  w  tej  samej  sprawie  d.  27  maja  1531  r.,  stwierdza- 
jąc/ wyraźnie,  iż  na  przyszłym  sejmie  walnym  zajmie  się  nią  zarówno  senat  jak 
i  ixba  poselska:  donec  Kegla  Maiestas  cum  consiliariis  et  nuntiis  huius  duca- 
tas  in  coDventione  generali  regni....  tractabit  et  sanctiet  id,  quod  erit  Beipu- 
blicae  proficuum.  Por.  Dodatek  U 

M  M  e  t  r.  k  o  r.  t.  46  fol.  101. 

*)  Skutkiem  mylnego  rozwiązania  daty,  wypadł  właściwie  termin  jeszcze  pó- 
źniejszy, t.  j.  po  30  stycznia  1532  r. 


234  OSWALD   BALZER. 

ciwnie:  królowi  podano   do   zatwierdzenia  ustawę   przezeń   niezatwier- 
dzoną,  poczem  dopiero  nastąpić  mogło  zatwierdzenie. 

Ponadto  zważyć  należy  następującą  jeszcze  okoliczność.  Oma- 
wiane kilkakrotnie  dekrety  z  29  stycznia  1532,  o  ile  posiadają  data- 
cyą  ^),  podają  wszystkie  wyraźnie,  iż  wyszły  na  sejmie  walnym:  datum 
in  convention€  generali  2).  W  tym  dniu  odbywał  się  zatem  jeszcze  niewąt- 
pliwie sejm  krakowski.  Odbywał  się  jeszcze  dnia  31  stycznia  t.  r.; 
posiadamy  bowiem  ogłoszony  pod  tą  datą,  również  na  sejmie  walnym 
krakowskim,  dekret  królewski  o  odbywaniu  roków  ziemskich  na  Ma- 
zowszu *).  Nie  znamy  natomiast  jakiejkolwiek  ustawy,  uchwalonej  na 
sejmie  pod  datą  późniejszą,  i  nie  dochował  się  nawet  żaden  inny  do- 
kument późniejszy,  z  którego  datacyi  możnaby  wnioskować,  że  go 
wydano  na  tymże  sejmie.  Stąd  wniosek,  iż  dzień  31  stycznia  1532 
był  ostatnim,  albo  przynajnmiej  jednym  z  ostatnich  dni  sejmu  kra- 
kowskiego. Dla  tego  zgoła  nieprawdopodobnem  byłoby  przypuszczenie, 
żeby  z  tak  ważną  i  obszerną  sprawą,  jak  zatwierdzenie  całego  kodeksu 
prawa  sądowego,  można  było  występować  na  samym  schyłku  obrad 
sejmowych,  kiedy  już  brakowało  stosownego  dla  niej  czasu. 

Tak  więc  pytanie  co  do  daty  wręczenia  projektu  musimy  pozo- 
stawić na  uboczu  jako  niezałatwione;  niema  bowiem  jakiejkolwiek 
podstawy  do  jego  rozwiązania.  Gdyby  chodziło  o  wyrażenie  prawdo- 
podobnego przypuszczenia,  moglibyśmy  raczej  przyjąć,  że  projekt  ów 
wręczonym  został  królowi  przez  Prażmowskiego  zaraz  po  przybyciu  jego 
na  sejm,  a  zatem  w  pierwszej  połowie  grudnia  1531  r.  Jest  to  zresztą 
rzecz  podrzędna;  ważniejszem  i  zasadniczem  dla  nas  jest  pytanie,  kiedy 
projekt  uzyskał  sankcyą.  Ze  względu  na  poprzedni  wywód  przyjąć 
należy,  iż  mogło  się  to  stać  w  jakimkolwiek  dniu  w  czasie  trwania 
sejmu,  zatem  między  6  grudnia  1531  r.  a  31  stycznia  1532  r.  Zwróćmy 
obecnie  uwagę  na  to,  że  z  czterech  nowel  do  Statutu  trzy,  datowane, 
wydano  równocześnie  dnia  29  stycznia  1532  r.,  a  czwarta,  niedatowana^ 
prawdopodobnie  również  tego  samego  dnia  wyszła  *).  Okoliczność  ta 
daje  nam  podstawę  do  przypuszczenia,  że  właśnie  pod  tą  datą  ześrod- 
kowała  się  cała  działalność  konfirmacyjna  króla  i  sejmu  co  do  posta- 
nowień w  sprawach  mazowieckich,  jakiemi  się  podówczas  zajmowano, 
że  zatem  i  cały  projekt  Statutu  pierwszego,  na  sejmie  krakowskim 
zatwierdzonego,  uzyskał  sankcyą  pod  tąż  samą   datą.     Nie   można  też 


')  T.  z.  wszystkie,  z  wyjątkiem  dekretn  o  graniczeDiu  dóbr  królewskich. 
")  B  a  n  d  t  k  i  e,  lus  Pol.  416.  417  i  Dodatek  lU. 
«)  Terr.  castr.  Yars.  t.  15.  str.  1188-1189. 
♦)  Por.  wyżej  str.  206  uw.  1. 


STATUT   MAZOWIECKI    PIERWSZY  235 

przyj%ć,  iżby  mógł  ją  uzyskać  później,  dla  tego,  że  wydawanie  uzu- 
pełniających i  zmieniających  nowel  do  Statutu  jeszcze  niezatwierdzo- 
nego  nie  miałoby  żadnej  rozumnej  racyi.  Również  nie  dałoby  się 
utrzymać  mniemanie,  jakoby  Statut  zatwierdzono  wcześniej,  a  no- 
wele wydano  później.  Zważmy,  że  oba  czynniki,  o  sprawie  tej  prze- 
dewszystkiem  rozstrzygające,  król  i  przedstawiciele  mazowieccy,  miały 
przytem  pewne  szczególne  cele  do  przeprowadzenia,  które  też  w  istocie 
osiągnięto  przez  nowele:  każdy  zmierzał  do  tego,  ażeby  Statut  w  pe- 
wnym kierunku  uzupełnić,  a  co  do  innych  szczegółów  zmienić.  Pokąd 
Statut  był  niezatwierdzony,  istniała  możność  uzyskania  ustępstw  po 
stronie  drugiej,  nawet  w  tych  sprawach,  gdzie  jej  interesy  krzyżowały 
się  z  interesami  przeciwnymi;  gdyby  natomiast  Statut  zatwierdzono 
naprzód,  a  wydanie  nowel  odłożono  na  później,  nie  było  pewności,  czy 
strona  druga,  wobec  dokcmanego  faktu  głównego,  nie  cofnie  się  przed 
ustępstwami  w  szczegółach.  Kto  mógł  zaręczyć  Mazowszanom,  że  po 
ostatecznem  przyjęciu  Statutu,  król  skłoni  się  do  uzupełnienia  go  prze- 
pisami o  dziedziczeniu  kobiet  w  duchu  większości,  i  że  nie  da  może 
poriuchu  tym,  którzy  bronili  zdania  przeciwnego?  I  na  odwrót  król, 
któremu  tak  bardzo  zależało  na  wprowadzeniu  surowej  ustawy  przeciw 
mężobójcom,  czyż  nie  miał  słusznych  powodów  obawiać  się,  iż  Mazo- 
wszanie,  mając  już  zatwierdzony  Statut  w  ręku,  nie  zgodzą  się  na 
przyjęcie  tych  niewątpliwie  dla  siebie  niepożądanych,  wśród  obrad 
może  nawet  gorliwie  zwalczanych  przepisów?  A  dalej,  jeśli  uciążliwe 
dla  skarbu  postanowienia  o  formalizmie  graniczenia  dóbr  królewskich, 
jako  też  niewygodne  dla  szlachty  przepisy  o  zakładach  sądowych,  po- 
zostawione bez  zmiany  w  tekście  Statutu,  byłyby  wraz  z  całym  Statu- 
tem uzyskały  sankcyą,  bez  równoczesnego  wydania  zmieniających  je 
nowel,  któż  mógł  zapewnić,  że  później  druga  strona,  której  interes 
w  obu  wypadkach  był  właśnie  wprost  przeciwny,  zgodzi  się  na  stoso- 
wne zmiany?  Rzecz  cała  ułożyła  się  w  ten  sposób,  że  trzeba  było 
wszystkie  poruszone  na  sejmie  sprawy  ustawodawcze  mazowieckie  za- 
łatwić łącznie  i  współrzędnie,  warunkować  jedne  drugiemi,  ażeby  uzy- 
skać wzajemne  ustępstwa;  zaczem  też  i  sankcya  dla  nich  wszystkich 
musiała  wyjść  równocześnie. 

Tak  więc  Statut  mazowiecki  pierwszy  uzyskał  za- 
twierdzenie dnia  29  stycznia  1532  r.,  w  jednym  z  ostatnich 
dni  sejmu  krakowskiego  z  r.  1531/2,  równocześnie  z  czterema  uzupcł- 
niającemi  go  lub  zmieniaj  ącemi  nowelami.  Ponieważ  Statut  drugi, 
który  go  zniósł,  zatwierdzonym  został  17  stycznia  1540  r.,  przeto  m  o  c 
obowiązująca  tego  pierwszego  wielkiego  kodeksu  prawa  sądowego 
mazowieckiego   trwała  przez  lat  blisko  ośm. 


236  OSWALD    BALZER. 

Zapytać  można:  dla  czego  to.  co  w  Statucie  tym  wymagało  uzu- 
pełnienia lub  zmiany,  przybrano  w  kształt  nowel,  zatem  osobnych  de- 
kretów królewskich,  formalnie  od  Statutu  wyodrębnionych;  dla  czego 
raczej  nie  postąpiono  w  sposób,  który  sam  z  siebie  nasuwałby  się  jako 
najwłaściwszy,  i  jaki  dziś  niewątpliwie  znalazłby  zastosowanie:  ażeby 
artykuły  uzupełniające  wtrącić  we  właściwych  miejscach,  jako  istotną 
część  składową  projektu,  to  zaś,  co  w  nim  domagało  się  naprawy, 
usunąć  przez  stosowną  zmianę  tekstu  redakcyi  odnośnych  artykułów. 
i  poprawionemu  dopiero  w  ten  sposób  projektowi  dać  sankcyą,  tworząc 
jednolitą,  formalnie  doskonałą  całość,  bez  dodawania  jakichkolwiek  de- 
kretów uzupełniających?  Powtóre.  jakże  sobie  wytłómaczyć,  że  w  Sta- 
tucie zatwierdzonym  pozostawiono  bez  zmiany  pierwotną  redakcyą  po- 
stanowień o  graniczeniu  dó1)r  królewskich  i  o  zakładach  sądowych, 
a  dodanemi  nowelami  przepisy  te  zniesiono  lub  gruntownie  zmieniono? 
Wszakże,  skoro  zarówno  Statut  jak  i  nowele  wydano  pod  tą  samą 
datą,  to  powstawała  skutkiem  tego  antinomia,  i  mogło  się  stać  wątpli- 
wem,  które  z  sprzecznych  postanowień  ma  być  stosowanem.  Ażeby  na 
pytania  te  odpowiedzieć,  przypomnieć  trzeba,  że  ówczesna  technika  ko- 
dyfikacyjna bardzo  jeszcze  była  niewydoskonaloną,  jak  niemniej,  ze 
sama  praca  nad  złożeniem  kodeksów  natrafiała  na  różne  trudności 
z  jakiemi  już  dzisiaj  liczyć  się  nie  potrzeba.  Było  widocznie  zamia- 
rem, Statutu  tego  nie  drukować,  jak  go  też  w  istocie  nie  wydruko- 
wano; los  ten  spotykał  niejedne  ówczesną  konstytucyą  sejmową,  jak 
o  tern  dziś  na  pewno  wiemy,  chociażby  z  uzupełnień  Tomicyanów; 
spotykał  też  zwłaszcza  często  większe  kodyfikacye  prawne,  jak  n.  p. 
wydany  prawie  równocześnie  Statut  litewski  pierwszy  (1529),  a  później 
także  i  drugi.  Tekst  projektu,  jaki  przedłożono  sejmowi,  miał  tedy 
jako  autentyk  służyć  za  podstawę  dla  późniejszych  odpisów;  i  nie 
było  rzeczą  bezpieczną  kreślić  go  i  uzupełniać  dopiskami,  jeśli  się  nie 
chciało  stworzyć  pod  tym  względem  precedensu  dla  samych  kopistów, 
a  przez  to  zrodzić  zamącenie  co  do  właściwego  brzmienia  ustawy.  Po- 
nadto było  to  rzeczą  wprost  niebezpieczną  z  innego  jeszcze  powodu.  Je- 
dna bowiem  czy  kilka  poprawek,  przeprowadzonych  w  tekście,  mogły 
dać  pochop  do  szerokich  rozpraw  nad  całym  szeregiem  innych  popra- 
wek możliwych,  chociażby  one  nie  dotyczyły  już  rzeczy  zasadniczych 
jeno  tylko  samej  wyraźniejszej  czy  stosowniej szej  redakcyi  odpowiednich 
przepisów.  Możliwość  taka  nasuwała  się  tu  bardziej,  aniżeli  gdziekol- 
wiek indziej;  wiemy  bowiem,  iż  ostateczna  redakcyą  projektu  doko- 
naną została  poza  obrębem  sejmu  mazowieckiego,  i  nie  była  mu  podaną 
do  rewizyi.  Na  takie  szerokie  rozprawy  nie  miał  już  czasu  sejm  kra- 
kowski, który  sprawami   mazowieckiemi    zajął   się   pod   koniec   swych 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  237 

obrad  ^);  groziło  zatem  niebezpieczeństwo,  źe  w  takim  razie  sprawa 
wydania  Statutu  nie  dałaby  si.^  odrazu  załatwić,  i  źe  ją  trzeba  będzie 
odłożyć  na  czas  późniejszy,  kiedy  juź  może  nie  znajdą  się  tak  pomyślne 
po  temu  warunki,  jak  obecnie.  Takiego  wyniku  rzeczy  nie  mógł  sobie 
życzyć  ani  król,  który  przez  cały  ciąg  swoich  rządów  dążył  statecznie 
i  wytrwale  do  skodyfikowania  różnych  praw  w  państwie  obowiązują- 
cych, i  niejednego  juź  w  tej  sprawie  doczekał  sie  zawodu,  ażeby  roz- 
myślnie narażać  się  na  możliwość  zawodu  nowego;  ani  Mazowsza- 
nie,  którz}%  jak  wszystko  za  tem  przemawia,  nie  mieli  podówczas  za- 
sadniczych zarzutów  przeciw  projektowi,  a  w  których  interesie  leżało 
uzyskać  jaknajrychlej  osobny  kodeks  zastrzeżonego  im  odrębnego 
prawa  sądowego.  Przez  to  stało  się,  źe  projekt  sejmu  mazowieckiego 
z  r.  1531  przyjęto  tu  jakoby  całość  nietykalną,  to  zaś,  co  w  nim  wy- 
magało zmian  i  uzupełnień,  określono  osobnemi  nowelami. 

Co  do  antinomii,  jaka  stąd  wynikła,  przypomnijmy,  że  jeśli  na- 
wet w  dzisiejszych,  subtelnie  obmyśliwanych  i  przygotowywanych  ko- 
deksach nie  zawsze  można  się  jej  ustrzec,  to  tem  mniej,  przy  niedo- 
skonałej technice  kodyfikacyjnej,  mogła  ona  razić  w  ustawach  z  owych 
czasów.  W  Statucie  naszym  było  i  tak  pełno  antinomij.  Kłóciły  się 
przedewszystkiem  z  sobą  różne  postanowienia  25  ustaw  dawniej- 
szych książąt  mazowieckich,  do  Statutu  przydane  i  równocześnie  z  nim 
zatwierdzone,  jako  że  wydawano  je  wśród  różnych,  częstokroć  odmien- 
nych warunków,  w  różnych  czasach  z  ostatniej  ćwierci  XIV  i  przez 
e^ły  ciąg  XV  stulecia;  były  dalej  sprzeczności  między  ustawami  ksią- 
żęcemi  a  różnemi  postanowieniami  właściwego  tekstu  Statutu;  kto  wre- 
szcie zadałby  sobie  trud,  mógłby  zestawić  spory  zapewne  poczet  anti- 
nomij pomiędzy  samymi  przepisami  tekstu  właściwego.  Żeby  nie  po- 
przestać na  tym  jednym  przykładzie,  sięgnijmy  jeszcze  do  Statutu 
mazowieckiego  drugiego  i  przypomnijmy,  że  równocześnie  z  nim  za- 
twierdzono także  25  dawniejszych  ustaw  książęcych,  tak  samo 
z  sobą  jako  też  z  postanowieniami  Statutu  w  niejednem  sprzecznych ; 
ponadto  zaś  dodano  tu,  i  razem  z  nim  bez  zmiany  wydrukowano  nie- 
które nowsze  ustawy  mazowieckie,  które  znowu  w  pewnych  szczegó- 
łach sprzeciwiały  się  jego  przepisom.  Tak  przydane  tu  konstytucye 
mazowieckie  z  r.  1538  podawały  zgoła  odmienne  warunki  graniczenia 
dóbr  szlacheckich,  aniżeli  je  określał  Statut  2);  tak  pozostawiono  tu  też 
w  całości  artykuł  przywileju  piotrkowskiego  z  r.  1529  o  czterech  in- 
stancyaeh  sądowych   w   sprawach   mazowieckich,   podczas   gdy   Statut 


')  Por.  niżej  str.  239. 
*)  Por.  str.  220. 


238  OSWALD    BAŁZSR. 

sam  zmniejszył  łiczbę  instancyj  do  trzech,  wykreślając  z  ich  rzędu 
sejm  warszawski  ^).  Dodane  do  niezmienionego  Statutu  pierwszego  no- 
wele, o  ile  zostawały  z  nim  w  sprzeczności,  nie  przedstawiały  zatem  nic 
wyjątkowego,  a  nadto  nie  mogły  też  rodzić  zasadniczych  wątpliwości 
w  praktyce.  Dla  sędziów  ówczesnych  jasną  było  rzeczą,  że  skoro 
w  Statucie  zachowano  pewien  przepis,  który  usuwa  lub  zmienia  no- 
wela, wydana  osobno,  chociażby  nawet  równocześnie,  to  trzeba  uwzglę- 
dnić nowelę,  a  nie  odnośny  artykuł  Statutu;  i  dla  tego  w  praktyce 
mogli  stosować  rzeczywiście  obowiązujące  prawo,  lepsi  w  tem  od  nie- 
jednego z  dzisiejszych  „jurystów",  który  zacietrzewiwszy  się  w  rze- 
czach formalnych,  traci  zmysł  dla  zrozumienia  istotnej  woli  pra^ 
wodawcy. 

Z  czterech  znanych  nam  nowel  jedna  tylko,  t.  j.  ustawa  o  mc- 
żobójcach  przeszła  do  rękopisów,  w  których  dochował  się  tekst  Sta- 
tutu pierwszego;  trzy  inne  ogłoszono  drukiem  dopiero  przy  Statucie 
drugim  ^).  W  zasadzie  tekst  Statutu  pierwszego  mógłby  był  nie  poda- 
wać także  żadnej  noweli,  skoro  każda  z  nich,  formalnie  rzecz  biorąc, 
była  osobnym  aktem  ustawowym;  nie  tyle  wi<^c  zadziwia  tutaj  brak  kilku 
nowel,  ile  raczej  okoliczność,  dla  czego  podano  tylko  jedne  z  nich,  nie 
Y/szystkie.  Przypuszczeń,  jakie  dla  wyjaśnienia  tego  pytania  nasunąćby 
się  mogły,  jest  kilka,  przedewszystkiem  dwa.  Naprzód  przypomnieć 
należy,  iż  żaden  z  rękopisów,  jakie  posiadamy,  nie  jest  oryginałem; 
SĄ  to  wczesne  wprawdzie,  ale  zawsze  już  pochodne  odpisy  *).  Nie 
można  tedy  przesądzać,  czy  w  autentyku  nie  znajdowały  się  i  inne 
nowele,  z  których  kopiści  zachowali  tylko  najważniejszą.  Powtóre,  przy- 
jąć też  można,  że  ponieważ  ustawa  o  mężobójcach  przedstawiała  szcze- 
gólne znaczenie  dla  króla,  przeto  z  polecenia  jego  przepisano  ją  przy 
Statucie,  opuszczając  inne  nowele,  które  nie  miały  już  dlań  tak  wielkiego, 
zasadniczego  znaczenia.  Jakkolwiekbądż,  ustawa  o  mężobójcach,  złączona 
w  ten  sposób  zewnętrznie  z  Statutem  samym,  musiała  przez  to  ucho- 
dzić za  istotną  •  jego  część  składową.  Stąd  tłómaczy  się,  dla  czego 
już  na  sejmie  z  r.  1534  zarzuty  przeciw  tej  ustawie  skierowane,  połą- 
czono   najściślej  z  zarzutami  przeciw  całemu  Statutowi  *). 

Dekretu  królewskiego,  zatwierdzającego  Statut  pierwszy,  nie  prze- 
chowiJ  nam  żaden  z  jego  rękopisów;  tem  różni  się  jego  tekst  od  Sta- 


»)  Por.  8tr.  196. 

»)  Band t kie,  Iu8  Pol.  414  416.  417. 

*)  Mam  ta  na  myśli  rękopisy  Metryki  koronnej  i  Wilanowski;  odpis  w  Tekach 
Namszewicza  jest  kopia  pierwszego  z  nich,  z  końca  XyiII  wieka. 
*)  Por  str.  230.  ' 


STATUT   MAZOWIECKI    PIERWSZY  239 

tntu  drugiego,  na  którego  czele  znajduje  się  taki  dekret  ^).  Nie  można 
jednak  z  tego  powodu  podnosić  jakichkolwiek  wątpliwości  przeciv/  po- 
przednim wywodom  o  sankcyi  Statutu;  nawet  bowiem  w  konstytncyach 
sejmowych,  za  Zygmunta  I  drukowanych,  opuszczano  częstokroć  for- 
mułki zatwierdzające,  poprzestając  na  podaniu  samych  tylko  postano- 
wień sejmowych,  w  stosowne  artykuły  ujętych.  Bez  takich  formułek 
zatwierdzających  ogłoszono  konstytucye  z  lat  1510,  ISll,  1519,  1520, 
1521,  1523  2),  nie  mówiąc  o  wydanych  później,  jak  z  r.  1543,  1544  8). 
Nie  ma  też  dekretu,  potwierdzającego  nasz  Statut,  w  księgach  kance- 
laryi  królewskiej;  wszelako  i  ten  wzgląd  nie  zachwiewa  w  niczem 
poprzednich  naszych  spostrzeżeń.  Do  ksiąg  tych  zapisywano  wpraw- 
dzie zazwyczaj  uchwały  sejmowe  i  rozporządzenia  królewskie;  nie  była 
to  jednak  reguła  bez  wyjątku.  Niejednokrotnie  w  zwykłych  księgach 
sądowych,  czasem  w  innych,  prywatnych  zbiorach,  rękopiśmiennych 
czy  drukowanych,  spotykamy  rozporządzenia  królewskie,  niekiedy  nawet 
dekrety  sejmowe,  których  napróżno  szukalibyśmy  w  księgach  kan- 
clerskich czy  podkanclerskich.  Ażeby  nie  wybiegać  daleko  poza 
przedmiot,  zwracamy  tylko  uwagę  na  to,  że  niema  w  tych  księgach 
żadnej  z  czterech  omówionych  nowel  mazowieckich  z  r.  1532,  jak  nie- 
noLniej,  co  ważniejsza,  i  w  tym  wypadku  stanowcza,  niema  tu  także 
dekretn  królewskiego  z  r.  1540,  zatwierdzającego  Statut  mazowiecki 
drugi. 

Powróćmy  raz  jeszcze  do  dat,  ażeby  rzucić  promień  światła  na 
przebieg  obrad  sejmu  krakowskiego  z  r.  1531/2,  o  ile  one  dotyczyły 
zamierzonej  i  dokonanej  tamże  kodyfikacyi  mazowieckiej.  Widzieliśmy, 
iż  sejm  ten  trwał  jeszcze  31  stycznia  1532  r.,  i  że  w  tym,  lub  jakim- 
kolwiek najbliższym  dniu  zakończyły  się  jego  obrady.  Natomiast  ude- 
rza, że  wszystkie  ustawy  koronne  wydane  na  nim  zostały  już  pod  datą 
20  stycznia  t.  r.  Powyższą  datę  noszą  obszerne,  widocznie  cały  poru- 
szony materyał  wyczerpujące  konstytucye  sejmowe  *);  pod  tąż  datą 
wychodzi  także  uniwersał  o  poborze  wiardunkowym  ^),  jako  też  drugi 
osobny  uniwersał  o  czopowem  ^.  Nawet  szczególne  sprawy  koronne^ 
jakie  się  jeszcze  do  załatwienia  nasunęły,  rozstrzygnięto  rozporządze- 
niami z  20  stycznia;  datę  tę  nosi  dekret  królewski  o   czasie  odbywa- 


^)  Bandtkie,  las  Pol.  367. 

^  V  o  1.  I  e  g.  I.  366.  374  387.  392.  396.  399. 

*)  Ibid.  I.  566.  682. 

*)  Ibid.  I.  ^99. 

^  M  e  t  r.  k  o  r.  t.  46  fol.  148';  t.  47  fol.  234'. 

V  b  i  d.  t.  46  fol.  153'. 


240 


OSWALD    BALZER. 


nia  roków  ziemskich  bełskich  ^).  Ź  późniejszych  dni,  przez  które  je- 
szcze* odbywał  się  sejm  krakowski,  nie  dochowały  się  jakiekolwiek 
uchwały  koronne.  Znaczy  to,  iź  sejm  ze  wszystkierai  sprawami  ogólno- 
państwowemi  ułatwił  się  był  już  dnia  20  stycznia,  i  że,  gdyby  tylko 
o  nio  chodziło,  byłby  się  był  mógł  rozejść  już  pod  tą  datą.  Jeżeli 
jednak  mimo  to  ti-wał  aż  do  31  stycznia,  a  dopiero  29  stycznia  przyjął 
ostatecznie  zarówno  Statut  pierwszy,  jako  też  uzupełniające  go  nowele, 
to  oczywisty  stąd  wniosek,  iż  właśnie  dziewięć  a  wzgl.  jedenaście 
ostatnich  dni  sejmu  poświęcono  załatwieniu  spraw  mazowieckich.  Nie 
chcemy  przez  to  przesądzać,  czy  i  przedtem  już,  wśród  obrad  nad  spra- 
wami koronnemi,  nie  poruszono  częściowo  także  mazowieckich;  bądź 
co  bądź  stwierdzić  trzeba,  iź  główna  akcya  sejmu  w  sprawach  mazo- 
wieckich ześrodkowała  się  właśnie  w  tym  ostatnim  okresie  jego  obrad. 
Przyjmując  nawet,  że  jej  przedtem  nie  podjęto  wcale,  otrzymamy  sto- 
sunek 9  dni  obrad  sejmu  walnego  do  15  dni  obrad  sejmu  warszaw- 
skiego z  r.  1531;  lub,  odliczając  dnie  świąteczne,  stosunek  dni  7  do  12. 
Rozważając  warunki,  wśród  których  dokonywała  się  praca  obu  sejmów, 
będziemy  musieli  przyznać,  iź  sejm  krakowski  poświęcił  sprawie  sto- 
sunkowo baczniejszą  uwagę,  aniżeli  sejm  mazowiecki;  inna  rzecz  bo- 
wiem radzić  nad  gotowym  już  projektem  ustawy,  aniżeli  projekt  ów 
dopiero  układać.  Na  wszelki  przypadek  znajdujemy  w  tym  szczególe 
ponowną  wskazówkę  na  stwierdzenie  okoliczności,  iż  sejm  krakowski 
nie  zajmował  się  jedynie  nowelami  mazowieckiemi;  gdybyśmy  bowiem 
nawet  przyjęli,  iź  niektóre  sprawy,  jak  statut  o  mężobójcach,  dały  je- 
szcze pobudkę  do  rokowań  i  sporów,  to  jednak  przy  ówczesnym  spo- 
sobie prowadzenia  obrad,  nie  można  przyjąć,  aby  tych  kilka  szczegó- 
łów zajęło  dziewięć  dni  rozpraw  sejmowych;  musiała  tu  być  niewąt- 
pliwie rozpatrywaną  sprawa  obszerniejsza,  t.  j.  projekt  całego  Statutu. 
I,  skoro  co  do  przeważnej  części  jego  postanowień  nie  było  zasadni- 
czego oporu,  jakże  potrafilibyśmy  usprawiedliwić  zdanie,  iż  Statut 
nie  uzyskał  zatwierdzenia? 


V. 

Prace  przygotowawcze  nad  ułożeniem  Statutu  mazowieckiego  drugiego. 
Trzy  projekty  tegoż  Statutu  z  lat  1533,  1536  i  1539. 

Poprzednie  uwagi  nasze  wyczerpały  główny  przedmiot  niniejszej 
pracy,  a  mianowicie  pytanie,  czy  i  kiedy  Statut  mazowiecki  pierwszy 
został  zatwierdzonym.    W  rozdziale  niniejszym  i  następnym  zamierzamy 


*)  T  e  r  r.  B  e  I  z  t.  9  str.  907.  949;  Castr.  Bełz.  t.  162  atr.  55. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  241 

omówić  jeszcze  niektóre  szczegóły,  z  sprawą  tą  w  dalszym  już  zostające 
związku,  nieobojętne  wszelako  dla  dziejów  ustawodawstwa  mazowie- 
ckiego, jak  się  one  w  najbliższym  czasie  po  wydaniu  Statutu  pierw- 
szego rozwinęły. 

Zwracamy  tedy  przedewszystkiem  uwagę  na  znany  już  poprze- 
dnio, ale  dotąd  zupełnie  niewyzyskany  ustęp,  zawarty  w  przytoczonych 
już  kilkakrotnie  Postulatach  mazowieckich  z  r.  1534.  Podniósłszy 
wiadome  zarzuty  przeciw  Statutowi  pierwszemu,  domagają  się  tu  Ma- 
zowszanie  u  króla:  Itetn  quod  Maiestas  Sua  Regia  Statut  a  ducatus 
Mazopiae  per  daminum  palatinum  modernum  et  consiliarios  nec 
non  nuntios  terrarum  [Mazoviae]  Suae  Serenissimae  Maiestati  Regiae porri- 
genda  approbare  et  confirmare  gi^atiose  dignaretur  ^).  Jest  tu  zatem  mowa 
o  nowym  projekcie  Statutu,  różnym  widocznie  od  Statutu  pierw- 
szego, skoro  mu  się  go  przeciwstawia,  który  miał  być  królowi  przed- 
łożonym do  zatwierdzenia.  Czy  w  chwili,  w  której  Postulaty  mazo- 
wieckie spisywano,  był  on  już  gotowym,  czy  też  miał  byó  dopiero 
w  przyszłości  opracowanym?  Pożądanego  wyjaśnienia  dostarcza  nam 
w  tej  mierze  słowo  porrigenda.  Że  jest  tu  mowa  o  doręczeniu,  które 
później  miało  nastąpić,  tłómaczy  się  tem,  że  na  sejmie  walnym  z  r.  1534 
król  obecnym  nie  był;  bawił  on  właśnie  podówczas  na  Litwie.  Z  dru- 
giej strony  nie  można  przyjąć,  iżby  wzmianka  o  zamierzonem  dorę- 
czeniu odnosiła  się  do  projektu  jeszcze  nieistniejącego;  znaczyłoby  to, 
że  Mazowszanie  przesądzali  o  rzeczy,  która  w  przyszłości  dopiero  miała 
dojść  do  skutku,  i  to  w  czasie,  kiedy  nie  było  po  temu  żadnej  isto- 
tnej i  rozumnej  przyczyny.  Na  cóż  bowiem  przydałoby  się  Mazowsza- 
nom  prosić  króla  z  góry  o  zatwierdzenie  Statutu,  który  jeszcze  nie 
istniał?  Wszakże  ani  oni  sami  nie  mogli  wiedzieć,  jaką  będzie 
treść  projektu  jeszcze  nieułożonego,  ani  też  król  nie  mógł  go  za- 
twierdzać, skoro,  jako  nieistniejący,  projekt  taki  nie  mógł  mu  być 
jeszcze  znanym.  W  tym  wypadku  spodziewalibyśmy  się  raczej,  iż 
Mazowszanie  prosić  go  będą  o  złożenie  sejmu  w  Warszawie,  któ- 
ryby nowy  projekt  opracował,  a  potem  dopiero  przyjdą  doń  z  proś- 
^  o  jego  zatwierdzenie;  i  wtedy  też,  ale  dopiero  wtedy,  prośba  taka 
miałaby  uzasadnienienie.  Jeżeli  mimo  to  przedstawiciele  Mazowsza 
zapowiadają  królowi  wręczenie  projektu  i  z  góry  proszą  dlań  o  sank- 


*)BpiB  Czart.  (Acta  Tomic.)  nr.  272.  str.  286.  Por.  tei  cytat  n  W  i  ni  ar  z  a 
13  nw.  1.  Uzupełniam  w  tekście  wyraz:  Mazoyiae,  gdył  chodzi  o  doręczenie  królowi 
Statutu  mazowieckiego,  który  mógł  obchodzić  przedewszystkiem  tylko  senatorów  i  po- 
słów mazowieckich,  nie  zaś  w  ogóle  koronnych.  Dodany  szczegół,  iż  obok  nich  ma  go 
wręczyć  obecny  wojewoda  (mazowiecki)  nie  pozostawia  zresztą  pod  tym  względem 
żadnych  wątpliwości. 

Rozprawy  Wjd£.  bI«t.-fl1os.  T.  ZŁ.  16 


242  OSWALD    BALZER. 

cyą,  to  jest  w  tem  dowód,  iż  w  czasie,  w  którym  prośbę  wystosowano, 
istniał  już  projekt  nowego  Statutu. 

Kiedy  i  wśród  jakich  okoliczności  projekt  ten  złożono?  Ażeby 
na  pytanie  to  odpowiedzieć,  trzeba  przedewszystkiem  wyjaśnić  inne. 
które  się  z  niem  bezpośrednio  łączy:  kto  jest  owym  palatinus  modemus^ 
zatem  wojewodą  (i  wicesgerentem)  mazowieckim,  sprawującym  władzę 
w  czasie  spisania  i  wysłania  Postulatów  (1534  r.)  ? 

Na  pytanie  to  dotychczasowi  badacze  dziejów  ustawodawstwa 
mazowieckiego  odpowiadali  jednozgodnie,  iż  był  nim  Stanisław  Śrzeó- 
ski,  rzekomy  następca  Prażmowskiego,  a  poprzednik  Goryiiskiego  na 
tym  urzędzie.  Najbliższem  źródłem  tej  wiadomości  jest  Janocki,  poda- 
jący następujący  po  pierwszym,  Brzeskim,  szereg  wicesgerentów  z  na- 
stępującemi  datami:  Prażmowski  (f  pod  koniec  1533,  »tc),  Stanisław 
Śrzeński  (f  1535),  następnie  Goryński  *).  Janocki  opiera  się  znowu  na 
Niesieckim,  który  podaje  tę  sarnę  listę,  z  odmiennemi  nieco  datami, 
nie  określa  bowiem  czasu  śmierci  Prażmowskiego,  a  Srzeńskiemu  umie- 
rać każe  dopiero  r.  1536  -)•  Powołuje  się  przytem  na  właściwe  źródła 
pierwotne,  t.  j.  nagrobki  Srzeńskich,  podane  u  Okolskiego  i  Starowol- 
skiego.  Zwracając  się  do  Okolskiego,  znajdujemy  tu  wiadomość  o  na- 
grobku Stanisława  Srzeńskiego,  zwanego  Gradem,  wojewody  mazowie- 
ckiego, zmarłego  rzekomo  30  marca  1636  r..  jako  też  o  nagrobku  Feliksa 
Srzeńskiego,  wojewody  płockiego,  którego  tekst  nie  podaje  bynajnmiej, 
czyim  był  synem,  a  zarazem  w  jakim  czasie  umarł  ^),  Starowolski  na- 
tomiast przytacza  nagrobek  Feliksa,  wojewody  płockiego,  z  dodatkiem, 
iż  był  on  synem  Stanisława,  wojewody  mazowieckiego,  i  że  zmarł 
(Feliks)  30  marca  1636  r.  *).  Zestawiając  obie  wersye  ze  sobą,  przy- 
jął Niesiecki,  za  drugą,  iż  Feliks  był  synem  Stanisława,  a  za  pierwszą, 
po  zredukowaniu  daty  rocznej  śmierci  o  całą  setkę,  iż  Stanisław  umarł 
r.  1536.  Nie  chciał  dostrzec,  że  oba  jego  źródła  kłócą  się  ze  sobą 
w  rzeczach  zasadniczych,  wedKig  jednego  bowiem  tekst  nagrobku  okre- 
śla pochodzenie  Feliksa,  według  drugiego  nie;  w  pierwszym  ta  sama 
data  śmierci  odnosi  się  do  Stanisława,  w  drugim  do  Feliksa.  Które 
z  nich  jest  błędnem,  nie  opłaciłoby  się  dochodzić;  mylą  się  bowiem 
oba.  Znacznie  od  obu  wcześniejszy  Paprocki  podaje  oba  nagrobki  w  au- 
tentycznem  brzmieniu;  zawierają  one  zgoła  odmienne  szczegtSy.  Tak 
przedewszystkiem  nagrobek  Stanisława    Srzeńskiego,   wojewody   mazo- 


^)  Jan  o  elan  a  II.  str.  106  nr.  49,  str.  226  nr.  118. 
')  Niesiecki,  Herbarz,  wjd.  lip.  I.  203. 
')  Okolski,  Orbis  Polonus  L  153. 
*)  Starowolski,  Monnm.  Sann.  490. 


STATUT   MAŻOWlflCIĆI   PIERWSZY  243 

wleckiego,  swanego  Gradem,  który  zmarł  30  marca  1436  i*.,  a  nastę- 
pnie nagrobek  Feliksa  Śrzeńskiego,  wojewody  płockiego  (bez  podania 
pochodzenia),  który  zmarł  19  września  1554  r.  *).  I  Paprocki  w  ni- 
ezem  się  tn  nie  myli:  w  istocie  bowiem  w  dokumentach  z  r.  1412 — 1435 
występuje  Stanisław  O-rad  *),  raz  nawet  wyraźnie  Stanisławem  Gradem 
ze  Śrzeńska  nazwany  ^,  jako  wojewoda  płocki,  co,  ze  względu  na  istnie- 
jąci^  podówczas  udzielność  Płoeka  mogło  dać  pochop  do  nadania  mu 
w  nagrobku  tjrtułu  wojewody  mazowieckiego;  żył  także  w  pierwszej 
połowie  XVI  stulecia  Feliks  Śrzeński,  wojewoda  płocki,  występujący 
w  tej  godności  r.  1534,  jako  jeden  z  wysłańców,  którzy  mieli  królowi 
zawieśó  znaną  nam  Legaoyą  odbywającego  się  podówczas  sejmu  piotr- 
kowskiego *).  Ale  ów  Feliks  nie  mógł  być  żadną  miarą  synem  Sta- 
nisława Grada,  ani  też  sam  Stanisław,  który  według  nagrobku  dożyć 
miał  140  lat  wieku,  zatem  urodził  się  jeszcze  pod  koniec  Xin  stule- 
cia, nie  mógł  być  wicesgerentem  mazowieckim  po  śmierci  Prażmow- 
skiego,  i  umierać  r.  1536 !  W  początkach  XVI  wieku  (1505  i  1506  r.) 
występuje  wprawdzie  inny  Stanisław  Śrzeński  jako  kasztelan  wiski  ^), 
co  do  którego  możnaby  nawet  przyjąć,  że  był  ojcem  Feliksa,  wojewody 
płockiego;  nie  mamy  jednak  żadnego  śladu,  iżby  się  posunął  kiedykol- 
wiek do  godności  wojewody  mazowieckiego;  gdybyśmy  już  zaś  chcieli 
twierdzić,  że  ją  przecież  uzyskał,  to  możnaby  tu  myśleć  conajwięcej 
o  ostatniej  dobie  panowania  książąt,  ale  bezwarunkowo  nie  o  czasach 
zostawania  Mazowsza  pod  berłem  króla  polskiego,  nie  tylko  ze  względu 
na  dowody  przeciwne,  jakie  zaraz  niżej  podamy,  ale  także  i  dla  tego, 
że  w  tym  wypadku  musielibyśmy  go  spotkać  w  bardzo  dokładnych 
listach  dostojników  i  urzędników  mazowieckich,  jakie  się  nam  przecho- 
wały z  r.  1525  ®)  i  1531  ^,  chociażby  na  jakimś  innym  jeszcze,  od  wo- 
jewodzińskiej  godności  niższym  urzędzie.  Tymczasem  obie  listy  nie 
wymieniają  go  wcale;  w  czem  dowód,  że  zmarł  przed  r.  1525. 

Tak  więc  skutkiem  dziwnego  pomieszania  wiadomości  źródłowych 
przez  dawniejszych,  niekrytycznych  heraldyków,  przyjmowanych  na 
wiarę  w  dzisiejszej  nauce,  zrodziło  się  twierdzenie  o  Stanisławie  Śrzeń- 
skim,  jako  następcy  Prażmowskiego  na  wicesgerencyi  i  województwie 
mazowieckiem.     Autentyczne  źródła  mówią  zgoła  co  innego.  Pod  datą 


»)  Paprocki,  Herby,  wyd.  Turów.  400.  401. 

*)  Kod.  djpl.  Masow.  nr.  150.  163.  176. 

»)  Ibid.  nr.  162. 

*)  Epis  Czart.  nr.  272   8tr.  271.  Por.  te*  cytat  u  Winiarza  14.  uw.  1. 

*)  Vol.  leg.  I.  809;  Kod.  djpl.  Mazow.  nr.  282. 

•)  Vol.  leg.  I.  448. 

Ó  Bandtkie,  Ina  Pol.  367.  368. 

16* 


244  08WAŁD   BALZER. 

4  lutego  1533  r.  Zygmunt  I  nadaje  wicesgerencyą  na  Mazowsza  Ja- 
nowi Łoskiemu  z  Woli  Chinowskiej,  dawniej  kasztelanowi  wiskiema 
(1525 — 1531)  ^),  a  w  chwili  mianowania  wojewodzie  mazowieckiemu  *j. 
Wojewodą  mazowieckim  był  zatem  Loski  ustanowiony  już  przedtem, 
według  zwyczaju  bowiem,  jakiego  podówczas  przestrzegano,  obie  no- 
minacye:  na  województwo  i  wicesgerencyą  przychodziły  do  skutku 
z  osobna,  i  to  tak,  że  palatynat  dostawał  się  upatrzonemu  kandydatowi 
rychlej,  aniżeli  wicesgerencyą  ^).  Ponieważ  jednak  odstęp  czasu  po- 
między niemi  bywał  zazwyczaj  stosunkowo  krótki  (kilka  dni,  conaj- 
więcej  miesiąc)  *),  przeto  możemy  przyjąć,  iż  Loski  otrzyma!  woje- 
wództwo mazowieckie  w  samym  początku  r.  1533,  lub  conajwcześniej 
przy  końcu  r.  1532.  I  nie  mógł  go  otrzymać  rychlej,  skoro  wiemy, 
iż  śmierć  Prażmowskiego  przypada  na  październik  lub  listopad  1532  r.  ^}. 
Na  wszelki  przypadek  niema  pomiędzy  Prażmowskim  a  Łoskim  miej- 
sca na  Śrzeńskiego  czy  też  jakiegokolwiek  innego  wojewodę.  Jako  wo- 
jewoda-wicesgerent  występuje  Loski  na  sejmie  sądowym  mazowieckim 
pod  datą  15  czerwca  1534  r.  ^.  Kiedy  umarł,  niewiadomo  dokładnie; 
ponieważ  jednak  dekret  królewski  z  13  października  1535  r.,  mianu- 
jący Goryńskiego  wojewodą  mazowieckim,  wyraźnie  zaznacza,  iż  nowy 
dostojnik  obejmuje  ten  urząd  po  śmierci  Leskiego  ^,  przeto  wynika 
stąd,  iż  zgon  jego  nastąpił  na  krótko  przedtem,  jak  nienmiej,  że  znowu 
pomiędzy  Loskim  a  G-oryńskim  nie  da  się  umieścić  żaden  inny  woje- 
woda. Tak  więc  z  pocztu  wojewodów  i  wicesgerentów  mazowieckieh 
wykreślić  należy  stanowczo  nazwisko  Śrzeńskiego,  a  w  jego  miejsce 
wstawić  pomijanego  dotąd  zupinie  Loskiego.  On  też  jest  owym  pala- 
tinus  modemus,  o  którym  wspominają  Postulaty  z  r.  1534. 

Ponieważ  sejm  piotrkowski,  z  którego  Postulaty  owe  wysłano  do 
króla,  rozpoczął  się  już  dnia  6  stycznia  t.  r.,  a  nowy  projekt  Statutu 
był  już  w  tym  czasie  gotów,  przeto  nie  mógł  on  powstać  później,  jak 
w  r.  1533.  Z  drugiej  strony  nie  można  dlań  przyjąć  także  wcześniej- 
szej daty  rocznej,  ile  że  projekt  ten  złożono  widocznie  za  rządów  no- 
wego wicesgerenta,  który  wtedy  dopiero  uzyskał  tę  godność;  i  byłoby 

O  Vol.  leg.  I.  448;  Bandtkie,  lue  Pol.  367. 

*)  Metr.  kor.  t.  48  str.  608. 

*)  Tak  Piotr  Goryński  mianowany  sos  tał  wojewodą  mazowieckim  18  paźdaier- 
nika  1535  r.,  a  wicesgerentem  10  listopada  t.  r.  ibid.  t.  51  fol.  136.  143%  Podo- 
bnież następca  Goryńskiego,  Piotr  Gamrat,  mianowany  wojewodą  mazowieckim  15  gm- 
dnia  1542  r.,  a  wicesgerentem  23  gmdnia  t.  r.     Ibi  d.  t.  64  fol.  74*.  84. 

*)  Por.  nw.  poprz. 

»)  Por.  str.  232. 

^)  Por.  Balzer,  Sejm  mazow.  pod  rządem  koronnym,  str.  31  Dodatek  V. 

■)  M  e  t  r.  k  o  r.  t.  61  fol.  136. 


STATUT    MAZOWJECKI    PIERWSZY  245 

rzeczą  zgoła  nieprawdopodobną,  ażeby  jeszcze  za  życia  PrażmowskiegOj 
którego  osoba  tak  ściśle  się  związała  z  pierwszą  kodyfikacyą  mazo- 
wiecką, można  było  przystąpić  do  rewizyi  Statutu.  Tak  więc  pierwszy 
widoczny  objaw  opozycyi  przeciw  Statutowi  pierwszemu  przyniósł  ze 
sobą  już  rok  najbliższy  po  jego  zatwierdzeniu;  data  ta  schodzi  się  ści- 
śle z  początkiem  owego  okresu  w  rządach  Zygmunta  I,  w  którym 
wybuchło  przesilenie  w  wewnętrznem  życiu  państwa,  stwarzając  grunt 
podatny  do  kwestyonowania  i  obalania  tego,  co  wprowadzono  niedawno 
dla  zabezpieczenia  porządku  i  ładu  społecznego. 

Samego  projektu  z  r.  1533  nie  znamy;  o  treści  jego  posiadamy 
tylko  dwie  niewyczerpujące  wskazówki:  jedne  szczególną,  iż  nie  za- 
wiera! on  już  statutu  Januszowego  o  męźobójcach,  skoro  go  równo- 
cześnie tak  ostro  zaczepiano;  i  drugą  ogólną,  że  opuszczono  w  nim 
pewne,  bliżej  nam  nieznane,  dla  Mazowszan  niedogodne  artykuły,  w  re- 
dakcyi  pierwszej  rzekomo  przez  Prażmowskiego  dodane.  Ponieważ  je- 
dnak dążność  i  charakter  całego  ruchu,  jaki  się  już  podówczas  obja- 
wił, są  jakościowo  te  same,  jakie  istniały  w  czasie  ostatecznego  do- 
konania drugiej  z  rzędu  kodyfikacyi  mazowieckiej  z  r.  1540,  przeto  wolno 
wypowiedzieć  przypuszczenie,  iż  czę^ć,  może  nawet  znaczna,  zmian, 
uzupełnień  i  opuszczeń,  jakie  wykazuje  Statut  drugi  w  porównaniu 
z  pierwszym,  mogła  się  już  znajdować  w  projekcie  z  r.  1533.  A  wobec 
tego  twierdzenie,  przypisujące  autorstwo  wszystkich  tych  nowości  sej- 
mowi mazowieckiemu  z  r.  1536,  trzeba  będzie  postawić  pod  znakiem 
zapytania;  równem  bowiem  prawem  można  tu  przyjąć  także  częściowe 
przynajmniej  autorstwo  sejmu  mazowieckiego  z  r.  1533.  Tern  mniej 
można  stawiać  pewnik  o  autorstwie  Goryńskiego;  jeśli  już  bowiem 
czysto  zewnętrzna  okoliczność  przewodniczenia  na  sejmie  warszawskim 
miałaby  o  tej  sprawie  rozstrzygać,  to  urasta  teraz  Goryńskiemu  współ- 
zawodnik w  osobie  Łęskiego.  To  też  pomiędzy  obu  tych  dostojników, 
a  ściśle  rzecz  biorąc,  pomiędzy  oba  sejmy  z  r.  1533  i  1536  trzeba  bę- 
dzie rozdzielić,  w  stosunkach  bliżej  określić  się  niedających,  nie  tylko 
winę  tego,  co  w  reformach  Statutu  drugiego  jest  zarzutu  godnem,  ale 
i  zasługę  w  przeprowadzeniu  tego,  co  w  nim  występuje  jako  postęp 
i  zmiana  dodatniego  znaczenia. 

Nie  znamy  dalszych  losów  projektu  z  r.  1533;  wiemy  nie  tylko, 
iż  zatwierdzenia  nie  uzyskał,  ale  ponadto  nie  znajdujemy  żadnej 
wzmianki,  iżby  stanowił  przedmiot  obrad  na  którymkolwiek  z  sejmów 
walnych.  Nie  było  też  w  istocie  warunków  po  temu;  kilka  najbliż- 
szych sejmów  odbyło  się  pod  nieobecność  Zygmunta;  inne,  w  których 
król  brał  udział,  skłóciły  do  tyla  wewnętrzne  rozterki  i  waśni,  że  już 
nie   tylko    spraw    partykularnych,    ale    nawet    najważniejszych    spraw 


246  OSWALD    BALZER. 

Ogólno -państwowych  nie  było  można  na  nich  załatwić.  Na  ten  czas, 
już  za  wicesgerencyi  Goryńskiego,  przypada  zwołanie  sejmu  mazowie* 
ckiego  z  r.  1536  celem  uchwalenia  nowego  projektu  Statutu.  Stało  się 
to,  jak  wiemy,  na  żądanie  samych  Mazowszan  ^);  widocznie  po  latach 
kilku  doszli  do  przekonania,  iż  projekt  z  r.  1533  wymaga  uzupełnień  czy 
poprawek;  nie  jest  też,  jak  niżej  to  wskażemy,  wykluczonem  przypu- 
szczenie, że  i  sam  król,  przy  ponownej  rewizyi,  zmierzał  jeszcze  do 
przeprowadzenia  pewnych  celów,  którym  nie  odpowiadał  projekt  po- 
przedni. 

Czy  tekst  Statutu  drugiego,  jak  go  ostatecznie  w  r.  1540  za- 
twierdzono i  wydrukowano,  zawiera  w  istocie  niezmieniony  w  niczem 
projekt  sejmu  warszawskiego  z  r.  1536,  jak  się  to  powszechnie  przyj- 
muje? Pod  tym  względem  uderza  przedewszystkiem  dziwne  zjawi- 
sko: że  na  zatwierdzenie  trzeba  było  czekać  całych  lat  cztery.  A  przecież, 
gdyby  projekt  z  r.  1536  dla  żadnego  z  czynników,  o  sprawie  rozstrzy- 
gających, nie  przedstawiał  wątpliwości  czy  niedogodności,  należałoby 
się  raczej  spodziewać,  iż  uzyska  sankcyą  w  rychlej  szym  czasie.  I  była 
niewątpliwie  po  temu  sposobność  jeszcze  przed  rokiem  1640.  Właśnie 
po  przejściu  wielkiej  zawieruchy  z  r.  1537,  zebrał  się  w  początkach 
r.  1538  sejm  walny  w  Piotrkowie,  jeden  z  najważniejszych  z  całego 
okresu  rządów  Zygmunta  I,  który  w  obszernych  konstytucyach  zała- 
twił szereg  pierwszorzędnych  spraw  państwowych  2).  Nie  dość  na  tem; 
tenże  sam  sejm  wydał  nadto  osobne  konstytucye  dla  Mazowsza,  roz- 
strzygające również  wiele  ważnych  pytań,  jakie  dotyczyły  tej  ziemi  ^). 
Jeżeli  tedy  z  całej  działalności  sejmu  tego  przebija  widoczna  dążność 
do  uporządkowania  zagmatwanych  stosunków  w  Polsce,  i  jeżeli  wśród 
obrad,  jakie  się  tu  toczyły,  zwrócono  też  szczególną  uwagę  na  sprawy 
mazowieckie,  to  słusznie  można  się  domyślać,  iż  sprawa  zatwierdzenia 
Statutu  drugiego,  którego  projekt  był  już  wypracowanym,  przedstawiająca 
dla  Mazowsza  pierwszorzędną  doniosłość,  musiała  wtedy  spotkać  się 
jeszcze  z  jakiemiś  przeszkodami,  z  powodu  których  trzeba  ją  było 
odłożyć.  Ta  sama  uwaga  dotyczy  też  obrad  sejmu  krakowskiego 
z  r.  1539,  które  również  doprowadziły  do  wydania  obszerniejszych 
konstytucyj  koronnych  ^),  ale  z  zatwierdzeniem  Statutu  ułatwić  się  nie 
zdołały.  Można  przyjąć,  że  trudności  nie  wychodziły  od  przedstawi- 
cieli mazowieckich.  Boć  skoro  Mazowszanie  uchwalili  nowy  projekt 
w  r.  1536,  to  nie  było  powodu,  aby  mu    się    sprzeciwiali   na   sejmach 

')  Por.  str.  19b\ 
«)  Vol.  leg.  L  516  n. 
'')  Ibid.  I.  536  n. 
*)  Ibid.  L  546. 


STATUT    MAZOWIECKI   PIERWSZY  247 

walnych;  raczej  król  mógł  ta  stawiać  jeszcze  pewne  przeszk<)dy. 
Z  jakich  przyczyn  —  tego  możemy  się  tylko  domyślać.  Zwróciliśmy 
już  poprzednio  uwagę  na  okoliczność,  iż  rychła  opozycya,  jaka  się 
przeciw  Statutowi  pierwszemu  zbudziła,  mogła  go  w  pewnej  mierze 
zniechęcić  i  zniecierpliwić  ^);  być  może  zatem,  iż  teraz  umyślnie  tom- 
poryzował,  wyczekując,  czy  sami  Mazowszanie  nie  uznają  jeszcze  po- 
trzeby jakichś  zmian  i  uzupełnień  w  projekcie;  przytem  mogły  też 
powstać  sprzeczności  pomiędzy  nim,  a  wysłańcami  tej  ziemi  co  do  za- 
mieszczenia w  nowym  Statucie  pewnych  postanowień,  których  projekt 
nie  zawierał,  albo  opuszczenia  innych,  które  królowi  wydały  się  nie- 
dogodnemi.  Na  wszelki  przypadek  powstawała  możność  poddania  pro- 
jektu z  r.  1536  ponownej  rewizyi,  wzgL  opracowania  nowego  projektu, 
któryby  owe  sprzeczności  uchylił.  Zobaczmy,  czy  na  poparcie  tego 
przypuszczenia  dadzą  się  przytoczyć  jakiekolwiek  wskazówki  źródłowe. 
W  Bibliotece  cesarskiej  w  Petersburgu,  ze  zbiorów  niegdyś  Bi- 
blioteki Załuskich,  znajduje  się,  pod  sygnaturą  Lat.  F.  II.  185  r*^ko- 
pis  z  XVI  wieku,  zawierający  Statut  mazowiecki.  Nie  miałem  mo- 
żności zbadać  go  osobiście,  i  dlatego  poniższe  moje  wywody  przedsta- 
wiam z  zastrzeżeniami;  posiadam  wszelako  dość  dokładne  wiadomości 
o  jego  stronie  zewnętrznej  i  układzie  zawartego  w  nim  tekstu,  które 
pozwalają  wyrobić  sobie  zdanie  o  stosunku  tego  zabytku  do  obu  Sta- 
tutów mazowieckich  z  r.  1532  i  1540  -).  Tekst  rękopisu  zgadza  się 
w  przeważnej  części  z  obu  Statutami,  nie  pokrywa  się  wszelako  z  ża- 
dnym; owszem  łączy  on  w  sobie  niektóre  właściwości  Statutu  pierw- 
szego z  właściwościami  drugiego.  Na  ogół  biorąc,  zbliża  się  najwię- 
cej do  Statutu  drugiego.  Tak  z  8  artykułów  redakcyi  pierwszej,  które 
opuszczono  w  drugiej,  nie  zawiera  7;  natomiast  pomieszczono  w  nim 
już  wszystkie  21  artykuły,  o  które  redakcya  druga  bogatszą  jest  od 
pierwszej.  Niemniej  też  porządek  i  następstwo  artykułów  idzie  tu, 
z  zaznaczonymi  poniżej  wyjątkami,  w  całości  za  redakcya  drugą,  wy- 
kazując w  ten  sposób  w  wielu  względach  różnice  od  układu  redakcyi 


')  Por.  str.  231. 

*)  Bliższych  szczogółów  o  rękopisie  adzielil  mi  uprzejmie  dr.  Józef  Korze- 
uiowski  z  przygotowanego  przez  siebie  sprawozdania  o  poszaki  w  aniach  w  bibliote- 
kach i  archiwach  zagranicznych.  Kilka  uzupełniających  wyjaśnień  zawdzięczam  uprzej- 
mości p.  Stanisława  Ptaszyckiego  w  Petersburgu.  Obu  tym  uczonym  skłudam 
na  tern  miejscu  gorąco  podziękowanie  za  udzieloną  mi  łaskawie  pomoc.  —  Prawdopo- 
dobnie niniejszego  rękopisu  dotyczy  opis  Janeckiego,  Janociana  II.  225  nr.  118. 
Ze  zawarty  w  nim  tekst  Janecki  odnosi  do  r.  1631  i  przypisuje  autorstwo  jego  Praż- 
luowskiemu,  wynikło  Ftąd,  że  na  początku  znajduje  się  wzmianka  o  sejmie  warszaw- 
skim, odbytym  w  r.  1531  pod  przewodnictwem  Prażmowskiego,  ta  sama,  która 
w  dosłnwnom  brzmieniu  przeszła  także  do  Statutu  drugiego  z  r.  1540. 


248  OSWALD    BALZER. 

pierwszej.  Jak  się  przedstawia  rzecz  co  do  zmian,  przeprowadzonych 
w  samej  treści  77  artykułów,  określić  nie  umiem;  informacye  moje  nie 
sięgają  bowiem  tak  daleko;  pytanie  to  da  się  zresztą  rozwiązać  dopiero  po 
ogłoszenia  tekstu  Statutu  pierwszego,  jako  też  na  podstawie  autopsyi 
niniejszego  rękopisu.  Stwierdziwszy  wszelako,  iż  co  do  samego  układu 
rękopis  ten  tak  bardzo  jest  zbliżony  do  redakcyi  drugiej,  możemy  przy- 
jąć z  wielkiem  prawdopodobieństwem,  że  także  i  w  owych  77  artyku- 
łach przeprowadzone  już  zostały,  przynajmniej  w  znacznej  części,  owe 
zmiany,  któremi  się  ona  wyróżnia  od  pierwszej.  Prócz  tych  podobieństw 
co  do  właściwego  tekstu,  zachodzą  jeszcze  dalsze  co  do  części  dodat- 
kowych. Tak  niema  w  rękopisie  statutu  o  mężobójcach,  który  podała 
redakcya  pierwsza,  a  który  nie  znajduje  się  w  drugiej;  natomiast  są 
tu  zamieszczone  dwa  dekrety  królewskie,  w  redakcyi  pierwszej  nieza- 
w^arte,  o  zakładach  sądowych  i  dziedziczeniu  kobiet.  Różnica  w  po- 
równaniu z  redakcya  drugą  zachodzi  tylko  w  tem,  że  porządek  ich 
jest  przestawiony,  jak  niemniej,  że  oba  przedzielone  są  przywilejem 
piotrkowskim  z  r.  1529,  który  w  Statucie  drugim  następuje  dopiero 
po  25  ustawach  książęcych  z  wieków  średnich.  Niema  tu  natomiast 
konstytucyj  mazowieckich  sejmu  piotrkowskiego  z  r.  1538.  które  za- 
mykają Statut  drugi. 

Właściwości,  któremi  rękopis  zbliża  się  do  Statutu  pierwszego* 
polegają  na  tem,  że  zamieszcza  on  art.  97  tegoż  Statutu  o  graniczeniu 
dóbr  królewskich,  którego  nie  ma  już  w  redakcyi  drugiej;  nie  zawiera 
wszelako  także  łączącej  się  z  tymże  artykułem  noweli  z  29  stycznia 
1532  r.:  De  honis  regalibus  limiłandis,  którą  obok  innych,  równocześnie 
wydanych,  zamieściła  redakcya  druga.  Tutaj  moźnaby  jeszcze  zali- 
czyć inny  szczegół,  że  przed  art.  3  Statutu  pierwszego  (Citałio  ad 
praesenłiam  prindpis)  zamieszczono  artykuł  De  citatione  et  conciłatione 
intra  terminos,  którego  wprawdzie  w  redakcyi  pierwszej  niema,  a  którj' 
posiada  już  redakcya  druga,  wszelako  zamieszcza  go  dopiero  po  art. 
trzecim. 

Od  obu  Statutów  wyróżnia  się  wreszcie  rękopis  tem,  że  nie  za- 
wiera artykułu:  De  concitałione  post  mortem  rei  (St.  I.  art.  21;  St.  II. 
Bandtkie  370),  natomiast  zamieszcza  laudum  sejmu  warszawskiego 
z  r.  1534:  Consuetudo  de  captivandis  furibus,  którego  one  nie  mają. 
Brakuje  tu  także  25  statutów  książęcych  z  wieków  średnich.  Wreszcie 
porządek  artykułów  Statutu  pierwszego  140.  141.  142.  143,  w  tem 
miejscu  zupełnie  zgodny  z  porządkiem  Statutu  drugiego,  został 
w  rękopisie  zmieniony;  następują  one  po  sobie  w  ten  sposób:  140.  143. 
141.  142. 

Z  podanego  tu  przeglądu  treści  wynika  przedewszystkiem.  iż  rę- 


STATUT    BfAZOWlECEI    PIERWSZY  249 

kopisu  naszego  nie  można  uważać  za  prosty  tylko  odpis,  chociażb}^  na- 
wet defektowny,  któregokolwiek  Statutu,  a  mianowicie  nawet  nie  za 
odpis  Statutu  drugiego;  w  tym  razie  bowiem  nie  wytłómaczylibyśmy 
sobie,  skąd  się  tu  mogły  wziąć  niektóre  artykuły,  zawarte  w  redakcyi 
pierwszej,  jako  też  inne,  których  i  tam  niema,  a  które  musiałyby  być 
zaczerpnięte  z  innych  źródeł.  Niemniej  też  nie  dałoby  się  utrzymać 
przypuszczenie,  jakoby  rękopis  był  prywatną  kompilacyą  obu  Statutów, 
której  za  główną  podstawę  służyła  redakcya  druga;  i  w  tym  bowiem 
razie  pozostałoby  bez  wyjaśnienia  pytanie,  skąd  się  wzięło  laudum 
o  imaniu  złoczyńców  z  r.  1534;  co  ważniejsza,  nie  dałaby  się  pomy- 
śleć żadna  rozumna  przyczyna,  dla  której  kompilacyą  taką  mianoby 
składać  z  dwu  Statutów,  z  których  jeden  przestał  już  obowiązywać. 
Nie  pozostaje  zatem  nic  innego,  jak  tylko  przyjąć,  że  tekst  zawarty 
w  rękopisie  jest  zabytkiem  o  samoistnem  znaczeniu,  który  powstanie 
swoje  zawdzięcza  jakiemuś  szczególnemu,  dla  osiągnięcia  pewnego 
praktycznego  celu  podjętemu  aktowi.  Ponieważ  zaś  nie  jest  ani  Sta- 
tutem pierwszym  ani  drugim,  a  natomiast  łączy  właściwości  obu,  przeto 
należy  go  uważać  za  tekst  projektu,  złożonego  już  po  sankcyi  Sta- 
tutu pierwszego,  a  przed  zatwierdzeniem  drugiego,  wśród  przygotowań, 
zmierzających  do  zastąpienia  kodyfikacyi  poprzedniej  nową,  zmienio- 
nym dążeniom  społeczeństwa  mazowieckiego  lepiej  odpowiadającą  ko- 
dyfikacyą. 

Do  jakich  czasów  projekt  ten  odnieść  należy?  Najbliższe  przy- 
puszczenie, jakieby  się  tu  nasunąć  mogło,  że  jest  to  projekt  z  r.  1533, 
wykluczyć  należy  stanowczo;  mieści  się  w  nim  bowiem  już  wspo- 
mniane laudum  o  imaniu  złoczyńców  z  15  czerwca  1534  r.,  a  ponadto, 
po  artjT^kule  33  następuje  tu  znana  wstawka  o  odbytym  pod  przewo- 
nictwem  Goryńskiego  dnia  12  października  1536  r.  sejmie  warszaw- 
skim, który  niniejszy  projekt  uchwalił.  Wstawka  ta  określa  zarazem 
początkową  datę  okresu,  do  którego  powstanie  projektu  odnieść  można. 
Było  widocznie  zamiarem  redaktorów  podać  w  nim  także  te  ustawy, 
Mazowsza  dotyczące,  które  przyszły  do  skutku  już  pod  rządem  koron- 
nym, jak  tego  dowodzi  zamieszczony  tu  przywilej  piotrkowski  z  r.  1529. 
Jeżeli  mimo  to  nie  podano  tu  konstytucyj  mazowieckich,  uchwalonych 
na  sejmie  piotrkowskim  z  r.  1538,  to  trzeba  stąd  wysnuć  wniosek,  iż 
projekt  złożono  jeszcze  przed  dojściem  ich  do  skutku;  że  zaś  ów  sejm 
piotrkowski  rozpoczął  obrady  już  dnia  6  stycznia  1538  r.,  przeto  datę 
ułożenia  projektu  można  odnieść  conajpóźniej  do  r.  1537.  Mając  do 
wyboru  pomiędzy  datą  1536  i  1537  r.  oświadczyć  się  musimy  za 
pierwszą,  nie  tylko  dla  tego,  że  rok  1537,  skłócony  największą  zawie- 
ruchą polityczną  z  czasów  Zygmunta  I,  mało  nastręczał  pola  do  podej- 


250  OSWALD    BALZER. 

mowiinia  czynności  kodyfikacyjnych,  jako  też,  że  niema  jakiegokol- 
wiek ćladu,  iżby  w  roku  tym  odbywano  jakikolwiek  sejm  mazowiecki 
celem  ułożenia  projektu;  ale  głównie  i  przedewszystkiem  dla  tego,  ii 
mamy  wyraźną  wiadomość,  jako  sejm  taki  złożony  był  na  12  paździei^ 
nika  1536  r.,  i  że  sejm  ten  projekt  rzeczywiście  uchwalił.  Ponieważ 
zaś  tekstu,  zatwierdzonego  w  r.  1540  nie  możemy  już  uważać  za  pier- 
wotny projekt  z  r.  1536,  przeto  nie  pozostaje  nic  innego,  jak  tylko 
przyjąć,  że  jest  nim  tekst,  podany  w  rękopisie  peters- 
burskim. 

Ważną  jest  rzeczą  wyświetlić  pytanie,  jakie  znaczenie  przy  osta- 
tecznej sankcyi  Statutu  drugiego  na  sejmie  z  r.  1540  mógł  mieć  ów 
pierwotny  tekst  projektu  z  r.  1536;  a  mianowicie,  czy  korzystano  tu 
zeń  bezpośrednio,  czy  też  miano  już  podówczas  pod  ręką  jakiś  nowy, 
odmienny  projekt  późniejszy.  Ogólnie  biorąc,  możnaby  przyjąć  za- 
równo jedno  jak  drugie.  W  pierwszym  wypadku  czynność  sejmu 
z  r.  1540  polegałaby  na  tem,  że  w  projekcie  z  r.  1536  pewne  arty- 
kuły dodano,  inne  opuszczono  i  wogóle  przeprowadzono  wszystkie 
zmiany,  które  mu  nadały  taki  kształt,  w  jakim  uzyskał  zatwierdzenie; 
w  drugim  razie  możnaby  przyjąć,  że  owe  zmiany,  czy  to  w  całości, 
czy  też  przynajmniej  w  pewnej  części,  przeprowadzono  w  nowym,  pó- 
źniejszym projekcie,  i  że  on  właśnie  stanowił  dla  sejmu  z  r.  1540  go- 
towy materyał  do  zatwierdzenia.  Przypuszczeniu  pierwszemu  sprzeci- 
wia się  analogia  wypadków,  jakie  towarzyszyły  sankcyi  Statutu  pierw- 
szego; widzieliśmy  bowiem,  że  tam  z  tekstu  właściwego  ani  nie  usuwano 
artj'kułów  zbytecznych,  ani  też  go  nie  uzupełniano  artykułami,  które 
uznano  za  potrzebne;  utrzymując  tekst  jako  całość  nienaruszalną,  przepro- 
wadzono wszystkie  zmiany  przez  osobne  nowele,  dodane  do  tekstu  w  kształ- 
cie  odrębnych  dekretów  królewskich  ^).  Nie  chcąc  wszelako  na  ten 
szczegół  kłaść  wyłącznego  nacisku,  zwracamy  jeszcze  uwagę  na  okoli- 
czność następuj ;icą.  Moglibyśmy  sobie  wytłómaczyć  ostatecznie,  iż  sejm 
z  r.  1540,  mając  przed  sobą  projekt  z  r.  1536,  mógł  w  nim  wykreś- 
lić artykuły  zbyteczne,  a  dodać  inne,  które  uznał  za  potrzebne;  ale 
zguła  już  niewytłómaczoną  pozostałoby  dla  nas  rzeczą,  dla  czego  miałby 
dokonywać  pewnych  zmian  w  samym  układzie  materyału.  Przestawki 
te,  jak  wynika  z  podanego  poprzednio  zestawienia,  dotyczyłyby  w  czę- 
ści porządku  artykułów,  w  właściwym  tekście  Statutu  zawartych, 
w  cz(^ści  zaś  porządku  ustaw,  zamieszczonych  tu  jako  rzeczy  dodat- 
kowe. Jedyną  pobudką  do  ich  dokonania  byłaby  chyba  dążność  do 
systematjTczności  i  przejrzystości    w   układzie    Statutu;    tu  jednak    nie 


»)  Por.  str.  236. 


STATUT   MAZOWIBCKI    PIERWSZY  251 

dałoby  się  wyjaśnić,  dla  czego  się  ograniczyła  do  tak  małego  zakresu 
i  przyniosła  tak  nieznaczne  skutki:  wiadomo  bowiem,  źe  Statut  drugi, 
nawet  w  tym  kształcie,  w  jakim  go  zatwierdzono,  jest  wzorem  kodeksu 
na  wskróó  niesystematycznego.  Ponadto  dążenie  do  systematyczności 
układu  nie  stanowiło  właściwości  ówczesnych  zabiegów  kodyfikatorskicb; 
z  drugiej  strony  sejm  wabiy  miał  zanadto  wiele  ważniejszych  spraw 
państwowych  do  załatwienia,  ażeby  sobie  miał  zaprzątać  głowę  tego 
rodzaju  drobiazgami.  Tak  więc  nasuwa  się  tu  przypuszczenie  inne: 
iż  sejm  z  r.  1540  miał  przed  sobą  jakiś  późniejszy  projekt,  opraco- 
wany  ponownie  przez  sejm  mazowiecki,  który  mu  służył  za  właściwą 
podstawę  przy  zatwierdzeniu  Statutu  drugiego. 

Ze' spostrzeżeniem  tem  łączy  się  p3^nie  dalsze:  do  jakich  czasów 
odnieść  powstanie  owego  późniejszego,  ostatniego  z  rzędu  projektu? 
Przedewszystkiem  zwracamy  uwagę  na  to,  że  w  tekście  zatwierdzonego 
w  r.  1540  Statutu  znajdują  się  już,  jako  dodatek  do  niego,  oprócz 
przywileju  piotrkowskiego  z  r.  1529,  nadto  także  konstytucye  mazo- 
wieckie, uchwalone  na  sejmie  z  r.  1538  (7  marca)  ^),  Możemy  przyjąć, 
że  znajdowały  się  one  już  w  projekcie  samym,  podobnie  jak  w  pro- 
jekcie z  r.  1536  zamieszczono  jedyną,  jaka  do  tego  czasu  wyszła  była 
pod  rządem  koronnym,  ustawę  zasadniczą  mazowiecką,  t.  j.  przywilej 
piotrkowski  z  r.  1529.  Z  tego  wypływałby  wniosek,  że  projekt  ostatni 
powstał  po  7  marca  1538  r.  Ważniejszą,  i  bardziej  stanowczą  jest 
okoliczność  inna:  że  ani  na  sejmie  z  r.  1538,  ani  też  na  sejmie  z  r.  1539 
nie  przyszło  jeszcze  do  zatwierdzenia  Statutu  drugiego.  Gdyby  już 
podówczas  istniał  projekt  odpowiednio  zmieniony,  do  przyjęcia  sposo 
bny,  tak  jak  istniał  przed  sejmem  z  r.  1539/40,  naó wczas  sankcya 
byłaby  mogła  nastąpić  rychlej.  Widocznie  zatem  projekt  złożono  do- 
piero w  r.  1539,  a  to  po  28  lutego,  w  którym  obradował  jeszcze 
pierwszy  sejm  z  tego  roku  2),  a  przed  11  listopada,  w  którym  to  dniu 
rozpoczął  się  sejm  krakowski  z  r.  1539/40  ^j.  Okoliczność,  że  mimo 
to  utrzymano  w  nim  wstawkę,  która  przeszła  także  do  Statutu  za- 
twierdzonego, o  sejmie  warszawskim  z  r.  1536,  i  że  skutkiem  tego 
znaczna  część  Statutu,  od  art.  34  począwszy,  przedstawia  się  jakoby 
wyłączne  dzi^o  tegoż  sejmu,  nie  osłabia  w  niczem  poprzednich  wywo- 
dów; tak  samo  bowiem  utrzymano  tu  na  czele  tekstu  zapiskę  o  sejmie 
warszawskim  z  r.  1531,  o  którym  wiadomo,  że  złożył  projekt   Statutu 


*)  Bandtkie,  lus  Pol.  469. 

*)  Pod  tą  datą  wychodzi  ostatni  znany  mi  akt,  datowany  z  tego£  sejmu.  Metr. 
kor.  t.  58  fol.  26\ 

^  Ibid.  t.  59  fol.  117. 


252 


OSWALD    BALZER. 


pierwszego;  a  dodać  trzeba,  że  nawet  w  szeregu  33  artykułów,  po  za- 
pisku tej  następujących,  które  na  zewnątrz  przedstawiają  się  jakoby 
wyłączne  jego  dzieło,  naliczyć  można  w  Statucie  drugim  trzy  arty- 
kuły dodane,  a  trzy  co  do  treści  zmienione.  Przepisując  mechanicznie 
znaczną  część  tekstów  dawniejszych,  utrzymano  w  ten  sposób  pewne 
wzmianki,  które  już  dokładnie  nie  odpowiadały  rzeczywistości.  Podo- 
bnież nie  możemy  się  dziwić,  że  w  tekście  Statutu  drugiego,  zatem 
przypuszczalnie  także  w  ostatnim  projekcie,  niema  wzmianki  o  sejmie 
mazowieckim  z  r.  1539,  który  go  właśnie  ułożył;  sejm  ten  bowiem 
przeprowadził  już  tylko  stosunkowo  nieznaczne  zmiany  w  projekcie 
z  r.  1536,  i  dla  tego  nie  było  powodu,  a  zapewne  też  i  stosownego 
miejsca,  do  zaznaczenia,  iż  doszedł  do  skutku.  Tak  samo  niema  tu 
żadnej  wstawki  o  sejmie  mazowieckim  z  r.  1533,  którego  projekt  słu- 
żył niewątpliwie  za  podstawę  do  opracowania  projektu  z  r.  1536,  a  po- 
średnio z  r.  1539,  pomimo  że  reformy,  jakie  przeprowadził  w  tekście 
Statutu  pierwszego,  mogły  tu,  ilościowo  i  jakościowo,  sięgać  najgłębiej 
i  najdalej  ^). 

Porównywając  projekt  z  r.  1536  z  przypuszczalnym  tekstem 
projektu  z  r.  1539,  lub  chociażby  nawet  z  samym  Statutem  z  r.  1540, 
zyskujemy  niespodziewane  oświetlenie  pytania,  w  czem  leżał  powód 
dłuższej,  kilkuletniej  zwłoki  w  jego  zatwierdzeniu.  Pomijając  brak 
25  statutów  średniowiecznych,  których  w  rękopisie  petersburskim  dla 
tego  może  nie  przepisano,  iż  bez  zmiany  dały  się  zaczerpnąć  z  tekstu 
Statutu  pierwszego,  jako  też  brak  konstytucyj  mazowieckich  z  r.  1538, 
których  oczywiście  nie  podobna  było  uwzględniać  w  projekcie  o  dwa 
lata  wcześniejszym,  główne  różnice  rzeczowe  pomiędzy  nim  a  Statutem 
drugim  objawiają  się  w  następujących  szczegółach.  Przedewszyst- 
kiem  zawiera  projekt  z  r.  1536  dawny,  z  Statutu  pierwszego  wyjęty 
przepis  o  graniczeniu  dóbr  królewskich,  jak  wiadomo,  uciążliwy  dla 
skarbu  królewskiego,  i  to  bez  podania  noweli  z  29  stycznia  1532  r^ 
która  go  uchyliła;  pomimo,  że  dwie  inne  równocześnie  wydane  nowele 
zostały  tu  umieszczone.  Widocznie  Mazowszanie,  mimo  chwilowego 
ustępstwa  w  r.  1532,  nastawali  przecież  na  to,  aby  utrzymać  stary  zwy- 
czaj w  tej  sprawie,  przeciwko  któremu  król  już  raz  poprzednio  był  się 
oświadczył;  z  tego  to  powodu  musieli  też  natrafić  na  opór  z  jego  strony. 
Po  wtóre  jest  tu  zamieszczone  laudum  z  r.  1534  o  imaniu  złoczyńców, 
które  w  motywach  swoich  wyraźnie  podnosi,  iż  zmierza  do  ukrócenia 
władzy  starostów  na  korzyść  władzy  patrymonialnej  panów  nad  chło- 
pami.  Wzbrania  ono  mianowicie  starostom  ścigać  chłopów,  powołanych 


*)  Por.  str.  2i5. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  253 

po  raz  pierwszy  lub  dragi  o  złodziejstwo,  i  przekazuje  te  sprawy  są- 
dom pańskim;  dopiero  za  trzeciem  powołaniem  uznaje  ono  właściwość 
sądu  starościńskiego  ^).  I  przeciw  temu  przepisowi  musiał  wystąpić 
król  zarówno  w  interesie  utrzymania  ładu  społecznego,  jako  też  w  obro- 
nie uszczuplonej  władzy  swojego  urzędu  wykonawczego.  Jako  trzeci 
punkt  sporny  pomiędzy  królem  a  szlachtą  mazowiecką  dałoby  się  po- 
myśleć jego  żądanie,  może  takie,  na  które  największy  kładł  nacisk, 
o  zamieszczenie  w  nowym  Statucie  dekretu  o  mężobójcach,  jak  go  po- 
dawał Statut  pierwszy,  opuszczonego  już  niewątpliwie  w  projekcie 
z  r.  1533,  a  także  w  projekcie  z  r.  1536.  Na  wszelki  przypadek  wy- 
jaśniają przytoczone  szczegóły  zasadniczą  stronę  sporu  i  tiómaczą 
zwłokę  w  zatwierdzeniu:  były  jeszcze  różne  sprzeczności  między  kró- 
lem a  Mazowszanami,  skutkiem  których  sprawa  nie  od  razu  dała  się 
załatwić. 

Tak  więc,  zanim  przyszło  do  sankcyi  nowego  Statutu,  w  ciągu 
krótkiego  czasu  lat  ośmiu,  jakie  upłyńmy  od  przyjęcia  Statutu  pierw- 
szego, trzeba  było  trzechkrotnie  składać  coraz  to  odmienne  projekty 
nowej  kodyfikacyi,  wszystkie  przedzielone  od  siebie  okresami  trzech- 
letnimi: 1533,  1536  i  1539  r.  Do  ostatecznej  zgody  doszło  dopiero, 
jak  zwykle  w  podobnych  wypadkach,  przez  wzajemne  ustępstwa.  Sta- 
tut z  r.  1540  opuścił  przepis  o  graniczeniu  dóbr  królewskich,  zastępu- 
jąc go  znaną  nam  nowelą  z  r.  1532;  opuścił  także  laudum  o  imaniu 
złoczyńców;  ale  nie  pomieścił  statutu  o  mężobójcach,  choć  na  wszystkie 
trzy  inne  nowele,  równocześnie  z  nim  wydane,  znalazło  się  tu  miejsce. 
Ustępstwo  króla  w  tym  ostatnim  kierunku  schodzi  się  z  równoczesnem 
prawie  ustępstwem  jego  w  odniesieniu  do  Korony;  zwróciliśmy  już  po- 
przednio uwagę  na  to '),  że  właśnie  w  r.  1539  król  po  raz  pierwszy 
zgodził  się,  aby  na  przyszłość  nie  odnawiać  statutu  piotrkowskiego 
o  mężobójcach  z  r.  1510,  jeno  tylko  statut  łagodniejszy  z  r.  1496. 


VI. 
Nowe  szczegóły  z  życia  Piotra  Goryńskiego. 

Udało  mi  się  zebrać  sporą  wiązankę  nieznanych  dat  z  życia 
Piotra  Goryńskiego,  które  w  związku  z  kilku  szczegółami,  poprzednio 
już  ogłoszonymi,  pozwalają  skreślić  wcale  dokładną  biografią  tej  osobi- 
stości, a  zarazem  rzucają  pewne  światło  na  jej  charakter  i  działalność 


^)  Por.  Balzer,  Sejm  mazowiecki  pod  rządem  koronnym    1526 — 1540   r.     Do- 
datek V. 

*)  Por.  8tr.  211. 


254  OSWALD    BALZER. 

publiczną.  Ponieważ  Gorj^^ński,  jako  wieesgerent  mazowiecki,  przewo- 
dniczył obu  sejmom  warszawskim  z  r.  1536  i  1539,  na  których  zło- 
żono dwa  projekty  Statutu  drugiego,  a  stąd  też  nazwisko  jego  za- 
zwyczaj ściśle  bywa  łączonem  z  dziejami  ówczesnych  zabiegów  kody- 
fikacyjnych na  Mazowszu,  przeto  zestawiam  poniżej  zebrane  szczegóły, 
w  nadziei,  że  rzucą  pewne  światło  na  rolę,  jaką  przytem  mógł 
odegraó. 

Nie  zdaje  się,  iżby  ród  Goryńskich  był  mazowieckiego  pochodzę^ 
nia.  Przed  Piotrem  niema  tu  jakichkolwiek  śladów  jego  istnienia  *); 
nie  istnieje  też  na  Mazowszu  wieś  Goryń  czy  Gorynino.  Herb,  którego 
używali  Goryńscy  (Poraj  czyli  Róża),  wskazuje  raczej  pochodzenie 
wielkopolskie,  tam  bowiem  w  przeważnej  części  rozsiedlone  były  rody, 
do  herbu  tego  należące.  W  jednym  z  dokumentów  Piotr  nazwany  jest 
amicus  et  necessarius  podkanclerzego  Tomickiego  2)^  w  dwu  innych  eon- 
sanguineus  Chojeńskiego,  podkanclerzego,  a  później  kanclerza  koron- 
nego ^).  O  jakiemś  współklejnotnictwie,  a  zatem  chociażby  dalszem 
pokrewieństwie  po  mieczu  z  obu  tymi  dostojnikami  nie  może  tu  jednak 
być  mowy;  Tomiccy  pieczętowali  się  bowiem  herbem  Łodzią,  a  Cho- 
jeńscy  herbem  Abdank.  Można  tu  zatem  przyjąć  tylko  pokrewieństwo 
po  kądzieli,  albo  powinowactwo,  uzasadnione  jakimiś  dawniejszymi, 
bUżej  nam  nieznanymi  związkami  małżeńskimi  między  rodem  Goryń- 
skich.  a  dwu  wspomnianymi  co  dopiero  rodami.  Ponieważ  zarówno 
Tomiccy  jak  i  Chojeńscy  mieli  osiadłość  w  Wielkopolsce,  przeto 
i  ten  szczegół  wskazuje,  iż  właściwe  gniazdo,  z  którego  się  wywodzili 
przodkowie  Goryńskiego,  leżało  w  tej  dzielnicy.  Jak  się  ono  nazywało, 
dzisiaj  określić  nie  można,  niema  bowiem  i  w  Wielkopolsce  wsi  Go- 
rynia.  Na  przestrzeni  całej  ówczesnej  Rzeczypospolitej  istnieją  tylko 
trzy  osady  tego  nazwiska,  jedna  w  Radomskiem,  a  dwie  w  Prusiech  *); 
musimy  zatem  przyjąć,  że  do  jednej  z  nich  przenieśli  się  przodkowie 
Piotra  z  Wielkopolski,  i  od  niej  też,  z  ustaleniem  się  nazw  rodzinnych, 
wzięli  późniejsze  swoje  nazwisko.  Ponieważ  w  dekrecie  z  r.  1540 
Piotr  nazwany  jest  Petrus  a  Gorinino^).  a  z  trzech  dzisiejszych  Go- 


*)  To,  co  Niesiecki,  Herbarz  I.  202.  IV.  215  podaje,  jakoby  jnż  w  r.  1511 
inay  Piotr  Goryński  był  wojewodą  mazowieckim,  polega  na  oczywistem  nieporozomie- 
niu,  a  mianowicie  na  mylnie  odczytanej  dacie  dokumentu,  wspominającego  o  wojewo- 
dzie mazowieckim  Piotrze  Goryńskim,  który  odnieść  nale^  do  czasu  między  r.  1535 
a  1542,  zatem  do  osoby  niniejszego  Piotra. 

*)  Acta  Tomic.  IX.  nr.  120  (1527). 

»)  Metr.  kor.  t.  48  str.  733  740.  (1532). 

*)  Słown.  geogr.  U.  728. 

^)  Bandtkie,  lus  Pol.  367. 


STATUT   MAZOWIECKI    PIERWSZY  255 

ryniów  jeden  tylko,  t.  j.  Goryń  w  powiecie  chełmińskim,  przy  granicy 
powiatu  grndadądzkiego,  nazywał  się  dawniej  prawdopodobnie  Goryni- 
nem,  jak  to  wskazuje  obecna  jego  nazwa  niemiecka:  Gorinnen, 
przeto  tę  miejseowojć  przedewszystkiem  związać  należy  z  bistoryą  rodu 
GoryAskich.  Tutaj  nie  mogli  się  oni  przesiedlić  z  Wielkopolski  ry- 
chlej, jak  dopiero  po  rewindykacyi  Prus,  zatem  conajwcześniej  w  dru- 
giej połowie  XV  wieku.  Byli  zatem  w  Prusiech  homines  novi,  Ale 
i  tutaj  długo  nie  zagrzali  miejsca.  Kasz  Piotr,  jeżeli  nie  któryś  2  jego 
przodków,  utracił  tę  majętność;  jakkolwiek  bowiem  później  zatrzymał 
nazwisko  rodowe,  z  imienia  jej  urobione,  to  jednak  nie  pisze  się  nigdy 
haeres  de  Gorinino;  występuje  tylko  jako  dziedzic  Ojrzanowa,  jednej 
z  posiadłości  swej  żony  ^).  W  chwili,  w  której  miał  rozpocząć  karyerę, 
zdaje  się,  że  posiadał  conajwięcej  jakiś  dział  wioskowy;  takie  przynaj- 
mniej przypuszczenie  nasuwa  znany  ustęp  z  paszkwilu  na  sejm  walny 
r.  1535,  wyrażający  się  o  Gorynskim,  podówczas  już  wojewodzie  ma- 
zowieckim: sine  caeteris  sars  unica^). 

Miał  jednak  spryt,  kark  giętki,  gorącą  chęć  wydobycia  się  na 
wierzch  i  -  najlepszy  po  temu  środek,  protekcyą.  Z  pomiędzy  swo- 
ich  krewniaków  wybrał  najbardziej  wpływowego,  wszechwładnego 
w  owych  czasach  Tomickiego  i  rozpoczął  karyerę  —  od  wysługiwania 
mu  się.  Najwcześniejszy  akt,  jaki  się  nam  o  Gorynskim  dochował, 
stwierdza  znamienite  usługi,  oddane  przezeń  podkanclerzemu  i  jego  do- 
mowi. Jestto  list  Tomickiego  z  roku  około  1527,  pisany  do  Mikołaja 
Boglewskiego,  chorążego  czerskiego,  z  prośbą,  ażeby  ułatwił  Goryń- 
skiemu  małżeństwo  z  swoją  siostrą  Katarzyną,  wdową  po  zmarłym  nie- 
dawno Janie  Ojrzanowskim,  cześniku  liwskim  i  staroście  warszawskim. 
Tomicki  zaznacza  dość  wyraźnie,  iż  Goryński  niczego  bardziej  nie 
pragnie,  jak  przez  stosowne  i  godne  małżeństwo  utrwalić  swój  los; 
w  zamian  przyrzeka  z  swojej  strony  pomoc  i  opiekę  ^).  Nielada  to  były 
widoki  dla  biedaka,  prawie  że  nieposesyonata,  jakim  był  Goryński; 
pani  cześnikowa  była  bowiem  właścicielką  dwu  kluczów  na  Mazowszu, 
jednego  w  powiecie  tarczyńskim,  z  siedmiu  wsi  złożonego,  do  których 
należał  też  Ojrzanów,  i  drugiego,  w  powiecie  liwskim,  obejmującego 
cztery  wsie.  Nie  była  to  jej  ojcowizna;  miała  bowiem  przynajmniej 
jednego  brata,  który,  według  zasad  polskiego  prawa  spadkowego,  wy- 
kluczał siostry  od  dziedziczenia  dóbr  ziemskich;  oba  klucze,  widocznie 
własność  pierwszego  niegdy  jej  męża,  skupiła  ona   po   owdowieniu   od 


«)  Bandtkie,  lus  Pol.  367.  372. 

*)  Corp.  pogtar.  latinor.  III.  279. 

*)  Acta  Tomic.  IX.  nr.  120. 


256  OSWALD    BALZER. 

jego  krewnych  płci  żeńskiej,  na  które  spadły  w  braku  męskich  przed- 
stawicieli rodziny.  Instancya  Tomickiego  odniosła  pożądany  skutek; 
już  w  pierwszej  ćwierci  r.  1527  Goryński  jest  mężem  Katarzyny  Bo- 
glewskiej  -  Ojrzanowskiej.  Ale  tytuły,  jakie  Katarzyna  do  rzeczonych 
dóbr  posiadała,  nie  były  jeszcze  całkiem  pewne;  jej  prawo  opierało  się 
bowiem  na  kupnie  u  kobiet  z  rodu  Oj  rżano  wskich,  było  zaś  wątpłi- 
wem,  czy  owe  kobiety  mogły  się  swobodnie  dobrami  temi  rozporządzać. 
Istniała  jeszcze  podówczas  na  Mazowszu  zasada,  za  którą  oświadczyła 
się  mniejszość  na  sejmie  warszawkim  z  r.  1531  ^),  że  kobiety  w  ogóle 
od  dziedziczenia  dóbr  ziemskich  mogą  być  usunięte,  przez  dalszych 
nawet  krewnych  płci  męskiej;  jeszcze  zaś  przy  końcu  wieku  XVI  żyła 
jakaś  boczna  gałąź  Oj  rżano  wskich  (w  Łęczyckiem)  *),  która  mogła  wy- 
stąpić z  żądaniem  unieważnienia  aktu  sprzedaży.  Żeby  więc  zabezpie- 
czyć Katarzynę  i  jej  męża  przed  roszczeniami  z  tej  strony,  wstawili 
się  za  nimi  u  króla  senatorowie  —  nie  trudno  się  tu  domyśleć  prze- 
dewszystkiem  Tomickiego  —  i  wyjednali  u  niego  przywilej,  z  datą 
11  kwietnia  1527  r.,  mocą  którego  Zygmunt  zatwierdził  tytuły  Kata- 
rzyny do  rzeczonych  dwu  kluczów,  a  nawet  na  przyszłość  przyznał  tu 
prawo  dziedziczenia  potomkom  żeńskim  Goryńskich  na  wypadek,  gdyby 
zabrakło  potomstwa  męskiego  ^). 

Ten  pierwszy,  znany  nam  wypadek  z  życia  Goryńskiego,  mał- 
żeństwo z  bogatą  wdową,  rozstrzygnął  o  całej  jego  przyszłości,  a  zara- 
zem stanowił  punkt  wyjścia  w  dalszem  powodzeniu,  które  mu  już  stale 
odtąd  towarzyszyło  w  życiu.  Związał  go  przedewszystkiem  z  obcem  mu 
dotąd  Mazowszem  ^)  i  dał  tu  od  razu  silne  oparcie  materyalne.  Prócz 
tego  przyniósł  inne  jeszcze  korzyści;  przez  żonę  wszedł  Goryński 
w  koligacye  z  kilku  potężniejszymi  domami  na  Mazowszu  i  w  Koronie. 
Boglewscy,  z  dawna  w  księstwie  osiadli,  wybili  się  jeszcze  w  wiekach 
średnich  do  większego   znaczenia  i  piastowali   wielokrotnie   ważne  do- 

*)  Por.  Btr.  202. 

*)  Paprocki,  Herby  324 

•)  Acta  Tomic.  IX  nr.  121. 

*)  Ze  Goryński  przed  poślabieniem  Bog^lewskiej  nie  miał  osiadłości  na  Mazowsza, 
a  mianowicie,  ie  nie  leżała  tu  owa  jego  sors  unica,  o  której  wspomina  dyalog 
o  sejmie  z  r.  1535,  dowodzi  okoliczność,  ii  w  całym  szerega  późniejszych  aktów,  do- 
tyczf^cych  majątku  Goryńskich  na  Mazowsza,  wymieniane  są  zawsze  tylko  te  wsie, 
które  Katarzyna  wniosła  Piotrowi  w  posaga,  niema  zaś  wzmianki  o  jakiejkolwiek 
posiadłości  samego  Goryńskiego.  Nawet  znajomości  z  Boglewską  nie  zawarł  Goryński 
na  Mazowsza;  poznał  ją  pierwszy  Tomicki  w  r.  1526  w  Warszawie,  towarzysząc  kró- 
lowi w  czasie  pierwszej  jego  podróży  na  Mazowsze,  i  dopiero  po  powrocie  do  Krakowa 
naraił  to  małżeństwo  Goryński  emu,  który  widocznie  aż  do  tego  czasu  przebywał  na 
dworze  Tomickiego.     Acta  Tomic.  IX  nr.  120. 


STATUT    MAZOWIBGKI   PISRWSZY  257 

stojeństwa  ziemskie;  rodzona  siostra  Katarzyny,  Zofia,  była  żoną  Ło- 
skiego  ^),  podówczas  (1527)  kasztelana  wiskiego,  a  wnet  potem  wojewody 
i  wicesgerenta  mazowieckiego,  poprzednika  Piotra  na  tej  godności;  ja- 
kiś bliższy  związek  krwi  łączył  też  Katarzynę  z  Tomaszem  Sobockim, 
cześnikiem  nadwornym,  późniejszym  kanclerzem  koronnym  *).  Do  po- 
parcia krewniaków  własnych  przybywało  więc  nowe  poparcie  licznych 
kolligatów  żony,  i  to  znowu  bardzo  wpływowe.  Ale  Goryński  nigdy 
go  nie  miał  dosyć;  więc  szukał  go  jeszcze  gdzieindziej,  przez  wysługi- 
wanie się.  I  oto  rzecz  szczególna:  jeszcze  w  r.  1531  małżonkowi  ko- 
biety, posiadającej  dwa  klucze  na  Mazowszu,  biskup  wileński  Jan  na- 
daje w  akcie  urzędowym  tytuł:  fidelis  8ervitor  noster,  i  za  pcJożone 
wobec  siebie  usługi  zwraca  mu  Ojrzanów,  który  przedtem  zapisała  była 
biskupowi  Katarzyna  Boglewska  *). 

Skutki  tych  wielostronnych  związków  i  łączącej  się  z  nimi  pro- 
tekcyj  nie  długo  dały  czekać  na  siebie.  Już  w  r.  1531,  „na  instancyą 
senatorów"  Zygmunt  I  nadaje  Goryńskiemu,  jego  żonie  i  ich  potom- 
stwu ważny  przywilej  jurysdykcyjny,  t.  z.  „prawa  nieodpowiednie" 
(tura  non  responswa),  t.  j.  wyjmuje  ich  z  pod  władzy  wszystkich  niż- 
szych sądów,  poddając  jedynie  orzecznictwu  roków  książęcych  (termini 
ducales)]  zarazem  zwalnia  ich  na  przyszłość  od  opłaty  wszelkich  kar 
sądowych,  w  jakie  mogliby  popaść  ^).  Ale  taki  przywilej  nie  mógł  je- 
szcze wystarczyć  Goryńskiemu;  uśmiechały  mu  się  intratne  urzędy 
i  zaszczyty  dostojeństw  ziemskich.  Poparty  wpływami  swoich  potę- 
żnych orędowników,  zyskuje  tedy  rychło  jedne  godność  po  drugiej, 
i  to  w  tak  szybkiem  po  sobie  następstwie,  iż  rzecz  ta  nawet  w  ówcze- 


0  Metr.  kor.  t.  48.  str.  734.  736. 

*)  W  akcie  z  r.  1542  Sobocki  nazwany  wnjem  (aTuncnlas)  dzieci  Goryńskiego 
s  Katarsjnj.  Wierzbowski,  Materyały  do  dziejów  pism.  polskiego  nr.  123. 
O  wujowstwie  w  ścisłem  tego  słowa  znaczenia  myśleó  tn  nie  można,  gdyż  w  tjm  wy- 
padku Katarzyna  musiałaby  być  siostrą  Sobockiego,  wiadomo  zaś,  że  była  z  domu 
Boglewską;  jest  tu  zatem  tylko  jakiś  dalszy  stosunek  powinowactwa,  którego  bliżej 
określić  nie  umiem.  Miał  o  nim  wiadomość  i  Niesiecki,  Herbarz  VIII.  437,  ale 
wyjaśnił  rzecz  błędnie,  przyjmując,  że  jedna  z  córek  Sobockiego,  Agnieszka,  była 
żoną  Piotra  Goryńskiego.  Ponieważ  Katarzyna  Boglewska  przeżyła  także  drugiego 
męża  (występuje  bowiem  jeszcze  w  r.  1547,  Asses.  kor.  t.  6  fol.  238*),  przeto  trze- 
baby  przyjąć,  idąc  za  Niesieckim,  że  Goryński  miał  dwie  żony,  z  których  Agnieszka 
Sobocka  była  pierwszą.  Niema  wszelako  jakiegokolwiek  wiarogodnego  świadectwa, 
któreby  przypuszczenie  takie  popierało.  Nadto  Sobocki,  który  później  dopiero  wystę- 
puje na  widownię  publiczną,  był,  jak  wszystko  za  tem  przemawia,  młodszym  od  Go- 
ryńskiego, lub  w  najlepszym  razie  mniej  więcej  dorównywał  mu  wiekiem;  nie  mógł 
tedy  Goryński  mieć  jego  córki  za  żonę. 

*)  Metr.  kor.  t.  45  fol.  379. 

*)  Ibid.  t.  46  fol.  379\ 

Bospirawy  Wyds.  Usk-flloz.  T.  XL.  17 


258  OSWALD    BALZER* 

snych  stosunkach  słusznie  zadziwiać  może.  D.  29  listopada  1532  r. 
otrzymuje  starostwo  ciechanowskie  ^);  d.  9  kwietnia  1533  r.  mianuje 
go  nadto  król  wojskim  ciechanowskim  ^)j  a  już  w  półtrzecia  roku 
później,  d.  13  października  1535  r..  po  śmierci  swego  dziewierza  Ło- 
skiego,  nie  przeszedłszy  nawet  przez  zwykłą  drabinę  godności  po- 
średnich, choćby  jakiejś  kasztelanii,  powołany  zostaje  Goryński  na  naj- 
wyższe dostojeństwo  ziemskie,  palatynat  mazowiecki  ^);  poczem  zaraz 
10  listopada  t.  r.  następuje  nominacya  jego  na  wicesgerenta  królew- 
skiego *).  Człowiek,  który  na  Mazowszu  był  prawdziwym  homo  novus, 
który  nie  dawniej  jak  przed  laty  ośmiu  przy  żenił  się  tu  był  do  dóbr 
bogatej  wdowy,  a  przedtem  był  niczem,  bo  jednym  z  owego  wieloty- 
siącznego,  szarego  tłumu  szlachty  zagrodowej,  „serwitor*^  biskupi  z  r.  1531, 
wyniósł  się  naraz  w  całem  księstwie  —  ponad  wszystkich.  Nie  byłyby 
mu  tu  może  pomogły  wpływy  wszystkich  jego  znamienitych  opiekunów, 
gdyby,  wierny  trądy cy i  całego  swego  życia,  nie  był  szukał  poparcia 
jeszcze  gdzieindziej,  u  osoby,  która  z  pośród  wszystkich  była  orędo- 
wnikiem najpotężniejszym,  szafującym  w  państwie  wszelkiemi  godno- 
ściami —  u  samej  królowej  Bony.  Dekret  nominacyjny  Goryńskiego 
na  wojewodę  zaznacza  wyraźnie,  iż  godność  tę  uzyskał:  ad  intei-cessio- 
nem  Reginae. 

Na  województwie  i  wicesgerencyi  utrzymał  się  Goryński  przez 
lat  siedm,  aż  do  śmierci.  Zmarł  na  krótko  przed  26  listopada  1542  r., 
pod  którą  to  datą  z  kancelaryi  królewskiej  wychodzi  dokument,  wspo- 
minający o  tym  wypadku  jako  niedawno  zaszłym  ^).  Następca  jego, 
Piotr  Gamrat,  otrzymuje  mianowanie  na  województwo  mazowieckie 
dnia  15  grudnia,  a  na  wicesgerencyą  dnia  23  grudnia  1542  r.  **). 
Jeszcze  przy  śmierci,  a  nawet  po  śmierci  Gt)ryńskiego,  okazało  się,  że 
wszystko  czem  był,  zawdzięczał  żonie,  i  że  krewniacy  żony  mieli  po 
jego  zgonie  stanowić  o  losach  pozostałej  rodziny.  Umierając,  powie- 
rzył Goryński  opiekę  nad  dwojgiem  nieletnich  dzieci  krewnemu  żony 
Tomaszowi  Sobeckiemu,  cześnikowi  nadwornemu,  a  król  osobnym  przy- 
wilejem potwierdził  to  jego  zarządzenie,  usuwając  wyraźnie  od  opieki 
wszystkich  stryj  ców  rodowych  i  klejnotników,  z  samym  Goryńskim 
spokrewnionych,  którym  się  ona  właściwie  z  prawa  należała  ^. 

^)  Metr.  kor.  t.  48  str.  218. 
*)  Ibid.  t.  48  str.  830. 
'Ó  Ibid.  t.  51  fol.  136. 
^)  Wiersbowski,  Materjaly  I.  nr.  85. 
*)  Ibid.  I.  nr.  123. 
«)  Metr.  kor.  t.  64  fol.  74\  84. 

'')  Omnes  alios  patruoa  tam  g^ermanos  ąuara  denodiales  ...  remorendo.  Wie  ra- 
fo o  wski,  Materyały  I.  nr.  123. 


STATUT    MAZOWIBCKl    PIERWSZY  259 

Do  czego  zdążał,  i  co  mu  na  sercu  leżało,  kiedy  przez  szczęśliwy 
zbieg  okoliczności  zapewnił  sobie  byt  i  dobił  się  znaczenia  i  wpływa 
przez  wysokie  dostojeństwa?  Wyjaśnienia  niech  nam  dostarczą  pisma 
urzędowe.  Z  daty  21  grudnia  1532  r.  dochował  się  szereg  równocze- 
śnie dokonanych  aktów,  zawierających  tranzakcye  w  sprawie  dóbr 
ziemskich  Goryńskiego,  a  raczej  jego  żony.  W  jednym  z  nich  Kata- 
rzyna, pożyczywszy  od  Chojeńskiego,  biskupa  przemyskiego,  sumę 
10000  złp.,  zapisuje  mu  przeważną  część  dóbr  swych,  należących  do 
klucza  w  powiecie  tarczyńskim  *).  W  drugim,  w  zamian  za  pożyczkę 
1000  złp.  zapisuje  Katarzyna  temuż  Chojeńskiemu  wszystkie  cztery 
wsie,  stanowiące  jej  klucz  w  powiecie  liwskim  •).  Dwu  równocześnie 
zeznanymi  aktami  Chojeński,  „z  szczególnego  afektu  krewniactwa^  za- 
pisuje oba  klucze  Goryńskiemu  '*).  Wreszcie  aktem,  znowu  z  tejże 
daty,  Goryński  dobra,  ustąpione  sobie  przez  Chojeńskiego,  zapisuje  swej 
żonie  *).  Wróciło  więc  wszystko  tam.  skąd  wyszło,  i  trudno  się  oprzeó 
przypuszczeniu,  że  mamy  tu  do  czynienia  z  czynnościami  prawnemi 
pozomemi,  przedsięwziętemi  dla  osiągnięcia  pewnego  ukrytego  celu. 
Jakim  on  mógł  być,  można  się  tylko  domyślać.  Ponieważ  już  r.  1533 
podjęto  pierwszą  próbę  rewizyi  Statutu  mazowieckiego  pierwszego,  przeto 
słuszna  przypuścić,  że  już  pod  koniec  r.  1532  zdawano  sobie  na  Ma- 
zowszu dokładną  z  tego  sprawę,  jako  nowa  kodyfikacya  prawna  stała 
się  tu  rzeczą  potrzebną,  i  że  w  istocie  rychło  może  dojść  do  skutku. 
Przytem  nie  można  było  przewidzieć,  w  jaki  sposób  w  nowym  Statu- 
cie rozstrzygniętą  zostanie  sprawa  dziedziczenia  kobiet,  czy  przypadkiem 
nie  utrzyma  się  ze  swem  zdaniem  mniejszość  z  r.  1531,  i  nie  przeprze 
teraz  postanowienia,  wbrew  dekretowi  królewskiemu  z  29  stycznia  1532  r., 
któreby  prawa  kobiet  pod  tym  względem  ścieśniało  i  ograniczało.  W  ta- 
kim razie  tytuł  prawny  Goryńskiej  do  całego  posiadanego  przez  nią  majątku, 
mimo  nawet  przywileju,  udzielonego  jej  przez  króla  w  r.  1527,  mógł 
się  stać  znowu  wątpliwym.  Żeby  się  zabezpieczyć  przeciw  możliwym 
roszczeniom  współklejnotników  pierwszego  męża,  przedsięwzięła  ona 
tedy  powyższe  akty,  na  mocy  których  prawo  do  majątku  przelanem 
zostało  kolejno  na  dwie  inne  osoby,  a  dopiero  potem  znowu  na  nią; 
jak  na  ówczesne  stosunki,  można  w  tem  było  znaleźć  podstawę  do  sta- 
wiania zarzutów,  albo  przynajmniej  do  zawikłania  procesu,  gdyby  w  isto- 
cie   druga    strona   praw    swych    dochodzić    chciała.     Jakkolwiekbądi, 


*)  Metr.  kor.  t.  48  8tr.  727. 
')  Ibid.  t.  48  8tr.  780. 
*)  I  b  i  d.  t.  48  Btr.  733.  740. 
«)  I  b  i  d.  t.  48  8tr.  743. 

17» 


260  OSWALD    BALZER. 

jeżeli  ten  domysł  nasz  jest  trafnym,  stwierdzić  trzeba,  że  chodziło  tu 
tylko  o  obronę  tego,  co  dla  Goryóskich  było  wszystkie m,  co  sta- 
nowiło podstawę  ich  bytu,  bez  czego,  nie  tylko  ekonomicznie,  ale  i  spo- 
łecznie, nie  mogliby  mieć  żadnego  znaczenia.  Nie  gardzono  wszelako 
i  innymi  sposobami  przysporzenia  sobie  fortuny,  nie  przebierając  w  środ- 
kach. Zdarzyło  się,  że  biskup  poznański  Jan,  ten  sam,  u  którego  przed- 
tem, jeszcze  na  stolicy  wileńskiej,  Goryński  był  serwitorem,  ustanowił 
przy  śmierci  kilku  wykonawców  swego  testamentu,  między  nimi  także 
Goryńskiego,  zapisując  im  za  poniesiony  trud  3000  kop  groszy.  Kiedy 
więc  ks.  Eliasz  Ostrogski,  któremu  biskup  zapisał  wieś  Januszpole, 
żądał  od  egzekutorów  wydania  tej  wsi,  odmówił  mu  Goryński,  domagając 
się  naprzód  zapłaty  sumy,  przeznaczonej  sobie  jako  wykonawcy  testa- 
mentu. Jakiekolwiek  postanowienia  testament  biskupa  co  do  pierw- 
szeństwa tej  pretensyi  zawierał,  żądanie  samo  nie  świadczy  o  wysokim 
poziomie  moralnym  uprawnionego;  zdaje  się  wszelako,  że  nawet  w  te- 
stamencie zarządzenia  takiego  nie  było,  gdyż  król,  rozstrzygając  w  r. 
1539  wszczęty  z  tego  powoda  spór,  polecił  wydać  ks.  Ostrogskiemu 
zapisaną  wieś,  odkładając  na  później  sprawę  zapłaty  wynagrodzenia 
dla  egzekutorów  ^).  W  rok  potem  uwikłał  się  Goryński  w  spór  z  mia- 
stem Przasnyszem,  żądając  odeń,  jako  starosta  ciechanowski,  pewnych, 
zbyt  daleko  idących  świadczeń  na  swoją  korzyść.  Przynaglał  miano- 
wicie mieszczan  tamtejszych,  ażeby  własnym  kosztem  spławiali  Wisłą 
sep  (daninę  w  zbożu)  aż  do  Zakroczymia,  jakkolwiek  według  dotych- 
czasowego zwyczaju  obowiązani  byli  spławiać  go  tylko  do  Ciechanowa; 
ponadto  od  przybywających  na  targ  z  chlebem  ściągał  targowe,  któ- 
rego przedtem  wcale  nie  pobierano.  Sprawa  wytoczyła  się  przed  króla. 
I  stał  się  wypadek,  jaki  nie  często  spotykał  wówczas  magnata  w  spo- 
rze z  chudopachc^kami:  Przasnyszanom  przyznano  słuszność  w  obu 
względach,  a  nawet  zwolniono  ich  od  obowiązku  spławu  do  Ciecha- 
nowa *).  Mniejszymi  były  tytuły  prawne  pana  wicesgerenta,  aniżeli 
jego  pożądliwość  grosza  '). 

Oto  żywot  człowieka.  Całą  jego  treść  wypełniają:  dążenie  do 
karyery  i  fortuny,  a  cały  zasób  środków,  za  pomocą  których  je  osią- 
gną, wyczerpują:  bogaty  ożenek,  koUigacye,  protekcye.  Ilekroć  w  źró- 
dłach mowa  o  jego  zasługach,  są    to   zawsze   wysługi   wobec   wpły- 


^)  Metr.  kor.  t.  68  fol.  31. 
^  Ibid.  t  61  fol.  112. 

')  Kilka  innjch  szczegółów  z  życia  Goryńskiego  zawierają  jeszcze  Wierzbow- 
skiego Materyały  1.  nr.  83.  91.  113.  114.  115.  116.  120.  121.' 122. 


STATUT    MAZOWIBCKI    PIKRWSZY  261 

wowych  protektorów,  od  których  można  się  było  spodziewać  poparcia 
w  różnorodnych  sprawach  osobistych.  Że  w  r.  1586  Zygmunt  I  poru- 
czył  Goryńskiemu  dopihiowaó  formalności  posagowych  przy  ślubie 
księżniczki  Anny  mazowieckiej  z  Odrowążem  i),  w  tem  nie  można 
upatrywać  dowodu  szczególnego  dlań  zaufania  ze  strony  króla,  boć, 
skoro  ślub  odbywał  się  w  Warszawie,  osoba  wicesgerenta  mazowiec- 
kiego była  wprost  przez  swój  urząd  wskazaną  do  załatwienia  tego  aktu. 
Janocki,  który  skądsiś  zaczerpnął  dobrych  i  autentycznych  wiadomości 
o  Gteryńskim,  skoro  wiedział  o  względach,  jakimi  się  cieszył  u  Bony  *), 
nazywa  go  hotno  callidus  et  factiosua  ').  O  publicznych  zasługach  Go- 
ryńskiego  zupełnie  głucho  w  źródłach.  Nie  udało  mi  się  też  odszukać 
aktu,  któryby,  jak  o  Prażmowskim,  stwierdził,  iż  obowiązki  swego 
urzędu  spełniał  gorliwie  i  nadstawiał  dla  nich  fortuny. 

Co  do  autorstwa  jego  w  łożeniu  projektów  Statutu  drugiego,  za- 
znaczyliśmy już  poprzednio,  iż  mylną  jest  rzeczą  wysuwać  je  naprzód; 
należy  ono  całemu  sejmowi  mazowieckiemu  z  r.  1536  i!  1539,  w  tem 
zaś,  co  one  wziąć  mogły  z  projektu  poprzedniego,  sejmowi  z  r.  1533. 
Gdybyśmy  zaś  chcieli  mówić  o  pewnym,  obok  innych,  stosunkowym 
udziale  w  autorstwie,  to  przypomnieć  trzeba,  że  Goryński  miał  po 
temu  warunków  mniej,  niż  którykolwiek  z  członków  sejmu;  albowiem 
jako  świeży  przybysz  na  Mazowszu  nie  mógł  znać  dokładnie  dawniej- 
szych zwyczajów  tej  ziemi,  które  stanowiły  główny  substrat  Statutu. 
Jeżeli  w  czemkolwiek  podał  myśl  reformy,  to  można  się  domyślać, 
z  jakich  pobudek  i  w  jakim  duchu;  w  tym  wypadku  najsnadniej  mo- 
żnaby  mu  przysądzić  postanowienia,  zmierzające  do  pogorszenia  doli 
chłopów,  choć  tutaj  zapewne  winę  dzielą  z  nim  całe  sejmy  mazowie- 
ckie, i  te,  które  się  odbywały  za  niego,  i  ten,  który  obradował  je- 
szcze za  Łoskiego.  W  ogóle  tedy  związek  Goryńskiego  z  dziejami 
Statutu  mazowieckiego  drugiego  jest  tylko  czysto  zewnętrzny.  A  po 
tem,  co  nam  wykazał  żywot  tego  człowieka,  przyznamy  chyba,  że  Sta- 
tut drugi  nic  na  tem  nie  zyska,  nawet  zewnętrznie,  jeżeli  tytulaturę 
jego  zdobić  będziemy  nazwiskiem  Goryńskiego. 


^)  Rpis  ObboI.  t.  178  Btr.  70. 
*)  Janociana,  II.  107. 
^  Ibid.  U.  106. 


262  OSWALD   BALZER. 


DODATKI  7 


I. 

Zygmunta  I  mandat  do  sądów  w  księstwie  mazowieckiem,  polecający  im 
wstrzymać  się  od  sądzenia  spraw  o  dziedziczenie  kobiet  w  dobrach  nieru- 
chomych aż   do   zasadniczego   rozstrzygnięcia   tego   pytania   na   przyszłym 

sąimie  walnym  koronnym, 

wydany  w  Krakowie  d.  27  marca  1531  r. 

luductio  litterarum  Maiestatis  Regiae  pro  haeredi- 
tatę  femellarum  2). 

Sigismundus,  Dei  gratia  rex  Poloniae,  magnus  dux  Lithaaniae, 
Russiae,  Prussiae,  Mazoyiae  etc.  dominus  et  haeres. 

Uniyersis  et  singulis,  palatino,  dignitariis,  iudicibus,  subiudicibus, 
capitaneis,  ceterisque  officialibus,  iudiciis  terrestribus  et  castrensibus 
praesidentibus,  in  ducatu  nostro  Mazoviae  ubilibet  constitutis,  sincere 
et  fidelibus  dilectis  gratiam  regiam. 

Sincere  et  fideles  dilecti.  Cum  nuper  retulissent  ad  nos  dignitarii 
ac  officiales  et  bona  pars  nobilitatis  istias  ducatus,  qnod  in  conyentu 
Varschoviensi  praeterito,  iussu  et  mandato  nostro  novissime  celebrato, 
cum  inter  alia,  quae  in  communem  consultationem  proponebantur, 
aggressnm  esset  negotium  iurium  corrigendorum  et  concinnandorum. 
inciderit  non  parva  controversia  et  difficultas  de  feraellis  post  obitnm 
parentum  suorum,  deficiente  prole  mascula  derelictis,  contendentibns 
nonnnllis  ipsas  femellas  in  tali  casu  pro  yeris  haeredibns  censendas, 
bonaąue  parentum  derelicta  perinde  ac  masculos  possessuras  esse,  aliis 
vero  c^ntrarium  sentientibus  et  trahentibus  se  ad  consuetudinem  quan- 
dam  in  ducatu  isto  ab  antiquo  obseryatam^  iuxta  quam  femellae  ipsae 
in  bonis  suis  patrimonialibus  non  haereditarent,  sed  pretio  de  illis  re- 
dimerentur,  nos  eam  ipsam  controyersiam  molesto  animo  ferentes  eam- 
que  distrahere  et  sopire  yolentes,  suspendi  illam  duximus  et  suspen- 
dimus  harum  serie  litterarum  ad  futurum  regni  nostri  generałem  con- 
yentum.  Interim  yero  yolumus  mandamu3qne  yobis,  sic  prorsus  habere 
yolentes,  ut  a  cognoscendis  et  diffiniendis  actionibus  et  causis,  eandem 
controyersiam  concementibus,  hoc  est  de  femellis  deficiente  prole  m^- 


^)  Pisownia,  także  w  imionach  własnych,  zmodernizowana. 

*)  Tak  B.;  Ldtterae  Sacrae  Maiestatis  regiae  de  consenso  iadicii  ingrossatae  C. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  263 

scula  post  obitam  parentum  suorum  relictis,  yos  non  intromittatis,  sed 
illas  nsąue  ad  futurum  regni  generałem  conyentum  praedictum  reicia- 
tis,  in  quo  nos,  communicato  cum  praelatis  et  baronibus  tam  regni, 
quam  istius  ducatus  consilio,  impendemus  omnem  operam  nostram,  ut 
de  ea  ipsa  controyersia  ita  constituamus,  prout  rei  aeąuitas  et  decentia 
postulare  yidebitur.     Pro  gratia  nostra  praemissa  facturi. 

Harum,  quibus  sigillum  nostrum  est  impressum,  testimonio  litte- 
rarum.  Datnm  Cracoyiae,  feria  secunda  post  Dominicam  ludiea,  anno 
Domini  MDXXXI,  regni  nostri  XXV. 

Ad  mandatum  Regiae  Maiestatis  propńum. 

Terr.  Btonsc.  t.  6  fol.  206—206*;  Terr.  castr.  Czenc.  t.  9  fol.  274*— 276. 


n. 

Wawrzyńca  Prażmowskiego,  wojewody  i  wicesgerenta  mazowieckiego,  man- 
dat do  sądów  ziemi  czerskiej  w  tejże  samej  sprawie, 

wydany  w  Łomiy,  d.  27  maja  1531  r. 

Litterae  domini  Palatini. 

Laiirencius  Prażmowski,  palatinus  ac  yicesgerens  Maiestatis  Re- 
giae in  ducatu  Mazoyiae,  capitaneus  Zacroczymensis,  generosis  dominis 
Floriano  Paris,  capitaneo  Czimensi  et  pincemae  Nurensi,  Serafino 
Oborski  de  Zalesie,  iudici,  Stiborio  Swiderski,  snbiudici,  caeteri8que  di- 
gnitariis  et  officialibus  iudiciorum  terrae  et  districtuum  Czimensium, 
amicis  dilectis. 

Generosi  domini,  amici  dilecti.  Allatae  sunt  mibi  litterae  Sacrae 
Maiestatis  Regiae,  quibus  sua  Maiestas  inhibuit  et  interminatus  est,  ne 
amplius  yestris  iudiciis  pro  causis  compositionis,  reemptionis  bonorum 
sexus  feminei,  quibusyis  propinquitatibus  procedi  audeant,  sed  omnes 
causas  in  illis  punctis  et  executione  suspendant,  prout  sunt,  donec  Sua 
Maiestas  cum  consiliariis  et  nuntiis  huius  ducatus  in  conyentione  ge- 
nerał! regni  pro  controyersia  huiusmodi  compositionis  tractabit  et  sanc- 
tiet  id,  quod  erit  Reipublicae  proficuum.  Ideo  yestris  Generositatibus 
auctoritate  Maiestatis  Regiae  mandando  praecipio,  ne  audeant  in  talibus 
casibus  quicquam  iudicare  aut  in  illis  procedere.  Sub  gratia  Maiesta- 
tis Regiae  aliter  non  facturi. 

Datum  Lomźae,  sabbato  antę  Pentecosten,  anno  Domini  mille- 
simo  quingentesimo  tricesimo  primo. 

Laurentius  Prażmowski,  qui  supra,  propria  manu  subscripsit. 

Terr.  castr.  Czersc.  t.  lOa  fol.  135—136. 


264  OSWALD    BALZER. 


m. 

Zygmunta  I  dekret  o  męźobójstwach  na  Mazowszu,  zawierający  potwierdze- 
nie takiegoż   dekretn   ks.   Jannsza   III   mazowieckiego   z   r.    1525, 

wydany  na  sejmie  walnym  w  Krakowie  d.  29  stycznia  1532  r. 

Constitutiones  noyae  de  homicidiis. 

Sigismundus,  Dei  gratia  rex  Poloniae,  magnus  dux  Lithuaniae, 
Rnssiae,  totiusqae  Frussiae  ac  Mazoyiae  etc.  dominus  et  haeres.  Ma- 
gnifico  et  generosis  Laurencio  de  Praźmowo,  palatino,  castellanis,  capi- 
taneis  aliisąue  dignitariis  et  officialibus  nostris  dilectis  gratiam  nostriam 
regiam.  Magnifici  et  generosi,  sincere  nobis  et  fideles  dilecti.  Quod 
dum  hic  cum  omnibus  statibus  regni  nostri  conyentum  generałem  tenu- 
issemus,  inter  alias  actiones  publicas,  quae  hic  egimus,  communi  sub- 
ditorum  nostrorum  petitione  hortati  sumus,  ut  homicidia,  quae  iam 
postposito  Dei  et  hominum,  immo  legumque  publicarum  timore,  adeo 
inter  subditos  regni  nostri,  hoc  praecipue  tempore,  inoleyerunt,  ut  plu- 
rimum  yereamur,  ne  diyina  ultio  in  nos  et  regnum  nostrum  ob  hoc 
sequatur  ^),  et  proinde  ea  ratione  moti,  nolentes  homicidia  huiusmodi 
impunita  esse,  et  sine  debita  animadversione  *)  praeterire,  de  unanimi  consi- 
liariorum  **)  nostrorum  regni  nostri  sententia  *)  et  decreto,  statutum 
regni  de  homicidiis,  illud  sancitum,  quod  iam  abrogatum  et  sublatum 
fuerat,  ad  petitionem  consiliariorum  nostrorum  et  nuntiorum  terrestrium 
innovamu8.  Proinde  nolentes  etiam  animadversioni  publicae  praete- 
rire occasionem  homicidiorum  ^)  huiusmodi  etiam  in  ducatu  nostro  Ma- 
zoyiae patrandorum,  Sinceritate  Tua  ®)  et  aliis  consiliariis  nostris  et 
nuntiis  terrestribus  ^  ducatus  nostri  Mazoyiae,  idem  apud  nos  peten- 
tibus,  et  instaurandum  et  innoyandum  etiam  duximus  statutum  de  ho- 
micidiis huiusmodi  per  illustrem  olim  lanussium,  dominum  ducem 
Mazoyiae,  praedecessorem  nostrum  immediatum  et  consiliarios  eius 
sancitum,  quod  statutum  huiusmodi  sequitur: 

1.  Poena  duplicata  capitis  occisi. 

Item  homicidae  et  interfectores  nobilium  post  ultimam  proclama- 


^)  Bp.:  seąaentur. 

*)  Rp.:  adyersione. 

")  Bp.:  consilionun. 

*)  Bp.:  sententia  nostra. 

^)  Bp.:  homicidiamm. 

^  Bp.:  Sinceritati  Toae. 

*)  Bp.:  nontionim  terrestrium. 


STATUT   MAZOWIECKI    PIERWSZY  265 

tionem  possnnt  statim  et  debent  citari  a  parte  laesa  ad  praesentiam 
nostram  pro  capite  interfecto.  nbi  absque  omiii  exceptioiie  in  termino 
primo  peremptorio  iuri  parere  et  respondere  homicida  tenebitur.  Quo 
negante  bomicidium  ^\  pars  laesa  testibus  plenis,  nobilibus,  bene  fama- 
tis  et  possessionatis  illum  coniurare  debet.  Quos  testes  in  eodein 
termino  nominabit,  et  tandem  in  sex  septimanis  ducat  in  proprio  di- 
strictu.  Eo  facto  homicida  sic  convictus  statim  capi  debet  per  officia- 
les  nostros  et  in  carceres  poni  tenerique  illic  ad  unius  anni  decursum 
irremissibiliter,  nec  inde  dimitti  debet,  donec  duplicatam  poenam  capi- 
tis  nobilis,  yidelicet  nonaginta  8ex  sexagenas  grossorum  amicis  occitsi 
solvat  in  eflFectu.  Citatio  vero  contra  talem  homicidam  debet  dari  et 
inferi  per  praeconem  et  duos  nobiles  in  domum  seu  bona  eiusdem 
bomicidae  ąuataor  septimanis  antę  terminum. 

2.  Homicida  non  comparens. 

Si  yero  talis  homicida  non  comparuerit  citatus,  omnia  bona  eius 
confiscari  debent,  de  quibus  parti  laesae  solntionem  capitis  facere  te- 
nebitur, aut  illi  bona  eiusdem  bomicidae  tradi  ^)  taradiu  tenenda,  denec 
homicida  snmmam  praedictam  pro  capite  occiso  exolvat,  et  carceris 
poenam  unius  anni  expleat.  Quod  si  bona  bomicidae  ad  summam 
praefatam  capitis  se  non  extendant,  vel  ipse  homicida  sit  impossessio 
natns,  talis  per  capitaneos  nostros  inquiri  et  capi  debet.  Quod  si  non 
habuerit,  unde  solyat,  parte  laesa  instigante  et  coniurante,  homicida 
capite  plectatur.  Et  si  capitanei  nostri,  per  partem  laesam  admoniti, 
istud  facere  neglexerint  ac  recusaverint  ^),  quinquaginta  sexagenas  mi- 
nus duabus  poenae  nobis  solyere  tenebuntnr. 

3.  Homicidae  conseryator. 

Item  si  qui8  nobilis  in  domo  aut  bonis  suis  aliquem  yagum  ac 
impossessionatum  foyerit  aut  conseryayerit,  et  ille  de  domo  aut  bonis 
eius  exiens,  bomicidium  in  ducatu  nostro  perpetrayerit,  talis  conserya- 
tor homicidae  tenebitur  homicidam  huiusmodi  tradere  officialibus  no- 
stris  et  parti  laesae,  alias  solus  poenas  suprascriptas  pro  eo  pendere 
et  pati  debet.  Et  hoc,  si  pars  eum  laesa  plenis  coniurare  testibus 
praesumpserit,  quod  istum  homicidam  yagum  ad  hoc  in  domo  et  bonis 
foyerit  et  seryayerit,  et  quod  istud  bomicidium  cum  scientia  et  yolun- 
tate  eius  perpetrayit. 

4.  Quod  si  homicida  moriatur  in  carcere. 

Item  si  talis  homicida   in   carcere  moreretur,  successores  de  bonis 


^)  Bp.:  homicidum. 

*)  Bp.:  tradere. 

*)  Bp.:  praecasaTerint. 


266  OSWALD    BALZER. 

eius  non  plus  solum  quadraginta  octo  sexagenas  amicis  ocoisi  pro  ca- 
pite  solyere  tenebuntur. 

6.  De  patricidis. 

Item  si  ąuis  patrem,  matrem,  fratrem,  sororem,  patruum,  maritus 
uxorem  aut  illum.  cui  in  bonis  succedere  deberet,  interfecerit.  talis 
patricida  proclamatus,  et  per  amicos  occisi,  ut  supra,  convictus,  ab 
omni  successione  cum  pueris  suis  ad  bona  illius,  quem  occidit,  remo- 
veri  et  privari  ^)  debet,  et  ipse  patricida  aliquo  mortis  genere  atrociori 
perdi  et  puniri,  ut  caeteri  exemplo  mortis  suae  turpissimae  a  tam  ne- 
fando  retrahantur  facinore. 

6.  Poena  patricidii  inter  coniuges. 

Item  inter  yirum  et  uxorem  tali  patricidio  subsecuto,  omnes  do- 
nationes,  dotalicia,  dotes,  successiones  et  inscriptiones  quaecunque 
ei,  qui  occiderit  socium  suum,  non  cedunt  in  commodum,  sed  ad  ami- 
cos occisi  devolvuntur. 

7.  Patrieidae  non  comparentes. 

Item  si  tales  patrieidae  citati  comparere  non  curaverint  nec  po- 
tnerint  ^)  per  ofEciales  nostros  apprehendi,  ipso  facto  infames  erunt 
et  bona  eorum  confiscari  debent.  Nihilominus  tamen  capitanei  no- 
stri,  ut  eos  apprehendant,  curare  debent  omni  studio  sub  poena  supra- 
scripta. 

8.  De  oecisione  feminae  nobilis. 

Item,  qui  feminam  nobilem  cuiuscumque  status  interfecerit,  con- 
victus  per  amicos  eius,  ut  supra  scriptum  est,  infamis  erit  et  pro  ea- 
pite  occiso  feminae  summam  suprapositam  nonaginta  sex  sexagenas 
solvere  tenebitur;  et  insuper  poena,  quae  ^)  nobis  pertinet,  sexaginta 
marcae  numeri  et  monetae  Polonicalis  solvi  *)  debebit. 

9.  De  homicida  non  permittente  se  proclamari. 
Item  si  quis  homicida  non  permiserit  se  proclamari  *)  et  cum  parte 

laesa  componeret,  volens  bas  poenas  constitutas  evadere,  talis.  si  ho- 
micidium  manifestum  fuerit,  per  capitaneos  nostros  capi  debet  et  in 
turri  spatio  unius  anni  detineri.  Et  si  sint  bona  ipsius,  confiscari  de- 
bent, neque  sibi  restitui,  nisi  prius  carceris  poenam  expleat. 

10.  Mandatum  praemissa  exequendi. 

Ideo  mandamus  Sinceritati  et  Fidelitatibus  Vestris  praesentibus, 
quatenus  statutum  hoc  de  homicidiis,  per  illustrem  dominum  lanussium, 


^)  Rp.:  remoTere  et  priTare. 

*)  Bp.:  poterint. 

")  Rp.:  nie  ma  qnae. 

*)  Rp.:  BolTore. 

^)  Rp.  proclamare. 


STATUT    MAZOWIECKI    PIERWSZY  267 

dncem  Mazoyiae,  antecessorem  nostrum  sancitum,  per  publicam  itiini- 
sterialinm  proclamationem  ad  notitiam  omnium  et  singulorum  dedncat 
et  dedncant  ^);  et  praesentes  litteras  nostras  in  lihros  terrestres  omnium 
districtuum  -),  Tua  Sinceritas  Palatine,  inscribi  et  induci  faciat;  patra- 
tores  vero  homicidiorum  et  capitaneos  nobis  negligentes  deferat,  poenis 
in  statnto  suprascripto  contentis  irremissibiliter  puniendos.  Sic  et  non 
aliter  factura  Sinceritas  Tua  et  Fidelitates  Yestrae  pro  debito  sao  et 
gratia  nostra. 

Datum  in  conventione  generali  Cracoviensi,  feria  secunda  antę 
festum  Purificationis  Sanctissimae  Dominae  nostrae  Mariae  proxima, 
anno  Domini  millesimo  ąuingentesimo  tricesirao  secundo,  regni  vero 
nostri  yigesimo  Bexto. 

Metr.  kor.  t.  1.  f.  107—109. 


')  Bp.  niema   et   dedncant,  które  to  nznpeZnienie  ze  wz^^lędn  na  podwójny  adroR 
jest  ta  koniecznem. 

*)  W  rp.  nastepnje  zbędne  słowo:  litteras. 


-♦^♦-•^ 


Kalimach  i  znajomość  państwa  tureckiego  w  Polsce 

około  początku  XYI  w. 

Napisał 

Franciszek    Bujak. 


I.    Kalimach. 

Szereg  naszych  pisarzy  geograficznych  okresu  humanistycznego 
rozpoczyna  Kalimach,  powszechnie  za  należącego  do  naszej  literatury 
uważany^).  I  słusznie,  albowiem  ambitny  ten  i  niesłychanie  utalento- 
wany  Toskańczyk,  znalazłszy  na  polskiej  ziemi  przytułek  i  obronę 
przeciw  Euryi  rzymskiej,  która  go  ścigała  za  głośny  spisek  na  życie 
papieża,  Pawła  II,  ułożony  wespół  z  Flatiną  i  Pomponiuszem  Laetusem, 
głośnymi  humanistami,  przywiązał  się  do  tej  krainy  i  do  życzliwych 
sobie  jej  mieszkańców,  zżył  się  i  obył  dziwnie  szybko  z  naszymi  sto- 
sunkami, stał  się  obywatelem  naszego  państwa  i  jako  taki  działał 
słowem  i  piórem  aż  do  śmierci. 

Nim  jednak  zabierzemy  się  do  rozpatrzenia  jego  działalności  jako 
geografa,  musimy  się  usprawiedliwić,  dlaczego  pierwszeństwa  w  tym 
względzie  odmówiliśmy  Grzegorzowi  z  Sanoka,  o  którego  poglądach 
na  nasze  pochodzenie  i  pierwotne  dzieje  opowiada  Kalimach  w  roz- 
dziale 17  i  18-tym  swego  Vita  et  mores  Gregorii  Sanocei^),  Ponieważ 
on  w  imieniu  własnem  wypowiada  gdzieindziej  (w  żywocie  kardynała 
Zbigniewa  Oleśnickiego)  odrębne  zapatrywanie  tej  samej  kwestyi  do- 
tyczące, możemy  sądzić,  że  jest  to  istotnie  opinia  Grzegorza  samego^). 
Skrytykowawszy  w  dosadnych  słowach  brednie  naszych  kronikarzy, 
a  zwłaszcza   mistrza  Wincentego,  te   słowa  wkłada  Kalimach  w  usta 

^)  Finkel  w  Mon.  Pol.  hist.  YI.  176.  Zeissberg  i  WiszniewskL 
*)  Mon.  Pol.  hUt.  VI.  193  i  194. 

*)  Może  nas  w  tern  przekonania  wzmocnić  poniekąd  i  ńwiadomośó,  ie  życiorys 
Grzeg^oTza  powstał  jeszcae  za  jego  życia,  a  więc  nie  powinien  się  z  prawdą  mijać. 


KALIMACH  I  ZNAJOMOŚĆ  PAŃSTWA  TURECKIEGO  W  POLSCE.  269 

swego  opiekuna:  „Rozważając  nasze  obyczaje  i  instytucye  dochodzę 
do  tego  przekonania,  że  Polacy  pochodzą  od  ludu  Wenetów,  który 
mieszka  nad  Oceanem  między  Peucyami  i  Sarmatami.  Albowiem  w  po- 
koju i  na  wojnie  tak  samo  się  zachowujemy,  z  tą  samą  rzeźkością 
i  ze  śpiewem  rozpoczynamy  bój,  a  nadzieję  zwycięstwa  pokładamy 
w  konnicy  uzbrojonej  we  włócznie.  Oni  nie  chcą  przeżyć  wodza  lub 
go  na  placu  porzucić,  my  to  za  rzecz  występną  i  haniebną  poczytu- 
jemy. U  nich  władzę  królewską  pewne  prawa  i  instytucye  miarkują, 
nad  nami  nie  ma  także  król  absolutnej  władzy.  Zarząd  gospodarstwem 
domowem  i  troskę  o  zasoby  oba  narody  kobietom  poruczają.  Tam  nie- 
ma żadnych  miast,  my  również  w  miastach,  acz  są  one  u  nas  bardzo 
wielkie,  nie  mieszkamy.  Zarówno  my,  jak  i  oni,  zwykliśmy  nie  obierać 
siedzib  przyległych  sobie,  ale  żyć  oddzielnie,  domy  zdała  jedne  od 
drugich  stawiać  i  to  z  materyału  prostego.  Nadto  ten  sam  strój  i  czę- 
ste używanie  futer  zwierzęcych;  tak  u  nas,  jak  u  nich,  nie  różni  się 
niczem  strój  kobiecy  od  męskiego  tylko  Inianemi  chusteczkami,  które 
ocieniają  głowy.  Co  do  wyposażenia  żon  i  okupu  mężobójstwa  pewną 
sumą  pieniężną,  to  samo  prawo  u  obu  (narodów)  obowiązuje".  W  dal- 
szym ciągu  jest  zwrócona  uwaga  na  analogię  kary  za  kradzież,  na 
wspólną  obu  narodom  gościnność,  zamiłowanie  wystawnych  uczt  i  pi- 
jaństwa, na  sposób  odżywiania  się  i  zwyczaj  używania  łaźni.  Ci  Wene- 
towie, żyjąc  w  zimnej  i  niegościnnej,  pc^ocnej  krainie,  z  biegiem  czasu 
rozsiedlili  się,  jego  zdaniem,  po  Sarmacyi  aż  do  Dniestru,  później  nad 
Wisłą  się  usadowili,  ze  wzrostem  ludności  zalali  Dacyę  a  wreszcie 
i  niiryę.  Że  to  jest  jeden  szczep,  mieszkający  od  Oceanu  (Bałtyku)  po 
Adryatyk,  dowodzi  najlepiej  język,  który  jest  jeden  i  ten  sam  u  wszyst- 
kich, cokolwiek  tylko  zmieniony  przez  zetknięcie  się  i  obcowanie  z  ró- 
żnymi obcymi  narodami. 

Choć  niewiadomo,  które  plemię  dowiańskie  nazwane  tu  jest  We- 
netami,  ani  kogo  oznaczają  Peuoini  i  Sarmaci,  moglibyśmy  podziyńać 
mądrość  naszego  ziomka,  widzimy  bowiem,  że  jako  „człowiek  wyższy 
nad  swój  wiek"  trafnie  pojął  porównawczą  metodę  etnografii,  czem 
przypomina  poniekąd  starożytnego  Strabona,  i  dal  zarazem  przykład 
jej  właściwego  zastosowania  bez  puszczania  się  na  banalne  etymologie 
i  genealogie.  Niestety  ta  bystrość  i  głębokość  umysłu  Grzegorza  jest 
figlem   humanistycznym  Kalimacha^),   albowiem   cały  powyżej  przyto- 


*)  Zdaje  się,  ie  cała  dawa  i  wielkofi6  Orzegona  s  Sanoka  jest  tworem  p^ego 
wdzięcsności  chwalcy-biografa,  którj  w  tym  wypadku  działał  w  przekonania  wła6ci- 
wem  wszystkim  hamanistom,  te  moie  swem  piórem  nnieśmiertelnić  lab  zniesławić  na 
wieki,  kogo  się  ma  podoba. 


270  FRANGISZRK    BUJAK 

czony  ustęp  (c.  18)  traktujący  o  pochodzeniu  Polaków  od  Wenetów, 
zaczerpnięty  jest  z  Tacytowej  Germanii.  Kalimach  odnosi  do  Wenetów 
i  Polaków  to.  co  Tacyt  wogóle  o  Germanach  lub  pojedynczych  ple- 
mionach mówij  biorąc  jego  tekst  zupełnie  dosłownie  ^)  lub  z  niewielkiemi 
zmianami  stylisty cznemi  i  dorabiając  odpowiednio  zwroty,  to  podo- 
bieństwo miedzy  Wenetami  i  Polakami  zaznaczające.  Wobec  tego,  co 
najwięf*ej  moźnaby  Grzegorzowi  przypisywać  znajomość  tego  dziełka 
tacytowskifgo  i  wyszukiwanie  tych  analogii,  ale  przecież  takiego  po- 
równywania poglądów  Tacyta  do  wszystkich  Germanów  się  odnoszą- 
cych ze  stanem  Polski  w  XV  w.  za  naukową  opinię  uważać  nie  można. 
Grzegorz  bowiem  dobrze  czuł  i  rozumiał  całą  różnicę  między  Słowia- 
nami a  Niemcami  i  chyba  tak  dalece  w  domysłach  się  nie  gubił,  żeby 
aż  w  pewnych  ludach  (np.  Swewach),  opisywanych  jako  germańskie 
przez  Tacyta,  upatrywał  Słowian,  bo  wiadomo,  że  takie  hipotezy  (Sem- 
bera,  Kętrzyński)  zjawiły  się  w  naszym  wieku  dla  udowodnienia 
tubylstwa  Słowian  nad  Odrą  i  Łabą,  a  jemu  o  to  bynajmniej  nie 
chodziło  ^). 

W  Żyioocie  kardynała  Zbigniewa  Oleśnickiego^  pisanym  zapewne 
w  roku  1480  poświęca  Kalimach  cztery  początkowe  rozdziały  etno- 
grafii   polskiej  3),    w   których    przedstawia    czytelnikowi  cztery  bardzo 


')  Wykazał  to  Tadeusz  Sinko  w  pracy  drukowanej  w  Eo$  tom  VL,  Lwów  1900 
pod  ty  tarem:  De  Oregorii  Sanocei  studiis  humanioribas,  str.  265 — 266. 

*)  Tacyt  nie  awaia  Wenetów  za  Germanów,  a  zatem  przenoszenie  na  nich 
charakterystyki  plemion  germańskich  jest  grabym  błędem.  —  Z  drugiej  strony  trzeba 
przyznać,  ie  te  rysy  charakterystyczne,  zebrane  skrzętnie  z  Germanii,  dotó  wiernie 
odpowiadają  stosunkom  polskim  w  XV  w.  Prawdopodobnie  więc  Grzegorz,  czy  Kali- 
mach, zauważywszy  tę  osobliwszą  analogię  między  Germanami  w  I  w.  po  Chr.  a  Pol- 
ską współczesną,  chciał  ją  wyzyskać,  ale  nie  mógł  plemienia  słowiańskiego  od  Niem- 
ców wyprowadzać,  skorzystał  tedy  z  tego,  że  Tacyt  w  swem  dziełkn  wymienia  także 
Wenetów,  o  których  skądinąd  wiadomo,  że  są  Słowianami,  i  przypisał  im  wszystkie 
te  właściwości  plemion  germańskich,  któremi  odznaczali  się  także  Polacy.  Tak  więc 
jednocześnie  są  Wenetowie  i  niemieckiem  i  słowiańskiem  plemieniem. 

^  Mon.  Pol.  hist.  YI.  str.  226 — 281.  —  Epoka  odrodzenia  obok  ¥riela  cech 
wspólnych  z  wiekami  średnimi  ma  jeszcze  i  tę  właściwość  wspólną,  że  namiętnie 
lubuje  się  w  genealogiach  osób  i  narodów  od  czasów  przedhistorycznych  z  tą  tylko 
różnicą,  że  biblijnego  Adama  i  Noego  zastępuje  klasycznemi  i  barbarzyńskiemi  imio- 
nami. Badania  nad  prahistoryą  ludów  europejskich  były  wówczas  niesłychanie 
gorliwie  uprawiane,  autorzy  polemizowali  ze  sobą,  wykształceni  ladzie  dytkatowali. 
Był  to  zwrot  racyonalny,  ale  do  osiągnięcia  na  razie  niemożliwy  wobec  braku  środków. 
Z  czasem  studya  się  pogłębiły  a  poglądy  oparte  na  głębszej  lekturze  pisarzy  średnio- 
wiecznych początkowych  i  starożytnych,  choć  błędne,  nie  raziły  już  potem  monstraal- 
nością  i  lekkomyślną  bezczelnością.  —  Kalimach  mii^  jeszcze  w  owym  sławionym 
i  wielokrotnie  drukowanym  „Attyli"  pole  i  sposobność  do  podobnych  wywodów  o  po- 
chodzeniu Gotów  i  Hunnów. 


KAŁIMACU  I  ZNAJOMOŚĆ  PAŃSTWA  TURECKIEGO  W  POLSCE.  271 

pomysłowe  teorye  o  pochodzenin  Polaków;  pierwsza,  najśmieszniejsza, 
wywodzi  ich  w  prostej  linii  od  Polifema  i  Galatei,  pierwotnie  zwali 
się  oni  TryballamŁ  ale  wypędzeni  z  Tracyi  tak  znienawidzili  swą 
przeszłość,  że  nawet  nazwy  swej  się  pozbyli.  W  końcu  jednak  dodaje: 
„Zaiste  wśród  takich  różnic  zgoła  niepodobna  twierdzić,  co  jest  praw- 
dziwe*^,  co  dowodzi,  że  autor  słów  swych  nie  brał  na  seryo.  Czwarty 
rozdział,  również  na  tle  fantastycznem,  jest  o  tyle  ciekawy,  że  opisuje 
pogańskie  zwyczaje  i  wyobrażenia  religijne  i  prawne  Polaków,  które 
oni  mieli  przejąć  jakoby  od  Scytów.  Wiadomości  te  czerpał  zapewne 
z  tradycyi,  bo  Długosza  historyi  nie  znał  jeszcze,  jak  to  wykazał  prof. 
Finkel,  a  my  dziś  nie  znamy  żadnej  dawniejszej  kroniki,  któraby 
te  wiadomości  zawierała.  Kreśląc  stosunki  Zbigniewa  Oleśnickiego 
z  Witołdem  w.  ks.  lit.  korzysta  z  tej  sposobności,  aby  przedstawić 
swój  pogląd  na  pochodzenie  Litwinów.  Przyprawy  humanistyczne  ze- 
psuły w  zupełności  wartość  tych  wywodów  zawartych  w  rozdziale 
14  i  15-ym  ^).  Mimo  to  cenny  jest  ten  krótki  rys  etnograficzny  Litwy, 
daje  on  razem  z  odrębnym  zupełnie  opisem  Litwy  i  Żmudzi  Dłu- 
gosza obraz  nader  nizkiego  stanu  kulturnego  pogańskiej  Litwy.  W  po- 
pisach tych  erudycyjnych  Kalimacha  widać  najwięcej  wpływu  lektury 
Herodota^)  i  Strabona. 

Humaniści  odkryli  „człowieka^,  jest  to  utarta  opinia,  dodać 
jednakże  do  tego  należy,  że  oni  też  pierwsi  zrozumieli,  iż  natury  i  ziemi 
nie  należy  obserwować  i  opisywać  jedynie  dlatego,  że  jest  czemś  nad- 
zwyczajnem,  czemu  się  można  dziwować,  ale  dlatego,  aby  samemu  ją 
poznać  i  zrozumieć  i  innym  uprzystępnić.  Ciekawość  niewykształconego 
cdowieka  zastępuje  teraz  pragnienie  umiejętnego  i  wszechstronnego 
poznania;  Solinus  ustępuje  teraz  Strabonowi  i  Ptolomeuszowi.  Oczywi- 
ście  nie   odrazu   nastąpiła   zmiana   radykalna;   nowa   metoda   geografii 


^)  Mon.  Pol.  hist.  YI.  243—246.  Najprzód  omawia  pomysły  npatraj^ce  ich 
przodków  w  Gallach  i  Rzymianach,  a  następnie  stawia  jakby  własna  teoryę  wykazu- 
jąca pokrewieństwo  Litwinów  z  Bosforanami.  Używa  w  tym  celu  metody  porównawczej, 
jak  poprzednio  odnośnie  do  Polaków  i  Wenetów,  ale  również  fałszywie.  Jakie  plemię 
okrywa  się  n  niego  pod  nazwą  Bosforanów,  trndno  się  domyślać.  Starożytność  nie 
znała  takiego  ladn,  tylko  drobne  ,,regnam  Bosphoranam",  które  leżało  po  obu  stronach 
cieśniny  Kercz  (patrz  atlas  Mencke-Siegelin).  Współcześnie  cały  Krym  zajmowali  Ta- 
tarzy, zwani  przezeń  Thauroscythae,  o  których  wiedział,  że  przybyli  dopiero  w  XIII  w., 
a  przeciwległe  wybrzeże  kaukaskie  dzierżyły  te  same,  co  i  dziś  plemiona,  zwane 
w  Polsce  podówczas  ogólną  nazwą  Pięciogórców  (Piatihorci,  stąd  nazwa  lekkiej  jazdy 
litewskiej :   Petyhorcy)  a  zapewne  Kalimachowi  bliżej  nieznane. 

*)  Ważna  jest   takie  okoliczność,   że   K.  cytuje   przy  tej  sposobności  Herodota 
którego  znał  zapewne  w  ttómaczeniu  łacińskiem  Wawrzyńca  Walii. 


272  FRANCISZEK    BUJAK 

Ugruntowała  się  powoli  i  daleko  później,  jednakże  już  u  humanistów 
XV  w.  widzimy  ten  zwrot;  nie  tylko  wypadki  i  ludzie,  manekiny 
Opatrzności,  zasługują  na  ich  uwagę,  ale  i  ziemia,  i  przyroda,  i  urzą- 
dzenia społeczne.  Typem  takiego  humanisty  jest  Eneasz  Sylwiusz,  ta- 
kim jest  także  poniekąd  i  nasz  Kalimach. 

W  głośnem  swem  dziele:  Historia  rerum  gesłarum  in  Hungaria  et 
contra  Turcos  per  Wladislaum  Poloniae  et  Hungariae  regetn^  które  powstało 
najprawdopodobniej  r.  1487  ^),  pojmuje  rozsądnie  zadanie  swoje  jako 
historyka  oświadczając  we  wstępie  2),  że  uważał  za  swój  obowiązek  po- 
łożenie tych  ziem,  na  których  się  wypadki  rozgrywają,  oznaczyć  dla 
łatwiejszego  zrozumienia  opowiadania,  ale  zarazem  odsłania  się  w  nim 
humanistyczna  natura.  Nie  zadowala  się  więc  współczesnemi  nazwami, 
lecz  stara  się  uwzględnić  przedewszystkiem  starożytną  geografię  i  do 
niej  dostosowuje  obecne  stosunki,  kreśląc  obraz  wschodniej  Europy. 
Stoi  tu  autor  na  stanowisku  atlasu  Ptolomeuszowego '^),  ale  czy  znał 
go  w  wydaniu  Donisa  już  wówczas  istniejącem,  niema  pewności. 
Ogółem  biorąc  jest  to  szkic  zbyt  pobieżny  i  wcale  bałamutny.  Oto  co 
czytamy  o  Polsce  właściwej:  „Górne  dorzecze  do  źródła  tudzież  rów- 
niny pcJożone  między  górami  sarmackiemi  (Karpaty)  i  początkiem 
Wisły,  nadto  same  góry  Sarmackie  dzierżą  Polacy,  których  kraina 
leżąca  w  obrębie  granic  Germanii  i  Sarmaeyi,  tyle  w  jednej  co 
i  w  drugiej,  i  rozciąga  się  przez  te  okolice,  które  od  początku  zamie- 
szkiwali Ombrony,  Saboki,  Sidony  i  Wisburgi*^.  Ponieważ  właściwie  sie- 
dziby tych  ludów  kładli  starożytni  w  Małopolsce  i  Śląsku,  więc 
o  Wielkopolsce  wcale  nie  ma  wzmianki  u  Kalimacha,  tern  mniej 
o  Mazowszu.  Mówiąc  o  mons  Carpatus  przy  Węgrzech  każe  K.  przy- 
puszczać, że  nazwę  tę  nadaje  Tatrom,  tymczasem  poniżej  Siedmiogród 
rozdziela  od  Multan  Karpatami,  stąd  wniosek,  że  u  niego  montes  Sar- 
matici  i  mons  Karpatus  to  2  osobne  systemy  górskie*).  Węgry  i  po- 
łudniową Słowiańszczyznę  daleko  pewniejszą  ręką  oznacza,  i  klasyczne 
reminiscencye  nie  wprawiają  czytelnika  w  zakłopotanie,  jak  niektóre 
nazwy  do  obszaru  północnej  Słowiańszczyzny  się  odnoszące.  Na  uwagę 
zasługuje  okoliczność,  że  Kalimach  rozróżnia:  „Montana  Valachia"  (tj. 
Multany)  i  „Valachia  altera,  cui  Moldaviae  nomen  est".  Tak  nazywano 
wówczas  i  długie  czasy  później  obie  części  dzisiejszego  królestwa  Ru- 
munii,  gdy  tymczasem   w  bieżącym  wieku   utarła  się   dla  południowej 


»)  S.  Kwiatkowski  w  Mon.  Pol.  hist.  VI.  a.  13. 
')  Mon.  Pol.  hiBt.  VI.  8.  20  s  dołu. 

*)  S.  Kwiatkowski  w  Mon.  Pol.  hist.  VI.  uwagi  na  str.  21 — 23. 
*)  W  atlasie  Donisa  mons  Sarmaticas  jest  odroślą  Karpat  rozci^aji^cą  sie  naj- 
więcej kn  północy,  ai  do  źródeł  Warty. 


KAŁIMACH  I  ZNAJOMOŚĆ  PAŃSTWA  TURBCKIBOO  W  POLSCE.  273 

niewłaściwie  nazwa  Wołoszczyzny  (jest  to  nazwa  słowiańska  Rumunii), 
a  północną  zwie  się  zarówno  Multanami  jak  i  Mołdawią.  Wydawca 
tego  dzieła  Kalimachowego  sądzi  ^),  że  powyższy  traktat  geograficzny 
jest  własnością  literacką  Kalimacha.  Podane  tu  wiadomości  były  zresztą 
dość  znane  wówczas;  dodać  należy,  że  przedewszystkiem  sam  autor 
i  jego  przyjaciel  Grzegorz  z  Sanoka  znali  dobrze  z  własnych  podróży 
południową  Słowiańszczyznę,  dlatego  też  ona  dość  jasno  się  przed  czy- 
telnikiem zarysowuje,  gdy  strony  północne  przedstawiają  się  w  mglistej 
szacie  starożytnej. 

Kalimacb  nie  poprzestaje  jednakże  na  tym  ogólnym  wstępie, 
owszem  wśród  opowiadania  wtrąca,  jakby  dla  urozmaicenia,  ustępy 
geograficzne.  Do  nich  należą: 

rozdział  37  *)  zawierający  ogólną,  ale  wcale  trafną  charaktery- 
stykę Bułgaryi  pod  względem  fizycznym; 

opis  dwóch  dróg,  które  prowadzą  z  Orsowy  nad  Dunajem  do 
Gallipoli;  pierwsza  między  Rodope  a  jeziorem  Bistonia  (Burgiul)  krótsza, 
ale  uciążliwsza  i  dla  wozów  nie  do  przebycia,  druga  dalsza  przez 
dolną  Bułgaryę  ku  wschodowi,  a  następnie  wzdłuż  morza  Czarnego, 
choć  górzysta,  jednak  dla  wozów  dostępna*); 

ustęp  o  rzece  Panisus  (dziś  Prawadi)*); 

opis  położenia  Warny  ^).  Ponieważ  ustęp  ten  wykazuje,  jak  grun- 
townie był  obeznany  Kalimach  z  terenem  pobojowiska,  a  zarazem  po- 
nieważ może  posłużyć  za  miarę  jego  wartości  jako  geografa,  zamie- 
szczam go  tutaj  w  tłómaczeniu.  „Bałkan  (Hoemus)  rozpoczyna  się  mniej- 
więcej  w  okolicy  Mezembryi  a  sięga  jednolitym  grzbietem  aż  do 
Macedonii  i  górnej  Mizyi,  wysuwając  na  obie  strony  przedgórza  na 
kształt  łokci  i  kolan.  I  najsamprzód  nie  opodal  swego  początku  zwró- 
ciwszy się  na  prawo,  cofa  się  ku  Euxynowi,  powoli  się  obniżając 
w  drobniejszych  odnóżach  i  przechodząc  w  dalszym  ciągu  w  postaci 
lekko  wzniesionych  wzgórz  w  równinę.  W  tej  okolicy  stosownie  do 
jej  budowy  liczne  są  doliny,  częścią  dzikie  i  nieurodzajne,  częścią 
nadające   się   do   wypasania   bydła   i  uprawy   roli,   a  więc  przez  mie- 


>)  Mon.  Pol.  hist.  VI.  str.  23.  uw.  d. 

*)  Tamie  str.  109  i  110.  Grzbiet  przepaścistego  i  skalistego  Bałkann,  niegościn- 
nego nawet  dla  pasterzy,  pochyla  się  na  północ  powoli  ku  Donajom;  bardziej  pochyłe 
Jego  stoki  s^  pokryte  głębokimi  borami  i  Bzerokiemi  paszczami,  nie  ma  też  Bnłgarya 
abyt  urodzajnej  gleby.  Przekroczenie  najwyżej  położonych  przełęczy  otwiera  łatwą 
drogę   stokami  południowymi  do   Tracyi,    krainy  daleko  urodzaj  niej  szej   i  piękniejszej. 

*)  Mon.  Pol.  hist.  VI.  str.  143  c.  54. 

*)  Tamże  str.  147  c.  66. 

*)  Tamże  str.  160  c.  68. 

Kospnkwy  Wyds.  hiit.-filos.  T.  XŁ.  ]^g 


274  FRANCISZEK    BUJAK 

szkańców  poddane  kulturze.  Jedne  z  nich  zewsząd  wzgórzami  są  oto- 
czone, inne  zaś  ku  morzu  otwarte;  najbardziej  uwagi  godną  i  najpię- 
kniejszą jest  dolina  Warny,  tak  z  natury  jak  i  przez  zabiegi  ludzkie. 
Warna  sama  leży  nad  samą  zatoką,  niedośó  nawet  głęboką,  aby  po- 
mieścić większe  statki,  między  dwoma  przylądkami,  z  których  na 
jednym  mieści  się  Galata,  na  drugim  zaś  Makropolis.  Całe  wybrzeże 
wokół  miasta  jest  pokryte  winnicami  i  innemi  owocowemi  drzewami. 
Wnętrze  doliny  po  prawej  stronie  chłopi  uprawiają  i  zamieszkują 
w  nielicznych  drobnych  wioskach,  w  pobliżu  Galaty  opodal  wzgórz 
rozlewa  się  bagnisko,  wypełnione  wodą  morską,  które  sięga  na  zachód 
aż  ku  drugiej  dolinie".  Dzisiaj  nawet  dość  rzadko  spotyka  się  z  tak 
plastycznym  i  dokładnym  opisem  topograficznym;  przynosi  on  zaszczyt 
autorowi.  Gdyby  ówczesne  społeczeństwo  czuło  potrzebę  takich  sumien- 
nych opisów  geograficznych,  humaniściby  się  tego  zapewne  podjęli 
i  zasłużyliby  się  rzetelnie  koło  geografii,  a  nasz  Kalimach  nie  opisy- 
wałby Polski  według  atlasu  Ptolomeuszowego. 

Znamy  jeszcze  jedno  dzi^o  historyczne  Kalimacha  pod  tytułem: 
„Dc  hiSy  quae  a  Venełis  contra  Turcos  tentała  sunł^  ^)  przedstawiające  za- 
biegi dyplomatyczne  Wenecyi  w  latach  1473 — 1487  *),  aby  pobudzić 
Tatarów  i  Persów  do  wojny  z  Turkami.  W  negocyacyach  tych  brał 
Kalimach  czynny  i  wybitny  udział;  pismo  to  jednak  samo  w  sobie 
nie  przedstawia  interesu  geograficznego. 

Z  tego,  cośmy  dotąd  rozpatrywali,  mogliśmy  powziąć  wyobrażenie 
o  Kalimachu,  iż  to  jest  historyk,  który  geografię  ceni,  jej  doniosłość 
rozumie  i  chętnie  opisy  geograficzne  wtrąca,  gdzie  może,  sądząc,  że 
podaje  czytelnikowi  pewne  wiadomości  skądinąd  wcale  albo  niedość 
znane.  Wiemy  jednakże,  że  wydał  on  „De  Tarłarorum  tnoribus  liber  /.^, 
wspomina  o  tern  opat  Tritheim  w  swem  dziele:  De  scripłoribus  eccle- 
siastici8\  niestety  nie  było  ono  drukowane  i  żadnego  rękopisu  nie 
udało  się  dotąd  odszukać.  Już  Ciampi  ^)  poczytuje  je  za  zaginione  po- 
dobnie jak  i  inne  dzieło  znane  tylko  z  tytułu:  Historia  peregrinationum 
suarum^).  Ciampi  domniemywa  się,  że  ta  ostatnia  praca  może  być 
identyczna   z  listem:    „e^e  exilio  suo^    do  Dersława  z  Rytwian  pisanym 


')  Korz78t£j!em  z  P.  Bizara,  Reram  Penicarum  historia  Frankfart  1601,  gdzie 
ta  rzecz  wydrukowana  jako  dodatek  str.  402 — 431. 

*)  Por.  Zeissberg,  Poln.  Geschichtaschreibiing  str.  360  i  368. 

*)  Bibliographia  critica  I.  str.  35. 

*)  W  pierwszem  wydaniu  Historyi  Władysława  Warneńczyka,  Augsburg  1519, 
wydawca  Scheufler  wspomina  Libros  peregrinationum  suarum,  n  więc  dzieło  to  obej- 
mowało prawdopodobnie  co  najmniej  2  księgi  i  zawierało  iiioie  opowiadanie  nie  tylko 
o  ucieczce  z  Rzymu,  ale  i  o  innych,  zwłaszcza  dyplomatycznych,  podróżach;  byłby  to 


KAŁIMACH  I  ZNAJOMOŚĆ  PAŃSTWA  TURECKIEGO  W  POLSCE.  275 

W  r.  1471 1),  domysł  to  jednak  mojem  zdaniem  chybiony,  albowiem 
list  ten  jest  za  krótki,  aby  go  ^księgą''  nazwać,  a  nadto  zawiera 
głównie  obronę  przeciw  prześladowaniu  Kuryi  rzymskiej,  podróż  zaś 
a  raczej  ucieczka  przed  pościgiem  urzędników  papieskich,  którzy  go 
pochwycić  i  do  odpowiedzialności  za  wspomniany  wyżej  spisek  pocią- 
gnąć chcieli,  zajmuje  w  nim  podrzędne  miejsce*).  Rzecz  o  Tatarach 
nie  zaginęła  jednak  zupełnie,  streszczenie  jej  przechował  nam  autor 
w  Historyi  zabiegów  dyplomatycznych  Wenecyi  przeciw  Turkom. 

Ealimach  był  w  swej  pierwszej  podróży  na  Wschód  podróżni- 
kiem z  musu,  z  konieczności,  ale  nie  pozostawał  wcale  jedynie  w  roli 
biernej  prześladowanego.  Bynajmniej  nie  opłakiwał  swego  losu,  lecz 
starał  się  położenie  swoje  jak  najkorzystniej  wyzyskać.  Obok  poezyi 
przyświecała  mu  druga  równie  świetna  gwiazda  —  polityka.  Zuchwałe 
doktryny  i  plany  polityczne  o  mało  go  życia  nie  pozbawiły,  nie  wy- 
rzekł się  mimo  to  polityki,  owszem  jął  się  badania  sprawy  tureckiej 
czyli  kwestyi  wschodniej.  Wiadomości  swoje  rozszerzył  i  pogłębił 
prawdopodobnie  za  czasów  swego  pobytu  u  Grzegorza  z  Sanoka.  Przy- 
bywszy bowiem  z  Konstantynopola  nad  Dniestr  nie  oddalił  się  od 
kwestyi  wschodniej  wcale;  był  to  grunt,  na  którym  można  się  było 
również  wiele  nauczyć,  można  było  przedewszystkiem  kwestyę  tę  po- 
znać z  innej  nie  mniej  ważnej  strony.  Ziemia  ruska  była  wówczas 
jakby  progiem  świata  chrześcijańskiego,  o  który  ocierała  się  ciągle 
i  chłostała  go  srodze  nawałnica  pogańska.  To  też  zagony  ordyńskie 
i  walki  z  nimi  utkwiły  głęboko  Kalimachowi  w  pamięci,  wspomina 
o  nich  w  poezyach,  w  żywocie  Grzegorza  z  Sanoka,  kładzie  na  nie 
nacisk  w  historyi  zabiegów  weneckich  i  w  mowie  do  Innocentego  VJII. 
Ugaszczający  go  arcybiskup  lwowski,  długoletni  obserwator  i  znawca 
stosunków  wschodnio-europejskich  mógł  wiele  przyczynić  się  do  usta- 
lenia i  ugruntowania  jego  poglądów  w  tym  względzie.  Od  razu  też 
występuje   w  Krakowie    na  dworze   i   w   kancelaryi   królewskiej  jako 


nader  rzadki  w  owych  czasach  pamiętnik  wybitnego  agenta  dyplomatycznego.  Mon. 
Pol.  hist.  VL  str.  6. 

')  Drukowany  w  Acta  Tomic.  L  Appendix  str.  1 — 6. 

*)  Przygody  te  opisał  on  takie  w  łacińskim  wiersza  pod  tytolem :  De  sois  ca- 
lamitatibos,  który  zapewne  odpowiadał  obszerniejszemu  opisowi  prozaicznemu,  wy^j 
wymienionemu.  Janecki  w  Specimen  Cathalogi  cod.  mss.  bibl.  Zalascianae  1752  wspo- 
mina na  str.  33  pod  nr.  87  takie  Calimachi  de  suis  calamitatibus  liber  proprius. 
Wiadomo  z  testamentu  Kalimacha,  ie  pisma  swoje  niewydane  kazał  spalić  po  swojej 
śmierci;  być  moie,  ie  obie  te  rzeczy,  mimo  że  je  znano  z  rękopisu  autora  nawet 
w  Niemczech,  należały  do  niewydanych.  Por.  np.  jego  list  do  L.  Tfaedalda  z  6  lutego 
1490  i  do  bisk.  wrocławskiego  z  1495:  Zeissberg,  Polens  kleinere  Oeschichtsąuellen 
s.  71  i  74;  tudziei  opis  kodeksu  monachijskiego,  tamże  s.  75 — 77. 

18» 


276  FRANCISZEK    BUJAK 

dyplomata-specyalista  do  spraw  włoskich  i  turecko-tatarskich.  Ten 
zakres  idei  politycznych  tak  dalece  go  opanował,  że  do  końca  życia 
po  zań  nie  wyszedł.  Działanie  w  tym  kierunku  stało  się  celem  jego 
życia,  dowodzą  tego  wszystkie  poważniejsze  jego  pisma.  Na  tem  tle 
daleko  jaśniej  i  zrozumiałej  występuje  też  jego  ścisły  związek  z  woło- 
ską wyprawą  Jana  Olbrachta.  Usługami  na  tem  polu,  acz  płonnemi, 
wywdzięczał  się  najlepiej  za  liczne  dobrodziejstwa,  których  mu  Polska 
nie  skąpiła.  Ten  jednostronny  kierunek  jego  działalności  politycznej 
zauważył  i  podniósł  J.  Caro  ^),  myli  się  tylko  utrzymując  stanowczo, 
iż  do  Konstantynopola  pociągnęła  Kalimacha  tylko  chęć  poznania  tego 
źródła  ciągłej  strasznej  trwogi  dla  całego  chrześcijaństwa,  które  było 
zarazem  całym  światem  cywilizowanym,  aby  ewentualnie  wiado- 
mościami swemi  służyć  chrześcijaństwu  przeciw  Turkom.  Tak  się  stało 
w  rzeczywistości  później,  ale  wtedy  prawdopodobnie  ten  humanista, 
przyjaciel  spoganizowanego  Pomponiusza  Laetusa,  prześladowany  przez 
papieża,  nie  myślał  narażać  się  jako  szpieg,  który  chce  wydrzeć  ta- 
jemnice najgroźniejszemu  wrogowi  imienia  chrześcijańskiego,  raczej 
szedł  on  tam  z  tą  samą  myślą,  co  tylu  innych  2),  tj.  szukał  chleba 
a  ofiarowywał  swe  usługi.  Nie  jest  to  oczernianiem  Kalimacha,  ale 
jedynie  przyłożeniem  doń  miary,  którą  się  go  jako  typowe  dziecko 
epoki  Odrodzenia  mierzyć  powinno^). 

Wkrótce   też   i   w  Wenecyi   uchodził   Kalimach   za   znakomitego 
znawcę  stosunków  tatarskich,  dlatego  do  niego  zwraca  się  rząd  wene- 


^)  Geschichte  Polens,  B.  Y.  Abth.  II.  str.  590—594  i  642—649  a  Bzcsególnie 
sir.  647. 

*)  Jalian  Klacsko,  w  Romę  et  la  Renaisance.  Jtiles  II.  w  rozdz.  III.  wymienia 
Bellini^ego,  Carpaccia  i  Bertolda  działających  jako  artyści  na  dworze  Mahometa  II. 
I  Bnonarotti  wybierał  się  także  do  Konstantynopola. 

")  Ówcześni  ladzie  dali  liczne  dowody  konsekwentnego  egoizma  i  bezwzględnej 
waUd  o  byt.  Co  do  Kalimacha  są  na  to  wskazówki  we  wspomnianym  jaź  wyżej  liście 
do  Dersława  z  Rytwian  (Acta  Tomic.  I.  Append.  str.  5);  pisze  on  tam:  Aiant  me  ad 
imperatorem  Tnrcoram  confngisse.  Qais  non  intelligit  id  me  inritnm  fecisse...  Ustęp 
zaś  ten  kończy  temi  słowy :  Caret  itaqae  colpa  profectio  mea  ad  Torcos,  qaod  eoacta, 
qnod  necessaria,  qaod  preter  institutnm  et  yolantatem  meam  faerit;  laudanda  esi  re- 
gremo  ad  fidfUi,  qaod  sponte,  qaod  consilio,  quod  optima  conscientia  mea  evadente 
facta  ertiterit.  Oprócz  tego  jeszcze  cały  końcowy  ustęp  listu  poświęca  K.  wykazaniu 
niemożliwości  jakiejkolwiek  chęci  służenia  sułtanowi.  Fakt  jest,  że  byl  silnie  podej- 
rzany o  gotowość  i  zamiar  wsti^pienia  do  służby  dyplomatycznej  tureckiej,  że  starał 
się  nsilnie  od  tych  zarzntów  oczyścić  jak  najwymowniejszymi  argumentami,  ale  te 
arg^menta  są  tej  samej  wartości  logicznej,  co  i  wywody,  że  nie  mógł  uknuć  żadnego 
spisku  na  papieża  i  że  żadnego  spisku  nie  było.  Bronić  się  mu  łatwo  było,  bo  za- 
miary nie  doszły  do  skutku,  nie  udało  mu  się  zbliżyć  do  sułtana  i  zyskać  zaufanie, 
bo  doradca  polityczny  to  nie  artysta  nadworny. 


KAŁIMACH  I  ZNAJOMOŚĆ  PAŃSTWA  TURECKIEGO  W  POLSCE,  277 

cki  przez  swego  posła  wysłanego  do  Persyi  z  prośbą  o  radę  i  opinię 
czy  się  uda  Tatarów  skłonić  do  walki  z  Turkiem  ^).  Kalimach  poro- 
zumiawszy się  prywatnie  z  wybitniejszymi  polskimi  mężami  stanu 
a  następnie  z  królem  Kazimierzem,  przesłał  na  ręce  Bernarda  Giusti- 
niani'ego  obszerną  w  tej  sprawie  relacyę  ^\  uwzględniając  oczywiście 
przedewszystkiem  stronę  czysto  polityczną  i  sposób  prowadzenia  wojny 
u  Tatarów,  a  pobieżniej  zapewne  traktując  właściwy  opis  życia,  zwy- 
czajów ^). 

Mojem  zdaniem  nie  można  wątpić,  iż  ta  sama  relacya,  któraby 
się  może  dala  odszukać  w  archiwach  weneckich,  przerobiona  może 
nawet  znacznie,  aby  się  szerszej  publiczności  ukazała  w  czysto  lite- 
rackiej szacie,  wyszła  pod  tytułem:  De  Tartararum  moribus  liber  unus. 
Była  ona  ułożona  w  ten  sam  sposób,  jak  relacye  dyplomatów  wene- 
ckich. Ze  streszczenia  tylko  się  tyle  dowiadujemy: 

Kalimach  oświadcza,  że  nie  mógł  wybadać,  jak  się  król  polski 
zapatruje  na  zamiar  Wenecyi  popchnięcia  Tatarów  do  wojny  z  Tur- 
kami, bo  nie  wie,  o  których  Tatarach  w  tym  wypadku  myślała  B^plita 
wenecka,  jest  bowiem  kilka  odrębnych  hord.  Aby  więc  wyrobiono 
sobie  w  Wenecyi  dokładny  pogląd  na  sprawy  tatarskie,  i  aby  przez 
to  zabiegi  względem  Tatarów  zyskały  pewien  określony  kierunek, 
kreśli  Kalimach  obszerny  obraz  Tatarszczyzny.  Dziki  ten  lud,  pędzący 
życie  na  wozach  w  stepie  pod  gołem  niebem,  zajmuje  olbrzymie  prze- 
strzenie  p<^ocnej   Europy   i  Azyi,   ale  mieszkający   w  Azyi   nie   zja- 


*)  De  his,  quae  a  Yenetis ...  a  Bizara  str.  410. 

*)  De  his,  qaae  a  Yenetis...  n  Bizara  str.  411  i  412. 

*)  Relacyę  niniejsaą  napisać  mógł  K.  najwcześniej  w  dragiej  połowie  1474  r. 
a  najpóźniej  pod  koniec  1476  r.  Contarini,  ów  poseł  do  Persyi  wysłany,  spotkał  się 
z  Kalimachem,  naówczas  nauczycielem  królewiczów  w  Lublinie  19  i  20  kwietnia  1474 : 
Porównaj  itinerarium  Contarini*ego  cap.  I.  drukowane  u  Bizara  Rerum  Persicarum 
historia  1601  str.  484 — 512 ;  ustępy  do  Polski  sie  odnoszące  są  przetłómaczone  w  Niem- 
cewicza Zbiorze  pamiętników  tom  I.  Przed  wysłaniem  relacyi  odbywały  się  dłuższe 
narady.  Kalimach  w  „De  his,  quae  a  Yenetis...'*  (u  Bizara  str.  412  wiersz  45)  powiada, 
że  wydany  „panlo  post  (t.  j.  po  wyekspedyowaniu  relacyi  do  Wenecyi)  Romam  cum 
mandatis  ad  Sixtum  Pontif.  Mai."  wstąpił  do  Wenecyi,  a  to  nastąpiło  około  Bożego 
Narodzenia  r.  1476,  już  bowiem  1.  i  7.  stycznia  1477  przemawiał  w  imieniu  Kazimie- 
rza Jagiellończyka  przed  senatem  weneckim  w  tej  właśnie  sprawie  i  powtarzał  te  same 
argumenty,  co  w  oma  wianem  piśmie  przytoczył.  Rezultatem  tego  ostatecsmym  było 
porzucenie  przez  senat  przynajmniej  na  rasie  myśli  o  skierowaniu  Tatarów  przeciw 
Turkom  i  odwołanie  specyalnego  posła  Jana  Babtysty  Treyisana  w  Polsce  tą  sprawą 
się  aajmującego  już  18  marca  1477.  Materyały  do  hist.  Jagiellonów  z  archiwów  we- 
neckich wyd.  A.  Cieszkowski  w  Rocznikach  Tow.  przyjaciół  nauk  poznańskiego,  tom 
XIX  (1892)  str.  13—25  i  47—50.  Por.  Caro,  Geschichte  Polens  B.  V.  Abth.  II. 
str.  645. 


278  FRANCISZEK    BUJAK 

wiają  się  w  Europie  i  na  odwrót,  tylko  europejscy  niepokoją  azyaty- 
ckie  wybrzeże  Bosforu  cymeryjskiego  zamieszkane  przez  „Cercetae** 
(Czerkiesi)  i  „Zigores"  (Zagórcy?).  Wyjątek  także  stanowi  horda  ko- 
czująca na  pograniczu  obu  części  ziemi,  w  zimie  posuwa  swe  koczo- 
wiska  aż  nad  Wołgę  i  inną  rzekę  (zapewne  ma  na  myśli  Jajk-Ural) 
w  pobliże  morza  Kaspijskiego,  latem  zaś  wędruje  nad  Don  i  dosięga 
niekiedy  Dniepru.  Wytrwali  na  wszystko,  chciwi  łupieży  są  oni  wszy- 
scy, ale  azyatyccy,  choć  liczniejsi  i  dziksi,  są  niedostatecznie  uzbrojeni, 
przeto  łatwo  pierzchają  w  boju;  są  to  prości  rabusie,  którzy  się  wcale 
nie  znają  na  sztuce  wojennej,  głębsza  myśl  nie  kieruje  ich  wyprawami, 
lecz  chwilowa  korzyść.  Przeciwnie  europejscy  i  pograniczni  Tatarzy 
posługują  się  sztuką  wojenną  przyjętą  od  ludów  zachodnich:  działają 
zawsze  według  planu,  używają  podstępów,  wysyłają  zwiady.  W  ciągłej 
wojnie  z  Polską  i  Moskwą  przyzwyczaili  się  nie  tylko  bronią  nękać 
nieprzyjaciół,  lecz  i  ogniem  niszczyć,  co  się  uprowadzić  nie  da.  Krj^mscy 
Tatarzy,  choć  niechętnie  znoszą  zwierzchnictwo  Turcyi,  zbyt  są  nie- 
liczni i  słabi,  aby  się  odważyć  na  podjęcie  wojny,  gdyby  się  zaś  zde- 
cydowali, nie  wieleby  wskórali.  Tatarzy  nadwołżańscy  mogliby  się 
wprawdzie  mierzyć  z  potężnym  przeciwnikiem,  ale  chcąc  wpaść  do 
Tracyi,  musieliby  koniecznie  przez  dzierżawy  polskie  przechodzić. 
Wpuszczenie  zaś  tych  drapieżnych  i  wojowniczych  mas  w  granice 
Polski  byłoby  nie  tylko  dla  niej,  ale  i  dla  całego  chrześcijaństwa  rze- 
czą bardzo  niebezpieczną **  ^). 

Drugiem  dziełem  Kalimacha  treści  geograficzno-politycznej,  które 
się  do  naszych  czasów  dochowało,  jest:  Ad  Innocentium  VIII  pontificem 
maximum  de  bello  Turcis  inferendo  orałio.  Mowę  tę  wypowiedział  K- 
w  Rzymie  na  kongresie  przedstawicieli  państw  chrześcijańskich  zwo- 
łanym przez  papieża  na  dzień  25  marca  1490  r.  ^)  i  zapewne  ją  później 
znacznie  rozszerzył  i  przerobioną  opublikował^).  Dokonał  tego  w  prze- 


^)  Z  fra^entów  tych  nie  możemy  jednakie  odtworzyć  całego  dzieła,  ani  wy- 
robić sobie  dokładnego  pojęcia,  albowiem  pod  względem  stylistycznym  są  odpowiednio 
do  miejsca,  w  którem  są  wtr^one,  należycie  przykrej  one  i  przerobione.  Homanlsta 
a  do  tego  literat  tej  miary  co  Kalimach,  nie  rad  powtarzał  temi  samemi  słowy  dawniej 
wyrażoną  myńl;  to  jest  jedna  z  wybitniejszych  różnic  między  średnimi  wiekami 
a  Odrodzeniem. 

*)  Caro,  Gesch.  Polens  V.  2.  str.  598. 

")  Mowa  w  tej  formie,  jak  jest  przekazana,  tj.  obejmująca  27  stron  folio  praw- 
dopodobnie nie  mogłaby  być  wygłoszona,  choć  był  to  czas,  kiedy  bardzo  chętnie  słu- 
chano najdłuższych  mów,  jeżeli  tylko  cyceronowskim  językiem  były  wypowiadane. 
Burckhardt,  die  Kultur  der  Renaissance  I.  str.  255—262. 


KALIMACH  I  ZNAJOMOŚĆ  PAŃSTWA  TURECKIEGO  W  POLSCE.  279 

ciągu  2  lat,   albowiem  razem   z  listem  z  25  marca  1492  ^)  przesyła  ją 
Janowi  IV  Both,  biskupowi  wrocławskiemu. 

Prof.  Caro  uważaj  ją  za  jedyny  pozytywny  rezultat  tych  aka- 
demickich debat  dyplomatycznych,  których  bezpłodność  mógł  z  góry 
każdy  bystrzejszy  polityk  przepowiedzieć,  albowiem  Kuryi  rzymskiej 
chodziło  głównie  o  grube  dochody,  jakie  przynosiły  ciągle  ponawiane 
głoszenia  krucyaty  przeciw  Turkom.  Mowa  ta  jest  projektem  sojuszu 
papieża  z  Polską  i  ma  na  celu  wykazać,  że  jedynie  w  związku  z  Polską 
i  jej  siłami  można  się  spodziewać  powodzenia  w  tej  wojnie.  Zresztą 
i  ze  strony  Polski  nie  było,  zdaje  się,  stanowczego  zamiaru  przystą- 
pienia do  wojny;  w  gruncie  rzeczy  chodziło  Kazimierzowi  raczej  o  go- 
dność kardynalską  dla  najmłodszego  swego  syna,  o  co  się  Kalimach 
bardzo  usilnie  przy  mawia'),  wyliczając  wszystkie  zasługi  Jagiellonów 
około  Kościoła  położone  i  wielbiąc  ich  ród  świetny;  projekt  niniejszy 
jest  raczej  tylko  środkiem  do  tego  celu. 

Rzecz  swoją  rozpoczyna  Kalimach  od  wcale  surowej  krytyki  do- 
tychczasowych, bezładnych  i  nieracyonalnych  usiłowań  papieży  w  celu 
wypędzenia  Turków  z  Europy  z  wyjątkiem  jednego  Piusa  II.,  który 
jednakże  dzi^a  do  skutku  doprowadzić  nie  zdołał.  Ponieważ  najwięcej 
starań  dokładała  Kurya,  aby  przeprowadzić  powszechną  pacyfikacyę 
w  świecie  chrześcijańskim  i  cały  pchnąć  do  krucyaty  przeciw  Turkom, 
wykazuje  niemożliwość  skłonienia  do  udzi^u  w  takiej  wyprawie  wszy- 
stkich ludów  chrześcijańskich,  olbrzymie  trudności  techniczne  i  prawdo- 
podobieństwo ujemnego  rezultatu,  a  nadto  stawia  tezę,  że  zgoda  i  udział 
w  tej  wojnie  całego  chrześcijaństwa  są  zbyteczne,  że  owszem  najsku- 
teczniejszą ona  będzie,  gdy  wezmą  w  niej  udział  tylko  ci,  których 
najprędzej  i  najdogodniej  można  w  pole  wyprowadzić,  a  którzy  dają 
gwarancyę  swoją  dzielnością,  że  ją  wieść  będą  energicznie  i  wytrwale. 
Następnie  uzasadniając  tę  tezę  przedstawia  stan  mocarstwa  tureckiego, 
obejmującego  rozległe  dziedzictwo  cesarstwa  greckiego  w  Azy  i  po 
Eufrat  sięgające,  w  Europie  po  Dunaj.  Obszary  te  są  prawie  pustko- 
wiem,  z   dawnej    kultury   i  dawnych  licznych  narodów  je  zamieszku- 

^)  ZeiBBberg,  Poln.  Oeschichtaschreibang  str.  H90  i  Kleinere  Geschichisąnellen 
Btr.  72173.  ZeiBiberg  odnosi  słowa  lista,  wyraźnie  wskazujące  niniejszą  mowę,  zawierającą 
projekt  wyprawy  na  Tarka,  błędnie  do  Historyi  nieadałycb  asiłowaii  Wenecyi 
(De  hiB,  qaae  a  Yenetis . . .),  które  joi  przebrzmiały,  Kalimach  bowiem  nie  omawia 
w  opowiadania  tych  asiłowań  szczegółowej  akcyi,  któraby  Tarka  wyrzaciła  z  £aropy, 
czyni  to  jedynie  w  mowie  do  Innocentego  YIU. 

*)  Caro,  Gesch.  Polens  Y.  2.  str.  593.  Jego  zdaniem  jest  to  ,, jedna  z  najgłębiej 
pomyślanych  i  najbardziej  poaczających  mów,  które  wypowiedziane  lab  napisane  zo- 
stały w  owych  czasach  wcale  nie  abogich  w  oratorskie  prodakcye**. 

*)  U  Bizara  str.  393. 


280 


FRANCISZEK    BUJAK 


jących   niema   śladu,   a  wszędzie  słychać  tylko  język  turecki    I  euro- 
pejskie posiadłości  również  rzadko  są    zamieszkane  przez  podbite  ludy 
słowiańskie,  wyczekujące  tylko  sposobności  do  zrzucenia  jarzma   Klęski 
wojenne,   których   dzieje    w  ostatnich    kilkudziesięciu    latach    pokrótce 
przedstawia,  rozbój  morski  i  długo  grasująca  zaraza  do  reszty  osłabiają 
Turków,  którzy  i  tak  powodzenie  swoje  nie  swym  siłom  zawdzięczają, 
lecz   swej    chytrości,   przyjaznym   okolicznościom   i  nieudolności  poko- 
nanych.   O  opustoszeniu  mocarstwa  tureckiego  przekonał  się  Kalimach 
naocznie  w  Azyi  i  Europie,  tu  nawet  dwukrotnie.    Na  całej  tej  drodze 
z  Polski,  t.  j.   od  Dunaju    do  Konstantynopola,   nie  spotkał   fortec   ani 
wojska,  tylko  brudna  i  zdegenerowana  ludność  rolnicza  z  lichych  cha- 
łup gapiła  się  na  jego  wspaniały  orszak.  Uzbrojenie  tureckie  jest  nie- 
dostateczne   i    wobec    chrześcijańskiego    nieodpowiednie    (opis    miecza 
tureckiego).  Olbrzymie  zasoby  złota  i  srebra  płynące  do  skarbu  sułtana 
w  szczupłej  ilości  z  kopalń,  nieco  obficiej  z  ceł  i  danin  a  przedewszy- 
stkiem   z  łupów   wojennych,    których   najwięcej    dostarczyła   Teodozya 
i  Kaffa,   przez  ciągłe   a  kosztowne   wojny    prawdopodobnie  gruntownie 
nadszarpnięte   zostały.     Dla   innych   licznych  narodów   nie  byli  Turcy 
tak   straszni  jak   dla   Zachodu,    wszędzie    spotykali    silny    opór   i   nie 
jednokrotnie  ponosili  krwawe  klęski.  Wobec  tego  wszystkiego  dochodzi 
K.  do  wniosku,  że  dotychczasowe  wygórowane  wyobrażenia  o  Turkach 
należy  obniżyć,  a  z  drugiej  strony  podnosi  liczebność,  zasobność  i  wyż- 
szość  uzbrojenia   zachodnich   narodów.    Nie  ma  więc  powodu  poruszać 
ich   wszystkich    do  wojny    z  Turcy ą,   skoro  wystarczy    do  tego  daleko 
nmiejsza  siła.    Chodzi  tylko  o  wybór  państwa,  któremu  naj snadniej  ją 
poruczyć   można.    Zdaniem   Kalimacha   paść    on   powinien    na   Polskę^ 
albowiem  ona  stacza  walki  z  Tatarami,   rozbójniczym  i  zaciętym  wro- 
giem, który   napada  niesłychanie   szybko   i   niespodziewanie,   a   unika 
bitew,  tak  iż  obrona  i  zwyciężenie  go  jest  prawie  niemożliwe.  W  usta- 
wicznych  tych   i    ciężkich    zapasach   Polska   pod  rządami    Jagiellonów 
wyćwiczyła  się  znakomicie,   zasłużyła  się  wielce  chrzęścił aństwu,  jako 
jego   przedmurze  ^)   i    złożyła   dowód,   że  do  podjęcia  wojny    z  Turcyą 
jest  dostatecznie  przygotowaną,  zwłaszcza  za  Kazimierza  Jagiellończyka, 
kiedy   do   niewoli    brano   hanów   tatarskich   i   wykonywano   nad   nimi 
władzę  zwierzchniczą    tudzież  teraz  wskutek  ostatniej  zwycięskiej  wy- 
prawy  Olbrachta.   Już   z  tego   i  z  wypraw  Władysława  Warneńczyka 
widać   dostatecznie,   co   Polska  może   i  co  gotowa  uczynić  dla  obrony 


^)  Dobitnie  i  z  naciskiem  podnosi  Kalimach,  ie  państwo  Jagiellonów  taką  role 
wobec  Zachodu  spełnia  i  że  jego  obywatele  od  kolebki  niemal  pasają  się  s  wrogiem 
chnse6cij  aństwa. 


KALIMACH  1  ZNAJOMA  )ŚĆ  PAŃSTWA  TURECKIEGO  W  POLSCE.  281 

chrześcijaństwa  ^).  Kalimach  objaśnia  jeszcze  innymi  przykładami  z  nie- 
dawnych dziejów,  jak  wielką  potęgę  reprezentuje  monarchia  Jagiel- 
lonów i  jaką  atrakcyę  wywiera,  i  wykazuje  dalej,  jak  jest  Polska 
rozległą  i  ludną ^),  jak  w  bogactwa  urosła  przez  bardzo  rozległy  handel 
z  zagranicą.  Atoli  Polska  nie  tylko  rozporządza  środkami  do  podjęcia 
wojny  z  Turcyą,  ma  także  najodpowiedniejsze  do  niej  warunki,  a  mia- 
nowicie blizkość  położenia,  łatwość  dowozu  żywności  i  dostępu  ^)  wcale 
wygodnemi  drogami.  Kończy  się  mowa  gorącą  zachętą  do  pojęcia  tego 
planu,  albowiem  ma  on  najlepsze  warunki  powodzenia. 

Rozporządzał  Kalimach  w  chwili,  kiedy  powyższą  mowę  wygła- 
szał, poważnym  zapasem  wiadomości  i  doświadczenia  całego  niemal 
życia*),  odbył  już  wtedy  swoją  drugą  podróż  do  Konstantynopola^), 
jako  poseł  królewski  do  Porty  w  r.  1487  ^).  Musiał  więc  mieć  zna- 
czenie jednego  z  naj  kompetentniej  szych  rzeczoznawców  w  sprawach 
wschodnich,  nawet  na  kongresie  z  całego  świata  chrześcijańskiego 
zebranym,  a  zdanie  jego  przynajmniej  teoretycznie  musiało  być  wy- 
soko cenione.  Jego  widnokrąg  polityczno-geograficzny  obejmuje  wszy- 
stko, co  w  danej  chwili  dla  sprawy  wschodniej  miało  znaczenie.  Nie 
możemy  na  razie  dać  ścisłej  odpowiedzi,  czy  jego  wiadomości  geogra- 
ficzne i  poglądy  polityczne  były  pod  każdym  względem  zgodne  z  rze- 
czywistością; wiele  przesady,  niedokładności  i  nieuzasadnionych  wnio- 
sków i  analogii  uderza  w  oczy,  prawdopodobnie  jest  jeszcze  więcej 
usterek,  ale  ogółem  biorąc  Kalimach  przedstawia  się  nam  jako  rozpo- 
rządzający jak  na  owe  czasy  pierwszorzędnemi,  tak  co  do  rozmiarów 
jak  i  ścisłości  informacyami. 


^)  Że  nie  były  to  czcze  przechwałki  homanistyczne  w  zapale  oratorskim  wypo- 
wiadane, ale  silne  przekonanie  Kalimacha  poparte  zresztą  powszechną  w  Polsce  świa- 
domo6cią  potęgi  i  sił  dostatecznych  do  sprostania  takiemn  przeciwnikowi,  świadczy 
wyprawa  w<^oska  Jana  Olbrachta,  która  jeżeli  bezpośrednio  nie  była  przeciw  Tarcyi 
skierowana,  to  w  każdym  razie  pośrednio  liczyła  się  z  tą  ewentualnością. 

*)  Na  uwagę  szczeg'ólnie  zasługują  następujące  o  ludności  słowa:  £t  terrarum 
tanto  spatio  aequalis  est  gens  et  natio,  non  moribus,  nou  lingua,  non  institutis  varia, 
sed  omnium  diyinarum  humanarumąne  consensu  simul  et  iure  sociata,  cnius  si  studia, 
si  Yolnntates,  si  denique  ceu  conspirationem  quandam  in  omnibus  agitandi  rationibus 
spectes,  Yerias  domum  unam  et  familiam,  quam  nationem  dixerls.  U  Bizara  str.  396 
wiersz  16 — 20. 

')  Tutaj  zupełnie  inaczej  mówi  K.  o  drogach  prowadzących  z  nad  Dunaju  do 
Rumelii  niż  w  Historia  rerum  gestarum . . .  per  Wladislaum  Poloniae  et  Huugariae 
regem  (Mon.  Pol.  hist.  YI.  str.  143). 

*)  U  Bizara,  str.  373  w.  47.  Kalimach  chwali  się  swem  doświadczeniem  i  po- 
dróżami. 

*)  Tamże,  str.  380  w.  16,  381  w.  5*. 

^  Zeissberg,  Poln.  Oeschichtsschr.  str.  868. 


282  FRANCISZEK    BUJAK 


II.  Pamiętnik  janczara  Michała  Konstantynowicza  z  Ostrowicy. 

Ten  wielkiej  wagi  zabytek,  choć  różny  pod  względem  formy 
i  nastroju  literackiego  od  prac  Kalimacha,  łączy  się  z  niemi  treścią 
i  dlatego  tutaj  go  omówimy. 

Przechodził  on  różne  koleje  od  chwili  zainteresowania  się  nim. 
Pierwotnie  brano  u  nas  autora  nieznanego  z  imienia  za  Polaka,  a  czas 
powstania  pamiętnika  oznaczono  na  lata  około  r.  1500^),  później  za- 
uważono, że  wyszedł  on  już  w  r.  1565  w  Litomyślu  po  czesku,  nazwi- 
sko autora  i  jego  narodowość  były  już  na  pewno  znane.  Wobec  tego 
nastąpiła  tak  silna  reakcya,  iż  tekst  polski  uznano  za  tłómaczenie 
z  języka  czeskiego  2),  a  czas  powstania  jego  oznaczono  ze  względów 
filologicznych  na  drugą  połowę  XVI  w.  Dopiero  w  r.  1860  Józef 
Jińćek^)  wykazał,  że  polski  tekst  jest  źródłem  czeskiego  tłumaczenia, 
i  że  autor  nie  mógł  pisać  po  serbsku.  bo  wtedy  nikt  z  Serbów  we 
własnym  języku  nie  pisał.  Ponieważ  zaś  niema  żadnych  śladów  łaciń- 
skiego tekstu,  więc  uważa  tekst  polski  za  pierwotny  i  czas  jego  po- 
wstania naznacza  na  okres  1490 — 1516.  Nie  mając  pod  ręką  tekstu 
czeskiego,  nie  mogę  się  wdawać  w  samodzielne  badanie.  Argumenta 
podane  przez  Jirićka  przekonywują  mię^),  podnieść  jednak  muszę,  że 
w  jednym  z  rękopisów  opisywanych  przez  Trębickiego  znajduje  się 
wzmianka,  że  oryginał  był  pisanym  greckim  charakterem,  co  prawdo- 
podobnie ma  oznaczać  cyrylicę,  a  nadto  zwrócić  uwagę  na  tę  okoli- 
czność, że  znane  rękopisy  wywodzą  się  z  ruskich  stron  Rzplitej. 

Cenne  to  dzieło  zasługuje  koniecznie  na  nowe  wydanie  krytyczne. 
Jak  już  zaznaczyliśmy,  wydano  je  u  nas  dwa  razy  5),  ale  wcale  nie 
użyto  ani  wszystkich  znanych  rękopisów,  ani  czeskich  wydań  z  XVI  w., 


')  Wydanie  z  r.  1828  w  Zbiorae  pisarzów  polskich  Galęzowskiego  II.  5;  autorem 
tego  przypuszcsenia  jest  Ł.  Gk>Icbiow8ki  w  notatce  wstępnej  do  rękopisu  w  Moseom 
Czartoryskich. 

*)  Trębicki  w  Bibl.  Warsz.  1845  t.  m.  str.  229  i  nast.  i  Załuski  w  przedmo- 
wie do  II.  wydania  Pamiętnika  w  r.  1857. 

•)  W  ^Rozprawy  z  oboru  historie... **  Bocznik  I.  str.  1—9  cytow.  u  Zeissberga 
Poln.  G^schichtsschr.  str.  420,  który  uważa  3  znane  rękopisy  polskie  za  pochodzące 
z  Xyil.  w.  Co  do  rękopisu  Muzeum  Czartoryskich  (nr.  1588,  który  nazywają  Berdy- 
czowskim),  stwierdziłem,  że  pisany  jest  ręką  Xyi.  w.,  pisownia  również  wskazuje 
wiek  XVI. 

*)  Słowa  czeskie,  które  się  w  istocie  znajdują  w  polskim  tekście,  można  uważać 
za  objaw  teg^  silnego  wpływu  czeszczyzny  w  Polsce;  np.  na  pocz.  rozdz.  IX  siodłak 
(wieśniak),  wiborni  (wybornyj,  rozdz.  XI  pieszky  (pieszo). 

^)  Wydanie  trzecie  z  r.  1868  jest  tylko  na  karcie  tytułowej. 


KAŁIMACH  I  ZNAJOMOŚĆ  PAŃSTWA  TURECKIEGO  W  POLSCE.  283 

nadto  rękopis  Berdyczowski  (dziś  w  Muzeum  Czartor.  nr.  1588),  któ- 
rym się  posługiwano  do  druku,  ma  liczne  braki,  nie  dostaje  mu  końca 
i  wśród  tekstu  zaznacza  pisarz  kilkakrotnie  (rozdz.  40  i  41  i  inne). 
źe  brakuje  po  kilka  kart  już  w  źródle,  z  którego  przepisywał,  w  nim 
samym  jest  wydarty  koniec  3-go  rozdziału  i  początek  4-go  *),  tudzież 
kilka  innych  kart.  Rozporządzamy  więc  tekstem  niedostatecznym^ 
wskutek  czego  sąd  nasz  i  wnioski  na  nim  oparte  mogą  się  okazać 
zawodnymi;  ograniczyć  się  wobec  tego  należy  do  ogólnego  scharakte- 
ryzowania tego  pomnika. 

Polskie  wydania  zwą  go  dość  niewłaściwie  pamiętnikiem^ 
bo  osobiste  wspomnienia  i  przygody  autora  nie  wielką  w  nim  odgry- 
wają rolę;  trafniejsza  jest  może  nazwa  kroniki  lub  historyi,  jak  się 
zwie  w  czeskich  wydaniach.  Tytuł  ten  pochodzi  zapewne  od  autora, 
ale  i  on  nie  charakteryzuje  dokładnie  jego  dzieła.  Choć  bowiem  autor 
przedstawia  całe  dzieje  Turcyi,  powstanie  i  rozrost  tej  potęgi,  choć 
opowiada  wiele  wypraw  wojennych  na  podstawie  własnych  wspomnień^ 
to  jednak  za  główny  cel  postawił  sobie:  zaznajomić  Polskę  z  Turcy ą 
pod  każdym  względem,  głównie  oczywista  roztoczyć  przed  jej  oczami 
obraz  groźnej  potęgi  wojennej  Padyszacha,  sposobu  wojowania  i  orga- 
nizacyi  wojskowej  osmańskiej,  bo  niebezpieczeństwo  wojny  z  Turcyą 
ciągle  od  upadku  Konstantynopola  wisiało  nad  Polską.  On  zaś  szcze- 
gólnie nadawał  się  do  tego,  bo  długie  lata  spędził  w  służbie  tureckiej, 
jako  janczar,  zdobył  sobie  nawet  imię  zaufanego  i  dzielnego  wojownika, 
skoro  mu  poruczono  komendę  w  jednym  z  bośniackich  grodów,  był 
więc  wybornym  znawcą  wojskowych  stosunków  tureckich.  Nie  zado- 
wala się  też  samem  przedmiotowem  przedstawieniem,  ale  często  (np. 
w  rozdz.  40,  46)  daje  rady  i  nauki,  w  jaki  sposób  należy  podejmować 
walkę  z  tymi  wrogami  chrześcijaństwa,  wskazuje  słabe  strony  potęgi 
tureckiej,  która  nie  wydaje  się  mu  bynajmniej  jak  całemu  chrześci- 
jaństwu nieprzeliczoną  ani  niezwyciężoną,  choć  nie  posuwa  się  tak 
daleko  jak  Kalimach,  który  twierdzi,  że  całe  państwo  tureckie  niemal 
pustką  stoi.  Eksjanczar  nie  ubiegał  się  wyłącznie  o  laury  kronikarskie, 
ale  pisał  traktat  polityczno-geograficzny,  czyli,  jakbyśmy  dziś  powie- 
dzieli, memoryał  o  kwestyi  wschodniej.  Stwierdzają  to  jego  własne 
rfowa:  „I  będzie  o  tem  szerzej  powiedziano,  jako  a  którem  obyczajem 
by  to  zwycięstwo  za  pomocą  Bożą  nad  pogany  mogło  być  otrzymane"  *)• 
Tyczy    się    to    dokładnie    opracowanego    projektu    wielkiej    krucyaty 


^)  To  spowodowało   hr.  Załuskiego   wydawcy  U  wydania  do  opaaaczenia  poso- 
stałej  reszty  4rgo  rozdziała. 

*)  Wyd.  D.  (Turowskiego)  str.  67  rozdz.  18. 


284  FRANCISZEK    BUJAK 

W  celu  wypędzenia  Turków  z  Europy  i  Caro^j^ruuu.  Jt*st  on  obszerny 
i  por74dnie  ułożony,  co  chlubnie  świadczy  o  literackich  zdolnościach 
tego  janczara,  jeżeli  sam  był  redaktorem  swego  dzieła.  Ponieważ  z  ostrą 
krytyką  odzywa  się  o  papieżu  i  o  wszystkich  monarchach  zachodnich, 
a  z  uznaniem  dla  Olbrachta  *).  więc  wnosić  należy,  że  Polsce  przezna- 
czył w  tej  krucyacie  główną  rolę  i  kierownictwo. 

Oto  krótka  treść  jego  dzieła:  Pierwszy  rozdział  poświęca  autor 
charakterystyce  mahometanizmu  i  opisowi  jego  obrzędów,  drugi  jego 
powstaniu  tj.  legendom  o  Mahomecio  i  jego  zięciu  Alim,  trzeci  zaś 
nabożeństwu  codziennemu.  Trzy  następne  rozdziały  zawierają  bardzo 
ciekawe  streszczenia  dwu  mahometańskich  kazań  i  dysputy  teologi- 
cznej derwiszów,  których  słuchał  Konstantynowicz  w  meczecie,  a  roz- 
dział ósmy  traktuje  o  stosunkach  sułtana  do  poddanych.  Rozdziały 
od  9 -ego  do  37-ego  stanowią  część  historyczną  zawierającą  dzieje 
rozwoju  państwa  osmańskiego  od  bajecznych  początków  (Otman)  aż 
do  Bajazeta  II  z  głównym  uwzględnieniem  panowania  Murata  II 
i  Mahometa  III,  wplecione  są  także  znaczne  ustępy  z  dziejów  serbskich 
(rozdział  15 — 17  i  dalej  mniejsze  ustępy),  według  l^endy  opowiedziana 
jest  bitwa  na  Kosowem  Polu.  Dla  historyi  polskiej  ważne  są  rozdziały 
21  i  23.  opisujące  tureckie  wojny  Władysława  Warneńczyka  i  jego 
śmierć.  W  ciągu  tego  opowiadania  miał  autor  nieraz  sposobność  za- 
akcentować niektóre  wiadomości  charakteryzujące  Turcyę,  np.  o  pie- 
chocie dworskiej  (rozdz.  11),  o  azapach  (rozdz.  12),  o  derwiszach 
(rozdz.  22,  krótko,  ale  treściwie),  o  skarbach  i  dochodach  sułtana 
(rozdz.  36),  wreszcie  kilka  ustępów  malujących  jego  despotyzm.  Reszta 
t.  j.  rozdz.  od  38  do  47  zawierają  opis  wojskowości  tureckiej,  a  więc 
o  rodzajach  broni,  sztuce  oblężniczej  i  staczaniu  bitew,  a  w  szczegól- 
ności uwydatniają  stanowisko  i  znaczenie  janczarów  w  państwie  ture- 
ckiem,  oprócz  tego  malują  administracyę  państwową,  urządzenie  dworu 
cesarskiego,  stanowisko  i  usposobienie  chrześcijan  względem  ucisku 
tureckiego,  kończy  się  zaś  ustępem  charakteryzującym  Turków,  jako 
czartowskie  plemię,  niespokojne  jak  morze,  wiecznie  wojny  z  sąsia- 
dami toczące. 

Przyznać  trzeba,  że  kronikarska  strona  jest  daleko  obszerniejsza 
niż  część  opisowa  (28  rozdziałów  na  17  rozdz.)  do  tego  stopnia,  że 
można  powiedzieć,  iż  nadaje  ton  i  charakter  całości.  Należy  jednak 
mieć  na  względzie,  że  końca  tej  całości  brakuje.  Ostatni  rozdział  jest 
właśnie  jakby  wstępem  do  zapowiedzianego   szczegółowego   planu  kru- 


*)  Wyd.  II   (Turowskiego)   str.    54   i  56;   jest   wiec   pod   tym  względem    zgodnj 
2  pogl^ami  Kalimacha. 


KAŁIMACH  I  ZNAJOMOŚĆ  PAŃSTWA  TURECKIEGO  W  POLSCE.  285 

cyaty.  Również  zwrócić  należy  uwagę,  że  w  opowieści  historycznej 
musiał  autor  podać  i  zużytkować  dla  jej  objaśnienia  bardzo  wiele 
wiadomości,  któreby  bezsprzecznie  w  traktacie  ściśle  polityczno-geo- 
graficznym  uwzględnił.  Właśnie  za  stronę  dodatnią  i  za  zasługę  poczy- 
tać należy,  że  autor  starał  się  kwestyę  bałkańską  gruntownie,  gene- 
tycznie a  więc  historycznie  przedstawić  i  skreślić  także  instytucye 
państwa  tureckiego. 

Historya  tureckich  wypraw  wojennych  zwłaszcza  tych,  w  których 
sam  Konstantynowicz  brał  udział,  dała  mu  sposobność  do  poruszania 
kwestyi  topograficznych,  choć  nie  okazuje  on  wybitnego  zainteresowa- 
nia się  niemi.  Jako  janczar  pieszo  przebiegał  kilkakrotnie  półwysep 
bałkański  od  Morei  do  granic  Kroacyi  i  ujść  Dunaju;  nie  obcą  mu 
też  była  azyatycka  część  państwa  osmańskiego,  w  pochodach  przeciw 
perskiemu  Ussun-kassanowi  docierał  razem  z  całą  armią  turecką  do 
górnego  Eufratu,  oblegał  Trebizondę,  stał  nad  granicami  Georgii,  zdo- 
bywał wyspę  Mikilenechę  (Mitilene).  Wiadomości  jego  topograficzne 
nie  są  zbyt  liczne,  ani  zbyt  dokładne  co  do  szczegółów  ^).  albowiem 
dopiero  w  trzydzieści  kilka  lat  po  opuszczeniu  służby  tureckiej  spisy- 
wał swe  wspomnienia*),  ale  były  one  cenne  naówczas,  trzeba  bowiem 
pamiętać,  że  o  tych  stronach  prawie  wcale  nie  miano  współczesnych 
wiadomości.  I  później  nie  były  one  obfitsze,  lecz  posługiwano  się  ma- 
pami i  opisami  starożytnymi  tak,  że  dopiero  w  naszem  stuleciu  po- 
znano i  zbadano  półwysep  bałkański  i  Azyę  Mniejszą. 

Zwrócić  należy  uwagę  np.  na  początek  18-go  rozdziału,  gdzie 
jest  wzmianka  o  wielkim  hanie,  panu  tatarskim,  którego  stolica  Kataj 
leży  w  stronie  północno-wschodniej.  Potężny  ten  pan  zdobył  wiele 
krain  ku  zachodowi  słońca  leżących,  a  granice  swego  państwa  ozna- 
czać  kazał   kopcami   (kurhanami?).   Jest   to  dalekie   echo  powszechnie 


^)  Niekiedy  popełnia  błędy  np.  na  str.  128  (rozdz.  22)  opowiada  o  Jednej 
wielkiej  wodzie,  którą  zowią  Eafrat,  a  jest  rychło  i  wielka  rzeka  a  szeroka  jako 
Dnnaj,  a  ciecze  ku  północy  a  wpada  do  Czarnego  morza  jako  i  Dunaj  **.  Byó  moie, 
ma  ta  na  myśli  Kizyl-Jrmak.  Na  mapie  tradno  odszukać  miejscowości  wspomnianych 
prseień  z  powoda  błędnej  pisowni,  która  prawdopodobnie  nie  jest  jego  winą,  ale 
kopistów. 

Wyjątkowo  tylko  np.  w  M.  Azyi  Brussa,  Sinob,  Trapesont,  Engari  (Angora) 
nie  są  poprzekręcane. 

*)  Do  niewoli  tureckiej  dostał  się  po  upadku  Konstantynopola  (1453)  a  przed 
oblęieniem  Belgradu  (1456),  opowiadanie  właściwe  kończy  na  r.  1464,  póiniejsze  dzieje 
jai  tylko  pobieżnie  rekapitultge  i  roswija  poglądy  na  organizacyę  państwa  tureckiego. 
Opuścił  służbę  turecką  po  zdobyciu  Jajec  przez  Macieja  Korwina  25  grudnia  1463  r. 
Pisał  w  każdym  razie  przed  śmiercią  Bajazeta  II  w  r.  1509  r.  a  może  jeszcze  przed 
śmiercią  Jana  Olbrachta  1501. 


286  FRANCISZEK    BUJAK 

wówczas  znanej  książki  M.  Pola.  W  rozdziale  21  dość  dokładnie 
oznaczone  jest  itineraryum  Warneńczyka  w  pierwszej  wyprawie  bał- 
kańskiej, a  w  rozdz.  23  (str.  76)  znajduje  się  opis  pola  bitwy  pod 
Warną,  w  rozdz.  26  (str.  92.  94  i  96)  wiele  szczegółów  do  topografii 
Konstantynopola.  Nieco  więcej  opowiada  o  odleglejszych  stronach  np. 
o  Morei,  którą  Morajem  zowie,  „ziemia  to  piękna  i  żyzna,  cała  morzem 
oblana  oprócz  u  jednego  miasta  na  H  mile  włoskie,  co  się  morze  nie 
zeszło"  1),  nazwy  jednak  miast  są  poprzekręcane  (Korwo  =  Korono?). 
Stosunkowo  wiele  opowiada  o  Azyi  Mniejszej. 

Charakterystyczną  cechą  Konstantynowicza  jest  wybitna  skłon- 
ność do  legend  ludowych,  które  jednakże  kryją  na  dnie  prawdę  hi- 
storyczną, opowiadanie  jego  przypomina  też  poniekąd  historyczne  pieśni 
serbskie.  Typowym  tego  przykładem  jest  rozdział  18-ty,  zwłaszcza 
w  części  swej  środkowej.  Niekiedy  także  odzywają  się  u  niego  echa 
historyi  starożytnej  i  biblijnej,  opowiada  np.  o  powstaniu  Konstanty- 
nopola, wspomina  Daryusza  perskiego,  wieżę  Babel  i  Babilon. 

Jak  żywo  się  Polska  pod  koniec  XV  i  na  początku  XVI  w. 
interesowała  Turcyą  i  planami  wojny  tureckiej,  świadczy  pozostała 
literatura.  Mamy  jeszcze  do  omówienia  jedno  dzieło  do  tych  spraw 
się  odnoszące,  bardzo  cenne  a  będące  niejako  rezultatem  i  koroną 
dotychczasowych  na  tern  polu  usiłowań. 


III.  Opis  potęgi  tureclciej.  (Descriptio  potentiae  Turciae  et  Ordlnatlo 

belli  contra  illam  1514). 

Sławne  są  relacye  weneckich  i  rzymskich  posłów  o  innych  pań- 
stwach europejskich  i  bardzo  ważne  dla  geografii  historycznej.  Że 
i  Polacy  ich  musieli  naśladować,  choć  może  mniej  skrupulatnie  i  pe- 
dantycznie 2),  przekonywa  nas  list  Zygmunta  I.  do  papieża  Leona  X^ 
którego  treść  jest  następująca.  „Zachęcasz  nas.  Wasza  Świątobliwość, 
do  wojny  przeciw  Turkom,  przesyłam  tedy  dokładny  opis  potęgi 
tego  kraju,  z  którego  łatwo  przejrzeć,  że  potrzeba  zjednoczonych  sił 
całego  chrześcijaństwa  i  wielkich  skarbów  do  takiego  przedsięwzięcia  ^). 
Opis  ten   znajduje  się   w  III  tomie   Tomicyanów  (str.  168 — 181)  wy- 


*)  Mowa  tu  o  Istmie  Korynckim  —  wydania  Turowskiego  str.  112. 

*)  1  Polska  od  pocz.  XVI  w.  miewała  czas  dtatazy  swjoh  reprezentantów 
a  obcych  dworów,  np.  Dantjszek  catomi  latami  siedział  w  Hiszpanii,  jednakie  nie 
znamy  dotąd  żadnych  takich  relacyi  poselskich. 

')  Grabowski,  Starożytności  hist.  pol.  tom  ii.  str.  1. 


KAŁIMACH  1  ZNAJOMOŚĆ  PAŃSTWA  TURBCKIBOO  W  P0L8CB.  287 

drukowany  jako  mowa  Wawrzyńca  Miedzieleskiego  ^)j  posła  (orator) 
królewskiego,  do  papieża  zwrócona.  Był  to  więc  memoryał  zredagowany 
w  kancelaryi  królewskiej  przez  najwyższych  urzędników  na  podstawie 
wiadomości  zebranych  przez  funkcyonaryuszów  polskich  (posłów,  agen- 
tów, szpiegów)  *)  w  państwie  tureckiem,  odczytany  przez  posła  a  na- 
stępnie złożony  w  papieskiej  kancelaryi  do  spraw  politycznych.  Świetny 
projekt  Kalimacha  wypędzenia  Turków  siłami  samej  Polski  przypo- 
mniano sobie  w  Rzymie  i  przedstawiono  go  Polsce,  która  jednak  za- 
jęta kłopotami  u  swych  wschodnich  granic  powróciła  obecnie  do 
powszechnej  opinii,  wyznawanej  dawniej  przez  Kuryę,  że  do  wypę- 
dzenia Turków  z  Europy  potrzeba  sił  całego  chrześcijaństwa. 

Pomijamy  tu  czysto  praktyczną  część  tej  relacyi  odnoszącą  się 
do  projektu  wojny  z  Turcyą  pod  naczelnem  dowództwem  króla  Zyg- 
munta I,  a  zwrócimy  uwagę  jedynie  na  sam  zasób  informacyi  o  pań- 
stwie tureckiem.  Daje  ona  nam  pogląd  na  stan  znajomości  ziem  obcych 
w  Polsce,  a  znajomość  ta  była  istotnie  niepospolita,  wprost  zdumiewa- 
jąca. Jeżeli  porównamy  ją  z  relacyami  weneckiemi  lub  rzymskiemi, 
to  z  całem  przeświadczeniem  możemy  przyznać,  że  stoi  na  równym 
z  niemi  poziomie  i  przynosi  zaszczyt  naszej  służbie  dyplomatycznej. 
Widnokrąg  jej  polityczny  i  geograficzny  jest  rozległy,  sięga  bowiem 
od  Szkocyi  i  Portugalii  na  zachodzie,  po  Szwecyę,  Moskwę  i  Persyę 
na  wschodzie,  a  na  południe  po  Egipt  i  Arabię  szczęśliwą.  Ogromna 
ilość  szczegółów  zawartych  w  tym  memoryale  wydaje  się  ścisłą  i  praw- 
dziwą i  budzi  zupełne  zaufanie,  tembardziej,  że  niema  tu  prawie 
tych  retorycznych  zwrotów  i  superlatywów  humanistycznych,  które 
każą  się  krytycznie  i  ostrożnie  zapatrywać  na  wiadomości  zgroma- 
dzone u  Kalimacha  *)j  ale  styl  rzeczowy,  chłodny,  niemal  suchy. 

Z  natury  swej  zajmuje  się  memoryał  niniejszy  głównie  stosun- 
kami wojskowymi  i  potęgą  wojenną  Turcyi.  A  więc  omawia  jej  skład 
etnograficzny,  liczbę  wojska,  rodzaje  broni  i  daje  przytem  wyborny 
pogląd  na  ówczesny  stan  Tatarów,  dobitnie  wskazujący,  jak  dokładnie 
kancelarya  królewska  w  Krakowie  była  o  sprawach  krymskich  poin- 
formowana ;  opisuje  mianowicie  ich  podział  polityczny,  sposób  koczo- 
wania i  wojowania,  podaje  liczbę  mężczyzn  dorosłych  i  wyjaśnia  zna- 
czenie Tatarów  dobrudzkich.  Dalej  omawia  położenie  i  siłę  hospodarstw 


')  Finkel  w  Bibliografii  swej  zwie  go  NiedzielBkim. 

*)  Zygmunt  Btara}  się  prsj  każdej  sposobnoftoi  o  informacje,  np.  1510  r.  poalo- 
^16  jego  brata  Władysława  do  Bohdana  mołdawskiego  „noritates  Constantinopolitanas 
eidem  regi  Poloniae  notificanf.  Wisłocki,  Incimabnla  typograpłiica.  Krak.  1900  str.  441* 

*)  Zauważyć  należy,  że  autor  tej  relacyi  nie  waha  sie  powiedzieć  za  staroży- 
tnymi, że  Wisła  dzieli  Germanią  od  Sarmacyi. 


288  FRANCISZEK    BUJAK 

lennych  Mołdawii  i  Multan,  które  to  ostatnie  nazwane  jest  także  be- 
sarabskiem,  z  czego  wynika  pewna  niejasność,  albowiem  do  Besarabii 
nie  mogą  się  odnosić  słowa:  „quae  intra  montes  Hungariae  situatur*', 
lecz  tylko  do  Multan  samych.  Po  tyra  zewn(^»trznym  opisie  potęgi  po- 
gańskiej przechodzi  memoryał  do  rozważenia  jej  podstaw,  uważając 
zaś  za  najsilniejszą  podstawę  administracyę  polityczną,  kreśli  jej 
przejrzysty  obraz,  następnie  wyłuszcza,  w  jaki  sposób  przygotowuje 
się  i  kształci  młodzież,  mająca  się  poświęcić  słnźbie  państwowej  i  sta- 
nowić gwardyę  sułtańską.  w  końcu  omawia  źródła  dochodów  sułtana 
i  stosunek  chrześcijan  do  mahometan. 

Porównanie  memoryału  z  r.  1514  z  mową  Kalimacha  wygłoszoną 
w  r.  1490  pokazuje  identyczność  ich  treści:  oba  pisma  zajmują  się 
planami  wojen  z  Turcyą  pod  egidą  Kuryi  rzymskiej  i  w  tym  celu 
opisują  potęgę  militarną  Turcyi.  Ale  gdy  Kalimach  nizko  ją  ceni, 
memoryał  późniejszy,  jakby  odpowiednio  do  ponownego  wzmożenia 
się  energii  zaborczej  za-  Solimana  W.  stara  się  ją  we  właściwem  świetle 
przedstawić,  ani  nie  przeceniać  ani  nie  obniżać;  gdy  tamten  dla  swej 
natury  literackiej,  dla  pięknej  formy  poświęca  ścisłość,  ten  dba  tylko 
o  poprawność  stylu,  to  też  każde  jego  słowo  ma  znaczenie,  skutkiem 
tego  w  daleko  krótszej  formie,  podaje  daleko  więcej  informacyi  ^), 
a  kontury  jego  zarysu  są  znacznie  wyrazistsze  i  bardziej  określone. 
Jednem  słowem  memoryał  Zygmunta  I.  stoi  daleko  wyżej  pod  wzglę- 
dem naukowym,  niż  mowa  Kalimacha. 

Widzimy  więc,  że  znajomość  państwa  tureckiego  w  Polsce  szybko 
i  stale  wzrasta,  a  wyrabia  się  trzeźwiej szy  i  trafniejszy  na  nie  pogląd. 
Zainteresowanie  to  jednakże  rozwija  się  ciągle  w  kierunku  prakty- 
cznym; obawa,  groza  najazdu  jest  jego  źródłem,  nie  zapał  badawczy, 
nie  sama  żądza  wiedzy,  która  kierowała  Miechowitą,  Wapowskim, 
Samickim  i  innymi.  Chronologicznie  najbliższem  pismem  polskiem  do 
Turcyi  się  odnoszącem  jest  cenny  opis  podróży  Taranowskiego  do 
Turcyi  i  odpowiednie  rozdziały  Kroniki  świata  M.  Bielskiego. 


')  Bogactwo  Bzczeg<^ów  a  stosankowe  ubóntwo  słów  atradnia  streBzczenie  do- 
kładniejsze, bo  niewiadomo,  na  co  połoiyć  większy  nacisk,  co  awydatni6  a  co  pominąć 
należy;  streszczenie  takie  dostatecznie  i  niejednostronnie  informujące  o  całości  musiałoby 
być  znacznie  obszerniejsze  od  streszczenia  mowy  Kalimacha. 


Sądy  ziemskie  i  grodzkie  w  wiekach  średnich. 

I.  Województwo  Krakowskie. 
(1374—1501) 

Napisaf 

Dr.  Stanisław  Kutrzeba. 


Przedmiot  naszej  pracy  stanowi  historya  organizacyi  sądów  ziem- 
skich i  grodzkich  w  Polsce,  oparta  na  zbadaniu  średniowiecznych  ksiąg 
tych  sądów.  Przedstawiamy  więc  obraz  tej  jurysdykcyi,  która  jest 
zwyczajną,  przedewszystkiem  dla  szlachty,  z  wykluczeniem  wszystkich 
sądów,  które  wobec  tych  uchodzić  muszą  za  wyjątkowe,  jak:  sądy 
kościelne,  prawa  niemieckiego  w  miastach  i  po  wsiach,  patrymo- 
nialne  i  t  d. 

Kwestya  organizacyi  sądów  ziemskich  i  grodzkich  nie  została 
dotąd  należycie  zbadaną.  Zajmują  się  nią  w  większej  mierze: 

senator  Romuald  Hubę:  Prawo  polskie  XrV  w.  Sądy  i  ich  pra- 
ktyka pod  koniec  XIV  w., 

prof.  Piekosiński:  Sądownictwo  polskie  w  wiekach  średnich, 

Rafał  Firlej :  Die  Gerichtsyerfassung  Polens  (1333—1672).  Berlin. 
1892. 
Niektórych  kwestyi  dotyka  ubocznie: 

prof.  Balzer:  Geneza  trybunału  koronnego. 

Nie  wystarcza  to  jednak.  Tylko  senator  Hubę  i  prof.  Balzer 
wciągają  w  swój  zakres  źródła  praktyki,  t.  j.  nasze  księgi  sądowe. 

Bompnwj  Wyda.  hlat.-fllos.  T.  ZŁ.  4q 


290  STANISŁAW    KUTRZEBA 

Lecz  pierwszy  obejmuje  w  swem  dziele  wyłącznie  tylko  wiek  XIV, 
drugi  potrąca  jedynie  o  te  kwestye,  by  wyjaśnić  stosunki  XVI 
stulecia. 

Firlej  i  prof.  Piekosiński  obejmują  wprawdzie  cały  okres,  z  re- 
guły jednak  uwzględniają  wyłącznie  ustawy,  prof.  Piekosiński  także 
dokumenty.    Z  ksiąg  sądowych,  nawet  z  ogłoszonych,  nie  korzystali. 

Z  dzieł  polskich,  które  opracowują  ten  sam  temat  monograficznie 
dla  pewnych  części  Polski,  wymienić  możemy  dwa  tylko: 

Dunin:  Dawne  prawo  mazowieckie, 

Bostel:  Sądownictwo  oświęcimskie  i  Zatorskie. 
Obie  tf  monografie   tyczą   się   dwóch    prowincyi,   które   rozwijały  się 
w   specyalnych    warunkach,   gdzie   odrębnie   się    ukształtowały    także 
stosunki  sądowe.  Tylko  druga  oparta  jest  na  księgach  sądowych.  Do 
dzielnic  właściwej  Polski  nie  mamy  zgoła  żadnej  monografii. 

Aż  nadto  więc  usprawiedliwiona  jest  ta  praca,  która  ma  podać 
dokładny  obraz  urządzeń  sądowych  i  ich  rozwoju  w  jednostce  ustroju, 
jaką  dla  sądów  stanowiło  województwo.  Wybraliśmy  zaś  przedewszyst- 
kiem  województwo  krakowskie  dla  takiego  opracowania  z  tego  powodu, 
iż  jest  ono  w  każdym  razie  województwem  naj  ważniej szem  w  Polsce, 
a  zwłaszcza  typowem  dla  Małopolski  i  Rusi,  które  mają  mniej  więcej 
jednakie  urządzenia  sądowe,  w  przeciwieństwie  do  Wielkopolski,  idącej 
innymi  torami.  Dość  spojrzeć  na  poszczególne  przywileje  nieszawskie, 
zwłaszc/a  na  te  ich  rozdziały,  które  zawierają  kilka  bardzo  ważnych 
reform  sądowych,  by  stwierdzić,  jak  wybitne  różnice  zachodzą  między 
temi  dwiema  częściami  Polski,  gdy  przeciwnie  dla  Małopolski  i  Rusi 
jednakie  mniej  więcej  zawierają  one  postanowienia. 

Drugi  wzgląd  —  to  olbrzymi  zasób  materyału,  tyczącego  się  tego 
właśnie  województwa.  Zapewne  żadne  inne  nie  posiada  ani  tylu,  ani 
tak  dobrze  zachowanych  ksiąg  Część  ich.  oczywiście  bardzo  drobną, 
ale  dobrze  wybraną,  ogłosił  od  dawna  Helcel  (Starodawne  prawa  pol- 
skiego pomniki,  t.  II).  My  zaś  mogliśmy  z  łatwością  korzystać  z  tak 
obfitego  zasobu  archiwum  krajowego  aktów  grodzkich  i  ziemskich  w  Kra- 
kowie. Przeglądnęliśmy  też  zarówno  księgi,  których  Helcel  zupełnie 
nie  znał,  n.  p.  czchowskie  i  bieckie,  jak  i  te,  z  których  korzystał. 
Wybierając  bowiem  z  tak  olbrzymiego  zasobu,  musiał  się  bardzo  ogcra- 
niczać,  dał  też  tylko  część  teico,  co  koniecznie  uwzględnić  należy. 
Zadna  praca,  monograficzna  zwłaszcza,  dotycząca  stosunków  prawnych 
województwa  krakowskiego,  nie  będzie  się  też  mogła  obejść  bez  tych 
poszukiwań  archiwalnych,  mianowicie  o  ile  chodzi  o  czas  od  r.  1400. 
Po  rok  1400  wydawnictwo   prof.  Uianowskiego   objęło   wszystko,   co 


SĄDY   ZIEMSKI1B    I    ORODZKIB   W    WIEKACH    ÓRBDNIOH  S9ł 

można  było  odnaleźli,  tak,  iż  czyni  zupełnie  zbytecznem  odwoływanie  się 
do  oryginałów  (Star.  pr.  p.  pomniki,  t   VIII)  ^). 

W  takiej  pracy,  jak  nasza,  która  ma  podać  główne  linie  i  zarysy 
nrządzeń  i  rozwoju,  często  nie  podobna  było  podawaó  dokładnie  źródeł, 
skąd  zaczerpnięta  pewna  wiadomość,  kiedy  na  poparcie  pewnego  twier- 
dzenia trzebaby  przyt4»czyć  dziesiątki,  a  nawet  nieraz  statki  miejsc, 
gdzie  ten  sam  fakt  się  powtarza.  Z  tego  też  powodu  nie  dokumentuję 
nieraz  ściśle  twierd/eń,  ale  podaję  jedynie  tomy,  bez  stronicy,  lub  tylko 
cytatów  kilka,  jako  przykład  By  uzupełnić  więc  te  twierdzenia,  wy- 
robione po  większej  części  na  f)od8tawie  cJbrzymiego  materyału,  ogło- 
simy osobno  wybór  zapisek,  które  objaśnijiją  nam  organizacyę  sądów 
ziemskich  i  grodzkich,  zebranych  w  księgach  wszystkich  województw, 
tak,  iź  ten  wybór  służyć  będzie  do  umotywowaniu  naszych  zapatry- 
wań i  zastąpi  w  części  Lrak  cytłttów. 

Usprawiedliwić  należy  jeszcze  jedno,  t.  j.  granice  naszej  pracy. 
Obj<^4iśmy  okres  lat  stu  kilkudziesięciu,  dokładniej  od  r.  1374—1501. 
Końcowa  granica  —  oczywiście  niezupełnie  ścisła,  jak  tego  przy  po- 
dobnych badaniach  nie  podobna  wymagać  nie  potrzebuje,  sądzę, 
usprawiedliwienia.  Trzeba  go  dla  daty  pierwszej.  W  obecnej  prucy 
chcemy  przedstawić  obraz  stosunków  sądowych  średniowiecznych  już 
rozwiniętych  i  wydoskonalonych.  Dopiero  wtedy,  kiedy  zna  się  osta- 
teczny rozwój,  można  bezpieczniej  przystępować  do  opracowania  zawsze 
mniej  pewnych,  niejasnych  zwykle  s^tadyów  rozwoju  danych  instytu- 
cyi,  ich  gmezy.  Z  te^o  właśnie  powodu  rozpoczynamy  pracę  od  chwili, 
kiedy  pojawiają  się  nasze  księgi  s^^dowe,  główna  podstawa  do  badań 
nad  ustrojem  sądownictwa.  A  krakowskie  sięgają  tego  właśnie  roku 
1374.  One  też  stanowią  podstawę  naszych  studyów,  choć  oczywiście 
staramy  się  uwzględnić  także  wszystkie  inne  źródła,  zresztą  tylko  nie- 
wielkiego wobec  ogromu  pierwszych  dostarczające  materyału  Na  g^ 
nezę  może  przyjść  kolej  dopiero  później;  a  trzeba  ją  b<^*dzie  opraco- 
wywać ze  względu  na  całą  Polskę,  bo  źródeł  zbyt  mało,  by  na  ich 
podstawie  kreślić  niepewny  obraz  stosunków  dla  jednego  tylko  woje- 
wództwa. 

Jest  to  pierwsza  część  naszej  pracy.  W  podobny  sposób  będziemy 
się  starali  opracować  inne  województwa,  Uwzgl(^dniamy  tu  tylko  sam 
szkielet  organizacyi  sądów.  Kwestyi  kompetencyi  na  razie  zupełnie  nie 
dotykamy. 


^)    Niewydan^    joBt    jedynie    najataraza    kaięga    proaiow^ka,    majdajj^ca   aic 
w  Waraiawie. 

19* 


292  STANISŁAW   KUTRZEBA 

Serdeczne  podziękowanie  niech  mi  tn  wolno  będzie  złożyć  JWPP. 
prof.  B.  Ulanowskiemu  za  zachętę  do  tej  pracy,  prof.  Piekosińskiemn 
i  Dr.  Kniaziołuckiemu  za  łaskawe  ułatwienia  w  żmudnej  robocie  w  ar- 
chiwum krajowem  aktów  ziemskich  i  grodzkich  w  Krakowie^). 


-*•*-€• 


Część  I.  Sądy  ziemskie. 

Do  sądów  ziemskich  zaliczamy  trzy  główne  rodzaje  sądów: 

1)  roczki,  t.  j.  sądy  powiatowe  (iudicia  terrestria), 

2)  wiece  (coUoąuia),  które  w  województwie  krakowskiem  zbierają 
się  tylko  w  stolicy, 

3)  sądy  królewskie  (iudicia  in  curia),  o  ile  tyczą  się  tegoż  wo- 
jewództwa. Ze  względu  na  to,  iż  sąd  królewski  stoi  także  ponad  są- 
dami grodzkimi,  mówić  będziemy  o  nim  dopiero  w  części  trzeciej. 

W  tej  części  omawiamy  nadto  jeszcze 

4)  sąd  podkomorski,  który  jest  sądem  ziemskim,  lecz  tylko  dla 
pewnych  spraw,  mianowicie  granicznych. 


Rozdział   I.    Roczki. 

A).  Podział  na  powiały, 

W  r.  1466  wymienia  księga  krakowska  wszystkie  powiaty  są- 
dowe ^,  które  składają  województwo  krakowskie.  Jest  tych  powiatów 
sześć,  a  mianowicie: 

1)  krakowski  (cracoyiensis), 

2)  proszowski  (proschoyiensis), 

3)  ksiąski  (xanzensis), 

4)  lelowski  (leloyiensis), 

5)  czchowski  (czchoyiensis), 

6)  biecki  (beczensis). 

Miejscowościami,  w  których  zasiada  sąd,  są  z  reguły  miasta 
i  miasteczka,  od  których  otrzymały  te  powiaty  swoje  nazwy,  a  więo: 


^)  Skrócenia  cytatów  p.  w  dodatkach  na  końcu. 
*)  H.  n,  atr.  711. 


SĄDY    ZUBMSKIB    I    OBODZKIE    W    WIEKACH   ŚREDNICH  293 

SIraków,  Proszowice,  Xiąź,  Lelów,  Czchów  i  Biecz.  Jeśli  jednak  bę- 
dziemy przeglądać  księgi,  to  się  pokaże,  iż  sądy  te  zasiadały  także 
i  w  innych  miejscowościach,  jak:  Włodzisław  (Wladislavia),  Żarnowiec 
i  Wojnicz.  Nie  tak  jasno  przedstawia  się  ta  kwestya,  jakby  się  zda- 
wać mogło,  zwłaszcza  z  tego  powodu,  iż  zapiski  nieraz  nie  są  jasne. 
We  Włodzisławiu  spotykamy  roczki  tylko  w  końcu  XIV  i  początko- 
wych latach  XV  wieku  *),  w  Żarnowcu  również  w  tym  czasie  *),  a  po 
raz  wtóry  w  drugiej  połowie  tegoż  stulecia  przez  lat  kilkanaście^). 
Również  wtedy  pojawiają  się  także  roki  w  Wojniczu  *),  by  znów 
wkrótce  zniknąć. 

Z  ksiąg  sądowych  występują  od  końca  XIV  w.  wybitnie  dwa  po- 
wiaty: krakowski  i  proszowski.  E^rakowski  jeden  nigdy  swej  siedziby 
nie  zmienił;  raz  tylko  zdarzyło  się,  iż  roczki  z  powodu  zarazy  odbyły 
się  nie  w  Krakowie,  lecz  w  Proszowicach^). 

Inaczej  z  dwoma  dalszymi  powiatami ,  lelowskim  i  ksią  skim.  Tu 
najwięcej  trudności.  Na  pierwszy  rzut  oka  widoczna,  że  roczki  wło- 
dzisławskie  i  żarnowieckie  zostają  w  bliższym  stosunku  do  lelowskich 
i  ksiąskich.  Pojawiają  się  one  przez  czas  tylko  krótki:  włodzisław- 
skie  po  raz  pierwszy  w  r.  1381,  po  raz  ostatni  w  r.  1407,  żarno- 
wieckie istnieją  od  r.  1388  do  1407.  Oczywiście  daty  niezupełnie  pe- 
wne, zwłaszcza  co  do  dat  końcowych,  gdyż  po  roku  1406  jest  w  księ- 
gach luka  lat  kilku.  Tyle  napewno  można  twierdzić,  że  znikają  te 
roki  pod  koniec  pierwszego  dziesiątka  lat  XV  stulecia.  Zostają  tylko 
roki  ksiąskie^  —  najdawniejsze  znane  z  r.  1376^)  i  lelowskie®,  — 
poczynające  się  w  znanych  źródłach  z  rokiem  1394  ^). 


*)  Po  raz  pierwszy  17  sierpnia  1381  Ul.  p.  3d.  Po  raz  ostatni  spotykamy  się 
z  nimi  w  r.  1407.  terr.  lei.  I.  Księga  ta,  to  tylko  kilka  defektownych  poszytów. 
Wobec  tego,  że  w  następnych  księgach,  zwłaszcza  w  księskich,  zaczynających  się 
od  r.  1409  i  już  kompletnych  prawie,  niema  wzmianek  o  WłodzisZawia ,  moina 
prsyjąć,  ie  te  roczki  przestały  się  odprawiać  przed  r.  1409.  terr.  pro8z.  I. 

*)  Po  raz  pierwszy  31  sierpnia  1388  r.  Ul.  p.  270,  po  raz  ostatni  w  r.  1407 
terr.  lei.  I.  Wobec  tego,  że  nie  ma  o  nich  wzmianek  w  następnej  lelowskiej  księdze, 
która  zaczyna  się  z  r.  1411,  masiały  one  astać  przed  tym  rokiem  terr.  lei.  II. 

")  Szerzej  o  tem  mówimy  niżej. 

*)  Szerzej  o  tem  mówimy  niżej. 

')  Termini  faerant  oontinuati,  qai  Gracovie  celebrari  debaerunt,  sed  propter 
pestem  qne  tanc  Talde  Cracoyie  Yigebat,  in  Proschoricze  positi  faerant.  H.  U.  p.  721 
(22  września  1466). 

^  terr.  prósz.  I.  od  r.  1409,  zawierająca  i  roki  ksiąskie. 

Ó  Ul.  p.  2. 

*)  terr.  lei.  I.  od  r.  1411. 

»)  Ul.  p.  365. 


294  STANIMiAW    KUTRZEBA 

Porównanie  zapisek  z  roczków  ksiąskich  i  włodzisławskich  wy- 
kazuje, iż  odnoszą  się  one  do  tego  samego  powiatu.  Widoczna  to  prze- 
dewszystkiem  z  tego,  iż  jedne  roki  zastępują  drugie.  Tak  spoty- 
kamy raz  wzmiankę,  która  wskazuje,  że  chodzi  tylko  o  zmianę  miej- 
sca, gdzie  sąd  będzie  zasiadał.  W  roku  1381  14  sierpnia  notuje 
księga,  że  następne  roczki  odbędą  się  nie  we  Włodzisławiu ,  lecz 
w  Książu,  i  to  właśnie  w  dniu,  na  który  przypadłyby  roki  ksiąskie  ^). 
Jeśli  sprawdzamy  daty,  to  widzimy,  że  roki,  tak  włodzisławskie,  jak 
ksiąskie,  przypadają  na  ten  sam  dzień  tygodnia  —  każdy  powiat 
ma  pewne  ulubione  dni  roczków  —  a  nawet  na  te  same  daty  ').  Jeśli 
przez  pewien  czas  odbywają  się  roki  w  Książu,  niema  roków  we 
Włodzisławiu  ^),  i  naodwrót,  co  trudnoby  było  przypisywać  tylko  za- 
ginięciu ksiąg.  Jeśli  ustają  ksiąskie,  w  tę  samą  księgę  dalej  wpisują 
się  włodzisławskie  i  naodwrót*).  Wszystko  to  dowodzi,  iż  nie  mamy  do 
czynienia  z  dwoma  powiatami,  lecz  że  jest  tylko  jeden  powiat,  który 
później  nosi  stale  nazwę  ksiąskiego,  mający  dwie  miejscowości,  w  któ- 
rych zwykły  dbywać  się  sądy:  Książ  i  Włodzisław.  Zmiana  miejsca 
sądu  nie  odbywa  się  przecież  regularnie  naprzemian  w  obu  tych  miej- 
scach, lecz  przez  czas  dłuższy,  kilkomiesięczny ,  w  jednem,  poczem 
sądy  znów  odprawiają  się  w  dru«;iem,  znowu  przez  znaczniejszy  prze- 
ciąg czasu.  Zmiana  zależy  od  woli  sądu,  który  zapowiada,  że  ona  na- 
stąpi. Niema  co  do  tego  żadnych  stałych  reguł. 

Jeszcze  trudniej  załatwić  kwestyę  Żarnowca.  Tyle  pewna,  że  nie 
tworzy  on  osobnego  powiatu.  Od  połowy  r.  1390  do  początku  r.  1394 
zachodzi  w  księgach  krakowskich  znaczna  luka.  Przed  tą  luką,  jak 
z  zapisek  widoczna,  sąd  żarnowiecki  zajmuje  wobec  ksiąskiego  takie 
stanowisko,  jak  włodzisławski.  Z  Książa  naznaczane  bywają  następne 
roczki  w  Żarnowcu^),  daty  roczków  żarnowieckich  przypadają  na  te 
dni,  kit-dy  odbywać  powinny  się  roczki  ksiąskie^.  Kiedy  są  jedne, 
niema  drugich ').  Zaliczyćby  więc  trzeba  i  te  roczki  do  powiatu 
ksiąskiego.  Co  więcej,  odkąd  pojawia  się  Żarnowiec,  jako  miejsce  zbi^ 
ranią  się  sądu,  znika  Włodzisław.  Możnaby  to  łatwo  wytłomaczyć,  ii 


)  Z  14  września  na  28  t.  m.,  a  właśnie  włodzisławskie  odbjwalj  się  co  dwa 
tygodnie.  Ul.  p.  41. 

*)  Na  trzeci  dzień  po  proszowskich  np.  Ul.  p.  142,  143,  144  i  146,  nadto  ta- 
blice roków.  Ul.  p.  2l»-23». 

")  p.  tę  tablicę. 

*)  p.  tablicę  Ul.  p.  14*. 

»)  Ul.  p.  266. 

•)  Ul.  p.  23*— 24». 

O  ib. 


SĄDY    ZIEM8KIB    I    6R0DZKIB    W   WIEKACH    ŚREDNICH  295 

ze  względu  na  położenie  tych  miast  zamiast  w  Książu  i  Włodzisła- 
wiu,  zaczęto  od  r.  1388  odprawiać  roczki  w  Książu  i  Żarnowcu,  by 
ułatwić  ludności  udział  w  sądach.  A  przypuszczenie  to  jeszcze  zyska 
na  prawdopodobieństwie  w  dalszem  badaniu. 

Po  luce  w  księgach,  tj.  od  początku  r.  1394,  już  jest  inaczej. 
Jak  mówiliśmy,  pojawiają  się  wtedy  roczki  lelowskie,  z  którymi  po- 
przednio się  nie  spotykaliśmy.  Roczki  żarnowieckie  zajmują  odtąd 
wobec  tego  sądu  to  stanowisko,  jakie  miały  poprzednio  wobec  rocz- 
ków ksiąskich.  Wszystko,  co  wyżej  powiedzieliśmy,  można  tu  powtó- 
rzyć, podstawiając  tylko  Lelów  w  miejsce  Książa  *).  Tylko  dowody 
są  znacznie  jaśniejsze,  dobitniejsze,  tak  iż  ta  kwestya  żadnej  nie  ulega 
już  wątpliwości.  Możemy  więc  stwierdzić,  że  od  r.  1394  istnieje  po- 
wiat, który  no:ji  później  stale  nazwę  lelowskiego,  a  posiada  dwa  miej- 
sca, w  których  zbiera  się  sąd  ziemski,  tj.  Lelów  i  Żarnowiec.  Jak 
tam,  i  tu  także  sądy  odbywają  się  nie  naprzemian  w  tych  miejsco- 
wościach, ale  najpierw  przez  czas  dłuższy  w  jednej  z  nich,  a  potem 
przenoszą  się  do  drugiej,  znowu  na  okres  kilkomiesięczny. 

Zachodzi  więc,  jak  widzimy,  znaczna  różnica  w  stosunkach  przed 
r.  1390  a  od  r.  1 394.  Trudność  w  rozwiązaniu  stanowią  te  roczki  żar- 
nowieckie, które  poprzednio  były  roczkami  powiiitu  ksiąskiego,  a  po- 
tem liczą  się  do  powiatu  lelowskiego. 

Różnicę  tę  możnaby    wytłomaczyć  w  taki    sposób.    Roczków  le- 
lowskich,  ani  wzmianek  o  sądach  w  Lelowie  do  r.  1394  zupełnie  nie 
spotykamy.  Wprawdzie  nie  mamy  wszystkich  ksiąg  sądowych,  które 
zostały  spisane  w  ciągu  tego  czasu,   jednak  materyał  już  jest  bardzo 
obfity,  tak   iż  milczenie  źródeł  tak  stałe  o  roczkach    lelowskich  może 
naprowadzić  nas  na  domysł,    czy  w  ogóle    poprzednio   one   istniały? 
Zdaje  nam  się,  że  śmiało  można  się  oświadczyć  za  tem,  że  nie.  Wobec 
tego  przypuścićby  należało,  że  przed  r.  1394  Kraków  posiadał  (prócz 
dwu  powiatów  dalszych,  czchowskiego  i  bieckiego)  powiaty:  krakow- 
ski,  proszowski  i  trzeci,  który  nazywajmy  na  razie  ksiąskim.  Pierwsze 
dwa    miały    stałe   miejsca   zbierania  się   roczków,   trzeci,   bardzo  ob- 
szerny, bo  obejmował  dwa  późniejsze  powiaty,  ksiąski  i  lelowski,  po- 
siadał dwa  miejsca  zbierania  się  roków,   Książ  i  Włodzisław.    Wobec 
tego,    iż  mieszkańcom   późniejszego   powiatu   lelowskiego    nie  były  te 
miejsce  zbyt  dogodne*),    przeprowadzają   w   r.  1388    zmianę.     Odtąd 

*)  Z  Lelowa  roczki  bywają  odsyłane  do  Żarnowca.  Ul.  p.  H68,  terr.  lei  I.  pod 
datą  23  sept.  1406,  naodwrót  z  Żarnowca  do  Lelowa.  Ul.  p.  373.     Nigdy  się  z  Bob% 
nie  •chodsą.  Ul.  p.  3Q*  i  37*  i  terr.  lei.  I.  Wpisywane  S2}  w  jedną  księga.    Ul.  25* 
i  26*  i  terr.  lei.  1. 

*)  Ksi^  i  Włodzisław  leżą  blizko  siebio,  a  bardzo  oddalone  są  od  Lelowa. 


296  STANISŁAW    KUTRZBBA 

roczki  odbywać  się  mają,  jak  dawniej,  w  Książa,  a  zamiast  we  Wio- 
dzisławiu,  w  Żarnowcu,  który  był  punktem  daleko  dogodniejszym  dla 
mieszkańców  późniejszego  powiatu  lelowskiego.  Ale  i  ta  próba  udo- 
godnienia sądownictwa  nie  powiodła  się.  W  ciągu  więc  mniej  więcej 
lat  1392  i  1393  przystąpiono  do  radykalniejszej  zmiany.  Podzielono 
ten  pierwotny  obszar  wielkiego  powiatu  ksiąskiego  na  dwa  powiaty. 
Pierwszy  otrzymsił  na  miejsca  zbierania  się  roków  miasteczka:  Książ 
potem  Włodzisław,  i  znów  Książ  ^),  jak  przed  r.  1388;  w  drugim  roczki 
bywają  odprawiane  w  Lelowie,  gdzie  dotąd  sądu  nie  było  i  w  Żar- 
nowcu. Tak  województwo  krakowskie  wzbogaca  się  o  jeden  powiat. 

Jestto  tylko  hipoteza.  Sądzę  jednak,  że  można  jej  bronić,  gdyż 
za  nią  wiele  przemawia,  przeciw  —  nic,  a  w  ten  sposób  dadzą  się  wy- 
jaśnić trudności,  którycbby  inaczej  niepodobna  było  usunąć. 

Jak  mówiliśmy,  roczki  włodzisławskie ,  według  nas  wznowione 
wtedy,  i  żarnowieckie  utrzymują  się  najwyżej  po  koniec  pierwszego 
dziesiątka  XV  stulecia.  Odtąd  w  tych  czterech  powiatach  odprawiają 
się  roczki  tylko  w  ich  głównych  miastach,  od  których  powiaty  otrzy- 
mały swoje  nazwy,  a  więc  w  ksiąskim  w  Książu ,  w  lelowskim  w  Le- 
lowie i  t.  d. 

Na  wschód  od  tych  powiatów  znajdowały  się  jeszcze  dwa,  które 
wchodziły  w  skład  województwa  krakowskiego:  czchowski  i  biecki. 
Roczki  czchowskie  zaczynają  się  od  roku  1399*),  księgi  bieckie  od 
1411  r.  ^).  Czy  te  powiaty  nie  stanowiły  poprzednio  jednego  wiel- 
kiego, musi  pozostać  kwestyą  otwartą.  Można  wskazać  pewien  ślad 
tego,  lecz  zbyt  słaby,  by  na  jego  podstawie  budować  dalej  sięgające 
wnioski  *). 

Tak  więc  przynajmniej  od  r.  1410  ma  już  Kraków  ustalone 
swoje  powiaty  w  liczbie  sześciu,  jak  je   wymieniliśmy   na  początku 


')  Ksiąskie  rociki  po  raz  ostatni  28  kwietnia  1399.  Ul.  p.  695.  Potem  nastę- 
puje luka.  W  latach  1406  —  1407,  które  znów  mamy  (terr.  lei.  I.),  nie  spotjkamj 
Ksiąia  tylko  Włodzisław.  Ksi^i  wraca  od  r.  1409  terr.  prósz.  I. 

*)  Ul.  p.  963  i  terr.  Czchów.  I. 

*)  terr.  biec.  I. 

*)  18  maja  1400  r.  odprawiają  się  roczki  w  Czchowie;  przy  zapisku  spotyka- 
my uwagę:  continuantur  per  dnas  septimanas.  Tymczasem  pod  t^  datą  (1  czerwca) 
zapisuje  taż  księga  czchowska  roczki  bieckie,  pierwsze,  jakie  znamy.  I  znów  tu 
uwaga,  Łe  następne  continuantur  feria  tercia  proz.  post  Trinitatis.  Bzeczywiócie  wtedy 
są  roczki,  ale  znów  w  Czchowie.  Ul.  str.  970  —  971.  Toby  mogło  naprowadzać  na 
domysł,  że  jestto  jeszcze  jeden  powiat  z  siedzibą  sądu  w  Czchowie,  i  &e  tylko  wy. 
jątkowo  raz  odprawiono  roczki  w  Bieczu.  Ale  przeciw  temu  znów  moina  powołaó 
zapisek  o  camerarius  beczeni^is  z  17  lipca  1400:  o  liber  becensis  z  28  września  1400 
roku.  Ul.  nr.  10355  i  11190.  Kwestya  więc  jest  bardzo  wątpliwa. 


SĄDY    ZISMSKIB    I    GRODZKIE   W    WIBKAOH    ŚRBDNIOH  297 

Stan  ten  bez  żadnych  zmian  utrzymuje  się  bez  przerwy  przez  więcej, 
niź  lat  50. 

Rok  1466  przynosi  zupełnie  niespodziewane,  nagłe  i  radykalne 
zmiany,  których  przecież  niepodobna  wyjaśnić  i  zrozumieć  dokładnie. 
Ale  już  zewnętrzny  bieg  wypadków  jest  bardzo  ciekawy,  o  ile  go 
można  odtworzyć  z  krótkich  zapisek,  które  pisarze  ziemscy  pozostawili 
w  księgach  jako  ślad  tych  usiłowań. 

W  maju  r.  1465  nie  dochodzą  roczki  lelowskie.  Do  dwustu  mę- 
żów rzuciło  się  na  sąd  z  dobytymi  mieczami  i  rozbiło  go  ^). 

Tyle  wiemy.  Jaki  powód,  pozostaje  zupełnie  rzeczą  nieznaną. 
W  księgach  lelowskich  następuje  luka,  nie  zapisują  przez  jakiś  czas 
roczków.  Zdziwienie  rośnie,  jeśli  się  weźmie  do  rąk  inne  księgi, 
z  innych  powiatów.  I  tam  roczki  się  nie  odprawiają,  gdzieniegdzie 
nawet  już  wcześniej  ustały;  tak  jest  zarówno  w  Książu  i  Proszowi- 
cach, jak  i  w  odległych  powiatach  Czchowa  i  Biecza.  Co  to  znaczy, 
jaki  powód?  Co  się  stało  z  wymiarem  sprawiedliwości? 

Objaśnienie  pewne,  choć  nie  zupełne,  znajdujemy  w  księgach 
krakowskich.  Dnia  3  marca  1466  odprawiają  się  w  Krakowie  roczki 
nietylko  krakowskie,  ale  ze  wszystkich  powiatów  całego  krakowskiego 
województwa  *).  Dowiadujemy  się  dalej,  iż  zostały  one  przeniesione  do 
Krakowa  „in  districtum  Cracoyiensem  inficti  seu  coadunati^,  i  to  na 
podstawie  uchwały,  która  zapadła  na  zjeździe  w  Nowem  Mieście  Kor- 
czynie *). 

Daremnie  szukać  tej  uchwały.  Znamy  statut  zjazdu  korczyń- 
skiego  z  roku  1465,  który  przeprowadził  dość  ważne  reformy  co  do 
sądownictwa  w  Małopolsce,  np.  co  do  terminów  i  t.  d.     Czy  to  o  ten 


^)  Termini  ad  finem  non  sant  terminati  neque  devenerunt  ad  condompnaclo- 
nea,  quia  indicinm  est  dispercaBsam ,  nam  ad  dacenti  gladii  faerant  evaginati.  terr 
lei.  V.  p.  102. 

*)  Gracovie ...  termini  omniam  distńctuam  tociuB  terre  GracoyiensiB  .  .  .  iazta 
dominoram  in  conrencione  generał!  Noto  Ciritatis  Corcsin  adinrencionem,  continuati 
fuemnt.  Helcel.  II.  Btr.  711.  Acta  Cracorie  .  .  .  termini  continuati  secundnm  landom 
conrencionis  Nove  Civitatis  ita,  quod  omnes  districtns  tocins  terre  GracoTienaia  in 
districtum  Cracoriensem  sunt  inficti  seu  coadunati,  unde  hic  in  actis  presentibus 
omnes  inscripciones  et  condempnaciones  sunt  notate  et  acticate.  Zapiska,  pominięta 
przez  Helcia,  z  tejże  daty  3  marca  1466.  terr.  Grac.  XVI.  p.  319.  Acta  Cracoyie  in 
actis  leloriensibuB  .  .  .  acta  tamen,  termini  quam  condempnaciones  yide  in  actis  cra- 
coYiensis  districtus,  ibi  vide,  inrenies  omnia.  terr.  lei.  V.  p.  102  —  103.  Acta  Gra- 
coYie  in  actis  Xansz  .  .  .  termini  quam  condempnaciones  continentur  in  actis  Graco- 
Tienaibus,  yide  ibi,  inyenies  omnia.  terr.  XanB.  IX.  p.  171.   Oba  zapiski  a  tejie  daty. 

*)  Bandtkie.  Jus  polonicum.  str.  308—309. 


298  STANISŁAW    KUTRZEBA 

Zjazd  chodzi?  czy  więc  prócz  powyższego,  znanego,  jeszcze  inne  wy- 
szły statuta?  Na  to  wszystko  odpowiedzi  niema.  Jako  pewnik  pozostaje 
tylko  ten  fakt,  że  sądy  z  powiatów  przeniesiono  do  Krakowa.  Jaki  był  cel? 
Przecież  trudno  przypuścić,  by  spodziewano  się.  że  to  zarządzenie  da 
się  utrzymać  dłużej.  Jeden  sąd  dla  takiego  obszaru,  to  była  rzecz  zbyt 
niepraktyczna,  by  taki  zamiar  mógł  powstać. 

Rzeczywiście  też  stan  ten  trwa  nadzwyczaj  krótko.  Gdy  przyszły 
następne  roczki,  2  czerwca  1466  roku  ^),  w  Krakowie  odbyły  się  one 
już  tylko  dla  dwóch  powiatów:  krakowskiego  i  proszowskiego,  które, 
jak  zobaczymy,  zostały  w  jeden  złączone.  Ale  nie  odrazu  znikła  bez 
śladów  ta  reforma.  Jeszcze  przeszło  lat  dziesięć  kołacze  się.  nim  na- 
reszcie wróciły  normalne  stosunki,  które  stwierdziliśmy  poprzednio 
w  czasie  przed  rokiem  1466. 

Sprawą  uporządkowania  stosunków  zajął  się  widać  wiec  z  maja 
z  r.  1466.  On  to  przynajmniej  wprowadza  ciekawą  zmianę  w  ustroju 
powiatów  ksiąskiego  i  lelowskiego.  Stworzył  z  nich  jeden  duży  powiat, 
dla  którego  roki  miały  się  odprawiać  tylko  w  Żarnowcu.  Stąd  też  i  po- 
wiat nosi  nazwę  żarnowieckiego^).  Pierwsze  roczki  odbyły  się  9 -go 
czerwca  1466  roku  ^). 

Lecz  i  ta  zmiana  nie  mogła  być  trwałą.  Jakkolwiek  Żarnowiec 
był  położony  bardzo  dobrze,  bo  prawie  w  środku  tych  dwu  złączonych 
powiatów,  to  przecież  byłto  okrąg  zbyt  duży,  by  mógł  tworzyć  jedno- 
stkę organizacyi  sądowej.  Już  w  roku  14**9  następuje  pewna  zmiana. 
Zostają  wznowione  roczki  w  Lelowie,  i  to  za  staraniem  panów  z  po- 
wiatu żarnowieckiego.  Pierwsze  odbywają  się  dnia  9  marca  t.  r.  *). 
W  ten  sposób  powstają  dwa  powiaty:  lelowski  i  żarnowiecki.  W  po- 
równaniu jednak  ze  stosunkami  przed  rokiem  1466  zachodzi  pewna 
różnica,  polegająca  nie  tylko  na  przeniesieniu  sądów  w  dawnym  po- 
wiecie ksiąskim  z  Książa  do  Żarnowca.  Okrąg  żarnowiecki,  czyli  ści- 
ślejszy powiat  żarnowiecki,  należał,  jak  już  mówiliśmy,  do  powiatu 
lelowskiego.  Obecnie  co  do  sądów  zostaje  on  przyłączony  do  po  wiata 

»)  H.  II,  p.  717. 

*)  9  czerwca  1476.  Acta  in  Zarnowecz . . .  tanc  termini  in  Zamowecz  ez  lando 
dominomm  in  coIloqaio  Gracoyiensi  nuper  lapso  protanc  residenciam  dnos  distiictua 
Yidelicet  Kansznenaem  et  Leloriensem  in  unam  dintrictum  noram  ZamoTiensem  eon- 
inngendo  institauntur.  Terr.  lei.  V.  p.  273,  p.  także  terr.  Xan8.  X.  Ten  wiec  p.  H.  II. 
p.  714. 

*)  Ibidem. 

^)  Termini  celebrati  sont  et  restitnti  per  dominos  de  districto  ZamoTiensi.  terr. 
lei.  lY,  p.  235.  Jaki  hjX  adział  tych  ,, domini''  w  przywrócenia  roczków  lelowekich,. 
i  kogo  przez  nich  rozumieć  należy,  niewiadomo. 


SĄDY    ZIRMSKIB    I    ORODZKIB    W    WIKKACH    ŚRRDNICH  299 

ksiąskiego,  i  jego  roczki  odbywają  się,  jak  i  roczki  ksiąskie,  w  Żar- 
nowcu. Ale  przecie  zachowuje  się  utarty  podział,  który  obwód  żarno- 
wiecki zaliczał  do  lelowskiego,  tak,  iż  roczki,  o  ile  szło  o  sprawy 
szlachty  z  żarnowieckiego  obwodu,  wpisywano  nadal  do  ksiąg  lelow- 
^ich,  jakby  na  dowód  tej  łączności  *).  Z  tego  powodu  powstał  ttn 
dziwny  stosunek,  że  powiat  lelowski  miał  dwa  miejsca  sądów,  a  miejsce 
roczków    powiatu    ksiąskiego  znalazło  się  poza  jego    granicami. 

Takie  stosunki  są  aż  do  roku  1476.  W  końcu  tego  roku  wglądnął 
w  tę  sprawę  król.  przy  współudziale  swoich  doradców  uchylił  te  nowe 
reformy,  i  przywrócił  sądy  w  Książu  i  Lelowie,  jak  było  dawniej  *). 
Odtąd  już  bez  żadnych  dalszych  zmian  odbywają  się  stale  roczki 
w  Książu  dla  ksiąskiego,  w  Lelowie  dla  lelowskiego  powiatu. 

Widaó  wraz  z  Książem  i  Lelowem  oddzieliły  się  od  krakowskiego 
powiatu  i  dwa  dalsze:  czchowski  i  biecki.  Ale  i  tu  podobnie,  jak  w  tam- 
tych, nie  od  razu  wracają  normalne  stosunki.  Pierwsze  roki  po  tych 
wypadkach  zapisane  zostały  6  października  1466  r.  ^).  Ale  nie  odbyły 
się  one  ani  w  Czchowie,  ani  w  Bieczu,  ale  w  Wojniczu,  który  leży 
mnie)  więcej  w  środku  między  temi  miastami.  Jak  więc  tam,  i  tu  także 
zmieniono  miejsce,  gdzie  się  sąd  zbierał.  Cel  był  w  obu  wypadkach 
jednaki.  Połączono  bowiem  oba  powiaty;  czchowski  i  biecki,  w  jeden 
duży,  musiano  więc  szukać  innego  miasta,  więcej  nadającego  się  na 
siedzibę  sądu  tego  powiatu  nowego,  więc  miasta  więcej  w  pośrodku 
pc^ożonego.  Wybrano  Wojnicz,  za  którym  przemawiały  te  same  względy, 
co  za  Żarnowcem  w  nowym  żarnowieckim  powiecie. 

Połączenie  i  tu  nie  było  trwałe,  nie  utrzymało  się  dłużej,  niż 
gdzieindziej.  Ost^itnie  roki  wojnickie  datują  z  18  marca  1476  rijku  ^)- 
Nie  było  ich  więcej  w  tym  roku.  W  następnym  na  rozkaz  króla  od- 
prawiają się  już  po  dawnemu  w  Czchowie,  pierwsze  3  lutego  1477  r.  ^), 
i  w  Bieczu,  w  trzy  dni  po  tamtych^. 


«)  Terr.  lei.  IV  i  V. 

*'  20  stycznia  1477  roka.  Acta  in  Xan8z...  termini  continaati  faerant  et  alii 
positi  sant  in  crastino  dominice  ocali,  translati  et  tranRpositi  de  Zamowjecz  in  Xansi. 
terr.  Xan8z.  Xli,  p.  43;  10  marca  1477  roka.  Acta  in  Xan8z...  termini  continaati 
faerant  et  de  Żarno wyecz  Tice^ersa  in  Xan8z  per  dominum  regem  et  sae  serenitatis 
eonsiliarios  et  alii  positi  sant  feria  secanda  infra  octavam  Corporis  Christi.  Terr. 
JLauiB.  XII,  p.  50.    Ostatnie  żarnowieckie  są  z  17  czerwca   1476  r.    Terr.  leloT.  t.  V. 

*)  Terr.  Czchov.  IV,  p.  332. 

*)  Terr.  Czchov.  IV.  i 

')  Termini  continaati  faerant  et  de   Wojnycz  de  mandato  Berenissimi  domini  i 

regis  reBtitati.  H  febr    1477  r.  Terr.  Czchov.  IV,  p.  I. 

*)  Acta  Beycz...  termini  continaati  fuerant  et  de  Woynycz...  restitati.    Terr. 
biec.  III,  p.  1. 


300  STANISŁAW    KUTRZEBA 

Jeszcze  krócej  utrzymało  się  połączenie  powiatów:  krakowskiego 
i  proszowskiego  ^)  w  jeden  krakowski.  Razem  odprawiają  się  one 
w  Krakowie  przez  lat  trzy.  Pierwsze  proszowskie  spotykamy  znown 
2  marca  1469  ^).  W  ciągu  tego  czasu  raz  się  zdarzyło,  że  roczki  dla 
obu  powiatów  odbyły  się  w  Proszowicach,  a  to  z  powodu  zarazy,  która 
srożyła  się  w  stolicy. 

Jak  więc  widzimy,  dążność  skupienia  sądów  wszystkich  powiatów 
w  Krakowie  była  tylko  efemerycznem  zjawiskiem.  Ale  przecież  kiero- 
wano się  przy  urządzeniu  stosanków  pewną  zasadniczą  myślą.  Nowa 
organizacya  była  zdaje  się  tworem  obrad  wiecu  z  maja  roku  1466*). 
Chciano  stworzyć  nowe  powiaty  większe,  z  sześciu  zrobiono  trzy  duże, 
łącząc  powiat  krakowski  i  proszowski  w  nowy  krakowski,  lelowski 
i  ksiąski  w  żarnowiecki,  czchowski  i  biecki  w  wojnicki.  Łączą  się  te 
starania  z  reformą  terminów  sądowych.  Wtedy  właśnie  zamiast  co 
miesiąc,  zaczynają  odprawiać  roczki  w  terminach  dłuższych,  cztery 
razy  na  rok.  Dotąd  więc,  w  sześciu  istniejących  powiatach  było  na 
rok  w  województwie  krakowskiem  roczków  nmiej  więcej  72,  a  przy- 
najmniej powinno  było  być  tyle.  Odtąd  wobec  tego,  iż  liczbę  powiatów 
i  terminów  prawie  równocześnie  zmniejszono,  liczba  ta  zmalała  do 
12-tu  na  rok!  Różnica  to  kolosalna.  Szło  więc  widać  o  to  uproszczenie 
wymiaru  sprawiedliwości.  Co  do  terminów,  reforma  się  zupełnie  po- 
wiodła. Przy  łączeniu  powiatów  zapomniano  o  tem,  że  ludności  było 
nie  na  rękę  częste  odbywanie  roczków,  bo  ją  to  za  bardzo  odrywało 
od  pracy,  że  więc  dlatego  przychylnie  na  tę  zmianę  patrzyła.  Ale 
przez  połączenie  powiatów  wprawdzie  również  zmniejszano  ilość  ro- 
czków, przecież  nie  na  korzyść  ludności,  której  powiększenie  odda- 
lenia od  siedziby  sądu  wobec  większego  obszaru  powiatu  utrudniało 
dochodzenie  sprawiedUwości.  Tak  więc  reforma  upadła;  po  latach  dzie- 
więciu nie  zostało  już  z  niej  nawet  śladu  *). 

Odtąd  wracają  stosunki  poprzednie.  Kraków  pozostaje  aż  po  ko- 
niec okresu,  który  nas  tu  zajmuje,  przy  swoich  sześciu  powiatach, 
które  wymieniliśmy  na  początku. 


^)  Acta  CracoTie...  termin!  continiiati  faerant  de  duobos  districtibns,  scilicet 
Cracoyiensi  et  Proschoriensi  (2  czerwca  14;66  r.).  H.  II.  p.  717. 

')  Termin!  fuerant ...  de  districta  Cracoriensi  hic  riceyersa  remissi.  Terr. 
proaz.  Vni,  p.  341. 

")  Wyraźnie  stwierdza  to  zapiska  co  do  połączenia  Lelowa  z  Książem,  j.  w. 
Zmiany  w  innych  powiatach  są  równoczesne  z  nią,  widad  więc  jednolitoóó  działania. 
Z  tego  powodu  odnosimy  te  zarządzenia  do  wiecu  z  roku  1466. 

*)  Zarządzenia  królewskie  co  do  rozdziału  powiatów:  żarnowieckiego  i  wojni- 
ckiego przypadają  na  ten  sam  czas.  Widać  równocześnie  te  kwestye  załatwiono. 


8ĄDT    ZIBH8KIB    I    aRODZKIB   W    WIEKACH    ŚRBDNICH  301 

Mówiąc  o  miejscowościach,  w  których  odprawiały  się  roczki, 
dodać  chcemy  słów  kilka  o  miejsca,  gdzie  zasiadały.  Widoczna,  iż 
nie  było  specyalnych  na  ten  cel  budynków.  Dość  zresztą  mało  o  tem 
wiemy.  W  Krakowie  raz  zasiadają  w  klasztorze  00.  Dominikanów 
w  refektarzu  1).  Zdaje  się,  iż  był  to  dość  powszechny  zwyczaj.  Kla^- 
sztory  najłatwiej  mogły  dostarczyć  sal  obszernych  dla  pomieszczenia 
znaczniejszej  ilości